
Chapter 5
Harry dość niechętnie kierował się do Wielkiej Sali. Jego żołądek skręcał się z nerwów, jakby był pierwszoklasistą, który idzie ku niewiadomemu. A przecież już to przechodził! I to nawet 2 razy, jeśli liczyć ten, w którym przydzielana była jego córka, a on wtedy zasiadał za stołem nauczycielskim jako profesor OPCM. Gdy McGonagall proponowała mu tę posadę, przysiągł, że wytrwa na niej dłużej niż rok. Niestety James i Lili zagrozili, że jeżeli nie zrezygnuje z tej pracy, powiedzą Ginny o jego wycieczkach do Komnaty Tajemnic. Ten temat zawsze ożywiał u jego żony złe wspomnienia, więc wolał jej o tym nie przypominać i odpuścić. Sam schodził do podziemi przynajmniej raz w tygodniu. Zdolność wężomowy nie odeszła wraz z usunięciem przebywającego w nim horkruksa, więc nie miał z tym większych problemów. Bazyliszek także nie stanowił już problemu. Gdy zszedł tam pierwszy raz po otrzymaniu nowej posady, poczuł się całkiem inaczej niż w 2 klasie. To miejsce było nasiąknięte starożytną magią. Stał tam na środku, rozkoszując się tym uczuciem otulania, gdy pchnięty jakimś impulsem, wszedł w otwór, z którego wypełzł wąż. Ku jego zaskoczeniu, na końcu tunelu były drzwi, które także reagowały jedynie na wężomowe. Kryły one niewielką bibliotekę, w której znajdowały się książki tak stare jak sami założyciele. Niektóre były w jakichś dziwnych językach, jednak Harry powoli zaczynał je odszyfrowywać. W ostatnim tygodniu jego nauczania, zszedł tam po raz ostatni i zabrał tyle książek ile mógł. Ukrył je w domu za obrazem przedstawiającym herb Hogwartu, który znajdował się w jego gabinecie. Hasło trzeba było wymówić w języku węży, więc tylko on miał do niego dostęp.
Znaczy, póki nie okazało się, że jego najmłodszy syn, nie odziedziczył po nim zdolności do rozmawiania z wężami.
Potter westchnął, przypominając sobie szok wszystkich obecnych, gdy Albus zaczął z nim rozmawiać w tym języku, gdy on, zły jak diabli, nieświadomie złowróżył obecnemu Ministrowi Magii w wężomowie. Sam zorientował się, że oprócz syna nikt go nie rozumie, dopiero gdy usłyszał jak Ron zbija, trzymany przez siebie chwilę wcześniej, kubek.
Głos dyrektora, przywrócił go do rzeczywistości.
- Dobrze, chłopcy – zawołał wesoło, odwracając się do nich przodem. Czarnowłosy nawet nie zauważył, kiedy znaleźli się przed bocznym wejściem do Wielkiej Sali. – Poczekajcie tutaj. Zawołam Was po przydzieleniu pierwszoklasistów. Wtedy Was przedstawimy. Wszystko jasne? Świetnie! – i nie bacząc na nic, przeszedł przez drzwi. Harry nie wiedział już co go bardziej denerwuje. Te cholerne iskierki w oczach, czy to podejście ja-mówię-a-wy-nie-macie-nic-do-powiedzenia. Patrząc na minę Malfoya, miał on podobny problem. McGonagall chwilę im się przyglądała, po czym skinęła im głową i ruszyła przywitać nowych uczniów.
Kolejne kilka minut spędzili, ignorując siebie nawzajem i słuchając ceremonii przydziału.
<>~~<>~~<>~~<>~~<>
- A teraz! – zagrzmiał przytłumiony głos Dumbledore’a, gdy nauczycielka transmutacji zakończyła wyczytywanie nazwisk z listy. – Chciałbym przedstawić wszystkim naszych gości. Przybywają oni z przyszłości, więc prosiłbym wszystkich o wyrozumiałość, jeśli ich zachowanie będzie się różnić od waszego. – słysząc to Malfoy prychnął głośno, a Harry ledwo powstrzymał się, by mu w tym nie towarzyszyć. Ten cytrynowy staruszek myśli, że z jak odległej przyszłości oni są? – Zapraszam, chłopcy! – Potter westchnął cicho i jakoś odruchowo wymienił spojrzenia z Draco. Gdy obaj zrozumieli co zrobili, natychmiast posłali sobie wściekłe spojrzenia i odwracając od siebie głowy, przekroczyli drzwi do Wielkiej Sali. Gdy kierowali się do stojącego przed stołem nauczycielskim staruszka, odprowadzały ich zaciekawione spojrzenia i podekscytowane szepty. W końcu ustawili się po lewej stronie dyrektora, odwracając się przodem do uczniów. Harry szybko wyszukał w tłumie znajome twarze, a jego żołądek ścisnął się boleśnie. O to właśnie, widział przed sobą żywe twarze swoich rodziców i ojca chrzestnego. Patrzyli na niego przenikliwie, więc od razu odwrócił wzrok, skupiając się na słowach Dumbledore’a.
- Z wielką radością przedstawiam Wam Harry’ego i Draco! Przyjmijcie ich miło, niezależnie od tego do jakiego domu zostaną przydzieleni! Profesor McGonagall. – dyrektor zwrócił się do kobiety. – Proszę czynić honory.
- Tak – nauczycielka odchrząknęła i popatrzyła surowo na przybyszów. – Panie Draco, proszę podejść – Malfoy posłał Harry’emu wywyższający się uśmieszek i pewnym krokiem podszedł do profesorki. Elegancko zasiadł na taborecie, a Minevra opuściła stary kapelusz na blondwłosą głowę. Chwilę później przez całą szkołę przetoczył się krzyk:
- SLYTHERIN! – Ślizgoni wybuchli gromkimi brawami, wspomagani przez niechętne oklaski innych domów. Szarooki dziarskim krokiem ruszył do stołu i zasiadł wśród starszych roczników, zaraz koło długowłosego, czarnowłosego nastolatka. Gdy owy chłopak popatrzył na Harry’ego, ten prawie zadławił się własną śliną. To był Snape! O cholera! Potter całkowicie zapomniał o tym drobnym szczególe, że jego profesor eliksirów, chodził na ten sam rok co jego rodzice! Nie miał czasu się nad tym dłużej zastanawiać, ponieważ McGonagall przywołała go do siebie. Dalej lekko oszołomiony, opadł na taboret, a chwilę później na jego czuprynę została włożona Tiara Przydziału. Zaraz w jego głowie rozległ się tubalny głos kapelusza.
„Ach! Pan Potter! Przydzielać pana drugi raz to sama przyjemność!”
„Pamiętasz mnie?” Zapytał zdziwiony Harry, zachowując na swojej twarzy obojętną maskę.
„Oczywiście! Oczywiście! Tak... Wielki umysł... Ambicja... Wielka odwaga... Hmm... Gdzie by cię tu przydzielić...?” I w tej właśnie chwili, Potter przypomniał sobie swój pierwszy rok i coś boleśnie zacisnęło się na jego gardle.
„Jak to gdzie?” Zapytał lekko spanikowany. „To chyba jasne, że jestem Gryfonem.”
„Nie, nie. Tym razem to na mnie nie podziała! Tak. Tym razem przydzielę Cię tam, gdzie zawsze miałeś trafić!
„O nie...”
- SLYT-!
- CZEKAJ! JESZCZE Z TOBĄ NIE SKOŃCZYŁEM! – przerwał jej Harry, nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na zszokowanych uczniów i cały personel. Mocniej zacisnął ręce na krześle, powstrzymując się, by nie zmiażdżyć w uścisku starej czapki.
„NIE MOŻESZ MNIE TAM PRZYDZIELIĆ! PROSZĘ!”
„Wybacz, chłopcze. To moja ostatnia decyzja.”
I nie czekając na odpowiedź czarnowłosego, wykrzyknęła:
- SLYTHERIN!
Życie Harry’ego właśnie bardzo się skomplikowało.