
Widmo Przeszłości
Proszę zaczekać - powiedział Harry, zatrzymując się nagle.
Snape odwrócił się.
- Za późno, Potter. Nie mam zamiaru słuchać dalszych wymówek. Za mną. - Ruszył dalej, a gdy dotarł do ostatniego zakrętu, Harry rzucił rozpaczliwie, dokładnie tak, jak powiedział mu Tom:
- Wszystko panu wytłumaczę.
Snape zatrzymał się, ale kiedy na usta Harry’ego wypływał triumfalny uśmiech, profesor drgnął i zniknął za rogiem, jakby całkowicie o nim zapomniał. Harry pośpieszył za nim. Gdy go dogonił, Tom zaklął.
Mistrz eliksirów pochylał się nad drugim białowłosym ciałem. Tym razem był to chłopak, Krukon, którego Harry nie znał.
- Potter, idź po dyrektora - rozkazał Snape.
Harry nie ruszył się.
- Teraz mi pan wierzy? - spytał. - Nie miałem z tym nic wspólnego.
- Idź po dyrektora - powtórzył sucho profesor.
Harry odwrócił się, jednak nagle poczuł coś, o czym marzył od ponad trzech miesięcy: Magię. Niemal nieświadomie obrócił się wokół własnej osi i ruszył w przeciwnym kierunku.
- POTTER! - warknął Snape. - Dobrze wiesz, że gabinet Dumbledore’a znajduje się gdzie indziej!
Jednak Harry szedł przed siebie jak w transie, przyciągany śladem Magii, która wydawała mu się poniekąd znajoma.
- Wiem, kto to zrobił - powiedział nagle.
Snape dogonił go.
- O czym ty mówisz, Potter?
- Zaraz pan zrozumie.
Mistrz eliksirów prychnął głośno, a potem, groźnie obnażając zęby, wyczarował patronusa, który pogalopował korytarzem. Podążył za Harrym, a na jego twarzy mieszała się wściekłość z zaintrygowaniem.
Zatrzymali się przed wejściem do łazienki dla dziewczyn.
A więc to jednak jest moja wina, uświadomił sobie Harry. Tych dwóch uczniów zginęło przeze mnie.
Harry otworzył drzwi do łazienki Jęczącej Marty - ducha, którego tyle miesięcy temu wygnał. Był wtedy pewien, że zdołał swoją Magią wysłać go bezpowrotnie na tamten świat.
Jednak przecenił swoją siłę.
Nad umywalkami unosiło się widmo, które nie do końca przypominało dawną Jęczącą Martę, ale nie było żadnych wątpliwości, że to ona. Srebrzysta poświata, tak charakterystyczna dla duchów, wydawała się zardzewiała, brudna i zakurzona. Twarz Marty zdeformowała się, a gdzieniegdzie w skórze widniały dziury, jakby czymś wypalone lub wyrwane. Oczy miała całkowicie czarne i puste. Gdy tylko ich zobaczyła, jej postać zamigotała i znikła.
- Co-
Nie pozwoliła Snape’owi dokończyć zdania. Natychmiast pojawiła się z powrotem tuż przed nim i posłała go prosto na ścianę. Snape stracił przytomność, a Marta znów znikła.
Musisz mi pomóc, Tom.
Zgadza się, mruknął Riddle.
- Marto - powiedział głośno Harry. - Jestem tu, by ci pomóc.
Jej jęki wypełniły łazienkę. Harry nie potrafił zidentyfikować, skąd nadbiegały - miał wrażenie, że z każdej strony. Oprócz nich było też coś jeszcze: przeplatające się wysokie i niskie wycie ducha brzmiące niemal jak upiorna melodia, od której włosy zdawały dęba, walczyło o uwagę z dochodzącymi ze ścian szeptami. Harry podszedł do jednej z nich i zaczął nasłuchiwać.
To zaklęcia, odkrył, rozpoznając łacinę.
Nie byle jakie zaklęcia, stwierdził oczarowanym głosem Tom. To zaklęcia tak stare jak ten zamek... Hogwart sam próbuje się bronić!
Coś zamigotało z lewej strony Harry’ego. Odwrócił się natychmiast, ale Marta już znikła.
Nadal tu jest, powiedział Tom. Zaklęcia nie pozwalają jej uciec. Jest uwięziona.
Trzeba ją wypłoszyć.
Harry zamknął oczy i sięgnął po Magię, tak jak kiedyś. Jego serce przyspieszyło, gdy odpowiedziała. Tom już jej nie blokował. Co więcej, był częścią niej i dodatkowo ją wzmacniał.
Zlokalizowanie Marty nie było już żadnym wyzwaniem i widmo szybko zostało otoczone Magią. Ukazało się tuż pod oknem z pięknym witrażem syreny, teraz przyglądającej się tej scenie z nieukrywanym zainteresowaniem.
- Przepraszam, Marto - powiedział Harry. - Za pierwszym razem nie potrafiłem zrobić tego poprawnie.
Zaatakował ją, a Marta wzniosła przeraźliwy, nieludzki pisk. Nie trwał jednak długo. Nie minęła minuta, a duch dziewczyny rozpłynął się w powietrzu, tym razem bezpowrotnie. Tylko echo jej krzyków wędrowało jeszcze przez chwilę wśród ścian łazienki.
Harry opadł na kolana. Zanim pochłonęła go ciemność, zobaczył zszokowaną twarz Snape’a, podnoszącego się właśnie z podłogi.
Miałeś kontrolę? Przez cały czas? - dopytywał się Dumbledore, stojąc tuż przed nim.
Harry pokiwał głową, a następnie wyminął go i usiadł w fotelu przed biurkiem. Był wyczerpany.
Wygląda na to, że jeszcze trochę czasu minie, zanim będziesz mógł bezkarnie korzystać z pełni mocy, zauważył Tom.
Mimo to, Harry nie czuł się tak dobrze odkąd wpuścił do siebie Riddle’a. Był jak nowo narodzony, a nawet lepiej: czuł się silniejszy niż kiedykolwiek. Znów mógł myśleć, jego umysł był czysty i spokojny. Czuł żyjącą w powietrzu Magię.
- Nauczyłem się wreszcie posługiwać moją mocą. Dokładnie tak, jak tego chcę - powiedział. - Mam nadzieję, że po tym, jak zająłem się prawdziwym sprawcą ostatnich nieszczęść, wszystkie podejrzenia wobec mojej osoby zostały rozwiane? - Spojrzał na stojącego obok dyrektora Snape’a.
Profesor miał paskudne rozcięcie na prawej skroni, poza tym jednak nic mu się nie stało. Zmrużył lekko oczy.
- Na to wygląda - rzekł.
- Chciałbym jednak coś jeszcze wyjaśnić - odezwał się Dumbledore. Harry, który właśnie chciał wstać, by wrócić do pokoju wspólnego, opadł znów na oparcie fotela.
Dumbledore usiadł na swoim miejscu za biurkiem.
- Duchy nie zmieniają się w mordercze widma samoczynnie - zaczął. Oparł dłonie na blacie i złączył czubki palców. - Jestem bardzo ciekaw, w jaki sposób do tego doszło.
Harry wzruszył ramionami.
- Nie znam się na duchach, profesorze.
- Więc nie wiesz nic na ten temat?
- Nie, profesorze.
Dumbledore pokiwał głową, a Harry nie był pewien, czy dyrektor mu uwierzył.
- A więc muszę ci jeszcze tylko podziękować, Harry - powiedział, uprzejmie chyląc głowę. - Kto wie, czy nie mielibyśmy trzeciej ofiary, gdybyś nie powstrzymał widma. Drugą, i chyba najbardziej prawdopodobną opcją byłoby zamknięcie szkoły. Jednak teraz, gdy sprawcy już tu nie ma, powinno mi się udać przekonać Ministerstwo, że nie jest to konieczne. Mimo wszystko nie będzie to łatwe… Po tym wszystkim co działo się w tym roku... Podejrzewam, że tym razem nie obejdzie się bez konsekwencji ze strony Korneliusza. Możesz już iść, Harry, ale nalegam, żebyś udał się do pani Pomfrey i dobrze u niej wypoczął.
Harry pokiwał głową i wstał. Przez chwilę pociemniało mu przed oczami. Gdy złapał za klamkę, Dumbledore znów się odezwał:
- Muszę cię jednak uprzedzić, że Ministerstwo będzie chciało wyjaśnić sprawę do końca. Postaram się załatwić to sam, jednak nie zdziw się, jeśli ktoś do ciebie przyjdzie z pytaniami.
Harry obejrzał się przez ramię.
- Rozumiem, sir. Nie mam nic do ukrycia.
Czekoladowa żaba bezwiednie machała łapkami w powietrzu nad dłonią Harry’ego.
- Nie mam pojęcia, jak ty to robisz - westchnęła z zazdrością Hermiona, uważnie obserwując każdy ruch jego palców.
Byli w skrzydle szpitalnym. Pani Pomfrey uparła się, żeby zatrzymać Harry’ego na kilka dni. Po szybkim zbadaniu go oznajmiła, że dotąd trafiły jej się tylko nieliczne przypadki tak znacznego wyczerpania magicznego. Nie zmarnowała też tej okazji, by mu przypomnieć, że sam stanowił ich sporą część.
Tym razem jednak Harry ani trochę nie czuł tego wyczerpania. Jego Magia działała nienagannie, chociaż wiedział, że nie byłby w stanie w tym momencie dać kolejnego tak spektakularnego pokazu mocy.
Hermiona była jego pierwszym i najszybszym gościem - zjawiła się przy nim już po trzydziestu minutach, a w kieszeniach przemyciła kilka sztuk czarodziejskich słodyczy.
- Cóż - Harry uśmiechnął się lekko i pozwolił żabie wrócić na swoją dłoń. Przełamał ją na pół i podzielił się z Hermioną. - Tak naprawdę, to mogę to robić właśnie dzięki tobie.
Widząc zdziwienie na jej twarzy, wyjaśnił szybko:
- Pamiętasz naszą dzisiejszą rozmowę? Skorzystałem z twojej rady. Przestałem walczyć i poszedłem na kompromis.
- Och, Harry, tak się cieszę! - powiedziała Hermiona, uradowana. Chwilę później uśmiech znikł z jej twarzy. Drzwi otworzyły się i do sali wszedł Draco.
- Już o wszystkim słyszałem - powiedział, podchodząc do łóżka Harry’ego. Spojrzał na Hermionę. - A ona co tu robi?
- Odwiedzam przyjaciela - oznajmiła chłodno.
- Hermiono - odezwał się Harry, wpadając nagle na pewien pomysł. - Zostaw nas samych, dobrze? Musimy porozmawiać.
Uśmiechnął się do niej, by zapewnić ją, że wszystko w porządku, a Hermiona pokiwała głową.
- W takim razie wpadnę jutro po lekcjach. Och! - Zrobiła wielkie oczy. - Harry, ominie cię pierwsza lekcja obrony przed czarną magią z nowym nauczycielem! Wszystko ci jutro o niej opowiem - obiecała, po czym przejęta wybiegła z sali, prawdopodobnie po to, by powtórzyć materiał i sprawić na nowym nauczycielu dobre wrażenie.
- Naprawdę, Potter, mógłbyś w końcu przejrzeć na oczy, w jakim świecie żyjemy - prychnął Draco, sięgając po czekoladową żabę ze stolika nocnego. - Zadawanie się ze szlamami nie przyniesie ci nic dobrego.
Harry spokojnie zabrał mu żabę z ręki i obrócił ją w dłoni kilka razy.
- Wiesz, Draco… Obawiam się, że nasza umowa musi ulec jednej małej zmianie. Widzisz… wygląda na to, że zacząłem zdrowieć. - Pozwolił, by jego oczy rozbłysły szkarłatem. - Co więcej, nie tylko zdrowieję, ale robię się silniejszy niż rok temu.
Uniósł żabę w powietrze, i posłał ją ku zszokowanemu Draconowi. Gdy wylądowała w jego dłoniach, uśmiechnął się. Nie był to jednak taki uśmiech, jaki posłał Hermionie.
- Więc nie chcę słyszeć kolejnego słowa z twoich ust na temat tego z kim mogę, a z kim nie mogę spędzać czasu. A jeszcze bardziej nie chciałbym już widzieć, jak wypowiadasz słowo “szlama”.
- Jak… - wyszeptał Draco, który pierwszy raz był świadkiem tak swobodnego pokazu Magii Harry’ego. - Bez różdżki…
- Och, to nic takiego. Robiłem to odkąd pamiętam. - Harry wzruszył ramionami i westchnął. - Powiem ci, że żałuję, że nie mogę jutro wrócić na lekcje. Nie mogę się doczekać, aż wezmę w nich udział, gdy już będę całkiem zdrowy. Niestety, pani Pomfrey twierdzi, że jestem zbyt wyczerpany magicznie, by opuścić tę salę. Gdyby tylko wiedziała, no nie?
Roześmiał się cicho, delektując się widokiem oszołomionej i przestraszonej miny Dracona.
- I jestem naprawdę ciekaw tego nowego nauczyciela. Oby potrafił nas czegoś nauczyć, miło byłoby w końcu nie marnować tych lekcji - powiedział i wyciągnął się na łóżku.