
Ofiara
Nie mogę uwierzyć, że tak ci powiedział! - powiedziała Hermiona, wchodząc do biblioteki jak burza i rzucając ciężką książkę na stół, przy którym siedział Harry.
- Już słyszałaś? - spytał, zerkając na tytuł. Było to jedno z dzieł Lockharta. Hermiona złapała je i uderzyła nim jeszcze raz o blat stołu.
- Ten parszywy, dumny, zapatrzony w siebie-
- Czyli już go nie lubisz? - Harry uśmiechnął się lekko, co wystarczyło, żeby zbić Hermionę z tropu.
- Nie, ale… Nie zrobiłeś mu nic, prawda?
- Czemu tak myślisz?
- Uśmiechasz się. To dziwne - powiedziała niepewnie.
Harry uniósł brwi i skrzywił się ostentacyjnie.
- Okej, już nigdy tego nie zrobię.
Hermiona roześmiała się i uderzyła go lekko w ramię.
Zamyślił się, gdy wypakowywała swoje rzeczy. Kiedy ostatnio czuł się tak… normalnie? Hermiona była jedyną osobą, która nie traktowała go jako “przerażającego Harry’ego Pottera”. No i jeszcze Draco broniący go przed Lockhartem...
Czy tego właśnie chciał? Może mimo wszystko bycie zimnym geniuszem nie było tak nagradzające jak myślał, może byłby szczęśliwszy będąc zwykłym uczniem…
- Ale szczerze mówiąc, zdziwiłam się, że Malfoy stanął w twojej obronie - powiedziała Hermiona po chwili, siadając przy stole. - No wiesz… to Malfoy.
Harry wzruszył ramionami
- Jesteśmy przyjaciółmi.
- Nie wiedziałam, że Ślizgoni używają tego słowa.
- Jeszcze wiele rzeczy w naszym domu by cię zdziwiło, Hermiono - powiedział Harry, kończąc temat.
Już po chwili oboje pochylali się nad książkami. Podczas gdy Hermionę całkowicie pochłonął tekst i spisywanie notatek, Harry myślał o Draconie, analizując znów całą sytuację na lekcji obrony przed czarną magią.
Lockhart jak zwykle przeobrażał lekcję w cyrk. Wszystko było dobrze do momentu, aż nie zaczął oddawać sprawdzonych wypracowań.
- Harry Potter! - powiedział głośno na końcu. Harry podniósł wzrok znad książki, na której próbował się skupić. - Nie dostałem twojego wypracowania, Harry.
Harry milczał, gryząc się w język. Nie miał zamiaru tracić czasu na recenzowanie jednej z jego zakłamanych książek z uwzględnieniem jego bohaterskości.
Lockhart podszedł nieco bliżej.
- Harry… Harry, Harry, Harry - zaśpiewał z szerokim, cwanym uśmiechem, jakby wiedział o czymś, o czym Harry nie miał pojęcia. - Sława potrafi być ciężka, dobrze to rozumiem. Sam mam z nią troszkę do czynienia.
Roześmiał się, błyskając idealnymi zębami i odrzucając głowę pokrytą złotymi lokami do tyłu.
- Śmiem przyznać, że wiem w tej kwestii więcej niż ty, Harry. Harry, musisz coś zrozumieć. - Nie patrzył na niego, tylko w dal, jakby właśnie intensywnie przeżywał wszystkie swoje wspomnienia związane ze sławą. Stał opierając się na jednej nodze w takiej pozycji, jakby każde najmniejsze dmuchnięcie wiatru mogłoby go przewrócić. - Nie każda droga do sławy faktycznie do niej prowadzi. Byłeś na bardzo dobrej ścieżce, jednak ta cała historia z “upadłym geniuszem” - machnął niedbale dłonią - za bardzo się przeciąga. Myślałem, że to celowe działanie i, że wiesz, co robisz, jednak teraz widzę, że sława cię zniszczyła. W tym wypadku, radzę ci z całego serca, żebyś sobie odpuścił, Harry. Harry, Harry, Harry, sława nie jest dla każdego. Takie szukanie uwagi nie wydaje mi się już próbą zdobycia większej popularności, tylko desperackim wołaniem małego dziecka. Jestem w tym biznesie już od jakiegoś czasu, mój drogi, więc naprawdę radzę ci, z głębi serca, żebyś sobie dał spokój.
Klepnął Harry’ego po ojcowsku w ramię. Draco poruszył się.
- Harry mając zaledwie rok posiadał większą sławę niż ty przez całe swoje życie. W porównaniu do niego, ciebie nikt nawet nie zna - powiedział.
Ślizgoni wybuchnęli śmiechem, Harry też uśmiechnął się krzywo. Lockhart przez chwilę wyglądał, jakby go poraził piorun. Stracił równowagę i stanął stabilniej na obydwu nogach.
- Czeka pana szlaban, panie Malfoy - oznajmił.
- Za powiedzenie prawdy? - prychnął Draco.
- Za brak szacunku do nauczyciela. - Lockhart nerwowo wygładził szatę na piersi, odgarnął niesforne loki z czoła i wrócił na przód klasy.
Draco zaklął.
- Jedynym plusem tego imbecyla jest to, że mam o jeden przedmiot mniej do nadrabiania - mruknął do Harry’ego. - Napiszę zaraz do ojca, nie ma mowy, żebym marnował czas na jakimś idiotycznym szlabanie za nic.
Harry pokiwał głową. Draco stał się teraz najbardziej zajętym i pracowitym uczniem w całym Hogwarcie, tak jak niegdyś Harry. Śpiączka poważnie odbiła się na jego edukacji, w końcu przegapił trzy semestry. Uratował go tylko fakt, że był Malfoyem, a rok, który stracił był najmniej wymagający ze wszystkich, biorąc pod uwagę, że był to sam początek edukacji. Jako spadkobierca zamożnej, jednej z najważniejszych politycznie w kraju rodzin czystej krwi, miał dostęp do tych materiałów już zanim pojawił się w Hogwarcie - miało mu to zagwarantować lepszy start, ułatwić zdobycie szacunku i dać więcej czasu na nawiązywanie przydatnych więzi między innymi uczniami mającymi odpowiednio duży potencjał. Pomogło mu jednak w sposób, którego nikt nie przewidział.
Mimo wszystko, miał przed sobą mnóstwo pracy. Lucjusz Malfoy wywalczył dla niego późniejszy termin końcowych egzaminów - Draco miał czas aż do sierpnia, by nadrobić materiał z drugiego roku. Teraz musiał się skupić na pierwszej klasie, która go ominęła niemal w całości, by zdać egzaminy wraz z o rok młodszymi uczniami.
- Granger, znajdź sobie inny stół.
Harry podniósł głowę. Draco stał przy Hermionie, rzucił torbę na stół i patrzył na nią z góry. Brwi Hermiony uniosły się.
- Chyba jesteś śmieszny - powiedziała i, jak gdyby nigdy nic, pochyliła się nad notatkami. Draco rzucił Harry’emu oburzone spojrzenie, ale otrzymał tylko obojętną minę w odpowiedzi.
- W porządku, już wolę siedzieć sam niż upaprać się szlamem - prychnął i zabrał swoją torbę. Po chwili znalazł sobie mniejszy, pusty stolik kilka regałów dalej.
- Naprawdę nie rozumiem, jak możesz się z nim przyjaźnić - mruknęła Hermiona.
Harry wzruszył tylko ramionami i uśmiechnął się. Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć.
W tym momencie dobiegły ich uniesione głosy - było to nie tylko dziwne z tego powodu, że znajdowali się w bibliotece, ale również dlatego, że w jednym z nich rozpoznali panią Pince - bibliotekarkę, która pilnowała ciszy niemal z nabożną czcią.
- Jakie ciało?! - usłyszeli jej przerażony pisk.
- Ktoś leży na korytarzu! - odparł niecierpliwie głos jakiegoś ucznia.
Harry i Hermiona spojrzeli po sobie i szybko wstali. Nie trudzili się zbieraniem swoich rzeczy, zostawili wszystko na stole i przeszli na przód biblioteki. Zebrało się tam już paru uczniów, a pani Pince wychodziła właśnie na korytarz.
Uczeń, który ją zawiadomił, rozejrzał się po zebranych - chłopak wyglądał na przerażonego.
- Chyba jest martwa - powiedział trzęsącym się głosem.
Tsessu? pomyślał Harry. Nie, to niemożliwe. Wiedziałby o tym - jego więź z bazyliszkiem była zbyt silna.
Wyszli na pusty korytarz.
- Tam - powiedział chłopak, wskazując kierunek palcem.
Nie zdążyli przejść pięciu kroków, a pani Pince wybiegła zza zakrętu, tak blada, jakby i ona zaraz miała przejść na drugą stronę. Hermiona złapała Harry’ego za ramię i uczepiła się go, jednocześnie popychając ich naprzód.
- Idę szukać nauczyciela - oznajmiła bibliotekarka, a Harry zdziwił się, że potrafiła wydusić z siebie zrozumiałe słowa, ponieważ wyglądała, jakby nie wiedziała, gdzie się znajduje. - Niech nikt się nie zbliża!
Pobiegła korytarzem po pomoc. Harry znów ruszył w kierunku ciała z Hermioną u boku. Za nimi czaiło się kilku równie ciekawych uczniów. Doszli do zakrętu i… zobaczyli ją.
Dziewczyna, na oko piątoklasistka, leżała na zimnej kamiennej posadzce na wznak. Usta miała otwarte, jakby z przerażenia, oczy wielkie, utkwione w czymś widocznym tylko dla niej. Ręce opadły szeroko rozłożone na boki.
Hermiona pisnęła, a kilku uczniów zaczerpnęło głośno powietrza. Harry, uwolniwszy ramię, podszedł bliżej, aż znalazł się nad samym ciałem. Przyglądał mu się uważnie, zafascynowany, ale też przestraszony - co mogło w ten sposób zaatakować uczennicę? Poczuł dreszcz na karku, ale nie z powodu śmierci uczennicy. Chodziło o jej wygląd. Ten grymas przerażenia mógł spokojnie śnić się w najgorszych koszmarach, ale było jeszcze coś - jej włosy były całkowicie białe.
W tym momencie Draco przepchnął się przez zbierający się już tłum i stanął w słup, gdy tylko zobaczył, co się stało. Szybko jednak odzyskał świadomość i podszedł do Harry’ego, złapał go za rękaw i odciągnął od ciała - Harry nie stawiał oporu, ledwo zauważył jego obecność.
Później nastąpiło coś, czego już nie mógł nie zauważyć: pani Pince sprowadziła Severusa Snape’a. Nauczyciel rzucił jednym okiem na ciało i powiedział do uczniów, nie podnosząc głosu:
- Rozejść się. - Uczniowie posłuchali natychmiast. Harry zrobił kilka kroków… - Nie ty.
Zacisnął drapieżnie dłoń na ramieniu Harry’ego i rzucił groźne spojrzenie Draconowi. Malfoy zwlekał tylko przez chwilę i szybko wrócił do biblioteki.
- Nie będę się powtarzać - powiedział Snape, odwracając się do Hermiony.
- Harry był cały czas ze mną w bibliotece - odparła drżącym, ale stanowczym głosem. - Nie mógł tego zrobić.
Snape nie odpowiedział nawet słowem, tylko utkwił w niej wzrok, dopóki nie dała za wygraną i, rzucając Harry’emu ostatnie zaniepokojone spojrzenie, odwróciła się i zostawiła ich samych.
- Pani też niech wraca do biblioteki. Już się tym zajmę - rozkazał pani Pince, a ta od razu posłuchała.
Potem skierował różdżkę przed siebie, a z niej wyskoczyło coś srebrnego i pogalopowało korytarzem. Patronus? Harry sporo o nich czytał - podczas wojny z Voldemortem były główną formą kontaktu między czarodziejami Światła.
Snape wyczarował nosze i, za pomocą czarów, przeniósł na nie ciało. Nosze uniosły się w powietrzu.
- Zaczekaj przed moim gabinetem, Potter - powiedział, poza tym całkowicie go ignorując.
Harry nie zamierzał się kłócić. Jeszcze przyjdzie na to pora - przecież to nie on był sprawcą, za którego zdaje się go brać Snape. W następnej chwili znalazł się już przed gabinetem w lochach - nie wiedział dokładnie jak. Jego myśli pędziły bez żadnego nadzoru.
Gdy w końcu Snape nadszedł, bez słowa otworzył drzwi i ruchem głowy pogonił go do środka. Zamknął drzwi za nimi.
- To nie byłem ja - oznajmił od razu Harry. - Może pan spytać Hermiony Granger albo Malfoya, byłem wtedy w bibliotece. Nic nie zrobiłem-
Snape obszedł go nagle dookoła i stanęli twarzą w twarz.
- I. Tak. Ci. Nie. Wierzę.
Cofnął się o krok.
- Nie oczekuj, że dłużej będę cię chronił, Potter - powiedział a z każdym słowem jego gniew wzrastał. - Wstawiłem się za tobą u Dumbledore’a, trzymając cię za słowo, że taka sytuacja się nie powtórzy. A teraz w szkole kolejny raz mamy o jednego ucznia mniej! A mi jakoś trudno uwierzyć w to, że nie miałeś w tym swojej zasługi - nie wierzę w takie przypadki. W Hogwarcie już jest jedna niebezpieczna i szalona osoba i stoi właśnie przede mną! Myślałem, że jesteś kimś wyjątkowym, dlatego dałem ci szansę. Myślałem, że jesteś jego lepszą wersją, tymczasem jesteś tylko niezrównoważonym dzieciakiem, który się przeliczył z własnymi siłami i w konsekwencji zagraża wszystkim dookoła! Nie mam wyboru, Potter.
Harry czuł, jak cała krew się w nim gotuje. A więc tak go teraz widzi osoba, której właśnie postanowił zaufać?
Lepszą wersją? Burzył się Tom. Jakieś dziecko ma być moją lepszą wersją?!
Nie nazywaj mnie dzieckiem! warknął na Toma.
Snape, zbyt zajęty własnym gniewem, zdawał się nie zauważyć tej wewnętrznej walki. Ciągnął nieubłaganie:
- Dumbledore musi o tym wiedzieć. Muszę mu powiedzieć o wszystkim…
Harry i Tom rzucili się na niego. Błysnęły szkarłatne oczy, palce chłopca zacisnęły się na szyji Snape’a.
- NIE WAŻ SIĘ - syknęli, a ich głosy zmieszały się ze sobą. Światło w gabinecie pociemniało, temperatura spadła, a Snape zrobił jeszcze większe oczy niż uprzednio. Na jego twarz wkradł się strach. - Spróbuj. Wyzywam cię! Ale wiedz, że szybko tego pożałujesz.
Snape posiniał. Nie mógł się obronić, jego ciało się go nie słuchało. Powietrze stawiało opór, a palce dwunastolatka wbijały mu się w szyję z niemożliwą siłą...
W ostatnim momencie Harry cofnął się. To nie był on.... Nie chciał tak zareagować.
Snape osunął się na podłogę, wzrok utkwił w chłopcu, który znów nim był. Szkarłat zniknął z jego oczu, a jedynym śladem po nim był strach i żal wypisane na twarzy.
Harry odwrócił się i opuścił gabinet, niemal zatrzaskując za sobą drzwi. Jeśli Tom był w stanie tak nad nim zapanować, to Harry był niczym więcej jak marionetką w jego rękach.
Byłeś głupi, Harry Potterze, jeśli myślałeś inaczej, powiedział Tom i zaśmiał się cicho. Twój umysł to nic więcej niż plac zabaw.
Zamknij się, powiedział Harry. Tom jednak nadal się śmiał, coraz głośniej i głośniej...
Gotowy, na spotkanie z tym starym głupcem, Harry? spytał, a Harry’ego przeszedł dreszcz. Już jutro miał się spotkać z Dumbledorem i dalej nie wiedział, w jakim celu - dyrektor pominął tę wiadomość w liście. A co, jeśli Tom coś planuje?
Och, Harry… Już nie mogę się doczekać.