
Pułapka
Wiadomość o powrocie Dracona miała dwie strony. Dobrą była taka, że Harry’emu ulżyło - Draco obudził się ze śpiączki i wracał do pełni sił. Utrata kontroli nad Magią nie kosztowała jego przyjaciela całe życie. Co prawda, ponad rok stracił, jednak mogło być zdecydowanie gorzej. Natomiast złą stroną był fakt, że Draco był świadkiem czegoś, o czym nikt nigdy miał się nie dowiedzieć. I Harry mógł tylko zgadywać, co zrobi z tą informacją.
Draco mógł go zniszczyć: gdyby opowiedział chociaż jednej osobie o tym, co zobaczył, Harry mógłby nawet zostać zamknięty w Azkabanie. Owszem, Harry stracił kontrolę nad swoją Magią. Ale wcale nie walczył, żeby ją odzyskać - zamiast tego wykorzystał ją, by zabić Quirrella. Draco nie zobaczył jedenastolatka, któremu Magia wymknęła się spod kontroli. Zobaczył mordercę, zobaczył tego Harry’ego, który specjalnie wykorzystał swoją moc, by zabić bezbronną osobę. Pytaniem było, jak Draco skorzysta z tej wiedzy? Opowie o tym swojemu ojcu, czy zachowa ją dla siebie, by utrzymać swoją przewagę?
Te rozmyślania doprowadzały Harry’ego do szału, gdy leżał w skrzydle szpitalnym. Za oknem nieustannie padał śnieg, a wiatr obijał się o okna wieży. Harry otrzymał trzy wizyty. Pierwszą z nich złożył mu Dumbledore.
- Harry, mój chłopcze. - Przywitał go jak zwykle z miną dobrotliwego dziadka. - Jak się czujesz?
Harry wzruszył ramionami.
- Pewnie wiesz, dlaczego przyszedłem cię zobaczyć? - spytał dyrektor, stając u stóp łóżka.
- Chodzi o Dracona - odparł Harry bez wahania.
Dumbledore pokiwał głową z poważną miną.
- Zgadza się. Tak, jak przekazał ci profesor Snape, młody pan Malfoy obudził się ze śpiączki. Na początku nie pamiętał, co się stało, ale powoli zaczyna sobie wszystko przypominać.
Serce Harry’ego zabiło mocniej, a w głowie pojawiła się panika, jednak nie dał po sobie niczego poznać. Dyrektor kontynuował.
- Narazie Draco nie chce o niczym mówić. Powtarza tylko, że chce tu wrócić. Jest zdolnym uczniem i zgodziłem się, żeby wrócił w przyszłym semestrze, do tej samej klasy, w której by był, gdyby nic nie się stało. Oczywiście, będzie musiał teraz wziąć się solidnie za naukę i napisać test, który potwierdzi, że opanował wiedzę z materiału, który go ominął.
- Da radę. Jest inteligentny - wtrącił Harry, sam nie wiedząc, po co. Jego myśli i serce się uspokajały. Draco trzyma język za zębami. Póki co.
- Też tak myślę - przytaknął Dumbledore. - Ale muszę mieć pewność, że powrót będzie dla niego… bezpieczny.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. W końcu Harry odparł:
- Nic mu się nie stanie. Panuję nad sobą.
- Mam nadzieję, Harry. Oby to była prawda. Jednak potrzebuję jeszcze obietnicy, że jeśli cokolwiek złego będzie się działo, od razu przyjdziesz do mnie i mi o tym powiesz. I wtedy razem temu zaradzimy. Co ty na to, Harry?
Harry pokiwał głową. Dumbledore był ostatnią osobą, do której by się zgłosił.
- Obiecuję, profesorze.
Dyrektor pokiwał głową.
- W takim razie już nic tu po mnie. Życzę ci szybkiego powrotu do zdrowia.
Wyszedł, zostawiając Harry’ego samego na kilka godzin. Dopiero późnym wieczorem do skrzydła wpadł Blaise. Wyglądał na poważnie zaniepokojonego.
- Nie wiem, co się dzieje, Potter - zaczął bez ogródek. - Ale nie możesz tego dalej ciągnąć. Tam przy stole naprawdę mocno wszystkich wystraszyłeś.
- Nawet nie wiem, dlaczego - powiedział Harry, jedząc posiłek przyniesiony przez madam Pomfrey. Czarownica stwierdziła, że jest tak osłabiony, że musi jeść sześć posiłków dziennie, i to nie byle jakich. Ledwo dawał radę to w sobie zmieścić.
Blaise krążył w miejscu, gestykulując rękami.
- Kiedy wybuchłeś, twoje oczy zrobiły się czerwone. I wcale nam się nie zdawało. Widziało to parę osób, na szczęście nikt z innych roczników czy domów. Gdyby to się rozniosło… - Zatrzymał się i spojrzał na Harry’ego.
Harry pokiwał głową w zamyśleniu, odkładając widelec.
- Nie rozpowiedzą tego?
- Uzgodniliśmy, że lepiej nikomu o tym nie mówić - skrzywił się Blaise. - I na razie nie słyszałem żadnych pogłosek. Ale wiesz, jaka jest Pansy. I Daphne. No i Milicenta. Nie wiadomo, jak długo wytrzymają.
- Daphne i Milicenta nic nie powiedzą - odparł natychmiast Harry. - Nie chcą mieć we mnie wroga. To Pansy i Theo mnie niepokoją. Mogą tego użyć, jeśli nie pozostanę po ich dobrej stronie.
Westchnął i przeciągnął się niedbale.
- No cóż. W końcu mają na mnie haka. Czekali na to od dawna. Pytanie, co ty zrobisz, Blaise - powiedział, nagle znów poważniejąc.
- Co masz na myśli? - spytał Blaise, nie kryjąc zdziwienia.
- Reszta Ślizgonów jest jak otwarta księga - powiedział Harry, ani na chwilę nie przerywając spojrzenia. - Ale ciebie nie potrafię rozgryźć.
- Potter… - Blaise uniósł brwi z politowaniem. - Życie w Slytherinie jest trudne i brak zaufania to normalna rzecz. Ale nie szukaj sobie wrogów tam, gdzie ich nie masz.
Następnego dnia odwiedziły go dwie osoby, których ani trochę się nie spodziewał: Hermiona Granger i Ginny Weasley.
- Co ci się stało? Jesteś tylko chory, prawda? Wszyscy mówią co innego i słyszałam już kilka strasznych rzeczy - przywitała go Hermiona, wchodząc jak burza, wyraźnie spanikowana.
- Co mówią? - spytał Harry, ale widząc jej spojrzenie, dodał: - Tak, to tylko zwykła choroba.
Dopiero teraz zauważył Ginny, powoli zbliżającą się do niego, jakby robiła to wbrew swojej woli. Wyglądała gorzej niż kiedy ostatnio zwrócił na nią uwagę, czyli przed kradzieżą Dziennika, chociaż nie potrafił określić, co się zmieniło.
- Mówią już praktycznie wszystko - westchnęła Hermiona, siadając obok łóżka. - Że z kimś walczyłeś, że ktoś cię otruł, że ty chciałeś otruć kogoś, ale przez przypadek otrułeś sam siebie, że ktoś cię znienacka zaatakował, albo uczeń, albo potwór Slytherina… Słyszałam nawet taką wersję, że bierzesz narkotyki i tym razem przesadziłeś!
Harry skrzywił się.
- Więc biorą mnie albo za nieudacznika, albo za ćpuna?
Hermiona pokiwała głową.
- Na to wygląda. Najlepsze, że nikt nie wierzy w to, że po prostu się rozchorowałeś. Wszyscy tworzą historie.
Ginny stanęła za Hermioną. Uśmiechnęła się słabo do Harry’ego. Coś zdecydowanie było z nią nie w porządku. Harry wypuścił swoją Magię, nadal podtrzymując rozmowę:
- Cóż, chyba mogłem się tego spodziewać. Oprócz tego coś ciekawego się dzieje?
Już wiedział, co mu nie pasowało w Ginny. Jej Magia była słaba, o wiele słabsza niż przedtem. Czy to Tom ją wcześniej wzmocnił, czy to jego brak ją osłabiał?
Hermiona pomyślała przez chwilę nad odpowiedzią.
- Tak naprawdę to nic. Tylko na lekcjach dużo się dzieje, ale tak jest zawsze po Nowym Roku. Wszyscy narzekają na profesora Binnsa, bo zadał nam wypracowanie na trzy stopy, ale ja uważam, że temat jest tak ciekawy, że bez problemu można to napisać nawet na pięć…
Dziewczyny zostały jeszcze pół godziny, a gdy w końcu się pożegnały, Harry odetchnął z ulgą. Hermiona mówiła o wiele za dużo, za szybko i za głośno. Ginny tylko stała za nią, a Harry zastanawiał się, po co w ogóle tu przyszła, skoro nie powiedziała ani słowa. Jej Magia nadal go zastanawiała. Czy jej stan jeszcze się pogorszy? Czy to samo stanie się z jego Magią, jeśli przerwie kontakt z Tomem? Nie mógł do tego dopuścić.
Madam Pomfrey wypuściła go ze skrzydła kilka dni później, niemal równy tydzień po tym, jak do niego wrócił. Tydzień po ostatniej rozmowie z Tomem. Tak jak poprzednio, Harry dobrze wiedział, co musi zrobić.
Nie poszedł na kolację, tak jak obiecał madam Pomfrey. Skierował się od razu do swojego dormitorium, usiadł na łóżku, rozłożył dziennik przed sobą i przygotował się do pisania. Nie musiał myśleć nad słowami. Miał już przygotowaną całą rozmowę - miał aż za dużo czasu na myślenie podczas pobytu w skrzydle szpitalnym.
To był bardzo ciekawy tydzień - napisał.
Ku jego zadowoleniu, Tom odpowiedział od razu.
Naprawdę? Opowiadaj.
Jego słowa ociekały sarkazmem. Wiedział, że Harry kłamie, jednak to nie był koniec gry.
Dumbledore powiedział mi, czym jesteś.
Ciężko mi uwierzyć, że mu o mnie opowiedziałeś, Harry. Musisz się bardziej postarać, jeśli zastawiasz na mnie drugą pułapkę.
Harry uśmiechnął się i napisał, delektując się każdym słowem:
Nic mu nie powiedziałem - sam postanowił, że to najwyższy czas opowiedzieć mi o horkruksach… A ja dodałem dwa do dwóch.
Tom nie odpowiedział od razu, a Harry poczuł budzącą się w nim panikę i gniew. Dokładnie na to liczył. Dumbledore oczywiście o niczym mu nie powiedział - to biblioteka Zabinich dostarczyła mu tych informacji.
Po chwili ciszy na pergaminie zaczęło pojawiać się pismo Toma:
Co dokładnie ci powiedział?
Harry odpisał z uśmiechem.
To już zachowam dla siebie.
Wszystko przebiegało według planu. Wściekłość Toma docierała do Harry’ego coraz większymi falami. Jeszcze chwila… Harry przygotował w umyśle swoje bariery, nad którymi pracował przez cały tydzień. Były zdecydowanie mocniejsze, niż przedtem i Harry wierzył, że to wystarczy.
Mijały jednak kolejne sekundy, aż w końcu złość Toma zelżała. Cisza przed burzą? Harry przygotował się na atak. Ale po kolejnej minucie stało się jasne, że Tom przejrzał jego plan i nie zamierzał nim podążać. Harry zaklął i zamknął Dziennik - Tom nawet nie odpisał.
- Jesteś tu? - Blaise otworzył drzwi i wsunął głowę do dormitorium. Natychmiast go zobaczył. - Miałeś iść na kolację.
Harry zmrużył oczy.
- Skąd wiesz?
Blaise prychnął.
- Nie będę ci zdradzać moich źródeł informacji. Chodź, spędziłeś już w łóżku tydzień, więc chyba ci wystarczy.
Harry odłożył dziennik do zabezpieczonej zaklęciami szuflady i poszedł posłusznie za Blaisem. Gdy dotarli do Wielkiej Sali, natychmiast stało się jasne, że Ślizgoni nie zapomnieli o ich ostatnim rozstaniu. Każdy z nich przyglądał mu się bacznie, jakby czekając, aż znów zrobi coś dziwnego.
- Możecie się tak nie gapić? - skrzywił się Harry.
Wszyscy, oprócz Daphne, spojrzeli w swoje talerze.
- Wyglądasz dużo lepiej niż ostatnio - powiedziała.
- Czyli jednak tydzień w skrzydle szpitalnym się opłacał - odparł sarkastycznie.
- Chcemy wiedzieć, co to było, Potter - odezwała się nagle Pansy, miażdżąc go spojrzeniem.
- Ja też chciałbym wiedzieć wiele rzeczy.
- Mówię serio. - Założyła ręce na piersi. - Inaczej cała szkoła się o tym dowie. Co to było?
Harry powstrzymał się od wywrócenia oczami.
- Zmęczenie - powiedział dobitnie.
Pansy skrzywiła się, ale nic nie powiedziała. Harry wiedział, że nikomu o tym nie powie. Przynajmniej nie teraz - poczeka na lepszy moment.
Slytherin nie był miejscem, gdzie szukało się przyjaciół. Przynajmniej nie tych prawdziwych. Słowo “przyjaźń” oznaczało tu porozumienie, umowę. A każdy wiedział, że te można złamać. Ślizgoni nie ufali sobie nawzajem - i nie mieli sobie tego za złe. Takie gry były całkiem normalne - jeśli ktoś nie potrafił się do nich dostosować, nie wytrzymywał tu długo.
To było jednak niczym w porównaniu do rozmów z Tomem. Tom był zbyt inteligentny i, chociaż dzięki temu gra była tym bardziej interesująca, to już działał Harry’emu na nerwy. Nie dał się złapać w jego pułapkę i teraz Harry musiał zrobić coś, na co nie miał najmniejszej ochoty.
Musiał wyłożyć ostatniego asa - to Harry miał fizyczne ciało i to Harry miał dostęp do prawdziwego świata. Tom był zamknięty w Dzienniku i nie zamierzał go tak łatwo opuścić. Jednak Harry poznał już jego słabość: dumę. Tom chciał przynależeć do magicznego społeczeństwa i być kimś więcej. Chciał być podziwiany, ważny i potężny. To wszystko zostało mu podarowane, gdy odkrył, że jest dziedzicem Salazara Slytherina. Nadeszła pora, by sprawdzić, jak bardzo był sentymentalny. Harry nie widział innego wyjścia. Musiał zniszczyć Komnatę Tajemnic.
Nie odważysz się.
Napisał Tom, gdy Harry poinformował go o swoich planach. Przez więź, która łączyła ich już dość mocno, Harry poczuł jednak jego niepokój. Nie odpisał - wkrótce Tom przekona się, że mówił prawdę.
***
Niebo było zupełnie czyste. Rześki błękit otaczał zamek i błonia, a nieskazitelnie biały śnieg był jedynym śladem po nocnej zamieci.
Idealny dzień na zniszczenie Komnaty, pomyślał Harry, jedząc sobotnie śniadanie. Już wcześniej uprzedził Blaise’a, że spędzi ten dzień w jednej z pustych klas, ćwicząc zaklęcia. Nie było w tym nic podejrzanego - często spędzał soboty samotnie. Tym razem miał jednak inne plany.
Jestem w Komnacie. - Napisał. - Nie chcę tego robić, ale jeśli się teraz nie pokażesz, zniszczę ją. Ostatnia szansa.
Nie liczył na odpowiedź. I nie liczył na to, że Tom go posłucha - nie miał żadnej gwarancji, że Harry nie blefuje. I rzeczywiście, nic się nie stało. Minęła minuta, potem dwie. Harry podniósł się z zimnej posadzki, na której zawsze siedział podczas rozmów z Tsessu.
Rozejrzał się i odetchnął głęboko i przeciągle. Węża nie było nigdzie widać i Harry nie był pewien, czy się pojawi. Ale wiedział, co musi zrobić, jeśli bazyliszek wkroczy do akcji.
Spojrzał w górę, na kamienną twarz Salazara Slytherina.
- Zacznijmy od ciebie - syknął.
***
Tsessu otworzył oczy i uniósł łeb, węsząc w powietrzu językiem. Obudziły go odległe huki, jakby coś się waliło. Język powiedział mu jedno: jego Pan był w Komnacie. Czy to oznaczało, że już minął miesiąc?
Będziesz wiedział, powiedział mu wtedy Pan.
Więc miesiąc jeszcze nie dobiegł końca. Tsessu zaczął pełznąć w kierunku Komnaty, a hałas stawał się coraz głośniejszy. Woń jego Pana była coraz wyraźniejsza, a wraz z nią woń tego drugiego.
W końcu Tsessu wślizgnął się do zimnej wody, a gdy się wynurzył, był już w Komnacie. Jego Pan stał pośrodku ruin z uniesionymi rękoma. Oczy miał zamknięte. Kolejne części kamienia i marmuru odrywały się z kolumn, ścian i posągu Slytherina i spadały z grzmotem na ziemię. Posadzka usiana była gruzem i szmaragdami.
Tsessu obserwował tę scenę przez chwilę. Jego Pan był potężny, Magia zdawała się wypełniać całą Komnatę... tak jak jego smutek. Mógł być najpotężniejszym czarodziejem, jakiego spotkał Tsessu, ale również niósł w sobie więcej cierpienia niż Tsessu kiedykolwiek widział. A to było dużo nawet w porównaniu ze smutkiem Salazara Slytherina.
Tsessu widział go wtedy po raz ostatni. Salazar przyszedł, by się pożegnać.
- Przed tobą długie życie - powiedział, uśmiechając się smutno. - Może nie takie jak bym chciał, ale lepsze niż los twoich braci.
Tsessu nie rozumiał, co się stało, ale dzięki więzi ze swoim Panem wiedział, że już nigdy go nie zobaczy. Gdy Pan znów przemówił, na jego twarz wstąpiła dziwna determinacja.
- Poznasz jeszcze kilku Panów, a przynajmniej mam taką nadzieję. Pomożesz im zbudować lepsze, silniejsze społeczeństwo, tego jestem pewien. Przejdziesz do historii.
Te słowa nie miały sensu dla Tsessu. Jedynym, co się liczyło, był fakt, że zostanie sam. Pan wyciągnął do niego otwartą dłoń, a wąż przyłożył do niej pysk. Jeszcze nigdy nie widział swojego Pana z tak bliska. Jego szmaragdowe oczy nie miały już w sobie tego blasku, co na początku. Teraz pozostał tylko smutek. Pożegnanie.
Salazar Slytherin odwrócił się i wyszedł z Komnaty.
Tsessu wypełzł z basenu i przyglądał się swojemu smutnemu Panu, który niszczył ich dom. Czy to również oznaczało pożegnanie?
Pan zdawał się wyczuć jego obecność, bo otworzył oczy. Oprócz smutku było w nich jednak coś jeszcze - desperacja? Patrzyli na siebie przez chwilę, a potem Pan uśmiechnął się dziwnie i powiedział:
- Tsessu, nie atakuj mnie.
Wąż znieruchomiał na chwilę, przypominając sobie ostatnie słowa Pana, które usłyszał:
Nie reaguj na moje wezwania i rozkazy przez najbliższy miesiąc. To jest nadrzędny rozkaz i nic w ciągu tego miesiąca go nie przebije.
Nie miał innego wyboru. Zaatakował.
***
Tak, jak myślałem. Harry odepchnął bazyliszka Magią. Raz, drugi i trzeci. Nie śmiał spojrzeć w jego stronę, bo nie wiedział, czy Tsessu odsłonił swój Prawdziwy Wzrok. Musiał zdać się na instynkty i otaczającą go Magię. Komnata nadal się rozpadała, jednak nie na tyle, by pogrzebać ich żywcem. Gdy wąż uderzył po raz czwarty, Harry’ego opuściły wszystkie siły i upadł na mokrą, pokrytą gruzem posadzkę, a Tsessu szykował się do zadania ostatniego ciosu. Teraz, pomyślał Harry. Wąż uderzył.
***
Tom czuł się, jakby niemalże oglądał to, co się działo w Komnacie. Więź między nim a Harrym były tak mocna, że nawet gdy Dziennik był zamknięty, ich emocje nieustannie przez nią przepływały.
Zniszczenie Komnaty mógł jeszcze znieść, choć było mu ciężko. Jednak nie zamierzał pozwolić na to, żeby chłopak zabił siebie, a wraz z tym jego. Tom nie wiedział, jak jego przyszłe ja mogło do tego dopuścić, ale Harry Potter był horkruksem. Zawierał w sobie część jego duszy, tak samo jak Dziennik. Był jeszcze drugi powód, dla którego musiał to zrobić: jeśli Potter zginie w Komnacie, nikt nie wyniesie stąd Toma. Dziennik będzie leżał w gruzach Komnaty Wielkiego Slytherina po wieki - a to ani trochę nie pasowało do planów Toma. Musiał uratować Pottera.
Złapał się łączącej ich więzi i opuścił Dziennik. Harry był o krok od śmierci, gdy Tom zaatakował. Nawet nie próbował walczyć - na to przyjdzie czas później; i już po niecałej sekundzie Tom patrzył jego oczami. Machnął różdżką z nową siłą i posłał bazyliszka z powrotem do basenu. Wąż już nie wypłynął.
Wykorzystując ciszę przed burzą, sprawdził jeszcze, czy jego inna część duszy w ciele Pottera nadal jest nietknięta i przygotował się do walki, chociaż wiedział, że nie będzie trudna. Chłopak ledwo trzymał się na nogach.
- Nie tym razem. - Usłyszał głos Harry’ego. - Uczę się na błędach.
Harry zaatakował wściekle i im większy Tom stawiał opór, tym mocniej walczył. Tom nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń. Nie mógł na to pozwolić, nie mógł stać się kolejną bezradną częścią duszy, tak jak ten uśpiony horkruks w Harrym…
Ale nie chciał też oglądać znów tamtych wspomnień… Zamknął je za grubym murem dawno temu i nie zamierzał już do nich wracać. Ale dlaczego się ich bał? Przecież był Tomem - te wspomnienia go nie dotyczyły...
...Teraz dotyczą nas obu.
***
Harry? Wiem, że to nie moja sprawa, ale nie jadłeś już cały dzień… Kolacja się skończy za pół godziny-
- Już idę, Blaise.
Kotary rozsunęły się i Harry wstał z łóżka, na którym siedział. Blaise zmarszczył brwi.
- Eksperymentowałeś z czymś? - spytał. - Wyglądasz jakoś… inaczej.
- W jakim sensie? - zapytał Harry, podchodząc do okna, by napić się wody.
Blaise nie odpowiedział od razu.
- Sam nie wiem. Po prostu.
- Nie martw się, Blaise. Czuję się świetnie. Szczerze mówiąc, jeszcze nigdy nie czułem się tak dobrze.
Harry odwrócił się od okna. Blaise gapił się na niego. Czy tylko mu się wydawało, czy oczy jego przyjaciela naprawdę rozbłysły czerwienią?
- Pójdę po Pansy… Ona też jeszcze nie jadła - powiedział i powoli wyszedł z dormitorium, nadal mu się przyglądając.
Gdy drzwi się zamknęły, Harry podszedł do lustra. Rzeczywiście, coś się w nim zmieniło. Wydawał się silniejszy, starszy i bardziej pewny siebie.
- Kto by pomyślał, że moja dusza tak dobrze dogada się z twoją… - odezwał się cichy głos w jego głowie. - Nareszcie możemy zacząć.
- Zacząć co? - spytał Harry, poprawiając szatę.
Jego oczy zabarwiły się szkarłatem.
- Poszukiwanie Lorda Voldemorta.
*****
Hej! ^^
Pierwsza połowa dobiegła końca - od razu proszę o wybaczenie za dość długą przerwę, która teraz nastąpi :( Potrzebuję troszkę dodatkowego czasu, żeby ogarnąć kolejne 11 rozdziałów (w zamian mogę obiecać, że dam z siebie wszystko!).
Może pocieszy Was wiadomość, że podczas tej przerwy planuję tu wrzucać nieco inną pracę - z autorską fabułą i postaciami. Pierwszy rozdział pojawi się w pierwszej połowie stycznia :)
A kiedy kontynuacja MIND? Wstępnie chcę z nią powrócić w lutym - będę Was informować na bieżąco (Wattpad: @k_wolfshe -> zaobserwujcie! <3)
Do tego czasu trzymajcie się ciepło, uśmiechajcie się jak najwięcej i dbajcie o siebie!
(Proszę o kudosy i komentarze!!!! :D)