MIND

Harry Potter - J. K. Rowling
G
MIND
author
Summary
Po pewnym mrocznym incydencie z pierwszego roku, za który przyszło komuś drogo zapłacić, Harry’emu zostaje przylepiony tytuł następcy Czarnego Pana. Dumbledore jest tym wyraźnie zaniepokojony, zwłaszcza, gdy Komnata Tajemnic zostaje otwarta, a według pogłosek jest to właśnie sprawka Harry’ego. Harry natomiast szybko spotyka prawdziwego dziedzica i postanawia go wykorzystać… W końcu jest Ślizgonem, a Dziedzic jest zbyt potężny i intrygujący, by zmarnować jego potencjał.
All Chapters Forward

Potwór i Dziedzic

Wokół panowała całkowita ciemność. Harry podejrzewał, że zwiedzając nawet najniższe poziomy lochów nigdy nie znalazł się tak głęboko pod ziemią.

- Lumos.

Blade światło padło na wyłożoną szkieletami małych zwierząt podłogę i zimne, śliskie ściany.  W powietrzu czuć było wilgoć, zapach glonów i pleśni, a w panującej tu martwej ciszy było coś przerażającego. Niemal słychać było otchłań rozpościerającą się poza granicami światła i nawołującą do siebie. Gdyby nie jego ciekawość, Harry od razu zrezygnowałby z tego pomysłu i wrócił na górę do zamku.

Zebrał się w sobie i zrobił kilka kroków, a niewielkie kości chrzęściły i łamały się z trzaskiem pod jego stopami. Gdyby potwór Slytherina czuwał, już by mnie zaatakował, pomyślał Harry i poczuł się nieco pewniej.

Korytarz wił się przez kilka zakrętów, a Harry podążał nim w napięciu, aż nagle zamarł. Światło zahaczyło o coś dużego, długiego i gładkiego. Nie poruszało się. Harry ostrożnie podszedł bliżej i jednocześnie z ulgą i niepokojem stwierdził, że to tylko zrzucona skóra węża. O obwodzie dwa razy dłuższym od jego wzrostu. Harry przejechał po niej dłonią. Potwór Slytherina.

Po chwili ruszył dalej korytarzem i za następnym zakrętem stanął pod drzwiami, które wyglądały, jakby strzegły wejścia do bogatego, staromodnego i zaniedbanego sejfu, w którym znajdowały się zaginione artefakty. Oplatały je dwa realistycznie wyrzeźbione węże splecione na środku.

- Otwórz się - powtórzył Harry.

Węże odpełzły ciężko na boki i drzwi przetoczyły się w lewą stronę. Za nimi widniała tylko ciemność, niemal tak gęsta i nieugięta jak same drzwi. W ostatniej chwili Harry zorientował się, że stoi na podwyższeniu, a pod stopami ma długą i starą drabinę prowadzącą w dół.

Pochodnie na ścianach zapalały się zielonym ogniem gdy je mijał, idąc wzdłuż ogromnej Komnaty. W ich blasku dostrzegł potężne, bogato zdobione kolumny ustawione w rzędach po obu stronach i kilka tuneli wychodzących w różnych kierunkach. Domyślił się, że potwór się nimi przemieszcza. Starał się nie wyobrażać sobie jego wyłaniającego się z ciemności łba za każdym razem, kiedy przechodził obok ciemnych dziur. Każdy jego krok odbijał się od ścian długim echem, a Harry niechętnie odkrył, że jedynym innym dźwiękiem jest głośne bicie jego serca i usilnie kontrolowany oddech. Równie dobrze mógłby być żywym budzikiem dla potwora.

Wreszcie ostatnie pochodnie na samym końcu rzuciły zielonkawe światło na masywny, wysoki do samego sufitu posąg Slytherina. Przed nim zbudowano prosty basen z czarną w ciemności wodą. Harry stanął na jego krawędzi u stóp posągu i spojrzał w górę. Przez moment śledził oczami surowe rysy twarzy Slytherina, a potem odezwał się, a jego głos nawet nie drgnął.

- Wzywam cię - syknął.

Woda przed nim zabulgotała delikatnie, jednak Harry nie cofnął się, nawet kiedy powierzchnię przebił ogromny łeb potwora, a potem jego długie ciało. Woda rozprysła się wokół, mocząc Harry’ego od stóp do głów. Na oczy spadły mu mokre kosmyki włosów.

Wąż spojrzał na niego dziwnie zamglonymi oczami.

- Mówiący - syknął. - ale bez krwi mojego Pana.

- Nie atakujesz - zauważył Harry, przyglądając się mu zafascynowaniem. 

- Dziedzic.

Harry zmarszczył brwi.

- Każdy mówiący jest dziedzicem?

- Nie, masz jego Magię.

- Więc będziesz mnie słuchał? - spytał Harry, odkładając zrozumienie znaczenia tych słów na później.

- Dziedzic musi dowieść siły - zasyczał potwór i bez ostrzeżenia rzucił się na Harry’ego.

Harry machnął różdżką i najeżony dwudziesto-centymetrowymi kłami łeb odbił się od niewidzialnej bariery. Gdy zaatakował ponownie, Harry odskoczył w głąb Komnaty i kolejnym ruchem różdżki, niczym wielkim biczem, pchnął węża na boczną ścianę. Wąż wpadł do wody i wynurzył się z niej rozwścieczony. Wypełzł na ciemną posadzkę. Już po chwili okazało się, że na lądzie jest szybszy niż w wodzie, a różdżka Harry’ego potoczyła się po ziemi, gdy wreszcie znalazł otwarcie, atakując bez wytchnienia i odbijając się od magicznych tarcz.

Tym razem wąż uderzył ogonem i posłał Harry’ego na przeciwną ścianę, gdzie chłopak opadł na twardy kamień bezwładnie niczym kukła. Od uderzenia nad prawą brwią pojawiła się czerwona rysa i po chwili krew zaczęła spływać mu na twarz. Mimo zamroczenia, Harry poczuł budującą się w nim wściekłość, której do tej pory miał okazję doświadczyć tylko raz. Wykrzywił usta, pokazując zęby niczym drapieżnik, a jego oczy rozbłysły szkarłatem. Nie mam zamiaru umierać, pomyślał i dźwignął się na nogi, czując rozpierającą go Magię. Wyciągnął przed siebie rękę, kierunkując moc w stronę węża.

Potwór opierał się przez chwilę, ale Magia szybko go otoczyła. Skulił się w sobie, gdy poczuł napierającą na niego siłę ze wszystkich stron. Powietrze wokół niego zgęstniało, nie miał czym oddychać, a Magia wgniatała się w jego ciało mocniej i mocniej…

Nagle wszystko ustało. Powietrze się rozluźniło, mógł z powrotem oddychać. Miał wrażenie, jakby jego ciało rozpływało się na wszystkie strony. Poczuł zapach swojego nowego Pana tuż pod nosem. Otworzył oczy, jednak nie odsłonił błon zakrywających jego Prawdziwy Wzrok. Jego Pan kucał przed nim i intensywnie się w niego wpatrywał. Był cały mokry, a prawą część twarzy pokrywała krew. Z oczu znikła już czerwień, ale Magia pozostała. 

- Teraz opowiedz mi o tym drugim dziedzicu - rozkazał Pan, a potwór ani myślał nie posłuchać.

 

Przedstawienie, które odgrywał Lockhart było, krótko mówiąc, żałosne. Chodził po całej sali z nosem w jednej ze swoich książek i czytał ją na głos, stosownie zmieniając tonację, przerysowując już i tak przerysowaną postać bohatera, którym był on sam. To było jego pojęcie prowadzenia lekcji obrony przed czarną magią.  Jakby tego było mało, chciał, żeby Harry wziął w tym udział, odgrywając głupiego potwora, którego Lockhart miał zabić.

Harry, mimo ogromnego zmęczenia, dał z siebie wszystko, żeby obdarzyć profesora spojrzeniem pełnym wzgardy. Lockhart wybrał więc nową ofiarę - Seamusa Finnegana. Finnegan zdawał się mieć prawdziwy talent do aktorstwa. Jego ryki “rozdrażnionego yeti” brzmiały naprawdę przekonująco.

Harry przez chwilę obserwował tę błazenadę zniesmaczony, a potem wyciągnął z torby o wiele ciekawszą książkę i, wymieniwszy jeszcze krzywy grymas z Blaisem (który trzymał już swoją książkę w dłoniach), zaczął czytać, odcinając się od otaczającego go cyrku.

Czytał o bazyliszkach. Tekst mówił o tym, jak bardzo są tajemnicze i rzadkie, a czarodzieje wciąż nie ustalili wiele na ich temat. Harry wiedział jedno: miał ogromne szczęście, że jego bazyliszek (a nazywał się Tsessu) był na tyle rozsądny, żeby zakryć swój śmiercionośny wzrok, gdy Harry go pierwszy raz odwiedził.

Nie dowiedział się o tym jednak z książki, ale od Tsessu. Wąż okazał się bardzo rozmownym towarzyszem, pewnie dlatego, że przez setki lat nie miał do kogo się odezwać. Harry ze zdziwieniem odkrył, że mu współczuje. Nigdy wcześniej nikomu nie współczuł.

Rozmowy z Tsessu oznaczały, że Harry nadal nie spał nawet w połowie tyle, ile powinien, a eliksir powoli przestawał działać. Tak jak powiedział Snape, był to tylko chwilowy wspomagacz. Mistrz eliksirów zdawał się widzieć, że nadszedł ten czas, kiedy napój nie przynosił skutku - Harry zauważył jego zaintrygowane spojrzenia podczas lekcji. Z pewnością zastanawiał się, co Harry robi nocami, co jest na tyle ważne, że tak się temu poświęca.

- Jesteś pewien? - usłyszał jego głos za swoimi plecami, a jego ręka z fiolką wyciągu z czerwonych alg zastygła nad kociołkiem.

- Jeszcze nie - powiedział Harry po chwili i spojrzał jeszcze raz na instrukcje w podręczniku. Pominął dwa kroki.

- Nie obchodzą mnie twoje tajemnice, Potter - powiedział Snape tak cicho, żeby tylko Harry mógł go usłyszeć. - Ale jesteś na najlepszej drodze do tego, żeby zepsuć sobie reputację, którą budowałeś przez cały rok. Weź się w garść.

McGonagall również widziała, że coś się dzieje. Zatrzymała go po transmutacji tego ranka i dała mu listę uzupełniających lektur, wyglądając jakby robiła to wbrew własnej woli.

- Gdybyś potrzebował pomocy w czymkolwiek, moje drzwi są otwarte, Potter - powiedziała.

W momencie, kiedy zacisnął palce na liście, postanowił odpuścić. Nieważne, że nie dowiedział się jeszcze wszystkiego od Tsessu. Wiedział wystarczająco jak na ten moment. Chciał znów być sobą i czuć ekscytację na widok tej listy. Chciał mieć siły na to, żeby już w tej chwili popędzić do biblioteki i zgarnąć z półek te tytuły, które znajdowały się w sekcji Ksiąg Zakazanych, na co pozwalała mu pisemna zgoda McGonagall, którą również mu wręczyła. A tymczasem czuł się wrakiem samego siebie. Pora wrócić do zwykłego życia, pomyślał i, gdyby nie był tak zmęczony, to nawet uśmiechnąłby się na tę myśl.

Jego marzenia zakłócił nagle Lockhart, wykrzykując głośno swoją bohaterską kwestię z książki. Machnął ręką i Yeti Finnegan padł na ziemię. Gryfoni zaczęli się śmiać, podczas gdy Ślizgoni obserwowali wszystko z niesmakiem. Lubili patrzeć, jak inni uczniowie są poniżani, ale to przedstawienie było zbyt żałosne jak na ich gusta. Lockhart nie udawał. Nie robił tego, żeby poniżyć Finnegana cz rozbawić uczniów. Naprawdę wierzył, że ta scena była arcydziełem pokazującym jego wielkie dokonanie. Dla Ślizgonów był nikim więcej niż natrętnym robakiem.

Ciekawe, czy ten idiota potrafi rzucić choć jedno zaklęcie, zastanawiał się Harry, obserwując jego Magię, tak nikłą i nierozwiniętą, że była ledwo zauważalna. Harry nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że Lockhart nigdy nawet nie widział prawdziwego Yeti. Po raz kolejny zaczął się zastanawiać, dlaczego Dumbledore zatrudnił taką ofermę. Już Quirrell był od niego o niebo lepszy, mimo że często nie mogli zrozumieć, co do nich mówi, a jego lekcje opierały się tylko na teorii. No i fakt, że miał Voldemorta z tyłu głowy…

Stop, pomyślał stanowczo Harry. Zamknął Quirrella za grubymi drzwiami i skupił się na rozmowach z Tsessu.

Bazyliszek powiedział, że ten, kto go nasłał na Keitha również nie miał krwi Slytherina, ale miał jego Magię. Był w Komnacie tylko dwa razy i za każdym razem wyprowadzał węża na korytarze Hogwartu. Na koniec obiecał, że wróci. Teraz nie pozostało nic innego, niż czekać na znak Tsessu.

 

Znak nadszedł w postaci dziwnego syku w umyśle Harry’ego niecały tydzień później, kiedy jadł kolację w otoczeniu reszty ślizgonów.

- Już zjadłeś? - zdziwił się Blaise, gdy Harry wstał.

- Jakoś nie mam apetytu - odparł i szybko wyszedł z sali.

Kiedy dotarł na miejsce, zwolnił i zaczął się rozglądać po Komnacie, jednak jego wzrok szybko padł na osobę stojącą pośrodku nad basenem. Była obrócona tyłem do niego a plecy okryte miała długimi, rudymi włosami.

- Witaj, Harry Potterze - rozległ się dziewczęcy, zimny głos. - Nie kazałeś mi długo czekać.

Podszedł bliżej, jednak zatrzymał się w odległości kilku kroków.

- Nie przypominam sobie, żebyśmy umawiali się na to spotkanie - zauważył.

Ginny Weasley obróciła się. Na jej twarzy gościł uśmiech, co w tym miejscu wyglądało dość niepokojąco, zwłaszcza w połączeniu ze szkarłatnym kolorem jej dużych oczu.

- Wysłałam ci zaproszenie - powiedziała wesoło. - I dołączyłam dwa prezenty powitalne.

Było w niej coś nienaturalnego. Dopiero po chwili Harry zrozumiał, co jeszcze mu nie pasowało. Ginny w ogóle nie mrugała ani nie gestykulowała. Jej ciało było sztywne, jednak ruchy płynne i spokojne. Przemyślane.

- Dostałem je - oznajmił. - No i jestem. Najpierw proponuję, żebyś się przedstawiła, skoro już znasz moje imię.

Uśmiechnęła się szeroko.

- Myślałam, że mnie znasz, Harry. Jestem Ginny Weasley!

- Oboje wiemy, że nie jesteś Ginny.

W odpowiedzi dostał następny uśmiech, lecz tym razem kryło się w nim lekkie szaleństwo.

- Więc kim jestem, Harry Potterze? Niech to będzie twoją pierwszą zagadką.

- Zagadką?

Nie przerywając, pozwolił swojej Magii powędrować do Ginny.

- Czemu mam rozwiązywać jakąś zagadkę?

- Chcę cię poznać, Harry Potterze. Ginny trochę mi o tobie opowiadała ale… większość z tych rzeczy była raczej fantazją jedenastoletniej dziewczynki. Ginny nie zna odpowiedzi.

Poczuł jej Magię. Była zwykła, przeciętna i opleciona Magią, której nigdy wcześniej nie czuł, jednak był pewien, że ją znał. Dziwne.

- Odpowiedzi na co?

- Ja też mam swoją zagadkę do rozwiązania - posłała mu jeszcze jeden uśmiech.

- Co, jeśli ja nie chcę rozwiązywać twojej zagadki?

Ta druga Magia była zupełnie inna od wszystkich, z którymi się spotkał. Niezwykle potężna, ale wybrakowana. Jakby coś ją ograniczało. Harry nie chciałby, żeby ta Magia osiągnęła swój pełen potencjał.

Ginny wywróciła oczami.

- Zagroziłbym regularnym uśmiercaniem szlam, ale wnioskując z tego, co o tobie słyszałem, nie zrobiłoby to na tobie wrażenia. Ale też wiem, że nie muszę tego robić.

Harry uniósł pytająco brew.

- Już zrobiłem na tobie wrażenie - powiedziała z uśmiechem. - I to wystarczy. Jesteśmy do siebie podobni, Harry Potterze. Dlatego wiem, że zrobisz wszystko, żeby rozwiązać tę zagadkę. Jesteś ciekawy odpowiedzi.

- Jesteś słaby - odparł Harry. - Mogę cię pokonać tu i teraz. I zdobyć odpowiedź.

Ginny ruszyła wolno w jego stronę.

- To prawda, jestem słaby… Ale mogę ci obiecać jedno. Jestem dobry w utrzymywaniu moich tajemnic. Obiecuję ci, że jeśli spróbujesz wydobyć ode mnie odpowiedź siłą, nigdy jej nie otrzymasz.

Minęła go. Harry poczekał, aż kroki ucichną za wejściem do Komnaty, a potem wysłał swoją Magię, żeby sprawdzić, czy dziewczyna na pewno poszła. Zbliżył się do krawędzi basenu.

- Tsessu.

Wąż powoli wynurzył łeb na powierzchnię.

- Tak, panie?

- Słyszałeś wszystko?

- Oczywiście.

- Nie może się niczego o mnie dowiedzieć - wysyczał Harry. - Nie może wiedzieć, że mi służysz. Jeśli tu wróci, wykonuj jej polecenia. Ale ostrzegam cię, nie zapomnij, kto jest twoim Panem.

- A co, jeśli rozkaże mi zabić człowieka? 

Bazyliszki to zdumiewające stworzenia, pomyślał Harry. Czytał o tym w książkach, ale nie sądził, że to działa tak szybko. Odkąd Harry pokonał Tsessu w pojedynku, wąż był z nim powiązany Magią i przejmował jego tok myślenia, a także charakter. Już wiedział, że Harry nie rozkazałby mu zabijać przypadkowych ludzi. Teraz jednak sytuacja się zmieniła. Nie może wzbudzić podejrzeń.

- Zabij.

Forward
Sign in to leave a review.