
Poprzednie Lata z Poprzedniej Rzeczywistości
Pokój Życzeń wyglądał jak połączenie Pokojów Wspólnych Slytherinu i Gryffindoru. Utrzymany był w ślizgońskich barwach, choć kominek i dużo, naprawdę dużo puchowych przedmiotów było z gryfońskiego salonu. Liczne poduszki w różnych odcieniach zieleni i granatu, cztery puchowe fotele w ciemnych odcieniach czerwieni i zieleni oraz wielki dywan na środku w kolorze srebrnym, w kształcie zwyczajnego koła.
Hadrian radośnie położył się na środku dywanu, nie przejmując niczym. - Brakowało mi tego - westchnął.
- W Slytherinie nie ma dywanów? - zapytał zaciekawiony, zajmując miejsce przed kominkiem na jednym z foteli. W zasięgu ręki miał biblioteczkę pełną książek.
- Są, ale nie tak milutkie - mruknął. - A teraz, mówiłeś, że chciałeś dowiedzieć się o moich pozostałych latach - westchnął. - Póki mi się chce, mogę opowiedzieć.
- Zamieniam się więc w słuch - położył notes na stoliku, który pojawił się nagle przed nim. Wzruszył tylko ramionami, zaczynając pisać.
- Mój czwarty rok zaczął się w porządku. Do czasu, aż w październiku Dumbledore nie ogłosił, iż odbędzie się wydarzenie zwane Turniejem Trójmagicznym. Były to takie jakby zawodach trzech czarodziejskich szkół. Zwycięzca otrzymywał tysiąc galeonów oraz wieczną chwałę - prychnął. - Minusem było, że zaprzestano organizacji Turnieju dwieście lat wcześniej przez liczne zgony.
- Więc po raz kolejny świadome narażanie uczniów na niebezpieczeństwo i śmierć - wymamrotał.
- Dumbledore stworzył linię wieku, aby tylko dorośli uczniowie, co oznacza co najmniej siedemnaście lat, mogli wziąć udział. Z Durmstrangu, skandynawskiej szkoły magii został wybrany Victor Krum, przy okazji był też bułgarskim szukającym w Qudditchu. Z Beauxbatons została wybrana Fleur Delacour. Hogwarckim reprezentantem został Puchon, Cedrik Diggory - westchnął. - I oczywiście, ktoś bardzo chciał mnie uśmiercić, więc umieścił tam również moje nazwisko, mimo, że byłem trzy lata młodszy od innych uczestników.
- Nikt nie zareagował? - zapytał w szoku, podnosząc wzrok znad notesu.
- Byli tylko wściekli, że wrzuciłem swoje imię - wzruszył ramionami, co nie było takie proste, kiedy leżał na dywanie. - Dumbledore jednak zdecydował, że muszę wziąć udział. W tamtym czasie Ron się ode mnie odwrócił, sądząc, że zrobiłem to specjalnie, a Hermiona wolała trzymać się z dala.
- Niezbyt dobrzy przyjaciele - mruknął.
- Jak wspominałem, był zazdrosny o moją sławę - westchnął. - Jednak wracając. Qudditch nie odbywał się przez cały rok, przez Turniej. Pierwszym zadaniem było zabranie złotego jaja z gniazda smoczycy - roześmiał się na minę Tony'ego. - Z tego co pamiętam, chińskiego ognomiota dostał Victor, walijskiego zielonego miała Fleur a Cedrik dostał szwedzkiego krótkopyskiego.
- Coś mi mówi, że nie spodoba mi się twój smok...
- Miałem rogogona węgierskiego - roześmiał się. - Był określany jako najbardziej agresywny ze wszystkich smoków, które zostały odkryte.
- Stanowczo ktoś chciał cię zabić - pokiwał głową. - Czyli, spalenie przez smoka, zgniecenie przez smoka, zjedzenie przez smoka... - wymamrotał. - W sumie wszystko co złe, tylko dodaj "przez smoka".
Hadrian roześmiał się ponownie. - Nie było to zbyt trudne i zająłem pierwsze miejsce na równi z Krumem. Drugi był Diggory a trzecia Delacour. Następnie było rozwikłanie zagadki złotego jaja. Aż do Balu Bożonarodzeniowego, nie udało mi się odkryć jego tajemnicy. Kiedy je otwierałeś, wydawało skrzeczący, głośny dźwięk.
- Bal? Potrafisz tańczyć?
- Wtedy nie potrafiłem - skrzywił się. - Nie mogłem nawet znaleźć partnerki, aż wraz z Ronem, który w końcu raczył mi uwierzyć, poszliśmy z bliźniaczkami Patil. Wiem, że były bardziej niż niezadowolone. Nie pamiętam za wiele, odkąd było to najnudniejsze wydarzenie w moim życiu - prychnął. - Potem Cedrik pomógł mi rozwikłać zagadkę jaja, skoro ja powiedziałem mu o smokach. Drugim zadaniem było spędzenie godziny w jeziorze i odzyskanie czegoś, co zostało ci skradzione.
- Godzina pod wodą? To nie jest zbyt niebezpieczne?
- Oczywiście, że jest. Fleur i Cedrik rzucili na siebie zaklęcie bąblogłowy, a Victor dokonał niepełnej transformacji w rekina. Ja dostałem skrzeloziele od Neville'a. Okazało się, że tymi skradzionymi "rzeczami" byli bliscy reprezentantów - prychnął. - Pamiętam siostrę Fleur, Cho Chang, która była dziewczyną Cedrika, Hermionę i Rona. Uwolniłem Rona, ale kiedy Delacour nie przybyła, postanowiłem zabrać również jej siostrę.
- Bohater się znalazł - mruknął.
- Tak - kiwnął głową. - Przybyłem po czasie, w dodatku ostatni. Straciłem dużo punktów, ale Dumbledore porozmawiał z trytonami i ustalili, że przez moje bohaterstwo, dostanę drugie miejsce - przewrócił oczami.
- Faworyzacja - zanucił.
- Oczywiście - mruknął niezadowolony. - Trzecim zadaniem był labirynt utworzony na boisku Quidditcha. Dodatkowo był powiększony magicznie. Przeszkodami w nim miały być magiczne stworzenia od Hagrida, boginy, a nawet spotkałem sfinksa. Zwycięzcą miał zostać ten, kto pierwszy złapał puchar, ukrytego gdzieś w labiryncie. Jedynym plusem była możliwość wycofania się. Jeżeli wystrzelisz czerwone iskry w powietrze, któryś z patrolujących nauczycieli, od razu cię wydostanie.
- W porządku, czyli dodatkowe niebezpieczeństwa, do których praktycznie nie mogliście się przygotować - westchnął, rezygnując już ze spisywania niebezpieczeństw tej szkoły. Gdyby miał dalej to wszystko notować, naprawdę skończyłby mu się zeszyt, dlatego też powiedział, aby JARVIS tworzył notatki na ten temat.
- Pamiętam, że Fleur zrezygnowała z zadania, a Victor był pod wpływem Imperiusa.
- Co to Imperius? - zapytał z zainteresowaniem.
- To jedno z trzech zaklęć niewybaczalnych. Jest zaklęcie zabijające, Cruciatus i Imperius. Oczywiście Avada zabija natychmiastowo, Cruciatus używany jest do torturowania, odkąd sprawia, że ofiara czuje niewyobrażalny ból, jednak nie powoduje śmierci. Raczej ofiara zacznie o nią błagać. Imperius natomiast pozwala rzucającemu przejąć całkowitą władzę nad umysłem i ciałem ofiary. Każde z nich również wrzuci cię na dożywocie do Azkabanu - wzruszył ramionami.
- Czyli lepiej unikać tego cholerstwa - wymamrotał.
- Na pewno... - spojrzał na niego z lekkim smutkiem. - Ale naprawdę, zrobię wszystko, żebyś nigdy nie oberwał żadnym z nich - o ile dobrze pamiętał, Loki z Berłem nigdy nie mógł go w żaden sposób zaczarować, przez brak "normalnego" serca (bo przecież miał reaktor łukowy, który utrzymywał go przy życiu). Miał nadzieję, że podobna sytuacja byłaby w przyszłości z Imperiusem. Przełamanie kontroli było jednym z najtrudniejszych zadań, choć sam w wieku czternastu lat potrafił ją złamać, kiedy Voldi próbował go kontrolować.
- Kontynuuj - westchnął.
- Razem z Diggorym złapaliśmy puchar, który zabrał nas na cmentarz w Little Hangleton. Tam pojawił się szczurzy zdrajca z Lordem Gadzią-Twarzą. Zabił Cedrika na moich oczach, a potem kazał mi obserwować swoje odrodzenie. Pamiętam jak czułem ból blizny, kiedy dotknął mojego czoła - skrzywił się. - Pamiętam, jak rzucił na mnie Cruciatusa, a potem pojedynkował ze mną. Gdy tylko zaklęcia z naszych różdżek spotkały się, powstał efekt Priori Incantatem. Pojawiły się duchy, czy raczej echa, ostatnich ofiar różdżki Voldemorta. Byli to Cedrik oraz moi rodzice. Puchon poprosił mnie o zabranie jego ciała, co oczywiście zrobiłem. Udało mi się chwycić puchar, który przeniósł nas ponownie na boisko Quidditcha - westchnął.
- To był pierwszy raz, kiedy byłeś torturowany? - zapytał ostrożnie.
- Oprócz wujostwa w sposób bardziej fizyczny, tak - kiwnął głową, siadając. - Sądzę, że wtedy przez jakiś czas mogłem mieć PTSD. Nie potrafiłem się na niczym skupić, ciągle myśląc o śmierci Cedrika. Oddzieliłem się od ludzi, poszukując samotności. Jakby tego było mało, Prorok Codzienny oskarżył mnie o zabójstwo Diggory'ego, a Ministerstwo uznało, że kłamię o powrocie Czarnego Pana.
- Miałeś popieprzone dzieciństwo - pokiwał głową, patrząc ze współczuciem na chłopaka.
- Zdaje sobie z tego sprawę - wymamrotał. - Na koniec okazało się, że długoletni przyjaciel dyrektora, Alastor Moody to tak naprawdę był Śmierciożerca, Barty Crouch Junior, a prawdziwy Moody był uwięziony we własnym kufrze w gabinecie nauczyciela Obrony przed Czarną Magią - wzruszył ramionami na koniec.
- Czyli, jak dobrze rozumiem, starzec nie potrafił rozpoznać swojego naprawdę długoletniego przyjaciela? - prychnął.
- Na to wychodzi - wstał, po czym zajął miejsce na fotelu, naprzeciwko Tony'ego. - Czasem zastanawiam się, czy on tylko udaje, czy na prawdę jest taki głupi - pokręcił głową.
- Chcę poznać pozostałe lata? - wymamrotał, patrząc z powątpieniem.
- Dobrze by było, gdybym mógł się wygadać - wzruszył ramionami. - A przynajmniej tak powiedzieli Mortem i Lilith. Lil wie o wszystkim tylko dlatego, że widzi przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, ponieważ nigdy nie potrafiłem się przełamać i powiedzieć jej czegokolwiek. Mortem wie o wszystkim, choć zajęło to prawie kilkanaście milionów lat, zanim powiedziałem mu dosłownie wszystko - spojrzał na przyjaciela. - Jesteś pierwszą osobą, z którą rozmawiam dobrowolnie.
- Nie wiem, czy czuć się zaszczyconym, czy zaniepokojonym - wymamrotał.
Hadrian odpowiedział lekkim uśmiechem. - Na piątym roku była Umbitch. Dostała stanowisko tylko dlatego, że tak nakazało Ministerstwo, i zanim skomentujesz - przerwał, akurat kiedy Tony otwierał usta, żeby coś powiedzieć. - Dumledore nie zrobił z tym nic. Ale może zaczniemy od lata. Tak się złożyło, że pewnego dnia do Little Whinging zawitał dementor i oczywiście zaatakował mnie i mojego mugolskiego kuzyna. Uratowałem go co prawda, a potem zabrałem z powrotem na Privet Drive - westchnął. - Potem okazało się, że była to Umbridge. W szkole jednak od pierwszej lekcji było wiadome, że będzie straszna. Same książki obejmowały tylko teorię magii obronnej.
- Wspominałeś, że dostałeś szlaban za kłótnię?
- Tak - kiwnął głową. - Kiedy Hermiona zapytała, dlaczego mamy uczyć się samej teorii, ona zapytała, przed kim mielibyśmy się bronić. Powiedziałem prawdę o Turnieju, ale ona mnie zbyła, dając szlaban za opowiadanie kłamstw - skrzywił się, zerkając na lewą dłoń. Nigdy nie pozbył się blizny, nawet z pomocą Wysokiej Magii. Teraz jednak miał czystą rękę. Ani jednej zaczerwienionej rysy. Przypuszczał, że była to zasługa reinkarnacji. W końcu miał nowe ciało, tylko swoją wieczną duszę i umysł.
- To krwawe pióro? Z tego co J znalazł, powodowało, że to co nim napiszesz, wyryło się na twojej drugiej dłoni - wymamrotał Tony.
Hadrian machnął nadgarstkiem. - Nigdy nie mogłem pozbyć się tej blizny - pokazał lekkie zaczerwienienie. - Kiedy jednak zdecydowałem się na reinkarnację - machnął ponownie dłonią. - Rana zniknęła. I nie mam zamiaru pozwolić, aby kiedykolwiek ponownie się to wydarzyło.
- To nieludzkie - sapnął.
- Była gorsza niż co poniektórzy Śmierciożercy - kiwnął głową. - Oczywiście nie mam na myśli Voldiego czy Belli, oni byli zwyczajnie szaleni. Nawet wściekły Malfoy nigdy nie zraniłby magicznego dziecka w tak okrutny sposób - westchnął.
- Ten Hogwart jest niebezpieczniejszy niż każde inne miejsce - prychnął.
- Też tak sądzę - zaśmiał się. - Wracając jednak... Pewnej nocy miałem koszmar. Wydawało się, jakbym był wężem i zaatakowałem ojca Rona, Artura Weasleya w Ministerstwie Magii. Natychmiast udałem się do McGonagall, która wezwała dyrektora i okazało się, że mój koszmar był prawdą, choć widziałem to wszystko oczami Nagini, węża Voldiego. Dyrektor nakazał Snape'owi nauczyć mnie oklumencji.
Stark skrzywił się, patrząc na niego z pytaniem.
- Oklumencja i legilimencja są umiejętnościami na płaszczyźnie umysłowej. Kiedy legilimencja pozwala ci praktycznie czytać w umyśle innych, oklumencja jest ochroną przed nią. Nasze lekcje wyszły katastrofalnie i okazało się, że nie potrafię się tego nauczyć - pokręcił głową. - Z pomocą Mortema jednak opanowałem obie umiejętności na najwyższym poziomie.
- Severus podobno cię nienawidził? - zapytał z ciekawością.
- Wtedy to było prawdą - wzruszył ramionami. - Wytrzymał ze mną tylko dwie prywatne lekcje. Potem nudy, nudy, koszmary i jeszcze raz nudy - zastanowił się. - Dopiero pod koniec roku szkolnego miałem sen, podczas którego Syriusz był torturowany w Ministerstwie przez Voldemorta.
- I oczywiście tam poszedłeś - przewrócił oczami z lekką irytacją. Choć sam musiał przyznać, że gdyby wiedział, iż to prawda i byłby to ktoś z jego rodziny, nawet nie zastanawiałby się nad niczym, tylko ruszył na ratunek. Pod tym względem był Gryfonem, jak twierdził Hadrian.
- Tak. Ale... To było kłamstwo - westchnął. - Podstęp. Voldemort chciał, żebym zabrał Przepowiednię o nim i mnie z Ministerstwa Magii. Byłem głupi, że tam poszedłem a nawet naraziłem przyjaciół na niebezpieczeństwo. Pamiętam, że towarzyszyli mi oczywiście Hermiona i Ron. Był też Neville oraz dwie młodsze uczennice, Luna i Ginny. Kiedy znaleźliśmy się w Sali Śmierci, zaatakowali nas Śmierciożercy. Uratowali nas członkowie Zakonu, jednak Syriusz... Został uderzony zaklęciem i wpadł za Zasłonę. Zginął... - zamilkł na chwilę. - Potem ruszyłem za Bellatriks, aby się zemścić. Voldemort wtedy przybył i pojedynkował się z dyrektorem. Sam Minister w końcu dotarł na miejsce i przyznał, że Czarny Pan powrócił.
- Radości - prychnął.
- Zrezygnował ze swojego stanowiska - zaśmiał się cicho. - Był zbyt przerażony.
- To chyba dobrze? - spojrzał na niego.
- Pamiętam, że po nim był Rufus Scrimegour, ale zmarł ledwie rok później. Był w porządku, tak sądzę. To on przekazał mi, Hermionie i Ronie testament dyrektora w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym siódmym. Po nim był Pius Thicknesse, pod zaklęciem Imperiusa. Po wojnie był Kingsley, aż w końcu w dwa tysiące dziewiętnastym, Hermiona.
- Czyli twoja przeszła przyjaciółka miała wysokie aspiracje - wymamrotał.
- Była świetna, inteligentna, śmiała, ambitna i potężna magicznie. A przede wszystkim potrafiła wykorzystać swoją wiedzę. Teraz jednak nieco w to wątpię. Jest w Ravenclaw i zachowuje się tak samo, jak na pierwszym roku, zanim zaprzyjaźniła się ze mną i Ronem. Ale jest o pięć lat mądrzejsza.
- Skąd... - westchnął.
- Obserwowałem ją na uczcie i wiem co nieco od wujka Severusa z poprzednich lat - mruknął. - Jest przemądrzała, sądząc, że wszystko w książkach jest prawdziwe. Jeżeli jesteś od niej lepszy w klasie, będzie dla ciebie wredna, ciągle starając się cię przewyższyć. Nie akceptuje porażki...
- Miałeś nietypowych przyjaciół... - powiedział.
- Zdaję sobie z tego sprawę - uśmiechnął się z melancholią. - Ale przeszliśmy razem bardzo wiele i nasza przyjaźń pozostała silna przez lata. A przynajmniej dopóki nie zmarli ze starości, a ja zacząłem odwiedzać ich groby - zaśmiał się bez humoru. - Nigdy nie miałem dzieci, od czasu zerwania z Ginny. Kilka lat później zacząłem chodzić z Mortemem i nieco odsunąłem myśli od martwych przyjaciół.
- Dlaczego więc nie chciałeś przyjść na pierwszy rok i zaprzyjaźnić się z nimi ponownie? - zapytał zaciekawiony.
- Nikt nie wiedział o moim istnieniu, tak samo jak teraz. To Aiden został naznaczony imieniem "Chłopiec-Który-Przeżył", Ron nigdy nie wciągnąłby mnie pierwszy w rozmowę, a Hermiona nie wpadłaby jak burza do naszego przedziału - potrząsnął głową. - Bez Quirrella nie byłoby to samo. Nie przeżylibyśmy pięciu trudnych lat. Nawet Lordzina by się nie pojawił, choć wiem, że był Lockhart i Umbitch - wymamrotał na koniec.
- Porównywałbyś ich, tak samo jak twoich opiekunów - westchnął, kiwając głową.
- Pewnie tak... Nawet ze Snape'em ciężko mi się dogadać, mimo, że nigdy nie byliśmy blisko, ale znam jego motywy. Szósty rok był nieco bardziej interesujący - kontynuował, zmieniając temat. - Pod koniec lata, Dumbledore zabrał mnie do domu niejakiego Horacego Slughorna, abym namówił go na stanowisko Mistrza Eliksirów. Oczywiście nie wiedziałem o tym planie i nieświadomie sprawiłem, że przyszedł do szkoły.
- Skoro miał być Mistrzem Eliksirów... To czy Severus został nauczycielem Obrony? Po latach? - zaśmiał się cicho.
- Ai owszem - pokiwał energicznie głową. - Oczywiście nie okazał tego, ale jestem pewien, że był bardziej niż zadowolony. Nieco wcześniej Knot, który jeszcze nie zwiał, ogłosił publicznie, że CP wrócił, a wszelkie ataki terrorystyczne były tak naprawdę atakami Śmierciożerców. Resztę lata spędziłem u Weasleyów, gdzie dowiedziałem się o przyszłym ślubie Billa i Fleur - uśmiechnął się delikatnie. - Bill to najstarszy z synów Molly Weasley, a Fleur oczywiście z Turnieju. Poznali się podczas tego wydarzenia i tak się złożyło, że została w Anglii, podejmując pracę dorywczą w Banku Gringotta, tam też spędzili razem dużo czasu.
- Miłość rośnie wokół nas - zanucił sarkastycznie Tony.
- Przymknij się - prychnął. - Pasowali do siebie, mimo, że większość Weasleyów nie była zadowolona z obecności ćwierćwili.
- Wila?
- To kobieta, która potrafi zahipnotyzować mężczyzn swą urodą i wdziękiem. Młodzi mężczyźni, którzy ulegną ich urokowi, zupełnie tracą rozum, pamiętam jak Ron i ja chcieliśmy wyskoczyć przez barierki na Stadionie Quidditcha dwa lata wcześniej - zachichotał. - Wile są również znane ze swojej wybitnej wiedzy magicznej i profetycznej, jednak nienawidzą kłamstw, oszustw i niedotrzymywanych obietnic, a nawet potrafią się dobrze zemścić.
- Czyli postaci, których lepiej nie wkurzać - kiwnął głową.
- Dokładnie - pstryknął. - Potem wraz z Hermioną i Ronem przeszliśmy się na Pokątną po rzeczy do szkoły, przy okazji odwiedzając sklep bliźniaków.
- Sklep dowcipnisiów? - Tony się ożywił, na co Hadrian zaśmiał się donośnie.
- Dokładnie. Magiczne Dowcipy Weasleyów. Ten kolorowy stworek, wymiotujący cukierkami stał przed ich wejściem.
- I mi o tym nie powiedziałeś?! - zawołał oburzony.
- Przejdziemy się może podczas przerwy zimowej.
- No ja mam nadzieję - skrzyżował ramiona.
Czarnowłosy uśmiechnął się. - Postaram się pamiętać. Wracając jednak, zauważyliśmy Draco, który przemykał na ulicę Śmiertelnego Nokturnu. Podążyliśmy za nim. Widzieliśmy, jak wszedł do sklepu "Borgin & Burkes". Nie słyszeliśmy ich rozmowy, jednak pokazywał swoje ramię, a sprzedawca zdawał się być nieco przerażony. Ustaliliśmy, że zapewne chodziło o Mroczny Znak.
- Czyli ten tatuaż Śmierciożelków?
- Dokładnie - pokiwał głową. - Potem był pociąg. Herm i Ron poszli do wagonu Prefektów, a ja zostałem zaproszony do wagonu Slughorna. Spędziłem tam nieco czasu, jednak pod koniec wymknąłem się pod Peleryną do przedziału Ślizgonów i podsłuchałem co nieco o zadaniu Malfoya. Jakimś cudem zorientował się o mojej obecności, złamał mi nos i zostawił mnie - roześmiał się.
- Nie lubiliście się - westchnął.
- Wręcz nienawidziliśmy. Luna* mnie znalazła i pomogła wyleczyć złamanie. Potem znalazłem się nareszcie w szkole i powiadomiono mnie, że mogę kontynuować Eliksiry. Snape żądał wybitnego na owutemach, a ja miałem powyżej oczekiwań. Slughorn natomiast miał niższe wymagania. Jako, że nie miałem ani składników, ani podręcznika, na pierwszej lekcji, pozwolił mi również zabrać jedną z książek z szafki. Podręcznik był zniszczony, a nawet podpisany pseudonimem "Książę Półkrwi".
- Więc, dowiedziałeś się, kim był ten Książę? - prychnął.
- To był Severus. Zapisywał własne notatki i spostrzeżenia, przez co każdy mój eliksir był doskonały.
- Ściągałeś - oskarżył go.
- Nie było możliwości nie patrzeć na jego notatki! - podniósł ręce do góry. - Zresztą nawet rozumiałem, dlaczego jego propozycje były lepsze, pamiętam całkiem sporo z tego - dodał na koniec. - Z jego pomocą zdobyłem eliksir szczęścia, zwany również Felix Felicis. Niedługo później rozpoczęły się moje prywatne lekcje z dyrektorem o Lordzie Gadziej-Twarzy. Pamiętam, że na początku pokazał mi jego rodzinę, mugolskiego ojca, czystokrwistą matkę oraz jej brata i ojca.
- Czyli typo z obsesją na punkcie czystości krwi, sam był półkrwi - zdecydował.
- Dokładnie. Tak samo jak ja. Niedługo po mojej pierwszej lekcji, udałem się oczywiście z Ronem i Hermioną, do Hogsmeade. Kiedy wychodziliśmy z Trzech Mioteł, takiego czarodziejskiego pubu, napotkaliśmy Katie Bell i Leannę, które kłóciły się o jakiś naszyjnik. Ku naszemu szokowi, był on przeklęty i to Katie dostała klątwą. Od razu została zabrana do świętego Munga, a medalion przekazaliśmy profesorom, którzy nawet nie wiem, co z nim zrobili - wzruszył ramionami. - Dopiero później okazało się, że został on podsunięty Katie, aby podarowała go Dumbledore'owi - zachichotał. - Jakby ten starzec dobrowolnie przyjął jakikolwiek podejrzany przedmiot. Potem miałem z nim kolejną lekcję, kiedy pokazał mi, jak zaprosił młodego Toma Riddle'a do nauki w Hogwarcie.
- Nie była ani trochę podejrzliwa? - prychnął. - Nigdy nie dotykaj przedmiotów nieznanego pochodzenia - pokiwał głową.
Hadrian roześmiał się, już stracił rachubę ile razy w ciągu doby się to stało. - Była Gryfonką, a my, czy raczej oni, nie są znani ze zbytniego intelektu. Bardziej głupoty i odwagi. Pamiętam, że przez ten wypadek miałem problem w drużynie Quidditcha. Byłem wtedy kapitanem - skrzywił się. - Podczas Bożego Narodzenia śledziłem Severusa...
- Lubisz śledzić ludzi.
- Zwal to na moją ciekawość świata - wzruszył ramionami. - Spotkał się z Malfoyem i rozmawiali o Przysiędze Wieczystej, którą Severus złożył matce Draco, jednak blondas odmówił przyjęcia pomocy - prychnął.
- Przysięga Wieczysta? Zakładam, że jest na zawsze?
- Jest niezłomna, nieskończona i tak dalej - machnął ręką. - Jeżeli jednak ją złamiesz, kończy się ona twoją śmiercią - wzruszył ramionami. - Nie jest często używana, tylko w trudnych przypadkach.
- Poważne...
- Ale Severus jest ojcem chrzestnym Draco - westchnął. - Zrobiłby dla niego wszystko.
- A dla ciebie?
Chłopak spojrzał na niego, nagle zamykając usta z cichym trzaskiem. - Ja... Nie mam pojęcia - spojrzał w kierunku okna, które pojawiło się nagle i pokazywało wieczorne niebo pełne gwiazd świecących radośnie. Sam księżyc otoczony był ciemnymi obłokami chmur. - Nie zastanawiałem się nad tym. Zawsze sądziłem, że jest to spowodowane jego miłością do Lily Potter.
- Zawsze możesz go o to zapytać... Ale kiedy mnie nie będzie - zadrżał, na wspomnienie zaklęć latających przerażająco szybko.
- Przemyślę to - westchnął. - I znowu odbiegliśmy daleko od tematu... - wymamrotał. Pamiętam, że potem miałem kolejną lekcję z dyrektorem i dowiedziałem się, że Tom zabił swoich dziadków, jak i ojca, zrzucając to wszystko na swojego wuja. Potem było wspomnienie Slughorna, podczas którego Riddle pytał o Horkruksy. Było zniekształcone, a ja dostałem zadanie dostania prawdziwego wspomnienia od nauczyciela eliksirów.
- Horkruks? - jęknął Tony. - J, co to do jasnej cholery jest?
- Niestety nie mam o tym informacji w mojej bazie danych, sir - odpowiedziało SI, na co Stark prychnął.
- Jest to fragment duszy czarodzieja przywiązany do jakiegoś przedmiotu, albo żywego stworzenia - wzruszył ramionami. - Choć ta druga opcja zaczęła się raczej przypadkowo, odkąd żywe istoty umrą o wiele łatwiej, niż da się zniszczyć przedmiot z duszą. Jedynymi możliwościami są jad bazyliszka oraz Szatańska Pożoga. W przypadku człowieka najskuteczniejsza jest szybka Avada.
- Hm, wydaje mi się, że kiedyś wspominałeś, że sam byłeś tym Horkruksem? - spojrzał na niego, mrużąc oczy.
- Ale Voldi mnie zabił - prychnął. - Przez siedemnaście lat, z martwych wróciłem dwa razy. A najlepsze jest to, że oba przypadki były przez Lorda - zachichotał. - Moje próby odzyskania wspomnienia szybko spełzły na niczym, chociaż Ron został napojony Amortencją, potem poszliśmy do Slughorna po odtrutkę i piliśmy chyba wino. Okazało się, że było zatrute i po raz kolejny to Ron był ofiarą - wzruszył ramionami. - Z tego co wtedy powiedział Slughorn, dostał je od jednego z uczniów i chciał je podarować dyrektorowi w prezencie.
- Interesujące, ktoś bardzo chce uśmiercić dyrektora, ale dziwnym trafem, zawsze ty jesteś obok - przewrócił oczami. - To ten blondyn?
- Jasne - mruknął. - Dostał zadanie, aby zabić Dumbledore'a. Powodzenia, szesnastolatek kontra ponad stuletni czarodziej - przewrócił oczami. - Potem kolejna lekcja, Tommy zabija Chefsibę Smith i zabiera Medalion Salazara Slytherina, oraz Czarkę Helgi Hufflepuff, przy kolejnym wspomnieniu, starał się o posadę nauczyciela Obrony przed Czarną Magią. Dippet mu odmówił z powodu młodego wieku Riddle'a. Spróbował kilka lat później ponownie, jednak Dumbledore był już dyrektorem i również mu odmówił. Prawdopodobnie klątwa na tym stanowisku została stworzona przez Toma, odkąd nie mógł dostać tej posady.
- I wtedy nie byłby tym złym Lordem? - zapytał z lekką ciekawością.
- Może tak, może nie - westchnął. - Nigdy się tego nie dowiemy. Wiem jednak, że kiedy prosił o posadę po raz pierwszy, naprawdę miał na myśli dobro czarodziejskiego świata, chciał zwyczajnie uczyć, więc sądzę, że mogłoby się trochę zmienić, gdyby nie został dwukrotnie odrzucony.
- Wiesz, trochę mi go szkoda - wymamrotał. - Sierocińce są z reguły strasznym miejscem, szczególnie dla innych dzieci, a kiedy w jego Domu również na początku mu się obrywało, coś wątpię, że kiedykolwiek byłby dobrym człowiekiem.
- Wtedy czułem tylko nienawiść za zabicie moich rodziców, Cedrika i wielu niewinnych. Dopiero po latach uświadomiłem sobie, że coś musiało sprawić, iż stał się tym, kim był. Czasami też jest mi go szkoda, ale teraz jest za późno. Jego umysł jest równie podzielony, co dusza. Czytałem wiele o Horkuksach i nigdy nie znalazłem rozwiązania. Sam Mortem przyznał, że zniszczony kawałek duszy idzie od razu do zaświatów i nie da się go odzyskać.
- Czyli nie ma dla niego innego wyjścia, jak śmierć - mruknął.
- A przynajmniej o innym rozwiązaniu nie wiemy. Oczywiście można cofnąć się w czasie z pomocą Zmieniacza, albo mogę użyć swojej magii... Ale każda nawet najmniejsza zmiana, może odmienić całą przyszłość, a w końcu wszyscy jesteśmy tutaj przez niezmienione wydarzenia... - westchnął.
- W porządku, kończymy to smutne wzdychanie, coś tam mówiłeś o kolejnej lekcji? Co potem? - machnął ręką, wyciągając nagle StarkPada i zapalając ekran.
- Chwila, od kiedy StarkPad działa w Hogwarcie? - zapytał z błyszczącymi oczami.
- Od teraz, gadaj - spojrzał na niego spod przymrużonych oczu.
- Dobra, ale potem żądam dokładnego wytłumaczenia - podniósł ręce w geście poddania, ale kontynuował streszczenie swoich hogwarckich lat. - Poprosiłem Zgredka oraz Stworka, skrzata domowego Blacków, którego odziedziczyłem po Syriuszu wraz z Grimmauld Place, o śledzenie Malfoya. Dowiedziałem się, że często znika w Pokoju Życzeń, próbowałem się sam dowiedzieć co takiego tam robi, ale drzwi pozostawały zawsze zamknięte. Potem zdecydowałem wypić ten eliksir szczęścia, aby zdobyć wspomnienie. Ku mojemu szokowi jak i Rona oraz Hermiony, poszedłem do Hagrida, który odprawiał pogrzeb Aragoga.
- Tego gigantycznego pająka, który chciał zjeść ciebie i rudzielca na drugim roku? - wtrącił, z rysikiem nad ekranem. Naprawdę, Hadrian zaczął się zastanawiać kiedy technologia Tony'ego tak poszła do przodu, wyprzedzając o ponad dziesięć lat cały świat, i skąd do cholery miał przy sobie tyle rzeczy związanych z elektroniką.
- Dokładnie - pokiwał głową. Slughorn był bardziej niż szczęśliwy, mogąc zebrać jego jad, a przy okazji dostałem wspomnienie. Naturalnie, od razu pobiegłem jak na skrzydłach do dyrektora, i dowiedzieliśmy się, że Lordzina ma sześć Horkuksów, a ja mam moc, której on nie zna. I to miłość! - zawołał, wyciągając ręce w górę.
- Ach... Czyli zacałujesz go na śmierć? Albo zaprzytulasz? - zachichotał.
- Nie próbowałem tego - pstryknął palcami. - Tym razem przetestuję - zapewnił, kiwając głową z radosnym uśmiechem. - Chociaż jego gadzia twarz obrzydza - skrzywił się.
- Wrób brata - wzruszył ramionami. - To przecież on ma pokonać tego Lorda.
- Voldi się skapnie, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że to ja go pokonałem - przewrócił oczami.
- Później się nad tym zastanowimy, kontynuuj.
- Niedługo po nieudanym śledzeniu znalazłem Draco płaczącego w toalecie - jego fioletowe oczy zabłysły smutkiem. - Próbował rzucić na mnie Cruciastusa, ale byłem szybszy i rzuciłem Sectumsemprę. Jedno z zaklęć wymyślonych przez Księcia Półkrwi. Nie wiedziałem co ono robi, jednak byłem przerażony, kiedy na ciele Malfoya pojawiły się głębokie rany. Ku mojemu szokowi Severus nas znalazł i uleczył Draco, a mi dał szlaban do końca roku, mimo, że wtedy byłem na niego wściekły, rozumiem, że chciał chronić swojego chrześniaka jak i Ślizgona. W dodatku to zaklęcie było czarnomagiczne, ale Dumbledore nic nigdy o tym nie powiedział. Nie zostałem wydalony, jak każdy inny byłby na moim miejscu.
- Faworyzacja - przewrócił oczami. - Ale co się dziwić, w końcu tylko ty podobno mogłeś pokonać Lordzinę.
- Dokładnie - westchnął. - Wtedy to była prawda. Teraz niekoniecznie. Jako, że nie jestem Horkruksem, nie jestem kluczowym czynnikiem do pokonania Voldemorta. Mój brat również nie jest w ten sposób zagrożony. Każdy może pokonać Czarnego Pana, o ile zniszczy jego Horkruksy. Obawiam się jedynie, że Dumbledore sądzi, iż Aiden ma w sobie kawałek duszy Lorda. Jeżeli to prawda... Nie sądzę, abym zdołał mu w jakikolwiek sposób przemówić do rozumu.
- Nadal się troszczysz o brata, który cię nie pamięta? - westchnął.
- Jest moim bratem. Jedyną pozostałą mi rodziną przez krew. Syriusz, Remus i Severus, mimo, że nadal są moją rodziną, dadzą sobie radę sami, czego nie można powiedzieć o dziecku.
- Czujesz się zwyczajnie odpowiedzialny, skoro sam miałeś ciężkie życie i nie chcesz, żeby spotkał go ten sam los - przewrócił oczami.
- Być może - pomachał głową. - Znowu jednak odbiegliśmy od tematu, a naprawdę chcę to skończyć. Niedługo po wypadku w toalecie zostałem wezwany do gabinetu Dumbledore'a, gdzie po drodze spotkałem Trelawney, która powiedziała mi, że to właśnie Snape podsłuchał przepowiednię i przekazał ją Voldiemu. Zresztą, kto normalny organizuje rozmowę o pracę w gospodzie - wymamrotał. Zanim Tony zdołał coś powiedzieć na ten temat, chłopak kontynuował. - Z dyrektorem udaliśmy się do jaskini na środku rozszalałego morza. Musieliśmy przepłynąć starą łodzią przez dziwne, śmierdzące jezioro. Na wysepce na środku znajdowała misa pełna niezidentyfikowanej cieczy. Dumbledore zdecydował, że to on ją wypije, a ja będę miał za zadanie zabrać Medalion. Pamiętam jak nabrałem wody z jeziora, bo dyrektor o to błagał, ale wtedy koścista dłoń mnie złapała za rękę. Byłem przerażony, widząc po raz pierwszy inferiusa. Dumbledore ogarnął się na tyle, że rzucił Szatańską Pożogę i aportował nas z powrotem do Hogsmeade... - zawahał się, przypominając wizerunek Mrocznego Znaku nad jego długoletnim domem.
Westchnął powoli, krzyżując ramiona. - Mroczny Znak był nad Hogwartem. Z dyrektorem polecieliśmy miotłami na Wieżę Astronomiczną. Draco natychmiast go rozbroił, a za nim stali Śmierciożercy. Pamiętam rodzeństwo Carrow, Fenrira Greybacka i Bellatriks Lestrange. Zanim zdołali mnie jednak dojrzeć, Dumbledore nakazał mi schować się poniżej podłogi. Tam znalazł mnie Severus i nakazał milczenie. Chciałem krzyczeć, kiedy rzucił Avadę na dyrektora, ale tego nie zrobiłem. Wypadł przez balkon, a mnie otaczał tylko szaleńczy śmiech Bellatriks. Ruszyłem od razu za Severusem, poszukując tylko zemsty. Próbowałem rzucić Sectumsemprę, ale odparował ją bez żadnych problemów. Dowiedziałem się, że to on był Księciem Półkrwi. Zanim Lestrange zdołała rzucić jakąkolwiek klątwę w moją stronę, Severus mnie obezwładnił i nakazał im wycofanie się.
- Może chciał cię chronić - wtrącił.
- Oczywiście, że tak... Dopiero rok później się o tym wszystkim dowiedziałem, ale nadal ciężko było mi uwierzyć, że zrobił dla mnie aż tyle. Pamiętam jak niedługo po tym oglądałem Medalion i otworzyłem go... W środku była tylko notatka z podpisem "R.A.B.". Byłem znowu wściekły, że dyrektor zginął na marne. Był jego pogrzeb i zostałem zaproszony na ślub Billa i Fleur. Potem odszedłem na prawie całe lato z dala od czarodziejskiego świata. Pod koniec lata, Dursleyowie zostali zabrani do kryjówki, a Dudley o dziwo mi podziękował za wszystko. Pogodziliśmy się na koniec. Po całej wojnie czasem się spotykaliśmy, a nawet jego córka była magiczna i czasem zdarzyło się, że jej pomagałem. Niedługo potem przybyli członkowie Zakonu i moi przyjaciele. Tym samym rozpoczęła się akcja Siedmiu Potterów obmyślona przez Hermionę.
- Siedem razy ty? - zastanowił się. - To na pewno było interesujące - roześmiał się. - Hej, a co by było, gdybym ja był w siedmiokrotnej wersji?
- Byłoby źle - odparł krótko. - Bardzo źle. Świat by tego nie przeżył.
- Phi - prychnął, mamrocząc do JARVISA coś o planie "Siedmiu Tonych". Hadrian naprawdę nie chciał wiedzieć, co takiego wymyśli geniusz. Miał tylko nadzieję, że nie dojdzie do klonowania prawie kilkaset lat wcześniej niż powinno, ale przy Starku nigdy nic nie wiadomo.
- Byliśmy podzieleni w pary. Fleur była mną i leciała na testralu razem z Billem, Tonks miała do opieki Rono-mnie na miotłach, Hermiono-ja leciała z Kingsleyem na testralu, Remus strzegł George'a, który był mną, Fredo-ja leciał z ojcem a Mundungus w mojej wersji z prawdziwym Szalonookim na miotłach. Ja sam leciałem latającym motocyklem z Hagridem. Natrafiliśmy na pułapkę Śmierciożerców i obecność Hedwigi zdradziła, kto był prawdziwym Potterem... - westchnął. - Próbując nam pomóc, została uderzona Avadą i zniknęła na zawsze... Nam jednak udało się uciec do domu Tonksów. Stamtąd z pomocą świstoklika znaleźliśmy się w Norze. Byliśmy pierwsi, mimo, że zaplanowano nasz powrót na końcu. Większość jednak przybyła z licznymi ranami, ale żywa. Mundungus uciekł, Moody zginął, a George stracił ucho.
- Auć - skrzywił się.
- Bliźniacy znaleźli sposób, aby śmiać się ze straty ucha - wymamrotał. - O Fletcherze nikt nie myślał, jednak po Moodym były lekkie lamenty. Niedługo potem, mimo prób Molly w oddzieleniu nas, zdołałem wraz z Hermioną i Ronem obmyślić plan ucieczki. Hermiona wymazała pamięć swoim rodzicom, do czasu końca wojny, a Ron z pomocą ojca i bliźniaków przebrał ghula w piżamę i mieli powiedzieć, że zachorował na groszopryszczkę.
- Czy wymazanie pamięci rodzicom nie jest zbyt drastyczne? - wymamrotał. - Co gdyby nie zdołała cofnąć tego zaklęcia?
- Nie wiem - wzruszył ramionami. - Nie kazałem im ruszać ze sobą, próbowałem ich od tego odwieść. Kilka dni później przybył Rufus Scrimegour z Testamentem Dumbledore'a. Hermiona otrzymała od niego Baśnie barda Beedle'a, Ron wygaszacz, a ja znicz, który złapałem podczas mojego pierwszego meczu i Miecz Gryffindora, na który nie pozwolił mi Minister - przewrócił oczami. - Następnie był ślub Billa i Fleur, wtedy też poznałem ojca Luny i dowiedziałem się o Insygniach Śmierci, które często były określane jako symbol Grindelwalda, szczególnie w Skandynawii i Azji. Pojawili się Śmierciożercy, a Patronus Kingsleya ogłosił, że Ministerstwo padło, a sam Minister nie żyje. We trójkę uciekliśmy bez większych problemów do mugolskiego Londynu, skąd spróbowaliśmy ukryć się na Grimmauld Place. Tam dowiedzieliśmy się, że R.A.B. to skrót od imienia młodszego brata Syriusza, Regulusa Arcturusa Blacka. To on wykradł Medalion i nakazał Stworkowi go zniszczyć, ale oczywiście, skrzat nie dał rady - westchnął. - Potem dowiedzieliśmy się, że Mundungus go ukradł, przez co musieliśmy go złapać. Z pomocą przyszedł Zgredek i bez większych problemów oba skrzaty sprowadziły Fletchera, ale... Medalion zabrała ta ropucha Umbitch - skrzywił się.
- Och, po prostu cudownie - wymamrotał.
- Obmyśliliśmy plan wejścia do Ministerstwa, który od samego początku zaczął się walić. Rozdzielono nas, Ron został zabrany, aby zdjąć zaklęcia z gabinetu, w którym ciągle padało, a Hermiona została zgarnięta przez landrynę, do pisania protokołów odnośnie mugolaków. Ja obszukałem jej gabinet, ale nie znalazłem Horkruksa. Ostatecznie zabraliśmy go jej z sali sądowej i uciekliśmy z Ministerstwa, niestety Ron został rozszczepiony.
- Chcę wiedzieć?
- Wypadek podczas aportacji - zaczął. - Twoja część ciała pozostaje tam, skąd się aportowałeś, a reszta tam, gdzie chciałeś się znaleźć - wzruszył ramionami. - Na szczęście miał tylko kilka ran, a wiecznie przygotowana Hermiona bez problemu go opatrzyła i mieliśmy nawet namiot do spania. Ustaliliśmy, że będziemy nosić Medalion na zmiany.
- Czyli nie można go było gdzieś schować? - prychnął.
- Zawsze mógłby zostać ukradziony - wzruszył ramionami. - Ale nie wyszło to nam na dobre. Ron zbyt długo nosił Medalion, a budził on twoje najgorsze myśli i uczucia, po czym odszedł. Musieliśmy zmienić miejsce pobytu i znaleźliśmy się niedaleko Doliny Godryka. W Wigilię zdecydowaliśmy pójść na cmentarz. Zostawiłem kwiaty na grobie rodziców... A potem spotkaliśmy staruszkę, Bathildę Bagshot. Poszliśmy za nią do jej domu, a potem okazało się, że to był tak naprawdę wąż Voldiego, Nagini. Ledwo jej uciekliśmy, ale moja różdżka została złamana i straciła swoją moc - wyciągnął z kieszeni ostrokrzew. - Nie jest tak potężna jak Czarna Różdżka, ale nadal czuję do niej przywiązanie - westchnął. - Sądziłem, że dostanie ją Aiden, ale jak widać będzie należała do mnie na zawsze, niezależnie w jakiej jestem rzeczywistości.
- To prawdziwa lojalność - Tony spojrzał na świecący ekran. - Tak jak J.
- Oczywiście, sir - odezwało się SI, brzmiąc na zadowolonego z siebie.
- W naszej następnej kryjówce, zauważyłem wieczorem Srebrną Łanię, nie wiedziałem, czyim jest Patronusem, ale podążyłem za nią. Miecz Godryka Gryffindora znajdował się na dnie jeziora, nie myśląc za wiele, zanurkowałem po niego.
- Była zima - wtrącił Tony, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Byłem młody - zaprotestował. - Poza tym cholernie niestabilny emocjonalnie i najpierw działałem, a potem myślałem - wymamrotał, niezbyt zadowolony ze swych dawnych decyzji. - Horkruks próbował mnie utopić, nie pozwalając wypłynąć na powierzchnię, ale uratował mnie Ron, a potem zniszczył Horkruks.
- Och, syn marnotrawny powraca - przewrócił oczami.
- Zawsze łatwo opanowywała go złość - westchnął. - Tak samo jak zazdrość. Ostatecznie jednak pomógł nam ze zniszczeniem reszty. Pamiętam jak Hermiona była na niego wściekła i prawie bałem się o jego zdrowie - uśmiechnął się na odległe, ledwie widoczne wspomnienie. - Naszym kolejnym przystankiem był dom Lovegoodów. Dowiedzieliśmy się o wiele więcej o Insygniach i, że to Czarnej Różdżki poszukiwał Voldemort u Gregorowicza oraz Grindelwalda - przełożył ciemny patyk między palcami. - Dotarła nawet do nas sowa z Ministerstwa. Ksenofilius próbował nas wymienić na Lunę, którą zabrali już dużo wcześniej. Zdołaliśmy uciec, a następnie ukryć się znowu w lesie. Pamiętam, że byłem na coś zły i wypowiedziałem tabu, którym stało się imię Voldemorta. Szmalcownicy natrafili na nasz trop i zdołali nas schwytać. Zostaliśmy zabrani do Dworu Malfoyów. Hermiona była torturowana przez Bellatriks, aby dowiedzieć się, skąd mieliśmy miecz, którego kopia nawiasem mówiąc znajdowała się w skarbcu Lestrange, a ja i Ron zostaliśmy wrzuceni do lochów.
- I nikt cię nie poznał? - spojrzał z powątpieniem.
- Hermiona rzuciła we mnie zaklęcie żądlące - skrzywił się. - Zmodyfikowało ono tak bardzo moją twarz, że sam nie poznałbym się w lustrze - wymamrotał. - Niespodziewanie pojawił się Zgredek i uratował nas. Najpierw Ollivandera, Deana, Lunę i Gryfka, a potem naszą trójkę, po krótkiej bitwie piętro wyżej... - westchnął. - Jednak przypłacił to życiem. Lestrange przebiła go nożem. Pochowałem go na plaży Muszelki, domu Billa i Fleur.
- To chyba przykre - wymamrotał ostrożnie, nie wiedział wiele o skrzacie, bo znał tylko część historii, jednak sądził, że chłopak go bardzo lubił, skoro brzmiał tak żałośnie.
- Wiesz, na drugim roku na pożegnanie powiedziałem mu, aby już nigdy mnie nie ratował - zaśmiał się bez humoru.
- Sądzę, że nie żałował tej decyzji - powiedział.
- Na pewno nie - pomachał głową. - Zgredek naprawdę zdawał się mnie ubóstwiać i zrobiłby wszystko, aby nam pomóc. Żałuję jednak, że za każdym razem byłem za słaby, aby uratować tych, na których mi zależało. Cedrik, Syriusz, Dumbledore, Zgredek, Remus, Tonks, Fred, Colin, Severus... - westchnął.
- Byłeś tylko dzieckiem ze zbyt wielką odpowiedzialnością - Tony nagle znalazł się obok niego.
- Zdaję sobie sprawę, ale nadal żałuję. Przez lata obwiniałem siebie o wszystko co się stało, w końcu mogłem im pomóc, albo nie działać od razu, tylko zastanowić się nad wszystkim - westchnął.
- Hej, dzieciaku, na pewno Mortem i Lilith ci to powtarzali, nie było to twoją winą - położył rękę na jego ramieniu.
Hadrian pokręcił głową z westchnieniem. - Oczywiście, że tak powtarzali. Lilith na ziemi przyjęła przez jakiś czas imię Nimfadory Tonks i ona jako pierwsza rozpoznała we mnie Mistrza Śmierci, choć nigdy nie powiedziała tego wprost.
- Ale zginęła? - zmarszczył brwi.
- Przez ten czas była w pełni śmiertelnikiem, jak to określała, chciała przeżyć ludzkie życie z dala od trosk ponadczasowych istot. Poślubiła nawet Remusa - zaśmiał się. - Jednak niedługo po tym zmarli. Wiem, że chcieli mieć dziecko, ale ruszyli do walki za to, co wierzyli. Lilith była bardziej niż niepocieszona sposobem w jaki zginęła, chciała się ze mną zaprzyjaźnić, jednak jej własny los miał inne plany - wymamrotał. - Co jest oczywiście ciekawe, skoro ona jest personifikacją Losu - przewrócił oczami.
- W takim razie nie pojawia się w tym czasie? - zapytał.
- Nie. Tutaj również jest Nimfadora Tonks, jednak jest zwykłym człowiekiem. Wiem, że stara się o pozycję aurorki w Ministerstwie, o ile już jej nie zdobyła.
- Zaraz się rozkleję - sapnął Stark, przecierając lekko zaczerwienione oczy. - Weź, kontynuuj tą historię, żebym mógł przeklinać wszystkich w głowie, a nie ryczeć jak dziecko - prychnął, krzyżując ramiona, choć nadal siedział na podłokietniku fotela Hadriana, opierając się o jego ramię.
- W końcu skończy się na tym, że zabraknie nam nocy - zaśmiał się, kiedy jasne cyfry zaklęcia sprawdzenia czasu pokazały już pierwszą. - Przegapiliśmy kolację - prychnął.
Tony spojrzał na niego krzywo. - Więc wyczaruj coś do jedzenia, Gandalfie.
- Od kiedy czytałeś Władcę Pierścieni - wymamrotał, machając nadgarstkiem. Przed nimi pojawiła się jasnooka skrzatka w skromnej, szmaragdowej sukience oraz ciemnych botkach. Jej wielkie oczy świeciły radością, a uszy uniosły się na widok chłopca, którego niegdyś wychowywała.
Kiedy odszedł on z profesorem Severusem Snape'em, nie mogła za nimi podążyć, pozostając przy jego młodszym bracie, tak jak nakazali jej Potterowie, mimo, że tylko ona opiekowała się starszym chłopcem.
- Mały pan Hadrian! - zapiszczała z radością. - Chociaż już nie taki mały - wymamrotała na koniec, w jej oczach nagle zaświeciły łzy, kiedy rzuciła się do przodu, przytulić chłopca. - Wróciłeś, Hadrianie...
- Jasne, że tak, Mgiełko - powiedział delikatnie uśmiechając się. - Mgiełko, chciałbym ci przestawić mojego przyjaciela, to Tony Stark - wskazał towarzysza, który wpatrywał się w nią w szoku.
- Och, dobry wieczór, panie Stark, sir - kiwnęła głową.
- Uhm... Wystarczy Tony - wymamrotał.
- Oczywiście, Tony, sir!
- Mgiełko, czy mogłabyś nam przynieść coś do jedzenia? Opowiadamy sobie historię i tak się złożyło, że zasiedzieliśmy się i zapomnieliśmy całkiem o kolacji.
- Mgiełka zaraz to zrobi! - zawołała radośnie. - Czy młody pan Aiden cię rozpoznał? - zwykle skrzaty zwracały się do rodziny, do której należały per "sir", "pan", "panienka" albo "pani", choć Hadrian zawsze był wyjątkiem. We wszystkim. Praktycznie od samego początku rozkazał skrzatce nazywać go zwyczajnie Hadrianem, jeżeli byli sami. Zajęło to trochę, aby się przyzwyczaiła, ale później przychodziło jej to łatwiej.
Zniknęła z cichym pyknięciem, aby wrócić po kilku sekundach z talerzem pełnym kanapek i dzbankiem pełnym soku dyniowego.
- Dziękuję, Mgiełko - Hadrian westchnął, przywołując do siebie dwa kubki, które zmaterializowały się w Pokoju Życzeń i nalał do obu sok.
- Jeżeli będziesz potrzebował Mgiełki, wiesz, że zawsze znajdę dla ciebie czas - zapewniła.
- Wiem i dziękuję - powiedział z miękkim uśmiechem. - Cieszę się, że zostałaś z Aidenem i nie mam ci tego za złe.
Skrzatka powoli pokiwała głową, po czym zniknęła.
- No cóż, to było intersujące spotkanie - zdecydował Tony, krzywiąc się na smak soku dyniowego. Sięgnął swoją różdżkę i machnął nią nad kubkiem, szepcząc zaklęcie zmieniające płyn. Od razu uśmiechnął się z zadowoleniem, kiedy poczuł gorzką kawę.
- Wiem. Dobrze było ją zobaczyć, szczególnie, że wcześniej o niej nawet nie wiedziałem... Tylko w tej rzeczywistości należy do rodu Potterów, bo przecież ktoś musiał się mną opiekować, kiedy rodzice nie mieli na to ochoty - przewrócił oczami.
- Niefajni rodzice - wymamrotał.
- Tak jak twój ojciec - prychnął. - Wracając jednak, w Muszelce zdecydowaliśmy się wraz z Hermioną i Ronem na włamanie do Gringotta, skoro Lestrange była przerażona tym, że mogliśmy być w jej krypcie, a nie tym, że mieliśmy Miecz. Uznaliśmy, że jeżeli Voldi dałby komuś swój Horkruks na przechowanie w pierwszej kolejności byłaby to Bellatriks. Hermiona przemieniła się w Bellę, Ron miał na sobie mnóstwo zaklęć zmieniających wygląd, a ja i Gryfek chowaliśmy się pod Peleryną-Niewidką. Udało nam się dotrzeć do skarbca Lestrange oraz ukraść czarkę Helgi Hufflepuff. W ostatniej chwili jednak Gryfek postanowił uciec z Mieczem, zostawiając nas na pastwę strażników banku oraz smoka, który strzegł niższych krypt. Ostatecznie uciekliśmy na grzbiecie smoka, a ja niedługo potem wszedłem do umysłu Lordziny. Był wściekły na wieść, że wiemy o Horkruksach i zaczęliśmy je niszczyć. Zdecydował sprawdzić miejsca ukrycia każdego z nich, przemknął mu przez myśl Hogwart, dlatego uznaliśmy, że musimy się udać tam w następnej kolejności.
- W Hogsmeade planowaliśmy dostać się do Hogwartu tajnym przejściem, jednak zaskoczyli nas Śmierciożercy wybiegający z Trzech Mioteł. Jakimś cudem wiedzieli o naszej obecności i wypuścili dementorów. Nie miałem zbyt dużego wyboru, jak tylko rzucić Patronusa, aby je odpędzić, a tak się składa, że jeleń był dla mnie charakterystyczny. Od razu rzucili się w naszą stronę, wtedy jednak z Gospody pod Świńskim Łbem wybiegł mężczyzna, którego oczy były łudząco podobne do tych Dumbledore'a z identycznymi błyskami w jasnych tęczówkach. Powiedział im, że Patronus to była jego koza, a oni od razu mu uwierzyli.
- Serio? Są na tyle głupi, żeby nie odróżnić kozy od jelenia?
- Widocznie - wzruszył ramionami. - Chociaż Ron był jeszcze lepszy, kiedy zapytał, czy Patronus Łani również był jego sprawką.
Tony zaśmiał się. - Nie tylko Śmierciożercy są idiotami.
- Oczywiście - prychnął. - Okazało się, że to Aberforth Dumbledore, brat dyrektora. Poznaliśmy ich niezbyt przyjemną przeszłość oraz fakt o śmierci Ariadny i bliskiej przyjaźni dawnego Czarnego Pana, Gellerta Grindelwalda z naszym cudownym Dumbledore'em. Wtedy też Neville do nas przyszedł przez tajne przejście. Wyglądał strasznie, jednak zbył nas odpowiedzią, że rodzeństwo Carrow karało ich za niechęć w rzuceniu zaklęcia Cruciatusa na młodszych uczniów. Okazało się, że wielu uczniów ukrywało się przez większość czasu w Pokoju Życzeń. Opowiedzieliśmy im co nieco o naszej misji, a dokładniej, że szukamy czegoś, co mógł zostawić tam Voldemort i będzie związane z Roweną Ravenclaw albo Godrykiem Gryffindorem. Luna rzuciła propozycję zaginionego Diademu Roweny Ravenclaw i, że więcej na ten temat może wiedzieć jej córka, Helena, będąca również Szarą Damą i duchem-rezydentem Ravenclaw. Zanim zdecydowaliśmy się jej poszukać, wszyscy uczniowie zostali wezwani do Wielkiej Sali.
- Nie jestem pewien skąd, jednak ostatecznie dowiedzieli się, że jestem w Hogwarcie. Byłem pośród uczniów, kiedy Severus próbował mnie znaleźć. Oczywiście wyszedłem przed rząd, a niedługo potem w drzwiach stanęli członkowie Zakonu i inni sojusznicy jasnej strony, przybywając na wezwanie Aberfortha. McGonagall zaczęła pojedynek z Severusem, kiedy ten zdecydował wylecieć przez okno, wcześniej odbijając zaklęcia w taki sposób, aby Carrowowie oberwali jako pierwsi. Sama McGonagall była wobec tego podejrzliwa, a nawet widziałem jak kiwała głową ze smutkiem, kiedy z pomocą innych nauczycieli wiązała Śmierciożerców pozostałych w szkole. Niewiele potem rozpoczęła się bitwa o Hogwart. Z pomocą Luny znalazłem Helenę Ravenclaw i dzięki jej podpowiedziom dowiedziałem się, że Diadem jest w Pokoju Życzeń. Kiedy ponownie tam wkroczyłem, był pełen staroci uzbieranych przez lata. Niedługo wcześniej Ron i Hermiona zniszczyli czarkę w Komnacie Tajemnic, aż dołączyli do mnie w Pokoju Życzeń. Draco z Crabbem i Goyle'em próbowali nam przeszkodzić, idiota Crabbe jednak rzucił Szatańską Pożogę i sam został przez nią pochłonięty. Nam udało się uciec na miotłach, przy okazji uratowaliśmy Ślizgonów, którzy nie mieli gdzie uciec. Ostatecznie skorzystaliśmy z rozszalałego zaklęcia, wrzucając w nie Diadem.
- Po wyjściu okazało się, że walka rozpoczęła się na dobre. Ruszyliśmy do chatki nad jeziorem, gdzie byli Voldemort i Severus. Nie słyszeliśmy większości rozmowy, choć Lord rozkazał Nagini zabić Mistrza Eliksirów. Po ich zniknięciu, od razu wpadliśmy do środka. Severus kazał mi zabrać jego wspomnienia, zanim zmarł. Potem głos Voldemorta ogłosił przerwę długości godziny, podczas której miałem pójść do Zakazanego Lasu, do niego. Wielka Sala pełna była ciał, wtedy dowiedziałem się, że Tonks i Remus zginęli, zabici przez Augustusa Rockwooda, choć zdołali go również zabrać ze sobą, Colin przyjął na siebie Avadę, którą ktoś łaskawie wycelował w moje plecy, Lavender została prawie rozszarpana przez wilkołaka, Fenrira Greybacka, a Fred zginął pod zawalonym sufitem, w ostatniej chwili odpychając Percy'ego. Wiem, że walczyli ramię w ramię. Oczywiście było o wiele więcej ofiar, choć wielu nawet nie znałem.
- Użyłem Myślodsiewni, aby zobaczyć wspomnienia. Dopiero wtedy dowiedziałem się, że Severus zawsze próbował mnie chronić, a Dumbledore zaplanował moją śmierć. I to było jedyne wyjście, aby pokonać Voldemorta. Domyśliłem się, że jestem ostatnim Horkruksem, oprócz węża. Przed wyjściem z zamku, pod Niewidką zatrzymałem Neville'a i kazałem mu zabić węża, wiedziałem, że Ron i Hermiona również będą próbowali, ale zawsze więcej osób było lepszych. Nie zatrzymywał mnie. Ze znicza wyjąłem Kamień Wskrzeszenia - machnął dłonią z pierścieniem. - I przywołałem echa moich rodziców, Syriusza i Remusa. Porozmawiałem z nimi przez chwilę, aż pozostawiłem Kamień i Pelerynę, idąc na pewną śmierć.
- Chwileczkę, miałeś siedemnaście lat - wtrącił.
- Tak - odpowiedział. - Co w związku z tym?
- Byli tam inni dorośli czarodzieje! W dodatku ten cały Dumbledore, skoro wiedział od początku, dlaczego nie zaczął wcześniej niszczenia Horkruksów!? - zaczął wymachiwać rękoma i nawet spadł z fotela z głuchym łomotem.
Hadrian ledwo powstrzymał na to wybuch śmiechu. - Przez większość czasu on się tylko domyślał. Wiedział, że mam połączenie mentalne z Voldim, jednak dopiero po Ministerstwie uznał, że jestem Horkruksem. Wtedy też zaczął ich szukać i zniszczył pierścień Gauntów, który go przeklął. Gdyby Severus go nie zabił, sam umarłby niedługo później w bólu. A ja, jako, że byłem Horkruksem, musiałem ostatecznie zginąć z jego ręki, więc nie było innego wyjścia. Kiedy mnie zabił, obudziłem się na dworcu King's Cross. Spotkałem tam ponownie Dumbledore'a i dowiedziałem się, że mogę wrócić, co oczywiście zrobiłem. Voldemort nakazał Narcyzie sprawdzić, czy naprawdę nie żyję. Od razu zorientowała się, że mam się dobrze i zapytała o Draco. Powiedziałem, że przeżył, a ona skłamała. Wtedy też Lordzina nakazał Hagridowi zanieść mnie do Hogwartu, aby pokazać, kto jest zwycięzcą. Nabijał się z Neville'a, podpalając Tiarę, którą ówcześnie zatrzymał na głowie Gryfona. Kiedy ten się jednak uwolnił, zabrał Miecz i przeciął węża, korzystając z tego, uciekłem do Wielkiej Sali pod Peleryną, gdzie widziałem, jak Bellatriks ginie z ręki Molly Weasley. Przy okazji wywiązała się ostateczna bitwa między mną a Voldim. Udowodniłem mu, że to ja jestem prawdziwym panem Czarnej Różdżki, bo to Draco rozbroił dyrektora a ja rozbroiłem blondyna w Malfoy Manor. Naturalnie, rzucił we mnie Avadę, która odbiła się od mojego Expelliarmusa i on rozpadł się w pył. Potem jego pozostałe minionki zostali rozchwytani, albo uciekli byle dalej od zwycięzców.
- Pamiętam, że były rodziny Śmierciożerców, które szukały u mnie Azylu, odkąd uczyłem się wraz z ich dziećmi. Pomogłem Malfoyom i większości neutralnym rodzinom, które zostały nazwane Śmierciożercami przez jedną czarną owcę rodziny. Niektórym nie udało mi się pomóc, albo wiedziałem, że naprawdę byli Śmierciożercami murem za Voldim. Potem zaszyłem się z Ginny na kilka miesięcy w mugolskim Londynie, aż zerwaliśmy, a ja poznałem Mortema. Następne setki, tysiące, miliony lat odwiedzałem różne miejsca na Ziemi, zawiązując nowe znajomości, będąc przez jakiś czas kimś ważnym na świecie, aż znudziłem się tym i odszedłem do innego wymiaru, gdzie zaprzyjaźniłem się z Lilith. Do czasu, kiedy postanowiłem tu wrócić i przeżyć to inaczej...
- I spotkałeś mnie - napuszył się.
Hadrian zaśmiał się. - Tak, i spotkałem wielkiego Tony'ego Starka, a nawet Lunę Lovegood. No i cóż... To koniec mojej cudownej historii z poprzedniego życia.
- Miałeś przejebane - zdecydował z kiwnięciem głowy.
- Dzięki - przewrócił oczami. - Ale przypuszczam, że to prawda. A teraz, musimy zdecydować, czy zostajemy tu na noc, czy wracamy do naszych pokoi z pomocą Peleryny? - spojrzał w oczekiwaniu na towarzysza.
- Ten Pokój potrafi stworzyć wszystko, o co poprosisz, nie? - zapytał z zainteresowaniem.
- Prawdopodobnie - wzruszył ramionami. - Nigdy nie próbowałem przywołać ludzi, chociaż wiem, że nie można prosić o nic do jedzenia albo picia, z powodu jakiegoś tam prawa, a przynajmniej tak powtarzała Hermiona - wzruszył ramionami. - Coś o tym, że nie można wyczarować jedzenia z niczego.
- Hm... - zastanowił się, a trybiki w jego mózgu od razu zaczęły się obracać. - Czy nie byłoby zabawnie, gdyby to prawo dotyczyło tylko ludzi śmiertelnych? - wymamrotał.
- Tony - jęknął. - Nie sądzę, aby to zadziałało. Nawet ja nie mogę wyczarować czegoś z niczego... - zawahał się. - W sumie mogę, bo nie dotyczą mnie ludzkie prawa ani nic z tym związanego - wymamrotał.
- Więc, spróbuj to polecić pokojowi - powiedział z rozbawieniem.
- To i tak może nie zadziałać, bo prawa nie dotyczą mnie, ale pokoju już tak - prychnął.
- Spróbować nie zaszkodzi! - sapnął.
- Dobra - przewrócił oczami, myśląc o ciastkach i prosząc o nie pokój. Nie pojawiły się, na co tylko wzruszył ramionami. - Nie wyszło, koniec eksperymentu.
- Spróbuj użyczyć Pokojowi swoją magię - rzucił z rozbawieniem.
- Dlaczego ty tego nie zrobisz - prychnął, krzyżując ramiona.
- To ty tu jesteś istotą ponadczasową, ja jestem człowiekiem -wzruszył ramionami.
- W porządku - westchnął. Sam musiał przyznać, że był tego ciekawy. Pokój sam z siebie podlegał prawom, jednak gdyby wspomógł go swoją magią, być może zdołałby je przezwyciężyć.
Ku szokowi Hadriana i zachwytowi Tony'ego, pojawiła się miska popcornu na środku pokoju. Stark od razu zdecydował, że popcorn jest w pełni jadalny, tylko nieco za słony.
- Chciałem ciastek - wymamrotał Potter, wzdychając, kiedy w jego rękach pojawiła się druga miska, tym razem pełna słodkich ciasteczek.
- Czyli twoja magia działa ponad wszystko i nawet Pokój Życzeń z jej pomocą może działać ponad wszelkimi prawami czarodziejskimi - pokiwał głową, karząc to zanotować JARVISOWI. - A teraz, brakuje tylko babeczek jagodowych - jak tylko to powiedział, ku ich szokowi, pojawił się talerz z jedzeniem. - Mam się bać? - ostrożnie dźgnął miękkie ciemne ciasto, po czym od razu zjadł jedną babeczkę.
- To dziwne - zmarszczył brwi.
- Cho takego? - wymamrotał, napychając się babeczkami.
- Nie użyłem tym razem mojej magii, tak jakby sam Pokój potrafił obejść prawa, albo zgarnął część mojej magii jako rezerwę.
- To na pewno ciekawa hipoteza - powiedział. - Co z przywoływaniem ludzi?
- Tony! - jęknął.