Inna Magia | Avengers & Harry Potter

Harry Potter - J. K. Rowling Iron Man (Movies)
F/M
M/M
G
Inna Magia | Avengers & Harry Potter
author
Summary
Harry Potter.Zapytasz pewnie kim on jest, bo przecież nikt go nie zna. Jego nazwisko jednak poznasz bez trudu. To starszy brat wybawiciela, Aidena Charlusa Pottera. Syn Lily Evans-Potter oraz Jamesa Pottera.Dlaczego jednak nic o nim nie wiadomo? Dlaczego wszyscy uważali, że Aiden jest jedynakiem?
Note
Witam w nowym opowiadaniu :)Nie jest to pierwszy crossover, który piszę, jednak pierwszy w publikacji. Początkowo będzie więcej uniwersum Harry'ego Pottera, w późniejszych rozdziałach natomiast przerzucę się na Avengersów. W większości utrzymuję oryginalne lata z serii HP oraz Marvela!
All Chapters Forward

Quidditch jest niebezpieczny

Snape siedział w gabinecie Albusa Dumbledore'a, spoglądając wszędzie tylko nie na starca, który ciągle podtykał mu pod nos kryształową miseczkę z cytrynowymi dropsami. - Czego potrzebujesz, dyrektorze? - powiedział z zaciśniętymi zębami. Nigdy nie było wiadome, co ten dziwny czarodziej wymyśli.

Starzec westchnął, wyciągając jakiś pergamin. - Nie jestem pewien, co mamy z tym począć - przekazał go Severusowi.

Czarnowłosy otworzył szerzej oczy w szoku. Potter rzeczywiście to zrobił! Były to dokumenty ze świętego Munga, świadczące, że Hadrian ma problemy, a mianowicie PTSD. Skąd on do licha wymyślił takie coś?!

Przeleciał wzrokiem po papierze. Nadmierna nerwowość, wybuchy gniewu, niepanowanie nad emocjami, aż wreszcie złe samopoczucie pośród nieznanych ludzi. Brzmiało to dostatecznie realnie, odkąd nikt nie wiedział o istnieniu Hadriana Jamesa Pottera, a czarodzieje nie mieli praktycznie pojęcia, czym jest Zespół Stresu Pourazowego. A przynajmniej większość z nich.

- I co z tym, Dumbledore? Potter zwyczajnie przeżył coś, co odcisnęło na nim piętno i potrzebuje mieć ciągle obok opiekuna, aby był spokojny - prychnął, krzywiąc się na nazwisko Potter. 

W końcu to dyrektor powiedział mu, aby znęcał się słownie nad Aidenem Potterem, by był dostatecznie plastyczny, odkąd u Longbotoomów miał dobre życie, a Dumbledore potrzebował ofiarnego chłopca. Zresztą, od pierwszej chwili, jak zobaczył chłopca, widział, że będzie go nienawidził z powodu zbyt dużego podobieństwa do Jamesa. Hadrian natomiast był całkiem inną osobą i naprawdę ciężko mu było narzekać na tego nastolatka.

- Kto jest jego opiekunem? - zapytał z westchnieniem.

- Niejaki Tony Stark, ten z którym najczęściej rozmawiał - wzruszył ramionami.

- Jest niemagiczny - przerwał mu dyrektor. - Nie ma ani magii, ani nawet rdzenia magicznego!

- Wszedł do Hogwartu - odparł, jakby to miało wszystko wytłumaczyć. Wiedział niewiele o mugolu, który widział przez zaklęcia odpychające, choć z listów Hadriana mógł wywnioskować, że Stark był jakimś magicznym stworzeniem, ale nie miał w sobie czarodziejskiej krwi.

- Osłony nie zostały naruszone, nawet nie wiem jak mu się to udało - pomachał głową, a jego okulary połówki zsunęły mu się nieco bardziej na nos.

- Może pomaga mu ktoś z wewnątrz? - rzucił z lekkim rozbawieniem w ciemnych oczach.

Dyrektor jednak tego nie zauważył, za to pokiwał energicznie głową. - Tak, to musi być to. Od razu zwołam zebranie personelu i porozmawiam ze wszystkimi o tym.

Snape naprawdę zastanawiał się od kiedy to potężny Albus Dumbledore stał się zwykłym dziwacznym dziadkiem bez krzty przebiegłości, czy dawnej inteligencji. Widocznie cytrynowe dropsy, które tak ubóstwiał, przeżarły mu mózg. Przecież każdy wrażliwy na magię, wyczułby potężne stworzenie od mężczyzny. Ani krzty magii, ale stworzenie.

Starzec spojrzał ponownie w dokumenty. - Chłopiec jest również charłakiem - powiedział nagle.

Snape podniósł brew do góry. - W takim razie, w jaki sposób dostał się na wymianę? Szczególnie, że nie zrezygnował z żadnych magicznych zajęć.

- Powiem to inaczej - chrząknął. - Jest ledwo nad charłakiem.

- Dyrektorze, chyba nie wykluczysz ucznia tylko dlatego, że ma niski poziom magii? - prychnął. Po raz kolejny zastanowił się nad Dumbledore'em. Przecież było czuć rosnącą potęgę chłopca! Nawet ten idiota Black w końcu to sam zauważył! Snape coś nie mógł uwierzyć, że Huncwot byłby mądrzejszy od starca. Ponownie, zrzucił to na cytrynowe dropsy. A może by tak je czymś przyprawić...?

-Nie to miałem na myśli, Severusie - odparł. - Martwię się, że chłopiec nie poradzi sobie na lekcjach, szczególnie z jego problemami.

Snape nie odpowiedział, nagle pytając. - Więc, dyrektorze, co masz zamiar z robić ze starszym Potterem?

- Severusie, nie ma potrzeby nazywania chłopca "Potterem" - zakołysał głową, opierając plecy o wysokie siedzenie.

- Czyż nie jest pomiotem Jamesa?

- Nie widzę podobieństwa - odpowiedział. - Fioletowe oczy nie należą ani do rodu Potterów, ani Evansów. Tak samo jak te kruczoczarne włosy. Jego rysy również nie przypominają ani Jamesa, ani Lily. Nie sądzę, aby był ich dzieckiem, bo przecież mówili tylko o Aidenie.

- Może ukryli starszego chłopca? - skrzywił się.

- Nie sądzę - pomachał głową. - Potterowie byli dobrymi ludźmi, a chłopiec sam przyznał, że żył w Ameryce.

- Od szóstego roku życia. Wcześniej był z rodzicami - zaprzeczył. - Chyba nie uważasz dyrektorze, że sześcioletnie dziecko nie odróżniłoby prawdziwych rodziców od Potterów, których określa jako "rodziców"?

- Może został przez nich adoptowany.

- Jeżeli nie zostałby adoptowany przez krew, jego nazwisko nie byłoby Potter - sam był zdziwiony, kiedy McGonagall przeczytała "Potter" zamiast "Brown". Miał teorię, że na pergamin zostało rzucone zaklęcie ujawniające, które nie pozwalało podszywającym się ludziom uczestniczyć w szkole.

Dyrektor westchnął, zjadając kolejnego cukierka. - Proszę, Severusie, spróbuj się dowiedzieć, czy naprawdę jest synem Jamesa i Lily, a następnie przekaż to od razu mnie. Tom nie może się o tym powiedzieć, inaczej uzna Przepowiednię za fałszywą.

- Oczywiście, dyrektorze - szybko wstał i wyszedł z gabinetu, byle dalej od starca. Musiał porozmawiać z Hadrianem o jego wymyślonym PTSD, w końcu nie był pewien, czy chłopak w ogóle zdaje sobie sprawę, czym jest Zespół Stresu Pourazowego.

-~*~-

Była siódma rano, kiedy Hadrian obudził się w prywatnym akademiku. Przez jego "chorobę" został mu przydzielony osobny pokój, podobno aby nie zrobił sobie ani nikomu innemu krzywdy. Miał oczywiście miękkie łóżko z butelkowozieloną narzutą oraz srebrną poduszką z wizerunkiem czarnego węża. Dalej były ciemne szafa, komoda i biurko, na którym spoczywał biały laptop. Nie miał zamiaru oddzielać się od elektroniki, skoro dzięki współpracy jego i Tony'ego, w większości działała poprawnie.

Na jego klatce piersiowej leżał zwinięty Mortem z zamkniętymi oczami i cicho oddychający. Pogłaskał ciemne łuski, a szkarłatne oczy spojrzały na niego. - Chcesz mi towarzyszyć?

Śmierć pojawił się w całej okazałości na środku pokoju. Miał na sobie czarną czarodziejską szatę, pod którą widać było białą jak śnieg koszulę i granatowe spodnie. - Chciałbym - powiedział z westchnieniem. - Jednak Lilith prosiła abym pomógł jej opanować szalejącego Negro.

- Ach, tak, Chaos potrafi nieźle namieszać - pokiwał głową.

- Wybacz, Hadrianie...

- Spokojnie, będę miał Tony'ego - powiedział z uśmiechem. - Zresztą, doskonale zdaję sobie sprawę, że masz swoje obowiązki jako Śmierć, tak samo jak ja mam swoje jako Mistrz Śmierci.

- Nie masz obowiązków - prychnął, krzyżując ramiona.

- Muszę was pilnować! - zawołał z oburzeniem. - Poza tym pomagam niektórym pogodzić się ze śmiercią i odejść.

- Tym, którzy przede mną uciekają - odparł.

- Ale to nadal jakieś zadanie.

- Być może - westchnął w końcu, odpuszczając.

- Do zobaczenia, Mortem - Hadrian podszedł i pocałował go w policzek. - Baw się dobrze z dziećmi.

Śmierć odpowiedział mu uśmiechem, po czym zniknął w cieniach.

Hadrian westchnął, podchodząc do szafy. Skoro już wstał, mógł przejść się na śniadanie. I może zobaczyć reakcję ludzi na jego PTSD. Chyba, że Dumbledore to ukryje lub powie coś innego.

Wybrał szmaragdową koszulę, pozostawiając dwa odpięte guziki na górze oraz czarne jeansy i tego samego koloru trampki. Nie miał zamiaru chodzić w niewygodnych, na wpół średniowiecznych butach, których używali najczęściej czarodzieje. Zarzucił na to czarną szatę, a szmaragdowo-srebrny krawat pozostawił wiszący luźno.

Dodatkowo na szacie herb Slytherinu zmienił na herb całego Hogwartu. Zobaczył to u Luny w jego poprzednim życiu, kiedy zapytał, dlaczego ma symbol szkoły, a nie swojego Domu, ona odparła, że każdy z Domów należy do szkoły i nie różnią się niczym. Każdy uczeń należy do jednego z nich a tym co ich wyróżnia jest tylko kolor krawata oraz kolejnością zajęć.

Automatycznie też chwycił słuchawkę z komody i westchnął z ulgą, słysząc głos SI.

- Dzień dobry, Hadrianie.

- Cześć, J - powiedział z uśmiechem. - Która godzina?

- Dokładnie siódma osiemnaście, za czterdzieści dwie minuty masz Zaawansowane Latanie na Miotle - odparł.

- Huh, to Tony zdążył już wgrać plan?

- Zrobił zdjęcie.

- Cały on - przewrócił oczami, przeciągając się po raz kolejny. - Jak wstanie, możesz mu powiedzieć, że będę w Wielkiej Sali.

- Pan Stark właśnie się obudził i kazał ci poczekać na niego.

- Phi - przewrócił oczami, ale chwycił torbę z książkami i wyszedł z pokoju. W Pokoju Wspólnym nie było wiele węży, choć ci, którzy byli od razu wymienili między sobą spojrzenia i szepty. Ku jego szokowi, zauważył Draco Malfoya w towarzystwie Pansy Parkinson oraz Blaise'a Zabiniego. Naprawdę całkowicie zapomniał o arystokracie.

- No, no, no, charłak-Potter raczył w końcu wstać - blondyn powiedział ze skrzyżowanymi ramionami.

- Wolę Brown - odparł lekko, idąc w kierunku tablicy ogłoszeń. W Gryffindorze zawsze tam znajdowało się hasło i ważniejsze informacje. W tym wypadku nie pomylił się, gdyż na środku pustej tablicy znajdował się pergamin z hasłem zapisany charakterystycznym pismem Snape'a. Zapewne było też magicznie przypięte, odkąd wielu chętnie zerwałoby kartkę, a nadal była na swoim miejscu.

Draco zamrugał przez chwilę, kiedy chłopak go zignorował. - Hej, Potter, nie powinieneś ignorować lepszych od siebie - rzucił.

- Nie widzę tu nikogo takiego - odpowiedział, idąc w kierunku korytarza.

Podążyły za nim lekko rozbawione szepty na widok czerwonej twarzy Malfoya.

-~*~-

Przed wejściem czekał na niego Tony, który zdawał się rozmawiać ledwie chwilę wcześniej z Salazarem.

- Cześć, Tony - przeczesał palcami swoje włosy.

- Nareszcie, Hadrian - westchnął. - Gdyby nie Salazar, zanudziłbym się na śmierć!

- Masz StarkPada - odpowiedział, witając się kiwnięciem głowy ze Slytheriniem, który odpowiedział mu tym samym, choć widać było na jego wąskich ustach delikatny uśmiech.

- Ale Założyciele mają ciekawe historie - skrzyżował ramiona.

- Być może - roześmiał się cicho. - A teraz chodźmy, bo inaczej spóźnię się na pierwszą lekcję.

- Przesadzasz - machnął ręką, wyrównując z nim krok. - Przecież nie potrzebujesz jedzenia.

- Ale muszę utrzymać pozory - powiedział, wyciągając z powietrza jakiś pergamin i podając go Tony'emu. - To dokładne objawy mojego PTSD. Jako, że nie mogę przebywać w zbyt dużym skupisku nieznanych ludzi, potrzebuję zawsze obok kogoś znajomego. Poza tym nie panuję nad emocjami i tylko mój opiekun potrafi mnie uspokoić - zakołysał się.

- To brzmi dziwnie - skrzywił się.

- Ale ponad trzy-czwarte czarodziei nie wie czym w ogóle są choroby umysłowe, a tym bardziej PTSD. Uznają, że to coś złego i niebezpiecznego, a ja będę miał spokój od tych dzieci - wskazał.

- Może masz rację, w końcu to ty jesteś specjalistą od magii - wzruszył ramionami.

Jak tylko weszli na Wielką Salę, naturalnie otoczyły ich szepty i wielu wskazywało na nich palcami. Dwójka przyjaciół była oczywiście do tego przyzwyczajona. Młody wynalazca i CEO Stark Industries oraz Chłopiec-Który-Przeżył, przez sześć lat w Hogwarcie, a następnie kilkadziesiąt lat w czarodziejskiej Brytanii będąc dosłownie traktowany w ten sam sposób.

Tony machnął mu ręką, kierując się do oczekującego Snape'a, a Hadrian usiadł na swoim miejscu z dala od pozostałych węży. Jedno spojrzenie na dyrektora i Severusa wystarczyło, aby uznał, że dostali pergamin z Munga i nie wiedzieli co z nim zrobić.

- Skąd wpadło mu do głowy PTSD? - syknął czarnowłosy, kiedy tylko Stark zajął miejsce między nim a upierdliwym Quirrellem. Snape musiał przyznać, że był co nieco wdzięczny za to. Nie wytrzymałby kolejnego dnia z tym jąkającym się idiotą.

- Sam nie wiem - wzruszył ramionami, sięgając jakąś sałatkę. Następnie spojrzał na dzbanki soku i czajniczki z herbatą. - Hej, nie macie kawy?

- Nie - prychnął.

Tony jęknął, nalewając sobie do kubka sok z dyni. Spojrzał kątem oka na nauczycieli po obu jego stronach, kiedy uznał, że żaden z nich go nie obserwuje, wyciągnął nieco różdżkę z rękawa i machnął nią najdelikatniej jak tylko mógł, myśląc o zaklęciu.

Z zadowoleniem przyjął, że napój nie zmienił koloru, konsystencji, ani zapachu, ale w pełni smakował jak kawa.

- Na początku planował powiedzieć, że nie zna zbyt dobrze angielskiego i potrzebuje tłumacza - wziął łyka gorzkiego napoju, a jego oczy zaświeciły się radośnie na tak znajomy smak. Magia była zwyczajnie niesamowita i cudowna.

- Jednak czarodzieje mogliby polecić zaklęcie tłumaczące - powiedział Snape. - Zresztą, dlaczego tak bardzo mu zależy na twoim towarzystwie? - zmrużył niebezpiecznie oczy. - Jeżeli dręczysz Hadriana w jakikolwiek sposób, lub mu grozisz...

- Hej, spokojnie, Severusie - podniósł szybko ręce w geście poddania, omal nie upuszczając swojej drogocennej kawy. - Jak już to ja boję się jego - mruknął pod nosem, ale nie miał wcale tego na myśli. Chłopak był Mistrzem Śmierci i był wszechpotężny, więc logicznym byłoby aby bano się niego, chociaż Tony wiedział, że są przyjaciółmi a Hadrian (ostatnio coraz częściej zachowujący się jak matka) bardziej skrzywdzi siebie niż jego.

- Dlaczego miałbyś się bać tego dziwnego dzieciaka? - prychnął, spoglądając na swój talerz z owsianką.

Tony westchnął. Nie spodziewał się, że profesor Eliksirów to usłyszał. - Jest przerażająco inteligentny i boję się, że mnie przewyższy - zdecydował odpowiedzieć.

Snape uznał to chyba za dostateczną odpowiedź, skoro skupił się na swoim śniadaniu. Kątem oka nadal obserwował swoje węże i Hadriana, który ze znudzeniem grzebał w sałatce. Mieszkając z chłopcem i Huncwotami, zauważył, że jadał bardzo mało, o ile nie w ogóle, ale zawsze miał energię tak samo jak jego waga i wzrost były w porządku, może nawet był nienaturalnie wysoki.

W końcu Potter skończył grzebać w sałatce, oddalając od siebie talerz. Nigdy nie przypuszczał, że przy różnych stołach były inne potrawy! Przy stole Gryffindoru mógł znaleźć niezbyt lekkie posiłki a nawet podchodzące pod fast foody, natomiast u Ślizgonów była sama zdrowa żywność i nawet brakowało soku dyniowego.

Uczniowie zaczęli już wychodzić z Sali na lekcje, więc Hadrian tylko wzruszył ramionami i również skierował się do wyjścia. Zanim się obejrzał, Tony już był obok niego z zadowolonym uśmiechem.

- To co, dzieciaku? Idziemy na pierwszą lekcję?

Nastolatek przewrócił oczami. Był już przyzwyczajony, że Tony nazywał go "dzieciakiem" bo przecież dziwnym by było, aby mówił do niego w inny sposób. Wszystko przez jego fizyczny wygląd.

- To latanie na miotle, może cię to zainteresuje - rzucił, zanim skierował się do wyjścia niedaleko Boiska do Quidditcha.

- Huh, powinienem się spodziewać, że nie pójdziesz z resztą, odkąd znasz szkołę jak własną kieszeń - wzruszył ramionami.

- Cholera, dlaczego mi nie przypomniałeś? - jęknął. - Jak będą pytania, zwalę to na ciebie.

- Co? Czemu na mnie? - spojrzał oburzony.

- Bo mam PTSD i jestem nastolatkiem.

- To nie jest wytłumaczenie.

- Jest.

- Nie...

- Jest i koniec - prychnął, pchając wrota. Otworzyły się, ukazując w oddali największe boisko jakie Tony kiedykolwiek widział.

Było osiem wież, z czego po dwie miały barwy konkretnych Domów, a ogrodzenie było zmieszanymi ze sobą kolorami. Widział również po obu stronach po trzy obręcze, z czego środkowa była najwyższa, a pozostałe dwie były nieco niższe.

- Z tego co pamiętam, na pierwszym roku mieliście lekcje na dziedzińcu - zwrócił uwagę.

- Musieliśmy być ciągle w zasięgu wzroku Hooch - odparł. - Jak już zdążyłem się dowiedzieć od Luny, zaawansowane latanie mimo, że jest nowym przedmiotem, Hooch szybko zgodziła się go nauczać, odkąd zawsze miała mało lekcji, a zajęcia odbywają się na boisku Quidditcha, gdyż jest tam dostatecznie dużo miejsca.

- Kiedy rozmawiałeś z Luną? - zapytał w cichym szoku.

- Przez Patronusa, wieczorem - odparł.

- To ten jeleń?

- Yup - pokiwał głową, patrząc z podziwem na boisko, które nadal było całe, a nie podpalone i zniszczone.

- Wygląda nieźle - stwierdził.

- Dobrze zobaczyć niezniszczone boisko po tylu latach - powiedział. - Po bitwie o Hogwart zostało spalone i zrównane z ziemią - kontynuował. - Kiedy poszedłem ponownie na ostatni rok, nie zostało jeszcze odbudowane. Odwiedzając szkołę po kilku latach, nigdy nie wyglądało jak kiedyś.

-~*~-

- No dobrze, widzę kilka nowych twarzy - Madame Hooch rozejrzała się po uczniach z wymiany. Była ich co prawda tylko trójka na szóstym roku, ale znajdował się też ten chłopiec z opiekunem, "Potter". - Chciałabym żebyście się przedstawili i powiedzieli o swoim doświadczeniu w lataniu - spojrzała z lekkim zaniepokojeniem na nastolatka. 

Na spotkaniu z personelem, wszyscy dowiedzieli się o jego PTSD (czymkolwiek by to nie było) oraz jego poziomie mocy, będącym ledwie ponad charłakiem. Nie było pewności, czy dałby w ogóle sobie radę w czarowaniu, czy opanowaniu miotły. Choć jego oceny z Ilvermorny były bardziej niż zadowalające, dosłownie wszystkie jego stopnie z przedmiotów to były Wybitne lub Powyżej Oczekiwań. Nawet z bardziej magicznych lekcji.

Pierwsza przedstawiła się Monica Derven. Była kasztanowłosą niewysoką dziewczyną o szarych, nieco smutnych oczach, jasnej cerze i ubrana była w czarodziejską szatę z herbem Ravenclaw. Jej granatowo-brązowy krawat był dokładnie zawiązany ze srebrną broszką w kształcie orła. - W Ilvermorny należałam do drużyny Quodpota reprezentującej Pukwudgie.

Madame Hooch pokiwała głową, odwracając się do niskiego nastolatka. - Jestem Arthur Verte - skłonił się delikatnie. Miał pod szyją kiepsko związany żółto-czarny krawat Hufflepuffu a herb przedstawiał oczywiście borsuka. Miał blond włosy do karku oraz ciemnoniebieskie oczy, podchodzące pod granat. - Od zawsze interesowałem się Quidditchem i Quodpotem, jednak nigdy nie należałem do drużyny. Po pięciu latach zajęć z latania, zostałem asystentem nauczyciela.

Żółtooka kobieta pokiwała głową z uznaniem i spojrzała na ostatniego chłopca. Bała się, że wybrał tą klasę tylko ze względu na jego "ojca", który był szukającym w drużynie Quidditcha.

- Jestem Hadrian Potter, chociaż nadal wolę nazwisko Brown - powiedział. - Kiedyś grywałem w Quidditcha i byłem szukającym, grałem też nieco w Quadpota.

- W porządku - pokiwała głową. - Jako, że jest was czternastka, możemy zagrać w Quidditcha, żebym zobaczyła wasze umiejętności latania - położyła ręce na biodrach. - Chyba uda wam się dobrać w dwie grupy?

Uczniowie wymamrotali potwierdzenie, po czym nie zajęło dużo czasu, zanim dwie siódemki stały po przeciwnych stronach.

Hadrian rozpoznał w swojej drużynie Monicę Derven, Deana Thomasa, Terry'ego Boota oraz Blaise'a Zabiniego. Naprzeciwko natomiast od razu poznał Rona, Seamusa Finnigana, Arthura Verte oraz Draco Malfoya (a tak miał nadzieję go nie spotkać).

Musiał przyznać, że Ron był oczywistością na tych zajęciach, jednak pozostali byli dla niego zdziwieniem. Nie pamiętał aby Seamus i Dean mieli podobną obsesję na punkcie Quidditcha co Ron, wiedział również, że Draco dołączył tylko do drużyny Slytherinu, aby być lepszym niż Potter. Na dodatek blondyn ciągle wpatrywał się w niego zmrużonymi oczami, nie poświęcając ani jednego spojrzenia zdrajcy krwi.

- Skoro mamy już grupy, omówcie między sobą pozycję, a ja pójdę po miotły - zdecydowała nauczycielka. - Panie Stark, czy mógłbyś przypilnować wszystkich?

- Oczywiście - wzruszył ramionami, stojąc ze skrzyżowanymi ramionami i zmrużonymi oczami obserwując nastolatków.

- Madame Hooch - odezwał się Hadrian, a siwowłosa kobieta spojrzała na niego, zanim jeszcze skierowała swoje kroki do szatni. - Czy można używać własnej miotły?

- Nie jestem pewna... - odpowiedziała. - Jeżeli będziesz miał lepszą miotłę niż pozostali, może to nie być zbytnio fair gra.

- Jakby ten charłak miał jakieś pieniądze - prychnął Draco, stojąc obok Blaise'a, mimo przeciwnych drużyn.

Potter go zignorował. - Będę szukającym, więc nie będę ścigał się z innymi po kafel - powiedział.

Oczywiście jak tylko powiedział, że grywał jako szukający, a w drużynie byli sami ścigający i jeden pałkarz, uznali, że będzie dobrym wyborem. Zabini dostał rolę obrońcy, podczas gdy Boot i Puchon, którego nie znał nazwiska byli pałkarzami, pozostała trójka, czyli Derven, Thomas i Krukon, którego również nie znał, byli ścigającymi.

W przeciwnej drużynie, tak jak się spodziewał, Ron został obrońcą, Malfoy szukającym, a Seamus, Verte i jakiś Puchon byli ścigającymi. Dwójki obrońców nie znał, choć oboje byli z Ravenclaw.

- Masz moje pozwolenie - kiwnęła głową, patrząc na blond arystokratę. - Pan Malfoy również może skorzystać z własnej miotły - westchnęła, doskonale pamiętając, że nastolatek miał nowego Nimbusa 2001, ustępującego szybkością jedynie Błyskawicy, której była pewna, że nikt z uczniów nie posiadał, z powodu jej stanowczo wygórowanej ceny.

- W takim razie, powodzenia Potter z moim Nimbusem - parsknął śmiechem, idąc szybko z powrotem do zamku.

Hadrian wzruszył ramionami, idąc do swojej torby z książkami. Sięgnął miniaturową miotłę i przeleciał palcami po delikatnym drewnie. Podszedł do Tony'ego i pokazał mu Błyskawicę.

- Miniaturowa miotełka - skomentował.

- Hej, J, mógłbyś ją przeskanować? - mruknął.

SI od razu to potwierdziło, a słaby promień błękitnego światła szybko przeleciał po jego zminiaturyzowanej miotle.

- Po co skan? - zapytał zaciekawiony Stark.

- Dałbyś radę stworzyć coś szybszego? - uśmiechnął się chytrze. - Błyskawica pozostaje najlepszą i najszybszą miotłą na rynku aż do dwa tysiące czternastego roku, kiedy pojawiają się słynne i lepsze modele, Piorun VII, Błyskawica Doskonała, Yajirushi, Varápidos i Gwiezdna Zamiatarka XXI.

- Jasne, że tak, Hadrian - odpowiedział. - W połączeniu z moją technologią i magią, to będzie najszybsza miotła do końca świata - zapewnił. - Arystokratyczny dupek wrócił - wskazał zbliżającego się blondyna z dokładnie tą samą miotłą, którą miał na ich drugim roku.

Czarna, wypolerowana na błysk rączka, witki z brzozy zabarwione na czarno-srebrno. Metal, którym były splątane był lekki, a drągi pomagały utrzymać równowagę dla stóp przy szybszym locie. Rozległy się szepty zachwytu pośród uczniów obecnych na boisku. Hadrian nawet zauważył kilkudziesięciu starszych lub młodszych nastolatków na trybunach. Zapewne mieli wolne i woleli obejrzeć półtorej godzinny mecz, niż nudzić się.

Hadrian spojrzał na swoją miotłę z delikatnym uśmiechem. Nadal wyglądała jak nowa, ponieważ niewiele nią latał w czasach chodzenia do Hogwartu, a później zwyczajnie ją zostawił na pamiątkę. I otrzymał ją z powrotem od Mortema po jego przebudzeniu. Poza tym miał w końcu okazję sprawdzić, czy nadal była tak szybka i dobra jak eony temu.

Powiększył miotłę, jak tylko zobaczył, że Malfoy wpatruje się w niego w oczekiwaniu. Usłyszał wciągane ze świstem powietrze od pozostałych graczy a nawet niektórych nastolatków z trybun. 

Błyskawica była z polerowanego hebanu, a jej witki z leszczyny. Żelazo, obejmujące wszystkie witki stworzone zostało przez gobliny, tak samo jak antypoślizgowe uchwyty na stopy. Dodatkowo miała na sobie kilka "dodatków" od stworzeń, a dokładniej kilka specjalnych zaklęć.

- Błyskawica? - blondyn podniósł brew do góry. - Zobaczymy, czy jest prawdziwa - rzucił z lekceważeniem, wchodząc na swoją miotłę i uniósł się kilka metrów w powietrze.

- Zobaczymy, Malfoy - odparł lekko Hadrian, również wskakując na swoją miotłę i unosząc się powoli w górę, aby zrównać się z drugim szóstorocznym.

Hooch odchrząknęła. - Liczę na dobry i czysty mecz - powiedziała, kiedy gracze wznieśli się w powietrze. - Nie chcę widzieć faulowania, celowego okaleczania lub zrzucania z mioteł. Powodzenia - uderzyła stopą w odpowiedni przycisk, a dwa tłuczki i złoty znicz świsnęły z ogromną prędkością w górę.

Wzięła kafel do rąk, po czym wyrzuciła go w powietrze, tym samym rozpoczynając grę.

Hadrian zauważył, jak kobieta odciągała za łokieć Tony'ego, który zapewne nie chciał tracić tak dobrego miejsca do obserwacji. W końcu jednak musiał odejść, kiedy tłuczek chciał go zaatakować, pikując w dół.

Potter rozejrzał się czujnie. Ścigający w obu drużynach byli porównywalni umiejętnościami, natomiast pałkarze drużyny przeciwnej średnio zdawali sobie sprawę, co mają robić. W zamian ich obrońca, Blaise, miał gorszy refleks i przepuścił już dwie bramki, podczas gdy Ron obronił wszystkie na swoim Zmiataczu 11. Jak się okazało, większość uczniów wzięła własne miotły przed meczem.

Nagły błysk złota przykuł jego uwagę. Podążył wzrokiem za smużką, która pozostawiała po sobie tego samego koloru pyłek. Westchnął cicho. Jak widać, nie mógł nawet grać normalnie w Quidditcha, odkąd miał nieco lepsze zmysły ale też prawym okiem widział aury, które jako jedyne były innej barwy niż szarość całego świata.

Skupił się bardziej, nachylając nad trzonkiem miotły i ruszył błyskawicznie w pogoń za złotem. Draco to spostrzegł i podążył za nim.

Hadrian zauważył, że była to podobna sytuacja co lata wcześniej. Malfoy nie widział znicza i leciał za nim, gdyż to on go wytropił. Zapikował ostro w dół, a arystokrata, jak można się było spodziewać, ruszył za nim, nadal nie dorównując szybkością jego Błyskawicy.

Ledwo metr nad ziemią uniósł trzon w górę, zahaczając stopami o trawę i świsnął z powrotem w górę, tylko, że do góry nogami. Zaśmiał się, kiedy Malfoy zaorał w ziemię, a trzon jego miotły wbił się prawie pionowo.

Przekręcił się na miotle i poleciał za zniczem. Utrzymywał równe jemu tempo, aby był w razie czego na wyciągnięcie ręki. Czekał aż jego drużyna nieco zremisuje wynik sto do dwudziestu. Musiał przyznać, że Ron nadal był bardzo dobrym obrońcą, podczas gdy Zabini był na tej pozycji ledwo od trzech miesięcy szkolnych (z poprzedniego roku, co dowiedział się do samego Blaise'a).

Krukońscy pałkarze pozbierali się i nareszcie zaczęli normalnie grać, ciągle starając się wycelować w niego. Nagle kolejny tłuczek odbił Terry Boot, unosząc się obok niego. - Potter, złap ten cholerny znicz - powiedział, starając się dotrzymać mu tempa.

- Chciałem, żeby ścigający się nieco odegrali - odpowiedział, puszczając ręką trzonka i poprawiając szalejące włosy. Nawet gdyby spadł z wysokości, jak na trzecim roku, nic by mu się nie stało. A przynajmniej umarłby i wrócił po kilku minutach, albo połamał się nieco, co wyleczyłoby się w maksymalnie jeden dzień. Puścił drugą rękę, uparcie starając się uspokoić włosy sterczące w każdą stronę przez wiatr. Przydługa grzywka wpadała mu w oczy. To był jedyny powód. Wcale nie miał zamiaru popisywać się. Wcale.

Terry przewrócił oczami, odlatując. - Radź sobie sam - rzucił przez ramię.

- Jasne - machnął ręką, którą ledwie o cale minął pędzący tłuczek. - Nareszcie, bałem się, że o mnie zapomnieliście! - zawołał do Krukonów, którzy wyglądali na bliźniaków. Gdyby tylko byli tak dobrzy jak Weasleyowie...

W odpowiedzi zostały w niego posłany kolejny tłuczek. Szybko świsnął w bok, nadal nawet nie zbliżając rąk do miotły.

Akurat mijali kolejny raz trybuny, na których była Hooch z gwizdkiem i miotłą w ręce, kilku uczniów, Tony, a nawet Snape ukryty w cieniu wieży!

- Hej, Tony! - pomachał radośnie, robiąc beczkę, kiedy tłuczek przeleciał tuż nad jego miotłą odwróconą w drugą stronę. Przeleciał kilka metrów do góry nogami, podczas gdy Stark coś mówił.

- Pan Stark pyta się, czy może porobić zdjęcia - powiedziało nagle SI, a Hadrian ledwo powstrzymał się od puszczenia miotły. Może jednak Sztuczna Inteligencja w słuchawce nie była dobrym pomysłem na wysokie loty.

- Jasne, J. Tylko bez flasha. Inaczej chyba oślepnę - sapnął, kierując się do trybun i pozostawiając znicza samemu sobie. Zawsze mógł go znaleźć w minutę lub dwie.

Pałkarze zamrugali w szoku, kiedy przestał gonić za złotą piłeczką. Wzruszyli ramionami, po czym zaczęli odbijać tłuczki w kierunku ścigających z przeciwnej drużyny. Punkty zbliżały się do wyrównania. Sto trzydzieści do stu dla pomarańczowej drużyny (oczywiście od włosów Weasleya).

Zapozował do kilku zdjęć z radosnym uśmiechem. Czuł na sobie oszołomiony wzrok innych czarodziei, kiedy robił sztuczki z meczem toczącym się w tle. Kontynuowałby zabawę, gdyby nie Draco, który wrócił na miotłę z krwawiącą wargą i prawdopodobnie złamanym nosem. Spróbował się z nim zderzyć, choć raczej nie wyszło tak, jak to planował.

Hadrian wyczuł go co prawda wcześniej, ale nie przewidział lecącego tłuczka od tył. Chcąc uniknął agresywnej piłki, odbił w prawo, a potem poczuł ból, kiedy Malfoy zderzył się z nim z pełną prędkością.

Blondyn raczej też nie liczył na taki wynik jego szarży, skoro wrzeszczał, jak bardzo Hadrian jest głupi, że tego nie uniknął, kiedy spadali z dużą prędkością. Obie miotły zdawały się zablokować przez ich podstawki dla stóp.

Hadrian sapnął. - Dobra, Malfoy, ani słowa o tym innym - warknął, machając dłonią. Upadli na ziemię z głośnym odgłosem, jednak nie byli ranni. Tarcza zadziałała aż za dobrze, tworząc lekkie wgłębienia w ziemi boiska.

Pierwszy wstał czarnowłosy, prostując się i patrząc w górę. Hooch leciała do nich z ogromną prędkością, że zaczął się obawiać, iż uderzy w ziemię. Na koniec jednak zwolniła i zeskoczyła z miotły, szybko do nich biegnąc z wyciągniętą różdżką.

- Co sobie myślałeś panie Malfoy?! - zawołała wściekła, jednak nadal rzuciła kilka zaklęć diagnostycznych na obu nastolatków. Ku jej szokowi, Potter był w pełni w porządku, a blondyn miał tylko złamany nos i przeciętą wargę od poprzedniego upadku po nieudanym Zwodzie Wrońskiego.

- Być może zirytowało go moje zachowanie - Hadrian wzruszył ramionami, kątem oka widząc jak wszyscy gracze zbierają się wokół nich z zaniepokojonymi i przerażonymi spojrzeniami.

- W porządku, Hadrian!? - usłyszał krzyk Tony'ego, jednak nie widział go w pobliżu. Zmarszczył brwi, aż Stark nie zawołał kolejny raz.

- Tak, w porządku - westchnął, przykładając palec do słuchawki. Chociaż nie uznają, że gada do siebie, sądząc po rzucanych mu spojrzeniach.

- Co to do jasnej cholery miało być!?

- Wypadek - odparł lekko, oddzielając obie miotły od siebie. Nimbus jak i Błyskawica straciły nieco witek, miotła Draco miała piękną rysę przechodzącą przez środek trzonka, a u jego Błyskawicy były tylko drobne ślady. 

Hooch skrzyżowała ramiona. - Oboje marsz do Skrzydła Szpitalnego, natychmiast.

- Madame Hooch, z całym szacunkiem, ale nie jestem ranny i czuję się dobrze - powiedział spokojnie Hadrian, kiedy Draco był podpierany przez Blaise'a, który skierował ich do Hogwartu.

- W takim razie przynieś mi potwierdzenie od pani Pomfrey - odparła.

- Jasne - wzruszył ramionami.

- A potem zapraszam do mojego gabinetu. Znajduje się w skrzydle nauczycielskim, na pierwszym piętrze. Drugie drzwi po prawo - odwróciła się do pozostałych graczy i zaczęła z nimi rozmawiać.

Hadrian ponownie wzruszył ramionami i skierował powolne kroki do Hogwartu, zmniejszając obie miotły i chowając je do kieszeni. Miał zamiar się nieco nimi pobawić i je naprawić. W gruncie rzeczy wypadek był w połowie jego winą. Gdyby nie przesadził z popisywaniem się i skupił się bardziej na grze, bez problemów uniknąłby tłuczka, a następnie nie zderzyłby się z blondynem.

Tony dogonił go całkiem szybko. I pierwszą rzeczą, jaką zrobił było mocne uderzenie w tył głowy. - Co to miało być?!

- To bolało - odpowiedział Hadrian, masując tył głowy. Naprawdę nie było to lekkie uderzenie, nawet z jego dużą odpornością na ból.

- Dlaczego do cholery dałeś się zrzucić z miotły?! Co jeżeli uderzyłbyś z całą siłą w ziemię!?

- Zapomniałeś, że nie mogę umrzeć - westchnął, kręcąc głową. - Najwięcej co by się stało, to Malfoy straciłby życie, albo skończył połamany, a moja tajemnica wyszłaby na jaw.

- Trzeba cię stanowczo naprawić - zdecydował. - Bądź sobie nieśmiertelny, ale musisz się więcej przejmować. Musisz - podkreślił.

- Dlaczego? - jęknął. - Wszyscy i tak kiedyś umrą a ja pozostanę dalej. Nawet ty w końcu odejdziesz i zdecydujesz się na reinkarnację od razu, albo po tysiącach lat - przewrócił oczami.

Tony westchnął, kładąc mu rękę na ramieniu. - Ale póki tu jestem, masz się przejmować.

Hadrian odwrócił wzrok. - Przemyślę to.

- Inaczej poskarżę się Lilith albo Mortemowi - zagroził.

Potter sapnął i spojrzał na niego w szoku. - Nie odważyłbyś się.

- Założymy się? - uśmiechnął się chytrze.

Nastolatek zmrużył oczy. - Nie - odparł krótko.

Forward
Sign in to leave a review.