
Hogwart?
Pięć lat. Minęło pięć lat, odkąd poznał szalonego dzieciaka i zaprzyjaźnił się z nim. Poznał co nieco magicznego świata, jak i przeszłych er Ziemi. Okazało się to nad wyraz ciekawe, mimo, że często nie nadążał za zdającą się być ponadczasową istotą.
Naprawdę, cieszył się, że jednak uwierzył dzieciakowi i nie wysłał go do szpitala psychiatrycznego (co na początku planował).
Właśnie siedzieli w warsztacie Tony'ego w Stark Industries. Sam Tony już dawno miał dwudzieste szóste urodziny, a Hadrian ledwo dwa dni wcześniej szesnaste. Jak kiedyś powiedział śmiertelnikowi, miało się zdarzyć coś ciekawego niedługo po jego urodzinach. Coś o liście i sowach.
- Hej, Hadrian? - Tony spojrzał znad ekranu na towarzysza.
Nawet po tych pięciu latach, ciężko było mu to wszystko ogarnąć jego czysto naukowym umysłem. Magia istniała. Jego przyjacielem został ponad miliard letni czarodziej, który według reszty jego magicznego świata był charłakiem, czyli osobą bez magii. To było dla niego nie do pomyślenia. Odrzucić dziecko przez zdający się brak magii? Dodatkowo ten też czarodziej był prawdziwym partnerem Śmierci, który okazuje się być dobrą osobą do rozmów o alternatywnych rzeczywistościach jak i przyjacielem Losu, która jest zwyczajnie nadpobudliwą nastolatką, oskarżaną o zbyt wiele. To było dla Tony'ego cudem, że dziewczyna się nie załamała ani nie zamknęła w sobie.
- Hm? - podniósł wzrok znad własnego StarkPada, na którym akurat grał w Tetrisa.
- Tak się zastanawiam, co powiesz mi o Hogwarcie?
- Kiedyś Hogwart był cudowną szkołą magii, pierwszą w Europie i przodującą na świecie - zaczął, odkładając tablet z zapauzowaną grą. - Jednak było to tylko za czasów jego Założycieli. Mimo wielu różnic między nimi nigdy nie panowały długie spory. Dopóki nie podzielili szkoły na cztery Domy. Godryk Gryffindor oznajmił, że tylko odważnych i prawych będzie uczył. Rowena Ravenclaw przyjmowała tylko bystrych inteligentów, Helga Hufflepuff obiecała zająć się pozostałymi, jednak ostatni z przyjaciół, Salazar Slytherin oprócz wymagania ambicji i przebiegłości, cenił czystą krew ponad wszystko. Co prawda po latach się to zmieniło, jednak to też był początek ich waśni - zdawał się pogrążyć w myślach, opowiadając dawne dni.
Przynajmniej tyle wiedział od Mortema i Tiary Przydziału, bo nigdy nie zdecydował się na cofnięcie w czasie. - Podziały były coraz bardziej widoczne i rozległy się szepty, że ze Slytherinu wychodzili tylko źli ludzie i czarnoksiężnicy. Nie przeszkadzało to Ślizgonom, choć potem ciężko było im znaleźć normalną pracę mimo ukończenia jednej z najlepszych szkół. Przez lata uprzedzenia rosły, aż Dom Godryka stał się symbolem odwagi i głupoty, Ravenclaw był Domem ignorantów, zapatrzonych w książki, Dom Helgi aż nazbyt zwyczajnym miejscem bez odrobiny życia, a Slytherin Domem, z którego wychodzili tylko czystokrwiści czarnoksiężnicy - westchnął. - Kiedy ja chodziłem do szkoły, Tiara zaproponowała mi Slytherin, jednak od razu odmówiłem. Każdy by to zrobił na moim miejscu, słysząc tylko złe rzeczy na jego temat.
- Kiedyś wspominałeś, że miałeś katastrofalną naukę... Nigdy jednak nie zagłębiałeś się w ten temat? - Tony spojrzał na niego ciekawie i ku szokowi Hadriana, miał w ręce notes i pisał coś szybko. Nie zauważył nawet kiedy geniusz dostał coś do robienia notatek! Zresztą zawsze to robił JARVIS, Stark wolał zajmować się projektowaniem, słuchając jednym uchem. Wyjątkowo zdawał się poświęcać mu całą swoją uwagę.
- Zastanówmy się... Mój pierwszy rok zdawał się być istnie magiczny - mrugnął. - Poznałem całkiem nowy świat, z dala od Dursleyów i ich obsesyjnej normalności. Wszystko było w porządku, a przynajmniej przez większość czasu. Wielu chciało się ze mną zaprzyjaźnić za bycie Chłopcem-Który-Przeżył, choć Ron Weasley ich szybko oddalał. W Halloween jeden z profesorów wpuścił do szkoły trolla, a oczywiście ja musiałem iść ostrzec dziewczynkę płaczącą w łazience. Skończyło się tylko na kilku połamanych kościach - wzruszył ramionami. - Potem dostałem Pelerynę-Niewidkę, znalazłem Zwierciadło Ain Eingarp i wreszcie zobaczyłem, jak naprawdę wyglądali moi rodzice. Potem do końca roku miałem spokój, aż wraz z Hermioną i Ronem nie przeszliśmy zabezpieczeń na trzecim piętrze, a nawiasem mówiąc te "zabezpieczenia" - zrobił cudzysłów w powietrzu. - Nie wykraczały poza wiedzę drugoklasisty. Na końcu czekał Lord Gadzia-Twarz z tył głowy profesora od Obrony. Trochę się pokłóciliśmy, potem pobiliśmy a na koniec on zniknął, pozostawiając mnie i Kamień Filozoficzny. Dumbledore oczywiście na koniec mnie pochwalił i dał naszej trójce sto sześćdziesiąt punktów za zwyczajne łamanie zasad - zakończył.
- Mam ochotę porozmawiać z tym starcem - mruknął. - Szkoła pełna dzieci, a on ukrywa coś tak potężnego jak Kamień Filozoficzny? I pozwolił na wejście trolla? - zapytał w szoku.
- Nie zapominaj, że pułapki, które do niego prowadziły były za łatwe dla pierwszorocznych, mimo ich względnego niebezpieczeństwa - przewrócił oczami. - Gigantyczny trzy głowy pies, Cerberus o imieniu Puszek, którego uspokajała muzyka. Diabelskie Sidła, przy których wystarczyło się odprężyć lub spalić prostym Incendio. Ściganie klucza po niewielkiej komnacie było łatwizną, podobnie jak rozegranie zwyczajnej partii szachów, tylko, że figury poruszały się same. Wydaje mi się, że tylko ostatnia komnata była wyzwaniem. Logiczna zagadka o Eliksirach, a jak powszechnie wiadomo, czarodzieje nie zawsze potrafią myśleć podobnie jak mugole.
- Okej, narażanie uczniów na niebezpieczeństwa, upadek z miotły, spalenie, przygniecenie przez kamień, uduszenie przez roślinki, wybuch w sali Eliksirów, kiepskie zaklęcie na Obronie - wyliczył, zapisując.
Hadrian roześmiał się z rozbawieniem. - Co planujesz z tym zrobić? - zaśmiał się.
- Zgłosić - zapewnił z poważną miną. - Nawet ja zdaję sobie sprawę, że to jest przesada! - zawołał. - A pracuję na co dzień z niebezpieczeństwami - spojrzał na szkice kombinezonu Iron Mana, jak nazwał to Hadrian.
Powiedział, że to będzie jego największy wynalazek, ale za kilkanaście lat, co Tony przyjął ze skrzywieniem. Niestety nie udało mu się namówić dzieciaka (chyba powinien przestać go tak nazywać, nawet w myślach, przecież był o wiele starszy!) na powiedzenie dokładnej przyszłości.
Złożył tylko obietnicę, że zawsze będzie go pilnował, na co Stark zareagował jedynie przytuleniem. To było naprawdę miłe, kiedy ktoś inny obiecał się o ciebie troszczyć, szczególnie, że nie miał nikogo takiego od śmierci lokaja Jarvisa i odejścia Rhodey'a do służby. Co z tego, że wyglądał na młodszego, zachowywał się jak nadopiekuńcza matka.
- Powodzenia w próbowaniu - westchnął cicho, powstrzymując śmiech. - Ministerstwo jest już dostatecznie skorumpowane, nie sądzę, że zrobiłoby cokolwiek w kierunku usunięcia niebezpieczeństw z Dumbledore'em jako Najwyższym Czarownikiem, dyrektorem Hogwartu i Ikoną Światła.
- Hm, przemyślę to - zapewnił. - Teraz, drugi rok - przełożył kartkę, która była cała zapisana drobnym drukiem.
- Huh, tu będzie gorzej - zaśmiał się na samą myśl.
Wbrew temu co sądził, łatwo było mu to wszystko powiedzieć Tony'emu. Był jego jedynym przyjacielem od czasu powrotu na Zimie, oczywiście oprócz kilku innych ponadczasowych istot i trójki dorosłych, która starała się nim opiekować (kiedy dowiedzieli się o przyjaźni Hadriana z Tonym, dali mu więcej wolnej ręki). W głębi serca też liczył, że uda mu się jakoś utrzymać śmiertelnika dłużej przy sobie.
Co ciekawe, naprawdę poczuł jak kamień spada mu z serca, kiedy Tony się nim przejmuje i denerwuje za niego, to było nadal coś innego niż wściekłość Mortema, kiedy się o tym dowiedział - wtedy też Hadrianowi ciężko było wszystko wyznać. To Anthony Stark był pierwszą osobą, z którą tak łatwo mu się rozmawiało.
- Zaczęło się w lato, kiedy jeszcze byłem u cudownych Dursleyów - zauważył, jak Tony krzywi się z niesmakiem, pisząc coś na tablecie. - Pamiętaj tylko, że to inna rzeczywistość - zwrócił uwagę, kiedy Stark chciał wysłać jakąś wiadomość. Prawie natychmiast westchnął i usunął ją.
- Szkoda, że nie poznałem cię w tym innym świecie - mruknął.
- Poznaliśmy się podczas inwazji na Nowy Jork w dwa tysiące dwunastym roku - odpowiedział. - Jednak nie na długo. Zostałem z powrotem zaciągnięty do Anglii przez przyjaciół.
- Interesujące - mruknął, zapisując coś ponownie. - Kontynuuj.
- Wracając, w lato przybył do mnie skrzat domowy, Zgredek. Ostrzegał mnie przed powrotem do szkoły, że ma zdarzyć się coś strasznego. Kilka zaklęć później i po zniknięciu skrzata, dostałem szlaban, ale uratowali mnie bliźniacy Weasley, Fred i George oraz Ron. Resztę wakacji spędziłem w spokoju w Norze. Na początku rok zapowiadał się normalnie, prócz lecenia zaczarowanym samochodem do szkoły, bo peron był zamknięty - wymamrotał. - Gorzej było podczas Klubu Pojedynków. Okazało się, że potrafię rozmawiać z wężami, co przeraziło resztę uczniów. Dodatkowo zaczęły pojawiać się spetryfikowane ciała uczniów. Dorośli, jak to oni, nic sobie z tego nie zrobili kiedy wiadomość "Komnata Tajemnic została otwarta, strzeżcie się wrogowie Dziedzica" świeciła na ścianie. Oczywiście oskarżono mnie o to, ponieważ byłem wężousty. Z pomocą Hermiony, wraz z Ronem znaleźliśmy wejście do Komnaty, kiedy jego siostra, Ginny została porwana do środka. Lockhart nas śledził i próbował oblivować, ale za to sam się zapomniał i został z Ronem za kamieniami. Sam walczyłem przeciwko widmie Toma Riddle'a z pamiętnika i bazyliszkiem. Potem zjawił się Fawkes, feniks dyrektora i zabrał nas z Komnaty - zakończył.
- Okej, podsumowując, pod szkołą znajduje się gigantyczny wąż, bazyliszek, który potrafi zabić swoim spojrzeniem, a nikt nie wie gdzie dokładnie znajduje się to wejście do tej Komnaty. Oprócz wyjątkowo inteligentnej dwunastoletniej czarownicy, która domyśliła się tego, czego przez ponad pięćdziesiąt lat nikt z dorosłych nie odkrył.
- W skrócie - przytaknął spokojnie Hadrian, widząc jak Tony notuje wszystko dokładnie. Ponownie miał ochotę się śmiać. Stark był naprawdę zainteresowany całym magicznym światem jak i był oburzony takimi wielkimi niedociągnięciami w odniesieniu do bezpieczeństwa.
- Mówiłeś, że na trzecim roku poznałeś Syriusza?
- Który został niesłusznie oskarżony o przestępstwo, którego nie popełnił. Plus został wysłany do najgorszego możliwego więzienia bez procesu - pokiwał głową. - Najpierw napompowałem moją ciotkę i zostałem wyrzucony z Privet Drive, potem była wiadomość, że seryjny morderca uciekł z najlepiej strzeżonego na świecie więzienia, żeby mnie dopaść. Oczywiście nikt nie raczył mi powiedzieć, kogo zabił, ani kim dla mnie był. W Halloween okazało się, że włamał się do Hogwartu plus po wycieczce do Hogsmeade dowiedziałem się, że jest moim ojcem chrzestnym. Około zakończenia roku, oglądaliśmy z daleka śmierć hipogryfa Hagrida, Hardodzioba, ale oczywiście nie widzieliśmy krwi czy coś - szybko podniósł ręce do góry, widząc spojrzenie Tony'ego. - Potem była ta cała sytuacja z Wierzbą Bijącą i drogą do Wrzeszczącej Chaty, Syriusz okazał się niewinny, kiedy on i Remus odkryli Petera Pettigrew. Na nasze nieszczęście, była pełnia, więc Remus się przemienił, a szczur uciekł. Zostawiłem przyjaciół i ruszyłem za rannym Syriuszem. Byliśmy nad jeziorem z setką dementorów. Kiedy obudziłem się, okazało się, że zbiegły przestępca został skazany na pocałunek dementora. Wtedy Dumbledore rzucił aluzję cofania się w czasie, co Hermiona zrobiła. Najpierw uratowaliśmy Hardodzioba, potem przeszłych nas przed niepanującym nad sobą wilkołakiem, aż w końcu ja uratowałem siebie i Syriusza przed dementorami. Na koniec zabraliśmy Łapę z wieży i on uciekł w spokoju, a my wróciliśmy w odpowiednim momencie - wziął głęboki wdech, kończąc.
- Zapomniałeś wspomnieć o meczu Quidditcha, kiedy spadłeś z miotły pośród dementorów - mruknął niepocieszony.
- Norma - wzruszył ramionami.
- W porządku, rozumiem, że Quidditch jest waszym ważnym sportem, ale nie było żadnej blokady przed tymi stworami? Przecież ten Dumb-as-door jest podobno najpotężniejszym czarodziejem.
Hadrian powstrzymał wybuch śmiechu na przezwisko dyrektora. - Ze śmiertelników, tak - potwierdził. - Jednak nie przemyślał czegoś takiego - pokręcił głową z politowaniem. - Tylko Remus jako-tako pomógł mi opanować strach przed dementorami.
- Więc, znowu, brak środków bezpieczeństwa, niesprawiedliwość prawna, Bijąca Wierzba, która może złamać ci kark ruchem gałązki, niebezpiecznie stworzenia, którego Las jest pełen.
- Hagrid się tym dobrze zajmuje - oburzył się lekko chłopiec.
- Przyznam, że jest niezły w swoim fachu, ale mógłby nieco zahamować swoją fascynację niebezpiecznymi stworzeniami, nie twierdzę, że był złym nauczycielem czy coś, wypowiadasz się o nim bardzo dobrze, ale mógł zachować chociaż trochę środków bezpieczeństwa. Ten Malfoy jest przykładem.
- Racja - przytaknął powoli. - Nawet Remus był nieco niebezpieczny na stanowisku profesora, jednak był zwyczajnie świetny, a kiedy zażywał eliksir tojadowy, był spokojny nawet w pełnię - zapewnił.
- Niesprawiedliwość prawna wobec stworzeń i istot - mruknął, zapisując kolejny punkt. - Jak tak dalej pójdzie, zabraknie mi notesu - sapnął, na co Hadrian roześmiał się.
- Więc może skończymy na tą chwilę? - wstał, po czym przeciągnął się.
- Hm, może - spojrzał na zegarek. Wskazywał już osiemnastą. Tony nigdy nie zauważał mijającego czasu podczas rozmów z Hadrianem. I pomyśleć, że zaczęli tą rozmowę ledwie o dziewiątej rano. Cud, że żaden z nich nie był zmęczony, choć Hadrian powiedział, że nie potrzebuje snu ani nic w ten deseń, a Tony długo wytrzymywał na kawie.
- Panie Potter, jakaś sowa stara się dostać do środka z pańskim nazwiskiem na kopercie - odezwał się JARVIS.
To była kolejna rzecz, która zmieniła się podczas ich pięcioletniej relacji. Tony znał prawdziwe nazwisko Hadriana i jego nowe życie, jak posiadanie brata, którego teoretycznie być nie powinno, brak magii i nie pójście do Hogwartu.
Hadrian uśmiechnął się z zadowoleniem. - Wpuść ją, J - powiedział.
Sowa o jasnobrązowych piórach nakrapianych bielą wylądowała przed nim, wyciągając nóżkę. Od razu przywołał miskę z wodą i kawałek bekonu z lodówki, na co Tony nie zareagował. Nawet kiedy jedzenie przeleciało mu obok twarzy.
- Cudownie - uśmiechnął się ponownie, szybko przełamując pieczęć. - Jak jesteś ciekaw, to chodź tutaj - wskazał miejsce na kanapie, obok siebie. Geniusz szybko tam usiadł, zaglądając na pergamin.
- Mówiłeś, że czarodziej dostaje list tylko w wieku jedenastu lat? - zastanowił się.
- To zaproszenie na wymianę uczniowską - zachichotał. - Udało mi się co nieco pozmieniać w rejestrach kilku szkół w Europie i Ameryce. Od roku następują wymiany uczniowskie, a jako, że jestem teoretycznie zarejestrowany w Amerykańskiej Szkole Magii, dostałem się na wymianę - zakończył z zadowoleniem.
Stark przejrzał pergamin dokładniej. - Ta Lilith jest naprawdę zdolna - przyznał.
- Byłaby dumna słysząc to od ciebie - mruknął.
- Hm, racja - zadrżał. To naprawdę było straszne kiedy ponadczasowa istota, w dodatku taka jak Los, go wręcz ubóstwiała. I jego wynalazki. Z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. - Czy to nie jest rok, w którym twój brat idzie do Hogwartu? - zapytał.
- Dokładnie - pstryknął. - A jak myślisz, dlaczego się tak męczyłem tą wymianą szkolną? - skrzyżował ramiona, kiedy pergamin lewitował przed nim. - Mam również dla ciebie szczęśliwą wiadomość.
- Hm? Wrócisz po jednym dniu? Przyniesiesz jakieś pamiątki? Zapoznasz mnie z programem nauczania tej szkoły? - pytał po kolei wszystko, o czym tylko mógł pomyśleć w tamtej chwili.
- Nie, Tony - roześmiał się. - Nie wrócę tak szybko, to nie miałoby sensu - zaprzeczył.
Mina brązowowłosego nieco opadła. Podobnie jak jego entuzjazm. Zdawał sobie z tego sprawę, Hadrian go już o tym uprzedził i Tony to w pełni rozumiał, ale... Chłopak był jedyną osobą, z którą mógłby porozmawiać dosłownie o wszystkim. Nawet o niezbyt miłym traktowaniu go przez Howarda, czy swoim strachem przed przyszłością firmy tworzącej broń i jego samego.
Hadrian uśmiechnął się z pobłażaniem. Być może jego plan zniszczy wszystkie wierzenia Hogwartu, nie miał jednak zamiaru z tego rezygnować. Tony był jego przyjacielem, a on zawsze robił wszystko dla przyjaciół. Szczególnie, że akceptował go w pełni a nawet jego nieśmiertelność!
- Tu jest coś dla ciebie - przekazał drugi, identyczny pergamin.
Tony otworzył szerzej oczy, czytając taką samą notkę, jaką dostał Hadrian. - Wymiana szkolna? - otworzył szerzej oczy.
- Nie do końca, sorry Tony, ale wyglądasz za staro - uśmiechnął się radośnie na oburzenie mężczyzny. - Będziesz opiekunem.
- Ale przecież... Nie mam magii... - westchnął.
- Od czego jestem ja i Mortem? Nawet Lilith by pomogła ci we wszystkim - poklepał przyjaciela po ramieniu. - Mogą na ciebie krzywo patrzeć, podobnie zresztą jak na mnie. Oboje jesteśmy zapisani jako charłacy, chociaż zdziwię ich nieco moją magią, dodatkowo to taki prezent - podał mu cienki patyk.
Tony poczuł dziwny przypływ mocy, przez co spojrzał podejrzliwie na chłopaka obok niego. - Nie mam magicznego rdzenia.
Odpowiedział mu radosny uśmiech, kiedy zaczął wyjaśniać działanie różdżki. - Pozwoli ci ona bardziej wtopić się w nasz świat. Dzięki niej możesz czarować każde zaklęcie, o ile znasz jego inkantację i ruch różdżką. Wydaje mi się, że zadziała nawet magia niewerbalna, ale możemy to zostawić na później - machnął ręką.
- Jak to jest więc możliwe? - sapnął, machając delikatnie cienkim patykiem z szeptem "Wingardium Leviosa". To było pierwsze zaklęcie, które dokładnie opisał mu Hadrian. Ku jego szokowi, stół rzeczywiście uniósł się w górę.
- W większości działa na mojej magii. Jej część jest przywiązana do tej różdżki, dzięki czemu możesz czarować - wzruszył ramionami. - Nie mam bladego pojęcia, jak to jest możliwe, zrobili ją Mortem i Lilith. Byłem zszokowany, kiedy współpracowali nad czymś tego typu - pokiwał głową.
- Czy twoja magia w tym wypadku się nie wyczerpie? - zapytał z lekkim zaniepokojeniem. Wizja możliwości czarowania, nawet przez krótki czas była intrygująca i kusząca, ale nie za cenę zdrowia jego przyjaciela. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że jeżeli umrze, to wróci z martwych (widział już to raz, podczas wypadku samochodowego. Oczywiście odepchnął Tony'ego, a jego potrąciło auto. Ledwie pięć minut później obudził się z powrotem).
- Tony - westchnął. - Pamiętaj, że nie jestem zwykłym czarodziejem. Wątpię abym był nim w najmniejszym stopniu, przynajmniej od czasu Przebudzenia. Aby wyczerpać mój rdzeń musiałbym chyba używać silnych zaklęć bez przerwy przez co najmniej miesiąc i nie mam pewności, czy to by zadziałało. Dodatkowo mam przecież magię Mistrza Śmierci i Wyższą, co jeszcze co najmniej zwiększa siedmiokrotnie moją magię.
- Potężna istota, co? - westchnął, ostrożnie oglądając drewno. Było jasne, prawie złociste z rączką w kolorze czerwieni i niebieskim klejnotem w środku. Musiał przyznać, że podobał mu się jej wygląd.
- Stark, mówię serio - powiedział poważnie. - Jeżeli co najmniej dziesięć razy dziennie nie użyjesz jakiegokolwiek zaklęcia, znajdę cię i zmuszę do tego - zapewnił.
Tony podniósł brew do góry. - Nie zawsze będę miał okazję do używania zaklęć - zaprzeczył.
Hadrian przetarł czoło. - Upewnię się, że będziesz miał, a teraz - wstał nagle. - Masz - rzucił mu Czarną Różdżkę, którą złapał natychmiast. - Zaczynamy pojedynek - uśmiechnął się radośnie, kiedy jego zwykły T-shirt i jeansy zmieniły się w czarny kombinezon ze srebrnymi runami i ciemną pelerynę z kapturem.
- Proszę, bądź delikatny - jęknął Tony, również wstając.
Zawsze, ale to zawsze pojedynek z tą istotą w czymkolwiek kończył się dla niego bolesną porażką. Oprócz technologii i wymyślania nowych rzeczy. Mimo znajomości przyszłości, Hadrian nigdy mu nie pomagał w wymyślaniu niczego, wyjątkiem był kombinezon Iron Mana, który wymsknął mu się przez przypadek.
- Spróbuj użyć obu różdżek na raz, być może zrobisz mi cokolwiek - rozłożył ramiona z chytrym uśmiechem.
- Hej, Hadrian, naprawdę to dziwne - mruknął, oglądając drugi patyk. Chłopak miał niepokojące pomysły i poczucie humoru. Sądził, że to wina Lilith lub ponurego Mortema. Tony niechętnie podniósł obie różdżki i gapił się przez chwilę na nie. - Co jeżeli nie pamiętam żadnych zaklęć?
Potter przewrócił oczami, krzyżując ramiona. - To twoja próba wymigania się? - machnął ręką, a czerwony promień poleciał w kierunku Starka. Szybko machnął różdżkami, a przed nim zamajaczyła się tarcza. - Masz dobry czas reakcji - zdecydował.
- Dlaczego mi to robisz? - jęknął, rozglądając się po warsztacie. - I to w moim warsztacie?
FIoletowooki przewrócił oczami, machając ponownie dłonią. Otoczyła ich jasna kopuła. - To zapobiegnie wydostaniu się jakiemukolwiek zaklęciu na warsztat - zapewnił. - Ty możesz używać dowolnych zaklęć, ja ograniczę się do takich, które można odbić Protego, albo łatwo uniknąć.
- Dzięki - prychnął, wiedząc, że jeżeli spóźni się choć o sekundę, jakiekolwiek zaklęcie może być bolesne.
-~*~-
- Nigdy więcej - zdecydował, dysząc ciężko, kiedy opierał się o kanapę. Nachylił się nad oparciem i przeleciał przez nie, rozkładając się wygodniej na meblu.
- Muszę przyznać, że nieźle ci poszło - odpowiedział, niosąc dwie butelki wody. Jedną przelewitował do przyjaciela, który łapczywie zaczął ją pić. - Stanowczo zasługujesz na tytuł geniusza.
- Jakżeby inaczej - przewrócił oczami, oddychając z ulgą. Po raz kolejny przyjrzał się jego własnej różdżce. To takie dziwne. Móc używać zaklęć, mimo braku predyspozycji do tego. Mógł nawet widzieć magiczne miejsca przed dostaniem sztucznej różdżki, co Hadrian uznał za ciekawe.
- Więc, czy masz jakiś dom w Anglii? - zapytał.
- Nie, ale mogę zaraz kupić. J, znajdź jakieś ładne rezydencje w Anglii najlepiej nie za daleko od dworca King's Cross.
- Od razu, sir.
- Nie może to być zwykły, niewyróżniający się z tłumu domek? - mruknął niepocieszony Hadrian.
Tony spojrzał na niego, łapiąc się za serce. - Ja w niewyróżniającym się domku? - sapnął w szoku. - Nigdy.
Hadrian jęknął, kręcąc głową. - Coś z ogrodem, proszę, J - powiedział.
- Oczywiście, panie Potter.
- Mówiłem, że możesz nazywać mnie Hadrian, a nawet Harry. Pan Potter to tak oficjalnie - mruknął niepocieszony.
SI zdawało się zastanawiać przez chwilę, zanim odpowiedziało. - Oczywiście, Hadrianie.
Chłopak uśmiechnął się z satysfakcją. - Hm, sądzę, że powinienem wrócić do domu. Remus pewnie umiera z niepokoju.
- A Syriusz nie? - zapytał zaciekawiony.
- Wątpię - wzruszył ramionami. - To Remi jest tym odpowiedzialnym. Syri woli się bawić, więc pewnie ciągle uspokaja Remusa, że wkrótce wrócę i nic się nie stało - roześmiał się.
- W takim razie spadaj, dzieciaku - machnął wolną ręką. Nagle spojrzał na różdżkę. - Hej, mogę ją sobie zostawić, nie?
- Czemu nie? - wzruszył ramionami. - Przecież została zrobiona specjalnie dla ciebie. Możesz to potraktować jako spóźniony prezent urodzinowy od ponadczasowych istot.
- Cudownie - uśmiechnął się chytrze.
- Nie chcę wiedzieć o czym myślisz, do zobaczenia - machnął ręką, kierując się do wyjścia z warsztatu.
- Te, Potter? - zawołał, kiedy chłopak miał zamknąć za sobą drzwi. Spojrzał na przyjaciela. - Potrafisz prowadzić?
- Teoretycznie mam szesnaście lat, Tony - pokręcił głową z rozbawieniem. - Ale kiedyś miałem prawo jazdy - dodał.
- J, wiesz, który. Pokaż go Hadrianowi - rzucił, wstając i idąc do stołu pełnego szkiców. - To prezent urodzinowy, więc go nie zniszcz!
- Tak, tak, jasne - wyszedł w kierunku garażu.
Oczywiście znajdowało się tam kilkadziesiąt luksusowych samochodów. I wszystkie należały do Tony'ego. Kilka było nawet zaprojektowanych przez ich duet, Hadrian naprawdę starał się nie wykorzystywać swojej wiedzy z przyszłości i szło mu całkiem nieźle, w końcu nigdy wcześniej nie znał się na technologii, a jego pamięć nie była aż tak idealna.
JARVIS zaprowadził go do jednego z trzech motorów. Hadrian wiedział, że każdy został zaprojektowany i stworzony od deski do deski przez geniusza, jeden miał być prezentem dla Obadiaha Stane'a, który był niczym ojciec dla Starka przez lata. Drugi nie był skończony, jednak widać było charakterystyczną czerwień i złoto, które Tony uwielbiał. Trzeci był ciemnofioletowy, odbijający światło. W kilku miejscach były srebrne węże, a niewysoka szybka bardzo przypominała mu przyszłe ekrany holograficzne. Potwierdził swoje przypuszczenia, kiedy ekran naprawdę się zaświecił.
Podniósł brew w szoku. Tony powinien stworzyć pierwszy ekran holograficzny dopiero za kilka lat, a nie ledwie w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym pierwszym! To był za duży przeskok czasowy.
Kask, który leżał na czarnym skórzanym siedzeniu był równie ciemny co motor, dodatkowo miał czarne kocie uszy. Jęknął na to. - Zabiję cię za to - oświadczył, zakładając hełm. Pasował na niego idealnie. Potem usiadł i spojrzał po kilku przyciskach na kierownicy. No cóż, potrafił jeździć samochodem (a przynajmniej sądził, że pamięta jak to się robiło) ale nigdy nie wsiadł na motor. - To może być ciekawe doświadczenie - mruknął, przekręcając klucz w kształcie srebrnej błyskawicy.
Maszyna zawarczała cicho, a Hadrian powoli się odepchnął i lekko przyśpieszył. Jazda nie wydawała się być trudniejsza od jazdy samochodem. Z ulgą przyjął, że jeszcze nie zapomniał jak siedzieć za kółkiem.
Po pożegnaniu z SI, wyjechał z garażu i ruszył w kierunku domu Blacków.
-~*~-
- Gdzieś ty był!? - krzyknął wściekły Remus, patrząc gniewnie na młodzieńca w kasku do motoru. - I co to za kask!?
- Hej, Remi, uspokój się - spróbował Syriusz. Wściekłe spojrzenie jednak go szybko zamknęło.
- Huh, byłem u Tony'ego - odparł, jakby to miał wszystko wytłumaczyć, zdejmując hełm. - Motor stoi na podjeździe, więc proszę o nie zniszczenie go - rzucił, idąc w kierunku pokoju.
Nagle na jego ramieniu zacisnęła się dłoń. Spojrzał z lekkim zainteresowaniem na wilkołaka. - Hm?
- Wytłumaczysz się, teraz - powiedział stanowczo, ciągnąc za sobą nastolatka do kuchni.
Ku szokowi Hadriana, Snape siedział przy stole i popijał herbatę, spoglądając z lekkim zaciekawieniem, co się dzieje.
- Zasiedziałem się u Tony'ego, nie patrzyliśmy na zegarek - spróbował.
- Jest od ciebie starszy o jedenaście lat. O czym może rozmawiać dorosły z nastolatkiem?
- Oboje znamy się na technologii i uchodzimy za geniuszy.
- Nie sądzisz, że powinieneś nas poinformować, jeżeli masz wrócić w nocy?
- Nie mam innych znajomych niż Tony, więc to oczywiste, że będę u niego.
- A jakby coś ci się stało, gdybyś wracał do domu? - wtrącił delikatnie Syriusz, próbując uspokoić Remusa, który nadal kipiał ze złości. - Nie masz sposobu do obrony...
- Mogę nie mieć magii, jak wy, o potężni czarodzieje, ale potrafię się obronić - prychnął, krzyżując ramiona. Był dorosły od długiego czasu, co prawda oni o tym nie wiedzieli, ale nadal, zwyczajnie przesadzali. Szczególnie Remus.
- Nie to miałem na myśli...
- To jest fakt, że nie potrafię czarować - wzruszył ramionami, ostrożnie przelatując palcami po ukrytej przed wzrokiem kaburze. - Sami zapisaliście mnie do szkoły sztuk walki - zwrócił uwagę. - Ukończyłem ją z wysokimi wynikami.
- To było w pełni bezpiecznych warunkach, na ulicach jest inaczej - kontynuował Remus, choć jego głos był już spokojny.
- Remusie, naprawdę potrafię o siebie zadbać - zapewnił.
- Dlaczego więc ukrywasz ramię pod iluzją? - wtrącił nagle Snape, przypominając o swojej obecności.
Hadrian skrzywił się. - Nic nie ukrywam.
- Potter, nie jestem głupi i widzę ten falujący obraz - powiedział z szyderczym uśmiechem.
Prychnął, w myślach wzdychając z cichą ulgą. Mówił tylko o iluzji kabury z Insygniami, a nie jego oku. Całe szczęście, że nie potrafił rozpoznać Wyższej Magii.
- Przecież nie potrafię magii, więc jak mógłbym rzucić zaklęcie iluzji?
Profesor eliksirów zmrużył oczy. - Może tamci idioci - machnął w kierunku zainteresowanych Syriusza i Remusa - nie czują zmian w czarodziejskich aurach, ale to nie znaczy, że ja też nie, Potter.
- Co chcesz przez to powiedzieć, Snape? - wtrącił Syriusz.
- A to, Black, że Potter odzyskał chociaż część swojej magii.
Łapa otworzył usta w szoku, podczas gdy Lunatyk wąchał powietrze. - Dlaczego nic nie powiedziałeś, Hadrian? - zapytał miękko.
- Wolałem być charłakiem - wzruszył ramionami, machając nadgarstkiem. Dorośli tylko rozszerzyli oczy w lekkim szoku na magię bezróżdżkową i niewerbalną. Iluzja rozmyła się, pokazując ciemną kaburę na różdżkę z dwoma kieszonkami. - Skoro już o tym wiecie, możecie to przeczytać - rzucił list na stół. - Ale uprzedzam, i tak pojadę - powiedział, po czym wyszedł.
Trójka dorosłych czarodziei spojrzała po sobie, zanim Snape jako pierwszy chwycił pergamin i zaczął czytać. Na jego twarzy pokazało się zdziwienie, kiedy w ciszy przekazał papier Remusowi.
- Wymiana szkolna? - sapnął wilkołak. - Od kiedy coś takiego istnieje?
- Mnie bardziej interesuje, jak Hadrian dostał się na tą listę - prychnął, wracając do imienia chłopaka. Zdawał się nie zauważać kiedy mówi na fioletowookiego po nazwisku, a kiedy po imieniu.
- Wspomniał, że nie powstrzymamy go - westchnął Syriusz. - Dlaczego mam wrażenie, że on to zaplanował? - zapytał nagle.
Severus popatrzył na niego przez kilka chwil, zanim westchnął. - Zaczął odzyskiwać magię w wieku jedenastu lat. Muszę przyznać, że był świetny w maskowaniu swojej magii jak i ukrywania przede mną myśli. Dopiero teraz to przyznał, ale musiał wiedzieć o wyjeździe. Tylko dlatego pozwolił mi w ogóle kontynuować temat.
- To zbyt Ślizgońskie z jego strony - jęknął Syriusz, kładąc głowę na stole. - Ale nadal go wspieramy, co, Remi?
- Jest trudnym dzieckiem, to muszę przyznać - westchnął wilkołak. - Jednak kocham go jak syna.
- Dobrze wiedzieć, bo mieliście jechać ze mną - ku szokowi czarodziei, Hadrian stał, opierając się o framugę z lekkim uśmiechem. Remus zmarszczył brwi, wąchając powietrze. Dopiero teraz poczuł zapach chłopaka.
- Snape miał rację, od jedenastego roku życia odzyskiwałem magię. Uczyłem się zaklęć z biblioteki, zasłaniając się nauką do mugolskiej szkoły. Kiedy poznałem Tony'ego było jeszcze łatwiej.
- Czy on wie? - sapnął Black.
- Dlaczego nie? - wzruszył ramionami. - Kupił nawet dom w Anglii, żeby zobaczyć Hogwart - podszedł i usiadł ponownie do stołu. Och, musiał częściej podsłuchiwać. Można było się w ten sposób dowiedzieć wielu rzeczy.
- Jest mugolem - Snape zmarszczył brwi.
- Ale widzi przez zaklęcia odpychające - odparł. - To też było dla mnie szokiem, sądzę, że ma rozcieńczoną krew czarodzieja, ale jest zbyt słaba, aby nawet nazwać go charłakiem. I przede wszystkim nie ma rdzenia.
- Nie wszyscy charłacy widzą przez zaklęcia, a tym bardziej mugol z ledwie odrobinką rozcieńczonej krwi czarodziejskiej.
- Ja ci nic nie poradzę - podniósł ręce w geście poddania. - Obiecałem mu, że pokażę szkołę, więc to zrobię.
- Sam tam nigdy nie byłeś - powiedział Severus z prychnięciem.
Na ustach Hadriana zamajaczył się chytry uśmieszek, kiedy jego oczy błysnęły. - Może i nie, ale mam coś lepszego - sięgnął z kieszeni nową Mapę Huncwotów i pomachał pergaminem.
- Kiedy ją zabrałeś? - syknął Syriusz, patrząc podejrzliwie na Snape'a.
Potter tylko roześmiał się. - Przed chwilą. Zostawiliście go na łóżku.
- O czym mowa? - wtrącił zniecierpliwiony Severus. Nienawidził czegoś nie wiedzieć i sądził, że to zasługa Voldemorta i Dumbledore'a.
Fioletowooki wzruszył ramionami. - Coś, co ułatwi poruszanie po szkole, każdemu, kto ma hasło.
Syriusz, ani Remus nie skomentowali, skąd wiedział czym jest Mapa i jakim cudem znał jej działanie. Była dopiero w fazie testów, odkąd w oryginale był zapisany Peter i mógł ukrywać swoje nazwisko na terenie Hogwartu. Miała inne hasło, choć myśleli, że Hadrian jakimś cudem je poznał.
- Czy ten twój przyjaciel, Tony, wie, że my też będziemy?
- Później mu powiem - machnął ręką. - Zresztą, będzie zachwycony móc dręczyć kogoś innego o magii niż mnie - rzucił z rozbawieniem. - A teraz, idę spać, dobranoc - pomachał, po czym wyszedł z jadalni i wrócił do pokoju.
Mortem siedział na łóżku i patrzył na niego, przechylając głowę.
- Cześć, Mortem - mruknął, podchodząc do towarzysza i od razu przytulając się do niego. Zawsze było to miłe uczucie.
- Stało się coś, Hadrianie? - zapytał spokojnie, głaszcząc go po plecach.
- Nie - odpowiedział, co nieco zagłuszyła szata Śmierci.
- Wiem, że jest ci ciężko nie porównywać ich do przeszłości - szepnął, spoglądając na drzwi.
- Nie potrafię się przystosować - odpowiedział. I to była prawda. Jego pierwszy świat wyglądał całkiem inaczej i nie sądził, że miałby problemy z ponownym przystosowaniem się. Ta rzeczywistość jednak za bardzo się różniła. Rodzice go ignorowali, długo był nazywany charłakiem, miał brata, Syriusz nigdy nie trafił do Azkabanu, dzięki czemu był w pełni zdrowy psychicznie, nie żył w Anglii, ani u Dursleyów...
- Zawsze możesz to pozostawić... - spojrzał czerwonymi oczami w fioletowe oczy jego Mistrza.
Zmarszczył lekko brwi. - Nie jest to szczyt moich marzeń, mimo, że żyją, mimo to... Nie chciałbym zniknąć. W końcu wróciłem na ziemię po latach.
- Możesz też ukryć się u Tony'ego Starka, aby żaden czarodziej cię nie znalazł. Mógłbyś żyć w spokoju z przyjacielem - pogłaskał go po policzku. - Albo możesz mi rozkazać, aby nikt cię nie znalazł. Zrobię to z miłą chęcią.
Hadrian roześmiał się. - Dzięki, ale na razie nie. Jak już mówiłem, nie chcę rezygnować ze wszystkiego co mam, nawet jeżeli są to same tajemnice.
- Jesteś zbyt delikatny, Mistrzu - mruknął, zbliżając się i składając delikatny pocałunek na jego ustach.
Potter od razu poczuł jak się roztapia. Eony razem, a on nadal był niczym nastolatek podczas integracji bardziej intymnych z partnerem. - Kocham cię - powiedział, kładąc się na kolanach Śmierci.
- Oczywiście, Hadrianie - kiwnął głową. - Ja ciebie również.
Odpowiedział mu miękki uśmiech, kiedy chłopak próbował zasnąć. Nie potrzebował snu do "życia" ale też uważał, że lepiej spędzić noc na spaniu niż siedzeniu i nic nie robieniu.