
Kim jest Anthony Edward Stark?
Siedzieli w czwórkę przy czteroosobowym stole w jadalni domu Blacków. Na środku leżał list z hogwarcką pieczęcią.
- Jesteś pewien, że jest prawdziwy, Snape? - zapytał Syriusz, ostrożnie dotykając pergaminu.
- Ugh, ile razy mam ci powtarzać, Black, że list jest w pełni autentyczny? Już kilka razy mówiłem, że zabrałem go z biura Minerwy - potarł czoło.
- Ale Hadrian... - zaczął powoli Remus, patrząc ostrożnie na chrześniaka, który jadł w spokoju własną jajecznicę, nie przejmując się niczym.
- Udawajcie, że mnie nie ma - powiedział, skupiając ponownie całą swoją uwagę na jedzeniu. Musiał przyznać, że Syriusz mimo znikomych umiejętności kucharskich, robił świetną jajecznicę, której nikt nie potrafił przebić. Nawet Molly z jej zdolnościami kulinarskimi.
Wilkołak odchrząknął, zerkając na towarzyszy. - Sama obecność listu jest niepokojąca, a w Hogwarcie będzie jeszcze gorzej.
- Sądzisz, że nie dałbym rady upilnować Hadriana? - zapytał wyzywająco Snape.
- Nie zawsze będziesz mógł się nim opiekować, szczególnie jeżeli nie trafi do Slytherinu - wtrącił Syriusz.
- Mogę też pójść do mugolskiej szkoły - powiedział jakby nigdy nic Hadrian. - List może i być prawdziwy, jednak nikt mnie nie oczekuje. W innym wypadku wujek Severus nie zdołałby czegoś zabrać z gabinetu profesor McGonagall.
Snape skrzywił się na nazwanie go "wujkiem" przez kogoś innego niż Draco, choć musiał przyznać, że dzieciak miał rację. Większość listów McGonagall pilnowała prawie dwadzieścia cztery godziny na dobę, a ten jako jeden z nielicznych był z dala od większości.
- Jesteś pewien, Harry? - zapytał powoli Syriusz. - Na pewno poradziłbyś sobie w Hogwarcie...
- Z licznymi ulgami? - podniósł brew do góry. - Są przedmioty, w których przodowałbym nawet bez magii, lecz na zaklęciach nie pomogą mi nawet ulgi profesora Flitwicka. Nie sądzę, aby mądrym było uczęszczanie charłaka do najbardziej prestiżowej szkoły magii.
Zanim Syriusz zdołał coś odpowiedzieć, Remus uderzył go w tył głowy. Sądząc po skrzywieniu animaga, nie był to lekki cios. - Jeżeli tego chcesz, Hadrian - wilkołak kiwnął głową.
Fioletowooki uśmiechnął się delikatnie, choć nie dotknęło to jego oczu. - W takim razie chcę coś związanego z technologią. Dopóki nie spowoduję przypadkowego wybuchu magii, wszystko będzie w porządku - zapewnił, widząc zaniepokojone spojrzenia dwóch dorosłych, którzy jako jedyni zdawali sobie sprawę z takiej możliwości.
- Już nad tym myślałeś - uświadomił sobie Snape.
- Oczywiście, powinienem się przygotować do tego typu rozmów - odparł, wyciągając znikąd kawałek papieru, na którym zapisał długopisem dokładny adres i nazwę szkoły, do której uczęszczał kiedyś geniusz Tony Stark. Była to szkoła z internatem o nazwie Phillips Academy w Andover w stanie Massachusetts.
- Dlaczego akurat szkoła z internatem?
- Nie szukam przyjaciół - odparł bez chwili zastanowienia. - Chcę tylko nauczyć się technologii.
- Każdy potrzebuje przyjaciół, dzieciaku - wtrącił Syriusz, olewając całkiem papier.
- Wystarczą mi zwierzęta - odparł i syknął coś cicho do rękawa bluzy. Nagle wyłoniła się głowa czarnego węża o białych plamkach na łbie i szkarłatnych oczach.
- Wąż - sapnął Syriusz, oddalając się szybko.
Severus i Remus natomiast nachylili się nieco bliżej. - A od kiedy to panie Potter, masz węża? - zapytał Snape.
- Znalazłem go wieczorem w ogrodzie, był zagubiony - skłamał lekko, głaszcząc głowę towarzysza. To było oczywiste, że Mortem go nie zostawi na długo samego, zresztą od zbierania dusz miał żniwiarzy, więc mógł poświęcić więcej czasu na opiekę nad jego małym Mistrzem.
- Jest jadowity? - zapytał Lupin, obserwując niewielkich rozmiarów węża. Co ciekawe nie czuł w ogóle jego zapachu, nawet z pomocą Lunatyka. Zmarszczył brwi.
- Wątpię - odparł spokojnie chłopiec. Teoretycznie to nie było kłamstwem. Nie znał rasy węża, którego postać przybrał Mortem, jednak wiedział, że jeżeli będzie chciał, jego kły będą mogły wytworzyć jad od zwyczajnie paraliżującego do zabójczego.
- Chyba nie zakażesz dzieciakowi zatrzymać przyjaciela, co Black? - zapytał zadowolony z siebie Snape, krzyżując ramiona.
- Nie - odpowiedział ledwo. - Ale ma się do mnie nie zbliżać. Inaczej nie ręczę za siebie.
- Oczywiście, że będzie uważał - zapewnił Hadrian, przytulając niewielką wężową głowę do policzka. Jego łuski były ciepłe w dotyku i bynajmniej ani trochę nie obślizgłe, czy ostre.
Remus odchrząknął. - Od kiedy planujesz zacząć naukę? To ledwie szkoła podstawowa, a ty już masz jedenaście lat.
- Jeżeli martwisz się, że nie poradzę sobie z mugolskimi wymaganiami, muszę cię rozczarować, Remusie - powiedział z uśmiechem samozadowolenia.
Od dłuższego czasu interesował się mugolską technologią i jak ją połączyć z magią, jednak dopiero od rozmowy z Lilith przyłożył się bardziej, a kilka dni spędzonych z Mortemem poza ziemią było dostatecznie wiele, aby przeczytał co najmniej połowę znalezionych książek, dodatkowo w świecie śmiertelników minęła ledwie godzina lub nieco więcej. Oczywiście Remus urządził przesłuchanie, dlaczego nie było go w pokoju. Wystarczyła krótka wymówka, że zasiedział się w bibliotece.
- Od czasu jak wiedziałem, którą szkołę wybiorę, zacząłem czytać o mugolskiej technologii. Są o wiele bardziej rozwinięci niż średniowieczni czarodzieje - skrzywił się. - Mają telewizję, która powoli staje się kolorowa, a nawet telefony! - kontynuował z entuzjazmem. Rzeczywiście większość wynalazków mugoli była aż nadto przydatna. Szczególnie przyszłe komórki i tablety holograficzne Starka.
- Czy zdołamy wszystko ogarnąć do września? - zapytał wilkołak, patrząc na Snape'a.
Profesor eliksirów przewrócił oczami. - Oczywiście, że tak, Lupin. - Zawsze możemy to przyśpieszyć magią.
- Przygotuję dokumenty - wtrącił nagle Syriusz, wybiegając jak burza z jadalni.
Brązowowłosy westchnął, kręcąc głową. - Myślę, że powinienem za nim pójść i trzymać go z dala od jakichkolwiek dokumentów - skrzywił się, wychodząc szybko za towarzyszem.
- Potter.
Hadrian spojrzał na niego znak głowy węża. - Sądziłem, że nazywasz mnie Hadrianem, wujku Severusie.
Skrzywił się. - Hadrian, nie sądzę, by którykolwiek z tych idiotów to poczuł, ale twój rdzeń zaczął się wypełniać magią. Nigdy nie słyszałem o przypadku charłaka, który odzyskał magię, jednak jestem pewien, że wkrótce wróci do ciebie w całości.
Chłopiec podniósł brew do góry, patrząc na węża. Szepnął coś, co Severusowi nad wyraz przypominało syknięcie. Potem ponownie popatrzył mu w oczy, choć tym razem prawe, niegdyś ranne, było szkarłatne o fioletowej obręczy i czarnej twardówce. Wzdrygnął się na ten niepokojący widok.
Ledwo zamrugał, a oko dziecka wróciło do normy i chłopiec tylko patrzył na niego z pytaniem. - Coś się stało, wujku Severusie?
- Zdaje się, że jestem zmęczony ciągłym zjawianiem się na zawołanie dyrektora - pomachał głową, jednak nie mógł pozbyć się niepokojącego wspomnienia. - Pójdę do mojego laboratorium. I trzymaj węża z dala.
- Jasne - kiwnął głową, obserwując oddalającego się czarodzieja.
- Hm, nie sądziłem, że Snape był aż tak wrażliwy na zmiany w magii, choć wyczuł tylko jej część.
Mortem pojawił się obok niego w ludzkiej postaci. - Udało ci się nie zdradzić, zawsze byłeś kiepskim kłamcą.
Chłopiec oburzył się, patrząc na niego. - Miałem kilkaset milionów lat na nauczenie się, teraz wychodzi mi to o wiele lepiej - zapewnił. - Tak samo jak legilimencja.
- I cóż takiego zobaczyłeś w jego umyśle?
- Zabrał mnie ze sobą, czując się winny śmierci Lily. Przez mój wygląd i zachowanie nie mógł mnie porównać z żadnym z Potterów, więc postanowił uznać mnie za kogoś innego, co okazuje się teraz dobrą opcją. Bynajmniej nie przepytuje mnie z eliksirów - przewrócił oczami.
- A co sądzi o mugolskich studiach? - usiadł na krześle naprzeciw towarzysza.
- Był przerażony myślą, że technologia pomoże mi niszczyć jego eliksiry - zaśmiał się. - Choć to była tylko przelotna myśl.
Śmierć parsknął, spoglądając mu w oczy. - Pokaż to przeklęte oko - mruknął, okrążając stół.
- Czy naprawdę jest takie przerażające? - zaśmiał się cicho, rozwiewając iluzję z prawego oka.
- Porównałbym cię to ghoula z tamtego anime Tokyo Ghoul, które tak kochałeś oglądać w poprzednim życiu - powiedział poważnie, na co Hadrian zaśmiał się. Pojawiło się przed nim lustro.
- Wcześniej przebudzenie nie zmieniło aż tyle w moim wyglądzie, ledwie dodało białe końcówki - zastanowił się. - Chociaż uważam, że fioletowe oczy były pomysłem Lilith - westchnął cicho. - Wiedziała, że lubię fiolet.
Śmierć wzruszył ramionami. - Wszyscy żniwiarze mają naturalne, albo szare oczy, a ja, jak dobrze wiesz, mam zwyczajnie czerwone - westchnął.
- Czyli ten fiolet mnie wyróżnia - zaśmiał się.
- Tak samo jak twoja nieskazitelnie jasna skóra, czarne jak noc włosy z śnieżnobiałymi końcami, opanowanie magii na najwyższym poziomie - zaczął wymieniać.
Hadrian zarumienił się. - Ucisz się. Naprawdę, wolałbym być bardziej zwyczajny. Oczywiście, cieszę się, że ciebie spotkałem, ale nadal, czuję się dziwnie jak wymieniasz te wszystkie różnice.
Mortem pogłaskał go po włosach. - Wiem, Hadrianie. Nigdy nie lubiłeś niezwykłości, chciałeś tylko spokoju.
- Naprawdę cieszę się, że cię mam - westchnął, opierając się o starszego. - Jesteś jedyny, który potrafi mnie zrozumieć - zaśmiał się cicho, kiedy omal nie spadł z krzesła, bo to odsunęło się o kilka cali w bok. - I oczywiście cudowna Lilith, która lubi niszczyć takie chwile - krzesło zniknęło.
Śmierć zaśmiał się, pomagając mu wstać. - Lepiej, Hadrianie?
- Rozmowy z tobą zawsze pomagają - uśmiechnął się radośnie. - A teraz - w jego ręce pojawiła się książka o nieco bardziej zaawansowanej technologii. - Mam nadzieję, że moja część czarodziejskiej magii nie będzie wszystkiego niszczyć - westchnął, zaczynając lekturę.
- Zawsze możesz ją zablokować Wyższą Magią.
- W sumie racja - wzruszył ramionami.
-~*~-
Po szkole, w której uczył się Tony Stark nigdy nie spodziewałby się takiej normalności. Beżowy budynek nie różnił się niczym od innych szkół, oprócz większej sali gimnastycznej i mniejszej ilości okien.
Szedł powoli do wejścia w towarzystwie Remusa, wszyscy dorośli uznali, że to Lupin powinien być jego opiekunem prawnym, bo przecież był jego chrzestnym. Z goblinami wszystko zdołał ustalić Severus, dzięki czemu nawet w magicznym świecie opiekunem Hadriana był Remus, Syriusz, o dziwo, miał wiele kontaktów w mugolskim świecie i bez większych problemów stworzył dokumenty dla ich czwórki w Ameryce.
Wkroczyli do budynku nie niepokojeni przez nikogo. W środku również było cicho, co prawda było lato, ale w niektórych szkołach uczniowie pozostawali nawet w wakacje, ucząc się lub odpoczywając.
Bez większych problemów z cichym zaklęciem "Wskaż mi" dotarli do gabinetu dyrektorki szkoły. Okazała się być energiczną kobietą po czterdziestce o blond włosach splątanych w warkocz i jasnych, zielonych oczach. Miała również miękki głos, co nieco zdziwiło Hadriana.
- Musisz być Hadrianem Brown - spojrzała na chłopca z delikatnym uśmiechem. W odpowiedzi pokiwał ostrożnie głową. Nie lubił za długo przebywać w miejscu, którego jeszcze nie znał, jedynie delikatny dotyk łusek na ramieniu go uspokajał. Plus czuł się dziwnie z innym nazwiskiem, lecz wszyscy zgodnie stwierdzili, że muszą je zmienić, aby jakimś cudem brytyjczycy go nie znaleźli.
- Jest dosyć nieśmiały - wtrącił lekko Remus. - Często zmieniał szkoły i w końcu stał się nieco aspołeczny.
Jej brwi zmarszczyły się lekko w smutku, aż oderwała wzrok od czarnowłosego dziecka i spojrzała na jego opiekuna. - Liczymy, że zostanie u nas na dłużej. Jego wyniki były po prostu świetne, nie widziałam jeszcze tak mądrego jedenastolatka od czasów Tony'ego Starka - jej oczy zabłysły.
Remus zmarszczył brwi, nie potrafiąc znaleźć tego nazwiska w pamięci. Uznał, że musiał to być raczej mniej znany mugol. A przynajmniej tak sądził. - Też mamy taką nadzieję. Mieszkamy niedaleko i nie wygląda na to, żebyśmy mieli się prędko przeprowadzić - zapewnił.
Nawet gdyby się przeprowadzili, co było mało prawdopodobne, łatwo nie zrezygnowaliby z prośby Hadriana o tą szkołę.
- Mam tutaj kilka dokumentów do uzupełnienia - nachyliła się przy szafce w biurku i wyciągnęła dwa pliki papieru. - Głównie to zasady panujące na terenie internatu, jak i obowiązki ucznia i jego opiekuna, można je oczywiście dokładniej przestudiować w domu - otworzyła jeden z dokumentów i wskazała na przypis. - Przykro mi, ale dzieci do lat czternastu nie mogą farbować włosów - westchnęła cicho, patrząc znacząco na jego jasne końcówki.
Hadrian dotknął ich odruchowo, patrząc na kobietę. - Nie są farbowane - powiedział cicho, choć spokojnie.
Kobieta spojrzała na dorosłego z pytaniem.
- Hadrian mówi prawdę - westchnął. - Jego ojciec miał podobne końcówki, wyglądało na to, że to u jego rodziny dziedziczne.
- Nie słyszałam nigdy o dziedzicznych kolorach końcówek - westchnęła. - Ale mam nadzieję, że to prawda - podała kilka otwartych kart Remusowi. - Powinien pan podpisać te dokumenty, panie Lupin.
- Oczywiście - usiadł przed biurkiem i przejrzał pobieżnie karty. Miał zamiar przeczytać je dokładniej i omówić wszystko z Severusem i Syriuszem; mimo zapewnień Hadriana, czuł się lekko zaniepokojony wyborem mugolskiej szkoły zamiast nauczania w domu.
Kiedy podpisał dokumenty i oddał je kobiecie, ona ostatni raz zmierzyła chłopca od stóp do głów. - Myślę, że lepiej byłoby spróbować pofarbować końcówki na czerń, aby nikt tego nie komentował.
Lupin ostrożnie pokiwał głową. Próbowali, ale nie działały nawet zaklęcia. Ale przecież nie mógł tego powiedzieć, więc milczał. - Pójdziemy do fryzjera - zapewnił.
- Cieszę się - po tych słowach pożegnała się z nimi.
-~*~-
Trzeciego września miały się zaczynać normalnie zajęcia, Hadrian nie miał najmniejszego zamiaru iść na rozpoczęcie roku, a czarodzieje go do tego nie zmuszali. Dokumenty były załatwione, jego książki kupione a nawet sposób podróżowania został ustalony.
Ku niezadowoleniu Hadriana, kłótnia zakończyła się na medaliku z wilkiem wyjącym do księżyca, który był podwójnym świstoklikiem. Kiedy dotykał srebrnej części naszyjnika, zabierał go kilka przecznic od szkoły, natomiast czarna strona zabierała go z powrotem do domu. Dodatkowo, aby zapobiec jego przypadkowej podróży, miał dwa hasła, bardzo proste; "szkoła" oraz "dom".
- Na pewno masz wszystko? - Remus patrzył na niego z zaniepokojeniem.
Jego wszystkie książki znalazły miejsce w torbie na ramię z niewykrywalnym zaklęciem powiększającym i lekkiej wagi przypisanym tylko do Hadriana, dzięki czemu tylko dla niego torba była lekka jak piórko i tylko on mógł cokolwiek z niej wyjąć lub włożyć, oczywiście jeżeli chodziło o magiczne przedmioty. Nad tym zaklęciem Severus i Remus spędzili kilka dni w bibliotece Blacków i z zadowoleniem przyjęli, że projekt działał poprawnie.
- Tak, Remusie - przewrócił oczami. - W razie czego powiem, że jeszcze nie kupiłem wszystkich książek.
- Hm, masz rację - westchnął.
- Dzieciaku, nie zapomnij zrobić kilku żartów! - zawołał radośnie Syriusz.
- Nie sądzę, aby to było mądre - mruknął Hadrian, poprawiając torbę. Mimo własnych słów, miał w torbie kilka magicznych psikusów. Oczywiście nie miał zamiaru ich używać. Raczej. Były planem awaryjnym w razie nagłej ucieczki lub gdyby ktoś go za bardzo dręczył.
- Ucz się dobrze, Hadrianie - chrząknął Severus.
- Oczywiście, wujku Severusie - zanucił, kołysząc się na piętach. - Mogę już iść? Jak tak dalej pójdzie, spóźnię się pierwszego dnia - wskazał zegar, według którego ledwie za dziesięć minut była ósma.
Remus ostatni raz spojrzał na Snape'a. - Jesteś pewien, że to zaklęcie zadziała do końca jego szkolnego dnia? - zapytał poważnie.
- Tak, Lupin, mam taką pewność - przewrócił oczami.
To tak naprawdę nie była zasługa zaklęcia zaawansowanej iluzji, znalezionego przez Snape'a, ale prostego słowa "Ukryj" wypowiedzianego przez Hadriana. Wyższa Magia działała całkiem inaczej niż czarodziejska, bynajmniej iluzji nie mogło rozwiać Finite, ani słowo "Zniknij", o ile osoba próbująca zdjąć iluzję była słabsza od rzucającego. Jako, że Hadrian był najpotężniejszą istotą zaraz po istotach istniejących od początku czasu, tak naprawdę nikt nie mógł zdjąć jego zaklęć.
- Do zobaczenia - Hadrian szepnął słowo "szkoła" i zniknął z trzaskiem. Zachwiał się, twardo lądując na nogach. - Nienawidzę świstoklików, aportacji, Błędnego Rycerza... - wymamrotał, na co Mortem zaśmiał się, trzymając dłoń na jego ramieniu.
- Bez obaw, śmiertelnicy mnie nie zobaczą.
- Ach, kamień z serca - mruknął. - To zawsze lepsze niż wąż w szkole - westchnął idąc w kierunku budynku z samą Śmiercią.
-~*~-
Lekcje były nudniejsze niż mógłby przypuszczać. Albo było to spowodowane jego wiedzą z poprzedniego, bardzo długiego życia. Najgorsza jednak była historia. Jego uszy praktycznie krwawiły od nieprawidłowości wypowiadanych przez człowieka, ale przecież nie mógł tego powiedzieć na głos.
Dodatkowo mamroczący Mortem na "głupich śmiertelników" niewiele mu pomagał. Bardziej sprawiał, że miał ochotę wyjść ze szkoły i nigdy tam nie wracać.
Z powodu swojej wiedzy o przyszłości jak i ponadczasowych umiejętności, w jeden dzień stał się ulubieńcem nauczyciela od technologii, który był dodatkowym przedmiotem. Według pana Jenkinsa był istnym geniuszem od czasów Tony'ego Starka; tak naprawdę tylko przeczytał mnóstwo książek i skopiował co nieco swojej wiedzy o wynalazkach Starka w przyszłości.
Nauczycielka od łaciny również go ubóstwiała. Była zachwycona jego umiejętnościami w używaniu innych języków. Sądził, że jest to zasługa tak zwanego Allspeak, jak nazywali ten "język" długowieczni bogowie z różnych panteonów. Jednak Allspeak działał nieco inaczej niż można by było się tego spodziewać; każdy słyszał słowa Allspeak w języku, który był dla niego najbardziej znany, przez co Hadrian nie był pewien, dlaczego inni uczniowie zdawali się go słyszeć w językach, w których mówiła nauczycielka. Chyba, że był wyjątkowy i jego wersja Allspeak działała jak zaklęcie tłumaczące.
Co każdą przerwę otaczany był niewielką grupką innych uczniów, z którymi chodził do klasy. Były to dwie dziewczyny i trzech chłopców. Razem była ich szóstka, a w tej grupie chodzili na wszystkie podstawowe zajęcia. W dodatkowych grupy były maksymalnie pięcioosobowe, co podobno ułatwiało naukę dzieciom.
- Hej, Hadrian, skąd znasz tyle języków? - zapytała podekscytowana kasztanowłosa dziewczynka o szarych oczach. - Ja ledwo ogarniam łacinę i angielski - westchnęła.
- Lubię czytać - odparł krótko.
- Masz jakąś rodzinę w innych krajach? - wtrącił blondwłosy chłopiec o czekoladowych, ciepłych oczach.
- W Anglii.
- Potrafisz mówić coś więcej niż zdawkowe słówka? - chłopiec o brązowych włosach skrzyżował ramiona. Miał zielone, znudzone oczy. Obok niego stała dziewczynka o czarnych włosach i szarych oczach. Przypominała mu nieco Blacków.
Hadrian wzruszył ramionami.
- Dzieciak, który nawet nie potrafi ułożyć poprawnie zdania po angielsku - prychnął z rozbawieniem, na co jego towarzyszka zachichotała. Nagle skreślił Blacków i porównał ją z Pansy Parkinson. Ogromne podobieństwa.
Poczuł dłoń Mortema na ramieniu. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, co chodziło po głowie jego partnerowi. Chyba nie miał zamiaru zrobić czegoś złego w szkole pełnej dzieci, prawda?
Hadrian uznał, że dzwonek to jest największe wybawienie. Szybko ruszył do kolejnej sali, a jego towarzysz podążył za nim. - Chyba nie planujesz nic zrobić? - szepnął ledwie słyszalnie.
- Na razie.
- To dzieci - westchnął.
Odpowiedział mu niezadowolony pomruk Śmierci. Poprawił torbę na ramieniu i wszedł do sali od, jak na złość, angielskiego. Choć w tamtym momencie mógł nieco pokazać swoich umiejętności przed aroganckim Jonesem.
-~*~-
Od lekcji angielskiego, Mark Jones już nigdy nie nabijał się z jego zdawkowych odpowiedzi, zbyt czerwony i zażenowany.
Oczywiście to odpowiadało Hadrianowi i spowodowało milion innych pytań od dwójki innych uczniów, z tego co pamiętał Victorii Smith i Alexa White.
Nie planował jednak ich nigdy zaprosić do siebie na korepetycje, o co go praktycznie błagali. Odmówił krótkim "nie", co zdawało się ich dostatecznie zniechęcić.
Resztę dnia wolnego od lekcji spędził w bibliotece. Wiedział, że jego opiekunowie mogą być zaniepokojeni, ale zawsze mogli mu wysłać szybką wiadomość z pomocą medalika. Przypuszczał, że Snape spodziewał się, co będzie robił po szkole, odkąd pojawił się w jego ręce pergamin napisany kursywą Syriusza.
Hadrian przewrócił oczami, pisząc z drugiej strony "Biblioteka", po czym zgniótł pergamin i spalił go szeptanym słowem. Mógł wysłać wiadomość w ten sam sposób co Black, otworzyć medalik i wrzucić do środka zmięty kawał nie za cienkiego pergaminu, jednak wolał starodawne palenie wiadomości. Na szczęście nie było później żadnego śladu po spaleniu, więc jego przeszły ojciec chrzestny nie powinien czuć żadnego zaniepokojenia. Gorzej by było ze Snape'em, który sądzi, że odzyskuje magię.
-~*~-
- Gdzie byłeś!? Martwiłem się! - zawołał Syriusz, łapiąc się dramatycznie za pierś.
Hadrian podniósł brew do góry. - Odpisałem na twoją wiadomość.
- Słowo biblioteka niewiele mi mówi! - odkrzyknął.
- Biblioteka to miejsce, w którym zwykle się przesiaduje w ciszy i czyta książki, Black - syknął Snape. Hadrian go dopiero teraz zauważył. Jego szata była lekko przypalona, a na twarzy miał zmęczony wyraz.
- Gryfoni? - zapytał tylko.
- Jakżeby inaczej - prychnął, piorunując wzrokiem Syriusza, który wyglądał na dostatecznie zażenowanego, jeżeli jego czerwona jak pomidor twarz miała cokolwiek znaczyć. Albo był wściekły. Albo oba.
- Snape- - zanim dokończył, na jego ustach znalazła się ręka Remusa.
- Ach, Hadrian - uśmiechnął się delikatnie. - Jak było w szkole?
- Oprócz dwójki irytujących dzieci, było w porządku. Spodziewajcie się wiadomości od dwóch nauczycieli. Pani od łaciny i pana od technologii - rzucił przez ramię, kierując się do własnego pokoju.
Słyszał jak Remus i Severus zaczęli nagle ożywioną rozmowę, kiedy Syriusz mamrotał coś niezrozumiałego pod nosem.
- Nie lepiej byłoby przechwycić wszystkie listy? - zapytał Mortem, opierając się o ścianę w jego pokoju.
- W końcu i tak by się dowiedzieli o moich prywatnych konwersacjach - wzruszył ramionami. - Zresztą, wiedzą o mojej dziwacznej pasji do technologii, a łacinę i kilka innych języków mogę łatwo wytłumaczyć książkami z teorią magii.
- Może masz rację - westchnął, siadając. Poklepał obok siebie miejsce, które Hadrian zajął z radością.
- Nienawidzę szkoły - stwierdził nagle, wtulając się w bok starszego.
Czuł jak klatka piersiowa Śmierci zawibrowała ze śmiechu.
- Nie ty jeden - przeczesał jego włosy. - Czy udało ci się osiągnąć cel pierwszego dnia?
- Jeżeli Tony Stark dowie się o geniuszu równym jemu w wieku jedenastu lat, sądzę, że to rozbudzi jego ciekawość, o ile jest w najmniejszym stopniu podobny do swojej przyszłej wersji - uśmiechnął się lekko. - O ile pojawi się taka konwersacja, to będzie ona pierwsza do ukrycia.
- Mogę w tym pomóc - zapewnił.
- Dzięki - westchnął, przymykając oczy. - A teraz, masz się nie ruszać, będziesz moją poduszką - oświadczył, układając się wygodnie na kolanach Śmierci.
Mortem uśmiechnął się delikatnie, przeczesując ponownie palcami czarne włosy, kiedy białe końcówki rozjaśniły ich ciemność. - Dobranoc, Hadrianie.
Chłopiec mruknął coś niezrozumiałego, przytulając ciało starszego.
-~*~-
- Taki sam geniusz jak ja?! - zawołał Tony Stark, siedząc przed swoim stołem w warsztacie. Z szokiem wypisanym na twarzy wpatrywał się w ciemnowłosą sekretarkę Stark Industries zatrudnioną przez Obadiaha Stane'a.
Mimo, że Tony został CEO firmy ojca po jego śmierci, większość spraw załatwiał Obadiah, więc odwiedziny sekretarki były dla niego bardziej niż niespodziewane.
- Napisał testy nawet wyżej niż pan, panie Stark - powiedziała, wyciągając plik dokumentów. - Pan Stane sądził, że może to pana zainteresować - przekazała papier w wyczekujące ręce mężczyzny. - Już pierwszego dnia stał się ulubieńcem nauczycielki łaciny, Jannet Neight oraz starego wynalazcy Arthura Jenkinsa.
- Jenkinsa? - sapnął w szoku. - On mnie dosłownie nienawidził przez trzy lata, dopóki nie pokazałem mu moich wynalazków - natychmiast wczytał się w dokumenty, odprawiając kobietę niecierpliwym gestem.
Maria Clyde pokręciła tylko głową, wychodząc z warsztatu. Od razu swoje kroki skierowała do gabinetu Obadiaha Stane'a, który zlecił jej to zadanie. Nie miała pewności dlaczego, jednak pozostawała mu lojalna.
Tony szybko przelatywał wzrokiem po dziwnych umowach i tego typu rzeczach, aż natrafił na wyniki tego chłopca "Hadriana Jamesa Browna". Obrzydliwie pospolite nazwisko w jakiś sposób sprawiało, że chciał włamać się do bazy SHIELD i przejrzeć ich dokumenty. Oczywiście musiał pozostać niezauważony, bo "agencja rządowa" nie miała nawet pojęcia, że wie o ich istnieniu.
Wyniki pozostawiły go w szoku. Jedenastoletni dzieciak nie tylko wyrównał z nim wyniki, ale też go przewyższył! Dosłownie ze wszystkich podstawowych i kilku dodatkowych przedmiotów miał najwyższe możliwe punkty, jakby znał odpowiedzi do testów (co nie było możliwe, nawet z umiejętnościami hakerskimi Tony'ego, bo odpowiedzi zawsze były inne i sprawdzane ręcznie). O ile dobrze pamiętał, było kilka jak nie kilkanaście pytań stanowczo wykraczających poza zakres wiedzy jedenastoletniego geniusza.
Potem przeskanował dokładnie historię chłopca według dokumentów, a następnie porównał to z informacjami SHIELD. Najlepsze było to, że według agencji nie istniał żaden jedenastoletni Hadrian James Brown w Ameryce. Rozszerzył swoje wyszukiwania nawet do Europy, ale wtedy podobnie - Brownów było dużo, Hadrianów Brown w wieku do dwunastu lat było o wiele mniej, a Hadrian James Brown istniał ledwie w dwóch wydaniach, dwudziestotrzyletni mężczyzna oraz sidemdziesięciodwuletni starzec. Żaden nie był blisko wieku i opisu jedenastolatka.
Zmarszczył brwi, czytając dokładniej szkolną dokumentację. Historia dzieciaka wydawała się być w porządku, z wyjątkiem, że SHIELD nie miał żadnych danych o jakiekolwiek części życia Browna. A aktualny dyrektor agencji, Nick Fury słynął z żądań typu "Chcę wiedzieć wszystko o wszystkich".
Postanowił się przyjrzeć temu bliżej nieco później. Najpierw musiał zdobyć kontakt dzieciaka. Co ciekawe, jego opiekun niejaki Remus Lupin nie miał nawet telefonu stacjonarnego! Spisał na kartce adres i rozejrzał się po swoim warsztacie pełnym nieporządku.
Kiwnął głową, sięgając swój nowy wynalazek. Był to niewielki, przenośny ekran na wpół dotykowy. Nie miał żadnych programów, gier czy aplikacji, jedynie jego sztuczną inteligencję o nazwie JARVIS. Na cześć lokaja Starków, który jako jeden z nielicznych w ogóle zwracał na niego uwagę. Nie miał on jeszcze zbyt wielu funkcji, choć był na pewno o niebo doskonalszy niż projekty SI innych wynalazców. Poza tym był Tonym Starkiem. Jego projekty zawsze osiągały sukcesy.
- JARVIS, znajdź wszystko co możesz o tym dzieciaku Hadrianie Jamesie Brown. Dodatkowo umów mnie na wizytę z uroczą dyrektorką mojej starej podstawówki i tych dwóch nauczycieli, którzy lubią tego dzieciaka.
- Oczywiście, sir - odpowiedział mechaniczny głos.
Tony szybko podążył do sypialni i zmienił ubrania na coś bardziej przystępnego. Uznał, że zwykły ciemny T-shirt z granatowym napisem AC/DC i nieco poobcierane na kolanach jeansy w pełni wystarczą. Sięgnął okulary przeciwsłoneczne i uważając na pracowników, wymknął się do garażu.
Miał do wyboru ponad dziesięć samochodów i motorów, ale wszystkie rzucały się za bardzo w oczy. Teoretycznie chciał zachować swoją tożsamość na obrzeżach Nowego Jorku (nadal zastanawiał się, jakim cudem dzieciak chodził do szkoły tak daleko od miasta), ale był Tonym Starkiem. Dla niego nie istniało słowo "przesada".
Wsiadł do granatowego samochodu nowej generacji z kilkoma Starkowymi ulepszeniami i ruszył z piskiem opon.
- Mam kilka informacji, sir - odezwał się głos JARVISA.
- Pokazuj - powiedział Tony, nie odrywając wzroku od drogi. - Przejmij kierownicę - dodał, kiedy na jego projekcie StarkPada wyświetliło się kilka nowych dokumentów, których nie widział.
Wszystko wyglądało dobrze, gdyby nie data wydania dokumentów. Była ledwie sprzed dwóch miesięcy, a Tony doskonale zdawał sobie sprawę, że bardzo łatwo było wymyślić i stworzyć fałszywą tożsamość. To by wyjaśniało również brak wiedzy o chłopcu w SHIELD.
-~*~-
Jego podróż nie trwała długo, nawet z mnóstwem gapiów robiących zdjęcia (do których pozował). Zatrzymał się przed niepozornym, domkiem jednorodzinnym.
Nie wyglądał na zbyt zadbany z zewnątrz. Ciemne, ponure ściany, przednie podwórko co prawda było ładnie przystrzyżone, ale nie było żadnych kwiatów, czy klombów. Furtka zaskrzypiała straszliwie, kiedy ją popchnął.
Szybko pokonał odległość do drzwi z żelaznymi zasuwami i zapukał. Te wrota przypominał mu średniowieczne zamki. Podobnie jak zimny kamień domu. Ciekawe.
Otworzył mu prawie natychmiast dzieciak. O ile Tony się dobrze orientował, chłopiec był jedynym dzieckiem w domu. - Cześć dzieciaku, jestem Tony Stark - uśmiechnął się radośnie.
- Nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie - odparł jakby nigdy nic, wpuszczając go do środka.
Stark nie skomentował odpowiedzi dziecka, ani tego, że od razu zaprosił nieznajomego do domu, tylko rozejrzał się. W środku budynek wyglądał na bardziej zadbany niż na zewnątrz, ale nadal; miał wrażenie, jakby cofnął się co najmniej sto lat do przeszłości. Nie widział nigdzie żadnej elektroniki. Żadnej! Przecież to zbrodnia!
Niespokojnie poszedł za chłopcem jak zakładał, do jego pokoju. Tam chociaż było nieco inaczej niż w pozostałej części dziwnego domostwa.
Ciemna szafa w rogu pokoju była lekko uchylona, ukazując mnóstwo ubrań i kilka mechanicznych rzeczy, wiśniowe biurko całe pokryte było szkicami i projektami, a nawet walało się kilka części. Na fiołkowych ścianach widać było kilka plakatów Stark Industries oraz projektów maszyn, które nieco przypominały pomysły Tony'ego. Biblioteczka sięgająca do sufitu była pełna książek na wszelkie tematy, na co Starkowi aż oczy się zaświeciły. Na koniec jego wzrok spoczął na pospiesznie pościelonym łóżku. Spod granatowego koca wyglądał kawałek bordowej pościeli i srebrna poduszka.
- Wybacz za bałagan, ale dopiero co wstałem - ziewnął na pokaz, przeciągając się.
W tamtym momencie dorosły spojrzał na dzieciaka. Rzeczywiście, chłopiec miał na sobie ciemnofioletową piżamę ze srebrnymi wężami i złotym lwem na piersi. - Huh, nie spodziewałem się, że ktokolwiek śpi o tej porze.
- Sir, jest godzina szósta dwadzieścia cztery - odezwał się pomocnie JARVIS.
Tony już otwierał usta, aby wytłumaczyć niewtajemniczonemu czym było jego SI oraz, aby się nie bał. Ku jego szokowi, chłopiec nawet nie wydał się być zdziwiony, czy zaniepokojony. - Hm, chyba powinienem wcześniej patrzeć na zegarek - mruknął.
- Prawdopodobnie - zgodził się chłopiec. - Jestem Hadrian James Brown - wyciągnął rękę.
- Ach, tak oficjalnie? - zaśmiał się, łapiąc rękę dziecka. - Jestem Anthony Edward Stark.