Inna Magia | Avengers & Harry Potter

Harry Potter - J. K. Rowling Iron Man (Movies)
F/M
M/M
G
Inna Magia | Avengers & Harry Potter
author
Summary
Harry Potter.Zapytasz pewnie kim on jest, bo przecież nikt go nie zna. Jego nazwisko jednak poznasz bez trudu. To starszy brat wybawiciela, Aidena Charlusa Pottera. Syn Lily Evans-Potter oraz Jamesa Pottera.Dlaczego jednak nic o nim nie wiadomo? Dlaczego wszyscy uważali, że Aiden jest jedynakiem?
Note
Witam w nowym opowiadaniu :)Nie jest to pierwszy crossover, który piszę, jednak pierwszy w publikacji. Początkowo będzie więcej uniwersum Harry'ego Pottera, w późniejszych rozdziałach natomiast przerzucę się na Avengersów. W większości utrzymuję oryginalne lata z serii HP oraz Marvela!
All Chapters Forward

W Ameryce

Świstoklik międzynarodowy również nie zrobił wrażenia na Hadrianie. Tak samo jak nic innego. Zdawało się, że nic nie zdoła go zaskoczyć, nawet nowe, mugolskie technologie.

Sam chłopiec słyszał, jak On opowiadał o wszystkim, dlatego też nie był niczym zdziwiony, czy zaniepokojony. Czuł jedynie ciekawość, ponieważ On nie zawsze mógł mu wiele powiedzieć o urządzeniach, czy magii.

Okazało się, że Blackowie mieli dom w Nowym Jorku, więc nie musieli kupować żadnej nieruchomości, co uspokoiło nerwy Severusa. Dodatkowo dom z jednej strony miał duży ogród, co prawda niezadbany, ale jednak była wolna przestrzeń dla wilka.

Zadomowienie się dorosłych czarodziei nie zajęło za wiele czasu, więcej zajęły próby wyczyszczenia całego domu albo zwyczajnego zapewnienia bezpieczeństwu chłopcu. Nawet Severus był pod wrażeniem ilością ciemnych, starych artefaktów. Hadrian jednak, jakby doskonale zdawał sobie sprawę z ich przeznaczenia, unikał każdego.

Przygotowanie wszystkiego zajęło im dobre dwa miesiące, jednak na koniec mogli być zadowoleni ze swojej pracy. Dom nadawał się w pełni do zamieszkania i w większości był bezpieczny. Na strychu i w piwnicy znalazła się większość artefaktów i innych niebezpiecznych przedmiotów. Cały dom był odnowiony i miał sporo nowych mebli, sam ogród został opanowany i w większości wycięty, aby zwiększyć ilość wolnego miejsca.

Remus namówił pozostałych na wysłanie Hadriana do mugolskiej podstawówki, co ten przyjął z rezygnacją. Dodatkowo, jakby na złość Syriuszowi, Snape zaczął uczyć chłopca Eliksirów. Nie mógł używać różdżki, ale nie było to aż tak potrzebne w ważeniu. Black, nie mogąc pozostać jedynym, który nic nie zrobił dla chłopca, zniknął na dwa dni w poszukiwaniu najlepszych lektur o animagii i mugolskich żartach. Z animagią było podobnie jak z eliksirami. Nie trzeba było używać różdżki, tylko trzeba było dostatecznie opanować swoją magię. Syriusz uznał, że dzieciak sobie da radę. Choć jego prezent spotkał się z irytacją Snape'a i niepokojem Remusa, Hadrian przyjął książki i zaczął je czytać.

Po kilku dniach pojawiły się pierwsze efekty, ku szokowi wszystkich czarodziei.

Hadrian zmarszczył brwi, wpatrując się w stronę. Książka zdawała się być mu aż nadto znajoma. Nawet jego formą animagiczna. Był pewien, że kiedyś ją już widział.

Przełożył kilka stron, aż poczuł jego przytłaczającą aurę. Nie odwrócił się, był przyzwyczajony.

Postać podeszła powoli, zaglądając mu przez ramię. Czuł jego ciepły oddech na skórze. - Znowu to czytasz - powiedział swym niskim tonem.

- Naprawdę? - westchnął, odkładając książkę na bok. - Kiedy będę pamiętać wszystko?

- Sądzę, że za jakieś 5 lat - odparł mężczyzna. Miał on dosłownie identyczne włosy co Hadrian; czarne jak noc z białymi końcami. Jego oczy były szkarłatne i świeciły jak wypolerowane rubiny. Dodatkowo miał lekko opaloną skórę, którą w większości zakrywał ciemny strój. Czasem nosił przypasany srebrny sztylet, którego "bliźniaka" miał zawsze przy sobie Hadrian, ukrytego przed wzrokiem innych kilkoma zaklęciami.

- Kiedy powinienem iść do Hogwartu - powiedział, patrząc mu w szkarłatne oczy.

- Pragniesz tam pójść? - odpowiedział pytaniem.

- Sądzę że wystarczy mi czasu spędzonego tam - skrzywił się. - Zresztą nie wiem, czy zdołałbym się powstrzymać.

- Ach, Mistrzu, Mistrzu - pokręcił głową. - Wiesz doskonale, że spełnię każdą twą zachciankę. Chcesz zniszczyć dyrektora? Sprawię, że straci swą władzę i pójdzie do Azkabanu. Chcesz zabić Voldemorta? Zgotuję mu los gorszy niż śmierć, aż będzie o nią błagać - kontynuował. - Wystarczy tylko twoje jedne słowo, Mistrzu.

- Nigdy mi nie powiedziałeś, jak stałem się twoim Mistrzem i dlaczego pragnąłem zapomnieć.

- Ach... Wolę rozmawiać o zabójstwach - odpowiedział ze skrzywieniem.

Hadrian uśmiechnął się szczerze. Tylko ta istota w jakikolwiek sposób potrafiła obudzić jego uczucia, zdające się być martwe. - Ja również...

- Nigdy nie podałeś mi powodu, dlaczego. Prosiłeś tylko o rodziców. Cofnąłem więc czas, choć nie spodziewałem się tego typu problemów...

- Czyli byłem czarodziejem...

- Owszem. Czuje również, że twój rdzeń magiczny jest prawie taki, jak kiedyś - odparł. - Wydaje mi się, że magia powinna do ciebie wrócić, jak odzyskasz wspomnienia.

- Dlaczego więc stałem się charłakiem, a mój wygląd się zmienił?

- Hmmm... To może być moją winą - westchnął cicho. - Pragnąłem cię odwiedzić, jednak nic nie poszło po mojej myśli. Zwykle mój dotyk powoduje śmierć - spojrzał na swoją delikatnie opaloną dłoń. - Na ciebie jednak nigdy nie działała - spojrzał w fioletowe oczy chłopca. - Widziałem cię w zoo. Rozmawiałeś z wężem, kiedy Twoi rodzice gawędzili z Weasleyami. Potem uciekałeś i wpadłeś na mnie...

- Potem próbowałeś mi pomóc wstać, a ja jak na złość zemdlałem - westchnął, kręcąc głową.

- Nasz fizyczny kontakt rozpoczął proces przebudzenia wcześniej niż powinien. Twoja magia wróciła za szybko, a Twój rdzeń nie potrafił jej objąć, więc magia musiała na jakiś czas zniknąć i cóż... To również była moja sprawka. Nie mogłem pozwolić abyś cierpiał, Mistrzu... - istota zdawała się być zdenerwowana, o ile zabawa palcami u wiecznego stworzenia miała coś znaczyć.

Hadrian wstał i podszedł do istoty. - To nie była twoja wina, Mortem - powiedział miękkim głosem, delikatnie łapiąc nadgarstek istoty.

- Przeze mnie nie miałeś szczęśliwej rodziny - powiedział, odwracając wzrok.

- Czy tak? - zmarszczył brwi. - Poznałem ich prawdziwą twarz. Dla Jamesa liczyła się tylko magia, jednak Lily mimo wszystko oddała za mnie życie. Znowu, choć w inny sposób.

- Jednak żyłeś w smutku.

- Ach... Teraz tak nie będzie - uśmiechnął się do istoty. - Mam tych upierdliwych czarodziei i ciebie - złapał go za dłoń i splótł ich palce ze sobą. Westchnął cicho na uczucie ciepła i miłości, płynące od istoty.

Mortem nachylił się nad nim, składając pocałunek na czole, gdzie lata wcześniej istniała błyskawica. Później otulił ramionami chłopca.

- Co z Horkruksem, który miał znaleźć się we mnie? - przerwał tę piękną chwilę, choć Śmierć go zignorowała. Stanowczo wolał przytulać swego Mistrza, niż odpowiadać na ciężkie pytania. - Mortem - mruknął.

Westchnął. - Horkuks nie istnieje. Voldemort ma ich tylko sześć, mimo, że klątwa się od ciebie odbiła, dusza potwora nie została podzielona - odsunął go na długość ramion - A teraz, zdejmij koszulkę.

Hadrian uśmiechnął się chytrze, jak nie powinien żaden mały chłopiec. - Już próbujesz mnie rozebrać? - zapytał z rozbawieniem, jakby w domu nie było trzech innych czarodziei. A no przecież, nie było. Severus został pilnie przywołany do Hogwartu, a Syriusz i Remus wyszli na spacer po nowym ogrodzie, więc w domu pozostawał sam Hadrian.

- Gdybym tego pragnął, zrobiłbym to w inny sposób - odparł, nadal obserwując go uważnie, kiedy zdejmował koszulkę.

Zmarszczył lekko brwi, widząc czarny, jakby wypalony ślad po zaklęciu. Delikatnie przeleciał palcami po czerni i poczuł jak ciało chłopca zadrżało. Uśmiechnął się z zadowoleniem, widząc, że mimo reinkarnacji, nadal działał na chłopca tak jak kiedyś. - Mógłbyś sam spróbować pozbyć się tego - machnął nadgarstkiem. - To jest zwyczajnie plama na twojej skórze.

Hadrian roześmiał się cicho. - Plama, która nie zejdzie w kąpieli - parsknął, jednak spojrzał na ślad. - Zniknij - szepnął, a otaczająca go magia zgięła się do jego woli. Wszystko zniknęło, zostawiając jego skórę ponownie jasną i nieskazitelną.

- Widzę, że opanowałeś w większości swoją prawdziwą magię Mistrzu - powiedział.

- Musiałem sobie radzić - odparł z lekkim uśmiechem. - Sądzę, że to i nawet lepiej. Gdy pójdę do Hogwartu, będę już pamiętał czarodziejską magię.

- O ile zdecydujesz się na taką wycieczkę. W Ameryce jest również kilka szkół magicznych.

Hadrian zastanawiał się przez chwilę. - Najbardziej chce zobaczyć ich miny na mój widok, choć może za dziesięć lat. Jestem ciekaw, czy Aiden mnie rozpozna.

- Nic nie jest pewne, Mistrzu. Zawsze możesz pozostać też w mugolskim świecie. Nigdy wcześniej za dużo czasu tu nie spędzałeś, wolałeś magiczny świat, do czasu twojej reinkarnacji.

- To może być ciekawe - zgodził się. - Pójdę więc do mugolskiej szkoły i zobaczymy ile się zmieniło.

- Jeżeli będziesz potrzebować mojej pomocy, Mistrzu, wiesz gdzie mnie znaleźć.

Hadrian uśmiechnął się delikatnie. - Wiem, Mortem. Wiem również, że i tak będziesz mnie obserwować. Kiedy uznasz to za stosowne, możesz się wtrącić - dodał z cichym rozbawieniem.

Śmierć nigdy nie mógł się wtrącać w świat śmiertelników, nawet jeżeli jego Mistrz był w niebezpieczeństwie. Wyjątkiem oczywiście było pozwolenie od tegoż Mistrza. Był swego rodzaju kotwicą między Śmiercią, a światem fizycznym.

- Czarodzieje wracają - powiedział powoli.

- Ciekawym jest to, że Syriusz nie trafił do Azkabanu. Nawet nie ruszył za zdrajcą.

- Rzeczywiście, to wiele zmieniło - zastanowił się. - Być może spowodowane to było jego odrzuceniem przez Jamesa. Mimo wszystko, tym razem masz brata i to on jest chrześniakiem Blacka.

- Tak, to było dziwne. Nadal urodziłem się w 1981 roku a jednak Voldemort nie przybył. Dopiero sześć lat później, jakby mój brat miał dostać mój przeszły los.

- Być może był to jej plan - pokiwał głową. - Los zawsze kochała bawić się życiem śmiertelników.

- Ale mnie uwielbia - prychnął, krzyżując ramiona. - W końcu nigdy nie pozwoliła mi umrzeć i pomogła pokonać tego idiotę.

Śmierć roześmiał się, przelatując palcami po twarzy chłopca. - Naprawdę, ta dziecięca twarz jest niepokojąca.

Odpowiedział mu spokojny uśmiech. - To tylko jakieś dwanaście lat. Przeżyłeś milenia, więc dasz radę kilkanaście lat.

- Ach, nie mam innego wyboru, Mistrzu - odparł, znikając w momencie, kiedy Syriusz i Remus wpadli do pokoju z wyciągniętymi różdżkami.

W takich momentach Hadrian się cieszył, że jego magia różniła się od czarodziejskiej. Kiedy dorośli rozglądali się w poszukiwaniu zagrożenia, on wyobraził sobie koszulkę, która od razu pojawiła się na jego ciele.

- Harry, wszystko w porządku? - Remus podszedł do niego i obejrzał od stóp do głów.

- Dlaczego miałoby nie być? - zapytał, marszcząc brwi.

- Czuję tu zapach kogoś innego - mruknął, rozglądając się ponownie. - Harry, czy ktoś tu był?

- Nie - odparł równie spokojnie co zawsze. - Czytałem książkę, nie widziałem nikogo - wskazał na otwartą lekturę.

Wilkołak pokiwał głową wstając i odchodząc do partnera. - Nie znam tego zapachu - szepnął.

- Musimy go bardziej pilnować - odparł równie cicho Black.

Oboje wyszli z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi.

- Ach, teraz nie dadzą mi spokoju - skrzywił się w przestrzeń.

Odpowiedział mu śmiech istoty. Prychnął, wracając do lektury.

-~*~-

Minęło pięć lat. Hadrian miał już dziesięć lat i ledwie kolejnego dnia jedenaste urodziny. Syriusz i Remus przez cały ten czas chodzili poddenerwowani, wyglądając przez okna.

Oczywiście, wypatrywali sów, choć Hadrian nie wiedział dlaczego. Przecież był "charłakiem" a przynajmniej dla czarodziejskiego świata.

Severus dla odmiany rzadko ich odwiedzał przez obowiązki w Hogwarcie. Każde z nich zdawało sobie sprawę, że zbyt długie urlopy profesora przyciągnęły by wzrok dyrektora, na co nie mogli sobie pozwolić.

Sam Hadrian nie mógł się doczekać kolejnego dnia. Odzyskał większość wspomnień z poprzedniego życia. Kiedy stał się Mistrzem Śmierci. Nadal nie pamiętał, jak to dokładnie się stało, ani dlaczego zdecydował zapomnieć i cofnąć się w czasie. Dodatkowo pragnął zrozumieć, dlaczego tak wiele potoczyło się w całkiem inny sposób.

Śmierć obiecał, że wszystko stanie się dla niego jasne, kiedy odzyska wspomnienia, choć dodał, że może to być bardzo bolesne z powodu powracającej magii. Co prawda powoli uzupełniała jego rdzeń na nowo, ale nadal było to stosunkowo wolne. W jego jedenaste urodziny miała wrócić cała za jednym zamachem.

Hadrian spojrzał przez okno na ciemności nocy. Księżyc w pełni świecił na niebie otoczony gwiazdami. W jego zasięgu wzroku przemykało kilku przechodniów, rozświetlanych okolicznymi lampami.

Ze względu na pełnię, Remus był poza domem, daleko w lasach, aby się bezpiecznie przemienić, a Syriusz mu towarzyszył. Snape ponownie został przywołany przez dyrektora, tym razem aby znaleźć konkretnego wilkołaka, co podobno było łatwiejsze podczas pełni. I znowu, Hadrian został sam. Przepraszali go obficie, oprócz Snape'a dla którego wysiłkiem było samo słowo "Przepraszam". Oczywiście dziesięciolatek wiedział o wszystkim i nie miał nic przeciwko. W głębi serca, przez powracającej wspomnienia, cieszył się, że Syriusz I Remus mogli razem przeżyć spokojną pełnię.

- Mistrzu - z zamyślenia wyrwał go głos. Spojrzał na istotę z lekkim uśmiechem.

- Przyszedłeś.

- Oczywiście, Mistrzu - podszedł powoli, kładąc dłoń na jego głowie. - Obiecałem.

Hadrian pokręcił głową z lekkim uśmiechem. - Tak. A ty nigdy nie łamiesz obietnic.

Odpowiedział mu delikatny uśmiech istoty. Spojrzał mu w oczy, a fiolet spotkał się ze szkarłatem. - Widzę, że magia już pragnie do ciebie wrócić. Wiruje wokoło, czekając na odpowiedni moment. Tak samo ostatnie bariery w twoim umyśle powoli zanikają. Przebudzenie dobiega końca.

Fioletowooki przełknął ślinę, delikatnie łapiąc dłoń starszego. - Zostaniesz?

- Oczywiście - usiadł na miękkim łóżku, a Hadrian natychmiast do niego dołączył, wtulając w bok. - Postaram się ci jak najbardziej ulżyć w bólu - zapewnił.

- Trzymam cię za słowo - uśmiechnął się krzywo.

Siedzieli w ciszy przez pół godziny, zanim Hadrian poczuł silny ból. Głowy i całego ciała.

Jęknął cicho, a ramiona natychmiast go otoczyły, głaszcząc powoli plecy. - Jeżeli chcesz, krzycz, Mistrzu. Nikt nie będzie niepokojony - zapewnił.

Powoli pokiwał głową, po czym zaczął krzyczeć, nie mogąc wytrzymać intensywnego bólu. Czuł jakby cała jego skóra paliła się, a krew gotowała w żyłach. Dodatkowo miał silną migrenę, a prawe oko bolało gorzej niż kiedy zostało przecięte i uleczone. Bardziej wyczuł, niż zobaczył krew na swoich palcach, kiedy przykrył nimi oko. Dopiero jak oddalił nieco rękę, zauważył szkarłat powoli skapujący na bordowe prześcieradła i czarną maź. Tym razem było więcej tej drugiej niż krwi.

- Mistrzu - szepnął cicho. - Spójrz na mnie.

Wykrzywiona z bólu twarz spojrzała w jego kierunku.

Delikatnie przykrył dłonią krwawiący narząd. Jego wewnętrzną stronę dłoni również pokrył szkarłat i czerń, jednak nie przejmował się tym. Zaczął cicho szeptać inkantację.

- Mortem - powiedział ostrzegawczo. - Nie możesz - skrzywił się, kiedy kolejną partia bólu przeleciała przez jego ciało.

- Jak już nie raz mówiłem, zrobię dla ciebie wszystko, Mistrzu - odparł ze spokojnym uśmiechem. Nawet kiedy jego prawe oko zaczęło krwawić.

- Mortem - westchnął, czując jak ból powoli maleje. Sięgnął ze stolika śnieżnobiały ręcznik i przetarł policzek starszego. Potem powoli z pomocą wody obmył całą ranę. - Nie musiałeś - powiedział, nawet jak nadal jego skóra paliła a rdzeń wypełniał się ponownie magią.

Śmierć roześmiał się. - Co jeżeli chciałem? Nie możesz mi tego zabronić.

Hadrian prychnął. - Czasem mam wrażenie, że jesteś jak dziecko.

Czerwonooki podniósł brew do góry. - Dziecko? Jestem o wiele starszy niż Ty.

- Jednak nie miałeś nic przeciwko związkowi ze mną eony temu - odparł. Rozmowa pozwalała mu odwieść umysł od bólu, zresztą powoli wspomnienia rozjaśniały się i widział ich pierwsze spotkanie. Na ziemi identycznej jak ta, a jednak eony wcześniej.

- Byłeś mi przeznaczony - odparł, jakby to miało wszystko wytłumaczyć. Potem przeleciał palcami po bandażu na oku i uśmiechnął się delikatnie. - Nic się nie zmieniłeś.

- Zawsze będę taki sam - wzruszył ramionami. - Zawsze też będę niepocieszony, jak ranisz się specjalnie - dodał ze złością.

- Ach, Hadrianie, znasz mnie doskonale i wiesz do czego może mnie skłonić twój ból.

- To ciało ma ledwo jedenaście lat - jęknął w odpowiedzi. - Nadal nie cała magia zdołała do mnie wrócić, już i tak mój rdzeń jest przeciążony.

- O czym zdawałeś sobie doskonale sprawę, cofając czas.

Prychnął. - Dlatego chciałem odbyć przebudzenie w wieku siedemnastu lat, kiedy mój rdzeń będzie odpowiednio rozwinięty i Insygnia ponownie trafią w moje ręce.

- Zawsze możesz je przywołać jedną myślą - dodał pomocnie.

- Argh - jęknął. - Dziwię się, że chciałem przeżyć ponownie to życie nie z powodu twoich irytujących słów.

- Dlaczego więc? Nigdy mi tego nie powiedziałeś - zabrzmiał nieco na zranionego, co tylko bardziej zasmuciło Hadriana.

- Mortem, to nie była twoja wina, ni niczyja inna. Pragnąłem zobaczyć jak to jest mieć kochającą rodzinę - powiedział. - Oczywiście, wiem, że Ty mnie kochasz tak samo twoje dzieci i jesteście moją rodziną jednak...

- Chciałeś poznać śmiertelną miłość.

- Być może... A może chciałem ich poznać, choć teraz żałuję - skrzywił się. - Słysząc opowieści o nich, Sądziłem że naprawdę będą zwyczajnie idealni. A jednak James mnie znienawidził jak moja magia się zablokowała, a Lily wolała to ignorować, choć na koniec odezwały się jej instynkty macierzyńskie.

- Rozmawiałeś z nimi lata temu, byli dobrzy.

- Widocznie kłamali, albo nie wpłynęło na nich tego typu wydarzenie - skrzywił się. - Choć nadal zastanawiam się, dlaczego Voldemort nie przybył. Nawet gdyby Los postanowiła dać mi więcej czasu z rodziną, nie powinno jej się udać aż tak bardzo tego przesunąć.

- Też się zastanawiam - odparł. - Możemy ją zapytać.

- Teraz? - Hadrian podniósł brew do góry, krzywiąc się. Nadal czuł jak całe ciało go bolało, a najbardziej klatka piersiowa.

- Dlaczego nie? - wzruszył ramionami. - Black i Lupin nie prędko wrócą, tak samo jak Snape, szczególnie jeżeli listy nadal są wysyłane.

- Hm, masz rację - kiwnął głową, wstając. Spojrzał krytycznie na zakrwawioną pościel. - Dlaczego jest czarna?

Mortem w odpowiedzi przywołał sztylet i przeciął wewnętrzną stronę dłoni. - Prawdopodobnie przez nasz związek. Nigdy wcześniej nie zostałeś zraniony na tyle poważnie, aby twoja część Mistrza Śmierci to odczuła.

- Mówisz tak jakby Mistrz Śmierci i ja byliśmy innymi osobami.

- Nigdy nie zaakceptowałeś w stu procentach tego, kim się stałeś po otrzymaniu Insygniów.

- Nie trzymałem nigdy wszystkich w tym samym czasie - pokiwał głową ze zrozumieniem. - Kamień ukryłem z dala od siebie, aby mnie nie kusił, a różdżkę wyrzuciłem w rzekę, potem ich nie przywoływałem.

Mortem wyciągnął przed siebie rękę. - Sądzę, że powinieneś podjąć decyzję, Hadrianie - nad jego ręką zaczęły lewitować trzy przedmioty. Zarysowany kamień był najmniejszym z trzech, różdżka wibrowała energią i oczekiwaniem, a peleryna była na wpół niewidzialna.

- Co zrobi Dumbledore bez jego różdżki? - zapytał, robiąc krok do przodu. 

To było pewne, że w końcu będzie musiał dokonać wyboru. Kiedy został Mistrzem Śmierci, jego proces starzenia zatrzymał się, nawet jeżeli nie trzymał wszystkich Insygniów w tym samym czasie. Najpierw była peleryna i kamień, potem peleryna i różdżka, ale nigdy wszystkie razem. Być może obawiał się przyjęcia całej mocy i pełnej odpowiedzialności, choć Mortem nie raz go uspokajał słowami.

- Zawsze może wrócić do swojej starej - zaproponował. - Ukrywa ją w swoim gabinecie.

- Skoro tak twierdzisz - westchnął, sięgając lewitującą różdżkę.

Zawibrowała radośnie w jego zaciśniętej dłoni i nagle poczuł się o niebo lepiej. Czarna Różdżka pomogła mu opanować całą szalejącą magię.

- Zawsze obawiałem się jej używania przez jej moc, albo, że ktoś mi ją odbierze i błędne koło ruszy ponownie.

- Od czasu, kiedy Insygnia zaakceptowały cię jak swego Mistrza, żadne z nich nie zdoła zostać opanowane przez innego człowieka.

- Ach, to na pewno nieco uspokoi moje nerwy - westchnął, wyczarowując kaburę leniwym ruchem różdżki. Magia zawirowała radośnie, mając wreszcie coś do roboty. - Zawsze mnie zadziwiała moja kontrola nad magią. Nie tylko Wyższą ale też czarodziejską.

- Widocznie jesteś niezwykły - wysłał kamień w kierunku chłopca. Ten delikatnie złapał go w powietrzu i przyjrzał ciemnemu obiektowi.

Pod palcem wyczul symbol Insygniów, choć pilnował aby go nie obrócić trzy razy. Nie chciał wiedzieć, kto by się pojawił, a na widzenie Jamesa i Lily nie miał ochoty.

Kamień znalazł miejsce w dodatkowej kieszonce w kaburze, którą od razu zamknął i rzucił kilak silnych zaklęć ochronnych z pomocą Czarnej Różdżki.

Kiedy jego palce dotknęły lekkiego materiału, poczuł nagły podskok mocy, na który potrafił tylko westchnąć. - Jakbym nie miał już dostatecznie wiele magii - skrzywił się, a ból przebudzenia już cały zdołał odejść.

- Teraz nie możesz mnie zostawić, Hadrianie - zanim się obejrzał, Śmierć stał nad nim ze spokojnym uśmiechem. Co go irytowało, musiał zadrzeć głowę do góry, aby spojrzeć w oczy partnerowi.

- Nie żebym wcześniej tego chciał - przewrócił oczami. - Ja również nigdy nie łamię obietnic, nawet jeżeli są tak irracjonalne jak zostanę z tobą, bo jesteś samotny.

Mortem roześmiał się. - Tak, twoja pierwsza obietnica była najlepsza.

- Przymknij się - poczuł jak jego uszy i policzki lekko zaczerwieniły się z zażenowania. No ale, to była prawda. To była dosłownie pierwsza obietnica, którą złożył Śmierci po ledwie dwudziestu latach przebywania w swoim towarzystwie.

- Jeżeli mamy odwiedzić Los, powinniśmy iść.

- Huh, chyba masz rację - złapał go za nadgarstek. - Błagam tylko nie aportacja - powiedział.

Mógł bez problemu ukryć swoje niezadowolenie i to, jak miał ochotę zwrócić posiłek, jednak to nigdy nie zmieniało faktu, że jedynym akceptowalnym środkiem transportu dla niego były miotły i być może sieć Fiuu. Nigdy aportacja, czy świstokliki.

Śmierć ponownie się roześmiał. Zniknęli w cieniach pokoju.

-~*~-

- Czekałam na ciebie Harruś! - rozległ się radosny głos. Nagle przed nim znalazła się fioletowowłosa nastolatka wyglądająca na ledwie szesnaście lat. Miała bladoniebieskie oczy, delikatne rysy twarzy, mały nosek i szeroki uśmiech. Jej ubiór stanowiły zwykłe jeasny oraz T-shirt z wielkim S. Hadrian nie był pewien co ono oznaczało, bynajmniej nie pamiętał.

- Tak, świetnie - westchnął, próbując odepchnąć kobietę.

- Los, powinnaś się zachowywać - skarcił ją Mortem.

Spojrzała na niego, słodko marszcząc nosek. - Nie mam zamiaru - oświadczyła. - Harruś jest moim ulubieńcem i jest dla mnie jak brat, więc nie mam zamiaru zachowywać się tak sztywno jak ty, Śmierć.

Westchnął, kręcąc głową. - Lilith, naprawdę...

- Chodź, Harry, zostawmy tego ponuraka i pójdziemy porozmawiać - mrugnęła.

- Ach, tak, musimy porozmawiać - pokiwał głową, wysyłając przepraszające spojrzenie partnerowi. Mortem wzruszył ramionami, idąc o wiele wolniej za nimi.

- Więc, co dokładnie chcesz wiedzieć? - zapytała, sadzając go w fotelu, kiedy sama zajęła drugi. Oba były w kolorze butelkowej zieleni, a sam pokój był dosłownie pusty, oprócz foteli i stolika między nimi. Nawet ściany były niewidoczne w jasnej mgle. Pokój działał podobnie na zasadzie Pokoju Życzeń w Hogwarcie; pojawiały się tam przedmioty potrzebne w danej chwili.

- Dlaczego Voldemort przybył tak późno?

Zmarszczyła brwi. - Sądziłam, że chcesz pobyć nieco z rodzicami, dlatego trochę pobawiłam się z jego planami. Większość nie wyszła tak szybko, jak tego oczekiwał, przez co niepewną Przepowiednię musiał zostawić na później.

Hadrian cicho westchnął, spuszczając wzrok. - Dzięki za dobre chęci - uśmiechnął się delikatnie.

- Ach, Harruś - wstała i nagle go przytuliła. - To naprawdę nie była moja wina, mogę wpływać na Los, ale nie zmieniać ich myśli - zaczęła paplać. - Poza tym nie widziałam, żeby Mortem pragnął cię odwiedzić, gdybym wiedziała, spotkanie przebiegłoby nie-aż-tak dramatycznie - kontynuowała.

- Hej, Lil, wszystko w porządku - poklepał ją po plecach. - W sumie cieszę się, że zobaczyłem ich ciemniejszą stronę.

Dziewczyna zaczerwieniła się lekko, przygryzając wargę. - Naprawdę, nie chciałam żeby tak wyszło.

Hadrian uśmiechnął się z pobłażaniem.

Być może Los była traktowana okropnie, ponieważ wszyscy sądzili, że dosłownie każde wydarzenie jest spowodowane przez nią. W rzeczywistości rzadko kiedy się wtrącała, pozwalając iść sprawom własnym nurtem, ignorując wszystko. Widziała wszystko co się dzieje i większą część przyszłości, jednak rzadko kiedy wpływała na cokolwiek.

- Wynagrodzę ci to - zapewniła z mocą, przeglądając umysł w poszukiwaniu idealnych przyjaciół dla Mistrza Śmierci, który był dla niej niczym brat. 

Zresztą był jedyną istotą ponad śmiertelnikami, która go nie ignorowała, czy obwiniała o wszystko. Oczywiście, Ron Weasley i Hermiona Granger zachowywaliby się inaczej w tej rzeczywistości, odkąd jest dwóch Potterów i to ten młodszy uważany jest za Chłopca-Który-Przeżył, więc rozszerzyła swoje myśli do innych krajów a nawet świata mugolskiego.

- Chcę wiedzieć, kogo szukasz? - zapytał.

Lilith nie odpowiedziała, nadal z zamkniętymi oczami.

- Szuka ci przyjaciela - odparł pomocnie Mortem, opierając się o jego fotel.

- Przyjaciela? - pokręcił głową z rozbawieniem. - Przyjaźń jest krucha. Założę się, że ani Hermiona, ani Ron nie chcieliby się ze mną teraz zaprzyjaźnić. Być może Luna, choć z nią nigdy nie byłem blisko.

- Masz coś przeciwko mugolom? - zapytała, otwierając jasne oczy. - Mam kogoś podobnego do ciebie - uśmiechnęła się delikatnie.

- Pod jakim względem podobnego? - podniósł brew do góry.

- Hm, miał dosyć ciężkie dzieciństwo, jego rodzice zmarli dwa dni temu i od dzisiaj teoretycznie przejął całą firmę, a należy dodać, że w ogóle się na tym nie zna i nie poradzi sobie.

Hadrian westchnął, kręcąc głową. - To aż za duże podobieństwa, aby było możliwe.

- W takim razie sprawdź to - powiedziała z błyskiem w oku. - Jest mugolem, który ma fioła na punkcie technologii i dopiero został mianowany CEO Stark Industries, choć przyjaciel jego ojca sprawuje większość kontroli.

- Jak się nazywa? - zapytał ostrożnie. To spotkanie mogłoby być ciekawe. Miłośnik technologii i ponadczasowy czarodziej. - I ile ma lat.

- W tym roku dwadzieścia jeden, a jego imię to Tony Stark.

- Mam wrażenie, że kiedyś o nim słyszałem - zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć pierwszą ziemię. - Czy to nie on był kapitanem zespołu Avengers przez większość czasu?

- Był - kiwnęła głową. - Za siedemnaście lat będzie znany jako Iron Man, a cztery lata później będzie atak kosmitów na Nowy Jork i pierwsza wspólna misja Avengers.

- I nie planujesz tego zmieniać czasowo? - zapytał powoli.

- Nie - pomachała głową. - Choć możesz uznać, że Tony jest moim drugim ulubieńcem. Nie bez powodu kupiłam tą koszulkę - teraz zwykłe S zamieniło się na logo Stark Industries.

- Fajna sztuczka, nauczysz mnie? - zapytał.

Roześmiała się. - To zwykła iluzja, Harry.

- Masz coś przeciwko nazywaniu mnie Hadrian? - mruknął.

- Nie - pomachała głową. - Hadrian bardziej do ciebie pasuje - kontynuowała. - W końcu nie jesteś już dzieckiem, ile to masz już lat? Ze dwa eony?

Hadrian prychnął, krzyżując ramiona. - Tak się składa, że trafiłaś - prychnął. - A dokładniej dwa pełne eony i nieco ponad sto milionów.

- Jesteś stary.

- Nie starszy niż ty.

- Phi - skrzyżowała ramiona, odwracając się obrażona. - Ja chociaż czasem odwiedzam różne światy, a nie jak ty spędzić ledwo kilkadziesiąt milionów lat na ziemi i nawet nie odwiedzać innych rzeczywistości.

- Będziesz mi to wypominać? - jęknął. - Nie pamiętasz co się stało, jak ostatnio widziałem początki wojny domowej?

- Hm - zastanowiła się. - Chciałeś rozwiązać to pokojowo, dopóki Mortem nie wytłumaczył ci zwyczajów tej wersji ziemi. Czy czasem niedługo po walkach nie nastąpiły wybuchy wulkanów w każdej części świata?

- Chciałem odsunąć ich od wojny - odparł.

- Jednak sprawiłeś, że cofnęli się do epoki kamienia łupanego.

- To tylko kilka tysięcy lat wstecz.

- A Atlantyda?

- To nie byłem ja! To Mortem - wskazał towarzysza. - Chciałem z nimi zwyczajnie porozmawiać, a oni chcieli mnie zabić, bo czuli magię śmierci - skrzywił się.

Śmierć wzruszył ramionami. - Nikt nie będzie groził mojemu Mistrzu.

Los roześmiała się. - Naprawdę, idealnie do siebie pasujecie. A teraz, Hadrianie, wkrótce wrócą twoi opiekunowie. Nawet Snape z listem - mrugnęła.

- Kiedy ja nie chcę iść do Hogwartu - jęknął. - Dopiero za pięć lat, jak Aiden pójdzie.

- Wątpię, czy cię rozpozna - odparła, jakby z wahaniem.

- Kto go wychowuje? - zapytał spokojnie.

- Nie Dursleyowie - odpowiedziała równie ostrożnie co wcześniej. - Trafił do Longbottomów. Przez tą różnicę czasów, rodzice Neville'a są w pełni sprawni i się nim opiekując, a Aiden mu towarzyszy mimo różnicy sześciu lat.

- Czyli tylko ja miałem takie popieprzone życie - westchnął, przecierając czoło.

- Przepraszam - powiedziała ze skruchą.

- Merlinie, Lil, nie wszystko jest twoją winą. To dzięki tobie zdołałem pokonać Lorda Gadzią-Twarz - westchnął. - Jestem młodszy o eony, a jednak zachowujesz się gorzej niż ja.

Los uśmiechnęła się smutno. - Zawsze uważałam, że to moja wina.

- Ale nią nie jest. Przecież naprawdę rzadko się wtrącasz, pozwalasz sprawom płynąć własnym nurtem. Zapamiętaj, Lilith, to nie była twoja wina, nic co mi się przydarzyło, czy innym nad którymi tak rozpaczasz - zapewnił poważnie.

- I co bym bez ciebie zrobiła, braciszku? - sapnęła, ocierając łzy z oczu.

- Miałabyś Mortema - wskazał do tył, na lekko rozbawionego towarzysza.

- Typa, który cieszy się z nieszczęścia innych, nie wiesz, podziękuję.

Hadrian roześmiał się radośnie. - Ach, brakowało mi tych rozmów, jednak jak mówiłaś, muszę spadać - mrugnął.

- Masz mnie później odwiedzić i opowiedzieć jaki jest Tony Stark - powiedziała z błyskiem w bladoniebieskich oczach.

- Jasne - uśmiechnął się, wstając. - Albo ty przyjdziesz do mnie, zawsze potrafiłaś się dobrze wtopić w tło, Tonks - rzucił przez ramię, kiedy zniknął z towarzyszem w czarnej mgle.

- Więc pamiętasz ciapowatą auror - sapnęła, patrząc w lustro, które pojawiło się przed jej twarzą. - Huh, nadal wyglądam podobnie.

Forward
Sign in to leave a review.