
Chłopiec, Który Przeżył
Harry Potter.
Zapytasz pewnie kim on jest, bo przecież nikt go nie zna. Jego nazwisko jednak poznasz bez trudu. To starszy brat wybawiciela, Aidena Charlusa Pottera. Syn Lily Evans-Potter oraz Jamesa Pottera. Dlaczego więc Aiden uznawany jest za jedynaka?
Otóż w dzień przybycia Voldemorta, wszystko potoczyło się inaczej, niż można by było tego oczekiwać. Hadrian - Harry, mający wtedy już sześć lat, jak zwykle pozostawał w domu, ukryty przed wzrokiem innych. Traktowany jak powietrze, bez grama miłości.
"Dlaczego", możesz zapytać. Nie posiadał on magii. Miał rdzeń magiczny, nawet potężny, a jednak nie mógł używać czarodziejskiej magii.
Był charłakiem.
Najgorszym z możliwych dla czystokrwistych.
Wracając jednak, przeżył wszystkie lata w zaciszu pokoju na strychu, wśród książek i skrzatki, która go wręcz ubóstwiała ponad wszystko i to ona była dla niego jak matka. Aiden w tamtym momencie miał rok i trzy miesiące. Spał w łóżeczku, kiedy rozległy się na dole hałasy.
Hadrian powoli wyjrzał przez okno i ujrzał zniszczone drzwi, wyrzucone z zawiasów i rozwaloną furtkę. Usłyszał krzyki ojca i kogoś innego. Zszedł po drabinie do pokoju młodszego brata.
Był stokroć ładniejszy i bardziej zadbany niż jego. Bordowe ściany w złote lwy, zabawki walające się w każdym możliwym miejscu, drewniane bogato zdobione łóżeczko aż w końcu małe dziecko leżące w ciszy. Usłyszał krzyk i hałas. Szybko odszedł od drzwi, kiedy jego matka, rudowłosa Lily Potter wbiegła do środka i zabarykadowała drzwi. W szoku spojrzała na niego.
- Co tu robisz, Hadrian? - syknęła z lekką złością. Chłopiec był wystarczająco mądry, nawet jak na sześciolatka, żeby wiedzieć, że najlepiej będzie siedzieć cicho i przeczekać krzyki.
Popatrzył na nią tymi nienaturalnymi, hipnotyzującymi oczami w kolorze fioletu. Nie należały do niej, ani Jamesa. W żadnej z ich rodzin nie pojawiał się taki kolor oczu. Włosy szalone jak jej męża, ale tyle podobieństw. Czarne jak noc z białymi końcówkami nie pozwalały w nim rozpoznać Pottera.
Chłopiec nie odezwał się, patrząc na drzwi. Zawsze był cichy, swoiście nieśmiały. Jakby nic nie robiło na nim wrażenia.
- Twoja różdżka? - zapytał cichym, anielskim głosem.
Lily rozejrzała się szalenie. - Hadrian, masz się schować, teraz - rozkazała, słysząc uderzające zaklęcie w drzwi.
Chłopiec zrobił krok w tył, unikając lecącego w jego stronę kawałka drewna. Spojrzeli w otwarty korytarz.
Istota podobna do węża o szkarłatnych jak krew oczach i czarnej szacie stanął z różdżką wycelowaną do łóżeczka. Później skierował ją na innego chłopca. Nikt nigdy nie wspominał, że Potterowie mieli dwójkę dzieci. Nazwany był tylko Aiden Potter.
Chwilę później zobaczył jak ta rudowłosa kobieta rzuciła się przed łóżeczko, zakrywając je własnym ciałem. - Uciekaj, Harry - powiedziała w kierunku drugiego chłopca.
Voldemort zawahał się. Nie wiedział nic o drugim chłopcu, jednak czuł jego aurę. Potężną, w tak młodym wieku, dorównującą jemu, a jednak był charłakiem. Magia tłoczyła się pod jego skórą, nie potrafiąc znaleźć wyjścia. To była kwestią czasu, zanim wyrwie się ona spod kontroli i nastąpi silny wybuch. Zignorował więc chłopca. Na razie.
- To ty odejdź, kobieto - powiedział spokojnym głosem.
- Tylko nie Aiden, nie mój słodki Aiden, weź mnie! - Nadal pozostawała przed kołyską, ignorując swoje drugie dziecko. Leniwie wycelował w nią różdżkę, a na koniec przeniósł ją na chłopca, rzucając zaklęcie.
Lily otworzyła szerzej oczy, widząc jak mordercze zaklęcie leci w jej starszego syna. Może i była dla niego okrutna, tak samo jak James, przez to, że był charłakiem, ale była też matką. Nigdy, przenigdy nie pozwoliłaby zabić jakiegokolwiek z jej dzieci. Nawet gdyby było niepełnosprawne, charłakiem, czy ciemnym stworzeniem.
Rzuciła się przed chłopca, którego oczy rozszerzyły się w szoku. Bo przecież matka nigdy się nim nie przejmowała, a jednak oddała za niego życie, kiedy zieleń dotknęła jej ciała.
Aiden krzyczał, patrząc z łzami na jej opadające ciało. Hadrian gapił się przez kilka sekund, tak samo oszołomiony jak Voldemort. - Ach, cóż, nie tego się spodziewałem - powiedział. - Jak widać miłość matki pozostaje na zawsze silna - rzucił z przekąsem czarnoksiężnik.
Fioletowooki chłopiec spojrzał na niego. Voldemort poczuł dziwny strach przed postacią dziecka.
Hadrian zrobił krok w przód, przechodząc nad martwym ciałem matki. Stanął przed kołyską brata i oparł się o nią z lekceważeniem. - Nie spodziewałeś się drugiego dziecka Potterów - odezwał się melodycznym głosem.
Voldemort podniósł by brew do góry, gdyby je posiadał. Skierował jasną różdżkę w odcieniu kości słoniowej na chłopca. - Nie musisz umierać, Harry - podkreślił jego imię. - Jestem tu tylko ze względu na bachora.
- Jest moim bratem, a starszy brat ma obowiązek bronić młodszego.
W odpowiedzi zaśmiał się. Choć był to śmiech pozbawiony radości. - Dość tego - rzucił kolejny raz szmaragdowe zaklęcie.
Fioletowe oczy nie rozszerzyły się w szoku, lecz patrzyły ze spokojem. Klątwa sprawiła, że uderzył mocno plecami w kołyską, łamiąc kilka drewnianych prętów. Jeden z nich przeciął czoło jego brata na kształt błyskawicy.
-~*~-
Słyszał płacz.
Otworzył powoli oczy i rozejrzał się. Był nadal w pokoju brata i co ważniejsze żył. Miał też pewność, że klątwa zabijająca go uderzyła, a dowodem mógł być ciemny wypalony ślad na jego klatce piersiowej i zniszczona koszula nocna. Dodatkowo czuł jak po policzku spływała mu jakąś ciecz.
Nie tak powinno się to potoczyć.
Dotknął powoli swojego policzka, a na palcach pozostał mu szkarłat. Zmarszczył brwi, kiedy poczuł silny ból w prawym oku. Zamknął je, jęcząc cicho. Chwilę to potrwa, zanim uda mu się opanować ból. Lewym okiem widział wszystko w porządku, jak jednak otwierał prawe, a zamykał lewe widział niewyraźne cienie, coś rozmazanego. Nie widział też kolorów tym okiem. Było to nieco niepokojące.
Usłyszał szybkie kroki. W drzwiach stanął ubrany na czarno z czarnymi włosami i krzywym nosem mężczyzna, którego kojarzył tylko z opowieści matki skierowanych do Aidena i zdawał się go poznawać... Kiedyś, lata wcześniej...
Czarnowłosy nawet nie zauważył chłopca, kiedy jego wzrok przykuło tylko ciało rudowłosej. Upadł obok niej na kolana i drżącą ręką głaskał jej płonące włosy. Dopiero po tym spojrzał na stojącego w ciszy chłopca, który pozostawał nadal w tym samym miejscu. Na wpół obronnie przed jakimś meblem.
Zmarszczył brwi, nie poznając w chłopcu nikogo. Fioletowe oczy, zdające się świecić nie należały ani do Potterów ani do jego słodkiej Lily. Czarne roztrzepane włosy na pewno były ciemniejsze niż Pottera, choć białe końcówki nie mogły być naturalne i zapewne dzieciak chciał sam je pofarbować. Tak młody, a już rozpieszczony. Potem zauważył, że jedno z oczu chłopca było jaśniejsze niż drugie i spływała z niego krew, a góra od piżamy była rozerwana, ukazując fragment skóry zdającej się być przypaloną, choć chłopiec się nie krzywił, nie płakał, ani nie krzyczał.
Odłożył delikatnie jej ciało i zbliżył zbliżył chłopca. - Twoje imię? - zapytał swym zwyczajowym, zimnym tonem.
- Hadrian - odpal melodycznym głosem, trzymając dłoń na rannym oku. Mimo tego, zdawał się nie przejmować tą raną. Zamrugał na niego w krótkim szoku, jakby zdzwiony poświęconą mu uwagą. - Ach, to nic - powiedział, kiedy mężczyzna wyciągnął różdżkę.
- Nic? - zapytał z podniesioną brwią. Być może jego pierwsze wrażenie było mylne, a chłopiec nawet nie był Potterem.
Fioletowooki zmarszczył brwi. - Tata zawsze tak powtarzał - powiedział. - Mama też. Wszystko, co mi się dzieje spowodowane jest moją głupotą - powiedział w pełni spokojnie, nie widząc w tym nic złego. W głębi serca jednak wiedział, że to nie tak powinno się potoczyć.
Snape był zdziwiony. Nigdy by nie sadził, że Lily tak traktowałaby swoje dziecko. Dopiero potem zauważył drugiego chłopca w kołysce, który zdawał się płakać bezgłośnie.
Słyszał, że Potterowie mieli jednego syna, a nie dwóch. Jakby od niechcenia rzucił zaklęcie bandażujące, które otoczyło pół głowy starszego chłopca i rannego oko. Chłopiec cicho na to westchnął.
Severus podszedł krok bliżej, patrząc na dziecko w kołysce. Miał brązowe oczy w kształcie migdałów i ciemnobrązową kępkę włosów Pottera. W niczym nie przypominał jego Lily. Rzucił kilka zaklęć diagnostycznych i oprócz drobnej rany na czole, z chłopcem było wszystko w porządku.
Potem starszy chłopiec i profesor spojrzeli w kierunku drzwi, kiedy dało się usłyszeć ciężkie kroki.
- Hadrian, który z was pokonał jego? - spojrzał znacząco na kupkę popiołów i czarną szatę. Było to oczywiste, że jeden z chłopców zdołał pokonać Czarnego Pana, a on musiał się jako pierwszy dowiedzieć się, który.
Dla Lily.
Sądząc po tym, gdzie leżała, musiała w ostatniej chwili pragnąć uratować również drugiego syna, który był oczywiście charłakiem, ale Snape nie miał zamiaru go przez to skreślać.
- Klątwa zabijająca odbiła się ode mnie, a rana mojego brata powstała przez belki - powiedział spokojnie, jakby to nie było niczym niezwykłym.
W ogóle według Snape'a był zbyt spokojny. Jego rodzina dopiero zginęła, a sam omal nie przeszedł na drugą stronę, a jednak był w pełni spokojny. - Jesteś charłakiem - zauważył.
Chłopiec popatrzył na niego przez kilka chwil. - Oczywiście. I nikt nie powinien o mnie wiedzieć, ponieważ to ułuda na rodzie Potterów - powiedział wyuczoną formułkę, która zresztą była prawdziwa.
- Chodź ze mną - wyciągnął rękę, patrząc chłopcu w fioletowe oko.
- Co z Aidenem? - zapytał, marszcząc brwi.
Snape westchnął. Było oczywiste, że źle traktowali chłopca, zapewne jakby nie istniał, poświęcając całą uwagę magicznemu dziecku, a jednak nadal martwił się o młodszego brata.
- Hagrid się nim dobrze zajmie - zapewnił. - Sam zresztą powiedziałeś, że podobno nie istniejesz.
- Ach, tak... - pokiwał głową, ostatni raz patrząc na brata. Znał Hagrida, widział go kilka razy, kiedy bawił się z dzieciakiem. Wiedział, że półolbrzym się nim dobrze zaopiekuje. Nie był pewien skąd, ale miał taką pewność. Wyciągnął drobną rękę w kierunku nieznanego mu mężczyzny.
Co więcej mógł zrobić? Udało mu się ochronić brata, czego oczekiwałaby ich matka po śmierci. Jak zniknie, nie mógłby być też charłakiem-Potterem. Nawet jak zginie, nikt nie będzie płakał. Bo nikt go nie zna, ani nie wie o jego istnieniu. Tylko Syriusz i Remus, których nie widział od dawna... Bardzo dawna.
Ostatnim razem, kiedy zobaczył jego ojca chrzestnego z partnerem, było kiedy Aiden miał rok. Dostał prezenty od Syriusza, który był ojcem chrzestnym jego brata oraz oczywiście Remusa. Potem nastąpiło pytanie "Gdzie Hadrian". Jak tylko Lupin zobaczył jego pokój i to, ile uwagi poświęcali mu rodzice, obiecał, że go zabierze. Jednak nigdy potem nie wrócił, tak samo jak obrażony i równie wściekły Black.
-~*~-
- Jesteś synem Pottera? - zapytał, siedząc w ciemnym fotelu w swym hogwarckim gabinecie. Większość nauczycieli odeszła świętować, nawet sam dyrektor wyszedł ze szkoły, pozostawiając cały zamek Snape'owi.
- Dlaczego niemiałbym być? - zapytał chłopiec, stojąc naprzeciwko. Nie usiadł, mimo, że wolny fotel był za jego plecami. Jedynym plusem była wisząca na nim lekko ciemna koszula i nieco przydługie spodnie. Musiał przecież jakoś zakryć klatkę piersiową chłopca, na którą nie działały żadne zaklęcia, a czarne przypalenie pozostawało.
Snape postanowił tego nie komentować. - Nie wyglądasz na żadne z nich - powiedział.
Chłopiec przechylił lekko głowę. - Nie zawsze tak było - odparł nagle. - Kiedy się urodziłem, podobno miałem szmaragdowe oczy mamy i ciemne włosy taty, jak i miałem magię.
Severus zmarszczył brwi. Nigdy nie słyszał o przypadku, że ktoś stał się charłakiem po urodzeniu. Słyszał o wypadkach, kiedy czarodziej tracił magię, jednak było to spowodowane jej nadwyrężeniem a potem następowała tylko śmierć.
- Miałem wypadek, nawet nie pamiętam jaki - kontynuował. - Kiedy obudziłem się w świętym Mungu, mama płakała, a tata był wściekły. Dowiedziałem się, że straciłem magię, a patrząc w lustro widziałem fioletowe oczy i białe końcówki włosów.
- Zatem było to czymś spowodowane... - zastanowił się, przeszukując umysł w poszukiwaniu zaklęcia, które mogłoby w jakikolwiek sposób stale wpłynąć na czyjś wygląd. Oczywiście Glamour odpadał, gdyż do jego utrzymania potrzebny był żywy czarodziej, znajdujący się dostatecznie blisko "celu" zaklęcia.
- Być może - odpowiedział, patrząc ciągle mu w oczy. Ani razu nie odwrócił wzroku, ni rozejrzał się. Ciągle wpatrywał się w jego czarne oczy ze spokojem.
Snape wstrzymał chęć wzdrygnięcia się. Jego spojrzenie było niepokojące, nawet jeżeli miał dopiero sześć lat. Dodatkowo, kiedy próbował wejrzeć w niego legilimencją, zatrzymywała go jakaś bariera, bynajmniej nie z działu oklumencji.
- Dlaczego mnie stamtąd zabrałeś? - zapytał.
- Zdołałeś go pokonać - odparł, jakby miało to wszystko wytłumaczyć. I rzeczywiście, zdawało się, że tylko tyle wystarczyło chłopcu, gdyż nie zadawał kolejnych pytań. - Nie jesteś ciekaw, co planuję z tobą zrobić? - nie mógł się powstrzymać od tego pytania.
- Nie sądzę - odpowiedział. - Tata zawsze powtarzał, że mam być posłuszny.
Snape skrzywił się. Wydawało się być to doskonałym obrazem Jamesa, ale wobec niego a nie jego własnego dziecka. - Powiedział to sześciolatkowi, a ty to akceptujesz?
- Miałem wtedy cztery lata - odparł jakby nigdy nic. - Zresztą, mówię i robię tylko to co chcą zobaczyć i usłyszeć - Severus nagle uświadomił sobie, że pod obojętnością chłopca znajduje się prawdziwy wąż.
- Gdybyś tam został, Hagrid nie wiedziałby co robić i przybyłby Dumbledore. Potem jeden z was zostałby ogłoszony jako Chłopiec-Który-Przeżył, a drugi pozostałby zapomniany.
- Zabrałeś więc prawdziwego "chłopca, który przeżył" - zrobił cudzysłów w powietrzu. - Jakie więc zadanie dostanie Aiden?
- Dyrektor go zapewne wyszkoli aby pokonał Czarnego Pana - skrzywił się na wspomnienie przepowiedni, którą sam przekazał czarnoksiężnikowi. Uznał też, że skoro dziecko było ledwie nad przeciętnym poziomem mocy, Czarny Pan go zignoruje, znając swojego prawdziwego "zabójcę". Musiał ukryć Hadriana przed wszystkimi. Czarodziejski świat zdołałby się sam sobą zająć.
- To pewna śmierć - odparł równie spokojnie, co wszystko inne. - Zakładam, że jesteś Severusem Snape'em, o którym czasem wspominała mama, kiedy tata nie podsłuchiwał. Zapewne też zabrałeś mnie, aby Czarny Pan mnie nie znalazł, sądząc, że zignoruje mojego młodszego brata.
Snape zamrugał w szoku. To było zbyt wiele.
- Ach, trafiłem w sedno - nagle uśmiechnął się z zadowoleniem. - On powiedział, że tak będzie.
Profesor ledwie powstrzymał pytanie, kim był ten on. Nie chciał, żeby chłopiec poczuł się przytłoczony, czy zbytnio przepytywany. - Co więc sądzisz o tym planie? - zapytał, nakładając na twarz chłodną maskę obojętności.
- Mogę sam zniknąć - zaproponował. - Nie musisz się niczym przejmować, jeżeli będę chciał, nikt mnie nie znajdzie.
- Nie masz magii.
- Nie potrzebuję czarodziejskiej magii - prychnął, nakładając nacisk na "czarodziejska". Snape uznał to za zastanawiające. Brzmiało, jakby chłopiec twierdził, że ma inny rodzaj magii.
- Jesteś dzieckiem - podkreślił. - Masz sześć lat.
Chłopiec spojrzał na niego, przechylając głowę. Widział jak bandaż pokrył szkarłat i miejscami nawet czerń. Jak on mógł zapomnieć o tak poważnej ranie!?
Ignorując zastanawiającego się chłopca, podszedł szybko, machając różdżką. Bandaż zniknął, a na stoliku pojawiły się liczne fiolki eliksirów. - Siadaj - rozkazał, nachylając się nad krwawiącym organem.
Nie był pewien jak to możliwe, jednak ciemna linia przedzielała jego oko prawie na pół i z jednej części wypływała szkarłatna krew, a z drugiej czarna maź. Naprawdę nie miał pojęcia, skąd się wzięła maź, ani dlaczego do Merlina, chłopiec nie narzekał ani razu! Musiało to piekielnie boleć.
Po długich minutach, kiedy zdołał zatrzymać krwawienie i wypływanie mazi, westchnął z ulgą, nakładając kolejny bandaż. - Następnym razem, jak cię boli, masz powiedzieć - syknął ze złością.
- Nie bolało - odpowiedział chłopiec, nadal spokojny i zdający się być nieco zirytowanym.
- Oczywiście, że nie, tak samo jak ojciec - warknął, przecierając czoło.
- Tato zawsze narzekał na każdą ranę. Od niego nauczyłem się, że lepiej milczeć - powiedział.
Snape spojrzał na niego niezrozumiale. - Dlaczego postanowiłeś nauczyć się na odwrót?
- Mama zawsze była wściekła, kiedy tata był ranny. Powiedzieli też, że nikt nie może o mnie wiedzieć, a zawsze ktoś inny przebywał w domu. Zwykle niania, która też nie mogła mnie zobaczyć.
- I trzymałeś się cieni, nawet jeżeli coś ci się stało.
- Robiłem to, czego chcieli - odparł. - Raz, kiedy złamałem rękę na schodach, mama chciała mnie zabrać do Świętego Munga, ale tata odmówił. Potem mnie zignorowali na rzecz opieki nad Aidenem - odpowiedział. - Lepiej więc milczeć na ten temat.
- Jeżeli kiedykolwiek zranisz się pod moją opieką, masz mi natychmiast powiedzieć - nakazał głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Dam sobie radę sam - odparł.
Severus opadł na fotel, kręcąc głową. Nie mógł się dogadać z tym dzieciakiem. Nie był w żadnym stopniu rozpieszczony jak James, czy radosny jak Lily. Miał co prawda jej inteligencję i jego urok, ale nie widział innych podobieństw.
Z prychnięciem przywołał pergamin i pióro. Skoro zdecydował, że zajmie się dzieckiem Lily, miał zamiar to zrobić. I to z daleka od wścibskich oczu. Dodatkowo należało sprawić, żeby chłopiec zaczął zachowywać się jak dziecko, którym był, przebolałby nawet rozpieszczonego małego Pottera. Byle nie spokojne, niepokojące dziecko.
- Co sądzisz o Ameryce?
Chłopiec zamrugał w szoku. Pierwsza emocja, jaką zauważył Severus. - Zależy która. Jedna jest bardziej górzysta niż druga, dodatkowo oddziela je kanał-
- Pytałem co sądzisz o zamieszkaniu tam - przerwał z warknięciem.
- Ach... - chłopiec zamknął usta z cichym trzaśnięciem. - Sądzę, że byłoby to interesujące przeżycie. Nie miałem nigdy okazji wyjechać za granicę.
Snape nie skomentował tego. Wiedział, że Potterowie od roku podróżowali do wielu miejsc, wyglądało na to, że Hadrian pozostawał zawsze w domu.
- Zatem przejdziemy do Gringota, aby zablokować twoje niektóre aktywa i kupimy świstoklik do Nowego Jorku - zarządził, wstając.
- Co zrobi mój brat bez aktywów?
Severus zacisnął zęby. Dlaczego ten dzieciak interesował się tylko młodszym bratem? - Powiedziałem, tylko niektóre aktywa. Te, z których James nigdy nie korzystał i należały do Lily. Nie sądzę, aby ktokolwiek o nich wiedział oprócz jej i mnie.
- W takim razie zgoda - kiwnął głową, łapiąc go za ramię.
Zniknęli z trzaskiem, pojawiając się na Pokątnej. Nadal profesor był zdziwiony, że chłopiec zdawał się nie być w najmniejszym stopniu zniesmaczony czy zaniepokojony aportacją. Nie potrzebował też ani chwili do opanowania żołądka.
Skierowali się do banku, a ludzie mijali ich szepcząc zaciekle i radośnie. Mówili o Chłopcu-Który-Przeżył, upadku Lorda Voldemorta, zwycięstwie Światła a nawet przyszłym Wybawicielu.
Hadrian to wszystko ignorował, a Snape rzucał mordercze spojrzenia każdemu, który tylko spojrzał w ich stronę. Był jednak pewien, że nikt nie rozpozna w chłopcu dziecka Potterów.
Ku szokowi i wściekłości Severusa, musieli po prostu wpaść na Remusa Lupina i Syriusza Blacka. Spodziewał się, że jeden z nich ruszy w pogoń za tym, który zdradził ich przyjaciół, a jednak oboje stali tam, w szoku wpatrując się w chłopca.
- Cześć, Syri, Remi - powiedział spokojnie chłopiec. Jednak nie uśmiechnął się.
- Harry - sapnął Black, chylając się aby obejrzeć chłopca.
Remus odepchnął go jednym ruchem, aby dał mu dostęp do chrześniaka. - Dzieciaku, martwiliśmy się, kiedy James zakazał nam spotkań - sapnął na widok bandażu. - Co ci się stało? - przeleciał palcami po miękkim materiale.
- Zapytaj Smarkerusa - rzucił z pogardą Black.
Severus skrzyżował ramiona. - Sądzisz, że zniżyłbym się do poziomu krzywdzenia dzieci?
- Jesteś Śmierciożercą - wypluł to słowo, choć nie krzyczał, co było dobre. Cały czarodziejski świat nie musiał wiedzieć, że był szpiegiem, nieprawdaż?
Zanim Severus zdołał odpowiedzieć, odezwał się miękko Hadrian. - Jesteśmy tutaj tylko na chwilę. Po tym zniknę z waszego życia - powiedział spokojnie.
- Harry - sapnął Remus. - Dlaczego?
- Syriusz nie mógł widzieć się z Aidenem przeze mnie - odparł jakby nigdy nic. - Teraz możecie się nim zaopiekować, bez taty i mnie.
Wilkołak skrzywił się i przytulił mocno chłopca. - Nigdy, Harry, przenigdy nie zostawimy cię - zapewnił.
- To tylko wina głupoty Jamesa - dodał Syriusz, klękając po drugiej stronie. - Harry, jesteś naszą rodziną. Aiden został już zabrany do Longbottomów. Będzie miał dobre życie z Neville'em i jego babką.
Hadrian nie odpowiedział, wzdychając cicho, jakby ze zrezygnowaniem. Remus wstał i spojrzał na Severusa, kiedy Syriusz mamrotał coś do chłopca. - Gdzie planujesz uciekać?
- Ameryka - odpowiedział. - Będzie wystarczająco daleko od całej sprawy z wybawicielem.
- Co zrobisz ze swoją pracą jako profesor eliksirów?
Snape nie pytał, skąd wilkołak o tym wiedział. - Wziąłem urlop na jakiś czas.
- Severusie, pozwól nam z tobą pojechać - powiedział. - Zajmiemy się Harrym, kiedy będziesz musiał wyjść, a im więcej będzie miał ochrony, tym lepiej - mówił, jakby wiedział, kto jest prawdziwym chłopcem, który przeżył.
Snape zastanawiał się przez chwilę. Rzeczywiście, dodatkowa ochrona byłaby zawsze dobra, szczególnie, że kiedyś musiał wrócić do Hogwartu, zanim dyrektor zdecydowałby się go odwiedzić bez zapowiedzi. A odejście Syriusza i Remusa z czarodziejskiego świata byłoby w pełni wytłumaczone bólem po stracie przyjaciół.
- Zgoda - westchnął. - Najpierw jednak musimy zaopiekować się aktywami pozostawionymi Hadrianowi - spojrzał znacząco na Gringotta.
- Oczywiście - Remus westchnął z ulgą, odwracając się do partnera i chrześniaka. - Liczę, że nie masz nic przeciwko naszemu przyszłemu towarzystwu, Harry.
- Nie - odparł powoli. Wilkołak zauważył, że mimo wszystko, lewe oko chłopca było lekko zaszklone.
-~*~-
- Co ci się stało w oko? - zapytał Remus, kiedy zaczęli iść po jasnych korytarzach banku do jednego z gabinetu goblinów.
- Ach, sam nie jestem pewien - Hadrian przeleciał palcami po miękkim materiale. - Uderzyłem plecami w kołyskę Aidena i coś na mnie spadło, nie jestem pewien co, a potem zemdlałem - wzruszył ramionami.
Lupin pokręcił głową z cichym westchnieniem. Od jego wcześniejszego wypadku i utraty magii pozostawał taki zimny, obojętny, jakby niezdolny do odczuwania emocji. Zdarzało się, że słyszał jego śmiech, był on jednak wymuszony. Tak samo każdy uśmiech, każda odpowiedź, zadowalająca rozmówcę. Wszystko w chłopcu krzyczało "fałsz".
- Ach, pan Potter - goblin przeleciał po nich wzrokiem, a jego spojrzenie zatrzymało się najdłużej na chłopcu. Zignorował wszystkich dorosłych, zbliżając się do dziecka. - Oczekiwaliśmy ciebie, musimy sprawdzić kilka rzeczy - wskazał boczne drzwi.
Jak tylko Remus ruszył za chłopcem, został zatrzymany przez innego goblina. - Tylko pan Potter - odparło to samo stworzenie, co wcześniej siedziało przy biurku.
- Spokojnie, Remusie - powiedział, idąc do drzwi. - Dam sobie radę.
-~*~-
- Lordzie - skłonił się nisko goblin.
- Więc zostałeś poinformowany o mojej... hm... pozycji - chrząknął, prostując się. Bandaż zniknął, ukazując w pełni zdrowie, czarno-fioletowe oko.
- Musieliśmy - skinął głową. - Zdajemy sobie sprawę od pańskiego przebudzenia - odparł na niezadane pytanie.
- Co więc aktywami dotyczącymi mojego tytułu?
- Aby nie wzbudzać podejrzeń, zabierzemy pana do skrytki Potterów, a wszystkie pieniądze, jakie wyciągniesz zostaną później zamienione z pańskimi. Jak sądzę, nie chce pan powiadamiać o tym czarodziei? - spojrzał znacząco na drzwi.
- Ach, to by się mijało z celem - kiwnął głową. - Chciałbym kilka książek z mojej skrytki, sądzę, że to nie problem? - zapytał.
- Oczywiście, że nie Lordzie - kiwnął głową. - Zorganizuję to, po wyjściu ze skrytki, otrzymasz zmniejszony kufer z księgami. Dodatkowo - sięgnął pusty pergamin. - Zwykła procedura - wzruszył ramionami, widząc skrzywienie chłopca przed nim. Nie miał jednak zamiaru tego skomentować. Nikt nie chciałby się mu przeciwstawić.
- Oczywiście - westchnął, a na jego opuszku palca pojawiła się rana. Wyleciało z niej powoli pięć kropel szkarłatnej krwi i tyle samo czarnej mazi. - Sądziłem, że szybciej opanuję tą część - skrzywił się, lecząc palec zwykłym słowem "Ulecz". Może i tym razem był charłakiem, jednak jego własna magia pozostawała.
Spojrzał na pojawiające się powoli napisy. Nie wyglądało na to, aby cokolwiek się zmieniło od jego poprzedniej wycieczki. Choć był zapisany jego tytuł, jak i więcej skrytek. Przeleciał palcami po tekście, a w niektórych miejscach czerń przybrała odcień szkarłatu i kilka linijek zniknęło. Oglądając swoje dzieło, kiwnął głową z akceptacją. - Możesz im to przekazać. Jeżeli nie będą nalegać, ruszę do mojej skrytki.
- Oczywiście, Lordzie - odszedł, ostatni raz kłaniając się z szacunkiem. Zastał trójkę zniecierpliwionych czarodziei. Przekazał pergamin pierwszemu, który wyciągnął rękę, po czym milczał.
- Gdzie Harry? - zapytał brązowowłosy. Po jego kolorze oczu można było wywnioskować, że był stworzeniem, a dokładniej wilkołakiem.
- Poszedł z Razukiem do skrytek - odparł, siadając za biurkiem.
- Bez żadnego dorosłego? - czarnowłosy mężczyzna, który zabrał pergamin, zmrużył równie ciemne oczy.
- Pragnął samotności - odpowiedział.
Snape prychnął, krzyżując ramiona. Coś było bardzo nie tak. Najpierw nie mogli mu towarzyszyć na "Teście Dziedziczenia", a później Hadrian sam wybrał się do skrytki. Rozumiał, dlaczego on ani Syriusz nie mogli towarzyszyć chłopcu, jednak Remus miał pełne prawa, jako jego chrzestny. Poza tym gobliny nigdy nie były tak miłe dla kogokolwiek. Nawet dla tych, którzy okazywali im choć krztę szacunku.
Po piętnastu minutach chłopiec wrócił z mieszkiem, w którym brzęczały monety. - Ma na sobie zaklęcie wagi piórkowej i rozszerzenia - powiedział jakby nigdy nic, podając skórzany obiekt Severusowi. Ten podniósł brew do góry. Dlaczego chłopiec podarował to akurat jemu, a nie Remusowi? Przecież był dla niego kompletnie nieznajomym.
- Do zobaczenia, panie Potter - skinął głową goblin, ponownie ignorując pozostałych czarodziei, kiedy cała czwórka wyszła z jego gabinetu. Westchnął z ulgą, czując jak ciemna aura chłopca nareszcie odchodzi. Zawsze ciężkie było przebywanie w jego okolicy dla istot wrażliwych na aury. W większości wilkołaki również należały do tej grupy, choć można było uznać, że Remus Lupin albo przyzwyczaił się do tego uczucia, albo nie czuł go tak intensywnie.
Wyszli z Gringotta, wstępując do kilku sklepów. Hadrian otrzymał nowy kufer, do którego od razu niezauważenie wrzucił inny, potem kilka ciekawych książek, według Remusa i Severusa, a na końcu ubrania.