Należysz do mnie (a ja do ciebie) [tłumaczenie]

Harry Potter - J. K. Rowling
G
Należysz do mnie (a ja do ciebie) [tłumaczenie]
Summary
- To, co jest dla mnie absolutnie fascynujące... - powiedział Riddle, podchodząc bliżej. - to ty. - Ruszył do przodu, zmuszając Harry'ego do cofnięcia się, aż został przyszpilony do chłodnej ściany pokoju wspólnego. - A czy wiesz dlaczego?-Nie. I będę tu szczery, Riddle, nieszczególnie mnie to obchodzi.Wyższy chłopak uśmiechnął się do niego, lekko, ale w niezwykle z siebie zadowolony sposób.- To. Właśnie tutaj. - Jedna ręka podniosła się i odgarnęła część grzywki Harry'ego z jego twarzy. - Nathan Ciro był małym chłopcem bez kręgosłupa, zbyt bojącym się własnego cienia, by odważyć się choćby spojrzeć w moją stronę. Ale ty... - Pochylił się bliżej. - patrzysz na mnie, jakbyś chciał mnie zadźgać.Po wypadku Auror Harry Potter budzi się w ciele czternastoletniego Nathana Ciro, udręczonego ślizgona, który niedawno próbował popełnić samobójstwo. Szukając odpowiedzi, Harry powraca do Hogwartu i wywołuje niemałe poruszenie wśród pracowników i uczniów - zwłaszcza, gdy orientują się, że nie jest tym samym chłopcem , co kiedyś.Stara się uniknąć podejrzeń, a w miarę jak jego dążenie do prawdy zwraca na niego coraz większą uwagę, Harry zaczyna myśleć, że może mu się nie spodobać to, co odkryje.
All Chapters Forward

Chapter 15

Orion przyglądał się, jak twarz Ciro zmieniała się w niezliczoną ilość ekspresji, z których każda była ostra i zacięta, tnąca w swej intensywności, aż w końcu przeszła w coś pustego i nieruchomego.

Podniecenie biło w jego piersi niczym ptak uwięziony pod klatką żebrową, trzepoczący, spanikowany i pragnący się uwolnić. Jego język powędrował po dolnej wardze i przez chwilę Orion zastanawiał się, jak udało mu się osiągnąć takie szczęście.

Od pierwszego dnia wiedział, że Ciro chodzi po omacku, że brakuje mu kilku bardzo istotnych informacji. Widać to było za każdym razem, gdy starszy chłopak reagował na insynuacje i zaczepki innych uczniów - wybuchowo i groźnie, ale bez prawdziwego zrozumienia.

Ta rażąca ignorancja nigdy nie potrafiła go rozbawić, ale do tej pory nie wiedział, jak bardzo Ciro jest nieświadomy.

Dzięki jednemu pytaniu Orion poczuł się, jakby otrzymał garść złota.

Szczerze mówiąc, nie miał pojęcia, co Lord i Lady Ciro sobie myśleli, pozwalając, by brudny, mały sekret ich rodziny wrócił do Hogwartu bez wyjawienia mu prawdy. To było zwykłe proszenie się o kłopoty.

Chociaż, poprawił się z krzywym uśmiechem, być może będzie musiał podziękować im za ten niezamierzony prezent. Nie ma nic bardziej zabawnego niż podburzanie kogoś i patrzenie, jak odchodzi - a sądząc po tym, co do tej pory dostrzegł w tym nowym Ciro, jego reakcja będzie tego warta.

- Musisz mi to powtórzyć. - Ciro oświadczył po ponad minucie kamiennej ciszy. Jego ton był równy, spokojny, nawet nie drgnął, by zasugerować, co czuje.

Jego opanowanie było równie nieskazitelne, co zdumiewające. Jak na kogoś, kto wychował się w wyższych sferach, Ciro zawsze był irytująco przejrzysty; nigdy nie potrafił wystarczająco szybko ukryć swoich prawdziwych myśli czy emocji. To była słabość, cel namalowany na jego plecach, a jego opanowanie stało się jeszcze bardziej fatalne po tym, jak wszystko wyszło na jaw.

Teraz jednak, gdy wrócił, Orion musiał się mocno napracować, by dowiedzieć się, co działo się w jego głowie. Jedyne, co w Ciro było teraz proste, to jego emocje, które nosił na ramieniu z beztroskim lekceważeniem - a nawet to było kłamstwem.

To nie była kwestia zdolności. Ciro po prostu w normalnych okolicznościach nie przejmował się na tyle, by zawracać sobie tym głowę.

Zamiast czuć frustrację z powodu tej podwójności, Orion chciał się uśmiechnąć. Od czasu Riddle'a nikt nie wzbudził jego zainteresowania w taki sposób.

- Która część cię dezorientuje? - zapytał, przechylając głowę; część włosów wpadła mu do oczu, ale nie zwracał na to uwagi. - Jesteś bękartem. Produktem niedozwolonego i haniebnego romansu. Rzekomo. - dodał, a w jego tonie pojawiła się cieniutka nić żartu.

Orion przeszukiwał Ciro w poszukiwaniu czegokolwiek, co mógłby wykorzystać, ale nic nie było. Żadnego zakłopotania, żadnego wrzącego gniewu, który stał się synonimem jego nowego temperamentu. Nic.

Ciro wpatrywał się w niego z szarymi jak stal oczami.

- A co z Simonem? - Ciro zapytał obojętnie. - Czy oni nie są bliźniakami?

Orion spuścił wzrok, studiując zmarszczki na koszuli starszego chłopca i notując to sformułowanie.

Ciro czasem tak robił - odnosił się do siebie w ten oderwany od rzeczywistości sposób, pozornie nie zdając sobie z tego sprawy. Mówił tak, jakby w ogóle nie uważał się za Nathana Ciro, jakby nie miał pretensji do własnego brata czy rodziny.

I to było bardzo interesujące.

- Nie wiem, są? - Zapytał, bawiąc się słowami Ciro. Złączył ręce za plecami i zastanawiał się, czy ten drugi to wyłapie.

Wtedy stoicyzm Ciro pękł. Zmarszczył brwi, a wyraz ten przyćmił jego wąskie, delikatne rysy i sprawił, że wyglądał o wiele starzej.

- Powiedzieli - przerwał sobie, zanim zdążył dokończyć, przygryzając w zamyśleniu dolną wargę. Na jego twarz wkradło się zwątpienie, gdy kontynuował mrucząc: - Mówili, że są w tym samym wieku. A ja...

- Założyłeś, że są. - Orion podsumował i przeszedł go dreszcz, gdy cała uwaga Ciro skupiła się na nim. Intensywność tego spojrzenia była niebezpieczna i odurzająca, a Orion rozkoszował się każdą jej chwilą. - Nikt cię nie poprawiał. - dodał, łagodząc głos i rysy twarzy.

Chłopak zwęził oczy.

- Jeśli nie są bliźniakami, to czym do cholery są? - Zażądał, w jego tonie pojawiły się pierwsze kąski frustracji.

Orion wzruszył ramionami, zachowując się lekceważąco, nawet jeśli jego serce zaczęło szumieć z napięcia.

- Według plotek, są przyrodnimi braćmi. Podobno Lord Ciro poczuł się samotny podczas pobytu za oceanem i postanowił... znaleźć sobie towarzystwo poza żoną. Dziewięć miesięcy później, wyskoczyłeś, tylko Lady Ciro była w ciąży z własnym dzieckiem i urodziła je w tym samym czasie. Bardzo nieładnie i bardzo skandalicznie.

Zatrzymał się na chwilę, by przyjrzeć się drugiej osobie, odchylając się na pięcie.

Ciro spojrzał na niego z mieszaniną niepewności i irytacji, jego usta zacisnęły się, jakby chciał powstrzymać się od komentarza, ale zamiast go wypowiedzieć, wypuścił burzliwy oddech.

- Poważnie? - Zapytał, zamykając oczy i przyciskając knykcie do czoła.

Był zdenerwowany, ale nie aż tak, jak Orion by przypuszczał.

- Naprawdę chcesz mi powiedzieć, że to jest powód, dla którego wszyscy nienawidzą tego dzieciaka? - Niedowierzanie, z jakim to powiedział, sprawiło, że Orion pokręcił głową. Ciro zagestykulował niewyraźnie w bok, ruch był sztywny. - Obwiniają go za coś, na co nie miał wpływu, jakby to była jego wina, że jego ojciec miał romans. - Zatrzymał się, biorąc gwałtowny wdech i potrząsając głową. - Jasna cholera, żartujesz sobie ze mnie? Więc jest nieślubny, i co z tego? Całe życie był w tej kwestii okłamywany, a nawet jeśli nie był, to nadal nie znaczy, że zasłużył na traktowanie go jak złoczyńcę.

Przejeżdżając dłonią po twarzy, Ciro wydał z siebie odgłos, który mógłby być śmiechem, gdyby pozwolono mu zaczerpnąć powietrza.

- Jasna cholera. - powtórzył, wyrzucając z siebie przekleństwo.

Orion zacisnął wargi i patrzył z zachwytem, jak oburzenie pełznie po ciele Ciro. Nadal trzymał się sztywno, ale jego oczy były teraz pełne ognia. Magia nadała powietrzu kwaśny posmak, sprawiając, że język Oriona mrowił, a zęby bolały.

To było to, na co czekał. Gniew. Smutek. Niedowierzanie. Ale wciąż pozostawał ten osobliwy brak połączenia. Ciro zachowywał się jak urażony obserwator, a nie ofiara. Urażony, ale nie zraniony. Bezosobowo.

- Krew ma duże znaczenie w naszym świecie, a ty jesteś w Slytherinie. - Orion odpowiedział po chwili, stwierdzając to, co oczywiste, podczas gdy jego oczy pożerały każdy przebłysk emocji, jaki udało mu się dostrzec. Mimowolnie sięgnął w górę i pociągnął za własny krawat, nawijając palec na jedwabny materiał. - Być może, gdybyś został przydzielony do Hufflepuffu, uniknąłbyś najgorszej wpadki. Ale zostałeś umieszczony tutaj, a Slytherin nie jest łaskawy dla odludków. - Orion uśmiechnął się, a jego usta wykrzywił mroczny i sardoniczny grymas, gdy pomyślał o innym wyrzutku. - Z czystokrwistego, ale poza tym przeciętnego chłopca stałeś się w najlepszym wypadku półkrwi bękartem, który, świadomie lub nie, okłamywał wszystkich przez lata.

To nie był łatwy upadek. W ciągu jednej nocy życie Nathana Ciro zostało zniszczone - a osobą odpowiedzialną za to, która wbiła chłopakowi nóż w plecy, była najbliższa mu osoba.

Ironiczne, choć smutne. W końcu zdrada nigdy nie przychodziła od wrogów.

Orion żałował, że nie zwrócił większej uwagi na braci w tych pierwszych dniach, bo ich konfrontacja na pewno była piękna.

Ciro zacisnął szczękę, a powietrze wokół nich zrobiło się zimne w odpowiedzi na jego gniew.

- I to wszystko jest prawdą? Nie jest to tylko jakieś kłamstwo, które ktoś wymyślił? - Spytał, przeszywając wzrokiem Oriona, by ten spróbował go oszukać.

Orion nie spróbowałby, choćby dlatego, że prawda była o wiele zabawniejsza.

- Nie została odrzucona. - zastrzegł się, spoglądając na drugiego spod rzęs, - nie przez ciebie i nie przez...nikogo innego.

Starszy chłopak nawet nie próbował bronić się przed oskarżeniem - mrugnął tylko szerokimi, mokrymi oczami i zapytał ściszonym głosem,

Jak ty się...

Potwierdzenie, domniemane, jeśli nie wprost powiedziane. Wszystko z powodu na wpół zerwanego pytania.

Orion widział, jak jadowita świadomość przemknęła przez oczy Ciro, gdy ten złapał aluzję i musiał przełknąć trzeszczący chichot, który chciał z siebie wydać.

Bez kolejnego słowa, starszy chłopak odwrócił się i zaczął iść, jego kroki były długie i celowe, gdy przecinał pokój wspólny.

Orion oblizał wargi i podążył za nim, nucąc do siebie.

OoO

Harry wmaszerował do Wielkiej Sali, ledwie zwracając uwagę na różne spojrzenia, które odwracały się w jego stronę ze zdziwieniem. Przeskanował stół Ravenclawu, znajdując swój cel na środku. Bez wahania skierował się w jego stronę.

Wściekłość w jego piersi zacisnęła się, a umysł nadal wirował od nowych informacji. Tak wiele rzeczy zaczęło układać mu się w całość, tak wiele małych, nieistotnych momentów, które przeoczył w swojej ignorancji.

Poza brzęczeniem w uszach wciąż słyszał tę stłumioną rozmowę między Cynthią a Benedictem tej nocy, kiedy rozmawiali w swoim gabinecie.

- Jak zawsze, Cynthio. On jest naszym synem.

- Czy na pewno?

- Cynthia... Znasz odpowiedź na to pytanie.

- T-tak. Wiem. Wiem. Po prostu czasami jest to takie trudne. Kocham Nathana, naprawdę. Jest moim synem, ale... ja po prostu...

- Wiem. Jesteś najwspanialszą matką dla nich obu. I jeszcze hojniejszą żoną, moja droga.

Myślał, że to tylko rozmowa o różnicach między Harrym i Nathanem, ale teraz zrozumiał prawdę, która się za tym kryła i sprawiła, że miał ochotę w coś uderzyć.

W jego umyśle zaczęły piętrzyć się inne, mniejsze przypadki, a jego magia zaczęła ponownie pęcznieć wokół niego, niczym groźna chmura zwiastująca nadchodzącą burzę.

Ludzie, których mijał, milkli na jego widok, niektórzy odruchowo spoglądali na niego, aż poczuli siłę jego wzburzenia i odsuwali się.

Simon był pochylony nad książką, całkowicie oderwany od świata, w którym czytał. Wyglądał na zmęczonego i zestresowanego, a jakaś część Harry'ego z dystansem zauważyła, że chłopiec wkrótce będzie miał zupełnie nowy powód do zmartwień.

Harry zatrzymał się za nim, wbijając wzrok w tył jego czaszki.

Dopiero po kilku sekundach Simon zorientował się, że coś jest nie tak - albo duszący ucisk magii Harry'ego, albo nagły spadek hałasu w otoczeniu przykuł jego uwagę - ponieważ podniósł wzrok z zakłopotaną miną.

Zbladł, gdy jego oczy spotkały się z oczami Harry'ego.

- Musimy porozmawiać. - Harry powiedział, utrzymując niski głos pomimo tego, jak bardzo chciał krzyczeć.

- Nie mam...

- To nie była sugestia. Wstawaj. - Harry nie wyciągnął ręki i nie pociągnął chłopca na nogi; musiał zacisnąć dłonie w pięści, by oprzeć się pokusie, bo nie ufał sobie, że nie zrobi mu krzywdy. - Teraz.

Simon wstał na żądanie, jego kostki pobielały od tego, jak mocno ściskał swoją książkę. W tym momencie ich rozmowa skupiła uwagę całej sali - nawet niektórzy profesorowie przyglądali się im z zaniepokojonymi zmarszczkami. Ich hipokryzja sprawiała, że Harry miał ochotę warknąć.

Liczył na szczęście, że Dumbledore'a jeszcze tu nie ma. Ostatnią rzeczą, z jaką chciał się zmierzyć, była kontrola tego człowieka.

- Chodźmy. - powiedział, obracając się na pięcie i ruszając w stronę drzwi. Gdy się zbliżył, wyłapał spojrzenie Oriona z miejsca, gdzie chłopak stał blisko stołu Slytherinu i zobaczył połyskującą tam satysfakcję.

Wiedział, że chłopiec miał jakiś cel w ujawnieniu tego 'sekretu', ale Harry'ego nie obchodziła gra, w którą chłopak teraz grał. Miał ważniejsze rzeczy na głowie niż motywy trzynastolatka.

Kroki Simona były ledwie słyszalnym odgłosem, niemal zagłuszonym przez dźwięki, które rozległy się, gdy opuścili wielką salę.

Harry poprowadził ich kilkoma korytarzami, nie zatrzymując się, dopóki nie znaleźli się wystarczająco daleko od Wielkiej Sali i bardziej popularnych tras. To nie była rozmowa, którą chciał przerwać.

Harry otworzył pierwsze drzwi, jakie zobaczył, i szarpnął podbródkiem w niemym rozkazie. Z grymasem na twarzy Simon wszedł do opuszczonego pomieszczenia. Szedł nieśmiało, oczy nerwowo skanowały raczej niewielką przestrzeń, prześlizgując się po zakurzonych półkach.

Drzwi zamknęły się za nimi z tępym łoskotem. Harry przycisnął dłoń do zimnego drewna i rzucił urok wyciszający, zapewniając im prywatność.

Wziął oddech, by się uspokoić, dusząc w sobie gniew, dopóki nie poczuł się w miarę opanowany.

Kiedy się odwrócił, Simon stał oparty o najdalszą ścianę. Jego ramiona były skulone ostrożnie, a ręce oplatały książkę i przyciskały ją do piersi jak barierę. Unikał patrzenia na Harry'ego przez dłuższy czas.

- Czy to prawda? - zapytał Harry, nie będąc w nastroju do tańczenia wokół tematu.

Simon zmarszczył brwi, a na jego twarzy pojawiło się zmieszane spojrzenie.

Harry westchnął i przejechał językiem po przednich zębach.

- Te plotki. Nieślubność. Czy to prawda?

W tym momencie głowa Simona podniosła się całkowicie, szok szybko ustąpił miejsca brzydszej emocji.

- Jak-kto ci powiedział? - zapytał, a Harry zamknął oczy w rezygnacji.

- To jest 'tak', jeśli kiedykolwiek jakieś słyszałem. - mruknął, przeczesując palcami włosy. Potrząsnął głową, po czym wpatrywał się nieruchomo w kąt pokoju, zmagając się z rosnącą falą w sercu.

To właśnie w takich chwilach Harry z trudem starał się kochać Czarodziejski Świat.

Żadne społeczeństwo nie jest doskonałe, wiedział o tym lepiej niż większość. Spędził całe swoje życie, będąc deptanym i niszczonym - najpierw przez mugoli, a potem przez ten świat i jego ludzi. Przez lata był pogardzany i krytykowany, miażdżony przez oczekiwania i plany, ciągnięty w każdym kierunku przez tak wielu ludzi.

Nie był już naiwnym małym chłopcem, nie po rzeczach, które widział i zrobił. Ale zawsze bardzo bolało go, gdy widział kolejne pęknięcie na lśniącej fasadzie, którą zachwycił się w wieku jedenastu lat.

Został aurorem, by próbować wszystko naprawić, by być aktywną siłą dobra i naprawić szkody, jakie wojna wyrządziła niezliczonym ludziom. Ale każda warstwa brudu, która została odsłonięta, była jak fizyczny cios, kusząca powłoka złuszczała się jak stara farba. I za każdym razem, gdy to się działo, czuł, że kolejna część jego samego czernieje i kurczy się.

Harry miał już dość rozczarowywania się ludźmi.

- Kto ci powiedział? - Simon zapytał ponownie, uroczyście.

Harry zamrugał, przesuwając wzrok z powrotem na chłopca.

- Orion... - stwierdził szczerze, - ale pomyślałem, że najlepiej będzie sprawdzić dwa razy. - Jego usta ścisnęły się, - Nie wiem, czego się spodziewałem, naprawdę.

- Nie jesteś tak zdenerwowany, jak myślałem, że będziesz. - Simon zauważył, choć Harry usłyszał niewypowiedziane znaczenie. Nie był tak zdenerwowany jak Nathan.

- Jestem wkurwiony. - Harry zapewnił go, nie chcąc dopuścić do tego, by chłopiec myślał inaczej. - Na wszystkich. Uczniów, nauczycieli, Cynthię i Benedicta. Ciebie... - Odchrząknął z krótkim śmiechem, niedowierzając. - Chodzi mi o to, że wydaje mi się, że za każdym razem, gdy się ostatnio odwracam, znajduję coś innego, na co mogę być zły.

Spojrzenie Simona w końcu skupiło się na nim i Harry mógł dostrzec strach płonący w oczach drugiej osoby.

- Nigdy nie przestaje mnie to zadziwiać. - powiedział cicho. - Jak głupi potrafią być ludzie.

To wywołało reakcję. Ramiona Simona poderwały się aż po uszy, postawa obronna, kiedy warknął.

- Nie ma w tym nic głupiego!

- Naprawdę? - zapytał Harry, drwiąc z tego słowa. - Nie ma nic głupiego w dręczeniu kogoś tylko z powodu okoliczności jego narodzin? Uważasz, że obwinianie dziecka za coś, co zrobił jego rodzic, jest zupełnie normalne? - Jego głos podniósł się, gdy wspomnienia o szafce pod schodami wypłynęły na wierzch, - Myślisz, że dziecko zasługuje na karę za coś, na co nie miało wpływu?

- To nie jest... - Simon jąkał się, a na jego policzkach zaczynał pojawiać się agresywny rumieniec. - Nie rozumiesz...

- To nie jest zdanie, które chcesz dokończyć. - Harry syknął, a przedmioty w pokoju zagrzechotały pod wpływem jego gniewu.

Simon mądrze zamilkł, przyglądając się półkom z książkami z nagim strachem.

Harry ugryzł się w język, zwijając z powrotem swoją magię, zanim wszystko zaczęło wybuchać. Zmusił się do głębokiego oddechu, czekając, aż się uspokoi.

- Wyjaśnisz mi sytuację. - powiedział cicho. - Powiesz mi, jak to wszystko. - wskazał między nimi - doszło do tego stanu.

Napięcie rosło, gęstniejąc wokół nich, aż stało się fizyczną obecnością. Minęła minuta, zanim Simon w końcu ustąpił.

- Co tu jest do wyjaśniania? - Wysyczał, ściskając kurczowo swoją książkę. - Ojciec odstawił moją matkę i pieprzył się z jakąś Niemką podczas podróży służbowej, a kiedy dowiedział się, że jest w ciąży, zamiast ją spłacić lub naprawić swój błąd, nadal ją odwiedzał i utrzymywał. - Gorycz na jego twarzy była otwartą raną. - Matka dowiedziała się o jego małej kochance, ale sama była bliska porodu i nie mogła wyjechać. Utknęła z niewiernym mężem i tobą w drodze. - Simon zaczął drżeć, jego niepokój narastał.

Harry nie zmiękł, nie dla tego chłopca, nie jeśli to, co podejrzewał, było prawdą.

Słowa nadal się przelewały, wypływały jak gejzer.

- Coś jednak poszło nie tak i twoja matka zaczęła rodzić za wcześnie, więc nie dość, że zostałeś bękartem, to jeszcze jesteś starszy. A potem, jakby jeszcze nie dość wszystko zepsuła, miała czelność wziąć i umrzeć.

Harry nie zareagował na te ostre, oskarżycielskie słowa. Niewiele dla niego znaczyły, ale z łatwością mógł sobie wyobrazić kogoś innego na jego miejscu, kogoś łagodniejszego, kogoś, komu bardzo by zależało i kto byłby załamany, słysząc taki jad rozpylany w jego stronę.

- Ponieważ ojciec był zbyt honorowy, by postąpić inaczej, postanowił cię zatrzymać. Popchnął do tego matkę, a kiedy urodziłem się kilka dni później, skłamali i powiedzieli, że jesteśmy bliźniakami. - Łzy napłynęły do oczu chłopca, a na jego twarzy malowała się uraza i zdrada. - Powiedzieli, że jesteśmy bliźniakami, ale nimi nie jesteśmy. - wykrztusił Simon. - Nie jesteś niczym więcej niż pomyłką. - Szloch wyrwał mu się z ust, jego opanowanie się zachwiało. - Jesteś pomyłką. Nie powinieneś w ogóle istnieć i nienawidzę tego, że istniejesz.

Chłopiec wydał z siebie skowyt, łzy spłynęły mu po policzkach, gdy skrzywił twarz z bólu.

Harry patrzył, jak Simon trzęsie się przed nim. Nienawidził patrzeć na płaczące dzieci, nawet takie jak Simon, a jego naturalna chęć pocieszenia walczyła z gniewem.

- W końcu Ci powiedzieli. - powiedział, nie zwracając uwagi na przyspieszony oddech. - Powiedzieli Ci prawdę między drugim a trzecim rokiem, choć coś mi mówi, że Twoi rodzice nie chcieliby, żeby ta informacja się rozeszła. I tu nasuwa się pytanie - skąd te plotki, Simon?

Chłopak zamarł, a jego oczy stały się wielkie i wilgotne, gdy wpatrywał się w Harry'ego.

- Wątpię, żeby Nathan cokolwiek powiedział, więc w moich oczach pozostała tylko jedna możliwość. Powiedziałeś ludziom prawdę. Wiedziałeś, że Nathana zaboli to, co się wydarzy, więc szepnąłeś coś tu czy tam, tylko tyle, żeby wszystko się zaczęło kręcić, a potem siedziałeś i patrzyłeś, jak cała szkoła obraca się przeciwko twojemu bratu. – Harry dostrzegł w tym migotanie poczucia winy i potrząsnął głową. - Jesteś podłym dzieckiem. - powiedział mu, z bólem serca myśląc o chłopcu, którego zastąpił. - Czy pomyślałeś kiedyś, że może twój brat już cierpi? Że czuje się tak samo zdradzony?

Okłamali mnie.

Następny oddech Simona był słyszalny i mokry, ale jego głos był stanowczy, gdy powiedział,

- Nie mój brat.

Harry musiał odwrócić wzrok. Czuł się pusty, nie mogąc nawet wykrzesać z siebie energii, by się rozgniewać po przyznaniu Simona.

- Myślę, że to już nie ma znaczenia. - Harry powiedział w końcu, uginając ramiona pod ciężarem nagłego wyczerpania. - To już nie jest coś, czym musisz się martwić.

- Co-co masz na myśli?

Jestem prawie pewien, że twój brat nie żyje, pomyślał Harry.

- Zamierzam poprosić twoich rodziców, żeby zabrali mnie z Hogwartu. - powiedział. - To miejsce nie jest dla mnie. Nie pasuję już do tego niego. Powinieneś być szczęśliwy. Oboje dostaniemy w ten sposób to, czego chcemy.

Szok Simona był namacalny. Nie wiedział, jak zareagować poza mimowolną odpowiedzią,

- Nie wiesz, czego chcę.

Harry roześmiał się bez humoru.

- Chcesz, żebym odszedł. - powiedział, rozkładając ręce i pozwalając, by jego usta wykrzywił odcień okrucieństwa. - Cóż, gratuluję, Simon. Spełniło się twoje życzenie. Dostaniesz to, czego pragnąłeś już od jakiegoś czasu - bezbraterskość.

Simon wzdrygnął się na to słowo, ale Harry'ego już to nie obchodziło. Jeśli o niego chodziło, Simon nie miał prawa do współczucia - nie wtedy, gdy to jego własne czyny zapoczątkowały cały ten bałagan.

- Ty. Nie możesz tak po prostu. - Simon złapał się jedną ręką za włosy, a umysł ścigał się, by zrozumieć powody i konsekwencje decyzji Harry'ego. - Nie możesz tak po prostu odejść.

Co dziwne, wydawał się być przerażony samym pomysłem.

- Nie udawaj teraz zmartwionego. - Harry powiedział mu, robiąc zdecydowany krok w tył i przerywając zaklęcie tłumiące. - To wszystko jest przez ciebie. Jeśli nie chciałeś, żeby twój brat - w połowie czy nie - uciekł, to nie powinieneś był go popychać. Ja widzę to tak, że on znalazł się na tym dachu przez ciebie.

Na te słowa Simon zesztywniał, jego skóra zrobiła się popielata.

To było w pewnym sensie okrutne, ale Harry był w tym wszystkim życzliwy.

Przez chwilę przyglądał się temu drugiemu, po czym prychnął i otworzył drzwi. Zostawił Simona w pustym pokoju, nie odwracając nawet wzroku.

OoO

Poranne powietrze było rześkie i pachniało mrozem, gdy Tom szedł krętą ścieżką w kierunku Hogsmeade.

Śnieg padał wczoraj późno w nocy, pokrywając ziemię miękką warstwą bieli, sprawiając, że każdy krok lekko chrzęścił. Sądząc po chmurach nad głową, Tom podejrzewał, że wkrótce spadnie kolejna warstwa.

Podciągnął swój szalik pod nos.

O tak wczesnej porze dnia było tylko kilka osób zmierzających do wioski, ale za jakąś godzinę ścieżka zostanie zalana przez studentów. Tom wolał unikać tłumów i cieszył się krótką chwilą samotności, zanim został nieuchronnie odnaleziony przez swoich współlokatorów.

Dawało mu to mnóstwo czasu do namysłu. Jak to często bywało w tych dniach, jego umysł od razu skierował się w stronę Ciro.

Nie widział chłopca, odkąd ten uciekł z bratem podczas kolacji, bo choć Simon wrócił po godzinie, z twarzą wykrzywioną w grymasie i zaczerwienionymi oczami, przez resztę nocy po drugim nie było ani śladu.

Drzwi jego sypialni były zamknięte, gdy wrócili do pokoju wspólnego, bez zmian, gdy Tom obudził się rano, a jego samego nie było na śniadaniu.

To było zarówno zabawne, jak i denerwujące, że ktoś tak odważny i asertywny jak Ciro potrafił tak dobrze znikać.

Ciągłe zniknięcia prawdopodobnie powinny go martwić, ale Tom był zaskakująco zadowolony, że pozwolił Ciro uciec na ten moment. Hogwart nie był tak duży, a z ich zajęciami nie było tak, że Ciro mógł go unikać w nieskończoność.

Poza tym, pomyślał z uśmiechem, to czyniło wyzwanie odkrycia jego sekretów bardziej interesującym.

Idąc, nie spieszył się z założeniem rękawiczek, zginając palce, aby je dobrze ułożyć. Uroki rozgrzewające natychmiast przegnały chłód i Tom po cichu podziwiał, jak cudowna jest magia.

Spojrzał w górę, rozglądając się bezmyślnie po ścieżce, aż wylądował na samotnej postaci, która właśnie pojawiła się przed nim.

Zachwyt zaiskrzył w nim, wraz z błyskiem dziecięcej złośliwości.

Tom pochylił się i zebrał garść śniegu, ostrożnie formując go w kulę, oceniając odległość. Zwęził oczy, podniósł rękę i pchnął ją do przodu.

Śnieżna kula uderzyła w tył głowy.

Chichocząc z powodu swojego trafienia, Tom ochoczo ruszył do przodu. Ramiona Ciro napięły się, gdy się do niego zbliżył, i chłopak przekręcił się, by przeszyć go naprawdę imponującym spojrzeniem.

Tom uniósł brwi, uśmiechając się szerzej, gdy zobaczył kępki śniegu wciąż przylegające do włosów chłopca. Wyczuwał promieniujące z niego niezadowolenie i cieszył się z tego.

- Dzień dobry. - przywitał się.

Ciro złagodniał, ale tylko dlatego, że wydawał się bardziej zdumiony niż zły.

- Czego chcesz?

- Tak się nie wita ludzi. - Tom skrzywił się, jego spojrzenie przesunęło się na bok i w dół, w stronę Hogsmeade. - Zmierzasz do wioski? Może pójdziemy razem.

- Nie - odparł Ciro natychmiast, z wyrazem wahającym się między dyskomfortem a irytacją, pamiętając zapewne ich ostatnie spotkanie.

- Dlaczego nie? Czy to nie jest normalne, że przyjaciele spędzają razem czas?

Ciro parsknął, co zaskoczyło ich obu. Rzucił Tomowi dziwne spojrzenie, gdy powiedział z pełną szczerością,

- Nie wiesz, co to znaczy mieć przyjaciół.

Szczerość tego stwierdzenia sprawiła, że Tom zamrugał, niepewny, czy powinien się obrazić, czy nie.

- I dlaczego w ogóle miałbym chcieć spędzać z tobą czas? Nie mamy sobie nic do powiedzenia.

- Cóż, to nie jest do końca prawda, prawda? - Odparł, korzystając z zapewnionego otwarcia. - Nie mieliśmy okazji dokończyć naszej poprzedniej dyskusji. Bardzo chciałbym ją wznowić.

- I tylko ty. - Ciro mruknął pod nosem, zaczynając znowu iść. Tom podążył za nim, nie spuszczając wzroku z głowy Ciro.

- Miałem nadzieję, że uda mi się poznać twoje prawdziwe imię. - zaczął Tom, lekko i zwiewnie. - 'Nathan' nie wchodzi w grę i wydaje się niewłaściwe, ale 'Ciro' jest tak odległe. Z pewnością masz jakieś inne imię, którym mogę Cię nazwać.

Ciro nie odpowiedział, a jedyną oznaką jego irytacji było lekkie zwężenie oczu. Już samo to mówiło wiele.

Tom nie przestawał naciskać.

- Chyba, że nie masz. Byłeś w ogóle człowiekiem przed tym? - Szybko spojrzał na drugiego, w myślach przerzucając listę potencjalnych magicznych stworzeń, zanim potrząsnął głową. - Nie, musiałeś być. Jesteś zbyt dobrze zaznajomiony z zawiłościami ludzkości, żeby być kimś innym.

Tom wiedział, że to nie jest Nathan Ciro idący obok niego, ale pytań dotyczących jego prawdziwej tożsamości było zbyt wiele, aby je zliczyć - ale to była połowa zabawy. Nie mógł się doczekać, żeby to wszystko rozwikłać.

- To musi być dziwne musieć udawać kogoś innego. - skomentował, gdy dotarli na skraj Hogsmeade. - Męczące, jak sądzę. Frustrujące również. Powiedz mi, czy to było zamierzone - powiedział.

Dłoń oparła się o jego klatkę piersiową, przyciskając go do kamiennej ściany wioski. Ciro wkroczył w jego przestrzeń, wyraz twarzy poważny i zabarwiony mrokiem, który sprawił, że Tomowi zacisnął się żołądek.

- Przestań zadawać mi pytania. - rozkazał.

- Dlaczego? Czy sprawiają, że czujesz się niekomfortowo?

- Najwyraźniej. - Ciro odpowiedział, tonem gryzącym.

- Bo są zbyt bliskie prawdy? - Domyślił się, zakręcając dłonią wokół tego chudego nadgarstka.

- Riddle. Potrafię cię przemielić przez tę ścianę i zrobię to, jeśli nie porzucisz tematu.

Och.

Tom nie mógł do końca powstrzymać nagłego wdechu na tę groźbę. Wpatrywał się w te szare oczy - stałe, silne, nieugięte - i pochylił głowę w delikatnym skinieniu.

- Wierzę ci. - powiedział.

Ciro zatrzymał go tam jeszcze przez chwilę, oceniając jego szczerość, po czym odsunął się.

- Dobrze... - powiedział, odwracając się z powrotem do wioski i przechodząc przez bramę.

Tom oparł głowę o kamień na krótką sekundę, po czym podniósł się i ruszył za drugim chłopcem.

Dostał podejrzliwe spojrzenie, ale nie usłyszał żadnej innej skargi.

Szli w milczeniu przez kilka minut, powoli wędrując między sklepami, bez celu. Tom poczekał, aż Ciro będzie wystarczająco rozproszony na wystawie, zanim zaczął poruszać inny temat.

- O co się pokłóciłeś z Simonem?

- Kto powiedział, że to była kłótnia? - Odpowiedź Ciro była błyskawiczna, zupełnie nie pasowała do znudzonego wyrazu jego twarzy.

Tom uniósł brew.

- Wrócił, bardzo wyraźnie płacząc, a Ty w ogóle nie wróciłeś.

Ciro zadumał się, przechylając głowę w zamyśleniu.

- To nic takiego. Rodzinny interes.

Rodzinny interes? - powtórzył Tom. - Nawet jeśli tak naprawdę nie jest twoją rodziną?

Jego pytanie wywołało szybkie spojrzenie, w którym ostrzeżenie zostało złagodzone zaskakującym rozbawieniem.

- Wybierz inny temat. - Ciro doradził sucho.

- Dobrze - westchnął Tom, choć zauważył, że nie było to zaprzeczenie. - Porozmawiajmy więc o naszym zadaniu. Musimy wybrać jakieś zaklęcie i zacząć je badać. Wspominałeś o różnych sposobach ochrony informacji?

Praca szkolna została najwyraźniej uznana za wystarczająco bezpieczny temat, bo po jeszcze jednym spojrzeniu, Ciro rozpoczął wykład.

- Tak. To zależy od natury samej informacji. Fizyczne rzeczy, takie jak dokumenty, wiadomości i książki mają różne poziomy ochrony, które mogą być nałożone na przedmiot lub obiekt. Większość z nich jest łagodna, ale niektóre mogą być bardzo niestabilne.

- A co z informacjami niefizycznymi?

Tajemnice, powiedział kiedyś Ciro. Tom chciał się o nich dowiedzieć.

Drugi chłopak rozluźnił się, przechodząc do szczegółowych wyjaśnień. Jego głos był wyćwiczony i kojący, a jego rytm sprawiał, że łatwo się go słuchało. Widać było, że jest dobrze obeznany w temacie, potrafił wytłumaczyć skomplikowane koncepcje w sposób zrozumiały nawet dla pierwszoroczniaka, nie sprawiając przy tym wrażenia protekcjonalnego.

Był lepszy niż niektórzy profesorowie.

Tom, mimo że był niedoświadczony w tej dziedzinie, uznał, że może dotrzymać mu kroku.

Dryfowali między różnymi sklepami, nie zwracając uwagi na otoczenie, pogrążeni w dyskusji. Na ulicach robiło się coraz tłoczniej, więc stanęli z boku małej księgarni.

W momencie, gdy Ciro zaczął opisywać wady jednego ze swoich zaklęć, przerwano im.

Z tłumu oderwały się dwie osoby i dołączyły do nich. Jedna z nich natychmiast przylgnęła do Ciro, splatając ich ramiona i przyciskając do boku chłopca.

- Cześć - Orion świergotał do Ciro, trzepocząc oczami. - Tęskniłem za tobą na kolacji, i na śniadaniu. Zaczynam myśleć, że nie potrzebujesz jedzenia, Ciro.

Intrygująca myśl, którą Tom odłożył na bok, gdy Ciro odpowiadał.

- Poszedłem do kuchni. Nie miałem ochoty na gapienie się na mnie przez cały ranek.

- Wczoraj wieczorem wywołałeś niezłe poruszenie. - Orion zgodził się z nuceniem. Ścisnął ramię Ciro, - Czy uzyskałeś odpowiedzi, których szukałeś? - zapytał, szczerze zaciekawiony, choć Tom mógł dostrzec żywy błysk w jego oczach.

Przesunął się, a spojrzenie Oriona w końcu zsunęło się na niego.

- Och, przepraszam, Riddle. - powiedział młodszy chłopak, uśmiechając się słonecznie - Nie zauważyłem cię tam. Miło spędziłeś dzień?

Bachor, pomyślał, szczerząc z powrotem zęby.

- Absolutnie. Ciro i ja tak dobrze się bawiliśmy.

Uśmiech Oriona rozciągnął się szerzej.

- Dzień dobry, Augustusie. - Powiedział Ciro, jawnie ignorując resztę. Tom był raczej zirytowany, że to Augustus zasłużył na powitanie, a nie on.

Wyższy chłopak wpatrywał się w Ciro przez dłuższą chwilę, zanim skłonił grzecznie głowę.

- Ciro, Riddle. Kupujecie dziś coś szczególnego?

- Nie - odpowiedział Ciro - po prostu chciałem się wyrwać na kilka godzin. Ten tydzień był... stresujący.

Augustowi zadrgały wargi na te ponure słowa.

Orion szarpnął go ostro za ramię, zwracając uwagę Ciro na siebie. Z zaskakującą siłą Black pociągnął drugiego chłopca do spaceru.

- Gus i ja mieliśmy zamiar pójść do Trzech Mioteł na drinka. Powinieneś do nas dołączyć.

- Ach...

- Jesteśmy zajęci, niestety. - Riddle odciął Ciro. - Byliśmy w środku czegoś, a naprawdę musimy podjąć decyzję.

Ciro zerknął na niego, potem na Oriona, który uśmiechnął się błagalnie. Tom prychnął na nieznaczne złagodzenie wyrazu twarzy Ciro.

- Jestem pewien, że możemy...

Ziemia przed nimi eksplodowała.

OoO

Harry skręcił instynktownie, swoim ramieniem oplatając mniejszą postać Oriona i zmuszając ich obu do upadku na ziemię.

Wokół nich rozległy się krzyki, wysokie i przesycone strachem, gdy wybuchła kolejna seria eksplozji.

W głowie Harry'ego zapanował spokój.

Podniósł się z miejsca, w którym był przykucnięty nad Orionem i wyciągnął różdżkę. Jego oczy prześlizgnęły się po pandemonium, adrenalina wdzierała się w niego między jednym a drugim oddechem.

Ludzie biegali we wszystkich kierunkach, a ulica pogrążała się w chaosie. Ich nieskoordynowane szamotanie się potęgowało panikę, ale między ich ciałami Harry mógł dostrzec grupę ciemno ubranych, zamaskowanych osób stojących w luźnej formacji.

Kobieta, z twarzą pokrytą krwią, potykała się, mijając go z szlochami.

Grupa trzeciorocznych skryła się w przestrzeni między dwoma budynkami, z policzkami pokrytymi łzami, gdy spoglądali na zewnątrz.

Dwóch mężczyzn upadło na ziemię jak marionetki, którym przecięto sznurki, kończyny rozrzucone bezładnie, oczy zmętniałe.

Harry odetchnął.

Nie spuszczał wzroku z napastników, obserwując, jak rozdzielają się na pary. Jego umysł został przeciągnięty miesiące i lata wstecz, do innego czasu i miejsca. Wspomnienia krwi i bólu zagłuszyły hałas nagłego pola bitwy, pozostawiając jedynie ciche brzęczenie w jego uszach.

Na języku czuł smak popiołu.

Harry poruszał się, zanim zdał sobie z tego sprawę. Podążał naprzód, wplatając się między rzekę ludzi, całkowicie pochłonięty swoimi zamiarami.

Odbił zabłąkaną klątwę, zatrzymując ją, zanim zdążyła zderzyć się z czyimiś plecami, i posłał ją z powrotem w stronę rzucającego szybciej, niż było to możliwe dla oka. Fioletowy błysk uderzył w mężczyznę i z krzykiem rzucił go na ziemię.

Jego partner podszedł, gdy ten upadł, strzelając klątwą w rozpraszający się tłum.

Stanął przed dziewczyną, która się potknęła, wyczarowując nad nimi tarczę. Sięgnął w dół i pociągnął ją za sobą.

- Idź do zamku i wejdź za bariery! - Popchnął ją w tamtym kierunku, osłaniając jej odwrót.

Szyba w sklepie obok niego roztrzaskała się, posyłając odłamki na zewnątrz. Trafiły one w kopułę, zmieniając fragmenty tarczy w jaskrawą biel, po czym znów zniknęły w blasku.

Harry zacisnął zęby, znajdując zamaskowanego napastnika po drugiej stronie ulicy. Kobieta szła w kierunku, gdzie, jak mógł zauważyć, ukrywali się Orion, Augustus i Riddle.

- Nie wydaje mi się... - wyszeptał, porzucając tarczę i kierując w jej stronę różdżkę.

Fulgur.

Biała błyskawica wystrzeliła z czubka i uderzyła w kobietę, wbijając ją plecami w ścianę sklepu. Konwulsyjnie drżała na ziemi, nawet po tym, jak Harry odwrócił się od niej.

Ulica była w tym momencie prawie pusta, niemal wszyscy spieszyli w stronę Hogwartu. Łatwo było przykuć wzrok Augustusa.

- Idźcie do szkoły! - Krzyknął, wskazując w dół drogi.

Chłopak przytaknął, blady i roztrzęsiony, ale zdeterminowany. Trzymał w garści zarówno Oriona, jak i Riddle'a, i tylko dlatego, że stał naprzeciwko nich, Harry dostrzegł, jak ich oczy się rozszerzyły.

Instynktownie się uchylił.

Strumień żółtego światła ominął go o centymetry.

Harry przetoczył się na nogi, ustawiając się tyłem do pozostałych i stając twarzą w twarz z nowym zagrożeniem. Podniósł kolejną tarczę, gdy rozbiła się o nią klątwa. Rozproszyła się, ale jego tarcza roztrzaskała się pod wpływem siły.

Harry dyszał lekko, studiując głębokie ślady spalenizny pozostawione na ziemi wokół niego.

- Imponujące. - zawołał silnie akcentowany głos. - Niewielu wytrzymałoby to zaklęcie.

Przed nim stanęła kolejna para zamaskowanych czarodziejów. Ten, który rzucił klątwę, trzymał luźną postawę, a jego różdżka była wycelowana w stronę Harry'ego.

Napiął się, przygotowując się do kolejnego ataku.

Tylko, że nie nadszedł. Mężczyzna drgnął, gdy Harry stanął w pełni sił, jego głowa odchyliła się na bok jak u ptaka. 

- No, to jest dopiero interesujące. - ciągnął. - Niespodzianka, ale jakże przyjemna. Nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek cię zobaczę.

Drugi mężczyzna zachichotał nisko, a dźwięk ten podniósł włosy na karku Harry'ego.

Zmarszczył brwi, obracając różdżkę w dłoni.

- Powinienem cię znać?

- Nie pamiętasz nas? - zapytał mężczyzna, jedną ręką stukając w metalowy policzek swojej maski. - Czy ta noc naprawdę była aż tak nie do zapamiętania? Z pewnością ją pamiętam. Może nie brałem w niej udziału, ale niełatwo zapomnieć taki widok, jak ten, który stworzyłeś.

Harry znieruchomiał.

Wtedy odezwał się drugi mężczyzna, okrutny śmiech wypełniający jego słowa.

- Ja też. Przeciętny, ale wystarczająco przyjemny, jak sądzę.

Śmiech był trzewny, a klatka piersiowa Harry'ego napięła się boleśnie. Nigdy wcześniej nie słyszał głosu tego mężczyzny - wiedział, że nie słyszał - ale jakaś pierwotna część jego ciała nie mogła się powstrzymać, by nie zareagować na ten głos.

- Popatrz. - powiedział drugi - Biedna myszka skamieniała. Czy myślisz, że znowu będzie płakać?

Pierwszy mężczyzna milczał, ciężar jego spojrzenia był duszący. Rozważający.

Jego biodro zaczęło płonąć.

Harry uniósł różdżkę.

Drugi zamaskowany mężczyzna zadrwił, ramiona opadły do tyłu w arogancji.

Decrusto. - mruknął.

Szybciej niż atakujący wąż, czerwona klątwa wystrzeliła do przodu i trafiła mężczyznę prosto w klatkę piersiową.

Nie miał on nawet czasu, aby krzyknąć.

Natychmiast jego ciało zaczęło się rozpadać na tysiące kawałków, pozostawiając po sobie jedynie smugę krwi.

Jego partner odsunął się na bok, różdżka uniosła się w odpowiedzi, ale nie odpowiedział jeszcze ogniem, ostrożność zastąpiła poprzednią pewność siebie.

Cisza była ogłuszająca.

Harry wpatrywał się w czerwień plamiącą śnieg, drżąc lekko, gdy następstwa klątwy spłynęły po nim. Oblizał spierzchnięte wargi, mocniej ścisnął różdżkę i spojrzał na czarodzieja stojącego naprzeciwko niego.

Ryk w jego uszach ucichł, ale apokaliptyczna wściekłość kotłująca się w jego piersi tylko wzrosła.

- Zgłaszam poprawkę. - powiedział mężczyzna, raczej łagodnie, biorąc pod uwagę okoliczności. - To było imponujące. Nie wiedziałem, że Hogwart uczy takich zaklęć swoich uczniów.

Harry nie odpowiedział. Jego umysł wirował, by poskładać wszystko w całość.

Kimkolwiek byli ci ludzie, jakiekolwiek były powody ich ataku na Hogsmeade, stały się drugorzędne. To oni byli odpowiedzialni za to, co stało się z Nathanem.

Wycelował różdżkę w mężczyznę.

Mäuschen, - zaczął czarodziej, - Czy jesteś pewien, że to jest walka, którą chcesz podjąć?

OoO

Tom wpatrywał się w Ciro, zachwycony, gdy nagle chłopak się poruszył.

Szarpnął się, patrząc z niedowierzaniem, jak Ciro wystrzelił do przodu, a z czubka jego różdżki w kierunku zamaskowanego mężczyzny wyskoczyły zielone płomienie. W ostatniej sekundzie zostały skierowany na ziemię przez nieznanego czarodzieja.

Ciro, niezrażony, kontynuował swój atak.

Zatoczył się, unikając tnącej klątwy, która przecięła drogowskaz, i poderwał się na nogi. Złote pierścienie pojawiły się wokół niego, zawisły na chwilę, po czym poszybowały w stronę mężczyzny, wirując tak szybko, że słychać było wydawany przez nie szum.

Te również zostały odbite, a to, w co uderzyły, pokryło się złotą posoką, która szybko stwardniała.

Ręka mocno chwyciła Toma za przedramię, ale ten ledwo to zauważył, zbyt zachwycony widokiem przed sobą.

Wiedział, że ten nowy Ciro jest utalentowany, ale to było coś więcej, niż mógł się spodziewać. Używał zaklęć, o których Tom nigdy wcześniej nawet nie słyszał - zabił kogoś bez wahania - i to z pomysłowością, której tak wielu brakowało. Odpierał rzucane na niego klątwy, płynnie przechodząc między ofensywą a defensywą, nieustannym oblężeniem doskonale wyważonej brutalności.

To było, on był, piękny.

To była najbardziej imponująca rzecz, jaką Tom kiedykolwiek widział, a jeszcze lepsze wrażenie robił fakt, że Ciro wygrywał.

Popychał starszego czarodzieja do tyłu, stale zyskując przewagę nad drugim, zapędzając go do narożnika.

W miarę jak walka się oddalała, wychodzili z ukrycia, bezradnie przyglądając się rozgrywającemu się przed nimi spektaklowi.

Ciro był tu w swoim żywiole.

Nawet nie próbował się teraz maskować. Żadnych półsłówek czy celowej nieudolności. Żadnego wahania czy cenzurowania umiejętności.

Władał swoją magią z płynnością. To było zapierające dech w piersiach, straszne i w pewien sposób otrzeźwiające, aby w końcu zobaczyć, co kryje się za zasłoną.

To - pomyślał Tom z rozkoszą. - była prawda. Ktokolwiek udawał Nathana Ciro, był tym, kim był w głębi duszy.


Wojownikiem. Obrońcą. Ocalałym.

To było ekscytujące być świadkiem, gdy kolejne dowody napływały do jego rąk.

OszałamiającyNiebezpiecznyRozpraszający.

Tom ledwo zdążył zareagować, by zablokować klątwę, którą mężczyzna rzucił w ich stronę. Cała trójka została odepchnięta do tyłu, a Orion krzyknął, gdy wylądował na ramieniu.

Zerknął w górę, gdy Ciro spojrzał w ich stronę, zaniepokojony tym dźwiękiem.

To był ułamek sekundy, nieświadoma potrzeba ochrony, ale to wystarczyło.

Oczy Toma rozszerzyły się, gdy smuga różu wystrzeliła w powietrze i przecięła Ciro w szyję.

Blada skóra rozdzieliła się czysto i Tom mógł zobaczyć tylko falę karmazynu, gdy chłopak desperacko chwytał się za ranę. Krew trysnęła z palców Ciro, który osunął się na kolana, a potem runął do przodu, a śnieg pod nim rozjarzył się gorącą czerwienią.

OoO

Harry obudził się w ciemności, sapiąc.

Jego ręka poleciała do szyi, palce desperacko szorując po nieuszkodzonej skórze. Chwycił się za gardło, pochylając się nad nogami i wciągając gwałtowne, ciężkie oddechy.

Drgnął, przełykając tylko po to, by poczuć, jak mięśnie pracują pod jego dłonią, i spojrzał w górę.

Niczego tam nie było.

Świat był zamazany, wokół niego rozpościerało się płótno czerni bez żadnych wyróżniających się kształtów, które mógłby dostrzec. Jego oczy łzawiły, bolały od pustki tego miejsca.

Ale w miarę jak się wpatrywał, powoli rzeczy zaczęły się pojawiać. Krawędzie ścian, panele okienne, linie desek podłogowych.

Wokół niego powstało pomieszczenie, ale było to bardziej wrażenie niż fizyczny element. Wszystko pozostawało spowite w cieniu.

- Zastanawiałam się, kiedy się tu pojawisz. - skomentował głos.

Harry przekręcił się, padając na kolana, gdy zaskoczenie przeszło przez niego. Jego oczy rozszerzyły się, gdy zobaczył postać przed sobą.

- Mama?

Twarz Lily Potter uśmiechnęła się do niego.

- Nie do końca.

Forward
Sign in to leave a review.