Należysz do mnie (a ja do ciebie) [tłumaczenie]

Harry Potter - J. K. Rowling
G
Należysz do mnie (a ja do ciebie) [tłumaczenie]
Summary
- To, co jest dla mnie absolutnie fascynujące... - powiedział Riddle, podchodząc bliżej. - to ty. - Ruszył do przodu, zmuszając Harry'ego do cofnięcia się, aż został przyszpilony do chłodnej ściany pokoju wspólnego. - A czy wiesz dlaczego?-Nie. I będę tu szczery, Riddle, nieszczególnie mnie to obchodzi.Wyższy chłopak uśmiechnął się do niego, lekko, ale w niezwykle z siebie zadowolony sposób.- To. Właśnie tutaj. - Jedna ręka podniosła się i odgarnęła część grzywki Harry'ego z jego twarzy. - Nathan Ciro był małym chłopcem bez kręgosłupa, zbyt bojącym się własnego cienia, by odważyć się choćby spojrzeć w moją stronę. Ale ty... - Pochylił się bliżej. - patrzysz na mnie, jakbyś chciał mnie zadźgać.Po wypadku Auror Harry Potter budzi się w ciele czternastoletniego Nathana Ciro, udręczonego ślizgona, który niedawno próbował popełnić samobójstwo. Szukając odpowiedzi, Harry powraca do Hogwartu i wywołuje niemałe poruszenie wśród pracowników i uczniów - zwłaszcza, gdy orientują się, że nie jest tym samym chłopcem , co kiedyś.Stara się uniknąć podejrzeń, a w miarę jak jego dążenie do prawdy zwraca na niego coraz większą uwagę, Harry zaczyna myśleć, że może mu się nie spodobać to, co odkryje.
All Chapters Forward

Chapter 13

Tom siedział, nieruchomo i spokojnie, podczas gdy reszta klasy gawędziła wokół niego.

Chaos związany z odejściem Binnsa ucichł, a asystentka profesora Kelly'ego, Cara O'Broin, została pozostawiona, by ich nadzorować, podczas gdy inni profesorowie, nieobecni w klasie, próbowali zrozumieć sytuację. Dumbledore i Dippet zabierali małe grupy uczniów, aby zapytać, co się stało i spróbować dowiedzieć się, co skłoniło niesławnie niefrasobliwego ducha do takiej reakcji.

Tom tylko z daleka zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Jego uwaga była całkowicie pochłonięta przez jedną osobę.

Nathan Ciro wyglądał jak dziwna mieszanka znużenia, rezygnacji i graniczącego z katastrofą gniewu. Była to ciekawa kombinacja, która zmieniła jego dość przyjemne rysy w coś ostrzejszego. Bardziej dzikiego.

Tom przechylił lekko głowę, otwarcie wpatrując się w chłopca i zupełnie nie przejmując się tym, że został przyłapany. Drugi siedział kilka ławek dalej, zajął je zaraz po wejściu Kelly, przyciągniętej zamieszaniem, jakie wywołała ich klasa.

Wyglądał na niespokojnego, jego palce stukały nieobecnie w biurko, a szare oczy błądziły niewidzącym wzrokiem po froncie klasy i Tom mógł niemalże poczuć myśli kłębiące się w jego umyśle.

Ciro stał się coraz bardziej nerwowy, odkąd wrócił z wypadku, rodzaj rażącego lekceważenia wszystkich i wszystkiego, który był prawie niemożliwy do ominięcia. Był niesamowicie agresywny, miał kręgosłup ze stali, która wcześniej była mokrym papierem, a ciężar jego pełnej uwagi był duszący. Wałęsał się w tych dniach, niepohamowany, nieugięty i niezamierzenie fascynujący.

Tom, w słabszych momentach, miał ochotę roztrzaskać tę wściekłą głowę i wyrwać jej sekrety.

To była nowatorska koncepcja pod wieloma względami. Ciro nie powinien mieć sekretów, a dokładniej żadnych sekretów, które warto by poznać. Jedyną lekko intrygującą rzeczą na jego temat była sytuacja rodzinna, a nawet ona - choć skandaliczna - ledwie wystarczyła, by odciągnąć uwagę Toma od jego szkolnych obowiązków na dłużej niż jedno popołudnie.

Teraz jednak, Ciro stał się interesujący. Stawanie w swojej obronie, wszczynanie bójek, uczenie uczniów, rozmawianie z istotami, które zazwyczaj unikały ludzi, niewytłumaczalna zdolność do używania bezróżdżkowej i niewerbalnej magii... to wszystko było zbyt wiele, gdy zostało tak jasno przedstawione.

Amnezja nie usprawiedliwiałaby - nie mogłaby usprawiedliwić - tych wszystkich zaskakujących zmian. Gdyby Tom nie wiedział lepiej, pomyślałby, że Ciro jest opętany.

Wstrzymał się, bo ta myśl przyszła mu do głowy, i to nie po raz pierwszy. Tom zwęził oczy, marszcząc czoło, gdy ten niedorzeczny pomysł krążył mu po myślach. Prawie potrząsnął głową na tę niedorzeczność, szyderczo się uśmiechając. A jednak, z jakiegoś powodu, coś w nim nie mogło tego tak łatwo odrzucić.

- To tak, jakbyś był zupełnie inną osobą.

- Nie bądź głupi, Riddle.

Przelotna uwaga, która spotkała się z drwiną i odpowiednią dozą niedowierzania, by sugestia zabrzmiała głupio. Całkowicie absurdalna. Nawet żenująca. Ale tego dnia w oczach Ciro było coś. Coś bliższego panice, niż Tom mógłby sądzić, że uzasadniała to ta głupia uwaga.

Oparł podbródek na dłoni, oczy miał półprzymknięte, a jego umysł nadal drążył problem, który przed nim leżał.

Wszystko w Ciro było nie tak. Wszystko, co Tom myślał, że wie o swoim żałosnym współlokatorze, było teraz w rozsypce.

- Jesteś po prostu zirytowany, że nie przejrzałeś pozorów.

Nie było mowy, żeby pomylił się w obliczeniach do tego stopnia. Nikt nie był aż tak zdolnym aktorem, nawet sam Tom, niezależnie od tego, w co Ciro zdawał się wierzyć. W którymś momencie musiałby popełnić błąd, jakiś przebłysk wszechobecnej teraz dzikości prześlizgnąłby się przez szczeliny. Byli w tym samym domu już od czterech lat i Tom nie chciał myśleć, że był na tyle nieostrożny, by przegapić tak płonącą, silną osobowość.

Pomysł, że ten Ciro czaił się pod łagodną postacią z przeszłości, był szczerze mówiąc śmieszny. Tom nie mógł sobie wyobrazić, żeby ten chłopak stał cicho, podczas gdy był bezlitośnie dręczony przez lata. Nie mógł sobie wyobrazić, że toleruje plującą zazdrość swojego mdłego brata, ani że łamie się pod plotkami, które go dręczyły - szeptami o jego rodzicach i statusie, które deptały mu po piętach.

Nie wyobrażał sobie, żeby Ciro kiedykolwiek dał się ujarzmić i wykorzystać, ani żeby próbował zakończyć własne życie.

Ten Ciro polowałby na tych, którzy go skrzywdzili i rozerwałby ich na strzępy. Tom wiedział to w swoich kościach, ponieważ podobne pozna podobne, a im dłużej obserwował, tym mniej mógł zaprzeczyć rosnącemu podobieństwu między nimi.

Miesiące temu, sugestia dzielenia cech z Ciro napawała go obrzydzeniem. Teraz, możliwość ta wywołała ciepłe iskry w jego klatce piersiowej.

Jego usta wykrzywiły się do góry.

Jakby wiedząc o jego myślach, oczy Ciro nagle się oczyściły i przeskoczyły na Toma z niepokojącą dokładnością. Wstrzymał oddech z powodu furii, która płonęła w tym spojrzeniu.

Drzwi do klasy otworzyły się, ostatnia grupa wróciła z przesłuchania. Ciro odwrócił głowę, przerywając patową sytuację i beztrosko obserwując piątkę uczniów zmierzających do swoich miejsc. Jeden z nich zatrzymał się obok O'Broin, by z nią porozmawiać, na co ta skinęła głową i skierowała ich z powrotem do ławek.

- W porządku, ostatni. - Jej oczy szybko przeszukały klasę, wyłapując tych, którzy jeszcze nie poszli. - Clarissa i Danielle. Tom. I - spojrzenie O'Broin przesunęło się dalej, spoczywając na Ciro. - I Nathan. Wy czworo udajcie się do gabinetu dyrektora. Powinniście skończyć przed lunchem, jeśli się pospieszycie.

Dwie dziewczyny z Ravenclawu wstały, pędząc do przodu. Tom ruszył spokojniej, obserwując kątem oka, jak Ciro skrzywił się z irytacją i podążył za nimi.

Szli razem korytarzem, a Tom zauważył z rozbawieniem, jak inni uczniowie zamilkli, gdy przechodzili, a ich oczy utkwione były w Ciro z niepokojem. Był to znak jego rosnącej reputacji jako osoby o złośliwym i krótkim temperamencie, albo dlatego, że większość z nich, jeśli nie wszyscy, zauważyli związek między pojawieniem się Ciro w klasie a skrajną reakcją Binnsa.

Tom zastanawiał się, ilu z nich już o tym mówiło dyrektorowi szkoły. Wpatrywał się swobodnie w Ciro, zachwycony grą emocji na twarzy tego drugiego, gdy wychodzili z klasy i spotkali się z dwiema dziewczynami.

Ciro bez słowa odwrócił się i zaczął prowadzić do gabinetu, z tą samą zastanawiającą pewnością siebie, która go przepełniała. Szedł z niedbałą pewnością siebie, taką, która wynikała ze świadomości, że jest się najbardziej niebezpieczną istotą w okolicy.

Tom podążył za nim, chowając ręce w kieszeniach, zadowolony z obserwacji.

Dwie krukonki szły za nim, rozmawiając między sobą. Były na tyle inteligentne, że ściszyły głos, ale nie zdawały sobie sprawy z tego, jak ich słowa odbijają się echem w pustym korytarzu, bez niczego, co mogłoby je ochronić. Tom słuchał ich spekulacji i obserwował, jak ramiona Ciro napinają się z każdym cichym komentarzem. Najwyraźniej nie tylko Tom miał sprawne uszy.

Poszli na drugie piętro, potem dwoma korytarzami, zanim natknęli się na posąg gargulca strzegący schodów. Ciro zatrzymał się, krzyżując ręce w oczekiwaniu.

- Nie zamierzasz ich otworzyć? - zapytała jedna z dziewczyn - Danielle - złośliwie.

Ciro rzucił jej złośliwe spojrzenie, które jednak zbyt szybko zniknęło, zastąpione brakiem zainteresowania.

- Nie znam hasła. - powiedział, po czym, po chwili przerwy - rzecz jasna.

Dziewczyna zarumieniła się, a jej przyjaciółka rzuciła Ciro ostre spojrzenie, które drugi chłopak z łatwością zignorował. Zamiast tego, jego stalowoszare oczy przeniosły się na Toma i uniósł wyczekująco brew.

Tom uśmiechnął się do niego promiennie, tylko po to, żeby zobaczyć, jak ten uszczypliwy wyraz pojawia się na jego twarzy. Zadowolony, ruszył przed siebie.

- Zaklinacz. - Tom powiedział do posągu, a ten zadrżał z jękiem. Po chwili schody zaczęły się pojawiać, gdy się obracał.

Ciro gestem nakazał dziewczynom iść pierwszym, co było albo wyrazem instynktownej uprzejmości, albo celową próbą zdenerwowania ich. Tom nie był w stanie tego stwierdzić i to podekscytowało go bardziej niż się spodziewał.

We czwórkę weszła na schody, Tom pozwolił Ciro iść z tyłu, a gdy dotarli na górę, drzwi biura były już dla nich otwarte. W momencie, gdy zobaczył Dumbledore'a stojącego w drzwiach, jego dobry nastrój prysł.

Niebieskie oczy wicedyrektora były ciepłe, gdy witał dwie dziewczyny, ale ta życzliwość umarła szybko, gdy jego wzrok wylądował na Tomie.

Był zbyt przyzwyczajony do takiej reakcji, by udawać, że mu zależy - wiedział, że od momentu, gdy mężczyzna zostawił go w sierocińcu tamtego fatalnego dnia, między nimi nigdy nie będzie niczego poza nieufnością i podejrzliwością. Ale jego zainteresowanie wzrosło, gdy zobaczył osobliwy wyraz twarzy starszego czarodzieja, który pojawił się, gdy jego uwaga w końcu przeniosła się na Ciro. Był bardziej surowy niż cokolwiek, z czym kiedykolwiek patrzył na Toma.

Twarz Ciro była podobnie ostrożna, jego oczy utkwione gdzieś ponad ramieniem Dumbledore'a, a szczęka zaciśnięta.

- Tom. Nathan. - przywitał się profesor po dłuższej przerwie. Pomachał w stronę niewielkiej kolekcji siedzeń, które ustawiono przed biurkiem Dippeta. Clarissa i Danielle były już na swoich miejscach. - Proszę usiąść, dyrektor i ja chcemy tylko zadać kilka pytań na temat... incydentu z profesorem Binnsem.

Te niebieskie oczy znów skierowały się na Ciro, po czym odpłynęły.

Tom zerknął na drugiego chłopca, na wpół zdziwiony, że Ciro już na niego patrzy.

- Oczywiście, profesorze. - powiedział Tom i usiadł na swoim miejscu. Ciro podążył za nim, niezręcznie omijając Dumbledore'a i zajął pozostałe krzesło po lewej stronie Toma.

Dippet rzucił im roztargniony uśmiech. Na jego łysiejącym czole lśniła cienka warstwa potu, a mężczyzna odruchowo wytarł ją chusteczką.

- Dziękuję wszystkim za współpracę. - zaczął, prostując się w swoim ostentacyjnym skórzanym fotelu. - Jak wspomniał profesor Dumbledore, chcemy jedynie zrozumieć, dlaczego profesor Binns zachował się w taki sposób.

Dyrektor spojrzał na nich wszystkich, a jego wzrok napiął się, gdy jego spojrzenie padło na Ciro.

- Więc, jeśli moglibyście nam powiedzieć, co widzieliście.

Tom usiadł wygodniej, przechylając uważnie głowę. Wiedział, że to będzie zabawna rozmowa.

Cisza trwała przez krótką chwilę, zanim Clarissa ją przerwała.

- Cóż, proszę pana. - zaczęła, rumieniąc się, gdy cała uwaga sali skupiła się na niej, - nie było nic dziwnego w tej lekcji. Profesor Binns pojawił się jak zawsze i rozpoczął swój wykład o najważniejszych przywódcach goblińskiej rebelii. Mówił przez może dwadzieścia minut, kiedy przerwał i... no właśnie, krzyknął na nas? - Jej głos załamał się pod koniec, brzmiała na całkowicie zdezorientowaną, gdy opowiadała o tym wydarzeniu. - Potem zniknął za tablicą, a profesor Kelly nas znalazła.

Dippet skinął powoli głową, dygocząc z niepokoju i marszcząc czoło, gdy zapisywał coś na leżącym przed nim pergaminie. Dumbledore, dla porównania, był sztywny - zafiksowany na Ciro z niezwykłą intensywnością.

- A reszta z was? - zapytał dyrektor, spoglądając pytająco w górę.

Wtedy odezwał się Tom,

- Jest tak, jak powiedziała Clarissa, dyrektorze. Wydawało się, że to przyszło znikąd.

Dumbledore wysunął się do przodu, włączając się do dyskusji.

- I nie widział pan nic, co mogłoby wywołać taką reakcję?

Tom zacisnął usta, przyglądając się profesorowi z zaciekawieniem. Dumbledore był zwykle bardziej wyrafinowany niż teraz, ale jego oczy błyszczały czymś zadziornym.

To Danielle mu odpowiedziała. Wykręciła niepewnie dłonie, odpowiednio stonowana teraz, gdy znajdowali się przed nauczycielami, ale w jej wykrzywionych ustach wciąż tkwił ślad gniewu.

- Nie znikąd. - mruknęła, - rzucił jedno spojrzenie na Ciro i zwariował. Nie żebym mogła go za to winić. - Ostatnie słowa były ledwo słyszalne ponad szeptem.

Tom był zbyt opanowany, by się skrzywić, a przy profesorach niewiele mógł zrobić, ale niezadowolenie utkwiło mu mocno w żebrach na komentarz dziewczyny. Tym bardziej, gdy obaj mężczyźni odwrócili się, by spojrzeć na Ciro.

Chłopiec wydawał się nieświadomy nagłej obserwacji, jakiej został poddany. Jego oczy były wlepione w daleką ścianę, odległe i dziwnie puste, jakby jego umysł był całkowicie oderwany od otoczenia.

- Tak - powiedział powoli Dippet, najwyraźniej zdenerwowany brakiem odpowiedzi ze strony Ciro. - Kilku studentów wspomniało, że profesor Binns wydawał się być... nieprzychylnie nastawiony do spóźnienia pana Ciro. Czy jest ku temu jakiś powód?

Tom pomyślał, że mężczyzna będzie musiał powtórzyć swoje pytanie, zważywszy na to, jak bardzo Ciro wydawał się być odseparowany od rozmowy; ale niebawem, gdy słowa opuściły usta Dippeta, Ciro odpowiedział.

- Byłem na spotkaniu z profesorem Dumbledore'em, proszę pana. Czy nie powiedział panu tego? Mam kartkę, jeśli chciałby pan ją zobaczyć.

Dippet zamrugał ze zdziwienia, a Tom musiał wcisnąć język między zęby, by zdusić chęć roześmiania się z tego, jak szybko Ciro znalazł i uderzył w ten słaby punkt. Było dobrze strzeżoną tajemnicą, że Dumbledore i Dippet, choć stanowili zgrany zespół, mieli również bardzo odmienne zdania i często spierali się na różne tematy.

To, że Ciro nie tylko to zauważył, ale też nie miał problemu z drążeniem, było miłą niespodzianką - tym lepszą, że Dippet zmarszczył brwi na swojego zastępcę w wyraźnej frustracji.

- O co chodziło w tym spotkaniu?

Dumbledore chciał odpowiedzieć, ale Ciro wtrącił się do rozmowy, wciąż patrząc w bok. Jego apatia była nieskazitelna, jednak Tom wiedział, że chłopak był niezwykle wsłuchany w rozgrywającą się przed nim grę.

- Moje wybory czytelnicze, proszę pana. Ostatnio więcej czasu spędzam w bibliotece.

To była doskonale nieprecyzyjna odpowiedź i Dippet wyciągnął własne wnioski.

- Chłopak dopiero co wrócił ze szpitala, Albusie, na litość Merlina. Czy to aż tak dziwne, że chciałby się trochę pouczyć, żeby nadrobić zaległości? Nie jesteś nawet jego głową domu. Gdybyś się martwił, powinieneś był powiedzieć Horacemu. - Dyrektor potrząsnął głową, odprawiając swojego zastępcę, zanim ten zdążył odpowiedzieć.

Tom przygryzł lekko dolną wargę i powiedział sobie, że uśmiechanie się byłoby teraz niestosowne. Nie mógł jednak powstrzymać się od zastanowienia, co skłoniło Dumbledore'a do wyciągnięcia ręki do Ciro. Profesor Transmutacji nie był znany ze swojej troski o ślizgonów, a Tom wiedział z doświadczenia, że rozmowa z Dumbledore'em częściej niż rzadziej oznacza przesłuchanie.

Postukał palcami o udo, zanim siłą je zatrzymał.

Kolejny sekret, który musiałby wydobyć z drugiego chłopca.

Dippet westchnął i machnął ręką na drzwi, które otworzyły się pod jego wpływem.

- Wasza czwórka może odejść, dziękuję za wasz wkład.

Tom wstał, chcąc wyjść i odbyć swoją własną dyskusję z Ciro, ale nie uszli dalej niż kilka kroków, zanim Dumbledore odezwał się ponownie.

- Panie Ciro, czy jest pan pewien, że nie widział lub nie zrobił pan nic, co mogłoby spowodować taką reakcję profesora Binnsa?

Jego ton silnie sugerował jego myśli w tej sprawie, oskarżenie oczywiste dla wszystkich z nich. Ciro zatrzymał się, po czym obrócił się w precyzyjnym i napiętym ruchu, który był zakorzeniony w gracji. Wpatrywał się w Dumbledore'a.

Na twarzy Ciro malowały się początki złości - tak sprzeczne z jego osobowością, nową i starą, że Tom nie mógł powstrzymać się od uniesienia brwi. Ciro był gniewnym osobnikiem, to prawda, ale to było coś mroczniejszego i widok tego w tak oczywisty sposób był nieco zaskakujący.

Tom nie zdawał sobie sprawy, że ta dwójka miała ze sobą wystarczająco dużo kontaktu, aby wytworzyła się między nimi jakaś wrogość. W zasadzie wiedział, że nie, co sprawiało, że było to o wiele bardziej intrygujące.

Ciro wyglądał niemal na zdradzonego.

Dlaczego tak bardzo zależało mu na opinii człowieka, który w przeszłości nigdy nie okazał mu nawet odrobiny troski? Ciro nie powinien mieć żadnych wspomnień związanych z Dumbledore'em, a jednak ten poziom niechęci nie powstał z dnia na dzień. To był rodzaj wolno płonącego gniewu, który narastał przez lata bez kontroli.

Palce Toma zaczęły mrowić, jego potrzeba odkrycia prawdy kipiała z desperacją, która całkowicie go zaskoczyła.

- Przepraszam, profesorze. - Tom przerwał, wysuwając się do przodu, by stanąć ramię w ramię z Ciro. Spojrzenie drugiego chłopca nawet nie mignęło w jego kierunku, ale tak blisko Tom mógł poczuć nieustanny nacisk magii Ciro na swojej skórze, co sprawiło, że oblał go zimny, a potem gorący rumieniec. - Czy próbujesz zasugerować, że Nathan w jakiś sposób... wystraszył profesora Binnsa?

Upewnił się, że w jego tonie jest odpowiednia ilość uprzejmego niedowierzania, z nutą sceptycyzmu tak ostrą, że wywołała nawet grymas u Dippeta.

- Oczywiście, że nie, panie Riddle. - dyrektor zapewnił go szybko, rzucając Dumbledore'owi jeszcze jedno uciszające spojrzenie, które sprawiło, że Tom miał ochotę wyszczerzyć zęby w zadowoleniu. - To absurd. Profesor Binns nigdy nie uciekłby przed uczniem. Naprawdę, Albusie? - Brzmiał zarówno na zakłopotanego, jak i wściekłego na pytanie swojego zastępcy.

Gdy obaj mężczyźni odwrócili wzrok, oczy Ciro w końcu przeczołgały się po Tomie, pełne podejrzliwości i irytacji - co było po prostu niegrzeczne. Przecież pomagał.

Tom przyglądał się chłopcu, zwracając uwagę na jego poważną zmarszczkę i wory pod oczami. Ciro był cały czas taki ponury, zawsze taki był, ale tam, gdzie dawniej Toma to nie obchodziło, teraz ogarnęło go nagłe i irracjonalne pragnienie zobaczenia uśmiechu Ciro.

- Przepraszam, proszę pana? - zapytała Clarissa, przerywając cichą bitwę, w którą zaangażowani byli profesorowie. Dippet spojrzał na nią, speszony i wciąż wzburzony. Dziewczyna mądrze się pospieszyła, - Zastanawiałam się tylko, co się stanie, jeśli nie uda się znaleźć profesora Binnsa? - Brzmiała niepewnie, jakby nawet nie wiedziała, o co pyta.

Dippet wydał z tyłu gardła niezobowiązujący odgłos.

- Do zajęć zostanie przydzielony zastępca profesora, przynajmniej na czas, gdy profesor Binns będzie... nieosiągalny. Ale nie powinniście się martwić, mamy inne duchy, które go szukają i jestem pewien, że to tylko kwestia - ach, Baron!

Tom odwrócił się, patrząc, jak duch Domu Slytherinu wisi w drzwiach biura. Jak zawsze, mieniąca się srebrna krew, plamiąca przód jego szaty, przyciągała światło. Duch zawisł na chwilę przed biurem, a jego wychudzona twarz wykrzywiła się z dyskomfortu, gdy ostrożnie wszedł do pokoju.

Jego biała twarz zadrżała dziwnie, jego rysy stały się nieczytelne, zanim powrócił do swojego normalnego stanu. Zmiana była oszałamiająca, choć trwała krótko, a powietrze w gabinecie wydawało się chłodniejsze.

Białe oczy barona przeskoczyły nad wszystkimi, nawet nad Tomem, którego duch zawsze witał skinieniem głowy, i wylądowały na Ciro. Znów cała jego istota zdawała się zadrżeć, ledwo wyczuwalny dreszcz, po czym niemal natychmiast ustąpił.

Obydwaj wpatrywali się w siebie przez mniej niż sekundę, dziwne połączenie zostało przerwane, gdy Ciro mrugnął. Baron zwrócił się do dyrektora szkoły, najwyraźniej zadowolony z tego, że zignorował całą tę interakcję.

Tom spojrzał na Ciro, dostrzegając drżenie jego rąk i chorobliwą bladość skóry, gdy dyrektor ponownie ich odprawił.

Nigdy wcześniej nie widział, żeby ktoś fizycznie zareagował na ducha, ani żeby człowiek miał taki wpływ na duchy. To był drugi, który zachowywał się dziwnie w pobliżu Ciro i Tom nie mógł się powstrzymać od zastanawiania się, co to oznacza.

Spojrzał w dół na swoje dłonie, gdy cała czwórka ruszyła do wyjścia i przypomniał sobie, kiedy ostatni raz widział duchy grasujące po korytarzach.

- To tak, jakbyś był zupełnie inną osobą.

0o0

Harry wtargnął do pokoju wspólnego Slytherinu, z trudem zrywając swoją torbę z ramion. Kilku uczniów, którzy jeszcze nie udali się do Wielkiej Sali na lunch, spojrzało w górę, zaskoczonych sceną, jaką zrobił.

Harry zignorował ich, jego klatka piersiowa była nieprzyjemnie napięta.

Wciąż czuł głębokie zimno, które wbiło się w jego kości, gdy Krwawy Baron na niego spojrzał. Te pozbawione wzroku oczy wpatrywały się, przeszywając jego duszę. Harry czuł się widziany w sposób, w jaki nie czuł się jeszcze od czasu przebudzenia, czuł się znany - i to go przerażało.

Rzucił swoją torbę na pierwszą wolną ławkę, którą zobaczył i zatrzymał się obok niej. Potarł jedną ręką usta, myśli krążyły mu po głowie; drugą oparł na piersi, dłoń przycisnął do niej, daremnie próbując uspokoić walące serce.

Co się ze mną dzieje, do cholery?

Ręka chwyciła go za biceps, nie była ani mocna, ani delikatna, i Harry się uchylił. Złapał za cienki nadgarstek i wyrwał się z uścisku.

Riddle wpatrywał się w niego, oczy jak jedwabne noże wślizgiwały się pod jego skórę.

Powietrze między nimi stało się nieruchome.

- Wyjdźcie.

Harry zamrugał, a szelest dziesiątek uczniów sprawił, że jego uwaga odwróciła się od chłopca stojącego przed nim. Patrzył, zdumiony, jak pozostali ślizgoni ruszyli do głównych drzwi, odwracając głowy i porzucając wszystko, co robili, na słowo jednego czternastolatka. Nie mógł uwierzyć w siłę, jaką posiadał Riddle, gdy dwaj siódmoroczni przeszli obok nich.

Wracając wzrokiem do Riddle'a, Harry po cichu podziwiał, jak łatwo musiało mu to przychodzić. Zawsze wiedział, że Riddle był szanowany i obawiany w swoim domu, ale nie zdawał sobie sprawy, jak żelazny był jego uścisk nawet teraz.

Czy w tym momencie w ogóle znał swoje dziedzictwo? Czy wiedział, że jest potomkiem samego Salazara Slytherina?

Harry zmrużył oczy, wyciągając z pamięci wszystko, co wiedział o tej części przeszłości Riddle'a. Ojciec i dziadkowie chłopca zginęli latem 1943 roku, o ile dobrze pamiętał. To było ponad rok od teraz, co oznaczało, że Riddle nie mógł wiedzieć wszystkiego o swojej rodzinie - o Gauntach i obsesji matki na punkcie jego ojca.

Jeszcze nie.

- Dokąd się wybierasz?

Harry wrócił do siebie, zdając sobie sprawę, że stał jak głupi na środku pokoju wspólnego, ściskając nadgarstek chłopca. Miał ochotę zasyczeć na własną głupotę, że pozwolił sobie na opuszczenie gardy przy tym chłopaku.

- Co? - zapytał ostro, uwalniając Riddle'a.

Chłopak zakołysał głową jak ptak.

- Gdzie przepadłeś? Czasami jesteś tak pogrążony w myślach, że nie mogę się powstrzymać od zastanowienia. - Riddle zbliżył się do niego, a Harry uparcie trzymał się swojego stanowiska. - Co się dzieje w tej twojej głowie, Ciro?

Harry zmarszczył nos na granicy palącego zainteresowania wyrazem twarzy Riddle'a. W ogóle nie podobało mu się to spojrzenie.

- Nie twój interes, Riddle. - odparł, odchylając się lekko do tyłu, nienawidząc tego, że ślizgon był od niego wyższy i potrafił się tak wywyższać bez wysiłku. - Możesz się wycofać?

- Czego Dumbledore chciał od ciebie? - Riddle zażądał, omijając prośbę Harry'ego, jakby w ogóle jej nie było. Prostolinijne podejście zaskoczyło go na chwilę, wyprowadzając z równowagi.

- Co? - Harry zapytał ponownie, marszcząc czoło.

- Dumbledore. O czym rozmawialiście, nie mogło być tylko o twoich lekturach. - Brzmiał na tak pewnego siebie.

Oczy Harry'ego zwęziły się.

- Tak było. - odgryzł się.

Riddle przewrócił oczami, ale za tym gestem nie kryła się irytacja. Zamiast tego wyglądał na podekscytowanego.

- Z Dumbledorem to nigdy nie jest takie proste. Nigdy nie wyciągnąłby do ciebie ręki, ślizgonie, chyba że uznałby, że robisz coś szczególnie... - kącik ust Riddle'a wykrzywił się w ostrym rozbawieniu - niebezpiecznego.

Pochylił się, a jego wyraz twarzy był żywy i jasny.

- Więc powiedz mi, Nathanie. Co zrobiłeś, żeby zwrócić na siebie jego uwagę?

- Najwyraźniej bajki są na liście obserwacyjnej. - Harry zaintonował beznamiętnie, obserwując szybki błysk pytań w oczach drugiej osoby.

- Musi być w tym coś więcej. - Powiedział Riddle, odrzucając tę odpowiedź niemal natychmiast. - Byłeś w dziale ksiąg zakazanych?

Harry napotkał oczy Riddle'a, jego temperament zaczął się burzyć.

- Nie. Twój. Interes. - Powiedział, wyraźnie i powoli. Harry odsunął się na bok, wyślizgując się z duszącej obecności, jaką emitował Riddle. Ruszył w stronę miejsca, gdzie rzucił swoją torbę, zamierzając się stąd wynieść.

- W porządku - powiedział Riddle swobodnie, natychmiast podnosząc Harry'ego do pionu. - Powiedz mi, co zrobiłeś Binnsowi, a także baronowi.

Na te słowa Harry drgnął, napinając się z powrotem w klatce piersiowej.

Riddle, drapieżnik w głębi duszy, podjął temat, gdy Harry się zawahał.

- Obaj wiemy, że to ty podburzyłeś Binnsa, a przed chwilą w biurze coś w tobie sprawiło, że baron się zachwiał.

Harry wyczuwał zbliżanie się chłopaka, szmer butów na bujnym dywanie. Zacisnął szczękę,

- Nic nie zrobiłem.

Śmiech zatańczył na jego karku, a uśmiech Riddle'a był słyszalny, gdy figlarnie mruknął,

- Kłamca.

To nie było coś, z czym Harry chciał mieć do czynienia. Obrócił się, patrząc na Riddle'a.

- Idź wtykać nos w czyjeś inne sprawy, zanim go złamię.

- Nie - odparł Riddle, radosny w sposób, w jaki cieszyły się dzieci, które właśnie poznały znaczenie tego słowa. - To najlepsza zabawa, jaką miałem przez cały rok. To jest interesujące, Ciro. I...

Oddech Harry'ego wyrwał się zza zębów na celową pauzę, którą zrobił Riddle, jego magia przetaczała się pod jego skórą.

- To, co jest dla mnie absolutnie fascynujące... - powiedział Riddle, podchodząc bliżej. - to ty. - Ruszył do przodu, zmuszając Harry'ego do cofnięcia się, aż został przyszpilony do chłodnej ściany pokoju wspólnego. - A czy wiesz dlaczego?

- Nie. I będę tu szczery, Riddle, nieszczególnie mnie to obchodzi.

Wyższy chłopak uśmiechnął się do niego, lekko, ale w niezwykle z siebie zadowolony sposób.

- To. Właśnie tutaj. - Jedna ręka podniosła się i odgarnęła część grzywki Harry'ego z jego twarzy. - Nathan Ciro był małym chłopcem bez kręgosłupa, zbyt bojącym się własnego cienia, by odważyć się choćby spojrzeć w moją stronę. Ale ty... - Pochylił się bliżej. - patrzysz na mnie, jakbyś chciał mnie zadźgać.

- W takim razie sugeruję, żebyś się wycofał, zanim ulegnę pokusie. - szepnął Harry, napinając ciało w przygotowaniu do ataku. Cała ta konfrontacja była niepokojąca; nie tylko dlatego, że było to zaskakująco otwarte dla ślizgona, by wprost zapytać, zamiast wykręcać z kogoś odpowiedzi, ale dlatego, że w oczach Riddle'a była szczera radość z jego groźby.

Uśmiech Riddle'a powiększył się, ale chłopak nie odsunął się. W jego wyrazie pojawił się cień ostrego zdumienia. Jego milczenie trwało tylko chwilę, zanim odezwał się ponownie.

- Kim ty naprawdę jesteś?

To pytanie wyrwało Harry'emu powietrze z płuc.

- Oczywiście nie jesteś Ciro. - Riddle kontynuował bezlitośnie w obliczu niezdolności Harry'ego do odpowiedzi. - Wspomnienia czy nie, to nie wyjaśnia twoich nowych zdolności, bezróżdżkowej i niewerbalnej magii? - Chłopak mlasnął językiem w lekkim napomnieniu. - Niezbyt powszechna, a już na pewno poza jego zasięgiem przed atakiem. Twoja magia jest inna, praktycznie wycieka z ciebie, a każdy, kto poświęci czas na przyjrzenie się, może stwierdzić, że jesteś o wiele potężniejszy niż nawet niektórzy z naszych szanownych profesorów.

Oczy Riddle'a przeleciały po jego twarzy, nienasycone.

- Cała Twoja osobowość jest antytezą wszystkiego, czym był Nathan Ciro. Nie boisz się złościć ludzi i z pewnością nie boisz się odwetu. - Głos Riddle'a opadł niżej, kuszący, ale brutalny, gdy kontynuował rzucanie swoich spostrzeżeń w twarz Harry'ego. - Patrzysz na nas wszystkich, jakbyśmy byli w twoich oczach rozkapryszonymi dziećmi - zabawnymi, owszem, ale ostatecznie nie stanowiącymi zagrożenia. A teraz masz szkolne duchy, które albo uciekają przed tobą w popłochu, albo drżą przed tobą. Nie jesteś nim. – Pewność zawarta w tej deklaracji była porażająca.

- A więc - ciągnął Riddle, opierając się na piętach, oczy płonące - pytam ponownie. Kim ty naprawdę jesteś?

Napięcie w nim pękło.

- Nie wiem, o czym mówisz. - Harry powiedział, a przypływ adrenaliny sprawił, że krawędzie jego wzroku stały się ciemne. Wszystko, co mógł zobaczyć, to budująca się fascynacja na twarzy Riddle'a. Jego umysł się trząsł, a każdy instynkt krzyczał, żeby uciekał, ale był zamrożony.

- Myślę, że wiesz. - zaprzeczył, uśmiechając się ze zwycięstwem. Przebłysk tego ostrego jak brzytwa zapału niknął pod maską grzeczności. Fałszywy odwrót.

- Ale w porządku. Przypuszczam, że byłoby nudno, gdybyś wyjawił wszystkie swoje sekrety tu i teraz. - Potem, jak gdyby nigdy nic, Riddle zapytał: - Czy poczyniłeś jakieś postępy w naszym projekcie obronnym?

Zmiana była szokująca, a Harry, wciąż zdenerwowany wszystkim, co wydarzyło się dziś rano - Dumbledore'em, Binnsem, baronem, słowami Riddle'a - musiał się odwrócić. Jego dłonie zwinęły się w pięści, a frustracja wybuchła w nim. Musiał odejść, zanim zrobi coś, czego będzie żałował, na przykład uzna zbyt trafne przypuszczenia Riddle'a, albo rzuci się na niego i go zrani.

Ignorując Riddle'a, Harry chwycił swoją torbę i ruszył w stronę schodów, zdecydowany zamknąć się w swoim pokoju i obmyślić następny ruch.

- Ucieczka sprawia, że wyglądasz na winnego. - Riddle zawołał za nim pomocnie, a Harry zgrzytnął zębami, idąc szybciej.

0o0

Różdżka spoczywała bezwładnie w jego dłoni.

Bezwiednie przechylił nadgarstek, palce ułożył płasko, i pozwolił jej przetoczyć się do drugiej ręki.

Nie było w niej nic - żadnej iskierki ciepła, żadnego pociągnięcia, żadnej nutki mocy, którą była w stanie władać. Drewno było zimne w dotyku, nienaturalnie zimne, i nawet ciepło jego skóry nie było w nie wchłaniane.

Gellert w zamyśleniu stukał różdżką o dłoń.

Nie wyczuł żadnej zewnętrznej siły, która próbowałaby na nią wpłynąć, nic, co mogłoby wyjaśnić, w jaki sposób różdżka zniknęła z jego dłoni kilka dni temu, by po kilku minutach powrócić bez zapowiedzi, pokryta ziarenkami białego piasku.

Było to z pewnością ciekawe - i bardziej niż trochę niepokojące. Podobnie jak dziwne wahanie, które odczuwał podczas rzucania czarów różdżką. Przez te wszystkie lata, kiedy ją posiadał, nigdy nie miał problemów z jej używaniem.

Zmarszczył brwi i spojrzał z dystansem.

- Mój Panie?

Gellert zanucił, przechylając głowę, by pokazać, że słucha, ale nie pofatygował się, by spojrzeć na mężczyznę, który wszedł. Coś znajdowało się na granicy jego świadomości, cienista postać, która groziła zniknięciem, gdy tylko zwrócił na nią uwagę.

- Co jest? - zapytał nieobecnie, czekając, czy ta wizja nabierze kształtu.

- Benat zgłosił postępy w realizacji swojego zadania.

Gellert zamrugał, łącząc imię z zadaniem, o którym mowa, po czym uśmiechnął się.

- Doprawdy? Nasz przyjaciel z sektora imigracyjnego w końcu... przejrzał na oczy?

- Tak sądzę, mój panie. Benat powiedział, że dostarczył wystarczającej motywacji.

Zadowolony, Gellert skinął głową.

- Doskonale. Informuj mnie na bieżąco. Benat potrafi być nadgorliwy. – Zaśmiał się do siebie, po czym machnął ręką - Możesz już odejść.

Mężczyzna zatoczył się, szybko wycofał z pokoju i zamknął za sobą drzwi.

Gellert odetchnął głęboko w panującej ciszy, oczy mu się zamykały.

Na granicy jego pola widzenia zniknęła cienista sylwetka.

Forward
Sign in to leave a review.