![Należysz do mnie (a ja do ciebie) [tłumaczenie]](https://fanfictionbook.net/img/nofanfic.jpg)
Chapter 12
On kłamie.
Orion obserwował plecy Ciro, gdy starszy chłopak prowadził ich przez korytarze, ręce wciąż mieli złączone, kroki były szybkie, ale na tyle krótkie, że nie miał trudności z nadążeniem, gdy zmierzali do pokoju wspólnego. To było nieświadomie rozważne ze strony Ciro, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak bardzo zdesperowany wydawał się być, by uciec z plaży.
Oczy Oriona były na wpół przymknięte, ale uważnie się w niego wpatrywał, pewien, że chłopak jest wystarczająco zajęty, by nie zauważyć jego spojrzenia. Zauważył napięcie w wąskich ramionach, twardą szczękę i sposób, w jaki jego palce delikatnie zaciskały się wokół dłoni Oriona.
Wcześniej nie był tego pewien, zważywszy na tak wiele sprzecznych rzeczy otaczających chłopca, z tą nową postawą i wyczuwalną aurą drapieżnika, która teraz unosiła się wokół niego. Ale wydarzenia na plaży nie były czymś, co mógł zignorować lub przeoczyć. To było oczywiste.
Ciro kłamał.
Najwyraźniej w bardzo wielu kwestiach i Orion nie mógł się powstrzymać od myśli, że to bardzo niegrzeczne ze strony tego chłopca. Ukrywanie przed nim tych wszystkich pysznych, pikantnych sekretów.
Był pewien, że Ciro rozumiał znaczenie nazwy, którą nadał mu centaur. Już sama jego reakcja to zdradzała, a kolejne próby Ciro, by go zmylić, były obraźliwe dla nich obu.
Pytanie jednak brzmiało: po co w ogóle zawracać sobie tym głowę? Co takiego było w tym określeniu, że Ciro uznał za konieczne kłamać? Czy było to ostrzeżenie? Obelga?
Ale nie, to nie mogło być prawdą. Wódz centaurów był dziwnie pełny szacunku, gdy rozmawiał z Ciro, był pokorny w swoim zachowaniu, a oni nie byli rasą, która niepotrzebnie obrzuca się obelgami.
Być może więc był to tytuł. Ale dlaczego Ciro? Co w nim było uważane za godne takiego tytułu? Nie było w nim nic imponującego - choć to już nie do końca prawda, jak sądził.
Orion z zachwytem słuchał każdej opowieści innych o lekcjach, które dzielili z Ciro. Poprawianie profesorów, nauczanie innych, rzucanie wyzwania Riddle'owi. Wszystko to było fascynujące.
Orion widział nawet pokazy bezróżdżkowej magii, o których mówił Gus w ciągu ostatnich kilku dni. Małe, nieistotne rzeczy, które szybko zsumowały się w obciążające dowody. Dowody na co, wciąż nie był pewien, ale to wszystko było bardzo podejrzane.
Jednak nawet wśród tych wszystkich szeptów Orion nie słyszał, by Ciro wykonał coś tak skomplikowanego jak tarcza bezróżdżkowa - i to na tyle silna, by odeprzeć fizyczne uderzenia.
To, że Ciro poruszał się tak instynktownie, zdradzało poziom doświadczenia, którego nie powinien posiadać, świadczyło o wrodzonej wierze we własne możliwości skutecznego blokowania takich ataków bez wahania. Nie było w nim widać wahania ani wątpliwości.
Ciro nawet chodził z płynnością, jakiej nigdy wcześniej nie miał, z głową uniesioną wbrew wszystkiemu, co o nim wiedzieli; a z tego, co Orion widział i słyszał, był całkowicie gotów bronić się, brutalnie, jeśli zajdzie taka potrzeba.
I jego magia. Samo to wystarczyło, by Orionowi zakręciło się w głowie.
Magia Ciro nie przypominała już jego własnej.
Wcześniej była spokojna i opanowana, zwinięta ciasno w jego wnętrzu, jakby bała się rozciągnąć. Tak bardzo jak sam chłopiec. Nie było to nic nieznaczące, ale nigdy nie zadał sobie trudu, by uczynić z niej coś więcej niż tępy instrument. Niedorozwinięta, w każdym znaczeniu tego słowa.
Ale teraz była jak szalejące inferno, płynące z wnętrza Ciro i palące każdego, kto się z nim zetknął. Jego magia była teraz złośliwą, plującą bestią i jeśli wierzyć wrażliwości Oriona, Ciro miał w sobie tyle magii, że mógłby rywalizować z Dumbledorem.
Orion spojrzał w dół na ich splecione dłonie, przekręcając lekko nadgarstek, by zobaczyć knykcie Ciro. Jego ciekawość niecierpliwie parła do przodu, przez co na chwilę zabrakło mu tchu.
Chciał wiedzieć.
Chciał wiedzieć, jak to jest możliwe i skąd wzięła się ta niewidzialna dotąd moc. Chciał wiedzieć, co Kýrios znaczyło i dlaczego Ciro tak drastycznie zbladł.
Chciał wiedzieć, dlaczego ten drugi tak wyraźnie kłamał na temat swoich wspomnień, twierdząc, że nie zna swoich kolegów, a mimo to jego oczy w najdziwniejszych momentach pulsowały ostrymi błyskami rozpoznania. Albo jak poruszał się po korytarzach bez przerwy i zdawał się mieć o wiele większą wiedzę o swoich zajęciach, niż powinien.
Orion chciał wiedzieć o tym chłopcu wszystko. Rozplątać sieć kłamstw, którą Ciro tak bezmyślnie snuł. Chciał rozwikłać każdy sekret i wpełznąć do jego głowy, aż nie będzie w nim nic, czego Orion by nie widział.
Przeniósł wzrok z powrotem na podstawę szyi Ciro, myśląc o całej tej zabawie, którą będą mieli razem. Już dawno Orion nie miał nic ciekawego, w czym mógłby zatopić zęby.
Ale zanim to wszystko...
- Wszystko w porządku, Ciro? - Zapytał łagodnie, ściskając lekko dłoń.
Starszy chłopak zamrugał, zatrzymując się nagle i zerkając na niego, jakby zapomniał, że Orion tam był. Niedopuszczalne, ale Orion był skłonny pójść na ustępstwa. Popracują nad tym, nowe zwierzaki potrzebują przecież czasu, by się przystosować.
- Tak - westchnął Ciro, pocierając twarz wolną ręką- tak, jestem po prostu zestresowany.
Orion zanucił, rozumiejąc i dodając otuchy.
- Nie co dzień w szkole atakują cię magiczne stworzenia. - powiedział i patrzył, jak Ciro wypuszcza z siebie zaskoczony śmiech.
- Przepraszam. - powiedział Ciro, wciąż chichocząc - Przepraszam, po prostu miałem zabawną myśl. - Zanim Orion zdążył to zakwestionować, chłopak kontynuował: - Ale czy wszystko w porządku? Wiem, że cię ostrzegałem, ale nie tego spodziewałem się tam na dole. Nic ci się nie stało; nie boisz się?
Orion prawie przewrócił oczami, ale powstrzymał się, ponieważ Ciro obserwował go uważnie, jego wzrok krytycznie przesuwał się po ciele Oriona, a jego magia wibrowała między nimi. Owinęła się wokół Oriona jak delikatny uścisk, ciepło nie było już piekące, lecz przyjemne jak światło słoneczne. Obserwując go, Orion zdał sobie sprawę z niemałym zaintrygowaniem.
To był rodzaj podstawowej magii medycznej, niezupełnie coś, czego uczono w Hogwarcie. Tak naprawdę niewielu, poza uzdrowicielami i aurorami, zawracało sobie nią głowę, co rodziło pytanie, gdzie Ciro się jej nauczył.
Ojciec Ciro był pomniejszym politykiem w sektorze imigracyjnym, a jego matka zarządzała ich majątkiem. Żadne z nich nie miało styczności z medycyną, o czym Orion wiedział.
Przypuszczał, że Ciro mógł się tego nauczyć podczas pobytu w szpitalu, ale nawet jeśli, to nie powinien umieć posługiwać się tym tak biegle.
Orion nie zadał żadnego z pytań, które cisnęły mu się na zęby. Zamiast tego uśmiechnął się i powiedział.
- Nic mi nie jest. Ochroniłeś mnie przed nimi. Dziękuję.
Ciro odwzajemnił uśmiech, tylko małe skrzywienie warg, ale to sprawiło, że Orion poczuł głód.
Może i był niebezpieczny, potężny i dziwnie spostrzegawczy, ale Ciro najwyraźniej nadal miał tak samo miękkie serce jak wcześniej. Tak długo, jak Orion będzie dbał o tę część siebie, będzie miał mnóstwo czasu na poznanie Ciro.
- To było naprawdę imponujące. - powiedział Orion, spoglądając spekulacyjnie w górę na Ciro, - poradziłeś sobie z tym wszystkim naprawdę dobrze. Nigdy wcześniej nie widziałem, żebyś poruszał się tak szybko. Nawet nie widziałem strzały, dopóki nie wbiła się w tarczę. - Włożył w swój ton odpowiednią dozę zachwytu, a nie było to nawet takie trudne, biorąc pod uwagę, że Orion był pod wrażeniem.
- Dzięki. - Ciro odpowiedział, a potem nie powiedział nic więcej. Całkowicie zignorował możliwość, jaką zostawił mu Orion, by wyjaśnić lub pochwalić się. Albo był zapierającym dech w piersiach ignorantem w kwestii społecznych wskazówek, albo po mistrzowsku unikał słownej pułapki.
Orion nie mógł tego do końca stwierdzić - i to sprawiło, że miał ochotę się roześmiać.
0o0
- Myślisz, że powinniśmy powiedzieć profesorom? - zapytał Orion, pogodny i chętny, jakby nie zostali właśnie zaatakowani i prawie zabici.
Harry zmrużył oczy i spojrzał na młodszego chłopca. Jego dłoń wciąż tkwiła w dłoni Oriona, ale nie zawracał sobie głowy próbami jej odzyskania. Ten drugi będzie musiał w końcu puścić.
- Nie wiem. - powiedział Harry, myślami wracając do spotkania na plaży. - Nie wydaje mi się, żeby centaury zaatakowały kolejnych uczniów. To było tylko nieporozumienie. I żadnemu z nas nic się nie stało. Ale może wspomnę o tym Slughornowi, kiedy zobaczę go następnym razem, tak na wszelki wypadek.
Orion przytaknął z łatwością,
- Dobry pomysł. I masz rację, nie sądzę, by zaatakowali ponownie. Po prostu wyglądały na zaskoczone tobą.
Harry zmarszczył brwi, uznając powagę tego punktu, nawet jeśli Orion nie miał odpowiedniego kontekstu. To z jego powodu zostali zaatakowani. Centaury... wyczuły, kim - czym - jest Harry, i przestraszyły się. Mimowolnie zacisnął wolną dłoń wokół miejsca, gdzie na biodrze znajdował się znak, mocno go przyciskając.
Kýrios.
Nigdy wcześniej nie słyszał tego słowa, nie znał języka, z którego się wywodzi, ale uderzyło ono głęboko w jego umysł.
Pan.
Tak nazwał go wódz i Harry miał straszne podejrzenie, że dokładnie wie, do czego nawiązała.
Nie mógł temu zaprzeczyć, nie mógł tego zignorować. Znak, widmo, które widział, dziwna znikająca różdżka, ciemny kształt, który go prześladował, a teraz to.
Nagle zachciało mu się płakać. Poczuł ostrzegawcze ukłucie za oczami i znów ruszył, próbując powstrzymać łzy.
Harry nie chciał tu być. Nie chciał tego tytułu, ani tych dziwnych rzeczy, które wciąż działy się wokół niego. Chciał być po prostu normalny, choć raz w życiu.
Chciał być po prostu Harrym. Dlaczego wszyscy byli tak bardzo przeciwni temu, by miał spokojne życie?
Harry poprowadził Oriona prosto do pokoju wspólnego, zatrzymując się na chwilę, bo nie mógł sobie przypomnieć hasła, aż Orion wślizgnął się przed niego i zrobił to za niego.
Pokój był stosunkowo pusty, choć było w nim kilku uczniów, których Harry rozpoznał jako tych z roku Nathana. Orion pociągnął go za rękę, ciągnąc Harry'ego za sobą, gdy szli w tym kierunku.
Harry spiął się, dostrzegając w ostatniej sekundzie idealnie przylizane włosy Riddle'a, ale Orion był zwodniczo silny jak na swój rozmiar, a ich przybycie sprawiło, że wszyscy spojrzeli w górę.
Augustus wyglądał na o włos od skoku z krzesła, a kilku innych chłopców miało uniesione brwi w zainteresowaniu. Harry odwrócił wzrok; oczy tęsknie spoglądały na schody, które prowadziły do jego pokoju. Gdy tylko Orion go puści, Harry rzuci się do ucieczki.
- Gdzie byłeś? - spytał August, tonem zbliżonym do żądania.
Orion roześmiał się, głośno i radośnie. Harry skrzywił się, bo zobaczył błysk w oczach młodszego chłopca.
- Orionie... - próbował ostrzec.
- Ciro i ja poszliśmy na spacer po plaży i zostaliśmy zaatakowani przez centaury. - Orion powiedział, przebijając się przez protesty Harry'ego. Wyglądał na nieskończenie zadowolonego z siebie.
- Co? - August warknął, przeszywając Harry'ego wzrokiem w niemym oskarżeniu. Harry podniósł ręce, albo próbował, bo Orion jeszcze go nie wypuścił.
- Poszedł za mną. - Harry zaprotestował, - Nie prosiłem go, żeby się przyczepił.
- To była super zabawa. - Orion kontynuował uparcie, - Ciro nawet odbijał ich strzały tarczą. - Potem, z chytrym uśmiechem, dodał z lubością: - Bezróżdżkową.
- W porządku. - mruknął Harry, wysuwając rękę z dłoni Oriona z pewnym ostrym wykręceniem, - Idę do swojego pokoju. Nie róbmy tego więcej.
- Dlaczego centaury miałyby cię zaatakować? - zapytał Riddle, wślizgując się do rozmowy jak cholerny drapieżnik.
Harry nie wiedział, dlaczego się zatrzymał, ale nigdy nie mógł sobie pomóc, gdy chodziło o Toma Riddle'a.
- Nie mam pojęcia. Musieliśmy ich zaskoczyć.
- Wódz był jednak miły. - Orion powiedział, radosny, - odwołała stado i przeprosiła.
Ciemne oczy Riddle'a powędrowały z powrotem do Harry'ego, wydając się zdecydowanie zbyt zainteresowane.
- Rozmawiałeś z wodzem centaurów? Zwykle nie utrzymują kontaktów z ludźmi. Dlaczego mieliby rozmawiać z tobą?
Nie było to pytanie obraźliwe, więc Harry poczuł tylko małą iskierkę urazy.
- Po prostu nie chciała mieć kłopotów z profesorami. Zabicie studenta prawdopodobnie źle by wyglądało. - Jego ton był suchy, sarkastyczny, a niektórzy z pozostałych chłopców wyglądali na zaskoczonych.
- A teraz proszę mi wybaczyć. - Harry znów zaczął iść, ignorując skomlenie, jakie wydał Orion i to, jak młodszy chłopak próbował go złapać.
- Dlaczego odchodzisz? Zostań.
Harry nie odwrócił się, zręcznie uchylając się przed chwytającymi palcami.
- Nie, mam sprawy do załatwienia. Zobaczymy się jutro.
Zniknął w swoim pokoju i zupełnie nie zauważył ciężkiego spojrzenia chłopaków, którzy stali za nim.
Musiał wrócić do biblioteki.
0o0
Następnego ranka Harry siedział pochylony nad swoim talerzem przy śniadaniu, mrugając mętnie do filiżanki.
Spędził poprzednie popołudnie, przeglądając książki z biblioteki, bezczelnie okłamując bibliotekarkę, dlaczego chciał wypożyczyć wybrane przez siebie pozycje, po czym opuścił kolację i wrócił do pokoju, który uważał za swój własny. Godziny mijały niezauważenie, zbyt zajęty próbą ułożenia sobie w całość tego, co się z nim działo.
Jak na tak długą legendę, zaskakująco mało było relacji i badań na temat Insygniów Śmierci. Nawet mając własne doświadczenia z tymi przedmiotami, Harry był sfrustrowany brakiem informacji. Nie było nic poza spekulacjami, plotkami i pogłoskami na temat tych przeklętych obiektów, niektóre z nich wprost zaprzeczały sobie, inne były na tyle niejasne w opisie, że Harry mógł się tylko zastanawiać, czy autor w ogóle wie, o czym mówi.
Zakończył pracę dobrze po północy, zamykając tomy i opierając się o biurko, wsłuchując się w absolutną ciszę panującą w zamku.
Harry drzemał, ale nigdy nie udało mu się przejść nad przepaścią do nieprzytomności. Jego umysł był zbyt zagracony, a zmysły zbyt wyostrzone, by pozwolić mu na słodkie uwolnienie.
A teraz za to płacił.
Harry ziewnął, z opóźnieniem podnosząc rękę, by zakryć usta.
Wielka Sala wciąż się zapełniała, uczniowie w grupach po dwóch lub trzech, w większości ubrani stosownie do dnia, gotowi do zajęć. Harry obserwował ich przez przymknięte oczy, nieświadomie popijając herbatę i rozkoszując się palącym ciepłem.
Stół Slytherinu był nadal w większości pusty, tylko niektórzy uczniowie z wyższych klas skupili się wokół samego końca stołu. Harry nie zwracał na nich uwagi, mimo że Carrow szyderczo się z niego naśmiewał, gdy usiadł na środku stołu.
Harry zjadł swoje śniadanie mechanicznie, wyczerpany i nienawidzący każdej sekundy. Bycie uwięzionym w tak młodym ciele było niewygodne i brakowało mu możliwości zarywania całych nocy bez pogrążania się w chaosie.
Spojrzał w górę, gdy weszło kilku profesorów, przyglądając się im z ciekawością i na chwilę napotkał spojrzenie Dumbledore'a. Skupienie w tych niebieskich oczach zaskoczyło go i sprawiło, że gwałtownie zamrugał i szybko odwrócił wzrok, zdenerwowany nagłą uwagą swojego dawnego dyrektora.
Harry potrząsnął głową, besztając samego siebie. Ułamek sekundy kontaktu wzrokowego nie był niczym niepokojącym. Zachowywał się bardziej paranoicznie niż zwykle.
Odetchnął, po czym spojrzał w stronę wyjścia. Dumbledore siedział i rozmawiał ze Slughornem, a Harry westchnął na myśl o własnej niedorzeczności.
Ktoś opadł na ławkę obok niego. Harry napiął się, magia zakręciła, zanim rozpoznał Oriona i zmusił się do uspokojenia się.
- Dzień dobry. - Orion zamruczał, - wyglądasz jak gówno.
Harry parsknął, usta wykrzywiając w bezradnym rozbawieniu.
- Dzięki, czuję się jak gówno. - Następnie rozejrzał się wokół, - Gdzie jest twój cień?
- Masz na myśli Gusa? - Orion uśmiechnął się, sięgając po kromkę tosta, - On jeszcze śpi. Wczoraj wieczorem nie spaliśmy do późna, kończąc jakieś zadanie domowe. A co z tobą, też nie spałeś w nocy? - W jego tonie była nuta insynuacji, a Harry rzucił młodszemu chłopcu krzywe spojrzenie.
- Prowadziłem badania. - odpowiedział Harry.
Orion zachichotał, unosząc brwi,
- Czy tak to się nazywa w dzisiejszych czasach?
Harry odłożył filiżankę i zmarszczył brwi na chłopaka.
- Masz trzynaście lat, dlaczego w ogóle o tym mówisz?
Na twarzy młodszego chłopca pojawił się cwaniacki uśmiech.
- Jestem zaręczony. Muszę wiedzieć o tych rzeczach, równie dobrze mogę się ich nauczyć teraz.
Harry skrzywił się, odwracając wzrok. Nie zapomniał, jak młodzi czystokrwiści mają tendencję do żenienia się i posiadania dzieci. Ale nie zdawał sobie sprawy, że trzynaście lat to dobry wiek, by już rozpocząć proces zaręczyn. Orion był jeszcze dzieckiem.
- Nie ma się czego wstydzić. - Orion powiedział, głosem opadającym nisko i kusząco, przekomarzając się. - Więc, z kim byłeś?
- Z nikim. - odpowiedział stanowczym głosem, - a teraz przestań gadać i zjedz swojego tosta.
Orion usiadł z powrotem, nucąc lekko,
- Tak, ojcze. - Uśmiechnął się, biorąc obfity kęs.
Harry odwrócił się z powrotem do swojego posiłku, choć rozproszyło go przybycie kilku sów. Spojrzał w górę, oczy automatycznie szukały śnieżnobiałych piór, zanim zmusił się do przerwania. Minęły lata, ale nigdy nie mógł się zmusić, by jej nie szukać.
Jedna z sów podfrunęła w jego stronę, lądując na stole, między półmiskiem z bekonem a dzbankiem z sokiem, i podskoczyła bliżej, wysuwając nogę w stronę Harry'ego.
Przez chwilę trwał w bezruchu, po czym wyciągnął rękę, by wyrwać z niej kremową kopertę, drugą ręką oferując trochę swojego bekonu. Sowa, piękna szara i cętkowana biel, skubnęła z wdzięcznością jego palce, po czym odleciała.
Harry wpatrywał się w ptaka, a potem w kopertę. Wytarł palce o spodnie, po czym otworzył ją, wyciągając złożony pergamin.
Ledwie zdążył przeczytać "Mój kochany Nathanie", napisane elegancko czarnym atramentem, zanim jego wzrok powędrował na sam dół, aby sprawdzić, kto jest autorem. Przy słowach "Twoja kochająca matka" skrzywił się.
Nie zadając sobie trudu przeczytania listu, Harry wsunął go z powrotem do koperty, a potem do kieszeni. Nie miał teraz czasu na pełne dobrych intencji wiadomości od Cynthii. Współczuł jej i Benedyktowi, ale miał ważniejsze sprawy na głowie niż odgrywanie posłusznego syna. Odpowie jej później.
Na szczęście Orion nie skomentował jego reakcji, choć Harry został uraczony zaskakująco ostrym i poszukującym spojrzeniem, gdy skończył posiłek i wstał, by wyjść.
- Miłego dnia. - Orion powiedział mu łagodnie.
Harry zawahał się przez chwilę, po czym pochylił głowę i ruszył w stronę wyjścia. Najpierw czekała go Historia Magii i nie mógł się doczekać, kiedy prześpi się z nudów. Miał nadzieję, że po drzemce będzie w lepszej formie, by poradzić sobie z resztą dnia.
Wszedł na pierwsze piętro, kierując się w stronę klasy, kiedy poczuł ostrzegawcze szarpnięcie. Harry obrócił się, ale był zmęczony, jego refleks powolny i nie był wystarczająco szybki, by powstrzymać osobę, która go chwyciła i wbiła w kamienną ścianę. Harry chrząknął, ból rozkwitł z tyłu głowy, z miejsca, w które ją uderzył, i spojrzał w górę na szczerzącą się twarz Carrowa.
- Hej Nattie. - Carrow powiedział, a jego ręce mocniej wcisnęły się w szatę Harry'ego i zacisnęły niewygodnie wokół jego gardła. - Miałem ochotę z tobą porozmawiać.
Harry chwycił dłonią jeden z nadgarstków Carrowa, ale nie był na tyle silny, by go odepchnąć. Carrow miał nad nim przewagę zarówno wzrostu, jak i wagi, a przypięty tak, jak był, potrzebowałby większej dźwigni, by móc się uwolnić. Szybko zerknął za niego, widząc jego dwóch przyjaciół z pierwszej nocy, którzy stali tam z równie zadowolonymi uśmiechami.
Harry zwiotczał.
- Carrow. - przywitał się nijako, - Twój nos wygląda lepiej.
Chłopak warknął, podnosząc Harry'ego z miejsca, a następnie wbijając go z powrotem w ścianę.
- Jesteś małym gówniarzem, Ciro. Myślisz, że tylko dlatego, że nauczyłeś się kilku nowych sztuczek, że nagle jesteś lepszy ode mnie?
Harry powoli otworzył oczy, zamknąwszy je przy drugim uderzeniu. Wpatrywał się w Carrowa, niezrażony jego pozerstwem.
- Wiem, że jestem od ciebie lepszy, głupku. A teraz mnie puść, bo rozwalę ci nie tylko twarz.
Uśmiech Carrowa zwęził się, stając się kwaśny i złośliwy.
- Jesteś tego pewien? Słyszałem, że kręcą cię takie rzeczy.
Szczęka Harry'ego zacisnęła się, jego cierpliwość się rozpadła. Miał już tego dosyć, dosyć tych dzieci i ich zaczepek. Jego gniew zamienił się w lodowatość. Temperatura korytarza, w którym się znajdowali, spadła, gdy jego magia zaczęła się rozprzestrzeniać. Carrow zdawał się tego nie zauważać, ale jego dwaj towarzysze tak, a ich nerwowe spojrzenia świadczyły o rodzącym się strachu.
Harry wpatrywał się w Carrowa, odmawiając reakcji. Nie wtedy, gdy chłopak mocniej wykręcił nadgarstki, częściowo odcinając mu tlen. Nawet wtedy, gdy chłopak rozchylił kolana Harry'ego.
Harry ostrożnie przesunął drugą rękę, twarz wciąż pusta, a Carrow zamarł, gdy zarejestrował wciśnięcie różdżki Harry'ego w miękkie ciało jego wnętrzności.
- Puść mnie. - powiedział Harry, - albo tym razem stracisz więcej niż godność.
Carrow wessał gwałtownie powietrze, rysy wykrzywiły się, gdy otworzył usta.
- Nie zrobiłbyś tego? - Harry dokończył za niego, z pogardliwym wyrazem twarzy. - Czy naprawdę chcesz podjąć taką szansę?
Rozsądnie, Carrow puścił go, cofając się sztywno. Harry trzymał różdżkę wycelowaną w chłopca, upewniając się, że ma jego uwagę, zanim przemówił.
- Powiem to jeszcze raz, żeby to do ciebie dotarło. Mam was dosyć, ludzie. Następna osoba, która do mnie podejdzie, następna, która spróbuje czegoś takiego, nie obchodzi mnie co to będzie - żart, kawał, zaczepka, cokolwiek - spędzi tydzień w skrzydle szpitalnym. Jeśli ktoś spróbuje jeszcze raz, jego pobyt tam będzie nieokreślony. Czy wyrażam się jasno?
Albo to spokojny wyraz jego twarzy, albo obezwładniająca obecność jego magii została w końcu uznana, ale Carrow zrobił się biały. Przytaknął.
Harry upuścił różdżkę,
- Doskonale. Wyświadcz mi przysługę i rozpuść wieści. Ostatnie, czego chcemy, to żeby komuś stała się krzywda, bo nie usłyszał nowych zasad. - Harry przywołał swoją magię, a trzej chłopcy naprzeciwko niego odetchnęli z ulgą.
- Wynocha. - powiedział Harry.
- Nie sądzę.
Cała czwórka zamarła.
Harry zamknął oczy.
- P-profesor Dumbledore, proszę pana. - Jeden z przyjaciół Carrowa jąkał się. - To nie jest...
- Sądzę, że potrafię odczytać sytuację dość jasno, dziękuję, panie Malcom. - Profesor uciął surowo. - Dwadzieścia punktów od Slytherinu za niewłaściwe zachowanie i po pięć za bójkę.
- Nie biliśmy się! - powiedział Carrow, a jego bezczelność powróciła teraz, gdy Harry wpatrywał się w dal, cicho panikując. - My tylko...
- Groziliście sobie nawzajem? - Dumbledore zaproponował, a jego ton nadal był pełen dezaprobaty. - Widzimy się wieczorem na szlabanie, panie Carrow. Trzy dni powinny wystarczyć. Jeśli chcecie odzyskać te punkty, radzę wam udać się na następne zajęcia i dobrze się spisać. Panie Ciro, proszę ze mną.
Harry spojrzał na swoje buty, odetchnął i ruszył za Dumbledorem.
0o0
Nie powinno go dziwić, że Dumbledore miał w tym czasie inne biuro, ale jakoś wciąż zaskoczyło Harry'ego, że nie został zaprowadzony do gabinetu dyrektora.
Niewygodnie było siedzieć na pluszowym fotelu, trzymając w ręce filiżankę z herbatą i starając się nie patrzeć starszemu mężczyźnie w oczy.
Nie spodziewał się, że tak szybko zostanie ponownie przedstawiony Dumbledore'owi w cztery oczy, a już na pewno nie po tym, jak ten przyłapał go na słownej groźbie umieszczenia trzech starszych uczniów w szpitalu. Harry obwiniał swój brak snu o to, że znalazł się w trudnej sytuacji. Powinien był wyczuć, że ktoś taki jak Dumbledore się zbliża, ale był zbyt skupiony na Carrow, by uważnie obserwować otoczenie.
Czuł, jak jego instruktor z wydziału aurorów skarcił go z pięćdziesięciu lat w przyszłości.
Dumbledore rozsiadł się wygodnie w fotelu naprzeciwko Harry'ego, trzymając w rękach własną filiżankę. Wyglądał swobodnie, nie przejmując się sytuacją. Nawet po sześćdziesiątce Dumbledore wyglądał niezwykle młodo. Teraz, gdy Harry poświęcił trochę czasu, by przyjrzeć się temu drugiemu człowiekowi - naprawdę się mu przyjrzeć - był wstrząśnięty tym, jak bardzo się różnił.
Szaty nie miały jeszcze tej samej bujności, którą pamiętał z młodości, kolory były stonowane, a krój raczej standardowy. Jego broda była przycięta, nawet nie zbliżała się do długości, jaką będzie miał, gdy zostanie dyrektorem szkoły, a włosy nadal były rude, jedynie z pasemkami srebra.
Harry nie spuszczał wzroku z herbaty. Wiedział, że nie wyjdzie stąd, dopóki Dumbledore nie będzie gotowy.
- Czy herbata nie przypadła panu do gustu, panie Ciro? - zapytał Dumbledore z nutką humoru w głosie.
Harry nie podniósł wzroku.
- Nie, profesorze. Po prostu nie jestem zbyt spragniony.
Dumbledore mruknął, a jego filiżanka lekko brzęknęła, gdy postawił ją na stole między nimi.
- To szkoda. Zawsze lubiłem filiżankę dobrej Earl Grey na rozpoczęcie dnia. Cóż, chyba lepiej będzie, jak zaczniemy. - Harry zobaczył, że Dumbledore rozprostował nogi i pochylił się do przodu. - Jak się pan miewa, panie Ciro?
Pytanie było niespodziewane, a łagodny ton jeszcze bardziej. Harry podniósł wzrok, zatrzymując spojrzenie tuż nad ramieniem mężczyzny.
- Dobrze się czuję, profesorze.
Na twarzy mężczyzny pojawił się smutny uśmiech.
- Mój chłopcze, myślę, że obaj wiemy, że to nieprawda. - Przezwisko sprawiło, że Harry drgnął. Już dawno nie był tak nazywany przez tego człowieka. Usłyszenie tego przezwiska przywołało wspomnienia z Wieży i rewelacji, która zrujnowała życie Harry'ego.
Filiżanka na stole Dumbledore'a zagrzechotała niebezpiecznie, zanim Harry zdążył stłumić swoją magię. Dumbledore przechylił głowę w stronę filiżanki, po czym spojrzał na Harry'ego.
- Nie ma nic złego w tym, że nie jest w porządku. To, co przeszedłeś, było bardzo traumatycznym przeżyciem, więc to naturalne, że jesteś zdenerwowany i zły, Nathanie.
Pomimo tematu, Harry musiał przyznać rację mężczyźnie. Dumbledore był w tym mistrzem. Gdyby Harry rzeczywiście był cierpiącym na amnezję czternastolatkiem, może nawet by to zadziałało.
- Nawet tego nie pamiętam, proszę pana.
Litość na twarzy Dumbledore'a stała się widoczna przez chwilę, zanim ją wymazał.
- To nie znaczy, że nie może cię to nadal boleć. Sama świadomość, że coś ci się przytrafiło, może czasem wystarczyć.
Ta rozmowa nie zmierzała w kierunku, o którym Harry mógł swobodnie rozmawiać. Wiedział o tych wszystkich rzeczach, ale nic mu się nie przydarzyło. Nie był tu ofiarą, ale jeśli nie chciał słuchać, jeśli by się odepchnął, to Dumbledore mógł się tylko bardziej postarać.
Harry rozważał w głowie różne możliwości, po czym zdecydował się po prostu mieć to już za sobą. Opuścił ramiona, przygryzł wargę i niepewnie wykonał kolejny oddech.
- Po prostu mam dość tego, jak oni wszyscy mnie traktują. - Powiedział, trzymając się prawdy tak blisko, jak to tylko możliwe.
Dumbledore wydał cichy odgłos, podchwytujący, więc Harry kontynuował.
- Oni myślą, że to żart. Myślą, że to zabawne, ale nie rozumieją. Robią komentarze, popychają mnie. Więc się wściekam. Chcę tylko, żeby przestali i zostawili mnie w spokoju.
- Izolacja to potężna obrona. Wielu ludzi woli być samotnych w trudnych chwilach. - Brzmiał, jakby rozumiał, i Harry przypuszczał, że na swój sposób tak było. Po Arianie, Dumbledore dobrze wiedział, co to znaczy wycofać się w głąb siebie. - To, co robią inni, nie jest w porządku, Nathanie. - kontynuował mężczyzna, a Harry musiał odeprzeć zarzuty, które chciał rzucić. - Ale wiesz, dlaczego musiałem odebrać Ci punkty.
To nie było pytanie, lecz zaproszenie, tak subtelne, że Harry nie wychwyciłby go, gdyby nie szukał. Przytaknął cicho, oczy kierując w dół, by Dumbledore nie dostrzegł w nich emocji. Nie przeprosił za to, co zrobił, ale miał nadzieję, że jeśli Dumbledore uzna go za skruszonego, to szybciej go wypuści.
- Dobrze. - Dumbledore westchnął, odchylając się w fotelu, - Cieszę się, Nathanie. Jesteś bardzo dojrzałym młodym człowiekiem i widzę, że daleko zajdziesz w przyszłości.
- Dziękuję panu. - powiedział Harry, ledwo powstrzymując się od przewrócenia oczami na ten protekcjonalny komplement.
- Zanim pozwolę ci odejść, muszę omówić z tobą jeszcze jedną sprawę. - Dumbledore powiedział, opierając ręce na kolanach, spokojny, mimo że jego słowa sprawiły, że w Harry'ego znów wkradło się napięcie.
Oczywiście, że tak, pomyślał ze złością, oczywiście, że miałeś inny powód, żeby mnie szukać. Zawsze tak robisz, prawda?
Trzymał te myśli w ukryciu.
- Zauważyłem, że ostatnio spędzasz więcej czasu w bibliotece. Pani Argus powiedziała mi, że zainteresowałeś się czymś nowym.
Harry'emu ścisnęło się w żołądku.
Cholera.
- Magia czasu jest raczej niezrozumiała, mimo że książka, którą wypożyczyłeś, ledwie obejmuje podstawy, przykuła jej uwagę. Powiedziała, że wspomniałeś, że to dla osobistego projektu?
Jasna cholera.
Harry odchrząknął, w głowie mu wirowało. Nie spodziewał się, że bibliotekarka zwróci uwagę na tę książkę. To była bardziej teoria niż cokolwiek innego i nie była z działu zastrzeżonego, więc myślał, że będzie w porządku. Ale jeśli powiedziała o niej Dumbledore'owi, to co jeszcze mu powiedziała? Czy mówiła o innych książkach, które wypożyczył? Nie było w nich nic szczególnie obciążającego, ale w przypadku Dumbledore'a trudno było powiedzieć, co mogłoby go zdradzić.
Zrobił to, co robił odkąd tu przybył. Skłamał.
- To było coś, o czym moja mama mówiła, kiedy jeszcze byłem w domu. Wspomniała o tym temacie, a ja byłem... ciekawy. Uznałem, że sprawdzę to po powrocie do Hogwartu. - Wtedy, żeby go zbyć, w końcu spotkał się z oczami Dumbledore'a, pewny, że jego tarcze są wystarczająco silne, by powstrzymać nieuniknione próby czytania w myślach tego człowieka.
- Nie wiedziałem, że to może sprawić problem, profesorze.
- Nie ma problemu. - Dumbledore powiedział lekko, uśmiechając się, ale jego oczy były zbyt ostre. - To po prostu interesujący temat do studiowania. Wygląda na to, że się rozkręcasz, zamierzałem zaoferować ci pomoc, gdybyś potrzebował sugestii, jakie książki przejrzeć do swojego projektu.
Cholernie mało prawdopodobne, pomyślał Harry, uśmiechając się ciasno.
- Nie trzeba, profesorze. Doceniam to, ale poradzę sobie.
Zerknął na zegar i poczuł ulgę, która go ogarnęła.
- Jeśli można, to czy mogę już wyjść? Zaczęły się zajęcia z Historii Magii, a ja muszę nadrobić zaległości.
Dumbledore jeszcze przez chwilę przyglądał mu się z uwagą, po czym skinął głową.
- W porządku, Nathanie. Pozwól, że wypiszę Ci zwolnienie.
Harry z wdzięcznością odstawił filiżankę na stół i wstał, przerzucając torbę przez ramię. Czekał tak cierpliwie, jak tylko potrafił, aż Dumbledore wypisał swój kwitek i podał mu go do ręki.
- Dzięki. - powiedział, biorąc go i chowając do kieszeni. Uśmiechnął się jeszcze raz do Dumbledore'a, niezręcznie i rozpaczliwie uciekając. - Życzę miłego dnia, proszę pana.
Starał się nie biec i ruszył w stronę drzwi.
W momencie, gdy je otwierał, Dumbledore odezwał się po raz kolejny.
- Zauważyłem, że wziąłeś też kilka "Opowieści barda Beedle'a". Nadrabiasz zaległości w czytaniu bajek na dobranoc?
- Bajki na dobranoc są dla dzieci. - Harry odpowiedział, zanim zdążył się powstrzymać, i musiał stłumić chęć uderzenia głową o framugę drzwi. A tak dobrze sobie radził. - To znaczy, nie pamiętam ich. Mama mówiła, że kiedyś mi je czytała, a ja byłem ciekawy...
Czuł na sobie wzrok Dumbledore'a, który przeszywał go po plecach.
- Jest pan ciekawy wielu rzeczy, panie Ciro.
Połknij dropsa, pomyślał Harry.
- Czy jest coś złego w byciu ciekawym, profesorze?
- Nie - odparł Dumbledore - Tak długo, jak jest to z umiarem.
Harry chwycił klamkę drzwi, by ukryć, jak trzęsła mu się ręka.
- Będę o tym pamiętał. Do widzenia, profesorze.
Zamknął drzwi, upewniając się, że jego oddech jest równy i powolny.
Harry szedł na Historię w oszołomieniu, odtwarzając w głowie przebieg rozmowy i starając się powstrzymać nagłą panikę.
Jak to się stało, że Dumbledore w ciągu kilku dni przeszedł od nie przejmowania się Nathanem Ciro do zasadzania się na niego w celu przesłuchania?
Zatrzymując się tuż przed salą do historii, Harry skorzystał z okazji, by przetrzeć twarz. Sprawy tak szybko wymknęły się spod kontroli. Teraz, oprócz wszystkich swoich badań, przypadkowego opanowania śmierci i zajmowaniem się Riddlem, musiał uważać na Dumbledore'a.
Harry jęknął, tłumiąc hałas w dłoniach. W tym tempie nie chciał już nawet być w Hogwarcie. To nie było warte tego stresu.
Z głośnym westchnieniem Harry wyciągnął swoją przepustkę i pchnął drzwi do klasy. Wszedł do środka, obrzucił pomieszczenie spojrzeniem, napotykając oczy uczniów, którzy podnieśli wzrok na jego wtargnięcie, po czym spojrzał na Binnsa.
Duch, zwykle zbyt pochłonięty swoimi wykładami, by nawet zauważyć uczniów, przerwał niekończący się wywód.
Harry zatrzymał się tuż przy wejściu do klasy, zdezorientowany, gdy te mlecznobiałe oczy natychmiast się na nim skupiły. Nigdy wcześniej nie widział Binnsa tak świadomego.
Wtedy profesor zawył.
Harry nie był jedynym uczniem, który zatkał sobie uszy dłońmi, gdy upiorne zawodzenie odbiło się torturującym echem po całym pomieszczeniu.
Hałas podniósł się jeszcze bardziej, kilku uczniów zerwało się z krzeseł w gorączkowej próbie ucieczki, a Harry patrzył, jak Binns podnosi się z miejsca za podium i ucieka z klasy przez tablicę.
Nagła cisza była szokująca i Harry miał problemy z usłyszeniem zaniepokojonych pogawędek, które przebijały się przez nieustanne dzwonienie w jego uszach.
Powoli wyprostował się z pozycji, opuścił ręce i wpatrywał się w miejsce, które kiedyś zajmował duch.
To nie było coś, czego się spodziewał.
Harry przełknął głośno, a węzeł w jego piersi zacisnął się, gdy kolejny element znalazł się na swoim miejscu.
Nie było innego wytłumaczenia, które przychodziło mu do głowy. Reakcja Binnsa, magicznych stworzeń, widmo dziewczyny, cienista postać, która go prześladowała.
Nie mógł temu zaprzeczyć.
Był Panem Śmierci.