![Należysz do mnie (a ja do ciebie) [tłumaczenie]](https://fanfictionbook.net/img/nofanfic.jpg)
Chapter 9
Harry wiedział, że jest śledzony, gdy tylko skręcił za pierwszy róg w drodze na Obronę. Czuł mrowienie, które przebiegało wzdłuż jego kręgosłupa - sposób, w jaki włosy na karku stawały na baczność - i nie wiedział czy przewracać oczami z irytacji, czy syczeć z frustracji.
Był już niestabilny po swojej małej kłótni z Riddlem, miał ściśnięty żołądek i palce mocno zaciśnięte w pięść, by powstrzymać wrzącą magię. Nie chciał jeszcze mieć do czynienia z nikim innym.
Tylko... Te słowa - uprzejmość oferty maskująca bezduszność współlokatorów Nathana...
Właśnie to go tak rozzłościło.
Jakie prawo miał Riddle, żeby nagle chcieć pomóc, skoro wcześniej pozwalał Nathanowi męczyć się?
Hipokryzja, arogancja i...
Harry zacisnął oczy, zatrzymując się i ściskając mostek nosa. Zmusił się do uspokojenia oddechu i pozwolenia swojej magii na ustabilizowanie się. Pozwolenie sobie na wymknięcie się spod kontroli nie przyniosłoby niczego poza spowodowaniem kolejnych problemów.
Kłucie na granicy zmysłów wyostrzyło się i Harry otworzył oczy, ale nie zrobił żadnego ruchu, by opuścić rękę, skutecznie osłaniając większą część twarzy przed kimkolwiek, kto go obserwował.
Szczerze mówiąc, był coraz bardziej zmęczony nieustanną potrzebą znęcania się nad nim przez niektórych uczniów. To było dziecinne i małostkowe i czuł, że jego cierpliwość jest na wyczerpaniu.
Cały ten chaos był już wystarczająco trudny - wszystkie niewiadome, z którymi musiał sobie poradzić, wszystkie pytania i obawy piętrzące się w jego głowie, stres depczący mu po piętach i ten cholerny symbol na biodrze - bez konieczności radzenia sobie z takimi rzeczami jak szkoła, praca domowa i okrucieństwo dzieci.
Nie chciał nikogo szczególnie skrzywdzić, a zwłaszcza grupki szkolnych dzieciaków. Był aurorem przede wszystkim i złożył przysięgę, że będzie chronić. Ale Harry już dawno temu nauczył się, że znęcanie się, bez względu na to, jaką przybierało formę, ma w zwyczaju eskalować do katastrofalnych rozmiarów.
Nathan był tego najlepszym przykładem.
Harry powoli opuścił rękę i ruszył przed siebie. Był boleśnie świadomy, że korytarze są teraz opustoszałe, ponieważ tak bardzo pozostał w tyle za początkowym pędem uczniów rozchodzących się do swoich nowych klas. Był, dla wszystkich zamiarów i celów, sam.
Ktokolwiek za nim szedł, jeśli sądził, że samotność uczyni go łatwiejszym celem, czekała go przykra niespodzianka.
Jego kroki niosły się straszliwym echem, odbijając się od kamieni i ostrzegając każdego w pobliżu o jego nadejściu. Nie starał się ich ukryć.
Skręcił w kolejny róg, wchodząc do nowego korytarza - węższego niż inne w zamku - gdy wyłoniła się przed nim samotna postać; nie przypominała największego przeciwnika, z jakim miał do czynienia, ale i tak wydawała się nieco przerażająca.
Harry zatrzymał się po raz kolejny, kiwając głową i skanując krytycznie chłopaka przed sobą. Był bardziej niż trochę rozczarowany, widząc krawat Gryffindoru.
Wiedział, że jego dawny dom nie był przykładem prawości, za jaki go uważał, i że Gryffindor miał wiele problemów. Powinien był przewidzieć, że przyjdzie mu się zmierzyć z członkami innych Domów. Jednak jakaś część jego duszy nadal była zasmucona, że Gryffindor upadł tak nisko.
To również go wkurzało.
Harry zacisnął wargi i spojrzał na niego ostro, czekając, aż ten drugi coś zrobi.
Nastąpiła pełna napięcia pauza, gdy żaden z nich się nie poruszył. Wtedy, tuż za nim, Harry usłyszał zbliżanie się innych.
Rzucił szybkie spojrzenie przez ramię, dostrzegając dwóch kolejnych Gryfonów wychodzących zza rogu. To oni musieli być tymi, którzy go śledzili.
Harry poprawił pasek torby i powoli dał się zapędzić dalej w głąb korytarza. Pierwszy chłopak podniósł rękę, gdy się zbliżyli. Jego uśmiech był zbyt szeroki, a oczy zbyt ostre, jak na gust Harry'ego.
- Ciro! Chciałem z tobą porozmawiać, odkąd wróciłeś.
Harry wpatrywał się w niego beznamiętnie, przygotowując się na to, co miało się wydarzyć. Było tak wiele sposobów, na jakie mogliby to załatwić - i chociaż Harry był bardziej niż zdolny do radzenia sobie z fizycznymi lub słownymi konfrontacjami, nie chciał, żeby to się przeciągało bardziej, niż musiało.
- Czy to zajmie dużo czasu? - zapytał nagle, przebijając się przez głupią fasadę, którą próbowali go oszukać. Nigdy nie rozumiał, dlaczego niektórzy ludzie tak bardzo lubili udawać. Wolał, kiedy jego wrogowie po prostu zachowywali się wrogo. W ten sposób było o wiele łatwiej. - Mam zajęcia, na które muszę się dostać. - Gestem wskazał na korytarz za chłopcem.
Pozostała dwójka prześlizgnęła się po bokach przyjaciela, tworząc prowizoryczny mur, który zagrodził mu drogę. Harry pozwolił swoim oczom przeskakiwać między nimi.
Musieli być na piątym lub szóstym roku. To tylko rok lub dwa, ale różnica wzrostu między nimi a Harrym była zbyt wyraźna, by mogli być z tego samego rocznika.
- Więc? - Zapytał, gdy zbyt długo zwlekali z odpowiedzią.
Po ich twarzach przemknęły grymasy, wykrzywiając nieprzyjemnie ich rysy. W ich oczach pojawiła się również iskierka niepewności i Harry podejrzewał, że byli zaskoczeni jego postawą. Już sam ten widok sprawił, że ucieszył się, że nie musiał udawać Nathana dłużej, niż było to konieczne.
Na samą myśl o tym, jak długo Nathan musiał cierpieć w tej męczarni, zgrzytnął zębami. Nie miał nikogo, kto by się nim zaopiekował. Nie miał nikogo, kto byłby gotów stanąć w jego obronie. Znosił wszystko, czym go obrzucali, dopóki nie poczuł, że musi z tym skończyć, żeby uciec.
Najwyższy czas, żeby ktoś wziął na swoje barki część tego ciężaru, nawet jeśli Nathan nie będzie miał okazji się o tym przekonać.
Zszedł na bok i zaczął iść, z determinacją stawiając kroki.
- Hej! - Ramię wyciągnęło się i zatrzymało go, naciskając na jego klatkę piersiową, aż został zmuszony do cofnięcia się. - Nie powiedzieliśmy, że możesz iść. - Drugi chłopak splunął, jego twarz zarumieniła się.
- Marnujesz mój czas. Jeśli masz coś do powiedzenia, to miejmy to już za sobą. - Harry odparł.
- Oho. - Trzeci chłopak zaśmiał się, bujając się z powrotem na piętach z uśmiechem, który nie zapowiadał niczego dobrego. - Spójrz na siebie, Ciro. Wreszcie masz trochę ikry, co? Szkoda, że tak długo trwało, zanim się rozwinęła - mogłaby pomóc przy twoim wypadku.
Harry czuł, jak wzbiera w nim gniew. Nie rób tego, dzieciaku, pomyślał zawzięcie, nie waż się obracać tego w żart.
- Tak - powiedział radośnie pierwszy z nich, kontynuując to samo, co jego przyjaciel. Musieli zobaczyć coś w jego oczach i wiedzieć, że trafili w nerw. - Ale z drugiej strony, prawdopodobnie nie podjąłeś zbyt wiele walki.
Harry zacisnął pięści, ukrywając trzaski magii, o których wiedział, że przebiegają wzdłuż opuszków jego palców. To był pierwszy raz, kiedy ktoś był na tyle bezczelny - do diabła, na tyle odrażający, by poruszyć ten temat z taką ostrością. Odkąd wrócił, szepty obelg deptały mu po piętach, ale nikt nie był na tyle głupi, by powiedzieć mu to prosto w twarz, aż do teraz.
Czy oni w ogóle rozumieją, co się stało? Czy mają pojęcie, co to może zrobić z człowiekiem? Czy wiedzą, jakie to uczucie być gwałconym w taki sposób?
Górna warga Harry'ego wykrzywiła się w niewyraźnym szyderstwie. Bo oczywiście, że nie. Byli niczym więcej niż dziećmi, które nigdy nie doświadczyły trudności w swoim życiu.
Nie wiedzieli, jak demoralizujące, jak niszczące, jak bolesne jest bycie przypartym do muru - przyszpilonym - i bycie zbezczeszczonym za jednym zamachem.
Harry jednak widział - może nigdy tego nie doświadczył, nie w pełni - ale widział następstwa tego, co spotkało Nathana. Widział ich wiele podczas swojej pracy jako auror. Robił zdjęcia mężczyznom i kobietom, widział puste spojrzenie w ich oczach, obrzydzenie, które czuli do samych siebie, lub czystą złość z powodu tego, co przeszli.
To nie było coś, po czym można było tak po prostu przejść do porządku dziennego. I z pewnością nie było to coś, z czego można się śmiać.
- Nie wiesz, o czym, kurwa, mówisz. - Powiedział nisko, gardłowo. Czuł, jak jego magia buzuje z tyłu gardła, domagając się uwolnienia. - Więc sugeruję, żebyś zszedł mi z drogi, zanim przekroczysz kolejną granicę.
- Tak? - Jeden z nich - Harry nie dbał już nawet o to, by ich odróżnić - szyderczo się uśmiechnął, pochylając się zbyt blisko. - Co zamierzasz z tym zrobić, Ciro? Hę?
Harry był zbyt skupiony na tym, który wdzierał się w jego przestrzeń, jego wzrok niebezpiecznie koncentrował się na tej twarzy, że przegapił szybki ruch jednego z pozostałych.
Błysk wibrującego różu uderzył go prosto w nos, a Harry został powalony na ziemię. Stęknął, gdy powietrze zostało z niego wyrzucone, a jego torba potoczyła się z łoskotem po ziemi gdzieś za nim.
Zapach żelaza był gęsty i Harry wysunął język, by polizać smugę krwi spływającej po wargach i zbierającej się na podbródku.
Trzech Gryfonów stało nad nim, groźnie wyglądając z aroganckimi błyskami w oczach. Harry mimowolnie potarł twarz, rozmazując krew lub wycierając ją.
Nie zasługują, by nosić ten herb.
- Nie jesteś już taki cwany, co?
Harry wziął oddech, rozkoszując się ukłuciem, które wybuchło, gdy powietrze przepłynęło mu przez nos. Mógł poczuć, jak jego temperament zamarza,stając się śnieżycą zamiast szalejącego ognia. Jego głos był miarowy, nie było w nim ani odrobiny emocji, gdy odpowiadał.
- Chcesz, żebym wam pokazał, co się stało z ostatnią osobą, która mnie dotknęła, gdy powiedziałem "nie"?
Jeden z nich zaśmiał się obcesowo, a usta Harry'ego wykrzywiły się w ostrym uśmiechu na ten zarozumiały dźwięk.
- Nie wiedziałem, że w ogóle umiesz powiedzieć "nie". - Powiedział bezlitośnie. Harry obliczył odległość między ich nogami. - Słyszałem, że zwykle błagasz - dodał.
Jego noga wystrzeliła, lecąc błyskawicznie, wykopując nogi tego chłopaka i sprowadzając go na tyłek. Harry wykorzystał impet, by przetoczyć się na nogi i spojrzeć na całą trójkę. Poświęcił chwilę, by poprawić swój pomięty strój, zanim zwrócił się do nich.
- Nadal chcecie to zrobić, chłopcy? Dam wam ostatnią szansę, żeby się wycofać. - Harry miał szczerą nadzieję, że się nie wycofają. Podniósł ręce w przygotowaniu.
I jak głupi chłopcy, którymi byli, próbowali rzucić się na niego. Harry uśmiechnął się, wyrzucając ręce i wypuszczając małą strużkę swojej magii w odwecie.
Odgłos uderzenia o ścianę był jak muzyka dla jego uszu.
Harry wyprostował się ostrożnie, przenosząc gwałtownie wzrok z jednego na drugiego. Podobało mu się ich spojrzenie - świadomość, że sytuacja ich przerasta.
- Spadajcie. - Rozkazał, zadowolony, gdy to zrobili. Patrzył za nimi przez chwilę, by upewnić się, że zostali skutecznie stłumieni, zanim odwrócił się, by zabrać swoje rzeczy.
Właśnie podnosił się na nogi, gdy spojrzał w górę. Poruszył się niepewnie na widok dwóch chłopców na końcu korytarza.
No bo przecież, to musiał być Riddle, który widział, jak odstraszył trzech starszych chłopców.
Harry porządnie wsunął swoją torbę, zwężając oczy na niepokojący wyraz twarzy Riddle'a. Absolutnie nie chciał wiedzieć, o czym myślał Ślizgon.
Spojrzał na drugiego - Gus, to musiało być przezwisko, Harry naprawdę musiał szybko nauczyć się wszystkich ich imion, jeśli miał zamiar przebywać w ich pobliżu przez nie wiadomo jak długo - i nie znalazł nic poza częściowo ukrytym szokiem. Co było minimalnie lepsze niż to, co działo się w głowie Riddle'a.
Powiedzieć coś, czy po prostu odejść? Stopy Harry'ego już drgały, jego ciało zaczęło się obracać, kiedy Gus przemówił.
- Co to było, na Merlina?
Harry zatrzymał się przy tym pytaniu, zastanawiając się, czy odpowiedzieć, czy nie. Z jednej strony, to naprawdę nie był ich interes, co się stało między nim a Gryfonami. Z drugiej strony, Harry wiedział, że będą go dręczyć, dopóki nie dostaną odpowiedzi. Najlepiej dać im ją teraz, zanim zdążą przemyśleć to, co zobaczyli i wymyślić kolejne pytania.
- Oni zaczęli, ja się broniłem..
Wyraz twarzy Gusa wykrzywił się w niedowierzaniu i niemałej frustracji.
- Użyłeś magii niewerbalnej... użyłeś magii bezróżdżkowej.
Och. Harry przygryzł wargę. To miało więcej sensu, na którym chłopak mógł się skupić. Ale czy było coś, co mógł powiedzieć w odpowiedzi na to? Użył magii bezróżdżkowej i niewerbalnej przeciwko Gryfonom. Używał jej częściej niż różdżki, odkąd wrócił do Hogwartu, teraz, gdy o tym pomyślał.
Harry nie był mistrzem w obu tych dziedzinach, ale jego ponadprzeciętnie silny rdzeń sprawiał, że czasem łatwiej było zrezygnować z różdżki.
Gus podniósł dobrą kwestię. Nathan Ciro nie posiadałby poziomu magii ani umiejętności potrzebnych do dokonywania spójnych wyczynów niewerbalnych lub bezróżdżkowych.
Co oznaczało, że Harry musiałby przestać używać swojej magii tak beztrosko, zwłaszcza w szkole. Jeszcze jedno ograniczenie, które musiał na siebie nałożyć.
Harry potrząsnął głową i wrócił do rozmowy. Rozłożył niewinnie ręce.
- Bałem się, - zaczął, starając się wtłoczyć w swój głos odpowiednią ilość wahania, - moja magia odpowiedziała. To się zdarza cały czas, kiedy jesteśmy młodsi. Chyba po prostu zareagowałem.
Obserwował, jak chłopiec to przetrawił, i Harry wiedział, że to proste kłamstwo do przełknięcia. O wiele bardziej wiarygodne było to, że czternastolatek stracił kontrolę i instynktownie się chronił, a nie celowo kontrolował swoją magię do takiego stopnia.
Gus powinien mu uwierzyć, choćby dla własnego spokoju ducha.
- Zabawne, nie wyglądałeś na szczególnie przestraszonego.
Harry ledwo powstrzymał się od gniewnego spojrzenia na Riddle'a.
- Byłem. - Powiedział mu, choć przeklinał moment, w którym odpowiedział, bo w jego tonie było o wiele za dużo siły.
Nie było mowy, żeby Gus dał się na to nabrać. Nie z Riddle'em kwestionującym Harry'ego.
Riddle zbliżył się do niego, kroki stawiał miarowo i lekko. Harry zacisnął szczękę i nie zareagował na drapieżny błysk w oczach chłopca. Wyglądało na to, że bez względu na wiek, Riddle zawsze będzie w jakiś sposób niepokojący.
- Doprawdy? - zapytał Riddle, zatrzymując się zaledwie kilka stóp od niego. - Dlaczego ci nie wierzę? To już trzeci raz, kiedy używasz magii niewerbalnej i bezróżdżkowej, z tego co widziałem. Najpierw, potknięcie Carrowa podczas kolacji. Potem czyszczenie rozlanego atramentu. A teraz to. Zbyt wiele, żeby to było coś innego niż celowe, jak sądzę.
- Czy wyglądam, jakbym dbał o to, co myślisz, Riddle?
Musiał się uspokoić. Wystarczyło, że Riddle zwracał na niego tak baczną uwagę, ale aktywne antagonizowanie go nie przyniosłoby nic poza umieszczeniem się jeszcze mocniej na jego radarze. Niewielka satysfakcja, jaką mógłby czerpać z biegania wokół młodego Czarnego Pana, nie była warta kłopotów, jakie by mu to niechybnie przysporzyło.
Riddle jednak wyglądał na zachwyconego jego wyzwaniem. Wyższy chłopak pochylił się bliżej, z głową przechyloną jak ptak.
- Nie. Nie, nie wyglądasz. Co jest po prostu fascynujące, bo wcześniej wisiałeś na każdym moim słowie, kiedy tylko postanowiłem zawracać sobie tobą głowę.
Cóż, przynajmniej porzucił wszelkie pozory bycia troskliwym współlokatorem. To mu bardziej odpowiadało, w opinii Harry'ego. Zimny i inteligentny, z niebezpieczeństwem przeciekającym przez szparki.
- Może w końcu się opamiętałem. - Harry odpowiedział i poczuł, jakby sam się ciął na ostrość swojego głosu. - Może zawsze taki byłem i po prostu postanowiłem w końcu stanąć w swojej obronie.
- Nikt nie jest aż tak dobrym aktorem.
- Ty jesteś. - Wyrwało mu się to z ust, zanim zdążył się skontrolować. Harry skrzywił się z powodu swojej lekkomyślności.
Riddle roześmiał się, z zaskoczeniem, ale Harry wiedział, że był to szczery śmiech. Ślizgon przygryzł lekko dolną wargę w zastanowieniu. Jego rozbawienie zmieniło się w zamyślony wyraz, a oczy z zaciekawieniem przyglądały się Harry'emu.
- To tak, jakbyś był zupełnie inną osobą. - mruknął do siebie.
Harry zmusił się, by nie reagować. To było...
Wiedział, że Riddle jest przerażająco inteligentny. Już nie raz znalazł się na końcu tego brutalnego umysłu - był w jego wnętrzu na tyle, by znać jego zakręty. Ale to, że Riddle tak bezczelnie odgadł prawdę o sytuacji Harry'ego, było dezorientujące.
Ostrożnie wypuścił powietrze z płuc, rozluźniając napiętą postawę i przewracając oczami.
- Nie bądź głupi, Riddle. Jesteś po prostu zirytowany, że nie przejrzałeś pozorów. A teraz, jeśli skończyłeś już ze swoim małym przesłuchaniem, powinniśmy chyba udać się na Obronę, zanim dostaniemy szlaban.
0o0
Galatea podniosła wzrok znad swojego zwoju, gdy drzwi do jej klasy otworzyły się ze skrzypnięciem. Mrugnęła, marszcząc brwi, gdy trzech nieobecnych ślizgonów szybko podeszło do jej biurka.
- Panie Riddle, - zaczęła, przelatując wzrokiem po dwóch pozostałych, zatrzymując się na Ciro, zanim wróciła do swojego najlepszego ucznia, - czy jest jakiś powód, dla którego spóźnił się pan ponad dziesięć minut?
Tom uśmiechnął się do niej przepraszająco.
- Tak, profesor Merrythought. Zostałem zatrzymany przez profesora Dumbledore'a, aby omówić pewne sprawy naukowe i zajęło mi to trochę więcej czasu niż zamierzałem. W drodze tutaj, Augustus i ja spotkaliśmy Nathana. Był trochę zagubiony, więc musieliśmy pokazać mu drogę. Przepraszam za spóźnienie.
Galatea odetchnęła z ulgą, zwracając uwagę na Ciro. Chłopak wpatrywał się w plecy Toma, a na jego młodej twarzy malowały się początki złości. Teraz już rozumiała. Rzadko zdarzało się, żeby Tom spóźniał się na jej zajęcia, ale jeśli pomagał swojemu współlokatorowi, to była skłonna dać mu spokój.
- Oczywiście Tom, dziękuję, że jesteś tak troskliwy. - Uśmiech chłopaka poszerzył się, a wyraz twarzy Ciro pociemniał. Galatea poczuła ukłucie współczucia dla niego. To musi być trudne, gdy trzeba przyjąć pomoc nawet w czymś tak prostym jak podróżowanie między klasami.
- Panie Ciro, - powiedziała, zniżając głos tak, by żaden z jej zbyt ciekawskich uczniów nie usłyszał. - Cieszę się, że widzę pana z powrotem w Hogwarcie. Rozumiem, że twoja sytuacja jest w tej chwili delikatna i dopóki nie odzyskasz wspomnień, myślę, że najlepiej będzie umieścić cię u Toma. Jest on najlepszy w klasie i powinien być w stanie udzielić Ci wszelkiej pomocy, a dodatkowo przebywanie w tym samym domu da Ci dużo okazji do nadrobienia zaległości. Jeśli ci to odpowiada, Tom?
- Jak najbardziej, pani profesor. - Tom zgodził się, skupiając swoją uwagę na koledze z klasy. - Chętnie pomogę.
Ciro mruknął coś pod nosem, ale zaraz potem rozłożył ręce i spojrzał na nią pustym wzrokiem. To było niepokojące, że uczeń, którego znała od lat i obserwowała, jak się rozwija, patrzył na nią jak na kogoś obcego.
- Dziękuję, profesor Merrythought. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by być na bieżąco. Nie chciałbym przysporzyć Riddle'owi więcej pracy.
Ciro wycelował w swojego współlokatora uśmiech, kruchy i zupełnie nieszczery. Galatea zmarszczyła brwi na umyślny brak szacunku. Wiedziała, że Ciro i Riddle nie przyjaźnili się przed wypadkiem chłopca - i jakaś część niej ubolewała nad tym, co stało się z jej uczniem, bo powinna była nauczyć go więcej zaklęć obronnych, powinna być dla niego lepszym nauczycielem, może wtedy miałby szansę - ale on wydawał się zupełnie niewdzięczny za pomoc Toma.
Czy to była duma? Czy Ciro po prostu czuł, że poleganie na kolegach z klasy to oznaka słabości? To nie było do niego podobne. Zawsze był boleśnie uprzejmym młodym człowiekiem i nie miał w sobie ani krzty arogancji.
Jej oczy błądziły między nimi, ale jakakolwiek cicha rozmowa, która toczyła się przed nią, była dla niej niezrozumiała. Ślizgoni zawsze tacy byli, wiedziała. Ale bez względu na to, jak często była świadkiem tej dynamiki w pracy, zawsze czuła się zaniepokojona ciągłymi zagrywkami.
- Zajmijcie miejsca, chłopcy, zaznaczę was na liście obecności. Upewnijcie się, że odpowiecie na pytania na tablicy, a potem przejdziemy do dyskusji klasowej.
Galatea patrzyła z rozbawieniem, jak Tom kieruje Ciro do ich wspólnego biurka.
Był tak bystrym uczniem, ale czasami tak dziwnym.
Przez długi czas jedynym hałasem było drapanie pióra, a Galatea zadowalała się na przemian sprawdzaniem zadań starszych uczniów i pilnowaniem swojej klasy.
Szczególną uwagę zwracała na Ciro, aby upewnić się, że chłopak nie ma problemów. Poza nienaturalnie dużymi przerwami między odpowiedziami na pytania, wydawał się być w porządku. Galatea zauważyła, że był jednym z pierwszych uczniów, którzy skończyli lekcje, nawet po opuszczeniu pierwszych dziesięciu minut.
Jakie to intrygujące, pomyślała cicho. Ciro zawsze był pilnym uczniem, ale w jego zdolnościach nie było nic nadzwyczajnego. Był przeciętnym uczniem, z przeciętnymi ocenami, ani się nie wyróżniał, ani nie schodził na dalszy plan.
Obserwowała go ukradkiem, ale w miarę jak coraz więcej uczniów kończyło pytania, była zmuszona kontynuować lekcję. Wstała i zwróciła im uwagę.
- A teraz, kto zna najczęstszą formę odbijania klątw? - Ręce się podniosły. - Panno Langton?
- To będzie protego, pani profesor.
Galatea przytaknęła.
- Dobrze. Protego jest jedną z najprostszych, a zarazem najskuteczniejszych metod ochrony przed klątwami. Zwykle jednak blokuje tylko ataki średniej rangi. Istnieje wiele odmian tego zaklęcia. Ile ich jest?
Rozejrzała się dookoła.
- Pan Riddle?
Ślizgon opuścił rękę.
- Poza protego, istnieją cztery jego odmiany. Protego duo, protego horribilis, protego maxima i protego totalum.
- Doskonale, pięć punktów dla Slytherinu. - Odwróciła się do swojej tablicy i machnięciem różdżki, kawałek kredy zaczął pisać. - Czy jest jeszcze coś, co protego może osiągnąć?
Zerknęła przez ramię, mrugając ze zdziwienia na pierwszą rękę, którą zobaczyła. Galatea powoli się obróciła, debatując, czy go wezwać, czy nie. Pod wieloma względami, gdyby się mylił, mogłoby to wprawić go w niepotrzebne zakłopotanie. Ale nie wezwanie go, gdy był jednym z niewielu z podniesioną ręką, mogłoby być równie szkodliwe.
- Panie Ciro?
Odchylił się do tyłu na swoim krześle, wyglądając na całkowicie pewnego swojej odpowiedzi.
- Jeśli magowie poświęcają odpowiednią uwagę, mogą blokować fizyczne ciosy. Jeśli są szczególnie utalentowani, mogą nawet przekierować rzucone na nich klątwy z powrotem na przeciwnika. Wymaga to jednak pewnego poziomu skupienia, do którego niewielu ludzi jest zdolnych.
Zamrugała z zaskoczenia.
- To... prawda. Dobra robota, panie Ciro. - To był bardziej niejasny fakt dotyczący tego uroku obronnego i niewielu użytkowników było na tyle uzdolnionych, by osiągnąć taki poziom.
Na jej pochwałę przez jego twarz przemknął uśmiech.
0o0
Augustus zacisnął mocno wargi, gdy profesor Merrythought kontynuowała swój wykład. Jego oczy wwiercały się w plecy Ciro, w milczeniu zdumiony, że ten drugi znał odpowiedź.
Podobno nie ma żadnych wspomnień, a jednak potrafił odpowiedzieć na pytanie z jednego z najtrudniejszych przedmiotów już pierwszego dnia po powrocie.
August spojrzał w dół na swój pergamin, jego oczy błądziły bezwiednie po zapisanych słowach. Jego umysł wciąż powracał do incydentu na korytarzu i intensywnej reakcji Riddle'a na ten incydent.
Przypomniało mu to gwałtownie o rodzącej się fascynacji Ciro u Oriona. Już od lat wiedział, że Riddle i Orion są pod wieloma względami podobni i mają niebezpieczny nawyk przywiązywania się do pewnych spraw.
Nigdy nie spodziewał się, że któryś z nich zainteresuje się Ciro.
Chociaż teraz, kiedy miał okazję obserwować drugiego chłopca, mógł przynajmniej zrozumieć ich powody.
Ciro był inny niż wcześniej.
Jego wzrok uniósł się, nieuchronnie ponownie przyciągając go do tyłu głowy Ciro. Był tylko jedno biurko za nimi, co dawało mu możliwość obserwowania chłopca z amnezją.
August patrzył, jak Ciro wygodnie siedzi na swoim miejscu, z jednym ramieniem swobodnie przerzuconym przez oparcie i wygodną garbatą postawą. Podążał wzrokiem za profesorką, ale w jego oczach był jakiś odległy błysk, który mówił Augustusowi, że Ciro nie jest w pełni obecny.
Niepokojące było to, jak bardzo się zmienił.
Wcześniej Ciro był mały. Nigdy nie miał odwagi, by okazać choćby najmniejsze oznaki pewności siebie, trzymając ręce blisko siebie i spuszczoną głowę.
Dlaczego on jest taki inny? pomyślał wściekle Augustus. Utrata wspomnień powinna uczynić go bardziej żałosnym, a nie mniej.
Gdy patrzył, głowa Riddle'a przechylała się w stronę Ciro, ruch jego warg był ledwie dostrzegalny. I nawet z tak bliska Augustus nie mógł usłyszeć, co się do niego mówi. Zauważył jednak napięcie, które przenikało przez ramiona Ciro.
Ciro odwrócił głowę, a Augustus wpatrywał się, jak ten drugi wkracza w przestrzeń Riddle'a z gniewnym grymasem na twarzy.
Odpowiedź Ciro była niczym więcej niż szorstkim szeptem, ale niezależnie od tego, jak bardzo była zacięta, Riddle tylko się uśmiechnął.
Augustus ostrożnie odwrócił wzrok po raz kolejny.
Już lata temu nauczył się, że kiedy Riddle się uśmiecha, nic dobrego z tego nie wynika.
To również go denerwowało. Orion już zgłosił chęć zdobycia Ciro i jasno wyraził swoje zamiary. Jeśli Riddle zamierzał zrobić to samo...
Żaden z nich nie był człowiekiem skłonnym do dzielenia się.
Jeszcze rok lub dwa zanim nastąpi oficjalne ustalenie hierarchii w ich grupie. Ale gdyby Orion i Riddle starli się teraz, mogłoby to mieć potencjalne konsekwencje jeszcze przed końcem ich ostatniego roku. Orion może nie przejmować się zbytnio polityką, ale oddanie swojej pozycji bez walki byłoby oznaką słabości, a tego by nie tolerował.
Augustus miał nadzieję, że do tego nie dojdzie. Nie warto było z góry nastawiać się na siebie nawzajem, a wszystko to z powodu Ciro. Musieli o tym wiedzieć.
Choć zarówno Riddle, jak i Orion byli czasem bardziej niż trochę szaleni.
- W porządku, - odezwała się Merrythought, klaszcząc w dłonie, aby zwrócić ich uwagę - będziemy dobierać się w pary i na zmianę pomagać sobie w rzucaniu właściwego protego. Chcę, żebyście zapamiętali to, czego nauczyliście się na lekcjach, jak również to, co omawialiśmy tutaj. Profesor Morgan i ja oczekujemy, że do końca tygodnia będziecie w stanie wyczarować stabilną tarczę.
Augustus zmrużył oczy, gdy stanął ze swoją partnerką, dziewczyną z Ravenclawu, która zadrżała, gdy ich oczy się spotkały. Jakby był na tyle nieostrożny, by skrzywdzić ją na oczach profesora. Powstrzymał się od przewrócenia oczami, gdy wyciągnął różdżkę.
- Pomagajcie sobie nawzajem w ruchach różdżki. Jeśli twój partner ma problemy, spróbuj pomóc mu poprawić postawę. Zanim zwrócisz się do nauczyciela, zwróć się do swoich rówieśników. Spróbujcie najpierw rozwiązać to między sobą.
August prychnął, gdy jego partner zbliżył się do niego z niepewnie wyciągniętymi rękami. - Protego. – Powiedziała i machnięciem różdżki sprawiła, że pojawiła się przed nią słaba poświata.
Jej oczy rozszerzyły się odpowiednio, a na policzki wystąpił rumieniec zakłopotania. - Um, nadal mam problem z wyczarowaniem tarczy. Mogę ją utrzymać tylko przez kilka sekund, zanim zniknie.
Rzuciła ją, a August patrzył beznamiętnie, jak tarcza zawodzi zaledwie kilka chwil po rozpoczęciu swojego życia. Co za haniebny pokaz magii.
- Musisz włożyć w to zaklęcie więcej magii. - Poinformował ją słowami pozbawionymi jakiejkolwiek życzliwości. Wzdrygnęła się na jego ton.
- Staram się, ale nigdy nie potrafię jej wystarczająco skoncentrować. To jest trudne.
Drwiący uśmieszek na jego ustach stał się bardziej wyrazisty.
- To jedna z najłatwiejszych form magii obronnej, - powiedział ostro, - jeśli nie potrafisz nawet tego rzucić, to co z ciebie za pożytek?
- Hej, nie musisz być niegrzeczny.
Oczy Augusta przesunęły się w lewo i zobaczył Ciro, który patrzył na niego z pogardą. Niższy chłopak wyciągnął rękę i pchnął klatkę piersiową Augusta, przesuwając go na bok z delikatną siłą. Oszołomiony śmiałością tej akcji, August pozwolił, by tak się stało.
Ciro nie był typem inicjatora kontaktu. Był już wystarczająco pogryziony, by utrwalić w sobie niechęć do dotyku.
Ciro zwrócił swoją uwagę na dziewczynę z Ravenclawu, z zamyśloną miną, wpatrując się w nią.
- Wiele osób na początku ma problemy z tym urokiem. To zupełnie normalne. - uspokajał, przysuwając się bliżej. - To, czego ci brakuje, to pewność siebie. Jesteś bardziej niż zdolna do wyczarowania tarczy, musisz tylko mieć odpowiedni impuls.
Dziewczyna wpatrywała się w Ciro z zakłopotaniem, jakby nie wiedziała, dlaczego w ogóle z nią rozmawia. Ciro zdawał się nie zauważać szybko rodzącej się irytacji w jej oczach.
- Zrób to jeszcze raz. - Rozkazał z łatwością nauczyciela.
- Słucham? - Uchyliła brew w stronę chłopaka.
Ciro - szokująco - przewrócił oczami i westchnął.
- Zrób to jeszcze raz, proszę? - Dodatkowa prośba nie ukryła żądania, które wciąż było w jego słowach.
Ramiona dziewczyny się zablokowały.
- Przepraszam, czy ja cię pytałam, Ciro? Co ty w ogóle możesz o tym wiedzieć - od miesięcy nie chodzisz do szkoły. Założę się, że też nie umiesz, a ty uważasz, że masz prawo mnie pouczać?
Augustus chciał się zgodzić, ale zauważył, że Riddle stoi tuż za Ciro, a jego wyraz twarzy wyraża fascynację. Potem przypomniał sobie korytarz i kolację w Wielkiej Sali, i incydent z Carrowem - i był zmuszony przyznać, że może Ciro był bardziej zdolny, niż mu przypisywali.
Ciro znów nie przejął się rozdrażnioną postawą. Zamiast tego odwrócił się, by stanąć twarzą w twarz z Riddle'em.
- Przeklnij mnie.
Ku zaskoczeniu Augustusa - byli w klasie, na litość Merlina - Riddle nawet się nie zawahał.
Klątwa wystrzeliła w kierunku Ciro z zawrotną prędkością, by zderzyć się z doskonałym protego kilka centymetrów przed niezadowoloną twarzą Ciro. Jaskrawy błysk koloru przyciągnął natychmiastową uwagę wszystkich w pomieszczeniu, łącznie z Merrythought.
- Tylko na tyle cię stać? Zaklęcie kąsające? - Ciro skrzywił się, a jego uśmieszek był wyzywający. Różdżkę trzymał luźno w dłoni. - No dalej Riddle, włóż w to trochę wysiłku. Próbuję udowodnić, że mo...
Następna klątwa była jeszcze szybsza, Augustus nie widział nawet ruchu różdżki Riddle'a, ale i ona połączyła się z czarem tarczy, rozpuszczając się nieszkodliwie.
- Lepiej. - oświadczył Ciro, odwracając się do dziewczyny i zostawiając całkowicie otwarte plecy. - Widzisz? Teraz twój problem polega na tym, że nie wierzysz, że twoja tarcza faktycznie coś zatrzyma. To blokada psychiczna. Wątpisz w siebie, więc oczywiście nie działa. Musisz mieć więcej wiary w siebie, jesteś silniejsza niż myślisz.
- Panie Ciro! Tom! Co się dzieje, do licha! - Merrythought zstąpiła na nich jak jedna z furii. - Nie dałam wam pozwolenia na rzucanie żadnych klątw!
- To tylko mała demonstracja, pani profesor. - Riddle odpowiedział gładko. Augustus zerknął na niego pytająco, ale nie było nawet cienia informacji o tym, co Riddle myśli o Ciro blokującym jego ataki bez wysiłku. - Sylvia miała pewne kłopoty i uznaliśmy, że najlepiej będzie pokazać jej w praktyce, jak działa urok.
Sposób, w jaki wahała się w obliczu wyjaśnień Toma, był śmiesznie oczywisty. - Mimo to. Nie chcę przyłapać na rzucaniu kolejnego zaklęcia, o które nie prosiłam. Zrozumiano?
- Oczywiście, pani profesor. Strasznie nam przykro.
Ciro przytaknął zgodnie z prawdą.
- To się więcej nie powtórzy.
Przyjrzała się im obu, zanim odeszła, by pomóc innej parze.
- Skąd wiesz, jak rzucić tarczę? - zapytała z irytacją dziewczyna. - Jak możesz zablokować klątwy Toma?
Ciro beztrosko machnął ręką.
- Riddle nie jest tak dobry, jak myślisz. Zamierzasz spróbować jeszcze raz? Skup się na swojej tarczy, na tym, żeby była gruba jak ściana. Pomyśl, jak nic nie może cię zza niej dopaść.
Sylvia zawahała się, wyraźnie nie chcąc ufać Ciro do tego stopnia. Jej wzrok padł na Riddle'a, który tylko skinął głową na znak zachęty.
Odwzajemniła ukłon, unosząc różdżkę.
- Protego. – Powiedziała stanowczo, przecinając różdżką powietrze.
Przed nią pojawiła się mieniąca się bariera. Oczy Sylwii rozszerzyły się z zachwytu. - Udało mi się. - Odetchnęła.
Ciro uśmiechnął się do niej, wyciągając rękę i zrywając pióro z biurka obok. Rzucił go w jej tarczę i wszyscy patrzyli, jak się od niej odbija. - Wystarczająco silna, by blokować również ataki fizyczne. Świetnie zrobione.
Coś musnęło jego łokieć. Augustus przechylił głowę na tyle, by kątem oka zerknąć na Riddle'a.
- Zablokował twoje ataki. – Drugi chłopiec zamruczał zgodnie, skupiając całą uwagę na swoim współlokatorze. August stukał palcami o ramię w zamyśleniu. - I teraz próbuje uczyć innych? Nie rozumiem go. Jak to się stało, że tak bardzo się zmienił? To nie ma żadnego sensu.
- Nie, nie ma, prawda? - przyznał cicho Riddle.