
Prolog
Śmierć usiadł na dachu budynku; jego stopy luźno wisiały nad przepaścią. Jego oczy od niechcenia podążały za kolorowymi sylwetkami wszystkich żywych istot.
Kiedy przyjmował tę cielesną formę, nie spodziewał się że jego osobowość zacznie działać podobnie do ludzkiej. Zaczął odczuwać emocje; chociaż nie tak uciążliwie, jak większość rozumnych istot, nuda która formowała się od eonów, dała o sobie znać. Istniejąc od zarania czasów, odwiedził wszystkie możliwe istniejące wszechświaty, poznał wszystkie możliwości, powtarzające się schematy, typy ludzi, ich dusze. Wszystko co istnieje, nie było mu w żaden sposób obce - prędzej, czy później trafiło do jego królestwa.
Nagle poczuł pociągnięcie w głębi swojej istoty; niczym wezwanie. Gdzieś w multiwersie narodziła się istota o tak cudownej naturze - tylko dla niego. Taka niesamowita energia, tak blisko spokrewniona z nim samym. Czując pomału formujące się nowe uczucie, lekko uniósł kącik ust.
Pomału zsunął się z krawędzi; gdy zbliżał się do rozmazanej plamy kolorów, czując świst powietrza targającego jego włosy, zamknął oczy. Słyszał krzyki przerażenia; gdyby był człowiekiem pewnie przejmowałby się, że cieszą go takie małe drobiazgi. Zawsze terroryzowanie ludzi było zabawną sprawą; małą pociechą w jego niekończącym się istnieniu.
Czując, że zaraz jego ciało spotka mierny koniec w wyniku spotkania z betonem, opuścił je i obserwował chaos, który zapanował wśród wszystkich przechodniów.
Czas odwiedzić swoją nową obsesję.
--
Dwóch potężnych czarodziejów celowało w siebie różdżkami; jeden z nich miał długą, siwą brodę oraz kolorowe szaty, których nie znajdziesz w żadnym czarodziejskim sklepie. Uśmiechał się kpiącą, pewny swojej wygranej.
Jego przeciwnik, o wiele młodszy, ubrany był w tradycyjną czarną szatę, na jego palcu błyskał sygnet rodu Peverell'ów. Włosy jego były tak ciemne, że wyglądały jakby wręcz pochłaniały światło - związane w długi kucyk na dole, rozwiewane przez wiatr. Błyskał swoimi śmiertelnie zielonymi oczami, wyczerpany pojedynkiem.
- Poddaj się, chłopcze. Nie pozwolę ci zawładnąć nad Czarodziejską Wielką Brytanią, wielu miało takie pragnienie, lecz nigdy nie kończyło się to dobrze - starszy powiedział spokojnie. Nie obawiał się w żadnym stopniu porażki; przecież co może mu zrobić taki ciemny czarodziej z nieco wygórowanymi ambicjami?
- Czy dla ciebie skłonności magiczne mojego rodu są wystarczającym dowodem na to, że zostałem nowym Czarnym Panem? Jesteś zbyt uprzedzony, Dumbledore - odparł zrezygnowany Licorus. Przez przekleństwo swojej rodziny, istniejące od wielu pokoleń, tylko magia śmierci była dla jego rdzenia kompatybilna. Przez to oraz autorytet, który posiadał wśród mrocznych rodzin, Wielki Dyrektor Dumbledore Najjaśniejszy Czarodziej Stulecia uznał go za zagrożenie numer jeden dla społeczeństwa czarodziejów. Nie miał szans przeciw wieloletniemu doświadczeniu Albusa. Ukrył swoją rodzącą żonę i miał nadzieję, że przynajmniej ich potomek przeżyje ten absurd.
Nagle poczuł pociąg swojej magii - Hadrian przybył na ten świat. Szczęśliwy, że dożył tego momentu, schował różdżkę; wiedział kiedy należy skapitulować - Starzec był tak zaślepiony swoją teorią, że żadna perswazja nie zdziałałaby tu niczego.
- Jednak przyznajesz mi rację, dobrze więc. Szybka śmierć będzie dla ciebie łaską - uśmiech starca poszerzył się. Nigdy się nie mylił w swoich teoriach. Najpierw Tom, teraz Licorus... Musi się dzisiaj napić czegoś dobrego, aby uczcić tę dobrą passę.
Światło klątwy zabijającej, tak podobnej do zieleni oczu Peverell, rozbłysło wśród nocnego mroku. Rozległ się głuchy dźwięk upadającego ciała.
---
Następnego dnia na pierwszej stronie Proroka Codziennego widniał portret dyrektora Hogwartu. Nowiny szybko się rozeszły - Dumbledore, po raz kolejny, został okrzyknięty bohaterem czarodziejskiego świata. Wszyscy byli wdzięczni za pokonanie nowego Czarnego Pana, który chciał zniewolić wszystkich jasnych czarodziejów.
W tym czasie w Dworze Black panowało zgromadzenie przedstawicieli wszystkich mrocznych rodzin. Wśród nich znajomy był fakt, że małżonka Lorda Peverell'a była bliska dnia rozwiązania, dlatego wcześniej zorganizowano poszukiwania. Teraz debatowali co począć z dziedzicem tak potężnej rodziny.
Znaleźli go całego we krwi, leżącego spokojnie na podłodze obok martwej matki. Jego magia, która otaczała całe to miejsce, była dla zwykłego człowieka przerażająca; to tak, jakby spotkać Śmierć we własnej osobie. Na szczęście maluch wykazywał cząstkową kontrolę i nie pozwalał jej się rozprzestrzeniać dalej, niż to konieczne. Ciało matki po obowiązkowych obrządkach spalono, a jej prochy zakopano wśród szczątków jej krewnych,
- Nie możemy pozwolić, aby istnienie tego dziecka wyszło poza krąg tutaj zgromadzonych. Nie dożyłby trzech lat, gdyby społeczeństwo znalazłoby w nim dziedzica Czarnego Pana - stwierdził Lord Malfoy.
- Zgadzam się - skinął Lord Nott - Czy ktoś tu z obecnych jest w stanie wziąć Hadriana za swojego potomka i wychować go w duchu czystej krwi?
W sali rozległo się lekkie poruszenie, wychowanie dziedzica innego rodu to wielka odpowiedzialność. Tym bardziej, że rodzina Peverell słynęła ze swoich nieco niepokojących skłonności do nekromancji; niekontrolowana magia śmierci była bardzo niebezpieczna.
- Jestem w stanie wziąć na siebie tę odpowiedzialność - zdecydowany głos przerwał szepty na całej sali. Wszystkich oczy skierowały się w kierunku, z którego przybyło to niespodziewane stwierdzenie. Lord Black, gospodarz dzisiejszego spotkania, siedział spokojnie u szczytu stołu. Na pewno był bardziej niż kompetentny wychować kolejnego dziedzica. Od kiedy jego syn udał się do Hogwartu, odeszło mu dosyć dużo obowiązków. Jako głowa jednego z najbardziej prestiżowych rodów, posiadał moc oraz autorytet potrzebny do ukrycia prawdziwego nazwiska Hadriana.
Lord Black był starym przyjacielem Lorda Peverella. Ten podzielił się z nim swoimi obawami dotyczącymi Dumbledora, jego bliskiej śmierci oraz poprosił go aby w razie najgorszego scenariusza wychował jego syna na godnego reprezentanta rodziny. Postąpiłby zgodnie z jego wolą.
- Czy ktoś ma jakiekolwiek obiekcje, co do tej decyzji? - cisza potwierdziła to, co już postanowiono. - A więc dobrze. Dziecko, od dzisiaj nazywasz się Hadrian Black.