Śladami hipogryfa

Harry Potter - J. K. Rowling
M/M
G
Śladami hipogryfa
Summary
Po niemal dekadzie od ostatniej Bitwy o Hogwart, Harry wraca do Magicznej Brytanii, żeby zostać nowym nauczycielem Opieki nad Magicznymi Stworzeniami w świeżo odbudowanym Hogwarcie. Draco Malfoy jest tam profesorem Eliksirów.
All Chapters Forward

III

W niedzielę nie odbywało się wiele lekcji, głównie zajęcia dodatkowe dla chętnych uczniów, szlabany, którego chyba żaden dzieciak nie zdążył jeszcze złapać i treningi Quiddicha, kiedy już każdy z domów skompletuje drużyny. 

W niedzielę do Hogwartu wpadał też Ron.  

Ron pracował w Brytyjskim Ministerstwie Magicznym, jako Auror i mieszkał na obrzeżach Magicznego Londynu, w niewielkim domu, który kupili razem z Hermioną zaraz po ślubie, trzy lata temu. Zdjęcia, które wysłała Harry'emu Hermiona, przedstawiały dom o bladoniebieskich ścianach stojący pośrodku olbrzymiego pola małych, białych kwiatów. Właśnie dlatego dom nazywał się Stokrotką. 

Ron nie mógł mieszkać w Hogwarcie, a Hermiona nie mogła być z nim w Stokrotce, więc oboje odwiedzali się nawzajem, tak często, jak było to możliwe. Hermionę wyraźnie dręczyły wyrzuty sumienia, odkąd to Ron odwiedzał ją częściej.

Harry wstał rano i ruszył na błonia, żeby przygotować chorbotki do poniedziałkowej lekcji, potem pomógł Hagridowi nakarmić zwierzęta i opatrzyć ranną rogatkę. Po obiedzie spędził trochę czasu na planowaniu przyszłych lekcji, potem udał się do pokoi Hermiony. 

-Kominek w moich pokojach jest połączony z kominkiem w Stokrotce i nastawiony specjalnie pod sygnaturę magiczną moją i Rona, więc nawet jeżeli ktoś jakimś cudem pokonałby magiczne bariery w Stokrotce i dostał się do tamtejszego kominka, wciąż nie będzie w stanie użyć go, żeby przybyć do Hogwartu - wytłumaczyła Hermiona, kiedy Harry zapytał, czy kominki w Hogwarcie nie są zablokowane.

Harry przypuszczał, że to musi być dla nich bardzo trudne, żyć oddzielnie, kiedy oboje się kochali. Ron musiał potwornie tęsknić i męczyć się w pustym domu, skoro dorastał z szóstką rodzeństwa. 

Punktualnie o osiemnastej kominek w salonie Hermiony rozbłysł zielonymi płomieniami i wygramolił się z niego Ron. Był wyższy i szerszy w ramionach niż Harry pamiętał. I chyba bardziej piegowaty, uznał Harry, kiedy Ron względnie otrzepał się z sadzy. 

Harry był odrobinę nerwowy przed spotkaniem z Ronem, w sposób, którego nie bardzo rozumiał, ale nerwy minęły, kiedy Ron przytulił i pocałował Hermionę w policzek, raczej krótko i niedbale, gdyby ktoś miał zapytać Harry'ego, a potem sięgnął po Harry'ego i nie puszczał go przez długie minuty. 

-Nie wierzę, że tu jesteś - powiedział Ron, a potem odsunął się i obejrzał Harry'ego od stóp do głów, tak jak Hermiona parę dni wcześniej. Zmarszczył brwi, jakby coś nie bardzo mu odpowiadało. - Zmalałeś?

Harry przyłożył mu ramię, mocno i bezlitośnie.

-Merlinie, przecież żartuje - żachnął się Ron, pocierając obolałe miejsce. 

-Chłopcy - zganiła ich czule Hermiona. -Nie jesteście już odrobinę zbyt starzy na wzajemne ciągnięcie swoich warkoczy?

-Mam dwadzieścia sześć lat - odparł Harry. - Nie nazywaj mnie starym. 

Hermiona przewróciła oczami i przywołała skrzata domowego, wielkookie, stworzenie o sterczących uszach, ubrane w niebieską koszulkę z kolorowych nadrukiem. Poprosiła o herbatę, zieloną dla siebie, z miodem i cytryną dla Rona i czarną dla Harry'ego.

Usiedli na kanapie i Harry zapytał o pracę Aurora. 

-Nie jest łatwo - odpowiedział mu Ron. - Nawet sobie nie zdajesz sprawy, ile czubków jest na tym świecie. Ściągają nas z powodu największych głupot. W zeszłym tygodniu zgłosiła się kobieta, twierdząc, że posiada czarnomagiczny artefakt, okazało się, że to mugolski czajnik na wodę. 

Harry parsknął śmiechem.

-Właśnie dlatego mugoloznawstwo powinno być obowiązkowe od początku - wtrąciła Hermiona, popijając herbatę. 

-Tak czy inaczej, uwielbiam tę pracę - zapewnił Ron. - Prawie zrezygnowałem w trakcie szkolenia i przyjąłem propozycje taty. Chciał wciągnąć mnie w pracę za biurkiem, a ja nie byłem pewien, czy poradzę sobie sam w sytuacji prawdziwego zagrożenia.  

-Nie nadajesz się do pracy za biurkiem - stwierdził Harry z rozbawieniem. 

-Mógłbym zajmować się takimi rzeczami - zaperzył się Ron. - No wiesz, papierkami i... liczeniem. 

-Twój ojciec nie zajmuje się liczeniem - wytknęła mu Hermiona. 

-Mówię, że ja mógłbym to robić. 

Harry upił łyk skandalicznie gorącej herbaty, żeby ukryć uśmiech. Zmieniło się wiele, ale Ron wciąż sprzeczał się z Hermioną i w większości przypadków wciąż przegrywał, sądząc po tym, jak westchnął i poddał się pod uniesioną brwią Hermiony. 

-Co z tobą? - zapytał, zmieniając temat. - Właściwie nigdy do końca nie zrozumiałem, dlaczego zdecydowałeś się zostać magizoologiem. 

Harry potrzebował chwili, żeby zastanowić się nad odpowiedzią. Miło by było odpowiedzieć szczerze i jednocześnie nie ujawnić, jak bardzo bezsensowne było wtedy jego życie.  

-Sam nie wiem, to wydawało się logiczne - powiedział w końcu. - Chciałem się czymś zająć i magiczne stworzenia były jedyną rzeczą, która utrzymała moją uwagę na dłużej niż parę dni. Nie spodziewałem się, że zdam egzaminy końcowe - przyznał. - Nie wiedziałem, co zrobić, kiedy jednak mi się udało. Pomyślałem wtedy, czemu nie, jeżeli mi się nie spodoba, po prostu zacznę robić coś innego. 

Ron pokiwał powoli głową, jakby nad czymś myślał i Harry postanowił przejąć stery nad rozmową, zanim Ron zainteresuje się tym, gdzie dokładnie Harry po raz pierwszy zetknął się z magicznym stworzeniem. 

-Wasz dom jest piękny - stwierdził. - Dzieci będą uwielbiać stokrotki. 

Ron zakrztusił się herbatą w dość dramatyczny i brutalny sposób. Hermiona musiała klepnąć go mocno między łopatkami, żeby mógł złapać oddech.

-Nie planujemy na razie dzieci - wyjaśniła spokojnie, ale Harry wiedział, że Hermiona przejrzała jego próbę zmiany tematu, kiedy złapała jego spojrzenie, a kącik jej ust drgnął w rozbawieniu. 

-Tak - potwierdził Ron zachrypniętym głosem. - No wiesz, Hermiona dopiero została nauczycielką w Hogwarcie, poza tym jest wicedyrektorką, Minerwa musiałaby szukać na szybko zastępstwa. Sam liczę na awans jeszcze w tym roku, przez jakiś czas będę mieć więcej pracy. Poza tym dziecko wiele zmienia - dodał po chwili i jego głos przybrał odrobinę histeryczną barwę. - Obok Stokrotki jest jezioro, ktoś musiałby pilnować przez całą dobę, żeby się nie utopiło. 

-W porządku - przerwał mu Harry, zanim Ron miał okazję porządnie się rozkręcić. - Obiecajcie tylko, że zostanę ojcem chrzestnym chociaż jednego z potencjalnych, niezatopionych dzieci. 

Chwilę po tym Ron stwierdził, że musi iść do łazienki i Harry został sam z Hermioną. Spodziewał się chociaż jednego niewygodnego pytania, kiedy Hermiona nachyliła się do niego z błyskiem w oczach. 

-Rozmowa o dzieciach wpędza go w panikę - szepnęła. - Nie jest na nie gotowy i chyba nie wierzy mi, kiedy mówię, że ja też na razie ich nie chcę. 

-Wybacz - odszepnął Harry, ale Hermiona pokręciła głową i ścisnęła lekko kolano Harry'ego, tuż przed tym, jak Ron wyszedł z łazienki. 

-Hermiona mówiła, że nie masz żadnego mieszkania na czas wakacji - powiedział Ron, wracając na swoje miejsce. - Mógłbyś zostać u nas.

Harry zamarł na kilka sekund z kubkiem herbaty zawieszonym w połowie drogi do stolika. 

-Ron, jest dopiero wrzesień - powiedział po przetrawieniu słów Rona. - Wakacje zaczynają się w czerwcu. Znajdę coś do tego czasu, poza tym, wciąż mam dom na Grimmlaud Palce 12.

-To ruina - powiedział Ron. - Spędziłbyś całe wakacje na sprzątaniu, po prostu zatrzymaj się u nas.

Ton Rona był odrobinę dziwny, ale Harry nie chciał się kłócić ani przywoływać żadnych negatywnych emocji, więc uśmiechnął się i wzruszył ramionami. 

-Jasne, pomyślę o tym - obiecał.

Jeżeli wciąż będę w Anglii, pomyślał bezwiednie. 

-Tak czy inaczej, musisz wpaść na święta - kontynuował Ron. - Mama potwornie się za tobą stęskniła, wszyscy chcą się z tobą spotkać. 

Harry przypomniał sobie zapach wiśniowej tarty, którą piekła pani Weasley i to jak miękki był jej głos zawsze, kiedy do niego mówiła. Była pierwszą kobietą, od której doświadczył namiastki matczynej miłości i każda myśl o niej przywoływała ciepło w klatce piersiowej i uśmiech na jego twarzy. 

-Chętnie odwiedzę twoją rodzinę.

-To też twoja rodzina - powiedział mu Ron pewnie. - Wszyscy nią jesteśmy, nawet jeżeli nie widzieliśmy się parę lat. 

W porządku, teraz Harry naprawdę nie wiedział, co powiedzieć. Żal i radość ścisnęły mu gardło jednocześnie. Nie miał pojęcia, kiedy dokładnie Ron zaczął mieć takie głębokie przemyślenia, albo tym bardziej wyrażać je na głos, ale Harry zdecydowanie nie był na to gotowy. 

-Tak czy inaczej - wtrąciła nagle Hermiona, sprawnie przerywając ciężką ciszę - mówiłeś wcześniej, że chcesz wybrać się na zakupy na Pokątną. Mam trochę pracy i chciałam zapytać, czy mógłbyś odebrać dla mnie książkę z Esów i Floresów?

Harry nie zapytał, dlaczego nie zamówiła ich sową, co byłoby bardziej rozsądne niż podróż z Hogwartu na Pokątną, żeby zabrać jedną książkę, bo potrafił rozpoznać koło ratunkowe, kiedy je widział. 

-Tak, jasne. I tak muszę iść do Madame Malkin, mój kufer jest praktycznie pusty. 

Hermiona zaczęła wykład o najmodniejszych krojach w tym sezonie i o tym, że ciemna zieleń naprawdę wydobyłaby oczy Harry'ego, chociaż Harry przypuszczał, że najnowsze trendy magicznego świata były ostatnią rzeczą, które ją interesowały.

-Harry nie będzie nosił kolorów Slytherinu - zaprotestował Ron, co Hermiona skwitowała ciężkim westchnięciem. 

-Ron, minęło dziesięć lat, odkąd skończyliśmy szkołę, kolor szat naprawdę nie jest taki ważny.

-Draco wciąż nosi zieleń - powiedział Ron, a potem spojrzał na Harry'ego, jak dziecko przyłapane na przeklinaniu. 

-Rzeczywiście, widziałem - potwierdził Harry, jakby nic się nie stało. 

Bo nic się nie stało, zapewnił samego siebie. Ludzie ruszyli do przodu, w tym Ron i Hermiona i Draco, który najwyraźniej już nie był Malfoyem dla żadnego z jego przyjaciół. Harry nie poświęcił nawet minuty swojego życia na myśleniu o Malfoyu w ciągu lat spędzonych poza Brytanią, więc nie mógł przetrawić wszystkich złych emocji związanych z nim. Zamiast tego skupił się tak bardzo na nierozpamiętywaniu o swojej przeszłości, że przestała go gryźć i stała się odległa i niewyraźna, jak wspomnienie obcej osoby, które kiedyś obejrzał w myślodsiewni. 

Uczucia, które zagłuszył, wracały do niego w najmniej spodziewanych momentach, jak tamtego dnia, kiedy pierwszy raz zobaczył nowy, niemagiczny sufit Wielkiej Sali i zalał go żal, którego nie bardzo potrafił zrozumieć. I o ile Draco nie wywoływał w nim żadnej większej reakcji, o tyle świadomość, że gdzieś po drodze wkradł się do życia jego przyjaciół bez jego wiedzy, przywoływało odrobinę irytacji, zostawiającej smak goryczy na jego języku.

Nikt mu o tym nie powiedział, dosłownie w żadnym z listów, które otrzymał nie było nawet wzmianki o Draco Malfoyu, albo jego rodzinie. Harry latami czytał o nic nieznaczących zdarzeniach z życia jego przyjaciół i cieszył się, że pomimo odległości wciąż są ze sobą blisko, a teraz dowiadywał się, że ktoś, kogo kiedyś uważał za wroga, nagle okazywał się przyjacielem. Starał się nie myśleć o tym, jak o wężu zakradającym się do obcego gniazda, ale porównanie tkwiło gdzieś z tyłu jego głowy, wypływając na wierzch, kiedy Harry naprawdę tego nie potrzebował. 

Głos Hermiony wyrwał go z nieprzyjemnych myśli.

-Ma dosłownie jedną lub dwie zielone szaty.

-Dobrze, że uważnie śledzisz zawartość jego garderoby - odgryzł się Ron, ale w jego głosie nie było śladu zazdrości. 

Harry parsknął śmiechem, czując, że absurd sytuacji odrobinę go przerasta. 

Hermiona sądziła, że plotkowanie o innych jest niegrzeczne, więc imię Malfoya nie pojawiło się więcej tego wieczoru, ale Ron dość stanowczo wyraził swoje zdanie na temat zielonych ubrań. 

-Nie obiecuję, Madame Malkin i tak ubierze mnie w to, co uzna za odpowiednie - uświadomił go Harry.

Niebo było już pociemniałe, kiedy Ron uznał, że pora na powrót do domu. W poniedziałek musiał zjawić się wcześniej w pracy, miał jakieś zaległe papierki do wypełnienia, poza tym za kilka minut zaczynała się kolacja. 

-Ron boi się, że wyjedziesz - powiedziała Hermiona, jak tylko Ron zniknął w płomieniach. - Dlatego tak naciska, żebyś z nami zamieszkał na czas akcji. 

-Nie ładnie jest mówić o kimś za jego plecami. 

-Powiedziałam mu, - kontynuowała Hermiona, jak gdyby nigdy nic - że jeżeli będziesz chciał i tak wyjedziesz i to, gdzie spędzisz święta i wakacje nie ma najmniejszego znaczenia. Nie próbuje cię szantażować emocjonalnie, po prostu chcę żebyś wiedział. 

Jak na coś, co nie miało być szantażem emocjonalnym, słowa Hermiony mocno rozchwiały Harry'ego. 

-Nie musisz niczego teraz obiecywać, Harry - powiedziała po kilku chwilach, więc Harry tego nie zrobił. 



 

W bibliotece nie było żadnej książki na temat Wielkich Kałamarnic, ale Harry się tego spodziewał. Nie spodziewał się za to wpaść na dwójkę obściskujących się Gryfonów, skrytych w jednym z mniej uczęszczanych działów. 

Harry cofnął się i schował w cieniu, nie chcąc im przeszkadzać, zanim nie przypomniał sobie, że jest teraz nauczycielem, a oni mają po czternaście lat. Czy on sam zajmował się takimi rzeczami, kiedy miał czternaście lat? No cóż, był raczej dość zajęty nie-umieraniem, więc raczej nie był dobrym przykładem. 

-Przepraszam - powiedział głośno, wychodząc ze swojego ukrycia. 

Gryfoni odskoczyli od siebie, jak oparzeni, a Harry ledwie powstrzymał śmiech. 

Chłopiec, którego imienia Harry nie znał i dziewczyna, która podczas zeszłych zajęć jako jedyna była dość odważna, żeby pogłaskać salamandrę. Kathrine, jeżeli Harry dobrze pamiętał. 

-Profesorze Potter - zaczął chłopiec, ale najwyraźniej zabrakło mu słów, bo tylko spojrzał desperacko na Kathrine, która wzruszyła ramionami bezradnie. 

-Bardzo nie ładnie - powiedział im Harry. - Biblioteka nie służy do schadzek. 

-Zbieramy materiały - powiedział chłopiec. - Musimy napisać esej z Eliksirów. 

-Muszę przyznać, że za moich czasów pisanie esejów nie było tak interesujące. 

Chłopiec zaczerwienił się ogniście po same cebulki włosów. Harry westchnął, był zbyt miękki na tą posadę. 

-Macie potrzebne książki? - zapytał i ruchem głowy wskazał okolice, w których mniej więcej znajdowało się wyjście z biblioteki, kiedy potwierdzili. - Zmykajcie. I naprawdę zajmijcie się nauką, profesor Malfoy nie będzie zadowolony, jeżeli oddacie beznadziejne eseje. I pamiętajcie o zadaniu na czwartek! - krzyknął za nimi.

W porządku, Wielka Kałamarnica. Harry miał kilka książek, które mogły pomóc, nawet jeżeli nie traktowały bezpośrednio o Wielkich Kałamarnicach. Napisał też list do Saifula, jeżeli ktoś coś wiedział, to był to właśnie on. 



 

Książki w Hogwarcie nie powiedziały Harry'emu nic nowego i zapowiadało się, że książki w Esach i Floresach nie będą wcale lepsze.

Harry miał jakąś godzinę albo nawet półtorej, zanim Madame Malkin skończy szyć wszystkie szaty, spodnie i koszule, które Harry u niej zamówił. Spędził całe czterdzieści minut na podeście, czekając cierpliwie, aż skończy go mierzyć i dźgać igłami, podczas kiedy ona rozpływała się nad możliwościami, potencjalnymi kombinacjami kolorów i krojami, które najlepiej podkreślą jego sylwetkę. 

Harry powiedział jej, że jest zwykłym nauczycielem w Hogwarcie, potrzebował wyglądać schludnie i odpowiedzialnie, więc podkreślanie sylwetki nie było wcale konieczne, a kombinacje kolorów powinny pozostać raczej stonowane, ale ona tylko roześmiała się, jakby żartował i upewniła, że jej budżet jest nieograniczony. Nazywała go Harrym i uszczypnęła jego policzek, kiedy Harry wszedł do sklepu, więc pozwolił jej na wszystko. 

-Panie Potter, mam dla pana zamówienie dla pani Granger-Weasley. 

Harry odłożył na półkę egzemplarz "Przez głębiny oceanów", który przeglądał i odwrócił się, żeby odebrać książkę dla Hermiony od księgarza. Była zapakowana w brązowy papier i przewiązana jutowym sznurkiem, więc nie mógł zobaczyć okładki.

Harry podziękował i beż większych nadziei zapytał o książki na temat magicznych morskich stworzeniach, szczególnie o te skupiające się na Wielkich Kałamarnicach.

Mężczyzna przed nim był szczupły i wysoki, miał parę cienkich okularów na garbatym nosie i siwe, przerzedzające się włosy na głowie. Zmarszczył brwi i różdżką przywołał do siebie dwa tytuły, ale przyznał, że raczej nie będą dla Harry'ego wielką pomocą. 

Harry i tak je kupił. 

Po drodze do Madame Malkin wstąpił jeszcze do Blinkhorna po kilka par butów i do Tut's Nuts, gdzie kupił trochę krewetek, makaron ryżowy i miętę wietnamską. W jego pokojach był niewielki aneks kuchenny, a Harry tęsknił za kuchnią Asmity. Był całkiem pewny, że resztę składników na Curry Laksa dostanie w kuchni od skrzatów.



 

Harry był na błoniach, w pobliżu stajen. Obierał granaty, żeby dzieciaki z drugiego roku mogły nakarmić roseny, kiedy Draco Malfoy usiadł na ławce obok niego. Był czwarty tydzień roku szkolnego i wrzesień powoli przechodził w październik. Harry był całkiem pewien, że przyzwyczaił się już do chłodniejszych temperatur Szkocji, ale ten poranek całkiem skutecznie pozbawił go złudzeń. 

-Są na to zaklęcia - powiedział Draco, odsuwając się odrobinę, kiedy zobaczył, w jakim stanie jest szata Harry'ego, chociaż już wcześniej siedział wystarczająco daleko. 

-Magia psuje smak owoców.

-W życiu nie słyszałem większej bzdury. 

Harry przełknął irytację, ponieważ był dorosły. Nie rozmawiali, od tamtego dnia, w którym Malfoy dał mu eliksir na jet lag. Harry go nie unikał, ale też nie szukał specjalnie jego towarzystwa. 

-To nie bzdura. Nawet skrzaty kroją je ręcznie. 

-Tak czy inaczej, to naprawdę ładna szata, nie powinieneś traktować jej w ten sposób. 

-To komplement? - zapytał Harry, zanim zdążył pomyśleć, za co zastał nagrodzony rozbawionym parsknięciem. 

-Wyraz udręki. 

Harry przewrócił oczami. 

-Możesz nie widzieć różnicy, - powiedział, ignorując komentarz - ale magiczne stworzenia zdecydowanie tak. Mają czulsze kubki smakowe i nie reagują zbyt dobrze na dodatek magii, szczególnie roseny. Większość stworzeń jest odporna na zaklęcia, po prostu nie lubią smaku magii, ale roseny mogą zginąć przez najmniejsze zaklęcie, więc to ważne, żeby przygotowywać dla nich posiłki bez jej użycia. 

Draco nie odpowiedział nic i po kilku chwilach cisza stała się tak ciężka dla Harry'ego, że podniósł głowę i spojrzał na niego. Malfoy patrzył prosto przed siebie, na drewnianą zagrodę, wypełnioną testralami. Pewnie je widział, uświadomił sobie Harry. 

-Potrzebujesz czegoś? - zapytał, co może nie było najmilsze, ale przywołało mały uśmiech na usta Draco. 

-Właściwie to tak - przyznał Draco. - Potrafisz pozyskiwać śluz z gumochłona?

Harry potrafił, nauczył się zbierania większość składników do eliksirów na studiach w Malezji. Proces był dość prosty, choć niebyt przyjemny, Harry miał zamiar nauczyć tego dzieciaki, jak tylko gumochłony dorosną. Uważał, że to dość przydatna umiejętność, śluz z gumochłona służył do zagęszczania wielu składników. 

-Jasne, dlaczego pytasz?

-Uczniowie powoli zaczynają chorować, a zapas eliksiru pieprzowego nie jest tak duży, jakbym tego chciał - wyjaśnił Draco. - Dawniej składniki były zamawiane z apteki, ale napływ funduszy nie jest tak stały, jak wtedy. Hermiona podsunęła mi myśl, że być może z twoją pomocą, będziemy w stanie chociaż częściowo zaspokoić potrzebę na składniki na własną rękę.

-Hogwart jest spłukany?

Draco był tak zaskoczony pytaniem, że spuścił wzrok z testrali i spojrzał na Harry'ego.

-Nie, ale będzie, jeżeli nie poszukamy alternatywnych rozwiązań dla paru spraw. Za czasów naszej nauki fiolka śluzu gumochłona kosztowała jednego Galeona, dzisiaj kosztuje cztery. W ciągu roku szkolnego zużywamy go całe beczki. 

Harry wykonał w głowie szybki rachunek i nie był zadowolony z wyników. Gumochłonów w Hogwarcie nie było wystarczająco, żeby zaspokoić potrzeby Hogwartu, ale kupno kilku dodatkowych sztuk powinno załatwić problem. 

-Gumochłony będą gotowe za góra tydzień - powiedział. - Możemy zacząć rozmnażać rogate ślimaki i założyć hodowlę much siatkoskrzydłych. 

-Nie trzeba mieć na to uprawnień?

-Mam je.

Malfoy uśmiechnął się, trochę tak, jakby zaraz miał powiedzieć coś złośliwego, ale ostatecznie tylko kiwnął głową. Wstał po kilku sekundach i odszedł w stronę zamku bez pożegnania. 

Harry westchnął ciężko i wrzucił kolejną garść nasion granatu do metalowej miski z wodą, żeby oddzielić jadalną część od białej otoczki. Jego szata rzeczywiście była w tragicznym stanie, pokryta plamami z czerwonego soku, podobnie, jak jego dłonie. Skrzaty domowe nie będą z niego zadowolone. 

 

Forward
Sign in to leave a review.