Krótka historia o zakochaniu

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
G
Krótka historia o zakochaniu
Summary
Nazywam się Draco Malfoy i opowiem Wam dzisiaj moją historię.Sam nie wiem, od czego powinienem zacząć, ale może od tego, że wszystko wydarzyło się w wyjątkowym dniu.Nie zdradzę teraz zbyt wiele, bo chciałbym Was zaskoczyć.Rzucę kilka konkretów.Zakochałem się.Zakochałem się w Hermionie Granger.I niczego nie żałuję.
All Chapters Forward

V. Draco.

Draco

 

Minęło pięć dni odkąd ostatni raz widziałem Hermionę. Gdy wyciągnęła mnie prawie siłą z łazienki po mojej imprezie urodzinowej, wmusiła we mnie eliksir, a potem pożegnała się i zniknęła. 

Była i już za chwilę jej nie było, a ja się poczułem dziwnie samotny.
Z jednej strony chciałem, żeby ze mną została na noc, ale z drugiej strony taka ewentualność mnie przerażała. Dotarło do mnie, że wolałem się z niczym nie śpieszyć, bo bałem się popełnienia błędu. Byliśmy sobie całkowicie obcy. Postanowiłem to zmienić.

Miałem plan.
Całą niedzielę przeleżałem w łóżku, lecząc resztki zatrucia po tęczowych drinkach Blaise’a. Uwierzcie mi, wiem, że to one były przyczyną mojego stanu. Sam widziałem. Obiecałem sobie, że mu nawrzucam za to, gdy następnym razem go zobaczę.

Głównie spałem i jadłem suche bułki, bo nic innego nie przechodziło mi przez gardło i bałem się powtórki z rozrywki. Wolałem się przegłodzić, chociaż to nie było miłe uczucie.
Po południu podniosłem się, wziąłem pergamin i pióro, a potem usiadłem przy stole z myślą, że napiszę list do Hermiony.



Droga Hermiono,…….

 

I to by było na tyle.

To był dobry początek listu, ale nic więcej nie byłem w stanie z siebie wykrzesać, chociaż bardzo się starałem. Gapiłem się w tańczące przed oczami litery, ale nie potrafiłem nic ciekawego wymyślić. Powinienem napisać, że chciałbym się z nią znowu spotkać, ale odłożyłem pióro. To było za wcześnie. Nie byłem w stanie ruszyć się z domu, a ona mogłaby być tym faktem rozczarowana. 

Postanowiłem, że zajmę się tym jutro, gdy lepiej się poczuję.

Podniosłem się i poszedłem do kuchni, aby przejrzeć stertę prezentów, które dostałem na urodziny.
Wiecie, którego szukałem w szczególności.

Wyjąłem niewielkie pudełko ładnie zapakowane w srebrny papier. Potrząsnąłem nim lekko, ale nic nie zagrzechotało. Nie wiem, czego się spodziewałem.
Rozdarłem papier i z rosnącą ekscytacją, której przed nikim bym się nie wyparł, przyglądałem się dziwnemu przedmiotowi. 

Przypominało szkatułę i było wykonane z ciemnego drewna. Odstawiłem ją ostrożnie na stół i otworzyłem.

Uśmiechnąłem się.

Było tam dużo słodyczy i na pierwszy rzut oka dostrzegłem mleczne krówki – moje ulubione oraz truskawkowo – śmietankowe cukierki zawinięte w kolorowe papierki i już nie mogłem się doczekać momentu, kiedy mój zwichrowany ostatnimi wydarzeniami brzuch pozwoli mi na ich skosztowanie. Jednak to nie były tylko i wyłącznie słodycze. Włożyłem rękę do środka i wyjąłem niewielki notes, do którego od razu zajrzałem.

Okazało się, że był to kalendarz. Przekartkowałem go i dotarłem do daty moich urodzin, gdzie jej ręką była narysowana mała, kolorowa truskawka.

Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, aż mnie szczęka zabolała.

Przełożyłem kolejną kartkę i zrobiło mi się jeszcze przyjemniej.

Przy środzie pozostawiona została odręcznie napisana notatka:

 

“Draco, pozwoliłam sobie wpisać w Twoim nowym kalendarzu jedno wydarzenie, a będzie nim randka. Randka za mną, oczywiście. Nie mam pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło i jak przebiegnie Twoja impreza urodzinowa. Nie wiem, czy wiesz, ale w pewnym momencie zrezygnowałam w szkole z wróżbiarstwa i teraz trochę żałuję. Może z fusów wywróżyłabym naszą przyszłość. 

A dzisiaj już impreza. Chciałabym, żebyśmy się na niej dobrze bawili.

Mam nadzieję, że będziesz miał ochotę się ze mną później spotkać właśnie w środę w Cafe Marigold niedaleko Ministerstwa. Napisałam Ci konkretny adres, abyś mnie znalazł, jeśli będziesz chciał.

Ja będę tam na Ciebie czekać.
p.s. Jeśli zrezygnujesz, wystarczy, że skreślisz tę notatkę ze swojego kalendarza. Wtedy w moim własnym również zniknie i zapomnimy o wszystkim.

Hermiona🍓”

 

Gapiłem się jak oczarowany w jej pismo i nawet nie musiałem się zastanawiać nad tym, czy się wybiorę na tę randkę. 

Bo wiedziałem, że pójdę.

Szkoda tylko, że do środy zostało tak dużo czasu. Chyba będę odliczał godziny.

 

***

 

Była środa. Dzień randki. Wróciłem z pracy i od razu wskoczyłem pod prysznic. A teraz stałem przed szafą z owiniętym na biodrach ręcznikiem i spanikowany szukałem czegoś, w co mógłbym się ubrać. Ostatecznie chwyciłem błękitną, jednolitą koszulę z krótkim rękawem oraz beżowe spodnie sięgające mi do połowy łydki.
Wyeksponowałem moje łydki.
Chwyciłem różdżkę, aby wysuszyć trochę włosy, z których wciąż skapywała woda.

Ubierałem się prędko, podskakując na jednej nodze. 

Nie mogłem się przecież spóźnić.

Zatrzymałem się na chwilę przed szkatułką, bo stwierdziłem, że muszę zjeść truskawkowego cukierka. One zawsze poprawiały mi humor. Nie wiem, co ona do nich dodała, ale były wyśmienite. Odetchnąłem spokojniej, gdy delektowałem się jego smakiem. 

W ostatniej chwili złapałem perfumy, których używałem na co dzień i ręką przeczesałem włosy, układając je na lewą stronę. Wrzuciłem do kieszeni portfel i różdżkę.
Byłem gotowy, lecz mocno zdenerwowany.

Cały czas miałem wrażenie, że o czymś zapomniałem.

Wyszedłem z mieszkania i teleportowałem się na klatce schodowej.

Znalazłem się niedaleko kawiarni i byłem przed czasem. Wszystko grało.

Ruszyłem szybkim krokiem, nasuwając na nos moje ciemne okulary.

I nagle mnie olśniło. Zatrzymałem się w miejscu, zdjęty lekkim przerażeniem. Rozejrzałem się i spłynął na mniej spokój. Coś nade mną czuwało.

Wskoczyłem do kwiaciarni i rozejrzałem się, bo zrozumiałem, że nie mam pojęcia, jakie Hermiona lubi kwiaty. 

Nie oszukujmy się, ale nigdy nie zwracałem na takie błahostki uwagi. Chyba nigdy nie kupiłem kobiecie kwiatów, oczywiście poza mamą, ale to się nie liczy. 

Spojrzałem na jakieś fioletowe drobne kwiatki, ale to nie było to. Przeniosłem wzrok na białe róże, ale również nie pasowały.

– W czym mogę pomóc? – zadała pytanie florystka, wybawiając mnie z kłopotu, bo ona na pewno będzie wiedziała, czego potrzebuję.

– Potrzebuję kwiatów – odpowiedziałam, a ona uśmiechnęła się pod nosem.

– Dobrze pan trafił w takim razie, ale potrzebuję więcej szczegółów.

– Potrzebuję kwiatów dla kobiety – uściśliłem.

– Doskonal – potwierdziła, nie zmieniając wyrazu twarzy. – Z jakiej okazji? – kontynuowała kobieta, zbijając mnie tym pytaniem z tropu.

– Z okazji… Bez okazji – stwierdziłem.

– To miło z pana strony, że chce pan tak bez okazji kupić kwiaty. W takim razie zapytam. Jakie kwiaty lubi pana wybranka?

Coś mnie ścisnęło w klatce piersiowej, bo słowo “wybranka” wybrzmiało bardzo poważnie. Moja wyobraźnia zaczęła niebezpiecznie galopować, niczym hipogryf (z którymi miałem w życiu na pieńku, na pewno pamiętacie) po niebie.

– Nie wiem, jakie kwiaty lubi – odpowiedziałem, a potem przypomniałem sobie o jej tatuażu i mnie olśniło. – Ale będą pasowały do niej róże.

– To już mamy trop, proszę za mną – ucieszyła się florystyka, prowadząc mnie w głąb sali, a ja znowu zwątpiłem, bo tych róż tam było dziesiątki rodzajów.
Mój wzrok zatrzymał się na malutkich, drobnych czerwonych różach, które jakoś do mnie przemówiły. Przerwałem kobiecie i powiedziałem, że zdecydowałem się na te właśnie kwiaty.

Wyszedłem z kwiaciarni kilka minut później. Zacząłem się mocniej denerwować. Dzisiaj w Londynie było niezwykle gorąco, ale ja wiedziałem, że przyczyną mojego samopoczucia wcale nie był upał. 

Byłem jednocześnie szczęśliwy i przerażony.

Podekscytowany i zasmucony myślą, że ją czymś rozczaruję. 

Musiałem się wziąć w garść.

 

Wszedłem do kawiarni i rozejrzałem się, aby sprawdzić, czy Hermiona już jest. Nigdzie jej nie widziałem, dlatego przemieściłem się w stronę lady z ciastkami i nareszcie ją dostrzegłem. Siedziała sama przy stoliku, usytuowanym przy jednym z wielkich okien i przeglądała swój kalendarz, całkowicie skupiona. Miała włosy spięte w wysoki kucyk, ale kilka kosmyków uwolniło się i wisiało swobodnie przy jej twarzy. 

Ubrana była w sukienkę. Krótką sukienkę. W jakieś kwiatki, ale to nie było ważne. Krótka sukienka pasowała idealnie do jej nóg. 

Wyglądała przepięknie.

Podszedłem do niej, a ona nareszcie mnie zauważyła.

Uśmiechnęła się do mnie tak, że uwierzcie mi, ale o mały włos się tam nie roztopiłem. Podniosła się i oparła jedną dłoń o moją klatkę piersiową, aby wspiąć się na palce.

Nie wiem, co zamierzała zrobić.

Ale to ja przejąłem inicjatywę. Otoczyłem ją ramieniem i przyciągnąłem mocno do siebie, a następnie pocałowałem prosto w usta.

Nie opierała się, ale na pewno się tego nie spodziewała.
Oddała mi pocałunek.

Tęskniłem za nią zbyt mocno, żeby bawić się w jakieś cmokanie w policzki.

– To dla ciebie – powiedziałem, wręczając jej bukiet, a ona z lekkimi, uroczymi rumieńcami na twarzy, uśmiechnęła się do mnie.

– Są przepiękne – przyznała i powąchała bukiet, dotykając delikatnie rozchylonych płatków.

Spojrzała w stronę kelnera, który zrozumiał, czego od niego oczekuje i zaraz przyszedł do nas z wazonem wypełnionym do połowy wodą.

– Czyli to jednak randka – zaczęła, gdy usiadłem naprzeciwko niej.

– Oczywiście. Mam nadzieję, że nie miałaś co do tego jakichkolwiek wątpliwości.

– Miałam – zaśmiała się. – Ale po tym, jak mnie pocałowałeś, przestałam.

– Nie pierwszy raz cię pocałowałem.

– To prawda, ale wcześniejszy pocałunek związany był ze spożywaniem przez nas alkoholu. Teraz było inaczej.

– Masz rację – odpowiedziałem i uśmiechnąłem się do niej, bo ona wciąż się do mnie śmiała. – Tak czy siak, pocałunki na pewno były dobre.

– A temu nie zamierzam zaprzeczać – mruknęła i poczułem, jak pod stolikiem trąciła moje kolano swoją nogą.

– Pięknie wyglądasz – pochwaliłem ją, a ona podziękowała.

– Złożyłam już dla nas zamówienie – zaczęła, odkładając menu. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.

– To zależy, co zamówiłaś.

– Niespodzianka. – Mrugnęła do mnie okiem, a ja się zaśmiałem. 

– Bałam się, że nie zajrzysz do kalendarza i nie przyjdziesz.

– Na szczęście zajrzałem i już nie mogłem się doczekać, kiedy nadejdzie środa. 

– Jeśli chciałeś się spotkać wcześniej, mogłeś mnie znaleźć.

– Nie wiem, gdzie mieszkasz – odparłem.

– Ale wiesz, gdzie pracuję – odpowiedziała i dopiero teraz sobie uświadomiłem, że przecież mogłem przypadkiem wpaść do Hogsmeade, zamiast się skręcać w domu ze zniecierpliwienia. 

– Wybacz, nie pomyślałem o tym – mruknąłem, lekko zawstydzony, ale ona złapała mnie mocno za rękę.
Od razu zrobiło mi się lepiej.

Opowiadała mi o tym, jak minęły jej ostatnie dni, a ja przyrzekam, skrzywiłem się tylko dwa razy. Pierwszy raz, gdy wspomniała o spotkaniu z Potterem, a drugi, gdy napomknęła o wizycie w domu rodzinnym Weasleya. Nie mogłem jednak nic poradzić na moje naturalne, wieloletnie odruchy.

– Co to jest? – zdziwiłem się, gdy kelnerka przyniosła nam dwie filiżanki z zielonym płynem.

Wiecie, dosłownie zielonym, jak trawa. 

– Matcha – odpowiedziała Hermiona, uśmiechając się na widok białego serduszka z pianki na powierzchni herbaty. – Matcha to sproszkowana zielona herbata, która jest produkowana z liści krzewów dojrzewających na plantacjach zacienianych specjalnymi konstrukcjami z bambusa.

– Bambusa? – zdziwiłem się, przyglądając nieufnie płynowi.

– Myślałam, że będziesz zachwycony, bo jest zielona, taka wiesz, ślizgońska.

– Oczywiście, że jestem zachwycony – podniosłem filiżankę i powąchałem najpierw, zanim zdecydowałem się spróbować.

Hermiona cały czas czujnie mi się przyglądała, czekając na moją reakcję.

Prosiłem w duchu Merlina, żeby to było zjadliwe, bo nie zamierzałem jej rozczarować.

Wypiłem dwa łyki i musiałem przyznać, że mi posmakowała.

– Dobra – stwierdziłem, a ona się cała rozpromieniła.

Moje serce urosło.

Cholera, jak to działa, zastanowiłem się. Ona się cieszyła, a ja się czułem dzięki temu jeszcze lepiej.

Wyciągnęła rękę i musnęła nią moje usta, bo musiałem się ubrudzić pianką, której wcale nie poczułem. 

Oblizała palec.

Przełknąłem głośno ślinę. 

Po chwili przyniesiono nam dwa kawałki tortu. Przyjrzałem się ciastku z zaciekawieniem.

– Tort Bounty – powiedziała Hermiona z uśmiechem. – Uwielbiam go i dzisiaj nie mogłam się powstrzymać, gdy zobaczyłam go za ladą. Lubisz kokosowe desery?

– Uwielbiam każdy deser – odparłem, zatapiając widelczyk w ciastku. 

– To cudownie – ucieszyła się, a ja jedząc ciastko, gapiłem się na nią, gdy też spróbowała tort.

Nie wiedziałem, czy bardziej smakował mi deser, czy więcej satysfakcji przynosiło mi patrzenie na Hermionę Granger.

Wszystko było takie poplątane.

 

Po wyjściu z kawiarni, gdzie spędziliśmy kilka godzin, zdecydowaliśmy się na spacer. Przemierzaliśmy wąskie, londyńskie uliczki, wybierając te mniej zatłoczone. Trzymaliśmy się za ręce, rozmawiając o głupotach. Opowiadała mi też różne ciekawostki, często mugolskie, związane z mijanymi przez nas budynkami, obiektami architektonicznymi, czy pomnikami. Słuchałem jej uważnie, bo miała szczególny dar do snucia ciekawych opowieści, czego bym się po niej nie spodziewał. Zawsze uważałem, że była nudną kujonką, a ona wciąż mnie sobą zaskakiwała. Uwielbiałem odkrywać w niej kolejne tajemnice.

Zatrzymaliśmy się na moście, na którym się pierwszy raz po latach ponownie spotkaliśmy. 

Zapatrzyłem się w spokojną Tamizę.

– Taki jesteś ładny, Draco.

– Ładny? – zaśmiałem się szczerze.

– Masz ładną twarz i takie przyjemne włosy – powiedziała i sięgnęła dłonią do mojej grzywki, odgarniając kosmyki z czoła.

– Mów dalej, lubię komplementy.

– Jesteś wysoki i zgrabny, niezwykle atrakcyjny z ciebie mężczyzna – kontynuowała, a ja poczułem się nieswojo.

– Do czego zmierzasz, Hermiono? – zapytałem, dusząc w sobie inne pytanie, które było jeszcze nie na miejscu. Bo przecież moje łydki nie były teraz najważniejsze.

– Do niczego – odpowiedziała lekko speszona. – Nie wiem, co tutaj ze mną robisz, bo przecież nigdy nas do siebie nie ciągnęło. A teraz…

– Jesteśmy na randce. Jesteśmy teraz razem – stwierdziłem, ponownie łapiąc ją za rękę, jakby to była najbardziej oczywista z oczywistych prawd na świecie.

Miała taką minę, jakby zadowoliła ją moja odpowiedź, a ja odetchnąłem z ulgą.
Przyjemny wieczorny letni wiatr ochładzał nasze ciała po całodziennym upale. Złapałem się na tym, że chciałbym już tak zawsze z nią przechadzać się po wszystkich napotkanych w moim życiu ścieżkach.

– Draco, muszę ci coś powiedzieć.

A ja w tym momencie dosłownie poczułem, jak na chwilę zatrzymało mi się serce, bo to przecież jest zawsze zapowiedź złych wiadomości.

“Draco, koniec naszej bajki”

“Draco, ta randka była nudna”

“Draco, Draco, Draco…”

– Słyszysz, co do ciebie mówię? – powiedziała, ściskając mnie mocniej za rękę, aby zwrócić moją uwagę.

– Nie – odparłem zgodnie z prawdą.

– Muszę wyjechać na dwa miesiące.

– Po co? – zapytałem, gdy dotarł do mnie sens jej słów.

– To wyjazd służbowy do Nowego Jorku.

W Nowym Jorku mieszkało zbyt wielu mężczyzn, którzy mogą ją oczarować, gdy mnie nie będzie w pobliżu.

– Musisz wyjechać? – znowu zapytałem, szybko zastanawiając się, co mogę zrobić. 

Mogłem się przecież zwolnić z pracy i pojechać z nią.

– Muszę, ale wrócę.

Tego, że mogłaby nie wrócić do Londynu, nawet nie brałem pod uwagę.

– I co teraz? – zapytałem, całkowicie zbity z tropu tymi rewelacjami. 

– Teraz musimy ustalić, co chcemy robić w ciągu tych dwóch miesięcy.

– Nie rozumiem.

– To znaczy – westchnęła lekko zniecierpliwiona. – Czy chcemy się spotykać w tym czasie z innymi?

– Nie ma takiej mowy – odparowałem szybko. Nie chciałem sobie nawet wyobrażać tego, że ktoś mógłby ją choćby tknąć palcem.

– Wiesz, Draco. Byliśmy dopiero na jednej randce i nie wiemy, co z tymi zrobimy. Nie chcę wywierać na tobie żadnej presji. Gdybyś kogoś spotkał…

Presji? Nawet nie chciałem sobie wyobrażać, co pomyślałaby sobie o mnie, gdyby zorientowała się, że widziałem już ją kroczącą w moją stronę w białej sukni.
Takie brednie. Nie musiała jeszcze o tym wiedzieć.

Odchrząknąłem, kupując sobie chwilę czasu.

– W sumie byliśmy na czterech randkach. Jedna z kawą i ciastkiem, druga to pizza. Trzecia impreza, a czwarta teraz. To już całkiem poważny związek – zauważyłem pewnym głosem.
Chciałem, żeby zrozumiała, że traktuję to wszystko niezwykle poważnie.

– To mam rozumieć, że chciałbyś, żebyśmy byli parą? Taką na wyłączność? – zapytała, lekko marszcząc brwi. – Wybacz, że tak drążę, ale lubię konkrety.

– Tak – odpowiedziałem.
Taki konkret bardzo mi się podobał.

Wspięła się na palce i oparła obie dłonie o moją klatkę piersiową. 

– To znaczy, że na mnie poczekasz.

– Nie mam wyjścia, bo… – zacząłem, ale nie odważyłem jeszcze powiedzieć tego, co pojawiło się w mojej głowie, a może i w sercu, kto wie.

Gdy później wspominałem ten moment, nie wiedziałem, kto zainicjował pocałunek. Zrobiliśmy to jednocześnie. Jej usta były delikatnie i miękkie, i smakowały zjedzonym przez nas kokosowym tortem.

Zamknąłem ją w mocnym uścisku moich ramion.
Musiała zapamiętać ten pocałunek i czuć jego moc przez najbliższe dwa miesiące.

Ja wiedziałem, że będę go odtwarzał w mojej pamięci wielokrotnie.

Wiedziałem, że muszę zainwestować w prywatną myślodsiewnię, bo inaczej groziło mi uschnięcie z tęsknoty.  

Forward
Sign in to leave a review.