
"Kochana mamo,
Dziękuję za paczkę z domowymi ciastkami. Poczęstowałam koleżanki w dormitorium, mówią, że bardzo im smakowały, a nawet czy mogłabym poprosić o więcej! Nie przejmuj się tamtą pracą domową z transmutacji. Udało mi się poprawić tę ocenę, poprosiłam kolegę z Ravenclawu, żeby pożyczył mi notatki. Jest bardzo miły, polecił mi też fajną książkę, która pomaga zapamiętać odpowiednią kolejność gestów różdżki - wszystko się rymuje, to takie zabawne! Pamiętasz jak pisałam o tym, jak profesor Snape dał szlaban Annabel za "zmarnowanie zapasów szkoły"? To było bardzo niesprawiedliwe, bo niedawno Danny ze Slytherinu też musiał wylać swój eliksir i w dodatku ochlapał niechcący moją stopę! Musiałam iść do skrzydła szpitalnego. Na szczęście pani Pomfrey szybko pozbyła się oparzenia i nawet mój but udało się uratować, ale profesor Snape udał, że w ogóle nic się nie stało! Nie mówię, że powinien ukarać Danny'ego szlabanem, tak jak Annabel, w końcu Danny zrobił to niechcący i nawet mnie przepraszał. Ale nauczyciel chyba powinien choćby go upomnieć, prawda? Zwłaszcza, że to on kazał Danny'emu wylać nieudany eliksir, więc to nie tak, że nie zauważył. A mnie kazał przestać się mazać i nie pozwolił mi wyjść. Dopiero po zajęciach mogłam pójść do pani Pomfrey, kiedy stopa mnie tak strasznie bolała, że Vanessa musiała mi pomóc tam dokuśtykać, a pani Pomfrey była na mnie zła, bo powinnam przyjść wcześniej, to nie byłoby po tym śladu, a tak mam stopę w zielone kropki. Podobno znikną po tygodniu i trochę swędzą, ale poza tym nic mi nie jest. Jak się ma tata? Czy udało mu się skontaktować z tamtym sławnym pisarzem na wywiad? Chwaliłam się Jeremy'emu, znaczy temu koledze z Ravenclawu, że tata pewnie z nim go przeprowadzi, a Jeremy lubi tego autora. Obiecaliśmy sobie, że przeczytamy razem wywiad, jak tylko wyjdzie Prorok Codzienny! Kończę już, bo chcę jeszcze z Vanessą iść do klubu zaklęć. Profesor Flitwick zawsze wymyśla wtedy fajne zabawy.
Ściskam i całuję,
Betty"
***
“Kochani mamo i tato,
Nie chce mi się wierzyć, że siedzę i piszę list, tak wiecie, piórem na pergaminie i w ogóle. Czuję się jakbym się cofnął do innej epoki, to kompletnie odjechane! Tutaj w Hogwarcie wszystko jest zupełnie inne i staroświeckie, ale pełne magii. Obrazy się ruszają, znaczy postacie na nich, trochę jak gify, tyle że można z nimi nawet pogadać! Chętnie bym zadzwonił do domu, ale tutaj wszystkie normalne urządzenia dostają bzika. Jeden z naszych kolegów, Simon, zabrał ze sobą laptopa w walizce na kółkach i nie dość, że suwak się stopił tak, że nie dało się dorwać do środka, to okazało się, że wszystko jest od wewnątrz osmalone, bo komputer wybuchł! Profesor Flitwick zaraz potem przyszedł i pouczył nas (bo postanowił mi też to powiedzieć, bo też jestem z niemagicznej rodziny), że w Hogwarcie “mugolskie” urządzenia nie działają przez zgromadzoną tu magię. I to prawda! Myślałem, że zamek z walizki się stopił przez wybuch, ale chyba nie, bo dzisiaj na pierwszej lekcji (transmutacji, będziemy umieć zamieniać przedmioty w inne rzeczy!) Simon wyciągnął cudem ocalały z wybuchu, długopis. Po chwili sprężynka w nim wystrzeliła, aż wszyscy podskoczyli, długopis rozpadł się na kawałki i jeden z nich trafił profesor McGonagall prosto w nos! Dostał upomnienie, że “mugolskie gadżety zagrażają bezpieczeństwu w klasie” i nie wolno ich przynosić na lekcje. A w ogóle, to trafiłem do jednego z czterech “domów” Hogwartu (są ich cztery) i to jest Gryffindor, czyli dla odważnych i śmiałych! Fajnie, co? Jeszcze napiszę, bo tu się dzieje mnóstwo rzeczy i nie dam rady wszystkiego napisać w jednym liście. Chciałbym, żeby telefon tu działał, SERIO!
Mike"
***
"Szanowny Profesorze Dumbledore,
Jestem matką dwójki dzieci; Garetha i Annabel Bakerbee, którzy uczęszczają do Hogwartu oraz absolwentką tej szkoły. Pamiętam własne spędzone tam lata, dlatego pokładam wyjątkowy rodzaj zaufania, powierzając Panu i reszcie grona pedagogicznego, opiekę nad dziećmi, nawet mimo strasznych wydarzeń z ostatniego roku szkolnego.
Chciałabym wyrazić niepokój o życie i zdrowie uczniów, ale również poruszyć sprawę uczciwości. Otóż Annabel i Gareth opowiedzieli mi co się działo pod koniec ostatniego roku, gdy okazało się, że młody Harry Potter, wraz z przyjacielem, udali się do leża zabójczego potwora, żeby się z nim zmierzyć. Podziwiam ich męstwo i to, że udało im się przeżyć spotkanie z bazyliszkiem. Jestem jednak przekonana, że nagrodzenie ich dwustoma punktami dla domu na głowę jest daleko idącą przesadą.
Po pierwsze dlatego, że skoro ci chłopcy wiedzieli gdzie ten potwór jest, to powinni niezwłocznie poinformować o tym nauczycieli, zamiast samodzielnie stawiać czoła niebezpieczeństwu. Nagradzanie ich w takiej sytuacji bez słowa nagany skutkuje tylko tym, że inne dzieci chcą iść w ich ślady. Choćby mój Gareth; zaczął powtarzać, że sam poszedłby walczyć z potworem, gdyby tylko wiedział gdzie go znajdzie. Chciałby żeby wszyscy go chwalili i żeby dzięki niemu Hufflepuff zyskał Puchar Domów. Ma tylko trzynaście lat i boję się, że w przyszłym roku będzie chciał wymknąć się do Zakazanego Lasu… Sama przyznam, że tamtym dwóm chłopcom należy się dowód uznania, ale podobno obaj dostali po specjalnej nagrodzie za zasługi dla szkoły. Czy dawanie aż tylu punktów, które dają miażdżącą przewagę w ogólnej rywalizacji domów nie uważa Pan za niestosowne? Na czterysta punktów nieraz uczniowie pracują cały rok, a nawet rzadko zdobywa się ich w sumie aż tyle. Wynika z tego, że jeden brawurowy czyn z narażeniem życia (niepotrzebnym narażeniem, zaznaczam ponownie!) jest więcej wart niż miesiące starań i pracy. "Rywalizacja jest zdrowa, ale tylko wtedy, gdy jest uczciwa." Pamiętam jak sam Pan kierował do nas te słowa. Liczę, że w przyszłości Annabel i Gareth będą mogli walczyć o Puchar Domów w takiej właśnie pochwalanej wówczas przez Pana zdrowej, uczciwej rywalizacji.
Łączę wyrazy szacunku,
Lisbeth Bakerbee"