
Bardzo dużo czerwonych flag i szaleństwo Blacków
Im bliżej było do rozpoczęcia roku szkolnego tym było coraz dziwniej, po pierwsze Draco słusznie podmienił dziennik na podróbkę, okazało się że podczas kupowania przedmiotów szkolnych z jakiegoś powodu Ojciec poczuł potrzebę wdania się w bójcie z Panem Weaslayem oraz podrzucenia dziennika Weaslyównie, nie miał zielonego pojęcie co miało na celu danie zdrajcy krwi tak przydatny i miły pamiętnik. Postanowił jednak tego nie komentować, jego ojciec zawsze wie co robi.
Kolejną rzeczą była kwestia pociągu i co się stało po nim.
Gdy był na stacji pożegnał się elegancko z rodzicami, bez zbędnych wylewów czułości które mogły by się obrócić przeciwko nim, nie wspominając że nie wypada tak się zachowywać arystokracie.
Zajął miejsce w pustym przedziale i zaczął pisać z Tomem dla zabicia czasu jednak przerwał niedługo po tym jak dołączył do niego Blaise, Theo Vincent i Greg.
Pency podobno zaś postanowiła spędzić podróż ze swoimi koleżankami z akademika.
- Lepiej się czujesz? Słyszałem że mocno się rozchorowałeś na święto przesilenia? Powiedział lekko zatroskany Theo. A więc to powiedzieli rodzice gdy za kare przebywał w piwnicy, chociaż szczerze mówiąc nie było to dalekie od prawdy.
- Taa, paskudne choróbsko.-Powiedział niezręcznie przypominając że w te lata prawie w ogóle nie pisał do jego przyjaciół sojuszników- wybaczcie że nie pisałem, to lato było pełne roboty.
- No właśnie, co masz takiego na swoją obronę by tak bezczelnie ignorować swoich kolegów co? Powiedział zaczepnie Blaice.
Zaczął im wtedy opowiadać co nieco o nalotach aurorów i jego treningu z Marcusem. Wydawali się być pod wrażeniem i życzyli mu powodzenia na meczach.
-Wiem ze to będzie ciężkie zarówno dla was jak i dla mnie, ale dość gadania o mnie, jak wam minęły wakacje?
Powiedział z nieudawaną pychą i pewnością siebie.
Greg i Vincent zaczęli opowiadać i podróży kulinarnej jaką odbyli na Węgrzech. Zaczęli opowiadać a jakimś leczu i gulaszu. Blaice odwiedzał rodzinę we Włoszech i przyłączył się do dyskusji kulinarnej przez pewien czas wszyscy kłócili się o to czy kuchnia brytyjska jest najgorsza na świecie czy tylko w europie. W tym monecie poczuł potrzebę bronienia honoru swojego kraju jednak wszystkie wysiłki spłonęły na panewce gdy do rozmowy włączył się Theo
-Wybacz mi Draco ale relatywnie rzecz ujmując kuchnia brytyjska nie słynie z bycia najsmaczniejszą w europie wręcz przeciwnie. w porównaniu do kuchni śródziemnomorskiej która jest znana jako jedna z najlepszych na świecie. Wybacz statystyki nie kłamią.
- cokolwiek-Skwitował nie chcą się przyznawać do przegranej w dyskusji po czym wstał przeciągając się- Idę poszukać Pancy i Pottera ktoś idzie ze mną?
Nie przepuściłby okazji do wkurzenia tego śmierdzącego okularnika. Ostatecznie skończyło się na tym ze szedł z nim tylko Theo gdyż Blaise był zbyt pochłoniętym gadaniem o spaghetti bolognese zresztą przedziału.
Gdy przechodził korytarzem szukając orszaku Pottera miał wrażenie że przez moment zauważył jak koło okna przelatuje jakaś dziwna maszyna z nikim innym jak Potterem i Rudzielcem w środku, przetarł oczy z niedowierzaniem ale jak tylko otworzył oczy maszyny nie było. Zignorował to jednak twierdząc że musiał mieć zwidy.
W końcu Znaleźli odpowiedni przedział gdzie siedziała w nim Granger z Nevillem ale bez Pottera i Weaslaya.To było dziwne. Ich rozmowa dotyczyła właśnie ich nieobecnych przyjaciół, byli bardzo zmartwieni ich zniknięciem, zamilkli jednak gdy zobaczyli ich.
Obrażanie Granger nie było jednak takie ciekawe jak obrażanie reszty nie mówiąc już o tym że nie chciał obrażać Nevilla,w związku z tym zamkną drzwi zanim ktokolwiek zdążył się odezwać.
- Tak po prostu odrzucasz okazje żeby poniżyć innych? To niepodobne do ciebie. Za uwarzył Theo.
- Szlamy mnie nie obchodzą, a jeśli chodzi o Longbottoma, to kopanie leżącego jest godne pożałowania, nawet jak na moje standardy. Odpowiedział starając się nie używać imienia tylko nazwiska Nevilla, żeby nie nabrał podejrzeń.
- A od kiedy nasz lodowy książę Slitherinu jest taki empatyczny ? Odpowiedział zaczepnie jego kolega gdy kierowali się do przedziału koleżanek.
- Wypraszam sobie ja nie jestem empatyczny, tylko strategiczny, moi rodzice powtarzają że robienie sobie ze wszystkich wrogów jest niemądre, a my jako ślizgoni i tak mamy przeciwko sobie ¾ szkoły, gdy będzie to potrzebne, neutralne relacje z nim mogą się przydać.
Starał się odpowiadać tak żeby nie wyszło że darzy chłopaka jakąś choćby najmniejszą sympatią.
Theo zaśmiał się tylko.
W końcu znaleźli przedział gdzie siedziała Pancy, Dapfne z Astorią, Milicent i o dziwo Tracy z Zawilecką.
Imigrantka Polski i Czechosłowacji była nioska i szczupła. Miała jasną skórę z zarumienionymi policzkami, ciemnobrązowe oczy i miękkie lśniące, falowano-kręcone włosy do ramion o tym samym kolorze. Mówiła z ciężkim wschodnioeuropejskim akcentem. Ubrana była w białą koszulę z bufiastymi rękawami, rozpiętą czarną kamizelkę zdobioną w białe kwiaty, czerwona spódniczkę do połowy łydek, białe rajtuzy i czarne trzewiki. Na głowie miała zawiązaną obszerną czerwoną chustę bogato zdobioną w kwiaty. Ostatnim elementem jej wyglądu były okulary.
Gadały na tematy modowe jednak w momencie gdy weszli do przedziału zamilkły po czym przywitały ich ciepło. Jednak z racji tego że nie było miejsc nie mogli usiąść z nimi więc musieli stać.
- Cześć Drco, jak śmiałeś tak długo nie odpisywać powiedziała Pancy ściskając go mocno.
-Jak ja śmiałem, to skandal powiadam-zażartował Draco odwzajemniając uścisk.
- Gdzie zgubiliście resztę? Zapytała Daphne.
- Są w swoim przedziale, stwierdzili że dyskusja o makaronie jest ważniejsza od kolegów. Zażartował Theo na co reszta się zaśmiała.
- Nie uwierzycie kogo nie ma -Zagaił bardzo zadowolony Draco. Wszyscy spojrzeli na niego z zaciekawieniem. kontynuował więc- Dwóch niedorozwiniętych gryfonów nie ma nigdzie w pociągu.
-Miejmy nadzieje że tak pozostanie aż do wakacji. odrzekła Pancy.
Wszyscy pogrążyli się we własnych rozmowach. Theo rozmawiał z Tracy i Zawilecką o jakiejś książce i zajęciach szkolnych. Patrzył na nich kątem oka nie będąc pewny tej całej Zawileckiej, mogoła zamanipulować Theo a następnie go okraść z pieniędzy, albo zrobić jakieś inne złe rzeczy które ma w zwyczaju robić jej rodzaj. Theo wydawał się jednak całkiem wciągnięty rozmową z Tracy, opowiadał zawzięcie o swoich spostrzeżeniach, jego oczy lśniły gdy tylko spoglądał na dziewczynę.
Mili z Astorią rozmawiały o sporcie. Z kolei on z Dafne i Pency postanowili obgadywać chłopaków i profesorów.
-A ty widziałeś tego nowego nauczyciela obrony, Mówię ci takiego przystojnego dawno nie było, a jaki młody! Zachwycała się Pancy.
- Widziałem go, spotkałem go nawet gdy kupowałem książki, faktycznie przystojny ale na pierwszy rzut oka widać że straszny z niego narcyz. Odpowiedział
- Nawet większy od ciebie? Spytała z niedowierzaniem Pency.
-A żebyś wiedziała że tak, założę się że to tylko przechwałki i będzie uczył gorzej niż Longbottom waży eliksiry.
-To to musi być w takim razie naprawdę beznadziejny przypadek.
odpowiedziała Daphne. Po czym zaczęła go wypytywać o Goyla, zauważył że na jej jasnej twarzy wkradł się porządny rumieniec. Pytała go o sprawy codzienne, wakacje i tym podobne drobnostki. Była w nim ewidentnie zauroczona, tak jak Goyle w niej ale podejrzewał że żadne z nich nie wie o swoich uczuciach, uśmiechną się chytrz do Pancy która tylko odwzajemniła uśmiech i skinęli porozumiewawczo głową.
-Jak chcesz Daphne,to mogę cie zaprowadzić do ich przedziału dowiesz się wszystkiego z pierwszej ręki. Zaproponował na co dziewczyna zawstydziła się jeszcze mocniej.
-Dzięki ale naprawdę nie trzeba. Próbowała się wymigać lecz na jej nieszczęście została wyprowadzona z przedziału przez niego i Pancy a następnie poprowadzona do jej sympatii.
-Nie dziękuj. Szepną jej do ucha gdy wchodzili do odpowiedniego przedziału.
Patrzenie jak te dwa gołąbki próbują gadać ze sobą bez zakopania się pod ziemię ze wstydu było fascynujące. Dawno nie czuł takiej zabawy, stęsknił się za swoimi żywymi kolegami to było odświeżające ale i trochę męczące.
Z czasem odczuwał coraz większą potrzebę porozmawiania sam na sam z Tomem kiedy tylko będzie w dormitorium opowie mu jak przyjemna była podróż.
Brak wszelkich używek też zaczął mu doskwierać, nie mógł się doczekać kiedy będzie mógł wziąć kolejną dawkę wcale nie jest uzależniony, nie ma z niczym najmniejszego problemu.
Gdy nadeszła uczta w wielkiej sali okazało się że w pociągu wcale nie miał zwidów. Patrzył zszokowany w okno, tak jak reszta szkoły, na widowisko jakim było dwóch uczniów rozbiło się dziwną wielką maszyną o bijącą wierzbę.
-Wiesz jak byliśmy w pociągu to chyba widziałem tych dwóch debili przez okno, jak latali tym czymś. Podzielił się spostrzeżeniem.
-Co ty gadasz. Zagaił zdziwiony Marcus, w ten sposób zaczęła się żywa dyskusja między nim, jego kolegami i drużyną quiditcha. Miał wielką nadzieje że spotkają ich straszne konsekwencje.
W międzyczasie starał się zjeść choćby trochę by nie martwić Blaisa i Prefektów, choć będąc szczery miał z tym niemały problem.
Po uczcie gdy była już noc a większość uczniów poszła spać on zamiast robić to samo – otworzył w końcu pamiętnik.
„Witaj drogi Tomie, dotarłem do Hogwartu”
„Witaj Draco, miło cię znowu widzieć, jak ci minęła podróż?”
„Było miło dzięki że pytasz”
I zaczął mu opowiadać o jego kolegach o tym jak idiota Potter postanowił był inny od reszty i dotrzeć do szkoły w niekonwencjonalny sposób.
„To niedorzeczne” skomentował Tom zachowanie Pottera „za moich czasów prawdopodobnie by go wyrzucili ale biorąc pod uwagę że teraz rządzi Dumbledore to nie ma na to szans jeszcze pewnie dostanie nagrodę”
„Znasz Dumbledora?”
„Tak, nie jestem zwykłym pamiętnikiem, swego czasu byłem uczniem w tej
szkole ale to było za czasów Dippeta, mogę ci pomóc w zajęciach jeśli będzie taka potrzeba”
„Myślę że nie będzie trzeba ale dzięki za propozycje”
Pisali jeszcze trochę o edukacji za jego czasów a w czasach dzisiejszych, różnica była bardzo duża.
„To nie do wiary jak ta szkoła się stoczyła po odejściu Dippeta, dzisiejszy program nauczania to skandal, żeby usunąć z programu tak ważne kwestie jak czarna magia, magia krwi czy rytuały i obrzędy”
„Twoje czasy wydają się być bardzo ciekawe, nie wiem czy bardziej bym chciał być w twoich czasach czy żebyś ty był w moich, chciałbym żebyś poznał moich kolegów,było by fajnie..”
Nie dokończył jednak gdyż Tom mu nagle przerwał.
„Nikt nie może się o nas dowiedzieć, oni będą chcieli nas rozdzielić, a ja nie chcę być z daleka od ciebie, wiele dla mnie znaczysz”
„Nie może być tak źle”
„Ja bym nie był taki pewny, warto mieć zdrową dawkę niezaufania, tym bardziej że wszyscy jesteście ślizgonami, jest wiele takich którzy wbiją ci nóż w plecy gdy będą mogli. Ja ci tylko mówię dla twojego dobra, odsuń się na chwile od nich i obserwuj co się stanie,ile z nich faktycznie chce się z tobą kolegować a ile liczy na majątek i znajomości.”
„Tak myślisz? Nie chce ich zranić, nie chce być sam”
„Ja ci w zupełności wystarczę, w końcu lepiej mieć jednego dobrego przyjaciela niż kilku słabych znajomych. Oprócz mnie nie potrzebujesz nikogo, mówię to dla twojego dobra”
Zastanowił się chwilę nad jego słowami, koniec końców z większością jego kolegów koleguje się tylko ze względu na politykę rodziców, Sojusznicy rodziny mają dzieci a on się dogaduje z tymi dziećmi żeby nie narobić rodzicom kłopotów, ale ile było w tym szczerych uczuć i zaufania ,a ile polityki i pieniędzy?
„Wiesz co myślę że spróbuję, nie bezpiecznie mieć w swoich kręgach fałszywego sojusznika”
„Wybornie, a teraz idź spać, musi być późno”
Odpowiedział Tom i zgodnie z jego przewidywaniami poczuł się bardzo zmęczony, ale to było dziwne zmęczenie miał wrażenie jakby ktoś albo coś zaczęło wsysacz jego magię i witalność przez cieniutką rurkę, ale pewnie mu się zdawało przez to jak długi był dzień. Był tak zmęczony że nie zauważył jak srebrny wężowy naszyjnik ze strychu zaczął delikatnie lśnić srebrną poświatą która jakby opatulała go ochronnie, dzięki czemu zmęczenie in wydawało się być takie nieprzyjemne.
I tak jak radził mu Tom, postanowił wystawić swoich współlokatorów na próbę. Zaczął od tego że przestał chodzić na posiłki z kolegami, był mniej zaangażowany we wspólne rozmowy i gry a ich interakcje powoli ograniczał do minimum. Nawet jeśli zauważyli zmianę to postanowili nie ingerować, to dało Draco jasno do myślenia że Tom mógł mieć racje. Na myśl o jego koledze z dziennika uśmiechną się pod nosem a w sercu zrobiło się jakby cieplej, ach czego on by nie zrobił bez jego pomocy.
Nie mógł sobie jednak odmówić dręczenia Pottera, gdy jakiś pierwszoroczny puchon nękał go o autograf. Gdy to zobaczył od razu podszedł do nich by wykorzystać sytuacje, głupi Potter z głupimi włosami czarnymi jak węgiel i głupimi oczami zielonymi niczym wiosenna trawa, rumieniący się słodko głupio przy każdej niezręcznej sytuacji i…
W każdym razie, Potter nie chciał być jego kolegą więc niech teraz cierpi tak jak on.
-Zdjęcia z autografem? Rozdajesz swoje zięcia z autografem Potter?- uśmiechną się do niego zadziornie po czym zawołał tak by wszyscy słyszeli- Wszyscy ustawić się w kolejce, Potter rozdaje swoje zdjęcia z autografem!
Usłyszał jak uczniowie z piątego roku wybuchli śmiechem gdzieś z tyłu
-Nie, nie rozdaje. Zamknij się Malfoy! Odrzekł do niego rumieniąc się ze wstydu i marszcząc przy tym nosek, jak słodko...
-Jesteś po prostu zazdrosny! Odpowiedział lichy wielbiciel Pottera, próbując stanąć w jego obronie, choć jak na jego oko to raczej on potrzebował tej obrony nie na odwrót
-O co niby miałbym być zazdrosny, o tą paskudną bliznę? Nie dzięki, a jakby tak tobie rozwalić głowę to też nie stałbyś się nikim niezwykłym. Crab i Goyle zarechotali za nim głupkowato.
****
Pierwsze dni szkolne powoli mijały w międzyczasie okazało się ze nowy profesor obrony to jakiś nieśmieszny żart.Jego zalety zaczynały i kończyły się na dobrym wyglądzie. Tak jak przewidział z kolegami w pociągu. Jego brak umiejętności jest w prost proporcjonalny do jego ego.
uczniowie się na nowo zadomowili, więc czas nastał na pierwsze próby quiditcha które przypadały na sobotę Marcus załatwił od Profesora Snapa rezerwacje boiska by mógł go przetestować. Nie mógł się doczekać,miał nadzieje że te wszystkie letnie treningi nie poszły na marne. Byli już na miejscu gdy zobaczyli że drużyna Gryfindoru jest w trakcie do treningu. Gdy tylko ich zobaczyli zezłoszczony Olivier Wood zleciał do nich.
- Flint!- krzyną do Marcusa, w jego oczach była zaciekłość i złość-To nasz czas na trening, dostaliśmy specjalne pozwolenie, wypad stąd!
-Jest tu dużo miejsca, zmieścimy się.
Powiedział spokojnie Marcus z chytrym uśmieszkiem który denerwował drogiego chłopaka jeszcze bardziej.
-Ale to ja zarezerwowałem boisko!
-Ah tak? A ja mam przy sobie specjalne pisemko od profesora Snape’a .
Odpowiedział podając mu pismo. Ten przeczytał je szybko a następnie spojrzał na nich zdziwiony.
-Macie nowego szukającego? Kogo?
Wtedy zza chłopaków z drożyny wyłonił się on uśmiechając się lekko.
- Jesteś synem Lucjusza Malfoya? Bardziej stwierdził niż spytał jeden z bliźniaków z wypisaną na twarzy odrazą. Nic nowego.
- Zabawne że o tym wypomniałeś, zobacz jak dobrodusznie nas obdarzył. Powiedział dumnie Marcus. Pokazując jednocześnie miotłę Gryfoni oniemieli.-Najnowszy model.
To było trudne. Z jednej strony był dumny z siebie że utarł im nosa a z drugiej było mu wstyd. Miał tylko nadzieje że jego twarz nie jest z tego powodu bardzo czerwona. Więc żeby to zamaskować uśmiechną się szeroko i potraktował ich zimnym spojrzeniem.
-Co to jakaś inwazja? Odparł Kapitan ślizgonów spoglądając na nadciągając Granger i Rona Weraslay’a
-Co jest, czemu nie ćwiczycie? Spytała dziewczyna.
-Co to coś tu robi? Spytał obrzydzony rudzielec wskazując na niego.
- Jestem nowym szukającym, wszyscy tutaj zachwycamy się nowymi miotłami jakie mój ojciec nam podarował, niezłe co? Może sypniecie złotem i tez sobie kupicie bo waszymi miotłami można co najwyżej boisko zamiatać. Skomentował najwyraźniej niewygodny fakt.
- My przynajmniej nie musieliśmy oszukiwać, u nas wszyscy mają czysty talent. Powiedziała Granger z pogardą. Zrzedła mu mina, był wściekły. Czuł jak jego magia wiruje wokół niego. A ciało pompowało adrenalinę, nie powinien być tak narwany ale czuł jakby tracił kontrolę nad sobą.
-Nikt cie nie pytał o znanie ty głupia szlamo!
Warkną jednocześnie wyciągając rękę w jej stronę, z jego dłoni wystrzelił impuls który uderzył w przemądrzałą dziewuchę tak że upadła na plecy kilka metrów dalej. Czuł wyczerpanie po tym co zrobił, również satysfakcję że udało mu się wykonać magie bezróżdżkową i bezsłowną, nawet jeśli przez przypadek.
Granger po chwili wstała powoli z cichym jękiem, w międzyczasie rozpętało się piekło, Gryfoni rzucili się na nich oburzeni, ślizgoni przeszli do obrony. Nagle zauważył jak złamana różdżka Rona Weaslay’a jest wymierzona w (jak mu się zdawało) we Flinta. Naprawdę nie chciał by jego koledze kapitanowi stała się krzywda. Więc szybko wyciągną z szaty własna różdżkę przypominając sobie jedno z zaklęć które (Wedle zeszłorocznych ksiąg do drugiej klasy) miał się nauczyć jakoś pod koniec roku.
-Expeliarmus! Krzykną celując w rudzielca po czym w jego dłoniach wylądowała złamana różdżka. Nie tracąc czasu krzykną następne zaklęcie zapobiegawczo- Flippedo! Zaklęcie popchnęło chłopaka nieco dalej. Chociaż nie z takim skutkiem jak to było w przypadku Granger. Bójka skończyła się niedługo po tym gdy za boisko weszła wściekła profesor Hooch która unieruchomiła wszystkich jednym ruchem dłoni.
- Co to ma znaczyć! Minus 10 punków od każdego obecnego na tym boisku!- Wood otworzył usta by się wytłumaczyć ale nie zdążył gdyż przerwała mu profesorka- Nie obchodzi mnie kto zaczął! Jeszcze jedno słowo od kogokolwiek a obiecuje wam że wszyscy co do jednego będziecie sprzątać szatnie za kare!
-Ale co z boiskiem, zarezerwowaliśmy je. Powiedział Harry.
-My też. Odpowiedział Bletchley który grał jako obrońca.
- To się podzielicie jak cywilizowani ludzie a nie jak małpy w dziczy! Koniec dyskusji.
Powiedziała surowo Hooch Po czym odeszła odmrażając ich przy okazji.
***
Okazało się że letnie szkolenie nie poszło na marne, okazał się być grać przyzwoicie tylko musiał popracować nad unikaniem piłek które nie są złotym zniczem. Niestety trening mimo że oderwał go na chwile od nieprzyjemnych emocji, to nie wymazał ich. A więc szedł z lekko naburmuszoną miną, przegryzając policzek i spoglądając na murawę.
-Hej Draco! Zawołał go Markus.
-No o co chodzi? Spytał odwracając się do niego.
-Nie musiałeś mnie bronić. To odpowiedzialność starszych by bronić młodsze młodsze roczniki.
Starszy chłopak nie wydawał się zły, w zasadzie to się uśmiechał do niego dumny.
-Nieźle sobie poradziłeś z tą mądralą, pierwszy raz widzę żeby 12 latek użył tak zaawansowanej magii. Zwrócił uwagę Graham Montague
-To była przypadkowa magia. Z niewyjaśnionych przyczyn poczuł silną potrzebę tłumaczenie się.
-Oj już nie bądź taki skromny. Powiedział kapitan mierzwiąc go po włosach.
Niedługo po tym zaczęli się wszyscy przebierać i brać prysznic. Gdy się szykował był pogrążony w myślach, nie zauważył więc jak Flint wpatruje się dyskretnie w jego nagie plecy zmartwiony, zauważając jak niezdrowo wygląda młodszy kolega. Jego kręgosłup i żebra były dobrze widoczne, trupio blady. Spojrzał porozumiewawczo na Adriana który kiwną głową ze zrozumieniem że działo się coś niepokojącego.
Gdy byli już czyści i przebrani blondyn skierował się do swojego dormitorium. Emocje co prawda opadły ale zrypany nastrój pozostał, postanowił więc wyjątkowo nie spędzać czasu na nauce czy pisaniu do Toma tylko wypróbował swój nowy nabytek jakim było Ekstazy, które wyglądało jak kolorowe tabletki przypominające cukierek.
Bez chwili zastanowienia wziął tabletkę do ust popijając wodą. Jego diler mówił że tak naprawdę nikt tego nie postrzega jako narkotyk i że nie da się od tego uzależnić. Co było dobrą wiadomością chociaż to nie tak jakby był uzależniony od narkotyków, co to to nie, mógł je rzucić kiedy tylko chciał, po prostu nie miał na to ochoty.
Po około 40 minutach narkotyk tabletka zaczęła działać.
I tak jak się spodziewał, było warto. Życie stało się piękniejsze! Wszystko było trochę rozmyte a jak się poruszał to miał wrażenie że płynie. Czuł w sobie nadzwyczajną siłę, jakby był BOGIEM.
Nagle mimo swoich wcześniejszych postanowień poczuł wielką potrzebę socjalizacji i podzielenia się miłością z jego kolegami. Albo nie najpierw zobaczy czy uda mu się wykonać magie bezsłowną i bezróżdżkową jak wcześniej. I z takim właśnie nastawieniem próbował lewitować książki które leżały na biurko. Po około 1,5 godziny udało mu się podnieść książkę na około 20 centymetrów nad biurko, gdy właśnie do pokoju wszedł Blaise. Odwrócił się do niego podekscytowany.
-Blaise spójrz co potrafię!
Zawołał po czym powtórzył swój wyczyn z niezłym wysiłkiem (ale nikt nie musi o tym wiedzieć)
Ten spojrzał na niego z uniesionymi brwiami w oznace zdziwienia, nie tylko wyczynami współlokatora ale także jego nagłym entuzjazmem jako że ostatnimi czasy z nieznanych im powodów wręcz się od nich izolował. Ale stwierdzili że może mieć ciężki okres więc postanowili go zostawić do momentu aż mu przejdzie.
-Bravo- Powiedział pod szczerym wrażeniem klaskając przy tym powoli w dłonie, ale nie zbyt entuzjastycznie, jego kolega nie musi mieć ego większego niż już ma-A mogę wiedzieć po co ci to?Nie powinniśmy tego umieć aż do 6 klasy.
- Poczułem się ambitny. Odpowiedział szczerząc się wesoło
-Idziesz ze mną na obiad. Powiedział nagle Blaise.
-Nie idę, poćwiczę jeszcze.
-Ale ja się ciebie nie pytałem o zdanie. Powiedział to tak jakby stwierdził bardzo prosty fakt. Po czym pociągną go za ramię i wyprowadził z pokoju.
-Idziemy po resztę?
-A czy ryby potrafią pływać? Czarnowłosy uśmiechną się zadziornie po czym poszli do reszty ich kolegów którzy byli w pokoju wspólnym.
-THEOO~ Podbiegł do szatyna przytulając go od tyłu i i wtulając swoją głowę w jego szyję i barki jako że poczuł taką potrzebę.P oąchał go. pachniał czystością i proszkiem do prania. Był dla nich taki oziębły, musiał im to wynagrodzić i podzielić się swoją miłością ze światem.
Przytulany chłopak się tylko zaśmiał jako że miał w tym miejscu łaskotki.
-Co ty odpierdalasz? Zapytał się śmiejąc się
-Kocham was. Powiedział bez ogródek
-Aha, czyli mam rozumieć że wracamy do łask jego wysokości Draco. Rzekła sarkastycznie Pancy która była najwyraźniej zła na niego za ignorowanie.
- Jeśli ja jestem jego wysokością to ty jesteś majestatem.
-A to nie oczywiste?
Na obiedzie wybrał trochę pomidorowej jako że biła lekka i pożywna. Popołudnie minęło im na grach, przekomarzaniu się i śmianiu. Sam wtulił i wycałował swoich przyjaciół jak nigdy wcześniej. Kurwa jak on kocha życie!
Wieczorem już praktycznie nie było śladu po wpływie ekstazy. Zanim jednak poszedł spać wyciągną dziennik. Miał nadzieje że Tom nie był na niego zły za złamanie obietnicy o odsunięciu się.
„Cześć Tom”
„Witaj kochanie”
Zarumienił się mimowolnie. Zaczął mu opowiadać o treningu, o nowych używkach o jego dokonaniach magicznych i na samym końcu o jego kolegach, miał nadzieje że nie zezłości się bardzo jeśli przytoczy mu wcześniejsze sukcesy. Mylił się.
„Draco Lucius Malfoy”
Zjeżył się, to nie brzmi dobrze.
„Dobrze wiesz co mi obiecywałeś, jestem tobą rozczarowany.”
Po tych słowach zrobiło mu się autentycznie wstyd.
„Wiesz jakie to mogło mieć skutki? Zdajesz sobie sprawę z tego jakie jest to dla mnie ważne. Mają na ciebie zły wpływ, zależy mi na tym żebyś był z dala od nich.
„Ale oni nic takiego nie zrobili...”
„Wątpisz w mój osąd? Przypominam ci że ten eksperyment miał sprawdzić jak wiarygodni są i co zrobili odkąd przestałeś się do nich odzywać?”
„Nie zrobili nic”
„No właśnie, czyli nie zależy im na tobie, z czasem będzie tytko gorzej będą ściągać cię w dół.”
Po chwili dopisał
„Ufasz mi?”
„Jak najbardziej.”
„Musisz się od nich odciąć, ale nie stopniowo tylko natychmiast, im szybciej to zrobisz tym mniej będzie to dla ciebie bolesne, prócz mnie nie potrzebujesz nikogo, nawet nie zauważysz ich nieobecności”
Czytanie tego było bolesne, ale musiał mieć racje, prawda często boli a Tom przecież by go nie oszukał i nie wykorzystał czyż nie? Był taki troskliwy i szczery…
„Chyba masz racje”
„Grzeczny chłopiec :) ”
Następnie zaczęli pisać o przyjemniejszych tematach, Tom wspomniał też że powinien odstawić Ekstazy jeżeli to po nim czuje tą niebezpieczną chęć bliskości z kolegami klasowymi.
„Ale martwię się że bez tego już sobie nie poradzę, dzięki temu zrobiłem coś czego żaden na moim roku nie dokonał, mógłbym pokonać w końcu ta smarkule Granger”
„Świat jest duży na pewno znajdziesz zmiennik, w twoim przypadku pieniądze to nie problem.
Kokaina jest dość popularna, a w połączeniu z Amfetaminą efekt powinien być wzmocniony
Sama kokaina powoduje wyostrzenie percepcji, zwiększa sprawność fizyczną i intelektualną, poczujesz euforie, nie poczujesz zmęczenia”
„Brak zmęczenia, to brzmi przydatnie”
„Do usług:) ”
Jeszcze tego samego wieczora spłukał ekstazy w toalecie, postanowił że kiedy tylko będzie miał okazję zakupi trochę kokainy.
W miedzy czasie trenował leviosę bezsłownie i bezróżdżkowo. Musiał się pochwalić przed profesorem Flitfickiem. Było to ciężkie ale nie niemożliwe.
I tak jak obiecał Tomowi, od następnego ranka aktywnie unikał obecności kolegów a jak już rozmawiali to dawał im zdawkowe odpowiedzi. Zachowywał się jakby Sobota wcale nie miała miejsca.
Gdy nastała pierwsza lekcja zaklęć w następnym tygodniu podszedł do nauczyciela chwilę przed rozpoczęciem lekcji, jako że nie mógł sie doczekać.
-Panie profesorze muszę panu coś pokazać! Zawołał uradowany i najwyraźniej zaskoczył profesora swoim zapałem.
- Śmiało.Zachęcił
Wyciągną rękę (bez różdżki) w stronę książek na biurku i zaczął je powoli podnosić bez słowa. Trwało to krótką chwilę, poczuł jak krople potu spływa mu po czole, przez chwile martwił się że mu się nie uda i zrobi sobie wstyd przed nauczycielem ale w końcu udało mu się lewitować książkę na porządne 20 centymetrów nad biurkiem. Poczuł jednak dziwnyból ale nie fizyczne tylko jakby magiczny?
-Wow. Zrobiłeś Leviosę niesamowite Malfoy, po prostu szalejesz. Rzekł sarkastycznie Zachariasz Smith, wkurwiający puchon.
-Bez słowa i bez różdżki, a to różnica. Uśmiechną się do niego kpiąco. Ten tylko zagryzł dolną powiekę, i patrzył się na niego wkurzony ale nie powiedział nic jako że najwyraźniej nie mógł znaleźć dobrego argumentu.
-Jakkolwiek jestem pod wielkim wrażeniem to muszę cie przestrzec żebyś tak więcej nie robił. uśmiech mu zeszedł z twarzy, tak bardzo się starał myślał, zrobiło mu się trochę przykro.
- Program nauczania zaklęć nie bez powodu wygląda tak a nie inaczej. Wasze ciała dojrzewają i rdzenie magiczne też. Samo czarowanie można porównać do podnoszenia ciężarów a rdzeń do mięśni, wykonywanie zaawansowanej magii w waszym wieku można porównać do próby podnoszenia przykładowo 50kg bez wcześniejszej wprawy, może wam się stać krzywda jak na przykład naderwanie rdzenia lub gorzej. Dlatego trzymanie się programu nauczania jest bardzo ważne, a odpoczynek jest tak samo ważny jak trening. Co nie zmienia faktu że muszę poznać 15 punktów dla slitherinu.
****
Następne dwa miesiące szły dość gładko, wyrobił sobie rutynę, lekcje, Trening quiditcha ghostowanie kolegów, nauka, ćpanie, rozmowa z Tomem. Był zmęczony magicznie, fizycznie ale dzięki Tomowi i dziwnemu naszyjnikowy który wydawał się łagodzić efekty zmęczenia czas płyną przyjemnie szybko.
W międzyczasie zaczął słyszeć głosy, na początku był trochę przestraszony i pomyślał że przez narkotyki ma omamy ale Tom powiedział mu że to prawda i nie ma się czego bać. Dzięki energii jaką wkłada w relacje z Tomem, stał się silniejszy i teraz może go słyszeć. Dlatego tak bardzo bał się że byli przyjaciele Draco ich rozdzielą gdy się dowiedzą. Po jednej drobnej wpadce okazało się że Toma słyszy tylko on. Starał się więc nie być zbyt słyszalny i zauważalny gdy rozmawiał z przyjacielem.
W pewnym sensie Tom zamieszkał w jego głowie i może obserwować świat jego oczami. Jego głos był przyjemny do słuchania, taki gładki i ciepły. To było takie miłe.
Przełomem okazał się dzień niedługo przed Hallowen/Samhain. Gdy Tom zapytał go:
„Draco kochanie, jesteś wierny swoim osądom prawda?”
-Myślę że tak.
Wyszeptał, nie miał teraz przy sobie dziennika a właśnie był na lekcji, nie chciał by koledzy zauważyli że gada do siebie. Miał szczęście że to była historia magi i każdy był zajęty sobą ale lepiej nie ryzykować. Nie zauważył jednak jak Theo który sierdził dwa miejsca obok, patrzy się niepostrzeżenie jak blondyn poruszał dyskretnie ustami jakby z kimś rozmawiał.
Zachowanie kolegi w tym roku było niepokojące (wyglądał niewiele lepiej) ale to był kolejny znak że coś się dzieje. Od momentu jak przyłapał go w łazience chłopców na gadaniu do ściany postanowił go obserwować.
„Ufasz mi?”
-A czy kiedykolwiek pokazałem że jest odwrotnie.
„Planuje zacząć wymierzać sprawiedliwość w Hogwarcie i uwolnić tą szkołę od zalęgniętego w niej brudu.Jestem już na tyle silny żeby wpleść mój plan w życie ale doi tego jesteś mi potrzebny ty.”
-Wchodzę w to, co mam zrobić. Zapytał całkowici ufając pomysłom Toma, jakkolwiek planował urzeczywistnić swój plan, to nie mogło być złe jako ze pracowali w imię wyższej idei.
„W podziemiach szkoły spoczywa Bazyliszek, legendarny zwierzak samego Salazara, mogę go obudzić i kontrolować ale najpierw musimy pozbyć się kur i kogutów,stwarzają zagrożenie”
-Rozumiem, co dalej? co prawda miał wątpliwości co do zrobienia krzywdy zwierzętom, kury były jak pawie które kochał tylko 100 razy brzydsze. Ale rozumiał też że najwyraźniej był to warunek konieczny.
„Potrzebuję przejąć kontrolę nad twoim ciałem, zrobił bym to tak czy siak, ale oświadczam ci to ponieważ cię szanuję :) ”
Zesztywniał. Przeją by jego ciało nawet bez jego pozwolenia? Z tyłu głowy pojawiła mu się czerwona flaga którą postanowił zignorować w imię dobra szkoły.
-Zgoda, ale obiecaj że nie będzie boleć”
„Obiecuję, to nie zaboli”
Gdy nastał wieczór i powoli zbliżała się godzina policyjna. Tom poinformował go że przejmie nad nim kontrolę. Co zrobił dosłownie sekundę później. To było uczucie jakby jego ciało było marionetką którą nagle ktoś zaczyna poruszać a on stał się biernym obserwatorem.
Wymkną się z dormitoriów i kierował się do wyjścia używając rzadziej używanych korytarzy. Nałożył kaptur na głowę by zakryć widoczne w cieniu białe blond włosy przeraźliwie jasną skórę. Przemykając się wzdłuż ścian szkoły skierował się do kurnika gajowego. Zaklęciem zablokował kurnik i go wyciszył,brał każda kurę i koguta za kark i zaklęciem diffido przecinał je wzdłuż i wrzesz. Gdy skończył był jedyną żywą istotą w kurniku. gdzieniegdzie był pobrudzony krwią ale uśmiechną się z satysfakcją.
Doświadczenie prawdziwego życia po 50 latach niewoli w dzienniku, było wspaniałe a jeśli wszystko pójdzie po jego myśli to zdoła odzyskać swoje ciało. Wystarczyło tylko jego kochaną blondyneczkę odpowiednio przekonać do tego co chciał, co powinno być bardzo łatwe biorąc pod uwagę jak łatwo zdołał go omotać. Gdy wychodził rzucił na siebie zaklęcie czyszczące i anulował zaklęcia rzucone za kurnik po czym szybko i niepostrzeżenie wymkną się z miejsca zbrodni.
Gdy zbliżał się do lochów natkną się niestety na Filcha co było bardzo niefortunne, na szczęście godzina policyjna miała być dopiero za 10 minut więc miał jeszcze wymówkę by być poza łóżkiem.
Władzę nad ciałem chłopaka oddał dopiero jak byli w pokoju blondyna.
Z kolei gdy młody Malfoy tylko poczuł że może się ruszać, natychmiast udał się do toalety gdzie zaczął wymiotować. Brzydził się sobą, mimo że był czysty wszędzie czuł krew. Następnie przez jakieś pół godziny siedział pod prysznic próbując się pozbyć metalicznego zapachu. Umył zęby i kierował się do łóżka gdzie spod materaca wydostał strzykawkę z Heroina którą wstrzykną sobie w ramię. Blaise spał już twardym snem więc nie musiał się martwić ukrywaniem się.
Potrzebował się poczuć lepiej z tym co zrobił.
Nastała uczta z okazji halloween/ samhain. W wielkiej sali było wesoło i gwarno. Wszyscy się cieszyli nie wiedząc co ma nastąpić. Tej nocy komnata tajemnic miała zostać otwarta. To musiało się stać konkretnie dzisiaj jako że w okresie końca października początku listopada, byty na całym kontynencie europejskim (nie był pewien ja to się ma w reszcie świata) stawały na się silniejsze.
Tymczasem blondyn siedział przy stole węży wśród jego kolegów jak gdyby nigdy nic. Wszyscy byli zajęci sobą, drożyna quiditcha gadała ze sobą z wyjątkiem Draco jako że siedział za daleko. Milicent była zajęta Pancy i Blaisem. Theo i Tracy byli zaabsorbowani sobą jakby cały świąd wokół nich nie istniał.
Goyle starał się nie patrzeć w oczy Daphne która robiła dokładnie to samo. A gadali o dziwo o książkach. A dokładniej Daphne starała się przekonać chłopaka do czytania książek, ten z kolei narzekał że ma trudność z czytaniem bo nie może się skupić a litery mu się rozlewają po karce, lub że widzi je w odbiciu lustrzanym przez co ciężko mu odróżnić niektóre litery i cyfry. Dziewczyna z kolei nie przestawała go wspierać w pokonywaniu trudności, zaproponowała że może mu czasem czytać podczas nauki. Naprawdę ta dziewczyna to prawdziwy anioł.
Imigrantka z kolei wyjątkowo nie zajmowała się swoją psiapsiółą(Tracy) tylko Crabbem, któremu tłumaczyła różnice miedzy jakąś karpatką a kremówką. Nie wiedział co o ale podejrzewał że to jedzenie biorąc pod uwagę że to największa pasja chłopaka. Zauważył też że koło dziewczyny leży mały koszyczek na jedzenie w którym leżał już chleb,mód i coś co się nazywa Kutia. Słyszał że obchodzi dzisiaj jakieś słowiańskie święto o nazwie Dziady i że chciała wziąć trochę jedzenia dla przodków. Osobiście generalnie gardził jej rodzajem ale szanował ją za szacunek do przodków i tradycji.
Sam niechętnie kończył swoją wuzetkę. Polskie ciasto. W Hogwarcie często serwowane było jedzenie nie tylko Angielskie ale też z innych części europy i świata. Dzisiaj oprócz standardowego angielskiego jedzenia były też potrawy i desery z europy środkowo wschodniej. Rozpoznał w środ nich Strogonowa i knedle a wśród deserów była właśnie Wuzetka i Fala Dunaju (plus kutia)
Dokończył w końcu ciastko. Po czym wstał nieopstrzenie. Wszyscy byli zajęci sobą więc nikt nie powinien zauważyć jego nieobecności. Tom powiedział mu żeby się skierował w okolice nawiedzionej toalety. Gdy dotarł na miejsce. Tom przeją kontrolę i zaczął budzić węża z jego snu. Fart sprawił że właśnie przechodziła tym korytarzem Pani Noris która zaczęła na niego złowrogo syczeć i warczeć. Ten spojrzał na nią obojętnie po czym rozkazał bazyliszkowi ją zaatakować. Wąż wyleciał z rur kanalizacyjnych rozlewając wszędzie wodę i rzucił się na kota który niestety nie umarł a tylko znieruchomiał gdy zobaczyła węża w tafli wody. Nie było to co prawda to co chciał ale było akceptowalne. Zaklęciem zawiesił nieruchomego kota na ścianie. I zaklęciem sztucznej krwi (używanej najczęściej do żartów i sztuk teatralnych) zaczął pisać ostrzeżenie na ścianie:
„KOMNATA TAJEMNIC ZOSTAŁA OTWARTA, STRZEŻCIE SIĘ WROGOWIE DZIEDZICA”.
Odwołał węża i uśmiechną się patrząc na swoje dzieło. Po czym wrócił jak gdyby nigdy nic do wielkiej sali.
-Gdzie byłeś? Zapytał Blaise.
-W toalecie za potrzebą. Powiedział wprost nie rozwodząc się i kontynuował przyjęcie.
Reszta była banalnie łatwa. Po skończonej imprezie stał na ów korytarzu zresztą uczniów udając że jest w szoku widząc wiadomość i skamieniałą kotkę.
- „Strzeżcie się wrogowie” dziedzica-przeczytał głośno- To będziesz następna szlamo.
Powiedział do Granger. Złote trio jak zwykle okazało się być w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Było mu to całkiem na rękę.
***
Było kilka dni po Samhain. Wszyscy gadali o komnacie tajemnic i kim może być dziedzic Slitherina, nie umknęło jego uwadze że wiele ludzi spoglądało mimowolnie na niego. Co prawda schlebia mu to i jakkolwiek nie było to bliskie prawdy to niestety nie mógł przypisać sobie tych zasług. Siedzieli właśnie na lekcji transmutacji jaką mieli z Gryfonami i próbowali zamienić szczury w pucharki gdy do klasy nagle wszedł jakiś siódmoklasista z Ravenclaw mówiący że Potrzebuje pilnie porozmawiać o czymś z Profesor Mcgonagall.
-Nie przestawajcie ćwiczyć. Poinformowała po czym wyszła z klasy.
Wbrew temu co powiedziała nauczycielka odłorzył różdżkę jako że efekty były już bardziej niż zadowalające. Spojrzał na Weaslaya który zwoją złamana różdżką zamienił szczura w bardzo owłosiony kubek z ogonem. Parskną śmiechem tak jak reszta klasy po czym po czym podszedł do niego.
- No no no Weaslay, tym razem przekroczyłeś samego siebie, trzeba przyznać kubek ładniejszy od właściciela. Zaśmiał się a razem z nim jego koledzy którzy próbowali się nie śmiać ze względu na ich ostatnio trudne relacje.
-Zamknij się Malfoy nie jesteś lepszy, ja przynajmniej nie wyglądam jak trup, z nas dwojga to ty wyglądasz jakby cie rodzice nie karmili.
Odpyskował rudzielec. Cóż była to prawda, nie umknęło jego uwadze że ostatnio że był znacznie szczuplejszy niż rok wcześniej, jego policzki były bardziej zapadnię, rysy ostrzejsze a cienie pod oczami wyraźniejsze. Wyglądał jak Heroine chic, ale czy to nie było właśnie dobrze? Chudość była w modzie a on nie może sobie pozwolić na bycie niemodnym a jeszcze bardziej nie może sobie pozwolić na przytycie. Ostatnio jak się warzył (a było to jakoś pod koniec wakacji) to warzył 30kg przy wzroście 150 cm. Wziął ten komentarz jako komplement i uśmiechną się chytrze.
Wtem poczuł jak ni stąd ni zowąd poczuł jak Tom przejmuje nad nim kontrolę. Świat woków niego stał się rozmazany i ciemny.
Przekrzywił lekko głowę łagodząc uśmiech a jego oczy stały się dziwnie puste. Zaczął chichotać lekko. Potter i Weaslay spojrzeli na siebie na ta zmianę zachowania. Spojrzał na kubko-szczura miał o wiele lepszy pomysł co mógł zrobić z tym stworzeniem, potrzebował praktyki zanim odzyska ciało.
-Ciekawe czy coś czuje pod tą postacią. Zastanowił się. Jego głos wydawał się być tak pusty jak jego oczy, po czym wyciągną różdżkę, poczuł lekki dreszcz emocji, był podekscytowany. W jego czasach szkolnych zwierzęta były jego ulubionym obiektem testowym. Dreszcz niepokoju dwóch gryfonów tylko potęgowało pragnienie krzywdy jakie czuł w tej chwili. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej rzucił zaklęcie:
-Crucio!
Kubek zaczął piszczeć i wić się. Roześmiał się rozbawiony, miał taki ubaw w tej chwili jaki nie miał od dawna. Poczuł na sobie wzrok nie tylko dwóch chłopców ale i reszty klasy. Ale on nie przestawał. Szok wywołany jego działaniami najwyraźniej minął gdy Potter i jego przyjaciel wyciągnęli różdżki celując w niego.Już mieli rzucić zaklęcie gdy usłyszeli za sobą.
-Petryfikus Totalus ! To była Pancy i Blaise. Którzy postanowili z tylko im znanych pobudek stanąć w jego obronie. Dwie gryfonki Hermiona i Parvati zaczęli walczyć z Blaise’m i Pancy z kolei Lavender pobiegła w ich stronę by odczarować i obronić jej kolegów. Zaczęła od rudego zauważył że jej ręce bardzo się trzęsły.
Za sobą z kolei dostrzegł Theo który podszedł z tyłu niego próbując mu wyrwać różdżkę lub zrobić cokolwiek co powstrzymało by jego działania ale on się nie poddawał, umocnił tylko uścisk dłoni i swoją pozycję, nie ruszając się nawet o centymetr. Zaśmiał się może trochę zbyt szaleńczo. Kubek wciąż piszczał. Potter i Weaslay byli wolni, teraz w jego stronę były wymierzone 3 różdżki. Chłopców i Lavender. Już mieli rzucić zaklęcie gdy do sali weszło Pani professor która gdy tylko ujrzała scenę bezróżdżkowo odebrała mu jego różdżkę i spetryfikowała. Theo nie przestawał go trzymać.
Z kolei Kubek-szczur co ciekawe nie tylko przestał się wić ale i natychmiast przemienił się w co ciekawe- człowieka, bardzo brzydkiego szczurkowatego człowieka. Chaos ustał. Przez chwilę jego wzrok wydawał się być mętny, trząsł się straszliwie, lecz gdy tylko ogarną gdzie jest i pod jaką postacią w jego oczach było przerażenie, już miał się przemienić z powrotem w szczura gdy został unieruchomiony przez nikogo innego jak samą Proffesor Mcgonnagall która wydawała się rozpoznawać człowieka, jej twarz ukazywała bardzo mieszane uczucia.
-Dzieci cofnijcie się i zachowajcie spokój, ten człowiek może być niebieszczmy. Jak kazała tak wszyscy zrobili, choć różdżki trzech uczniów nadal były w niego wymierzone.
Nauczycielka w tym czasie wyczarowała Patronusa któremu wydała polecenie:
- Albusie mamy problem, potrzebujemy aurorów, szczur jednego z uczniów okazał się być rzekomo martwym Peterem Pettigrem. Jesteśmy w mojej sali transmutacyjnej- Po tych słowach wysłała niebieskiego kota w do Dyrektora- Co tu się dzieje?
spytała w stronę Theo i jej wychowanków.
- Malfoy torturował mojego mojego szczura bez powodu!
Odezwał się natychmiast Rudy który najwyraźniej jeszcze nie przetrawił sytuacji.
- Czy to prawda? Spojrzała na niego i Theo anulując też zaklęcie rzucone na blondyna A on poczuł że to bardzo dobry moment by oddać kontrolę Draco. Tak też zrobił. Przez chwilę oczy blondyna były puste ale nie tak jak wcześniej, to była pustka związana z brakiem kontaktu ze światem.
-Draco w porządku? Spytał się zmartwiony Theo potrząsając nim lekko. Jego wzrok po chwili się wyostrzył. Wszystko stało się jakby jaśniejsze. Spoglądał na pomieszczenie badawczo i nie podobało mu się to co się działo. Zaczął się trząść z czystego strachu, był wyczerpany jakby ktoś wyssał z niego energie (i chyba nawet wiedział kto).
- T-Theo c-co się dzieje? Spytał zaniepokojony, głos mu się trząsł. Brzydził się w tym momencie sobą za pokazanie słabości ale nie panował nad tym.
- Oj nie zachowuj się jakbyś nie wiedział psychopato!
Ron się prawie na niego rzucił ale Lavender i Potter i go powstrzymali. Dziewczyna trzasła się przerażona z kolei Okularnik wpatrywał się w niego badawczo.
Tymczasem Theo spojrzał się w niego z litością w oczach. Nagle wszystko zaczęło mieć dla niego sens. Jego kolega nie zachowywał się zgodnie ze swoim charakterem i teraz wiedział dlaczego. Jego Draco uwielbiał być otoczony przez ludzi i być w centrum uwagi i mimo że był wredny w chuj, to nie zrobił by krzywdy zwierzęciu. Ich Draco kochał zwierzęta zwłaszcza swoją sowę i pawie albinosy. Mówił też że chce się zapisać na lekcje opieki nad magicznymi stworzeniami a trzeciej klasie. Tym czasem która stała przed nim izolowała się od ludzi, gadała do siebie i torturowała zwierzęta. Przede-wszystkim skąd on niby miał znać to zaklęcie i chcieć go użyć?!
W oczach miał obłęd i śmiał się jak szaleniec. To nie był ich zdrowy na umyśle Draco. Gdy zdał sobie z tego sprawę wszystko zaczęło mieć sens.
- On jest chory. Powiedział do Pani Profesor z nieudawanym smutkiem w głosie.
- Nie nie jestem! Theo przestań sobie ze mnie żartować i powiedz co się dzieje! Krzykną na niego blondyn odpychając go przy tym.
- Draco uspokój się, nie byłeś sobą. Powiedział stanowczo i spokojnie przytrzymując go za ramiona.
-NIE, nie uspokoję się. Nie żartuj sobie ze mnie!
Odkrzykną wyszarpując się z objęć. Widać było że już miał zamiar uderzyć chłopaka gdy nagle poczuł jak jakieś zaklęcie uderza go w plecy. Sekundę później świat stał się ciemny. Zdecydowanie by upadł na podłogę gdyby nie Theodor który złapał go w porę. To nikt inny jak Lavender Brown rzuciła w niego zaklęciem usypiającym. Tym czasem Theodor który poczuł na sobie wzrok wszystkich, przytulił mocniej swojego kolegę. Poczuł też konieczność tłumaczenia całej sytuacji.
- Draco mogło dopaść „Szaleństwo Black’ów”. Od początku roku zachowuje się jak totalnie inna osoba.
- Och, już nie broń tak swojego kolegi, doskonale wiesz co on zrobił. Nie traktuj go jak ofiarę!
Odpowiedział wkurzony Harry.
-Nie, on ma rację, jakkolwiek nie cierpię tej paskudnej fretki to może mieć rację.
Przyznał niechętnie Ron po czym wraz z Lavender zaczęli tłumaczyć Harry’emu na czym polega Przypadłość rodziny Black.