O tym jak Draco Malfoy stał się Fretką

Harry Potter - J. K. Rowling
M/M
G
O tym jak Draco Malfoy stał się Fretką
Summary
Draco nie chciał niczego innego jak tylko zadowolić ojca, chciał żeby w końcu był z niego dumnyale nic co robi nie jest wystarczająco dobre, postanowił więc zostać animagiemjeśli to nie będzie wystarczająco dobre dla jego ojca, to nic nie będzie...
Note
Historia na wattpadzie https://www.wattpad.com/story/323887643-o-tym-jak-draco-malfoy-sta%C5%82-si%C4%99-tch%C3%B3rzofretk%C4%85i w języku angielskim https://archiveofourown.org/works/42398985/chapters/106475505
All Chapters

Docenienie i pierwsze wątpliwości

Więc, wydarzenie z lekcji transmutacji szybko obeszło całą szkołę, a niejako Peter Petegrew został zabrany przez aurorów tak szybko jak się dało, sama Profesor Mcgonagall tłumaczyła tą decyzje tym że ta osoba była uważana za nieżywą a ukrywanie się pod postacią szczura, w czasach pokoju, przez tyle lat jest zbyt podejrzane, nie znamy jego intencji i ta sytuacja może wiele zmienić w sprawie rzekomego morderstwa Syriusza Blacka. Dlatego wezwanie aurorów było niezbędne.

Po całym incydencie ze szczurem, nauczycielka nakazała Theo i Blaise’owi zanieść go do skrzydła szpitalnego gdy był nieprzytomny. Na miejscu jego współlokatorzy wyjaśnili Pani Pomfrey całe zajście, tak ich odesłała z powrotem na lekcje i wzięła się za badania kontrolne.
Tymczasem Tom rzucił na Draco zaklęcie które uniemożliwiało by wykrycie czegoś podejrzanego jak np. Narkotyki czy zbliżające się wyczerpanie magiczne, wynikające z jego ewidentnie pasożytniczego wpływu na chłopca, ta wiedza mogłaby mu zaszkodzić, nikt nie powinien o tym wiedzieć, a już zwłaszcza sam Draco, który jak dotąd pozostawał błogo nieświadomy jak szkodliwy wpływ wywarł na nim Tom. Ta nie wiedza była mu bardzo na rękę. 

- Wydaje się że wszystko z tobą w porządku, chociaż jesteś trochę za chudy jak na moje oko. Odrzekła uzdrowicielka gdy blondyn się obudził- Jeśli zaczniesz czuć się w jakiś sposób niestabilnie masz przyjść do mnie w tępię natychmiastowym. Odrzekła do niego gdy się obudził.

 

Zanim jednak  mógł odejść, musiał jeszcze poczekać na profesora Snapa i Professor Mcgonagall jak powiedziała uzdrowicielka.  Gdy w końcu się zjawili czuł na sobie bardzo nieprzyjemne spojrzenia. Surowe i  z rezerwą. Ale z pośród tego wszystkiego najbardziej dobił go Profesor Snape który wydawał się być nim zawiedziony. 

-Wywołałeś niezłe zamieszanie. Zaczęła Mcgonnagall- Moge wiedzieć skąd znasz tę klątwę i dlaczego postanowiłeś jej użyć? 

 

- Pani Profesor, z całym szacunkiem ale nie mam pojęcia o czym pani mówi.

 

-Draco. Skarcił go Snape.

 

-Ja nie próbuje kłamać ani nic, naprawdę nie wiem co się działo!

 

Powiedział, czując że jego głos się załamuje z bezradności. Wszyscy wmawiają mu że jest psychopatą a on nawet nie wiedział co zrobił!

 

- Gdy weszłam do klasy, byłeś w trakcie torturowania szczura. Używałeś Cruciatusa, zadajesz sobie strawę że to nielegalne?

 

-Masz ledwo dwanaście lat, nie powinieneś nawet znać tej klątwy a co dopiero być w stanie jej użyć. Wtrącił się Snape.

 

-Klątwę znam, ale nie pamiętam żebym jej używał. Pamiętam że droczyłem się z Weaslayem, a potem… Nie wiem, wszystko jest takie ciemne i zamglone.

 

 Powiedział bezradnie. Naprawdę nie miał nic na swoją obronę. Minerwa wciąż wydawała się być nieprzekonana, z kolei profesor eliksirów wpatrywał się w niego czujnie jak jastrząb. Odeszli na chwilę od niego, cicho dyskutując między sobą.

 

- Za coś takiego powinieneś zostać zawieszony. Ale z racji tego że w trakcie tego byłeś nieświadomy swoich działań, zdecydowaliśmy się tylko na odebranie 50 punktów od Slitherinu i szlaban,co weekend przez miesiąc. Chcę cię wiedzieć w mojej klasie o osiemnastej trzydzieści. Odrzekła Mcgonagall  po czym wyszła.

 

-Draco. Chociaż wierzę że nie zrobiłeś tego specjalnie, nie zaprzeczam, po części zawiałem się na tobie. Będę musiał powiadomić twoich rodziców o całym zajściu. Chyba nie muszę wspominać ze nie chcę więcej słyszeć o podobnym zajściu? Pouczył go Snape.

 

- Tak jest proszę pana. Odpowiedział, unikając jego wzroku, za bardzo było mu wstyd żeby to zrobić. 

 

-Draco. Jeśli będziesz czuł potrzebę o tym porozmawiać, mój gabinet będzie otwarty. Wspomniał tylko zanim wyszedł. 

Nie mając zamiaru iść na kolejne lekcje, skierował się do swojego Dormitorium jako że nie miał absolutnie ochoty na kontakty z innymi ludźmi. 

 

-Hej Tom, jesteś tu? Zapytał gdy już był w swoim Dormitorium. 

 

„Zawsze jestem przy tobie, kotku. Potrzebujesz czegoś?”

 

-Na lekcji zdarzył się wypadek, śmiałem się z Rudego a potem sam nie pamiętam co się wydarzyło, ale jak się ocknąłem to wszyscy zaczęli traktować mnie jak wariata, nawet moi tak zwani „koledzy” uwierzysz w to ? Jeśli mój ojciec się o tym dowie, będę skończony. 

Powiedział żałośnie ukrywając twarz w dłoniach. 

 

„Więc nie zasługują na miano twoich kolegów, ostrzegałem cie że tak się stanie. Ja nigdy bym cie tak nie potraktował. ” 

 

Mówiąc to, blondyn zaobserwował ze przed jego oczami zaczyna pojawiać się postać,jakby lekko rozmazana. Był to nastoletni chłopiec ubrany w zielone szaty slitherinu z lat czterdziestych, mający szczupłą atrakcyjna sylwetkę, ładną twarz i elegancko ułożone ciemnobrązowe włosy oraz hipnotyzujące ciemne oczy. Uśmiechał się do niego łagodnie. Musiał być to nie kto inny jak sam Tom.

 

- Wow, to ty? Jak to zrobiłeś, i czemu dopiero teraz? Spytał onieśmielony obecnością drogiego chłopca.

 

-To wszystko dzięki tobie, jestem na tytle silny by się pokazać w postaci materialnej,ale nie na długo, jeszcze nie na tym etapie - Mówiąc to popchną go na łóżko i przypiął do ściany za nim stawiając ręce po obu stronach jego głowy. Przez chwile wpatrywał się w niego wnikliwie, lekko łaszcząc go po policzku wierzchem dłoni- Oni nie zasługują na ciebie. Tylko ja tak naprawdę się o ciebie troszczę. Oni odejdą a ja będę zawsze przy tobie. 

 

Tymczasem Drako wpatrywał się w niego, kompletnie sparaliżowany, jego serce zaczęło bić szybciej, Przed oczami pojawiło mu się wspomnienie z gabinetu Profesora Quirrela. Przypomniało mu się obrzydliwe uczucie po całym zajściu.
 
W następnej chwili Tom pochylił się w jego stronę i złożył na jego ustach delikatny pocałunek. Na początku nie reagował, pozostał bierny, pozwalał się całować. W końcu co mogło by się stać jeśli by odmówił? Obawiał się że mogło by to zostać źle odebrane. Chwile później jednak przypomniał sobie że to przecież tylko Tom, jak dotąd pokazał mu tylko troskę o niego. Mógł mu zaufać, zrelaksował się nie co na ta myśl i zaczął rozkoszować się pocałunkiem, jego pierwszym w życiu pocałunkiem. 

 

-Dziękuje za troskę, wiele dla mnie znaczysz. Powiedział wtulając się w starszego przyjaciela. 

 

Następnego dnia dostał wyjca od Ojca. Którego otworzył dopiero w dormitorium gdy nikogo nie było.

 

" Draco Lucjuszu Malfoy. Myślałem że zasady były jasne,miałeś nie dostawać kar, nie hańbić imienia swoistego domu i rodziny i nie sprawiać problemu swojemu chrzestnemu ale wychodzi na to że albo jesteś za głupi by to pojąć, albo zbyt nieudolny by tego dokonać. Najwyraźniej nie wystarczy ci że już niszczysz reputacje naszej rodziny swoim homoseksualizmem. NIE. Mój syn musi być jeszcze chory psychicznie jak twoja pożal się boże ciotka Bella! Zdajesz sobie sprawę z tego jak nas zawiodłeś! Narcyza przez ciebie płakała, rozkazuje ci przeprosić matkę w tępię natychmiastowym! Nie chcę cie widzieć w domu na święta. Razem z Narcyzą i dziadkami, będziemy musieli poważnie przedyskutować twoją przyszłość w tej rodzinie"

Zagrzmiał, jadowity ton ojca po czym list spłoną. Padł na kolana załamany, nawet nie zauważył kiedy zaczął szlochać. Zawiódł Matkę, zawiódł rodziną, zawiódł Snape’a. Jeszcze bardziej nadszarpną reputacje Rodziny i Slitherinu. Wydawało się że nic nie jest w stanie zrobić porządnie. W którymś momencie szloch zmienił się w za szybki oddech jakby się dusił. Dreszcze wywołane emocjami, w paraliż. Poczuł się tak odrealniony, czas jakby przestał istnieć. W jego głowie pojawiły się katastrofalne myśli. Nie wiedział jak długo minęło, był wyczerpany, psychicznie zdawał się być jakiś taki odrętwiały, ale gdy tylko był wstanie się ruszać, sięgnął po dziennik Toma, wiedząc że on go wysłucha, pożalił się mu.

***

Tymczasem po szkole dość szybko rozniosła się plotka że Draco dopadło rodzinne szaleństwo ,niektórzy zaczęli na niego patrzeć z litością, ale zdecydowana większość spoglądali na niego z kpiną i strachem. I jeśli miał być szczery to nie wiedział co było gorsze. Przez pierwsze da tygodnie próbował naprostować sytuacje że wcale nie jest chory psychicznie, poddał się jednak gdy się okazało ze miał przeciwko sobie praktycznie całą szkołę która mu nie wierzy.

 

- W porządku Draco, to normalne że się wypierasz.

 

 Rzekł pewnego razu Blaise gdy zmierzali do stołu sliterinu podczas śniadania  którego jeść nie zamierzał. Po całej aferze ze szczurem jego tak zwani koledzy z Merlin wie jakiego powodu, postanowili mu nie dawać spokoju. On natomiast pozostawał wierny swojemu i Toma osądowi, a co za tym idzie, jak to Pancy określiła „dąsał się po królewsku”. W międzyczasie na pierwszej stronie w Proroku codziennym pojawił się ciekawy artykuł zatytułowany:

 

 „NAJWIĘKSZA POMYŁKA STULECIA- 11 lat za niewinność”

Pod tytułem znajdowało się Zdjęcie Syriusza Blacka na Sali sądowej. Jego długie ciemne włosy były związane w elegancki kucyk. Całościowo wyglądał na tyle elegancko i schludnie na ile mógł wyglądać osoba która spędziła w więzieniu trochę ponad dekadę. Przyglądając się jego twarzy zauważył że jego oczy i rysy twarzy przypominały te jego i jego Matki. Co nie było takie dziwne biorąc pod uwagę że są rodziną. 

Spochmurniał na myśl o mamie, od czasu kiedy rodzice dowiedzieli się o jego orientacji, nie rozmawiał z nimi tak często jak kiedyś, myślał że to się zmieni z początkiem kolejnego roku szkolnego, ale nawet wtedy listy okazały się być rzadsze i bardziej stonowane, sztywniejsze niż zazwyczaj. Szczerze martwił się czy jego rodzice wciąż go kochają…

Ale wracając do artykułu. Reporterka opisywała czego można się było dowiedzieć na sali sądowej:

 

„W Angli sprawa Syriusza Blacka, rzekomego seryjnego mordercy jest bardzo dobrze znana, członek najstarszego najszlachetniejszego domu Black, rodu znanego z upodobań do tradycji, czarnej magii i rodzinnego szaleństwa. Ze względu na środowisko jakim przyszło mu się wychowywać- zdrada i morderstwo jego najlepszych przyjaciołach,chodź szokująca,niebyła niczym dziwnym dla opinii publicznej koniec końców on tez był Blackiem. Zbrodnia wydawała się być oczywista z tego tez powodu został skazany na dożywocie w Azkabanie bez procesu sądowego. Ale czy na pewno? 

Jak się okazuje, niedawno jeden z uczniów Hogwardu całkiem przypadkiem odkrył że zwierzak jednego z uczniów był w rzeczywistości nielegalnym Animagiem. Jak się okazało, był to sam Peter Petegrew. Uznawany za martwego, dawny przyjaciel Syriusza. Sam oskarżony (będący pod wpływem veritaserum) przyznaje że w czasach szkolnych on Peter Petegrew i ś.p James Potter zmienili się potajemnie w animagów by wspierać i dotrzymywać towarzystwa ich wspólnemu przyjacielowi który okazał się cierpieć na Lykantropię. Porządkowo z powodów czysto strategicznych planowali zarejestrować się dopiero po wojnie. 
W końcu padło pytanie które wszyscy chcieli znać odpowiedź,
„Skoro twierdzi pan że James Potter był dla pana jak brat, dlaczego dokonał pad zdrady i morderstw ?” Pyta oskarżający.

„Wolałbym umrzeć niż zdradzić przyjaciół, nigdy ich nie zdradziłem ponieważ nigdy nie byłem strażnikiem tajemnicy, i nie byłem też śmierciożercą. Fakt na początku to ja miałem być strażnikiem Potterów ale w ostatniej chwili oddaliśmy tą role Peterowi, jako że uznaliśmy z Jamesem że byłbym zbyt oczywisty. Petera nikt by nie podejrzewał. Tamtej nocy gdy zobaczyłem ich martwych, byłem w szoku, byłem wściekły. Działałem pod wpływem emocji. Chciałem tylko żeby sprawiedliwości stało się zadość, żeby Peter poniósł konsekwencje a ten szczur nie dość wrobił mnie w morderstwo którego nie popełniłem, to jeszcze upozorował własną śmierć. Odciął sobie palec i zmienił się w szczura by inni myśleli że nie żyje. W tamtym momencie byłem zbyt wielkim szoku by się tłumaczyć, nikt też nie chciał mnie słuchać.” 

Wyjaśnia oskarżony. Jako dowód na swoją obronę, przekazał też swoje wspomnienia z tamtej felernej nocy. Z kolei drugi oskarżony P.Petegrew, zapytany o to samo potwierdza słowa S.Blacka [...] "

 W dalszej części artykułu padają wyjaśnienia, dlaczego P.Petigrew postanowił zostać śmierciożercą i dokonać zbrodni jakiej dokonał. Ostatecznie Syriusz został przez sąd uniewinniony, otrzymał również odszkodowanie w wysokości 20 tys. Galeonów. Zaś sam Peter został skazany na pocałunek dementora.

Gdy skończył czytać rozejrzał się po wielkiej sali czując na sobie czyjś wzrok. Ci którzy są bardziej zaznajomieni, wiedzą że tym uczniem wspomnianym w artykule był właśnie on.
Wśród tych uczniów był nie kto inny jak Potter. Wpatrywał się w niego przenikliwym wzrokiem. A zieleń jego oczu lśniła ładnym blaskiem. Przez krótka chwilę wpatrywali się w siebie czekając tylko aż drugi coś zrobi lub odwróci wzrok. W końcu gryfon skiną w głową w jego stronę w formie podziękowania, lub uznania. Trochę go to zdziwiło  między nimi była dość trudna relacja ale jak dalej się nad tym zastanawiał to doszedł do wniosku że ten drobny gest był sensowny jako że chcąc nie chcąc przyczynił się do uniewinnienia jest chrzestnego.

Niedługo potem nadleciała sowia poczta. Chwycił list który spadł koło jego soku dyniowego. 
Jak się okazało, od nikogo innego jak jego kuzyna, Syriusza Blacka. 

List był krótki ale zwięzły, zapisany zaskakująco czytelnym pismem.

 

„Draco Malfoy’u, 

Dowiedziałem się ze to ty stałeś za zdemaskowaniem tego szczura. Muszę ci podziękować, gdyby nie to, to w dalszym ciągu siedziałbym w celi. 

Z poważaniem
Syriusz Black 

 

***
Dni mijały a temat Blacka wciąż był na topie a co za tym idzie plotka o jego rzekomej chorobie była wciąż żywa. Kilka osób uznało że to całkiem zabawne że „wielkiemu Malfoyowi padło na mózg” albo „oślizgły wąż dostał na co zasłużył”.

Jedna z sytuacji wydarzyła się na lekcji które dzielił z Gryfonami, gdy wszyscy uczniowie byli zajęci robieniem notatek lub czytaniem podręcznika a Profesor Mcgonagall akurat wypełniała coś w dzienniku szkolnym. Seamus Finnigan stwierdził że to będzie doskonała okazja by odwalić jakiś numer. Mruczał coś pod Nosem. Najpierw rzucił na niego zaklęcie swędzące, mimo dyskomfortu jego  twarz nie pokazywała emocji i starał się skupić na tekście w książce. Najwyraźniej to mu nie wystarczyło i zmienił zaklęcie na Rictumsempra, zaklęcie łaskoczące. Tym razem było trudniej, poczuł silne łaskotki i skurcze które ciężej było ukryć. Objął się rękami za brzuch, starał się wolno oddychać i nie wydawać żadnego dźwięku. Ramiona lekko mu się trzęsły. Spojrzał z boku na winowajce który wraz z innymi gryfonami cicho się chichrali pod nosem. Wtem Profesor spojrzała na nich ostro, i skanował wzrokiem klasę w poszukiwaniu niegrzecznych uczniów ale nic nie znalazła,gdy tylko wróciła z powrotem do swoich zajęć Chłopak znów wycelował soja różdżką w Draco i znów mrukną jakieś zaklęcie,przez które tym razem wypadł z krzesła i w wypadku uderzył głowa o ścianę, tylko kilka centymetrów od ostrych krawędzi parapetu. Wszyscy Gryfoni oprócz Nevila ryknęli Śmiechem. Jękną cicho. To bolało.

 

-Co się tu wyprawia, spokój ma być! Skarciła klasę patrząc się na niego jakby to on był sprawcą.

 

-To Finnigan cały czas się wydurnia. Poskarżył się Profesorce, jednocześnie przyjmując pomocną dłoń Blaise’a który pomagał mu wstać.

 

-Ja nic nie zrobiłem, proszę pani słowo daję! On sam to sobie zrobił. Odparł Irlandczyk 

 

-Sam sobie prawie kurwa głowę rozjebałem!? Powiedział bardziej agresywnie niż by chciał

 

-Wierz, w twoim wypadku to całkiem możliwe, nie jesteś najbardziej poczytalny ostatnimi czasy. Odrzekł kolega Finnigana,Dean Thomas.

 

-Proszę pani on oszalał, sama pani to chyba przyzna. Nalegał Finnigan.

 

Ich uśmieszki doprowadzały go do szały, emocje buzowały w nim jak nigdy dotąd. Gdyby nie silny uścisk dłoni Blaise’a który trzymał go jeszcze w ryzach, na pewno by ich zaatakował bez względu na konsekwencje. 

 

-Daj sobie spokój oni nie są tego warci. Szepnął do niego Blaise. On natomiast stwierdził że ma tego dość, po prostu wrzucił niedbale swoje rzeczy do torby, i wyszedł z sali zamaszystym krokiem. Szedł prosto przed siebie, nie interesowało go gdzie, chciał być sam. I tak wylądował w łazience jęczącej Marty.

 

- Nie powinno cie tu być, to damska toaleta. Powiedziała Marta, której duch swobodnie unosił się w powietrzu.

 

-Toaleta której nikt nie odwiedza. Odparł nie przejmując się obecnością ducha. Usiadł koło jednej z umywalek, i wygrzebał z torby strzykawkę której igłę wbił jedna z żył na ramieniu. Czekał na upragniony błogostan.

 

-To chyba nie jest do końca legalne. Zwróciła uwagę dziewczyna.

 

-Będę ci dotrzymywać towarzystwa jeśli mnie nie wydarz. Zaproponował wiedząc że duch młodej dziewczyny musi się czuć bardzo samotnie, nie było to trudne do stwierdzenia.

 

Czekając aż narkotyk zacznie działać, dla zabicia czasu pisał w dzienniku z Tomem. Opisując sytuacje, jak się z nią czuł. Pozwalając by emocje i energia uchodziły z niego jak powietrze z balonu. W końcu dopadło go wyczekiwane uczucie błogostanu, przyjemnej apatii. Pozwolił sobie tym razem nie robić nic i cieszyć się tym stanem. Od czasu do czasu rozmawiał z Tomem lub Martą o jakiś głupotach. Jego umysł jakby płyną. W pewnym momencie chyba uciął sobie krótką drzemkę. W tym stanie ominął go obiad i kolacja, gdy wrócił do dormitorium był już wieczór, w pokoju wspólnym zastał czekających na niego kolegów którzy siedzieli na sofie i fotelach obok kominka.

 

-Gdzie byłeś? Martwiliśmy się o ciebie. Powiedziała Pancy.

 

- Ukrywałem się, nie czułem się na siłach na kontakty z ludźmi. Przyznał szczerze.

 

-Co do lekcji transmutacji… Zaczął Theo ale nie zdążył dokończyć gdy mu przerwał.

 

-No nie, wy też?! Ja naprawdę tego nie zrobiłem. Odpowiedział stanowczo, już się zbierał do swojego dormitorium gdy usłyszał głos Blaise’a.

 

-Wierzymy ci. Powiedział stanowczo. To go zaskoczyło. Odwrócił się o nich zdziwiony.

 

-Wierzycie mi?

 

-No jasne. Jesteś zdolny do wielu rzeczy, ale nie zrzucił byś cie specjalnie z krzesła. To głupie. Powiedziała Pancy.

 

-Poza tym, widzieliśmy co robił Finnigan. Skwitował Theo. 

 

Odetchną z ulgą. Traktował ich tak ozięble a oni najwyraźniej wciąż się o niego troszczyli. Poczuł w sercu ciepło którego dawno nie czuł, paradoksalnie miał wrażenie że te kilka zdań, podziałało lepiej niż Heroina. Może Tom się mylił ten jeden raz? 

 

-Doceniam to co dla mnie robicie… I przepraszam was, byłem głupi. Przyznał siadając na sofie obok Pancy.

 

-Byłeś. Przyznali wszyscy trzej. 

 

-Ale chyba nie sadziłeś że się tak po prostu poddamy? nie odpuścimy sobie aż do usranej śmierci. Powiedział Theo uśmiechając się chytrze. 

 

-Dzięki, Odpowiedział uśmiechając się lekko pod nosem. 

 

-A właśnie, Greg i Vincent wzięli dla ciebie trochę jedzenia z kolacji. 

 

Zwrócił uwagę Blaise wskazując na mały pakunek na stoliku.
Odpakował go, było tam kilka kanapek i gruszka. Nie był głodny, powiedziałby nawet że przez widok jedzenia go mdli. Wiedział również że odmowa nie wchodziła w grę, nie miał na to żadnych szans. Więc bez wymówek spróbował zjeść przynajmniej część z tego. Reszta wieczoru minęła im na rozmowach, i grach w karty. 

Gdy wszyscy rozeszli się do swoich pokoi, Blaise zatrzymał go jeszcze by dać mu notatki z pozostałych lekcji. Przed snem pouczył się jeszcze, i odrabiał prace domową. Standardowo wziął amfę. Po części z przyzwyczajenia a po części ze strachu że bez niej sobie nie poradzi, powoli zaczęło do niego docierać że może jednak ma z tym maleńki problem.

Gdy skończył był już środek nocy, jego współlokator spał ciężkim snem. On też już przygotowywał się do spania. Już się zbliżał do łózka gdy poczuł jak coś go mocno popchnęło, wylądował na materacu, obrócił się na plecy by zobaczyć co się dzieje. Był to Tom zbliżał się do niego zdenerwowany, nie powiedział ani słowa, widział  w jego oczach furię. Nie zdążył nic powiedzieć gdy nagle popchną go po raz kolejny, tym razem przyciskając go do materaca. Nie wiedział co w niego wstąpiło, nigdy wcześniej się tak nie zachowywał, trochę go tym przerażał. Nagle jedną ręka chwycił go za nos a drugą ściskał mocno za szyję. Poczuł jak kolano chłopaka wbija się w jego klatkę piersiową i jeszcze bardziej uciska. Chłopak zaś wpatrywał się cały czas w niego, z wyjątkiem oczu, cała twarz pozostawała spokojna i bez wyrazu. Próbował się wyrwać ale anie miał na to siły. Ciężko mu było oddychać, miał wrażenie że jego płuca spala żywy ogień, przed jego oczami zaczynają pojawiać się mroczki. Już myślał że zaczyna tracić przytomność gdy nagle Tom puścił swoje ręce, pozwalając mu znowu oddychać. Wziął gwałtowny wdech, czuł się jak ryba wyjęta z wody.

 

-Po co to było Tom? Zapytał cicho chłopka który wciąż na nim siedział.

 

-Byłeś nieposłuszny. Kazałem ci się od nich odciąć a ty mnie nie posłuchałeś, musiałem cię ukarać. Zmusiłeś mnie do tego. Powiedział spokojnym lecz surowym tonem.

 

- Cały czas mnie wspierają, mimo że cała szkoła się ze mnie naśmiewa-Tom wydawał siue tylko jeszcze bardziej oburzony- Myliłeś się co do.. nie skończył mówić gdy poczuł jak starszy nastolatek z całej siły uderza go w twarz.

 

-Nigdy więcej nie sugeruj czegoś takiego, to ja mam racje absolutną. Bądź posłuszny albo w przeciwnym razie nie będę taki miły jak teraz.

 

Ostrzegł po czym rozpłyną się w powietrzu. Przez resztę nocy nie był w stanie spać, rozmyślając nad tą sytuacją. Nie spodziewał się ze tak źle zareaguje. Tom był jego przyjacielem tak samo jak Pancy, Theo i Blaise. Nie chciał go rozczarować… 

 

Sign in to leave a review.