Pieśń wilka

Harry Potter - J. K. Rowling
Gen
G
Pieśń wilka
Summary
Remus, ku swojemu zdziwieniu, zostaje nauczycielem Obrony przed Czarną Magią w Hogwarcie. Otwierają się dla niego nowe, nieznane dotąd ścieżki i z pewnością to doświadczenie ma szansę wiele go nauczyć.
All Chapters Forward

Niezbyt ufam eliksirom Snape'a

Bestia w nim wyła z bólu.
Obudził się już parę minut temu, ale wciąż nie był zdolny, by spróbować stanąć na nogi. Udało mu się unieść drżące ręce, tylko po to, by zobaczyć, że są całe we krwi.
W tym momencie zarówno żałował, że w Bijącej Wierzbie nie ma lustra, jak i cieszył się z jego braku. Może to i lepiej, że nie może zobaczyć, jak wygląda.

Jego aż do bólu wyczulone zmysły pochwyciły odgłos kroków. To było tak znajome, że aż chciało mu się płakać. Jednocześnie podjął uroczystą decyzję, że dojdzie do Skrzydła Szpitalnego sam, bez pomocy. W końcu nie był już dzieckiem, prawda?

Drzwi otwarły się, a on ujrzał w nich postać panny Poppy Pomfrey, tak dobrze znaną z dziecinnych lat.
Kobieta uśmiechnęła się do niego, klękając na podłodze i oferując mu ramię. Milczała; po tylu latach nie potrzeba było żadnych słów z jego strony, aby zrozumiała, co mu dolega.

- Nie... - udało się mu wychrypieć, gdy gorączkowo uczepił się jej ramienia.

Spojrzała na niego, z pytającym wyrazem twarzy.

- Proszę... proszę, pozwól mi iść samemu.

Uniosła jedną brew. Teraz na jej twarzy malowało się wyraźne powątpiewanie.

- Nie, wiem przecież, że w obecnym stanie nie zdołałbyś nawet wstać, nie mówiąc już o chodzeniu, mój chłopcze. - oświadczyła stanowczo. - A może raczej powinnam była powiedzieć: "profesorze Lupinie". - dodała z figlarnym uśmieszkiem.

Spróbował się roześmiać, ale ból skutecznie go do tego zniechęcił.

- Nigdy nie przypuszczałem, że kiedyś wrócę tu jako nauczyciel.
- Cóż, ja także nie, jeśli mam być szczera, ale całe szczęście Dumbledore nie zapomniał o tobie, tak jak wszyscy myśleliśmy. - nagle jej oczy zalśniły, jakby przypomniała sobie o czymś ważnym, co bardzo chciała powiedzieć. - Czy wiesz, że Minerwa była zachwycona, gdy dowiedziała się, że przyjeżdżasz? Cały czas mówiła tylko o tym.

Zdobył się na delikatny uśmiech.

- No, no, kto by pomyślał! - wyszeptał. - Minerwa McGonagall ciesząca się z mojego przybycia do Hogwartu jako nauczyciel. Może uda się usunąć w zapomnienie także i inne kłótnie i niesnaski. - mruknął. Jego oczy zaczęły się przymykać, ale zmusił się do otwarcia ich.
- Tym razem wygrałaś, panno Pomfrey - oświadczył, unosząc palec, by żartobliwie jej pogrozić. - Ale następnym razem nie pójdzie ci tak łatwo.

Zachchotała cichutko, patrząc, jak zapada w sen.

- Oczywiście, drogi chłopcze. Oczywiście.
Z niezwykłą delikatnością podniosła go z ziemi i, tak jak wiele lat temu, zaniosła do Skrzydła Szpitalnego.

《》《》《》

- Mój przyjacielu...
Cichy szept przedarł się przez barierę jego bólu i strachu, docierając do znękanego umysłu bestii, powoli zmieniającej się w człowieka.
- Dziękuję, Syriuszu... - Ledwo mógł wypowiedzieć te dwa proste słowa.
- Ależ to nic niezwykłego, Lunatyczku.
- Ten mecz wiele dla ciebie znaczył.
- Nie tyle, co dla Jamesa. To on ma bzika na punkcie quidditcha, nie ja.
- Tak czy siak, dziękuję.

Siedzieli kilka chwil w przyjaznym milczeniu.

- Bardzo cię boli? - zapytał nagle Syriusz.
- Nie...
- Och, daj spokój, wiem, że kłamiesz. Gdyby cię nie bolało, nie musiałbyś leżeć w łóżku, a musisz.

Roześmiali się oboje. Remusa nagle ogarnął wielki spokój, jakby nic złego już nigdy nie miało mu się przydarzyć. Jego powieki nagle zaczęły mu okromnie ciążyć, ale jego przyjaciel najwyraźniej nie chciał dać mu spać. Jego zimne dłonie chwyciły Remusa i zaczęły nim potrząsać.

- Obudź się! Otwórz oczy!

Obudź się!...

Usiadł gwałtownie, zlany potem, jakby właśnie miał koszmar. Rzeczywiście, ktoś nim potrząsał, ale nie był to Syriusz. (Niestety, a może na szczęście. Zależy, jak na to patrzeć.)

- Już się zaczęłam martwić, Remusie. Byłeś zimny i nie poruszałeś się, chociaż przynajmniej się uśmiechałeś. - patrzyły na niego pełne troski oczy panny Pomfrey.

Westchnął, wyglądając przez okno na szkolny dziedziniec, byleby tylko uniknąć jej wzroku.

- Miałem piękny sen...
- O czym?

To proste pytanie wyzwoliło w nim niespodziewany gniew.

- O tym, że znów wszystko jest w porządku! O tym, że Sy... Black nie jest zdrajcą, a ja nie jestem za niego uważany.
- Słyszałam - zaczęła powoli - o twojej kłótni ze Snapem. To, co powiedział, było okrutne, głupie, i zupełnie niezgodne ze... ze wszystkim. Ale on taki już jest - jak kąsająca żmija.
- To nie jest takie proste. Życie nie jest czarno-białe. Gdyby tak było, James może by żył, i Lily także.

W dole ujrzał smukłą postać i od razu ją rozpoznał.

Nagle wstał, zaskakując zarówno panią Pomfrey, jak i siebie. Zachwiał się, ale nie miał zamiaru się poddawać. W końcu był Huncwotem, prawda?

- Och, siadajże, Remus!
Odwrócił się do niej ze smutnym uśmiechem.
- Dziękuję za twoją pomóc, ale muszę już iść.
- Tak? - zapytała nieco ironicznie. - Czyżby? Obowiązki wzywają?
- Można by to tak ująć. Chodzi o zaległą rozmowę.

Na wciąż lekko chwiejnych nogach wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego, pozostawiając ją znieruchomiałą z zaskoczenia.

《》《》《》

- Harry! Poczekaj!

Chłopak odwrócił się, zdumiony.
- Profesorze Lupin! - zawołał. - Co Pan tu robi?
- Szukałem cię. Chcę z tobą porozmawiać.
Syn Jamesa spojrzał na niego z lekkim zaciekawieniem, zmieszanym z odrobiną niepewności, a serce Remusa zabolało od uderzającego podobieństwa.
- To... To nic bardzo ważnego. Chciałem Ci po prostu powiedzieć, że jestem dumny z ciebie, i z tego, jak radzisz sobie na lekcjach.
Harry uśmiechnął się, z lekkim rumieńcem zawstydzenia na jego twarzy.
- Dziękuję.

《》《》《》

 

- Herbaty?

Harry w milczeniu skinął głową, przyjmując od Lupina nieco wyszczerbiony kubek.
Długo w pokoju panowała cisza, aż w końcu chłopak wypalił:
- Czemu nie pozwolił mi pan walczyć z boginem?
Remus upił łyk i odstawił filiżankę na stół.
- Bałem się - powiedział cicho. - że przybierze postać Lorda Voldemorta.
- Też tak myślałem, na początku. - przyznał Harry. - Ale potem... potem zrozumiałem, że jest coś, czego boję się bardziej... może to dziwne, ale są to dementorzy.
- Rozumiem. - wyszeptał Remus.

Tylko jeden raz doświadczył w pełni pocałunku dementora. To było dawno temu, gdy miał ledwie parę lat, ot, nieświadome okrucieństwa świata dziecko. Był na tyle niewinny, że strażnik Azkabanu nie mógł zrobić mu wielkiej krzywdy, ale wraz z upływem lat, spotykając ich, znosił to coraz gorzej. Było w nim więcej ciemności niż wtedy. Dużo, dużo więcej.

Jego myśli przerwało pukanie do drzwi. Nie było dla niego zaskoczeniem, że był to Snape; Severus zwykł pukać nieco zbyt mocno, zwłaszcza do jego drzwi. Zmusił się do uśmiechu.

- Ach, to ty, Severusie! - powiedział, mając nadzieję, że brzmiało to odpowiednio przyjaźnie. - Dziękuję. - dodał, spostrzegając ogromny kufel w ręku profesora eliksirów.
Snape, z właściwym sobie rozmachem i gwałtownością, postawił kufel na biurku.
- Powinieneś to wypić. - burknął, a Remus mentalnie się skrzywił. Snape nigdy nie dbał o pozory.

Severus rzucił im jeszcze nieodgadnione spojrzenie, zanim nie wyszedł. Harry i Remus zostali sami. Nauczyciel Obrony przed Czarną Magią uśmiechnął się leciutko, dostrzegając nieufne spojrzenie, jakim chłopiec obdarzył jego eliksir.

- Tak... O czym to ja... Ach, to jest naprawdę paskudne! Cóż, niestety nie można dodawać cukru. - powiedział, a potem, dostrzegając niewypowiedziane pytanie w oczach Harry'ego, wyjaśnił - Cierpię na pewną nieprzyjemną dolegliwość, w której pomaga mi tylko ten eliksir. Mam naprawdę wielkie szczęście, że pracuję z Severusem, bo niewielu jest takich, co umieją go przyrządzić, ale on się do nich zalicza. - mówiąc to, w duchu uśmiechnął się ironicznie. Syriusz nie byłby dumny z niego za te słowa. Ale z drugiej strony - Black był teraz jego wrogiem, nie przyjacielem.

Harry nie wyglądał, jakby był przekonany, ale dał za wygraną. Chwilę jeszcze oboje pili herbatę, (Remus głównie po to, aby zatuszować okropny smak eliksiru tojadowego) po czym przeciągnął się, powodując trzeszczenie swoich kości, dźwięk boleśnie przypominający mu o kolejnym minusie bycia wilkołakiem, czyli o przedwczesnym starzeniu się.

- No, Harry, muszę niestety zająć się swoimi obowiązkami. Zobaczymy się na zbliżającej się uczcie. - powiedział z miękkim uśmiechem.

Chłopak wstał i podszedł do drzwi, jednak tam odwrócił się jeszcze na krótko.

- Dziękuję, panie profesorze.
- Już kolejny raz w ciągu dzisiejszego dnia mi dziękujesz, mój chłopcze. Ja też muszę ci podziękować.

Harry był wyraźnie zaskoczony tymi słowami, ale Remus tylko pokręcił głową.

- Kiedyś Ci wyjaśnię, Harry. - powiedział łagodnie.
Kiedy drzwi zamknęły się za nim, powtórzył, jakby mówiąc do samego siebie:
- Kiedyś Ci wyjaśnię.

Na dworze wiatr tańczył w koronach drzew, świszcząc przenikliwie. Remus zagapił się w ogień. Tu było ciepło. Tu było bezpiecznie.

《》《》《》

Nazajutrz przyszło mu zapłacić cenę za swoje zbyt pospieszne wstanie z łóżka, na co pani Pomfrey oczywiście musiała zwrócić jego uwagę w dość nieprzyjemny sposób. Wiedząc, że nie ma innego sposobu, aby przetrwać burzę, którą rozpętał, po prostu wysłuchał cierpliwie jej gderania.

Właśnie wtedy, gdy powoli zaczęła się uspokajać, do pokoju wtargnęło nowe nieszczęście, w postaci Snape'a.

Zatrzymał się przy jego łóżku, mierząc go pogardliwym spojrzeniem przez kilka sekund, aż wreszcie powiedział, ze słodkim uśmieszkiem, który nigdy nie zwiastował niczego dobrego:
- Powiedziano mi, że jesteś niezdolny do prowadzenia dzisiejszych zajęć, Lupin. Czy to prawda?
Remus zgrzytnął zębami w bezsilnej furii. Był tak obolały, że nawet nie mógł wymyślić żadnej rozsądnej riposty, o wstaniu i fizycznemu pokazaniu Snape'owi, co o nim w tym momencie myśli nawet nie wspominając.
- Mogę poprowadzić te zajęcia zamiast ciebie. - nieomal wysyczał Snape. - Nie musisz się tym kłopotać. Po prostu leż i odpoczywaj. Długo myślałem nad tą lekcją i z pewnością będzie owocna.
Remus wolał nie myśleć, co Severus ma przez to na myśli. Westchnął ciężko, wiedząc, że będzie tego żałować, ale też, że nie ma wyboru.
- Niech będzie. - wydusił z siebie w końcu.
W oczach profesora eliksirów dostrzegł wyraźnie błysk złośliwej satysfakcji.
- To najlepsza decyzja, jaką mogłeś podjąć, Lupin.
Remus uniósł brew z powątpiewaniem i poprawił go:
- To jedyna decyzją, jaką mogłem podjąć.
Snape przewrócił oczyma.
- Nie widzę różnicy.
- Ty może nie jej widzisz, ale ja - owszem.
Severus zachichotał tak ponuro, jak tylko on potrafił. Śmiech w jego wykonaniu brzmiał bardziej jak żałosny lament.
- Do zobaczenia, Lupinie! - rzucił, odwracając się do wyjścia, a Remus, patrząc za nim, szczerze współczuł swoim uczniom w tym momencie.

Forward
Sign in to leave a review.