Pieśń wilka

Harry Potter - J. K. Rowling
Gen
G
Pieśń wilka
Summary
Remus, ku swojemu zdziwieniu, zostaje nauczycielem Obrony przed Czarną Magią w Hogwarcie. Otwierają się dla niego nowe, nieznane dotąd ścieżki i z pewnością to doświadczenie ma szansę wiele go nauczyć.
All Chapters

Cukierek albo psikus?

Po jakichś pięciu minutach skończyły mu się przekleństwa.

Snape urządził lekcję o wilkołakach!
Zmusił się do zachowania spokoju, gdy dowiedział się o tym od swoich uczniów. Ale, choć musiał przyznać, że było miło słuchać narzekania klasy na Severusa, to jednocześnie miał ochotę wyjść w dokładnie tym momencie, znaleźć Snape'a i uderzyć jego głową o ścianę.

Gdy tylko upewnił się, że jest sam w pokoju, nareszcie dał upust swojej ogromnej wściekłości.

Teraz jednak ochłonął nieco i obudziła się w nim natura Gryfona. Może jaszczurka w herbacie będzie dobrym pomysłem? Nie, przecież nie miał dwunastu lat, powiedział sobie ze smutnym westchnieniem. Ale ta perspektywa, nizależnie od wieku, miała w sobie coś pociągającego.

Spojrzał krzywo na zwinięty pergamin, leżący na biurku. Kilka sekund walczył z przemożną ochotą, aby podrzeć go na strzępy.

"Nie", pomyślał, biorąc głęboki wdech na uspokojenie. "Hermiona pewnie się napracowała, pisząc to. Może kiedyś jej to sprawdzę, ale... jeszcze nie dziś"

Kpiący uśmieszek Snape'a nieproszony pojawił się w jego umyśle, ponownie wpędzając go w fatalny humor.

Tą rundę Severus wygrał. I, choć brzmiało to głupio i dziecinnie, Remus nie ma zamiaru pozwolić mu dalej zdobywać przewagę.

Przyjmował wyzwanie.

《》《》《》

"Syriusz Black nadal na wolności! Czy rzeczywiście czarodzieje robią wszystko, co w ich mocy, aby go złapać...?"

Nie musiał czytać dalej. Wiedział, do czego doprowadzi tako ciąg myślowy.

Zdrajca...

Czy naprawdę nie było już na tym parszywym świecie nikogo, kto by mu ufał? Najwidoczniej nie.

- Prorok Codzienny schodzi na psy. - powiedziała Pomona Sprout, niespodziewanie pojawiając się za jego plecami. Cóż, dla niego nie było to takie niespodziewane. Jego zmysły wilka działały nieomylnie.

Nie odpowiedział na tą próbę pocieszania go. Zmiął gazetę nieco gwałtowniejszym ruchem, niż zamierzał i wrzucił ją w ogień.

- Dobrze nada się na podpałkę. - powiedział w końcu ochrypłym głosem. Zabrzmiało to bardziej żałośnie, niż zamierzał.

Położyła mu dłoń na ramieniu. Nie strząsnął jej, nie napiął się pod tym dotykiem. W ogóle nie zareagował. Czuł się dziwnie pusty.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Gdyby w pokoju nie panowała idealna cisza, pewnie by go nie usłyszeli, tak nieśmiałe i delikatne było.

- Uczeń. - mruknął. Spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Wyczuwasz to węchem?
Uśmiechnął się. Profesor Sprout należała do osób, które nienawidzą robienia z różnych rzeczy tematów tabu.
- Nie. - odparł - Po prostu żaden nauczyciel nie pukałby tak cicho.

Dźwięk powtórzył się, a Remus zawołał:
- Proszę!

Był tylko po części zaskoczony, widząc w drzwiach Neville'a.

- Och, witaj, chłopcze. Czego potrzebujesz?
Neville spojrzał na panią Sprout ze zdziwieniem w tych swoich dużych oczach.
- D-dzień dobry pani! - wyjąkał. Pomona posłała mu zachęcający uśmiech.
- To... to ja już może pójdę? - dodał, już się wycofując, kiedy nagle nauczycielka zielarstwa podeszła do drzwi.
- Nie, Neville. Ja już idę, i tak mam parę rzeczy do załatwienia.

Remus został w pokoju sam z chłopcem, który zerkał na niego ze strachem w oczach. Przeklęty Snape!

- Czego potrzebujesz, Neville? - powtórzył, mając szczerą nadzieję, że nie zabrzmiał zbyt opryskliwie.

Długa chwila ciszy.

Cisza.

Jeszcze więcej ciszy.

- Nie chciałbym skarżyć, ale...
Remus wyzywał w myślach Snape'a od najgorszych debili, ale zadbał o to, żeby jego słowa do chłopaka zostały wypowiedziane odpowiednio uspokajającym tonem. Jeszcze tego by brakowało, żeby Neville zaczął się bać również i jego.

- Profesor Snape jest bardzo wściekły za tego bogina. - wykrztusił w końcu nieszczęśnik. - Ja nie zrobiłem tego, przysięgam, ale nikt mi nie wierzy. Myślałem, że może Pan...
- Nie zrobiłeś... Czego? - zapytał zdezorientowany Remus.

Nie otrzymał jednak odpowiedzi. Neville najpierw pobladł, potem zrobił się czerwony, a później znów pobladł, jeszcze bardziej niż wcześniej. Wstał ze stołka, na którego skraju siedział, wywracając go, po czym wybiegł z pokoju.

Po stokroć przeklęty Snape!

《》《》《》

- Nie słyszałeś jeszcze o całej tej aferze?
- Nie. - powiedział Remus, już zaczynając bać się wyjaśnienia dyrektora.
Dumbledore westchnął.
- Snape oskarżył Neville'a o dręczenie młodszego ucznia i rzucenie na niego zaklęcia zamrażającego.
Remus nie wytrzymał.
- Neville?! On nikogo by przecież nie skrzywdził! - wrzasnął, czując gwałtowny przypływ wściekłości.
- Oczywiście, ale Snape szukał powodu, żeby zemścić się na zupełnie niewinnym chłopaku, za ośmieszenie go podczas lekcji z boginami. Odjął Gryffindorowi 30 punktów.
Tego było dla niego stanowczo za wiele. Zerwał się z krzesła, chcąc natychmiast wybiec i znaleźć Snape'a, ale głos Dumbledore'a osadził go na miejscu.
- Twój gniew tylko pogorszy sprawę. Snape nie może bezpośrednio skrzywdzić ciebie, bo wie, że straciłby posadę, ale nic nie przeszkodzi mu w wyżywaniu się na Neville'u.
- Co mam wobec tego zrobić? - spytał Remus, głosem stłumionym od emocji.
- Musisz dać Neville'owi siłę niezbędną, by pokonać jego strach.
Młodszy czarodziej spojrzał na niego pytająco.
- Nawet nie wiesz, jak pomocne są drobne gesty z twojej strony, Remusie. Małe pochwały, uśmiechy, zapewnienia, że świetnie sobie radzi - to może naprawdę dużo zmienić. Ten chłopak jest zamknięty w sobie, a ty masz szansę pomóc mu się otworzyć.
Pochylił się nad Remusem i obdarzył go przenikliwym spojrzeniem.
- Oceniasz się zaskakująco nisko, mój drogi. Myślisz, że jesteś zbyt słaby i nic nieznaczący, żeby móc zmieniać świat. Każdy ma swoją rolę do odegrania w tej sztuce, niedługo się o tym przekonasz.
Remus westchnął z rezygnacją.
- Spróbuję.
- Wiem, że masz w sobie ducha prawdziwego Gryfona, ale musisz uważać na swój temperament. Czasami jest bronią, ale czasem twój własny gniew może cię zniszczyć.

Wstał, po czym podszedł do staromodnej komody i wyciągnął z niej dobrze Remusowi znaną szkatułkę. Zapukał w misternie rzeźbione drewno, rytmem, który od dziecinnych lat kojarzył się Lupinowi właśnie z dyrektorem.
Puk... puk, puk, puk... puk, puk...
Pokrywka uchyliła się lekko.
- Jaki smak sobie życzysz? - rzucił lekko Dumbledore, zerkając na niego życzliwie znad półkolistych okularów. Po chwili dodał - Herbata miętowa jest dobra na uspokojenie.
- Poproszę. - powiedział krótko Remus. W jego dłoni pojawił się mały, idealnie okrągły cukierek. Uśmiechnął się, obracając go w palcach przez kilka chwil, zanim rozwinął papierek i wsadził zawartość do ust.
Od razu poczuł kojące ciepło, rozchodzące się po całym ciele. To nie był po prostu CUKIEREK o smaku HERBATY, to była najprawdziwsza HERBATA, o kształcie CUKIERKA.

Wiele lat temu, będąc chłopcem, odkrył sekret tego niewinnego pudełeczka. W tym wynalazku Dumbledore'a znajdował się zawsze jeden, jedyny cukierek - o dokładnie tym smaku, na który najbardziej masz ochotę. Nie działa zaledwie przez kilka sekund, by następnie smak zupełnie zniknął Ci z języka - o nie! Te maleńkie łakocie mają w sobie coś tak przyjemnie sycącego, że po zjedzeniu czegoś takiego od razu czujesz się lepiej i na długą chwilę zapominasz o swoich smutkach.

Nie chciał tego nigdy mówić przyjaciołom, (byli tak dumni ze swojej mapy!) ale uważał, że ta mała szkatułka jest o wiele lepszym pomysłem, niż dziecięcy psikus. Ten mały przedmiot został stworzony, by pomagać, nie do samolubnych celów.

Nagle w jego głowie powstało szalone pytanie i zanim się pohamował - wypowiedział je na głos:
- Profesorze, czy ty czasami bierzesz cukierki z tego pudełeczka dla siebie?
Dumbledore spojrzał na niego z uśmiechem.
- Zadajesz ciekawe pytania, mój chłopcze. Tak naprawdę właśnie zapytałeś mnie, czy kiedykolwiek odczuwałem lęk.
Remus pospiesznie spuścił wzrok, przerażony, że powiedział coś, czego nie powinien był mówić, ale dyrektor Hogwartu dodał:
- Więcej razy, niż mógłbym zliczyć.
Remus poczuł, jak spada mu kamień z serca.
- Dziękuję. - powiedział, ogarnięty nagłą ulgą. Dlaczego się tak czuł?
Pewnie dlatego, że właśnie pojął, że nikt nie jest idealny.

《》《》《》

Rozmowa z Neville'em była, lekko mówiąc, ciekawym doświadczeniem, a Remus powstrzymywał swój gniew tylko dzięki dopiero co zjedzonemu cukierkowi od Dumbledore'a. Gdyby nie to, pewnie zacząłby klnąć jak szewc w obecności ucznia, rzucając najbardziej wyszukane obelgi temu głupcowi Snape'owi.
Ale miętowa herbata naprawdę potrafi zdziałać cuda, a już zwłaszcza MAGICZNA miętowa herbata, więc siedział cicho, wysłuchując niepewnych, cichych skarg chłopca.
Neville przez cały czas rozmowy siedział jak na szpilkach i strzelał oczyma we wszystkie strony, jakby bojąc się mu spojrzeć prosto w twarz.
Remus ani trochę się temu nie dziwił.

Miał wrażenie, że oboje odetchnęli z ulgą, gdy Neville wyszedł.
Nie, oczywiście lubił tego chłopca, ale trochę nie wiedział, co powinien był mu mówić. Może miał użyć oklepanej frazy "wszystko się ułoży"?

Można udawać, że wierzy w tego typu kłamstwa, ale to w końcu musi się źle skończyć. W końcu nastąpi twarde lądowanie, uświadomienie, że tak naprawdę nic nie będzie w porządku i nigdy nie było.

On sam przeżył ten upadek w młodym wieku pięciu lat. Co, którzy wiedzieli o jego ugryzieniu, często mówili rzeczy w stulu: "Och, co za tragedia! Biedny chłopiec!", a on z każdym dniem coraz bardziej czuł, że nienawidzi tego ich żałowania go. To było takie fałszywe, takie obłudne!

Prawdziwe współczucie jest wtedy, gdy bierzesz na siebie część czyjegoś ciężaru. To właśnie zrobili dla niego James, Peter i... i Black. Wszystkie te imiona niosły ze sobą ból, ale był nieco inny przy każdym z nich.

James - chłopak, który stracił wszystko, ale który mimo to wciąż walczył. Pozostawił po sobie tyle bólu...

Peter - jego najstarszy przyjaciel. Zawsze był blisko, tak wierny i lojalny, jak tylko się da.

I wreszcie Black - Cóż miałby o nim powiedzieć? Nie znosił wypowiadać tego słowa, ale przecież on sam dokonał wyboru.

Zdrajca... zdrajca... zdrajca...

Jak jedno słowo może sprawiać tyle bólu?
Och, naprawdę nie chciał w to wierzyć. Jego dawny przyjaciel teraz jest mordercą i próbuje zabić własnego syna chrzestnego. Tak długo uciekał od tej myśli, ale teraz, gdy stał samotnie w pustym gabinecie, uderzyła go, a jej siła sprawiła, że ugięły się pod nim kolana.

Udało się mu dobiec do umywalki w samą porę.

Wymiotował długo.

Gdy wreszcie podniósł wzrok, ujrzał w lustrze swoją bladą, zmęczoną i wymizerowaną twarz. Na krótką chwilę wydawało mu się, że w odbiciu widzi również inne, roześmiane twarze, ale wiedział, że to tylko złudzenie, jego próżna nadzieja.

Ile by dał, by móc w tym momencie odwrócić się i ujrzeć ich za sobą!

Tej goryczy, jaką teraz odczuwał, nie mógł zmyć żaden cukierek, nawet najbardziej magiczny.

Sign in to leave a review.