
Ogórek, czyli najlepsza broń na wszystko
Pierwsze zajęcia z Harrym dały mu do myślenia.
Pamiętał, jak usłyszał o tym, że to Syriusz będzie ojcem chrzestnym tego chłopca. James i Lily wydawali się być zakłopotani, prosili go, żeby się nie gniewał... A on niezmiennie odpowiadał:
- Och, wszystko w porządku, naprawdę! Ja... rozumiem to w stu procentach!
Po jakimś czasie był już chory od udawanej beztroski i radości. Nigdy nie lubił kłamać, a tym razem sekrety, które ukrywał pod tymi kłamstwami były szczególnie nieprzyjemne. Nie powiedział im o starannie ukrywanej wściekłości. Syriusz zawsze był tym lepszym, zawsze o krok dalej, niedościgniony. A on? On był nieszczęsnym wilkołakiem, tylko i aż wilkołakiem.
Ukrywał głęboko to przerażające, mroczne uczucie, które pojawiło się w jego sercu po zdradzie Syriusza. Był wściekły, owszem, ale było coś więcej: pokrętna satysfakcja, że Syriusz nie zasługiwał na bycie ojcem chrzestnym Harry'ego.
Teraz, wiele lat później, siedział z najnowszym egzemplarzem "Proroka Codziennego" na kolanach, wpatrując się z pewnym niedowierzaniem w wykrzywioną grymasem twarz Blacka. To zdjęcie było dla niego kubłem zimnej wody; to nie był Syriusz, którego znał! To była jakaś dziwna istota, zniszczona przez życie bardziej, niż myślą ci, którzy jej nie znają.
Przypomniał sobie swoją własną lekcję; pierwsze zajęcia z klasą drugą. Patrząc w okrutne, zimne oczy Syriusza ze zdjęcia, nie miał wątpliwości, że jest w nim Mroczna Magia, ale czy on naprawdę chciał tej ciemności? Gazety twierdziły, że tak. Serce Lupina twierdziło inaczej.
Gazeta wysunęła się z jego drżących palców i spadła na ziemię. Chciał ukryć twarz w dłoniach i po prostu bezradnie się rozpłakać, ale odkrył, że nie umie.
- Złe wieści?
Spojrzał bez zrozumienia w kierunku głosu i ujrzał zaniepokojoną twarz profesor Sprout.
- Black. - wychrypiał, mając wrażenie, jakby miał zaraz zwymiotować.
Podniosła gazetę i przeczytała kawałek artykułu. Zrobiła się nieco szara na twarzy.
- "Syriusz Black, poszukiwany przestępca nadal nie został złapany. Policji udało się namierzyć go na krótką chwilę, ale wymknął im się i poszukiwania spełzły na niczym." - przerwała czytanie, cmokając z niezadowoleniem. - To takie typowe! "Świadkowie donoszą, że Black wydawał się jakby niespełna umysłu. Według ich słów, gdy został otoczony, bredził coś o zemście, i o tym, że już namierzył tego szczura..."
Remus poruszył się niespokojnie. Coś mu nie pasowało, coś ważnego...
- Szczura? - zapytał nieswoim, grubym głosem.
Pani Sprout, która nie lubiła, gdy jej przeszkadzano, zganiła go wzrokiem.
- Tak jest tu napisane, Remusie. A teraz...
Inni nauczyciele nie dowiedzieli się jednak, co miała w planach, bo Remus przerwał jej, wstając tak gwałtownie, że aż przewrócił krzesło. Dwoma długimi krokami znalazł się przy niej i wydarł osłupiałych czarownicy gazetę, po czym w przypływie furii - podarł ją na strzępy.
- Czemu ten nieszczęsny Black to zrobił?! - warknął, do nikogo w szczególności. - Oni tak bardzo mu ufali... - urwał, przypomniawszy sobie nagle, że nie jest sam w swoim pokoju.
Snape, który dotychczas siedział cicho w kącie, teraz z wolna wstał. McGonagall rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, ale nie zwrócił na nią uwagi.
- Nie wiem, drogi Remusie. - powiedział sztucznie słodkim głosem. - Ale myślę, że TY znasz odpowiedź na to pytanie.
Remus posłał mu spojrzenie tak mordercze, że można by je nazwać "spojrzeniem bazyliszka", Snape jednak stał spokojnie.
- Naprawdę uważasz, że mam z tym cokolwiek wspólnego? Że mógłbym zdradzić moich najlepszych przyjaciół?!
- Cóż, Black także był twoim przyjacielem. A poza tym - dodał Severus z obłudnym uśmieszkiem. - Jestem pewien, że on też tak kiedyś mówił.
Ręka Lupina bezwiednie skierowała się do swojej różdżki, ale zmusił się, żeby ją opuścić. Snape dostrzegł ten nieznaczny gest, a jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.
- Może to jednak prawda, co mówią opowieści starych bab. Wilkołaki zawsze były, są, i będą sługami Voldemorta.
Wszyscy zamarli, zaskoczeni tym ciosem poniżej pasa. Twarz Remusa była teraz bielsza niż śnieg. Stał chwilę, drżący, z takim wyrazem twarzy, jakby właśnie ktoś uderzył go w twarz.
Snape roześmiał się teraz cicho ale ponuro.
- Co, Lupin? Odjęło ci mowę? Tu nie ma miejsca dla zdrajców takich jak ty.
Krew uderzyła Remusiwi do głowy. Rzucił się naprzód, prędko jak kąsająca żmija, w ostatniej jednak chwili ujrzał przed oczyma łagodny uśmiech James'a.
"Nie jesteś potworem, Lunatyku. Jesteś naszym najlepszym przyjacielem."
"Właśnie" zawołał z zapałem Syriusz "Przecież Ty byś nawet muchy nie skrzywdził, masz serce ze złota"
Wspomnienie zabolało, a on zatrzymał się nagle, z różdżką tuż przed nosem Snape'a.
- Wiem, że tego byś chciał, Severusie. Żebym stracił panowanie nad sobą, ale nie złapiesz mnie tak łatwo.
Schował różdżkę z powrotem, choć jego palce drżały tak mocno, że ta prosta czynność zajęła mu więcej czasu niż powinna, po czym wymaszerował z pokoju.
《》《》《》
- Remusie, wiem, że tam jesteś!
Surowy głos pani McGonagall przypomninał mu beztroskie czasy szkolne. Ale to było jedyne, co pozostało niezmienione, wszystko inne było zupełnie różne, niż wtedy.
Niezbyt chętnie podszedł do drzwi i otworzył je.
Najwyraźniej coś w jego wyglądzie lub wyrazie twarzy poruszyło ją, ponieważ jej spojrzenie natychmiast złagodniało.
- No, całe szczęście. Już się bałam, że ktoś cię porwał, albo, że umarłeś. Nie dało się szybciej?
Wiedział, że ironia to jej sposób na okazywanie zmartwienia, więc nie przejął się zbytnio jej ostrym tonem.
- Wejdź, pani profesor. - zaprosił ją do środka niejednoznacznym ruchem ręki, który równie dobrze można było uznać za "idź sobie i to natychmiast". Uznała, że to jednak zaproszenie.
Weszła, a gdy tylko zamknął za nią drzwi, zaczęła mówić:
- Wiesz dobrze, w jakim celu tu przyszłam. Zmartwiła mnie wasza poranna konfrontacja. Powinieneś bardziej panować nad uczuciami, Remusie.
Rzucił jej niechętne spojrzenie.
- A ci pani by zrobiła, gdyby ktoś, najlepiej ktoś, kto w dzieciństwie prawie wydał pani największy sekret i panią nim szantażował, teraz oskarżył panią o bycie sługusem Voldemorta?
Musiała przyznać w duchu, że zrobiłaby dokładnie to samo, co on, ale powiedzenie tego na głos byłoby stanowczo niewychowawcze.
Odchrząknęła niezręcznie i westchnęła.
- Z pewnością to, co powiedział, było okrutne i zupełnie niezgodne z prawdą, ale bójka dwóch dorosłych ludzi? Nie sądzisz, że to byłoby skrajnie niedojrzałe i dziecinne?
- Nie rozumiesz mnie, pani profesor. Mam już dość bycia przez niego wiecznie szantażowanym. To fakt, Syriusz był moim przyjacielem, jednym z najlepszych, jakiego miałem. Dałbym wszystko, by móc wrócić do tego, co było dawniej i zapomnieć o tym, że jest teraz poszukiwanym mordercą, ale... To nie jest takie łatwe. Musi jednak pani wiedzieć, że będę chciał mu pomóc, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi. On już raz pomógł mi wydostać się z mroku, a ja jestem mu coś winien. Jednak moja pomoc nie obejmuje umożliwianie mu wejścia do Hogwartu, żeby pozwolić mu tak po prostu zabić swojego syna chrzestnego.
Umilkli oboje. Aż za dobrze rozumiała, jak trudny czas nastał teraz dla Remusa. Widziała w jego oczach desperacką chęć zmienienia losów bohaterów w tej historii , ale oboje zdawali sobie sprawę, że nie ma na to szans. Niedługo najprawdopodobniej będzie musiał zabić ostatniego pozostałego przy życiu przyjaciela... choć trudno powiedzieć, czy po tym wszystkim nadal byli przyjaciółmi.
Nagle nie zostało już nic do zrobienia, czy powiedzenia. Minerwa wstała, rzucając mu ostatnie smutne spojrzenie.
- Proszę cię, mój drogi. Przynajmniej spróbuj udawać, że wszystko między wami w porządku. Jeśli dasz się wciągnąć w te jego gierki, będzie miał punkt oparcia, by cię naprawdę pokonać.
Skinął głową.
- Chyba masz rację, pani profesor.
Potrząsnęła głową w rozbawieniu.
- A ty jak zawsze swoje, Lupin.
Uśmiechnął się, podnosząc na nią wzrok ze swojej pozycji siedzącej.
- Nie lubię zmian, pani profesor.
Westchnęła, nagle zmęczona, jakby przebiegła maraton.
- O, w to nie wątpię.
《》《》《》
- Dobrze. Kto mi powie, czym jest wodnik Kappa?
Nawet nie musiał patrzeć w tamtą stronę, by wiedzieć, że ręka Hermiony wystrzeliła do góry.
- Ktoś poza Hermioną?
- To stworzenia żyjące w wodzie, które żywią się ludzką krwią, panie profesorze.
- Brawo, panie Mineloop. Dziś właśnie je będziemy pokonywać.
Podniósł niewielki, szklany pojemnik, wypełniony wodą, w którym coś zawzięcie się kotłowało.
- Taka mała? - spytał Ron.
Remus uśmiechnął się ponuro.
- Często najbardziej niepozorne istoty mogą być najbardziej niebezpieczne, panie Weasley.
Chłopak zaczerwienił się i umilkł, zawstydzony.
- Wodniki Kappa mają w klasyfikacji Ministerstwa Magii cztery punkty na pięć i chociaż osobiście często nie zgadzam się z ustaloną przez nich skalą, to w tym wypadku uważam tę ocenę za nader adekwatną.
Uczniowie poruszyli się niespokojnie.
- Nie musicie się jednak martwić - kontynuował. - Sposoby ich pokonywania są bardzo proste, a dokonać tego można czasem nawet i bez różdżki, choć w niektórych przypadkach się bez niej nie obejdzie. Sposób numer jeden - ogórek.
Uczniowie zachichotał.
- Tak, wiem, wydaje się to nieco dziwaczne, ale często naprawdę działa. Wystarczy kappie rzucić ogórek, najlepiej z naszym imieniem wyrytym na nim. Te małe bestyjki naprawdę uwielbiają ogórki. - ostatnie słowa wypowiedział nieomal czułym tonem, rzucając stworzeniu wspomniane warzywo.
- Jednak bardzo często. - podjął. - Zwyczajnie nie mamy przy sobie ogórka. Nie wiem jak wy, ale ja nie noszę w kieszeniach tego typu rzeczy.
Hermiona bez słowa sięgnęła do swojej torebki. Pogrzebawszy chwilę, nareszcie wyciągnęła poszukiwany przez nią przedmiot i tryumfalnie pokazała go klasie. To był piękny, dojrzały ogórek.
Lupin potrząsnął głową z rozbawieniem.
- Ach, te damskie torebki! Można w nich znaleźć absolutnie wszystko! Ale ta metoda raczej nie przyda się tym pechowcom, którzy nie posiadają magicznych toreb bez dna.
Druga metoda jest nieco bardziej skomplikowana i wymaga pewnej dozy sprytu. Polega ona na zmuszeniu Kappy do ukłonienia ci się. Na ich głowach znajdują się lejki z wodą. Jeśli taki wodnik ci się ukłoni, woda z owych lejków wyleje się, co oznacza dość rychły koniec dla takiego nieboraka.
Trzeci sposób jest najprostszy, ale oczywiście jest pewien haczyk: działa tylko raz. Polega on na postraszeniu Kappy ogniem, którego te stworzenia się lękają. Niestety, jeśli ci się nie uda skutecznie ich odstraszyć za pierwszym razem, uodpornią się. To co, czy ktoś chce spróbować?
Dzieciaki ochoczo ustawiły się w kolejce, czekając na dalsze instrukcje.
- Pamiętajcie! - przypomniał im - Musicie działać stanowczo. Jeśli się zawahacie, wodnik to wyczuje i zrozumieć że z waszej strony nic mu nie grozi. Użyjcie zaklęcia Incendio, które powinno już być wam znane. Nie musicie od razu krzywdzić wodnika, wystarczy, że będziecie pewni siebie i dacie mu do zrozumienia, że jesteście gotowi na wszystko. No dobrze, koniec gadania... START!
Otworzył akwarium i stanął z boku, pozornie zupełnie wyluzowany, ale tak naprawdę z różdżką w ręku, gotów do interwencji w razie potrzeby. Całe szczęście, nic złego się nie wydarzyło, nawet skrajnie niepewny swoich umiejętności Neville nieźle sobie poradził.
Kiedy wychodzący na przerwę uczniowie przechodząc obok niego dziękowali mu pogodnie za lekcję, poczuł cień satysfakcji.
Zaczął dochodzić do wniosku, że lubi być nauczycielem.