
Chłopiec, Który Przeżył (i który często pakuje się w tarapaty)
Naprawdę nie chciał zasnąć, ale nie mógł nic poradzić na to, jak bardzo był zmęczony.
Był trochę zaniepokojony zbliżającym się początkiem roku szkolnego. Jeszcze niedawno byłby to dla niego dzień jak co dzień, ale nie tym razem. Bo oto on, były Huncwot, kiedyś jedno z największych utrapień nauczycieli, a co najważniejsze - wilkołak, siedział w pociągu, który miał go zawieźć do Hogwartu.
Miał być nauczycielem Obrony przed Czarną Magią w Hogwarcie!
Myśl wciąż wydawała mu się zupełnie absurdalna i nierealna. No i, trochę ironiczna.
Co jak co, ale na Czarnej Magii to on się znał.
(Choć rozdział o wilkołakach w tym nieszczęsnym podręczniku budził jego pewne zastrzeżenia. No nic, o tym
pomyśli się później)
Westchnął, czując, jak oczy same mu się zamykają. Wczoraj oczywiście nawet nie zmrużył oka, co byłoby wskazane przed podróżą. Nauczył się już jednak spać w najróżniejszych sytuacjach. Bardzo przydatna umiejętność, jak się okazywało.
Wrócił myślami do wczorajszej nocy. Gdy obudził się na zakrawawionej jak zawsze podłodze i z zimną krwią sięgnął po szmatę, aby doprowadzić dom do porządku (był przyzwyczajony) zaczął na nowo kwestionować swoją decyzję. Co jeśli kogoś ugryzie, albo zrobi coś jeszcze gorszego? Jego dziecięce lęki zaczęły powracać. Wtedy był tylko chłopcem, nie mogli go aresztować, ale teraz...
Nie, powiedział sobie. To tylko irracjonalne lęki. Przecież wiesz, że Dumbledore nie składałby ci takiej propozycji bez odpowiednich zabezpieczeń. On zadba o wszystko.
To był początek wakacji, gdy przyleciała do niego sowa z listem z pieczęcią Hogwartu. Wzdrygnął się, przyjmując od niej list, ale zmusił się do zachowania spokoju. Wdech. Wydech. Znowu wdech. To był jego mały rytuał, pozwalający na uspokojenie się. Ostatnio jakoś szwankował, ale to było lepsze niż nic.
Drogi Panie R. J. Lupinie!
Mam dla Pana szczególną propozycję. Otóż, bez owijania w bawełnę, chciałbym poinformować Pana, że stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarną Magią zostało zwolnione i poszukujemy odpowiedniej osoby do przejęcia go. Uważam, że byłby Pan idealny i z niecierpliwością czekam na pana decyzję.
Albus Dumbledore
Dyrektor szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwartu.
- Cóż za życiowa ironia! - mruknął Remus, gdy już trochę ochłonął. - Idealny, też coś!
Jego odpowiedź była równie krótka, jak list Dumbledore'a. Napisał, że niestety, ale z wielkim żalem musi odrzucić tę posadę z wiadomych przyczyn. Był tak uprzejmy, jak tylko mógł, choć podczas pisania listu wielokrotnie miał podrzeć tą nieszczęsną wiadomość od Albusa, która dała mu złudną nadzieję na normalne życie.
Przez następne tygodnie usilnie próbował zapomnieć o całym zajściu, ale los jak zawsze chciał inaczej. W połowie lipca w jego domu ponownie zjawiła się sowa z wiadomością, a Lupin zmusił się, żeby jej nie podrzeć, jak się później okazało, bardzo słusznie.
Ten list był jeszcze krótszy od poprzedniego. Dumbledore ponowił prośbę, tym razem z małym dopiskiem:
"Ps. W zamian za przyjęcie tej posady oferujemy panu nieograniczone ilości eliksiru tojadowego"
Przez dobre pięć minut wpatrywał się z niedowierzaniem w to jedno, niewinne zdanie, które miało zmienić absolutnie wszystko w jego życiu.
I tak właśnie znalazł się oto wraz ze swoją skromną, połataną walizką na peronie 9¾, oczekując z pewną niecierpliwością na pociąg.
Nagle ogarnięty wielkim znużeniem, zamknął oczy.
Wydawało mu się jeszcze, że słyszy młode głosy, ale nie był już pewien, czy to sen, czy też już jawa.
《》《》《》
Obudził się nagle, siadając gwałtownie. Instynkt czarodzieja sprawił, że zanim jeszcze w pełni stanął na nogi, już trzymał w dłoni różdżkę, gotów do walki.
Ciemna postać pochylała się nad drobnym, chudym chłopcem, dygoczącym jak w febrze. Lupin szybkim ruchem wyciągnął różdżkę do przodu i wypowiedział zaklęcie. Zjawa kilka sekund wciąż stała nad chłopakiem, po czym nagle rozwiała się jak wiosenna mgła.
Upewniwszy się, że zagrożenie znikło, natychmiast znalazł się przy chłopcu. Jego serce zadrżało, gdy rozpoznał tę twarz.
Przez kilka sekund ogarnęła go chęć, by krzyknąć "James!", ale opanował się. Nie, James już przecież nie żyje, pomyślał. A więc to jest Harry.
Poczuł nagłe wzruszenie, ale szybko je zamaskował, kładąc rękę na czole chłopca, sprawdzając, jak poradził sobie w tym starciu. Całe szczęście, był cały i zdrowy, nic, czego nie da się naprawić.
Gdy Harry ocknął się, wyciągnął z kieszeni połatanego płaszcza spory kawałek czekolady i wręczył mu go z uśmiechem.
- Masz, to dobrze Ci zrobi.
Chłopak spojrzał na niego ciekawie, po czym szybko spuścił wzrok i skubnął nieśmiało czekoladę. W tych oczach miał ciekawość świata ich obojga, pomyślał Remus, wstając ciężko.
- Pójdę porozmawiać z kierownikiem pociągu. - oświadczył, wychodząc z przedziału i zostawiając ich lekko osłupiałych.
《》《》《》
- Jak idzie wypakowywanie, panie Lupin?
Remus gwałtownie podniósł głowę, rozpoznając ten głos.
- Profesorze Dumbledore! - zawołał, sam nie wiedząc czemu ogarnięty nagle ogromnym szczęściem.
- Zapomniałeś, chłopcze? - zapytał wesoło dyrektor. - Teraz jesteśmy na równi.
Młodszy czarodziej wybuchnął śmiechem, a Albus dołączyl do niego z wyraźną ochotą. Dumbledore uwielbiał się śmiać.
- Dziwnie się czuję - wyznał Remus, ocierając łzy wesołości - Stojąc nagle po drugiej strony barykady.
- Nic w tym dziwnego. - oświadczył Albus - Postrach nauczycieli, a teraz ich kolega z pracy! Na twoim miejscu również czułbym się nieco dziwacznie.
Remus nagle spoważniał.
- Nie wszyscy dobrze mnie tu przyjmą.
Dyrektor delikatnie skinął głową.
- Tak, to fakt. Ale pamiętaj, że nie jesteś sam. Bijąca wierzba wciąż tu rośnie, a ty możesz z niej korzystać, tak jak dawniej.
- Boję się, że kogoś skrzywdzę.
- Gdy przyjechałeś tu wtedy, też się tego bałeś. I co? Niektórzy twoi przyjaciele rzeczywiście umarli, ale z innego powodu i nie było w tym ani trochę twojej winy.
- Tak - mruknął w zamyśleniu - nigdy się tego nie spodziewałem. Chodzi mi o Blacka. O to, że Ci, których tak bardzo kochałem, mogą zrobić coś tak okrutnego.
Dumbledore nic nie powiedział, ale bacznie mu się przyglądał.
- Pamiętam ten dzień jak dziś - podjął Remus z trudem - to był koniec szkoły, mieliśmy się niedługo rozejść każdy w swoją stronę. Nie wiem, co to było, może przeczucie? Powiedziałem wtedy, że nadchodzą trudne dni. Że może nadejść moment, w którym nawet my obrócimy się przeciwko sobie. James machnął na to ręką, a teraz leży dwa metry pod ziemią przez swojego najlepszego przyjaciela. - Przerwał na chwilę, próbując zapanować nad głosem. - Długo nie chciałem w to uwierzyć. Nie potrafiłem. Ale byłem po prostu naiwny i sądziłem, że takie rzeczy nam się nie mogą przytrafić. W końcu byliśmy Huncwotami, nieprawdaż?
Ukrył twarz w dłoniach. Przez kilka długich chwil w pokoju panowała cisza, przerywana tylko jego urywanymi szlochami. W końcu poczuł pomarszczoną, ale silną dłoń na swoim ramieniu.
- Prze...przepraszam - wyszeptał, ogarnięty nagłym wstydem. - pocieszał Pan już tylu czarodziejów w życiu. Nie powinienem był dokładać Panu ciężarów.
Dumbledore nawet nie zwrócił mu uwagi, że miał go przecież nazywać po imieniu.
- Bzdury! - zawołał, tym swoim serdecznie-łajającym tonem, który Remus tak kochał w dzieciństwie. Ten głos oznaczał bezpieczeństwo i komfort. - Po to tu przecież jestem, nieprawdaż?
Mruknął do Remusa, po czym pstryknął palcami i zniknął. Bez niego pokój od razu wydał się jakiś ciemniejszy.
Dopiero po paru chwilach Remus uświadomił sobie, że Dumbledore był pierwszym, przy którym się rozpłakał od śmierci James'a i Lily. Potrząsnął głową z podziwem.
- Jak on to robi? - zapytał swoje odbicie w lustrze, stojącym w rogu pokoju.
Oczywiście nie otrzymał odpowiedzi.