
Tarcie
Harry spojrzał na shinobi, zauważając zimny, przypominający sztylet wzrok skierowany prosto na nich. Poczuł mimowolny dreszcz wzdłuż swojego kręgosłupa.
Jeśli ktoś poprosiłby Harry’ego o opisanie stereotypowego mordercę przed Voldemortem i Pettigrew, to byłoby to. Ciemne, złowieszcze kolory, groźne ostrze na jego plecach, fakt, że jego rysy twarzy były zakryte. Jego dziwną cechą był czerwony szalik ufałdowany wokół jego szyi, wyglądało to zupełnie nie na miejscu z ciemnym tłem, a także włosy będące rozgardiaszem sterczącego srebra.
Jednak to pojedyncze, szare oko go przekonało.
Było nieżywe, matowe, nie licząc ciężkiego spojrzenia, które rzucało. Puste jak rekiny w filmach, które zwykł oglądać Dudley. Aczkolwiek, wciąż czuło się zagrożenie, jakby jeden zły ruch mógłby posłać cię w te bezlitosne szczęki.
Myśleli, że to mogło go ochronić?
Nie musiał być nawet od razu wydelikacany, ale oni serio proponowali tego gościa?
Harry obrócił się by spiorunować wzrokiem Zakon, lód znikał z jego ciała, gdy rozwścieczone piekło go zastąpiło.
― Nie potrzebuję jakiejś psychicznej opiekunki, żeby mnie pilnowała! ― wykrzyczał, rozjuszony przez „ochronę” wymuszoną na nim.
Najpierw mieli sekrety, upierając się, że był za młody, by walczyć jako część Zakonu. To była JEGO walka. Voldemort zabił jego rodziców, przez niego zabił Cedrika i spowodował kłopoty każdego roku, odkąd zaczął Hogwart. Miał do tego prawo bardziej niż ktokolwiek z nich.
A teraz chcieli, żeby jakiś zagraniczny mugol go chronił? Zabójca, tak jak Voldemort.
Nie było mowy, do diabła, że to dojdzie do skutku.
Obrócił się do shinobi, lęk, który na poczuł na początku, kiedy na niego spojrzał, zniknął, został zastąpiony przez zgorszoną furię.
― Możesz wrócić do jakiejkolwiek dziury, z której wylazłeś. Nie potrzebuję ochrony, mogę sam się pilnować. Byłbyś tylko kolejnym problemem ― zakomunikował, nieświadomie przyjmując postawę obronną.
Hatake kontynuował patrzenie na niego, nie reagując nawet w najmniejszym stopniu.
Syriusz westchnął i wstał, przyciągając uwagę Harry’ego, ze zrezygnowanym grymasem na swojej wyblakłej twarzy.
― My też nie jesteśmy z tego powodu szczęśliwi, ale Dumbledore stwierdził, że jest to konieczne, więc akceptujemy jego osądem.
Twarz Harry’ego pociemniała jeszcze bardziej, nie chcąc zgodzić się na to tak łatwo, jak zrobili to członkowie Zakonu.
― Nie. Nie zgadzam się. Nie będę stale śledzony i szpiegowany przez cały następny rok i szczególnie nie przez kogoś takiego jak on.
Odwrócił się z powrotem do ciemnej sylwetki.
― Odejdź. Twoje „usługi” nie są potrzebne.
Shinobi patrzył na niego niezachwianie, choć Harry mógłby przysiąc, że jego oko było szare, nie czarne.
― Jesteś misją, a nie klientem ― było wszystkim, co powiedział.
Harry zjeżył się na tą niezbyt ukrytą obrazę. Dlaczego nikt go nie słuchał?
― A ty jesteś mordercą, nie ochroniarzem ― odparował, a słowa ociekały wyraźną pogardą.
Tym razem podniosła się Tonks, a ruch znów przykuł wypełnione wściekłością zielone oczy. Co zamierzała powiedzieć, żeby spróbować poprawić sytuację? Co mogła powiedzieć?
― Harry, musisz się uspokoić. My też tego nie cierpimy i zaufaj nam, będzie on ściśle monitorowany. Lecz gdybyśmy mieli kogoś takiego w zeszłym roku, może Cedrik byłby żywy. Może zapobiegnie to wydarzeniu się znów tego samego.
Rysy twarzy Harry przeszły z wściekłości w szok. Naprawdę używała tego jako sposobu, żeby go przekonać? Namawiać go, by kręcić się koło mordercy poprzez przytaczanie ofiary innego? Zapytał ją o to, jego ton był teraz mieszanką niedowierzania i gniewu.
― Nic nie stanie się nikomu innemu w tym roku. Teraz wiem, że nadchodzą, mogę zrobić to lepiej, to moja odpowiedzialność ― kontynuował.
Shinobi się wtrącił.
― Twierdzisz, że możesz chronić samego siebie, ale czy możesz twierdzić, że jesteś zdolny do chronienia innych? Czy chcesz postawić na szali ich życie? ― zapytał, pokazując pierwszy znak zainteresowania czarodziejami, choć jego wyraz twarzy się nie zmienił.
― Co ty wiesz o chronieniu ludzi? Zrobiłbyś to tylko dla pieniędzy, nie rozumiesz, jak to jest stracić przyjaciół, patrzeć, jak umierają tuż przed tobą. Pewnie jesteś tym, który ich zabił! ― Harry natychmiast odparował, ledwo rejestrując słowa, które wypowiadał.
Jak on śmie?
W pomieszczeniu nagle zrobiło się duszno.
Harry poczuł, jak wcześniejsze dreszcze znów przechodzą przez jego kręgosłup, ale teraz stały się o wiele bardziej intensywne. Jego serce zaczęło bić szybciej, a oddech przyspieszył, gdy został zmuszony do uklęknięcia na jedni kolano. Był zamrożony, jak ofiara wpatrująca się w oczy drapieżnika.
I nią był.
Pojedyncze, szare oko odzwierciedlało nic, jakby pochłaniając światło, które powinno odbijać. Harry mógł prawie sobie wyobrazić ponure zaciśnięcie jego szczęki pod maską. Mógł wyczuć, że obok niego Ron i Hermiona byli w tej samej pozycji, a reszta Zakonu nie radziła sobie ani trochę lepiej.
Nagle, prawda mignęła przed oczami Harry’ego.
To nie był jakiś bezmyślny morderca. To był wyszkolony zabójca This was not some mindless murderer. This was a trained killer. To był mężczyzna, który mógł go zabić na więcej sposobów niż Voldemort kiedykolwiek mógł.
Potem to zniknęło, a on mógł znów oddychać, ale wciąż był nierówny. Odmrożony, zaczął się niekontrolowanie trząść.
Shinobi obrócił się i odszedł cicho w kierunku drzwi. Moody, który zdawał się ocknąć najszybciej, zaoferował mu pokazanie mu jego pokoju.
― Nie, tej nocy będę naprawiał luki w zabezpieczeniach i zabezpieczać obszar ― I shinobi odpowiedział, znów w sposób przypominający maszynę, ale jego ramiona były o ułamek wyżej niż wcześniej.
Szal, który nosił wokół swojej szyi, zdawał się lśnić, gdy się ruszył, jak kropla krwi.
Wyszedł z pokoju, a Harry i Zakon wciąż próbowali oprzytomnieć od dziwnego ciśnienia.
Kakashi wyszedł z pokoju, czując oczy wwiercające się w tył jego głowy i słysząc ich próbujących kontrolować ich oddech po tym, jak stłumił swoją żądzę mordu.
Był przerażony samym sobą, brakiem kontroli, który właśnie pokazał przed batalionem nieznajomych. To było niesłychane, by Kakashi zhańbił się w taki sposób, na długo przed Sensei’em i nawet jeszcze przedtem było to rzadkie.
Zasada Shinobi 25: Shinobi nigdy nie powinien okazywać emocji.
Nawet przed śmiercią Białego Kła, Kakashi nauczył się i przestrzegał zasad shinobi. Jakkolwiek, po tym, jak starszy Hatake upadł na swój własny miecz, Kakashi żył nimi wręcz religijnie.
Aż do Mostu Kannabi. U licha, aż do Obito. Jego kolega z drużyny zawsze wiedział, jakie przyciski trzeba nacisnąć, jeśli chodziło o Kakashiego, nawet jeśli on sam nie wiedział. Jego spóźnialstwo, jego niekontrolowana głośność, te głupie proklamacje, że będzie Hokage. Te nieznośne, pomarańczowe gogle, które zawsze nosił, by ukryć jego łzy, które teraz były pogrzebane pod stosem kamieni gdzieś w Kusagakure. Pogrzebane razem z nim. Nosił swe serce na dłoni, co niemiłosiernie irytowało Kakashiego. Irytowało go na tyle, że nie mógł już chować swojego własnego.
Wszak Obito umarł, a on nie miał już nikogo, kto mógłby przełamać tą kontrolę, choć wciąż miał Rin. Jednak Rin została zabita, a on chciał już nigdy nie czuć.
Lekcja, że ci, którzy łamali zasady byli śmieciami, ale ci, którzy porzucają swoich towarzyszy, są gorsi od śmieci, była w nim zakorzeniona. Rozumiał, dlaczego shinobi nigdy nie byli przeznaczeni do czucia. Shinobi nigdy nie pokazywali emocji, kontrolowali je. To była ważna umiejętność, która była stosowana w większości ich misji i przyczyniła się do sukcesu wielu. Jednakże, Kakashi myślał też, że kolejnym powodem, dla którego musieli je kontrolować było to, że stracili dużo i powodowało innych do stracenia tyle samo. Kontrolowanie ich jakoś sprawiało, że były łatwiejsze do poradzenia sobie z nimi.
Obwiniał dzieciaka Pottera za to potknięcie.
Było tak, jakby ze starszymi członkami Zakonu od nowa. Zakładając, że faktycznie mógłby uniemożliwić mu ukończenie misji, sądząc, że nie wykona jej poprawnie. Tylko Hokage-sama i Dumbledore-sama mieli coś do powiedzenia na temat misji. Potter-san i jego dwaj towarzysze przypominali mu w pewnym sensie geninów; jakby wojna była ich pierwszą misją po ukończeniu akademii. Nadal mieli w sobie tę jasną pewność siebie, która została wyparta z geninów na pierwszym roku, albo przez rangi D, albo przez zgubne rangi C. I podobnie jak zielonemu geninowi, im też nie podobał się pomysł zabicia kogoś w ramach misji. Miał nadzieję, że uporają się z tym tak szybko, jak geninowie w Konoha.
Jednak walczyli oni w wojnie. Kakashi sądzuł, że będą mieli więcej do czynienia ze śmiercią niż by chcieli. Wyglądało na to, że ci „uczniowie” byli nadzwyczajnie bezpieczni jak na ludzi w swoim wieku. Nie pomagało też to, że Potter-san umieścił go w tej samej kategorii co Voldemorta, co znaczyło, że ufał swojemu ochroniarzowi tak bardzo, jak mężczyźnie, który kilka razy próbował go zabić i udało mu się zabić jego przyjaciela.
Cedric było jego imieniem i tak przy okazji Potter-san wciąż reagował na jego śmierć, więc musieli być blisko. Niemniej, słysząc Potter-san obwieszczającego, że może sam się bronić i nic z zeszłego roku nie zdarzyłoby się ponownie, brzmiało okropnie znajomo. Kompletnie pominął swoich przyjaciół. Powiedział, że sam mógłby się chronić, a także była to jego odpowiedzialność.
Jego, nie ich.
Wspomniał o innych tylko wtedy, gdy zapewnił, że ON nie pozwoli czemukolwiek się stać. To było samolubne, a także coś, co powiedziałby Sensei’owi w tej samej sytuacji, gdy dołączył do Drużyny Minato. Nie chciał, żeby ta trójka skończyła jak jego drużyna. Więc musiał się odezwać, bez pytania, by zapytać go tym samym pytaniem, które chciałby, żeby ktoś mu wcześniej zadał i chciałby rozważyć odpowiedź zanim wszystko stracił.
„Twierdzisz, że możesz chronić samego siebie, ale czy możesz twierdzić, że jesteś zdolny do chronienia innych? Czy chcesz postawić na szali ich życie?”
On tak, i ich stracił.
Jednakże Potter odpowiedział. Wiedział, że chłopak był ignorancki, że wszyscy czarodzieje byli, dla jego świata, dla jego przeszłości. Wiedział też, że tak zostanie. Aczkolwiek Potter był aż zbyt blisko prawdy.
To była jego wina, że Obito umarł, wiedział to. Tak samo, jak wiedział, że był tym, który zabił Rin, czy był to jej wybór czy nie. Wciąż czuł widmową krew na jego ręce, ciepło, które ją otaczało, zanikające bicie jej serca, chlupot po każdym ruchu jego kończyny, po tym, jak Chidori przeszyło jej pierś.
Szal wokół jego szyi zacieśnił się, błyszcząc czerwonym szkarłatem.
Rzeczywiście zabił swoich przyjaciół, ale nie potrzebował jakiegoś samolubnego, ignoranckiego czarodzieja, by mu to wypominał. To było stwierdzenie, które spowodowało stratę kontroli Kakashiego. Nigdy nie zamierzał uwolnić żądzy mordu, która w nim wybuchła, ale nie mógł nic z tym zrobić, ku swemu rozczarowaniu. Gniew, który czuł w tym momencie, zawładnął nim i miał ochotę walnąć czymś ostrym w wychudzoną twarz Pottera.
Wszedł po schodach, a skrzypienie, które zawsze było obecne przy starym drewnie, pozostało ciche pod jego lekkim krokiem.
Musiał naprawić zabezpieczenia.
Po umyciu swoich rąk.
Dumbledore przeczytał list, który właśnie otrzymał.
Albusie,
Przyjmuję tę misję w imieniu Konohagakure i dziękuję za zamówienie naszych usług.
Rzeczywiście, ja również chciałbym, abyśmy mogli rozmawiać w lepszych okolicznościach, ale tak się nie stanie ze względu na czasy i wydarzenia, w których się znajdujemy.
Wybrałem jednego z naszych najlepszych pracowników, aby wykonał zleconą misję i doskonale spełnia on większość podanych przez ciebie kryteriów. Normalnie otrzymałbyś tylko minimalną odpowiedź, że ją zaakceptowaliśmy i że ninja został wysłany, jednak ze względu na charakter tej misji rozumiem, że powinieneś otrzymać więcej informacji o wysyłanym.
Proszę zrozumieć, że jest to tajne i nie należy go udostępniać.
Pracownikiem tym jest Kakashi Hatake, jak powiedzielibyście w swojej kulturze, który już od dawna jest żołnierzem w naszych szeregach. Jest jouninem z doskonałym przebiegiem misji i jest więcej niż zdolny do zduplikowania twojej magii za pomocą swojej czakry, jeśli dostarczysz mu fałszywą „różdżkę”, jak pamiętam, że ją nazywałeś.
Jest w idealnym wieku do misji i ma rozległe doświadczenie szpiegowskie pod swoim hitai-ate. Nie będzie miał problemów z wykonaniem zleconej mu misji.
Jednakże, stary przyjacielu, proszę cię również o przysługę. Pomóż mu, jakkolwiek możesz. Jest jednym z najlepszych shinobi, jakich mamy do zaoferowania, jednak stracił też wszystkich, na których mu zależało, więc proszę, traktujcie go z szacunkiem, a nie poprzez jego wiek.
Zasługuje na dużo więcej.
Niestety otrzymałem twój list tego samego dnia, w którym twój „świstoklik” miał przetransportować Kakashiego. Naprawiłem błąd komunikacyjny, więc ten list powinien dotrzeć do ciebie w odpowiednim czasie.
Otrzymał krótki przegląd różnych aspektów twojej kultury, ale będzie w stanie szybko wszystko ogarnąć i osiągnąć doskonałe wyniki.
Sarutobi Hiruzen
Sandaime Hokage z Konohagakure
Więc wciąż było trochę problemów z wysyłaniem sów do Nacji Żywiołów, zadumał się. To miało sens, że ta jakże sekretna kultura żyła w miejscu, które nie tylko było trudne pod względem komunikacji, ale do znalezienia.
Zaskoczyło go jednak, że Hiruzen postanowił udostępnić tak wiele o tym młodym mężczyźnie, którego wysłał. Mimo reszty, wyglądało to tak, jakby Hiruzen podzielił się prawie niczym, ale dla niego, znającego starego weterana tak długo, wiedział, że musi czytać między wierszami.
Kakashi Hatake był ponadprzeciętnym, młodym mężczyzną z inteligencją i umiejętnościami wykraczającymi daleko poza kogokolwiek w jakimkolwiek wieku. Jest w mniej więcej tym samym wieku co Harry, ale wyglądało na to, że zaczął swoją karierę bardzo młodo. Aczkolwiek, nie miał najłatwiejszego życia, co mogłoby stanowić problem, kiedy przychodziło do interakcji z uczniami. was an extraordinary young man with intelligence and ability far beyond others of any age. He is roughly the same age as Harry, though it seemed he had started his career very young. However, he has not had the easiest life which could pose a problem when it came to interacting with other students. Nie będzie przyzwyczajony do środowiska, jakie tworzy Hogwart. Ogólnie rzecz biorąc, wydawało się to najlepszym wyborem, choć z pewnością sprawiłoby, że rzeczy byłyby interesujące.
Złożył list odkładając go na bok i wziął kolejne dwa czyste arkusze pergaminu, pisząc na nich krótką wiadomość. Odwrócił się do sowy, która dostarczyła list Hiruzena, obserwując, jak pije wodę, którą położył na biurku, kiedy się pojawiła. Sowa podniosła wzrok i wzięła dwie koperty, które podał jej Dumbledore.
― Do Minerwy i Severusa, proszę, a potem możesz odpoczywać w sowiarni ― powiedział jej, gładząc jej głowę krótko w podziękowaniu.
Rozłożyła swoje skrzydła i odleciała, wylatując tym samym oknem, którym wleciała.
Dumbledore zerknął jeszcze raz na list. W rzeczy samej, ten rok będzie interesujący. Wrócił do swojej papierkowej roboty, przez którą brnął przed przybyciem sowy. Wyglądało na to, że Korneliusz stawał się coraz bardziej paranoiczny, bardziej niż w poprzednich latach.
Dom był cichy i pogrążony w mroku, a nocny chłód unosił się w powietrzu.
Kakashi wrócił na strych, który okazał się być jego pokojem. Dom był teraz w znacznie lepszej formie niż gdy przybył. Punkty nadzoru, które zauważył, gdy po raz pierwszy zbliżając się do lokalu, były zupełnie zablokowane, choć Kakashi upewnił się, by sprawdził każdy z nich kiedy mijał je na swoim patrolu.
Punkty możliwego wejście, które także zauważył, były teraz zakryte, nawet jeśli nie mógł ich całkowicie zażegnać ze względu na charakter domu. Umieścił jednego psa ninja na każdym z sześciu punktów, mimo iż wiedział, że nie mógł tego robić każdej nocy przez następny miesiąc. Przypuszczał, że Dumbledore-sama wysłał po niego tak wcześnie, by mógł zaaklimatyzować się w ich społeczeństwie. Nie powinno być zbyt trudno, adaptował się do znacznie bardziej radykalnych sytuacji jako część misji, więc mógł zrobić tak ponownie.
Wiedział jednak, że nie miałby zbyt dużo snu przez następny miesiąc, jako, że tylko tyle mógł zapobiec, a nie mógł poprosić swoich psów, żeby nie spały każdej nocy. To było prawdopodobnie lepsze, ale nie mógł zapaść w drzemkę, bo pozostawiłoby go to bardziej podatnym na zranienie w domu pełnym wrogów.
Nie, byłoby lepiej dla wszystkich, gdyby nie spał, choć nie mógł tego wiecznie odkładać.
Tak właściwie, to po prostu nie chciał zobaczyć zdradzonych, konających twarzy jego drużyny tak wcześnie na jego nowej misji. Aczkolwiek te sny prześladowały jego myśli, gdy patrolował przez noc, jakby go kpiąc sobie z niego, że myślał, że mógł uciec.
Jakby myślał, że mógłby mieć chwilę spokoju.