
Chapter 3
Rozdział 3 - Lepiej niech będzie...
Harry bez przeszkód wsiadł do pociągu, bo choć peron był zatłoczony, nikt nie zwracał na niego uwagi. Nawet jeśli niektórzy rozglądali się za Harrym Potterem, nikt nie miał zielonego pojęcia, jak wyglądał i jemu w pełni mu to odpowiadało. Nie miał najmniejszej ochoty zabawiać adorującej publiki.
Nie chciał być otoczony przez inne dzieci, wszedł więc do ostatniego przedziału w pociągu i zamknął za sobą drzwi w nadziei, że nikt nie będzie mu przeszkadzał. Wyjął z kieszeni swój kufer, powiększył go i od razu przebrał się w szkolny mundurek. Wiedząc, że minie dużo czasu, zanim pociąg dojedzie do celu, postanowił wyjąć także książkę. Miał już wszystko, czego potrzebował, włożył więc kufer na półkę nad swoim siedzeniem, usiadł wygodnie i zaczął czytać.
Była to książka o runach dla początkujących, którą kupił wcześniej, a której nie miał jeszcze okazji skończyć. Była to fascynująca lektura i nie mógł się doczekać tego przedmiotu w szkole. Nie rozumiał dlaczego zaczynali go dopiero na trzecim roku. Pewnie, był on dość trudny, ale tak jak z nauką nowego języka, im wcześniej zaczęło się go uczyć, tym łatwiej w mózgu tworzyły się odpowiednie połączenia.
Prawie dwadzieścia minut później Harry usłyszał gwizdek sygnalizujący odjazd pociągu i poczuł rosnące podniecenie. Nareszcie jechał do Hogwartu.
Spędził dużo czasu, zastanawiając się, jak powinien się zachowywać. W końcu uznał, że najlepiej będzie poczekać i zobaczyć. Książki, które przeczytał, sugerowały, że uznawano go za bohatera i był raczej sławny. Oznaczało to, że ludzie będą go mieli na oku, będą o nim plotkować i oceniać go na każdym kroku. Nie był z tego powodu zadowolony, ale nie mógł nic na to poradzić. Będzie musiał po prostu być ostrożniejszy, co nie powinno być takie trudne.
Dowiedział się też, że większość społeczeństwa była uprzedzona w stosunku do czarodziejów pochodzących z mugolskich rodzin i tych pół-krwi. Było to według niego idiotyczne, magiczna krew to magiczna krew, tak długo jak ktoś był przydatny, nie miało znaczenia, skąd pochodził.
Wszystko to złożyło się na jego decyzję. Poczeka, nauczy się więcej o tym świecie, zobaczy, jak ludzie zareagują na jego przybycie i wtedy wybierze swoją drogę. Był wciąż młody, miał czas.
Podróż była przyjemna. Raz pewien jasnowłosy chłopiec zajrzał do przedziału, ale spojrzał na jego książkę i odszedł. Poza nim tylko pani z wózkiem pełnym przekąsek zakłóciła jego spokój, z czego był raczej zadowolony.
Niestety, szczęście nie mogło trwać wiecznie i jego spokój oraz cisza zostały nieuprzejmie zakłócone. W pewnej chwili drzwi do przedziału otwarły się tak gwałtownie, że aż uderzyły o ścianę i do środka weszła dziewczynka z gęstymi, brązowymi włosami, a zaraz za nią chłopiec o okrągłej twarzy, który wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać.
Harry spojrzał na nich beznamiętnie, zirytowany, że mu przerwano i z powodu sposobu, w jaki weszli oni dojego przedziału.
- Czy widziałeś ropuchę? - zapytała dziewczynka i Harry zauważył, że miała zbyt duże przednie zęby. - Neville zgubił swoją, próbujemy ją znaleźć.
Harry założył, że Nevillem był chłopiec z okrągłą twarzą. Kto, do diabła, chciałby mieć ropuchę jako pupila? Ale nie miało to z nim nic wspólnego, odpowiedział więc tylko krótkim "nie" i natychmiast wrócił do swojej lektury. Jeśli oboje mieli choć odrobinę oleju w głowach, powinni zrozumieć, że ich odprawił i że chciał zostać sam.
Wydawało się jednak, że żadne z nich nie zrozumiało sugestii. O Boże, miał nadzieję, że nie wszyscy uczniowie byli tacy głupi.
- Och, tej książki nie było na naszej szkolnej liście, prawda? Kiedy skończysz, mógłbyś mi ją pożyczyć? Moi rodzice są mugolami, wiesz? Nic nie wiedziałam o magii. Ale przeczytałam wszystkie moje książki i wszystkie zaklęcia, które wypróbowałam, zadziałały idealnie, rzecz jasna.
Harry musiał się powstrzymać, żeby nie przekląć tej dziewczynki. Nie znosił jej typu. W jego starej szkole było kilka takich jak ona. Bywały stosunkowo inteligentne, ale za bardzo wierzyły w książki i autorytety, w ich głowach nie było ani jednej oryginalnej myśli. I zawsze zachowywały się, jakby były najlepsze, jak gdyby były darem Boskim dla śmiertelników. A jeśli ktoś miał lepsze oceny niż one, to z pewnością oszukiwał, bo było niemożliwe, aby ktoś był od nich lepszy. Ta dziewczynka miała wokół siebie identyczną aurę i był to dla Harry'ego wystarczający powód, by nie chcieć mieć z nią nic wspólnego. Biorąc to wszystko pod uwagę, mógł jej dać tylko jedną odpowiedź.
- Nie.
Nawet na nią nie spojrzał. Harry założył, że przynajmniej teraz dziewczynka zrozumie wiadomość i wyjdzie, pokazał przecież bardzo jasno, że nie był zainteresowany jej towarzystwem. Najwyraźniej była wyjątkowo tępa. Obruszyła się i ogromnie aroganckim tonem powiedziała:
- Jesteś nieuprzejmy, wiesz?
Tym razem Harry spojrzał znad swojej książki i unosząc brew, ale nie ukazując innych emocji, odpowiedział monotonnym tonem.
- Och, ja jestem nieuprzejmy? To dziwne, widzisz, uważam, że nieuprzejme jest wpadanie do przedziału nieznajomego bez pukania lub zapytania, czy można wejść. Uważam także za nieuprzejme pozostawanie w przedziale nieznajomego, jeśli jest całkowicie jasne, że ów nieznajomy nie ma ochoty znajdować się w twoim towarzystwie.
Dziewczynka zarumieniła się, wyraźnie przygotowując się do raczej długiego i niepotrzebnego wybuchu, kiedy chłopiec, który był z nią, złapał ją za ramię i wyciągnął z przedziału.
- Chodź, Hermiono. Lepiej będzie, jeśli...
Harry nie usłyszał więcej, ponieważ chłopiec zamknął za sobą drzwi. Harry prawie westchnął z ulgą. Nareszcie sam. Bogowie, miał nadzieję, że inni uczniowie byli znośniejsi, a jeśli nie byli, Harry będzie musiał po prostu sprawić, że staną się bardziej znośni, nieprawdaż? Okrutny uśmiech pojawił się na jego twarzy i mroczny śmiech wymknął mu się z ust. Szybko jednak przestał śnić na jawie i przypomniał sobie, że zdecydował się czekać i obserwować. Uczenie dzieciaków, jak powinny się wobec niego zachowywać, nie mieściło się w kategorii "czekania i obserwowania". Ale czy naprawdę ktoś mógł go winić, widząc, jak tępi ci uczniowie zdawali się być? Czy naprawdę było jego winą, że praktycznie błagali o lekcję dobrego wychowania? Oczywiście, że nie. Tak czy siak, zdecydował się czekać i obserwować, a miał dobrą samokontrolę. Będzie się więc trzymać tego planu, chyba że wydarzy się coś drastycznego.
Godzinę później poczuł, że pociąg powoli zaczyna zwalniać i usłyszał rozbrzmiewający na korytarzu głos:
- Za pięć minut dotrzemy do Hogwartu. Prosimy zostawić wszystkie bagaże w pociągu. Zostaną zabrane do szkoły oddzielnie.
Harry ściągnął swój kufer i odłożył książkę na półkę w bibliotece. Kiedy skończył, poczuł, że pociąg całkiem się zatrzymał i usłyszał, jak setki uczniów zaczęło opuszczać swoje przedziały. Nie chcąc zostać zadeptanym przez tych przesadnie podekscytowanych, zaczekał chwilę w przedziale, aż większość z nich opuściła pociąg, zanim sam wyszedł.
Gdy tylko wysiadł z pociągu, usłyszał głos wołający:
- Pierwszoroczni! Pierwszoroczni do mnie!
Obróciwszy się, Harry zobaczył największego mężczyznę, jakiego kiedykolwiek widział, którego twarz ledwie można było ujrzeć zza zasłony gęstych włosów i brody. Harry pomyślał, że wyglądał raczej barbarzyńsko.
- No, chodźta za mną... Są jeszcze jacyś pierwszoroczni? Patrzeć tam pod nogi! Pierwszoroczni za mną!
Harry naprawdę bardzo uważał, gdzie stawiał nogi, bo ścieżka, którą szli, nie wyglądała na bezpieczną. Olbrzymi mężczyzna powiedział coś, czego Harry nie dosłyszał, ale w następnej sekundzie usłyszał, zbiorowe "oooooochhh", które wyrwało się innym pierwszorocznym i gdy spojrzał w górę, tylko wielkim wysiłkiem woli powstrzymał się od wydania tego samego okrzyku.
Ścieżka przed nimi rozszerzała się na brzegu wielkiego, ciemnego jeziora. Przycupnięty na wysokim wzgórzu po przeciwnej jego stronie, z oknami iskrzącymi się na tle gwiaździstego nieba, stał olbrzymi zamek z licznymi basztami i wieżami. Widok zapierał dech w piersiach i Harry poczuł się jak w domu.
Podążając za instrukcjami mężczyzny, wsiadł do jednej z łodzi, a za nim podążyli dwaj chłopcy i dziewczynka. Zdawało się Harry'emu, że jeden z chłopców i dziewczynka starali się siedzieć najdalej, jak tylko mogli, od drugiego chłopca. Zastanowił się, czy miało to coś wspólnego z tymi bzdurami, które czytał o czystości krwi, ale widząc, że jego to nie dotyczyło, zignorował tę sytuację.
To co nastąpiło potem, było dla Harry'ego niczym więcej niż tylko ciągiem niewyraźnych obrazów. Pamiętał przekraczanie jeziora, profesor McGonagall otwierającą drzwi i wygłaszającą krótką mowę o domach i rodzinie, pamiętał także duchy ukazujące się w korytarzu, w którym czekali. Jednakże jedyną rzeczą, którą żywo zapamiętał, był moment, gdy profesor McGonagall zabrała ich do Wielkiej Sali.
Harry nigdy nie widział niczego tak fascynującego. Sala była oświetlona tysiącami świec unoszącymi się w powietrzu ponad czterema długimi stołami, przy których siedziała reszta uczniów.
Profesor McGonagall zaprowadziła pierwszorocznych na przód sali, tak że stanęli w szeregu, zwróceni twarzami w stronę pozostałych uczniów, po czym w ciszy postawiła przed nimi stołek o czterech nogach. Na stołku położyła czarodziejską tiarę.
Harry spojrzał na nią ciekawie, nie bardzo rozumiał, czego od nich oczekiwano. Zanim jednak mógł lepiej się nad tym zastanowić, tiara drgnęła, rozdarcie w pobliżu ronda rozwarło się szeroko niczym usta i tiara zaczęła śpiewać.
Może i nie jestem śliczna,
Może i łach ze mnie stary,
Lecz choćbyś świat przeszukał,
Tak mądrej nie znajdziesz tiary.
Możecie mieć meloniki,
Możecie nosić panamy,
Lecz jam jest Tiara Losu,
Co jeszcze nie jest zbadany.
Choćbyś swą głowę schował
Pod pachę albo w piasek,
I tak poznam kim jesteś,
Bo dla mnie nie ma masek.
Śmiało, dzielna młodzieży,
Na głowy mnie wkładajcie,
A ja wam zaraz powiem,
Gdzie odtąd zamieszkacie.
Może w Gryffindorze,
Gdzie kwitnie męstwa cnota,
Gdzie króluje odwaga
I do wyczynów ochota.
A może w Hufflepuffie,
Gdzie sami prawi mieszkają,
Gdzie wierni i sprawiedliwi
Hogwartu szkoły są chwałą.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać wam wypadnie
Tam płonie lampa wiedzy,
Tam mędrcem będziesz snadnie.
A jeśli chcecie zdobyć
Druhów gotowych na wiele,
To czeka was Slytherin,
Gdzie cenią sobie fortele.
Więc bez lęku do dzieła!
Na głowy mnie wkładajcie,
Jam jest myśląca tiara,
Los wam wyznaczę na starcie!
Gdy tylko tiara przestała śpiewać, sala wybuchła brawami. Harry przyznał, że był to pomysłowy sposób przydzielania uczniów, ale nie uchroniło go to przed zdenerwowaniem. Ta tiara zobaczy, co kryje się w jego umyśle? Nie podobało mu się to ani trochę. Co jeśli tiara ujawni jego sekrety? Nie chciał, aby wyszły na jaw niektóre zdarzenia, które miały miejsce w sierocińcu. Część tego, co zrobił, mogłoby nie zostać uznane za legalne.
Oczywiście to byli tylko mugole, ale przyciągnęłoby to do niego niechcianą uwagę. W najgorszym razie mógł zawsze winić przypadkową magię, nie dałoby się udowodnić, że kłamał. Praktycznie każdy by mu uwierzył, niemożliwe było przecież, by dziecko torturowało innego sierotę do szaleństwa, gdy ten uwięziony był w swoich najgorszych koszmarach, prawda? Nie, oczywiście, że nie, był przecież ich idealnym małym wybawcą. Ludzie byli doprawdy żałośni, tak długo jak pozwalało im to zachować pozory normalności, byli bardziej skłonni uwierzyć w kłamstwo niż w prawdę, nawet gdy patrzyła im prosto w oczy.
Harry był tak zajęty własnymi myślami, że nie zauważył nawet rozpoczęcia ceremonii przydziału i zanim się zorientował, usłyszał wołanie profesor McGonagall.
- Potter Harry.
Wielka Sala ucichła niemal natychmiast, Harry ledwie powstrzymał westchnienie, ta sława nie cieszyła go ani trochę.
Nie ukazując żadnych emocji, zdecydowanym i śmiałym krokiem podszedł do stołka. Nie było potrzeby pokazywać innym, jak bardzo zaniepokojony był wizją czegoś spoglądającego w głąb jego umysłu. Nie chciał, aby ktokolwiek podejrzewał, że coś było nie tak. Nie byłoby dobrze, gdyby któryś ciekawski nauczyciel zaczął zadawać niechciane pytania.
Dla większości patrzących Harry wyglądał jak perfekcyjny dziedzic czystej-krwi. Miał w sobie grację, którą niewielu udawało się osiągnąć, a której większość starych, czystokrwistych rodzin próbowała nauczyć swoje dzieci. Więcej niż jeden czarodziej czystej-krwi zastanawiał się, czy plotki głoszące, że Harry Potter żył z mugolami, nie były jednak nieprawdziwe. Choć miał zaledwie jedenaście lat, nie mogli zaprzeczyć, że stanowił dość onieśmielający widok. Jego uroda była anielska, a kiedy światło świec padło na jego włosy, zyskały one krwisty odcień, co w połączeniu z beznamiętną twarzą i królewskim sposobem poruszania się nadawało mu raczej okrutny wyraz. Wyglądał na zimnego, nieprzystępnego i więcej niż jedna osoba w Wielkiej Sali poczuła zimny dreszcz przebiegający po plecach.
Harry w międzyczasie usiadł na stołku i ostatnią rzeczą, jaką zobaczył, zanim McGonagall założyła mu tiarę na głowę, byli uczniowie zaczynający szeptać pomiędzy sobą i wyciągający głowy, aby lepiej mu się przyjrzeć.
Hmm... Co my tu mamy - usłyszał w swojej głowie głos, który, jak Harry założył, należał do Tiary Przydziału. Od lat nie widziałem umysłu takiego jak twój. Ogromna moc i talent, ponadprzeciętna inteligencja. Widzę, że masz odwagę walczyć o to, czego pragniesz. Pracujesz ciężko, by osiągnąć zamierzone cele. Masz wspaniały umysł i uwielbiasz uczyć się nowych rzeczy, i użyjesz wszystkich możliwych środków, aby dostać to, czego chcesz. Doprawdy, myślę, że każdy z założycieli chciałby cię mieć w swoim domu. Jakieś preferencje?
Preferencje? Mogli sami wybrać? Nie pomyślał o tym. Harry podejrzewał, że nie miało to większego znaczenia. Oczywiście to, do którego trafi domu, zadecyduje, jak będą widzieli go inni. Przynajmniej na początku, potem będzie mógł to zmienić. Ale na razie niezależnie od domu i tak zamierzał czekać. Tak długo, jak będzie zostawiony w spokoju, zadowoli się obserwacją i dopiero później zacznie działać. W końcu sprawi, że członkowie jego domu podporządkują się jego zasadom.
Harry usłyszał w swojej głowie cichy śmiech.
Widzę - powiedział Tiara Przydziału. - Biorąc pod uwagę, co ujrzałem, wierzę, że dla dobra nas wszystkich lepiej niech będzie... Slytherin!
Harry usłyszał Tiarę Przydziału wykrzykującego na głos "Slytherin" i zdjął go z głowy. Prawie się roześmiał, kiedy zobaczył twarze niektórych uczniów. Patrzyli na niego, jak gdyby był źródłem całego zła. Było to spojrzenie, które znał dość dobrze, prawie wszyscy w sierocińcu spoglądali na niego w ten sam sposób.
Odkładając tiarę na stołek, Harry odwrócił się i dołączył do stołu ślizgonów. Nie umknęło jego uwadze, że Wielka Sala była idealnie cicha, nawet ślizgońscy uczniowie przyglądali mu się z pewną ciekawością, a przynajmniej część z nich. Inni patrzyli na niego z pogardą i czymś podobnym do nienawiści.
Harry powstrzymał westchnienie, nie wyglądało na to, że niektórzy członkowie jego nowego domu zostawią go w spokoju. Najwyraźniej jego plan, aby na razie tylko obserwować nie będzie działał zbyt długo. Ale na dzień dzisiejszy nie miało to znaczenia, poradzi sobie z tym, kiedy nadejdzie czas. Zirytowało go to jednak, nie lubił, gdy ludzie mieszali w jego planach.
Profesor McGonagall w końcu najwyraźniej zdołała się opanować i zawołała kolejnego ucznia, sprawiając, że większość sali zwróciła uwagę w stronę ceremonii przydziału, za co Harry był jej wdzięczny.
Reszta ceremonii przebiegła bez zakłóceń i wkrótce rozpoczęła się uczta. Harry nigdy w życiu nie widział tak wielu potraw. Uczniowie wokół niego rozmawiali pomiędzy sobą, ale żaden z nich nie próbował rozpocząć z nim rozmowy. Nie żeby Harry miał coś przeciwko, nie był w Hogwarcie, aby znaleźć przyjaciół. Mimo to w czasie trwania uczty cały czas miał wrażenie, że był obserwowany, ale za każdym razem, kiedy się rozglądał, nikt na niego nie patrzył. Było to bardzo frustrujące.
Kiedy uczta dobiegła końca, profesor Dumbledore wstał i przemówił do uczniów.
- Teraz, kiedy wszyscy jesteśmy najedzeni i napojeni, chciałem jeszcze powiedzieć kilka słów odnośnie tego semestru. Pierwszoroczni powinni wiedzieć, że wstęp do lasu na terenie szkolnych gruntów jest zabroniony. Dobrze by było, gdyby kilku starszych uczniów także o tym pamiętało - powiedział Dumbledore, patrząc w kierunku stołu gryfonów. - Pan Filch, szkolny woźny, poprosił mnie, abym przypomniał wam wszystkim, że na korytarzach panuje zakaz używania magii. Testy do drużyn Quidditcha odbędą się w drugim tygodniu semestru. Każdy zainteresowany grą w swojej drużynie powinien skontaktować się z madame Hooch. I na koniec, muszę was poinformować, że w tym roku wstęp do prawego skrzydła korytarza na trzecim piętrze jest zakazany dla każdego, kto nie chce umrzeć bardzo bolesną śmiercią.
Kilku uczniów zaśmiało się, ale niewielu. Harry zapytał sam siebie, co u diabła mogło być w szkole, co spowodowałoby bolesną śmierć uczniów. Nieważne jak bardzo był ciekaw, jego instynkt przetrwania był o wiele silniejszy i postanowił trzymać się tak daleko od korytarza na trzecim piętrze, jak to tylko będzie możliwe. Lubił żyć, bez łaski.
Po odśpiewaniu okropnej piosenki, dyrektor pożyczył im dobrej nocy i uczniowie zaczęli opuszczać Wielką Salę. Harry podążył za dziewczyną ze swojego domu, która zbierała wokół siebie pierwszorocznych. Poszli za nią do lochów i kiedy zatrzymali się przed kamienną ścianą, odwróciła się w ich stronę i wyjaśniła.
- W tym miejscu znajduje się wejście do naszego Pokoju Wspólnego. Jak widzicie wygląda ono jak zwykły kawałek ściany, ale w górnym prawym rogu, jeśli dobrze się przyjrzycie, możecie zobaczyć wyrzeźbionego węża, który wskazuje wejście. Aby dostać się do środka, trzeba powiedzieć hasło. Zmienia się ono pierwszego dnia każdego miesiąca. Kiedy obudzicie się rano, znajdziecie pusty kawałek pergaminu na swoim nakastliku. Aby nowe hasło się pojawiło, musicie przyłożyć czubek różdżki do pergaminu i wypowiedzieć hasło używane w poprzednim miesiącu. Pergamin ulegnie samozniszczeniu pod koniec tego samego dnia. Jakieś pytania?
Widząc, że nikt nie zamierzał się odezwać, dziewczyna odwróciła się w stronę ściany i powiedziała.
- Belladonna.
Na ich oczach ściana odsunęła się na bok i odsłoniła wejście do Pokoju Wspólnego Slytherinu.
Harry natychmiast poczuł się jak w domu, pokój udekorowany był na czarno i kilka odcieni zieleni. Meble były czarne, z zielonymi i srebrnymi elementami. Ściany, podłoga i sufit były wykonane z kamienia, ale kilka dywanów zapewniało pokojowi bardziej przyjazny nastrój. Były w nim dwa duże kominki po przeciwnych stronach pokoju i jedna ze ścian pokryta była półkami na książki. Rozstawionych było tu kilka kanap i foteli, tak samo jak parę stolików z krzesłami.
Dziewczyna, która zaprowadziła ich do pokoju wspólnego, odwróciła się ponownie w ich stronę, ale tym razem dołączył do niej chłopak.
- Witajcie w Slytherinie. Nazywam się Alexis Rosier, a to jest Malcolm Linndon, jesteśmy perfektami piątego roku. Jeśli macie jakieś pytania lub problemy, możecie przyjść z tym do nas. Jeśli nie będziemy wiedzieć, jak wam pomóc, porozmawiamy z perfektami ze starszego roku. Wasze dormitoria są za tymi drzwiami - powiedziała im Alexis, wskazując na pierwsze drzwi na lewo od kominka, stojącego po ich prawej stronie. - To dormitorium dla chłopców i dziewcząt. Każdy z was ma osobny pokój i będą one wasze aż do czasu, gdy opuścicie Hogwart pod koniec siódmego roku. Możecie zmieniać wasz pokój, jak wam się tylko podoba i nawet gdy pojedziecie do domu na wakacje, jego wygląd się nie zmieni. Na przykład, pokoje nie mają okien, ale jeśli nauczycie się zaklęcia pozwalającego stworzyć fałszywe okno ze sztucznym widokiem lub pokazujące pogodę panującą na zewnątrz, macie prawo go użyć. Nikt nie może wejść do waszego pokoju bez pozwolenia, poza oczywiście profesorami. Jednak jeśli chcecie dodać więcej obronnych lub ofensywnych barier, możecie to zrobić, nie wolno wam tylko dodawać tych powodujących natychmiastową śmierć. Poza tym wszystko jest dozwolone. I jeszcze ostatnia sprawa: chcę was wszystkich zobaczyć jutro w pokoju wspólnym o siódmej trzydzieści, abyśmy mogli zabrać was do Wielkiej Sali. Będziemy to robić przez następne trzy dni, by upewnić się, że znacie drogę. Każdy pokój będzie miał na drzwiach plakietkę z imieniem właściciela. Możecie już iść.
Harry był pierwszy przy drzwiach prowadzących do dormitoriów. Po prawej stronie korytarza były pokoje chłopców, po lewej - dziewcząt. Jego drzwi były ostatnie na korytarzu.
Pokój był urządzony raczej spartańsko, stało w nim podwójne łóżko z baldachimem, szafka na książki, biurko i szafa. Ściany, podłoga i sufit zrobione były z kamienia, nadając mu raczej mroczny wygląd, nie pomagały wykonane z czarnego drewna meble. Jedyną rzeczą, która nie była ciemna, była pościel i kapa na łóżku. Były jasnoszare, a poduszki miały jasnozielony kolor. Harry pomyślał, że nauczenie się zaklęć, aby zmienić swój pokój, będzie raczej wysoko na jego liście rzeczy do zrobienia, skoro ma tu spędzić kolejne siedem lat. Znalazł drzwi prowadzące do łazienki udekorowanej na zielono i srebrno, w której stała wanna z prysznicem. Harry uznał ją za dość luksusową w porównaniu z pokojem. Będąc zbyt zmęczonym, by dokładniej zbadać pokój, przebrał się w piżamę i wrócił do łóżka, a jego ostatnią myślą przed zaśnięciem było, że nareszcie znalazł się w domu.
o.o.o.o.o
Gabinet dyrektora był prawie pełen. Byli tu wszyscy profesorowie zaangażowani w ochronę kamienia filozoficznego, co oznaczało Flitwicka, Sprout, McGonagall, Quirrella i Snape'a. Choć Hagrid także przyczynił się do jego ochrony, nie był obecny, ponieważ w jego obronie nie trzeba było nic zmieniać.
Jednak zamiast dyskutować o bezpieczeństwie kamienia, jak zaplanował to Albus, omawiali ceremonię przydziału, a raczej przydział konkretnego studenta, pewnego Harry'ego Pottera.
Severus miał wyjątkowo dużo do powiedzenia na ten temat. Albus nie wiedział, czy przechodził on po prostu przez fazę zaprzeczenia, czy rzeczywiście wierzył, że Harry nie mógł w żaden sposób trafić do Slytherinu. Co Albus uznał za dziwne, biorąc pod uwagę, że Severus był z nim w sierocińcu i doprawdy, chłopiec prawie krzyczał "Slytherin".
- Nie wierzę, że ten bachor jest w moim domu. W moim domu!
- Naprawdę, nigdy nie myślałam, że zobaczę pewnego dnia Pottera przydzielonego do Slytherinu - zgodziła się Minerva, choć kontrolowała się o wiele lepiej niż jej kolega.
Filius skinął głową i powiedział:
- Wydaje mi się, że wszyscy myśleli, że będzie gryfonem, tak jak jego rodzice.
- Założę się, że bachor jest tak samo arogancki jak jego ojciec. Musi myśleć, że jest władcą tego zamku, tylko dlatego, że jest sławny! - wykrzyknął Severus.
Albus, widząc, że ta rozmowa prowadzi donikąd, miał już interweniować, ale wtedy właśnie usłyszeli cichy śmiech płynący z półki, na której stał Tiara Przydziału. Przykuło to uwagę wszystkich, nawet Sprout i Quirrella, którzy dotąd milczeli.
- Co jest tak zabawne, Alistair? - spytał Albus, z ciekawością spoglądając na tiarę.
- Och nic takiego - odparł Alistair, Tiara Przydziału. - Bawi mnie po prostu, że Severus jest tak zdumiony przydziałem pana Pottera, poszedł przecież z tobą do sierocińca, aby opowiedzieć mu o Hogwarcie.
- Sierocińca? Co masz na myśli, mówiąc o sierocińcu? - wykrzyknęła Minerva, zszokowana. Nie była ona jedyna, inni profesorowie byli w podobnym stanie. Wszyscy myśleli, że Harry mieszkał z rodziną, ze swoją ciotką i wujem ze strony matki.
Albus, zdawało się, nagle zestarzał się na ich oczach.
- Dursleyowie zostawili Harry'ego na najbliższym posterunku policji, podając jego imię i datę urodzenia, nic więcej. Harry żył w sierocińcu przez praktycznie całe swoje życie.
- Tak, i mówiłem właśnie - ciągnął Alistair - że nie wiem, czemu jesteś tak zaskoczony, Severusie. Wiedziałem twoją reakcję, gdy spotkałeś młodego Pottera. Tylko wiele lat ćwiczenia oklumencji powstrzymało cię przed pokazaniem, jak bardzo byłeś zszokowany.
- Oczywiście, że byłem zszokowany - prawie krzyknął Severus. - Kto nie byłby, widząc tego bachora. ale i tak jestem pewien, że jest ignoranckim i niekompetentnym bachorem.
Tiara Przydziału zdał się westchnąć i Albus był pewien, że gdyby miał głowę, potrząsnąłby nią.
- Severusie, radzę ci wyzbyć się tej nienawiści, którą żywisz do wszystkiego związanego z Potterami. Nie sądzę, by ten Potter tolerował twoje ataki i nie jestem pewien, czy wygrałbyś w konfrontacji przeciwko niemu. Nie bez powodu umieściłem go w Slytherinie.
Severuns zaczerwienił się z gniewu i Albus, chcąc zapobiec kolejnej eksplozji swojego mistrza eliksirów, spróbował pokierować rozmową w inną stronę.
- Więc dlaczego przydzieliłeś młodego Harry'ego do Slytherinu?
Wszyscy zwrócili uwagę na Tiarę Przydziału, nawet Snape. Wszyscy chcieli wiedzieć, dlaczego Wybawca Świata Czarodziejów skończył w domu, z którego wyszedł Czarny Pan.
- Wiesz, że nie mogę ujawniać sekretów uczniów, Albusie - odpowiedział Tiara głosem, w którym niemal słychać było żal. - Ale gwarantuję ci, że Slytherin był najlepszą opcją.
- Nie proszę, abyś ujawnił sekrety Harry'ego, Alistair. Ale czemu Slytherin był najlepszą opcją dla Harry'ego? I jakie były inne możliwości?
- Młody Potter mógł trafić do każdego z domów. Nie powiedziałem, że Slytherin był najlepszą opcją dla niego, jedynie że był najlepszą opcją.
Severus nie mógł się powstrzymać i spytał:
- Jeśli było więcej możliwości, dlaczego przydzieliłeś go do mojego domu, kiedy nie był to nawet dla niego najlepszy dom?
Severus wiedział, że tracił swoją maskę, ale nie mógł nic na to poradzić. Potter wzbudzał u niego złe przeczucia, nie chciał chłopca w swoim domu. Do diabła, nie chciał go w Hogwarcie, a co dopiero w swoim domu.
- Widząc, do czego Harry jest zdolny, uznałem, że Slytherin jest jedynym domem, który może to przetrwać w mniej lub bardziej nienaruszonym stanie. Jeśli trafiłby do Gryffindoru, jak wszyscy oczekiwali, byłby idealnym Wybawcą Czarodziejskiego Świata...
- Więc czemu, do diabła, go tam nie przydzieliłeś! - wykrzyknął Severus, przerywając Tiarze Przydziału, wyglądając na jeszcze bardziej poruszonego niż wcześniej.
- Nie słuchasz mnie, Severusie! - wrzasnął Tiara, zaskakując wszystkich w gabinecie. - Byłby idealnym gryfonem, perfekcyjnym wybawcą i kiedy ukończyłby szkołę, miałby za sobą armię, gotową zrobić wszystko, czego tylko by sobie zażyczył i ponieważ byłby idealnym wybawcą, ludzie podążyliby za nim bez chwili zastanowienia. Mógłby powiedzieć im, że wymordowanie wszystkich mugoli było właściwym działaniem i ludzie by mu uwierzyli. A ci, którzy nie zgadzaliby się z nim, byliby bezsilni. I mógłby to osiągnąć wyjątkowo łatwo, gdyż wszyscy oczekując, by był ich wybawcą i idealnym gryfonem, dali mu tę władzę, zanim mógł nawet o nią poprosić.
- Jeśli wysłałbym go do Hufflepuffu większość ludzi nie doceniałaby go, nikt tak naprawdę nie uważa puchonów za zagrożenie i mógłby to w pełni wykorzystać. Rozpłynąłby się w tle, pracował wśród cieni. W ciągu siedmiu lat miałby więcej niż dosyć czasu, by zdobyć lojalność puchonów. Wyobraźcie sobie armię ludzi tak lojalnych, że gdyby kazał im się nie ruszać, gdy wystrzeli w ich stronę klątwę Avada Kedavra, zrobiliby to bez namysłu. I nikt by nic nie podejrzewał, bo ponoć puchoni nie są niebezpieczni.
- I Ravenclaw niewiele byłby lepszy, niezwykle łatwo mógłby manipulować ich pragnieniem wiedzy.
- Slytherin jest dla nas najlepszym domem. Będzie mu tam o wiele trudniej zdobyć zaufanie innych domów i nawet w swoim własnym, przy całym tym uprzedzeniu wobec czarodziejów z nieczystą krwią, nie przyjdzie mu to łatwo. Jednakże, jeśli osiągnie to w Slytherinie, nie mam żadnych wątpliwości, że stanie się wielki - ciągnął ponuro Alistair, próbując pokazać im, jak poważna była sytuacja. Mógł nie być w stanie powiedzieć im, co ujrzał w umyśle Pottera, ale mógł spróbować ich ostrzec. Prawdą było, że chłopiec miał cechy, które pozwalały mu trafić do każdego z domów, ale to nie dlatego w każdym z nich byłby dobry. Powodem było to, że chłopiec był ekspertem manipulacji i kameleonem. Użyłby jakiejkolwiek i każdej sytuacji, aby dopasować ją do swoich potrzeb i zaadaptowałby się do każdych warunków. Robił to już od lat w sierocińcu, gdzie mieszkał, w szkole, do której uczęszczał i Tiara Przydziału wiedział, że to samo zrobi w Hogwarcie.
Zdawał sobie sprawę, że prowadził bardzo ryzykowną grę. Prawda była taka, że chociaż Slytherin był dla nich najlepszym domem, był także idealnym domem dla chłopca. Slytherin pomoże mu doprowadzić swoje umiejętności do perfekcji, uczyni go wielkim. Ale tylko jeśli chłopiec poradzi sobie ze sposobem, w jaki ten dom funkcjonuje i tylko jeśli użyje całego swojego potencjału. Jednak jeśli tak się stanie, Alistair był pewien, że świat stanie się jego planszą, a ludzie pionkami. Nie wiedział tylko, co by to oznaczało dla Czarodziejskiego Świata, czy byłby jego zgubą, czy wybawieniem?
Podejrzewał, że to ta cząstka niego, która pochodziła od Salazara, nie mogła się doczekać, aby zobaczyć, co chłopiec mógł osiągnąć, a cząstka Gryffindora sprawiła, że próbował ostrzec tych w gabinecie o niebezpieczeństwie, które chłopiec mógł reprezentować. Miał nadzieję, że to wystarczy. Ale istniał od tysiąca lat i wiedział, jak myślała większość ludzi. Miał tylko nadzieję, że tym razem dowiodą, że był w będzie. Jednak nigdy wcześniej się nie mylił i gdyby mógł, oklapłby na swojej półce, gdy usłyszał, co powiedziała Pomona.
- On ma tylko jedenaście lat. Z pewnością...
I winił tę cząstkę siebie, która była Helgi, za odpowiedź, której jej udzielił.
- Nie mówię, że takie są jego plany. Mówię tylko, że potrafiłby to zrobić. Ale to nic nie znaczy. Albus potrafiłby rzucić zaklęcie uśmiercające, ale to nie oznacza, że to zrobi. Tylko dlatego, że ktoś jest do czegoś zdolny, nie znaczy, że zamierza to uczynić. Masz rację, Pomono, w tym momencie jest tylko jedenastoletnim chłopcem, który chce nauczyć się magii.
Prawie wszyscy profesorowie widocznie się rozluźnili. Tiara Przydziału miał oczywiście rację, to że ktoś był do czegoś zdolny, nie oznaczało, że to zrobi.
Albus i Severus jednakże wymienili znaczące spojrzenia. Będą mieć Pottera na oku. Spotkanie w sierocińcu wciąż było świeże w ich pamięci i oni, w przeciwieństwie do innych profesorów, widzieli w oczach pani Brown prawdziwy strach. Nie byli pewni, czy chcieli wiedzieć, jak jedenastolatek był zdolny obudzić w kimś takie uczucie.
Nikt nie zauważył wyrazu twarzy profesora Quirrella, ujawniającego jak bardzo był on zaintrygowany tym, co usłyszał o Chłopcu, Który Przeżył, oczekiwanym Wybawcy Czarodziejskiego Świata.
Albus przywołał ich uwagę z powrotem do kamienia fizjologicznego, z którego powodu się tu zebrali i wkrótce słowa Tiary Przydziału zostały zapomniane przez wszystkich w gabinecie, za wyjątkiem trzech osób. Każdy z nich zastanawiał się, co ten rok ujawni na temat młodego ślizgona.