Narodziny Czarnego Pana

Harry Potter - J. K. Rowling
M/M
G
Narodziny Czarnego  Pana
Summary
Ta praca nie należy do mnie tylko do LittleMissXanda.Praca nie jest zakończona.Dumbledore był pewien, że dokonał właściwego wyboru. Dziesięć lat później Harry pokazuje mu, jak bardzo się mylił. Nie szanując większości, Harry wyrabia sobie markę w Hogwarcie i pokazuje wszystkim, że jest kimś więcej niż tylko BWL. Robiąc to, przyciąga uwagę Czarnego Pana, sprawiając, że Voldemort wierzy, że Chłopiec-Który-Przeżył może być kimś więcej niż tylko wrogiem.
All Chapters Forward

Chapter 2

Rozdział 2 - Ulica Pokątna

 

Dzień, w którym profesorowie Dumbledore i Snape powiedzieli młodemu Harry'emu, czym był, był dla niego przełomowym dniem. Kiedy tylko profesorowie wyszli, szeroki uśmiech rozlał się na twarzy Harry'ego. Był czarodziejem! Ledwie mógł zapanować nad swoją radością. Zawsze wiedział, rzecz jasna, że był inny, ale teraz miał dowód, że rzeczywiście różnił się od tego robactwa, z którym mieszkał. Lepiej jeszcze, istniało całe społeczeństwo ludzi takich jak on i wkrótce miał stać się jego częścią.

 

Miał mnóstwo do zrobienia kolejnego dnia, najpierw musiał sprawdzić, co zostawili mu jego rodzice, a potem, w zależności od tego, jak dużo tego było, musiał pójść na zakupy: ubrania, książki, przyrządy szkolne.

 

Wiele będzie musiał się nauczyć o tym nowym społeczeństwie, a zwłaszcza o wojnie, o której wspomniał profesor. Wojna nie kończy się po prostu dlatego, że znika przywódca, ale jako że profesor nie odpowiedział na jego pytania, będzie musiał sam znaleźć odpowiedzi. Nienawidził czytania o historii, ponieważ była ona zawsze pisana przez zwycięzców i przegrani byli zawsze tymi złymi, pełna była uprzedzeń, ale może uda mu się zdobyć trochę faktów, które nie zostały napisane przez pryzmat uprzedzeń i ideałów autora, a przynajmniej taką miał nadzieję.

 

Tak więc Harry poszedł spać z uśmiechem na ustach, śniąc o czasach, kiedy będzie mógł zostawić to miejsce daleko za sobą.

 

Kolejnego ranka, Harry obudził się wcześniej niż zwykle. Założył swoje najlepsze ubrania, choć nie znaczyło to zbyt wiele, bo i one były z drugiej ręki i niezbyt dobrej jakości, ale i tak były lepsze od innych, które posiadał. Zostawił pani Brown kartkę z wyjaśnieniem i złapał autobus do Londynu. Jako że było wcześnie rano, nie miał problemu ze znalezieniem kogoś gotowego pomóc mu odnaleźć ulicę, na której według profesora Dumbledore miał się znajdować Dziurawy Kocioł i nie minęło wiele czasu, zanim wszedł do niewielkiego, starego pubu.

 

Harry ledwie mógł w to uwierzyć, wreszcie znajdował się tam, gdzie było jego miejsce. Nie tracąc czasu, podszedł do baru.

 

- Przepraszam. - Jego głos przebił się przez hałas panujący wewnątrz pubu i Tom, a przynajmniej tak według profesora Dumbledore nazywał się barman, spojrzał w jego stronę.

 

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?

 

Harry przybrał najbardziej niewinny wyraz twarzy, na jaki było go stać i uśmiechnął się szeroko.

 

- Dzień dobry, panie Tomie. Wczoraj profesor Snape powiedział mi, że jestem czarodziejem i dał mi listę wszystkich rzeczy, jakie muszę kupić na ulicy Pokątnej. Mógłby pan otworzyć dla mnie przejście?

 

Maska, którą Harry dopracował przez lata, była idealna na tę sytuację. Przyznał sam przed sobą, że był podekscytowany, ale normalnie nigdy nie zachowałby się tak dziecinnie i niewinnie. To po prostu nie był on, ale wiedział, jak użyteczne było przedstawianie siebie jako niewinnego dziecka i dopóki nie dowie się więcej na temat tego nowego świata, w który wkraczał, była to najlepsza maska, jakiej mógł użyć.

 

- Oczywiście, chłopcze - odpowiedział mu z uśmiechem Tom i zaprowadził go na tył pubu, gdzie zatrzymał się przed ceglaną ścianą. - Zwróć uwagę na kolejność.

 

Harry skinął głową i patrzył, jak Tom wyjął swoją różdżkę i stuknął w kilka cegieł, i przed jego oczami pojawiło się przejście prowadzące na inną ulicę.

 

- Witaj na ulicy Pokątnej.

 

Harry próbował kontrolować swoją reakcję, naprawdę się starał, ale nie było to łatwe. Całe to miejsce aż promieniowało magią i Harry nie zauważył nawet, że zostawił Toma na zapleczu pubu, czuł się jak w transie.

 

Zaraz jednak Harry przypomniał sobie, ile miał do zrobienia i skoncentrował się. Na szczęście było jeszcze dość wcześnie, więc na ulicy nie było wielu ludzi, a nawet ci nie zwracali na niego specjalnej uwagi. Podążając za wskazówkami Dumbledore'a, łatwo udało mu się znaleźć bank Gringotta, spędził jednak prawie minutę, stojąc w pobliżu budynku i obserwując dziwne istoty, stojące przy drzwiach. Nie miał pojęcia, czym były, ale podejrzewał, że pracowały w banku. Gdy tylko wszedł do środka, jego dziecinna maska zniknęła i inna, bliższa jego prawdziwemu ja, wypłynęła na wierzch. Harry nie zdawał sobie z tego sprawy, ale jego chód był idealnie arystokratyczny i nawet ubrania, które nosił, nie odebrały mu nic z naturalnego uroku, który posiadał. Nie zwracając uwagi na kilku czarodziei, którzy byli w banku, Harry skierował się w stronę kasjera.

 

- Dzień dobry, chciałbym porozmawiać z kimś odpowiedzialnym za moje konto. - Harry zawsze wierzył, że dobre maniery nikomu jeszcze nie wyrządziły krzywdy i widząc, że znalazł się naprzeciwko stworzenia, którego nigdy wcześniej nie widział i o którym nie wiedział nic, postanowił, że lepiej dmuchać na zimne.

 

Istota siedząca naprzeciwko spojrzała na niego, jak gdyby był czymś nieistotnym i Harry musiał powstrzymać warknięcie. Za kogo ma się to stworzenie, myśląc, że ma prawo patrzeć na niego w ten sposób?

 

- Znikaj, bachorze. Mam lepsze rzeczy do roboty niż tracić czas z szumowinami - burknęło stworzenie, zerkając z pogardą na jego ubranie.

 

Harry poczuł, jak krew w nim zawrzała, zazwyczaj miał swoje emocje pod doskonałą kontrolą, ale były pewne rzeczy, których nie mógł tolerować i to coś przed nim właśnie przekroczyło linię. Do tego momentu Harry wykazywał się doskonałymi manierami, był być może odrobinę zbyt poważny, ale całkowicie przyjazny. Teraz jednak atmosfera wokół niego uległa zmianie, z jego twarzy zniknęły wszystkie emocje, a oczy zapłonęły ogniem, który marnie maskował moc, jaką posiadał Harry. Kiedy się odezwał jego głos stał się bezbarwny, pokazując wyraźnie, jak bardzo był rozzłoszczony.

 

- Powiedziałem - odezwał się i choć jego głos był niewiele głośniejszy od szeptu, wszyscy usłyszeli go bez trudu, gdyż głos ten przesiąknięty był magią, sprawiając wrażenie, że wypełniał całą przestrzeń wokół Harry'ego - że chciałbym porozmawiać z kimś odpowiedzialnym za moje konto.

 

I tylko po to, by upewnić się, że istota przed nim zrozumiała, Harry sprawił, że jego magia otoczyła istotę i ścisnął.

 

Stworzenie zaczęło mieć trudność z oddychaniem i jego oczy się rozszerzyły. Po chwili, Harry uwolnił je i stworzenie zająknęło się, gdy odezwało się po raz kolejny.

 

- N-nna-zwisko?

 

- Harry Potter - odpowiedział Harry, powracając do swojej poprzedniej maski. Wciąż był zły, ale musiał pamiętać, że nie wiedział nic o tym społeczeństwie i musiał nad sobą panować, przynajmniej do momentu, gdy nauczy się więcej o tym nowym świecie.

 

Nie umknął jego uwadze sposób, w jaki oczy stworzenia rozszerzyły się, gdy usłyszało jego imię, ani też zszokowane spojrzenie czarodzieja stojącego obok. Najwyraźniej jego imię było bardzo dobrze znane, oczywiście Dumbledore powiedział mu o jego rodzicach i że postrzegani byli jako bohaterowie, ale nie spodziewał się, że jego imię zostanie tak łatwo rozpoznane. Musiał zdobyć więcej informacji tak szybko, jak to tylko możliwe. Zauważył także, jak ich oczy powędrowały ku jego czołu, a dokładniej bliźnie, która ukryta była za grzywką.

 

- Griphook - wykrzyknęło stworzenie, kiedy już otrząsnęło się z szoku. - Zaprowadź pana Pottera do gabinetu Goldaxe'a.

 

Stworzenie, które pojawiło się przed nimi, skłoniło się lekko i z krótkim: "proszę za mną, panie Potter" zaprowadziło go w dół korytarza z wieloma drzwiami. Zatrzymawszy się przed jednymi z nich, na których wisiała tabliczka z napisem: "Menadżer kont Goldaxe", zapukało i otworzyło drzwi. Zamieniło kilka krótkich zdań ze znajdującą się w środku osobą w języku, którego Harry nie znał, po czym gestem zaprosiło Harry'ego do środka.

 

- Może pan wejść, panie Potter.

 

Harry zrobił, jak mu powiedziano, i wszedł do gabinetu. Był on bogato udekorowany, znajdowało się w nim kilka fresków, z czego te przedstawiające sceny bitewne podświetlone były na złoto. Przy przeciwległej ścianie stało biurko, za którym siedziała istota, była większa od innych, które Harry dotąd widział, zdawała się też być starsza, ale nie sprawiała przez to wrażenia słabej, jedynie mądrzejszej.

 

- Może pan usiąść, panie Potter. - Ton jego głosu był raczej ponury i Harry pomyślał, że przypominał odgłos, który wydają dwa trące o siebie kamienie. - Jak mogę panu pomóc?

 

- Dzień dobry. Profesor Dumbledore poinformował mnie wczoraj, że moi rodzice pozostawili mi wszystko, co mieli. Chciałbym wiedzieć, co oznacza wszystko i jaka kwota znajduje się na moim koncie. Zależnie od wysokości tej kwoty chciałbym, kiedy skończymy rozmawiać, wybrać trochę pieniędzy - opowiedział Harry uprzejmie, z nutą szacunku w głosie.

 

- Bardzo dobrze, panie Potter, będziemy musieli potwierdzić pana tożsamość, zanim udzielę panu tych informacji, to sprawa bezpieczeństwa, takie same środki ostrożności stosujemy dla wszystkich naszych klientów, którzy posiadają pokaźniejsze konta.

 

- A jak zamierza pan potwierdzić moją tożsamość? - spytał Harry, ciekawy jak to funkcjonowało.

 

- To prosta procedura, musi pan tylko upuścić trzy krople krwi na ten pergamin, zaklęcia rzucone na niego potwierdzą pańską tożsamość i pokażą, które konta należą do pana.

 

- Hmm, dobrze więc - powiedział Harry, biorąc sztylet, który wskazał mu Goldaxe i zrobił płytkie nacięcie na kciuku, pozwalając trzem kroplom krwi spaść na pergamin. Skoncentrował się na nacięciu na swoim palcu i patrzył, jak powili się zaleczyło, po czym usatysfakcjonowany, skierował spojrzenie z powrotem na pergamin. Krew, która na niego upadła zaczęła formować słowa, zdołał przeczytać swoje imię, zanim Goldaxe wziął pergamin i przeanalizował napisane na nim informacje.

 

- Spójrzmy więc, panie Potter, ma pan dwa konta. Jedno z nich należy do rodziny Potterów, drugie zaś to pańska osobista skrytka, która została utworzona, kiedy się pan urodził. Nie może pan jeszcze uzyskać dostępu do rodzinnej skrytki, kiedy ukończy pan czternaście lat, będzie pan mógł do niej wejść i zabrać z niej książki, biżuterię, broń i inne znajdujące się w środku przedmioty. Kiedy ukończy pan siedemnaście lat, uzyska pan pełną kontrolę nad skrytką i wszystkim, co się w niej znajduje. Pana osobista skrytka zawiera tylko pieniądze, każdego roku w pańskie urodziny pięćdziesiąt tysięcy galeonów jest przenoszone do niej z rodzinnej skrytki. Jako że nigdy dotąd nie użył pan swojej osobistej skrytki, znajduje się tam teraz pięćset tysięcy galeonów.

 

Harry musiał naprawdę mocno się kontrolować, aby jego twarz nie pokazała, jak bardzo był zszokowany. Pięćset tysięcy? A w swoje urodziny miał dostać kolejne pięćdziesiąt tysięcy? Mieszkał w sierocińcu z tym robactwem, nie mając nawet dość pieniędzy, aby kupić sobie ubranie, zawsze pilnując, co jedli, aby wystarczyło im jedzenia na cały miesiąc, a cały ten czas czekała tu na niego fortuna? Odzyskawszy kontrolę nad swoimi emocjami, Harry zapytał menadżera:

 

- A jeśli chcę kupić rzeczy poza czarodziejskim światem lub wybrać gotówkę?

 

- W ciągu kilku ostatnich lat stworzyliśmy coś podobnego do mugolskiej karty kredytowej. Karty są zaczarowane w ten sposób, że mogą być użyte tylko przez naszego klienta i aby dokonać zakupu w sklepie należy po prostu podać sprzedawcy kartę i pieniądze przepłyną z jednego konta na drugie. W mugolskim świecie funkcjonuje to jak zwykła karta kredytowa. Ale obarczone jest to roczną opłatą w wysokości 100 galeonów, więc używają ich tylko bogatsze rodziny. Ci którzy nie używają karty, muszą przyjść do banku, aby wyjąć pieniądze ze swojej skrytki i wymienić galeony na funty, jeśli chcą kupić coś w mugolskim świecie.

 

- Rozumiem - mruknął Harry. - Chciałbym jedną z tych kart. Ale chcę także wybrać w gotówce pięćdziesiąt galeonów i sto funtów.

 

- Dobrze, panie Potter, to zajmie tylko chwilę.

 

Goldaxe napisał coś na pergaminie i trochę ponad minutę później Griphook wszedł do gabinetu z dwoma sakiewkami, kilkoma kawałkami pergaminu i czymś przypominającym kartę kredytową, ale wykonaną ze złota.

 

- Proszę bardzo, panie Potter. W zielonej sakiewce znajdują się galeony, w czarnej - funty, a tutaj jest pańska karta. Teraz jedyne, co musi pan zrobić, to upuścić po kropli krwi na każdą z sakiewek i na kartę oraz podpisać ten pergamin i wszystko będzie załatwione.

 

Harry wziął znów do ręki sztylet i zrobił, jak polecił mu Goldaxe. Pergamin zniknął po tym, jak go podpisał.

 

- Czy jest coś jeszcze w czym mógłbym panu pomóc? - spytał Goldaxe, kiedy tylko zobaczył, że Harry skończył.

 

- Nie, to będzie wszystko. Dziękuję za poświęcony mi czas - odparł uprzejmie Harry.

 

- Bardzo dobrze. Griphook pana odprowadzi.

 

Harry podążył za stworzeniem, wkładając obie sakiewki i kartę do kieszeni. Teraz, gdy już rozwiązał kwestię finansów, miał zakupy do zrobienia, dużo, dużo zakupów.

 

Wyjął list, w którym znajdowała się lista jego szkolnych przyrządów i sprawdził, czego potrzebował, a widząc, że większość rzeczy była raczej nieporęczna, postanowił najpierw kupić kufer, tak aby mógł wrzucić wszystko do środka i nie spacerować wokół, ciągnąc za sobą ciężkie torby.

 

Nie wiedząc, gdzie co się znajduje, spędził trochę czasu spacerując po ulicy Pokątnej i przyglądając się wystawom sklepowym. Nigdy nie był w tak ciekawym miejscu. Jak dotąd jego ulubionym miejscem była księgarnia, było w niej tyle książek, że Harry był pewien, że wyda w niej małą fortunę. Zobaczył w końcu sklep o nazwie Torby i kufry na każdą okazję i wszedł do środka. Naprzeciwko wejścia stała lada, a ściany pokryte były półkami, na których wystawionych było mnóstwo toreb i kufrów. Nie wiedząc, czym się różniły, podszedł do lady, aby zobaczyć, czy mógł zawołać kogoś, kto mógłby mu pomóc. Zanim jednak zdążył zawołać, drzwi za ladą otwarły się i wyszedł przez nie mężczyzna w wieku około pięćdziesięciu lat.

 

- Przepraszam, byłem na zapleczu, pracując nad kufrem. W czym mogę pomóc? - zapytał przyjaznym tonem mężczyzna.

 

- Nic się nie stało - odparł Harry, zachowując przyjazny i uprzejmy ton oraz niewinny uśmiech na twarzy. Nie mógł wyglądać zbyt dziecinnie, ale zachowanie takie jak w banku było niedopuszczalne. - Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy mógłby mi pan powiedzieć, jakie rodzaje kufrów ma pan tutaj? Dowiedziałem się o tym wszystkim dopiero wczoraj i nie miałem jeszcze okazji wiele się nauczyć. Z tego, co wiem, jeden z tych kufrów mógłby mnie zjeść - zakończył Harry ze śmiechem.

 

Nienawidził wyglądać na takiego ignoranta, ale wiedział, że czasami lepiej było przyznać się do słabości, jeśli chciało się ją pokonać.

 

Mężczyzna roześmiał się i odpowiedział:

 

- To żaden problem. Właśnie po to tu jestem. No cóż, podejrzewam, że będziesz chciał plecak do codziennego użytku i kufer do szkoły, w którym mógłbyś schować wszystkie swoje rzeczy, mam rację? - Gdy Harry skinął głową, mężczyzna ciągnął dalej: - Wszystkie plecaki mają te same zaklęcia, różnią się tylko wyglądem. Są większe w środku niż na zewnątrz i mają zaklęcie lekkości - nieważne ile książek włożysz do środka i tak będą lekkie jak piórko. Kufry bardziej się od siebie różnią. Mamy tu podstawowy fason, uczniowie najczęściej ten kupują, i ma on jedną komorę, która jest dwukrotnie większa w środku niż na zewnątrz. Potem mamy te z trzema komorami, wszystkie trzy dwukrotnie większe od wewnątrz. Bogatsi uczniowie czasami kupują jeden z tych, aby trzymać swoje ubrania, składniki do eliksirów i przyrządy szkolne w różnych komorach.

 

- To są te, które zwykle kupują uczniowie, ale mamy jeszcze dwa inne modele: jeden z pięcioma komorami i jeszcze inny z siedmioma. Te fasony są dużo droższe niż poprzednie. W tym z pięcioma komorami znajdują się trzy podstawowe komory, tak samo jak w trójkomorowym kufrze. Czwarta komora może być przerobiona w bibliotekę lub laboratorium do przyrządzania eliksirów, zaś piąta komora jest apartamentem z salonem/jadalnią, kuchnią, sypialnią, gabinetem i łazienką.

 

- Ten z siedmioma komorami jest identyczny, ale posiada zarówno bibliotekę, jak i laboratorium, oraz drugi apartament.

 

Harry był bardzo zainteresowany pięciokomorowym kufrem, nie miał pojęcia, jak mógł wyglądać apartament, ani jakim cudem udało się zmieścić całe mieszkanie w kufrze, ale z pewnością nie mogło to być gorsze niż maleńki pokój, w którym spał.

 

- Czy mogę zobaczyć pięciokomorowy kufer?

 

- Pewnie, chłopcze. Podejdź tutaj. - Sprzedawca zaprowadził go do kufra leżącego na podłodze koło drzwi, przez które wcześniej wszedł.

 

Z tego co Harry na razie widział, był to kufer taki sam, jak wszystkie inne leżące na półkach. Zbudowany był z ciemnego drewna, z ciemnymi metalowymi narożnikami, rączką i zapięciem wykonanymi z tego samego metalu, ale na zapięciu osadzone było pięć kamieni. Harry nie był pewien, ale według niego wyglądały jak szmaragdy.

 

- To jest pięciokomorowy kufer. Możemy zmienić zewnętrzny wygląd według uznania klienta, to jest podstawowy fason, że tak powiem. Widzisz te szmaragdy on zapięciu? - Widząc, że Harry skinął głową, ciągnął dalej: - Jeśli więc naciśniesz jeden z nich, otworzy się przypisana do niego komora. Spójrz.

 

Mężczyzna nacisnął pierwszy kamień, zapięcie otwarło się i pociągnął wieko w górę, pokazując Harry'emu wnętrze. Harry zobaczył, że była to normalna komora, większa niż zdawało się, patrząc na kufer od zewnątrz, ale wciąż normalna. Sprzedawca zamknął wieko i wcisnął czwarty kamień. Znów je podniósł i tym razem Harry mógł zobaczyć wewnątrz komory półki, a do wieka przymocowany był pergamin i pióro.

 

- A to jest biblioteką. Pozwól mi wyjaśnić, jak to działa. Półki, które widzisz, nie są jedynymi dostępnymi do użytku. Kiedy te półki będą pełne, pierwszy rząd zniknie i nowy pojawi się na dnie. W tej bibliotece można zmieścić do pięciu tysięcy książek. Pergamin na wieku związany jest z biblioteką. Wyobraź sobie, że chcesz konkretną książkę, ale masz już tysiące książek, przeszukanie ich wszystkich byłoby raczej powolnym i nudnym procesem. Stworzyliśmy to, aby go ułatwić, musisz tylko napisać nazwę książki na tym pergaminie i pojawi się ona na pierwszej półce. Jeśli napiszesz imię autora, pojawią się wszystkie książki napisane przez niego, które masz w bibliotece. Jeśli, dla przykładu, napiszesz słowo "woda", pojawią się wszystkie książki zawierające słowo "woda", ale jeśli napiszesz "zaklęcia wodne" pojawią się książki zawierające zaklęcia dotyczące wody. Rozumiesz? Co o tym myślisz?

 

Harry był pod wrażeniem i choć zwykle nie pokazywał emocji, niełatwo było mu zapanować nad swoim entuzjazmem.

 

- Myślę, że to jest genialne - odpowiedział w końcu szczerze. - Czy mógłbym zobaczyć apartament? Jestem bardzo zainteresowany tym kufrem i jeśli apartament okaże się równie dobry co biblioteka, jestem pewien, że go kupię.

 

Mężczyzna uśmiechnął się i zamknął wieko.

 

- Pokazanie ci apartamentu to dla mnie żaden problem, ale nie żartowałem wcale, mówiąc, że ten model jest dużo droższy. Jesteś pewien, że cię na niego stać?

 

- Wierzę, że tak, stać mnie - odpowiedział pewnie Harry. - Z tego, co widziałem, mam więcej niż dość, ale nawet gdyby ten kufer okazał się droższy, niż mi się wydaje, wciąż byłby tego wart.

 

- Dobrze więc, jeśli jesteś tego pewien. Zobaczmy piątą komorę.

 

Kiedy ponownie podniósł wieko, pierwszą rzeczą, jaką Harry zobaczył. były schody, które nagle pojawiły się we wnętrzu kufra. Widząc, jak sprzedawca wszedł do wnętrza kufra, podążył za nim i gdy tylko jego głowa znalazła się poniżej wejścia, wieko zamknęło się, a na ścianach po jego bokach pojawiły się małe światełka oświetlające drogę. Zszedł jeszcze kilka stopni w dół, aż dotarł do końca schodów i ujrzał pokój o białych ścianach i tak samo białych meblach. Cała ta biel nie oślepiła go tylko dlatego, że wszystko było w różnych jej odcieniach.

 

-No, zobaczmy - powiedział wesoło sprzedawca. - Wiem, że przez tą całą biel nie wydaje się to być dużo, ale jest ku temu powód. Ten apartament jest zaczarowany w sposób, który pozwala wybrać klientowi kolory, które mu odpowiadają, zaklęcie sprawia, że wszystko tutaj jest białe, aż do momentu, gdy klient zmieni kolory. By to zrobić, trzeba jedynie przyłożyć czubek różdżki do ściany lub mebla i pomyśleć o wybranym kolorze. Ale zaklęcie jest tylko jednorazowe, więc lepiej żebyś wiedział, czego chcesz. Potem można zmienić wygląd, używając odpowiednich zaklęć, ale zdaje mi się, że tych uczy się dopiero na czwartym roku i później. Nie możesz zmienić kształtu mebli, możesz kupić nowe i wstawić je tutaj, ale tych tutaj nie możesz zmienić za pomocą zaklęcia. Mógłbyś je zmienić, używając transmutacji, ale tego też nauczysz się dopiero w późniejszych latach w Hogwarcie. Poza tym jednak, jest to zwykły apartament, który można dekorować według uznania. Chcesz zobaczyć resztę pomieszczeń?

 

Harry skinął głową i rozejrzał się wokół. Znając teraz powód dla całej tej bieli, uważniej się wszystkiemu przyglądał. Pokój, w którym się znajdował miał taki sam kształt jak kufer, czworokąt z dłuższą ścianą długości szesnastu stóp, dłuższą zaś około dwudziestu sześciu. Na ścianie po jego lewej stronie znajdowały się dwie pary drzwi, a po prawej - jedna para drzwi i otwarte, łukowato zbudowane przejście. Przy ścianie naprzeciw niego, znajdował się zbudowany z czarnego marmuru kominek.

 

- Przedmioty, które nie są białe, nie mogą być zmienione, wbudowane zaklęcie nie ma na nie wpływu - poinformował go mężczyzna, gdy zobaczył, na co spogląda Harry. Harry skinął głową i kontynuował badanie pokoju. Było to coś pomiędzy salonem a jadalnią. Zaraz przy nim stała kanapa, wystarczająco duża, aby pomieścić trzy osoby. Przed nią stała ława długości kanapy, a naprzeciwko niej dwa fotele. Obok kominka znajdował się stół obiadowy z czterema miejscami do siedzenia. Na podłodze leżały dwa duże dywany, jeden w części salonowej, drugi jadalnej.

 

Chcąc zobaczyć resztę, Harry otwarł pierwsze drzwi po lewej i przekonał się, że prowadziły do gabinetu. Ściany po obu stronach były pokryte półkami, przy przeciwległej ścianie stało biurko, w pośrodku pokoju leżał dywan, na którym stały dwa fotele i otomana.

 

- Na ścianie za biurkiem jest pergamin i pióro, które funkcjonują tak samo, jak te w bibliotece. Te półki są także połączone z biblioteką.

 

- Całkiem pomysłowe - pochwalił Harry.

 

Zamknąwszy drzwi, Harry otworzył kolejne. Była to sypialnia, w której znajdowało się podwójne łóżko, szafa, szafka na książki i otomana.

 

- Te półki nie są powiązane z biblioteką - poinformował go sprzedawca i Harry mruknął potwierdzająco. Nie poświęcił sypialni wiele uwagi, nawet jeśli miałaby tylko łóżko i tak była lepsza niż jego pokój w sierocińcu. Musiał przyznać, że wyglądało to lepiej niż się spodziewał.

 

Kuchnia i łazienka nie były wyposażone i jedynymi przedmiotami, które były białe, były kuchenne ściany i wysokie krzesła stojące przy wyspie kuchennej. Szafki w kuchni zrobione były z czarnego drewna i szarego marmuru. Łazienka udekorowana była w niebieskie, czarne i szare płytki.

 

Kiedy opuścili kufer, Harry był pod wrażeniem. Nie zdawał sobie sprawy, że magia dawała tyle możliwości, nie mógł się doczekać, aż zobaczy wszystko, co było możliwe dzięki magii. Z pomocą magii, pomyślał, nie było rzeczy niemożliwych.

 

- Chcę kupić pięciokomorowy kufer, ten z biblioteką. Mam tylko kilka pytań i byłbym wdzięczny, gdyby mógł pan na nie odpowiedzieć.

 

- Zrobię, co będę mógł. Pytaj.

 

- Czy jest jakiś sposób, aby uniemożliwić innym otwarcie mojego kufra? I jak mogę powstrzymać kogoś przed przeniesieniem go, kiedy będę znajdował się w środku?

 

- To da się łatwo zrobić. Jeśli kupisz pakiet bezpieczeństwa, będą w nim zaklęcia zapobiegające temu. Jest w nim także opcja ustawienia innego hasła dla otwierania każdej z komór. Aby ustawić hasło, trzeba przyłożyć czubek różdżki do przypisanego do odpowiedniej komory kamienia i wypowiedzieć dane hasło, ale dopiero po założeniu pakietu bezpieczeństwa na kufer. W pakiecie jest także opcja pomniejszania i powiększania kufra jedynie za pomocą dotknięcia różdżką.

 

- Ile będzie to kosztować?

 

- Za sam kufer będzie 5800 galeonów a za pakiet kolejne sto.

 

Harry nie musiał się nawet długo zastanawiać. Biorąc pod uwagę, ile miał w swojej skrytce, sześć tysięcy galeonów nie byłoby nawet zauważalnym ubytkiem z sumy, którą posiadał.

 

- Bardzo dobrze, a obudowa kufra?

 

Oczy sprzedawcy rozszerzyły się, najwyraźniej nie spodziewał się, że Harry naprawdę dokona tego zakupu. W końcu sześć tysięcy galeonów było dużą sumą pieniędzy, ale opanował się szybko i odpowiedział:

 

- Musisz mi wyjaśnić, jak chciałbyś, aby wyglądał.

 

- Chcę, żeby był pokryty czarną skórą. Wszystkie metalowe wykończenia, rączką i zapięcie niech będą srebrne. Jako kamienie mogą zostać szmaragdy. Na wieku chciałbym mieć wygrawerowane inicjały "H.J.P" w kolorze szmaragdowym i srebrnym. Jak długo zajmie panu zrobienie tego?

 

- Biorąc pod uwagę, że kufer jest już skończony, musimy zmienić tylko zewnętrzny wygląd i założyć pakiet bezpieczeństwa, powinno mi to zająć dziesięć, góra piętnaście minut.

 

- Idealnie. I jeśli nie byłby to zbyt duży problem, chciałbym dostać także plecach o podobnym wyglądzie.

 

- Żaden problem - odparł sprzedawca i zabrawszy z półki obok siebie jeden z plecaków, wszedł z powrotem do pracowni, mówiąc, że zaraz wróci.

 

Harry wykorzystał tę chwilę na uporządkowanie myśli. Musiał nadzwyczajnie się kontrolować, aby nie pokazać, jak bardzo był zdumiony, widząc apartament wewnątrz kufra. Nieważne jak na to patrzył, coś takiego nie powinno być możliwe, ale podejrzewał, że z pomocą magii wyraźnie zmniejszała się liczba rzeczy, które można było uznać za niemożliwe. Nie mógł się doczekać, żeby zobaczyć, co jeszcze można było osiągnąć. Był niewiarygodnie szczęśliwy, że miał jeszcze miesiąc do rozpoczęcia roku szkolnego, dzięki temu miał przynajmniej czas, aby nauczyć się podstaw.

 

Nieco ponad piętnaście minut później, sprzedawca wrócił z kufrem i plecakiem.

 

- No, proszę - oznajmił z uśmiechem. - Jak chciałbyś zapłacić?

 

- Kartą Gringotta.

 

- Oczywiście, oczywiście. Musisz tylko podpisać tutaj - powiedział, wskazując leżący na ladzie pergamin ze stemplem Gringotta. - I widzisz ten prostokąt w lewym rogu? Trzeba tam położyć kartę, przodem do dołu.

 

Harry zrobił, jak mu powiedziano i delikatne zielone światło otoczyło kartę na sekundę lub dwie, pokazując, że dokonano zapłaty. Sprzedawca spojrzał na podpis i wytrzeszczył na niego oczy. Korzystając z okazji, Harry zabrał swój kufer oraz plecak i ruszył w stronę wyjścia z krótkim "do widzenia". Kiedy był już prawie na zewnątrz, usłyszał, jak sklepikarz zawołał za nim:

 

- Witamy z powrotem, panie Potter!

 

Harry uśmiechnął się i wyszedł. Miał jeszcze wiele innych rzeczy do kupienia, ale nie wiedział, gdzie znajdowała się większość sklepów. Gdy tylko znalazł się na zewnątrz, wrzucił swój plecach do kufra i zaczął zwiedzać ulicę.

 

Drugim sklepem, do którego wszedł, był sklep z ubraniami o nazwie "Madame Malkins", gdzie powiedział tylko, że chciałby mundurek do Hogwartu uszyty z najlepszego materiału, jaki miała. Poprosił także o nową kompletną garderobę w ciemnych kolorach, najlepiej czarnym, szarym, zielonym, niebieskim i czerwonym.

 

Po tym jak Pani Malkins go zmierzyła, zajęło jej nieco ponad pół godziny wykonanie dla niego pełnej garderoby, w której skład wchodziło siedem par czarnych spodni, jedna para ciemnoszarych spodni i jedna para ciemnoniebieskich. Miał także trzy zielone koszule w różnych odcieniach, dwie czerwone, znów w różnych odcieniach, dwie niebieskie i jedną zieloną. Kupił także pięć szat: czarną, szarą, niebieską, zieloną i czerwoną. Pod koniec miał więcej ubrań niż posiadał w całym swoim życiu, ale był raczej zadowolony.

 

Włożywszy wszystko do kufra, postanowił następnie iść do apteki. Wiedział dobrze, że na pewno spędzi dużo czasu w księgarni, więc lepiej będzie, jeśli najpierw odwiedzi miejsca, które zabiorą mniej czasu.

 

Wizyta w aptece zajęła mu najmniej czasu, po prostu podszedł do lady i poprosił ekspedienta o trzy zestawy dla pierwszorocznych, i w mniej niż pięć minut miał wszystko, prosto i wydajnie jego zdaniem. Potem poszedł kupić pergamin, pióra i atrament. Nabył duże ich ilości, nigdy wcześniej nie pisał na pergaminie, piórem zwłaszcza, musiał więc poćwiczyć. I w końcu na jego liście pozostały tylko dwie rzeczy do kupienia. Różdżka, którą Harry postanowił zostawić na koniec i książki.

 

Harry wrócił do miejsca, gdzie wcześniej widział księgarnię i wszedł do środka. Na szczęście nie było zbyt tłoczno i mógł w spokoju obejrzeć książki. Harry najchętniej włożyłby je wszystkie do koszyka, ale oparł się tej pokusie i udało mu się kupić najpierw szkolne podręczniki. Gdy już się z tym uporał, zaczął przeglądać książki dział po dziale.

 

Zaczął od działu historii, gdzie zakupił tylko dwie książki, jedną o tytule Historia Hogwartu i inną nazwaną Ważne wydarzenia ostatnich wieków.

 

Potem wszedł do działu nazwanego "obrona" i kupił pięć kolejnych książek. Dwie z nich omawiały podstawy obrony, a trzy pozostałe po prostu brzmiały interesująco. Jedna dotyczyła pojedynków, dwie pozostałe były o klątwach, ich odczynianiu i o tarczach.

 

W dziale zaklęć i transmutacji wybrał dwie książki, po jednej z każdej dziedziny. Nie żeby żadna inna nie przyciągnęła jego uwagi, ale wątpił, że byłby zdolny je zrozumieć. Mocno wierzył, że należało nauczyć się chodzić, aby móc zacząć biegać. Zastosował teraz do magii tę samą ideologię.

 

W dziale zielarstwa nie kupił nic. Z tego, co zobaczył, nie było to coś, co mogłoby go zainteresować i uznał, że przeczytanie szkolnego podręcznika wystarczy.

 

W dziale eliksirów kupił pięć dodatkowych książek, dwie zawierały podstawy: jak ciąć, jaka jest różnica między różnymi sposobami cięcia składników i wszystkie tego rodzaju informacje. Pozostałe trzy dotyczyły składników i jak reagują one ze sobą, znajdowało się też w nich kilka przepisów na eliksiry, zarówno te używane w celach leczniczych, jak i dla żartu.

 

W dziale astronomii nie wybrał niczego, a przechodząc przez dział wróżbiarstwa, nie spojrzał nawet na książki. Harry wierzył mocno, że ludzie sami ustanawiali swój los.

 

Uznał dział o magicznych stworzeniach za fascynujący i kupił tam kilka książek, które przyciągnęły jego uwagę, głównie dlatego że mówiły o zwierzętach, które dotąd uważał za mity. Kto by pomyślał, że smoki istniały naprawdę?

 

Dołożył do swojej kolekcji dwie książki o numerologii i starożytnych runach, które uczyły podstaw i wyjaśniały, czego można było dokonać, używając tych dziedzin magii.

 

Na koniec dodał jeszcze kilka książek z ogólną wiedzą, kilka na temat zasad i praw oraz zawierających codzienne informacje na temat Czarodziejskiego Świata, po czym zakończył zakupy. Miał dość książek do nauki i zawsze mógł kupić więcej, jeżeli miałby taką potrzebę. Zapłacił za wszystko, włożył je do kufra i opuścił księgarnię w poszukiwaniu sklepu z różdżkami.

 

Ciekaw był tych tak zwanych różdżek, czemu czarodzieje ich używali? Czy wszystkie były takie same? Czy wszyscy czarodzieje potrzebowali różdżek? Miał wiele pytań, może kiedy znajdzie sklep, uda mu się uzyskać kilka odpowiedzi.

 

Sklep znalazł dość szybko. Gdy tylko wszedł do środka, po plecach przebiegł mu dreszcz. Powietrze przesycone było czymś, co Harry mógł tylko nazwać magią.

 

- Dzień dobry - odezwał się ktoś za jego plecami i gdyby nie był tak przyzwyczajony do panowania nad sobą, wyskoczyłby pewnie ze skóry.

 

Obróciwszy się, zobaczył starszego mężczyznę z siwymi włosami, które przeczyły prawom grawitacji i jasnoszarymi oczami, które wydawały się nieco zamglone.

 

- Dzień dobry - odpowiedział Harry, siląc się na niewinny i uprzejmy wyraz twarzy, nawet jeśli tak naprawdę chciał spojrzeć spode łba na starca, nienawidził być zaskakiwany.

 

- Ach... Panie Potter, zastanawiałem się kiedy pana zobaczę...

 

Starzec ciągnął dalej, opowiadając o różdżce jego matki i ojca, powiedział mu nawet, że to on sprzedał różdżkę, która dała mu jego bliznę. W między czasie odpowiedział na kilka z pytań Harry'ego, których Harry nie musiał nawet zadawać.

 

Wciąż były rzeczy, które chciałby wiedzieć, ale Ollivander - bo tak, jak dowiedział się z jego monologu Harry, starzec się nazywał - zaczął podawać mu różdżki. Harry nie miał pojęcia, na co Ollivander czekał, nie wiedział nawet, co zrobić z różdżkami, które podawał mu starzec, ale za każdym razem, kiedy którejś dotknął, coś eksplodowało, wybuchało ogniem lub też nic się nie działo.

 

Ollivander za to ekscytował się coraz bardziej z każdą różdżką, którą Harry próbował. Kiedy dwudziesta różdżka została mu podana i odebrana, Harry zaczął myśleć, że żadna z różdżek nie będzie mu odpowiadać, ale Ollivander przybrał zamyślony wyraz twarzy i poszedł na tył sklepu, a kiedy wrócił, trzymał w rękach pokryte kurzem pudełko. Podał różdżkę Harry'emu i gdy tylko jego palce dotknęły jej powierzchni, poczuł różnicę - przy pozostałych czuł się, jakby trzymał drewniany patyk, ale ta jedna emitowała falę ciepła, która podążyła wzdłuż jego ręki i rozlała się po całym ciele. Ale i tak Harry czuł, jak gdyby czegoś mu brakowało.

 

- Hmm... dziwne - wymruczał Ollivander, spoglądając ciekawie na Harry'ego.

 

- Co jest dziwne? - zapytał Harry, odrywając wzrok od różdżki i skupiając się na jej twórcy.

 

- Byłem pewien, że jest to twoja różdżka, ostrokrzew i pióro feniksa, jedenaście cali. Najwyraźniej się myliłem, ale zaskakujące jest to, że podczas gdy rdzeń związał się z twoją magią, drewno tego nie zrobiło.

 

- A czy istnieje rozwiązanie tego problemu? - spytał Harry. Nie wiedział nic na temat wykonywania różdżek, z tego co wiedział, mogło równie dobrze być to codzienne zjawisko i choć z reakcji starca wynikało, że tak nie było, nie mógł być pewien.

 

- Tak, oczywiście że tak, to po prostu dziwne - skomentował Ollivander. - Chodź, pójdźmy do mojej pracowni, żeby temu zaradzić, weź różdżkę ze sobą. - Nie czekając, aby zobaczyć, czy Harry poszedł za nim, Ollivander ruszył na zaplecze. Nie wiedząc innego wyjścia, Harry podążył za nim.

 

Pokój na zapleczu był miejscem, gdzie Ollivander robił swoje różdżki i Harry uznał go za dość interesujący.

 

- Połóż różdżkę na ladzie - powiedział mu Ollivander, wskazując na miejsce przed sobą. - Dobrze, teraz sprawdzimy, jakie drewno jest dla ciebie odpowiednie. To prosta procedura, jako że rdzeń już się z tobą związał, musisz tylko, trzymając rdzeń w swojej prawej ręce, a lewą ręką dotknąć kawałków drewna leżących w pudełku na ladzie. Kiedy poczujesz to samo, co trzymając rdzeń, będziemy mieli odpowiednie drewno. Daj mi kilka minut, aby wyjąć rdzeń.

 

Ollivander ponownie skupił uwagę na różdżce i Harry przyglądał się uważnie jego pracy. Z ogromną ostrożnością Ollivander przyłożył czubek swojej różdżki do czubka różdżki leżącej na ladzie i przejechał nią aż do podstawy, po obu stronach. Potem użył czegoś, co wyglądał jak skalpel, ale miało inny rodzaj ostrza (było cieńsze oraz ostrzejsze i Harry mógł zobaczyć na nim kilka wygrawerowanych symboli) i przejechał nim po różdżce w tych samych miejscach, które śledził wcześniej swoją różdżką. W następnej chwili różdżka rozpadła się na dwie połowy, pomiędzy którymi leżało czerwonozłote pióro.

 

- Może pan podnieść pióro, panie Potter, w prawej dłoni, proszę nie zapomnieć. Teraz musi pan tylko sprawdzić, które drewno w tym pudełkach zareaguje na pana.

 

Harry zrobił dokładnie, co mu powiedziano i niecałe pięć minut później poczuł to, czego doświadczył, gdy po raz pierwszy dotknął różdżki z ostrokrzewu. Kiedy podał drewno Ollivanderowi, zobaczył, że jego oczy się rozszerzyły i uczucie przypominające strach przemknęło mu po twarzy.

 

- Bardzo dobrze - wymruczał. - Możesz podać mi rdzeń i za około dwie godziny, będę miał twoją różdżkę gotową. Może pozwiedzasz ulicę Pokątną albo zjesz coś w Dziurawym Kotle?

 

- Dobrze, zobaczę pana za dwie godziny.

 

Teraz, kiedy Harry się nad tym zastanowił, zauważył, że była prawie pora na lancz, a on przez cały ranek nic nie jadł, nic dziwnego więc, że czuł się nieco głodny. Tak więc Harry poszedł do Dziurawego Kotła i wybrał ukryty w kącie stolik, nie chcąc, aby mu przeszkadzano. Chwilę później, barman, który otworzył dla niego przejście tego ranka, podszedł, aby przyjąć od niego zamówienie i Harry spędził kolejne dwie godziny, czytając jedną z książek z ogólną wiedzą na temat Czarodziejskiego Świata i jedząc smaczny lancz.

 

Harry uznał książkę za całkiem interesującą, nie było to dzieło sztuki, ale zawierała fundamentalne informacje na temat Czarodziejskiego Świata, na przykład o rodzajach komunikacji i transportu, podstawowe rzeczy dla kogoś, kto właśnie wkroczył w Czarodziejski Świat, interesujące i pouczające.

 

Harry był tak zajęty czytaniem, że prawie nie zauważył, jak upłynęły dwie godziny. Zapłaciwszy za swój lancz, Harry poprosił Toma, by jeszcze raz otworzył dla niego przejście i wrócił do sklepu z różdżkami.

 

Wszedł do środka i chwilę później Ollivander wyszedł z zaplecza i ujrzawszy go, powiedział:

 

- Ach, panie Potter, właśnie skończyłem.

 

Położył na ladzie pudełko, otworzył je i wyjął z niego różdżkę - była całkiem biała z rączką w kształcie węża, który miał zwoje usta lekko otwarte tak, że można było zobaczyć jego język i kły. Harry był zauroczony, było to prawdziwe dzieło sztuki.

 

- Cis i pióro feniksa, jedenaście cali - wyszeptał Ollivander tak cicho, że Harry prawie go nie usłyszał.

 

Harry wziął różdżkę do ręki i wiedział natychmiast, że była to różdżka idealna dla niego. Iskry we wszystkich kolorach wytrysnęły z czubka różdżki, ale istotniejsze było uczucie, które ogarnęło całą jego istotę, poczuł ciepło i fala energii przepłynęła przez niego, w tej chwili czuł, jakby miał cały świat u swych stóp, było to niemal uzależniające uczucie.

 

- Ciekawe... Bardzo ciekawe...

 

Słysząc szept Ollivandera, Harry spojrzał na niego i zapytał:

 

- Co jest ciekawe?

 

Ollivander spoglądał na niego przez chwilę i Harry odniósł wrażenie, że zastanawiał się, czy powinien podzielić się tą informacją, czy też nie. Harry nie był pewnien, ale zdało mu się, że zobaczył przez moment na jego twarzy zrezygnowany wyraz, ale Ollivander szybko go ukrył.

 

- To ciekawe, że ta właśnie różdżka była ci przeznaczona, kiedy jej bliźniaczka dała ci tę bliznę - powiedział w końcu. - Tak, cis i pióro feniksa, trzynaście i pół cala.

 

- A czy to rzadkie, aby różdżki były... bliźniętami? - zapytał Harry, myśląc, że to dość osobliwe określenie dla różdżek.

 

- To raczej rzadkie. Siostrzane różdżki nie są rzadkie, oznacza to, że jedno zwierzę, które podarował rdzeń do jednej różdżki, dało go też dla innej, zazwyczaj zdarza się to częściej przy różdżkach, w których znajdują się włosy z ogona jednorożca lub włókno z serca smoka. Włosy z ogona jednorożca, ponieważ dają one zwykle więcej niż jeden, a włókno z serca smoka, bo jedno serce może być użyte do wielu różdżek. Zdarza się to kilkakrotnie w każdym stuleciu, zazwyczaj członkowie jednej rodziny kończą z siostrzanymi różdżkami, ponieważ posiadają oni podobne cechy. Jeśli różdżka z ostrokrzewu i pióra feniksa związałaby się w pełni z tobą, posiadałbyś różdżkę będącą siostrą tej Czarnego Pana. Ale tak się nie stało i teraz wasze różdżki są bliźniaczkami. I w przeciwieństwie do siostrzanych różdżek, bliźniaczki są niezwykle rzadkie. W ciągu ostatnich pięciuset lat tylko raz zarejestrowano pojawienie się bliźniaczych różdżek. Aby tak je nazwać, różdżki muszą nie tylko posiadać rdzeń od tego samego stworzenia, ale także być wykonane z tego samego drewna, wyciętego z tego samego drzewa, w tym samym czasie. Zazwyczaj twórcy różdżek zabierają dość drewna tylko na jedną różdżkę i jeśli chcą po raz kolejny użyć drewna z tego samego drzewa, wracają do niego później. Większość twórców woli brać ten sam rodzaj drewna z różnych drzew.

 

- Hmm... Rozumiem - powiedział Harry, kiedy Ollivander skończył mówić. Harry był ciekaw, co mogło to oznaczać, ale nie było powodu pokazywać Ollivanderowi, jak bardzo interesująca wydała mu się ta informacja.

 

Zapłaciwszy za różdżkę, Harry opuścił sklep, nie zwracając uwagi na śledzące go jasnoszare oczy, w których czaił się ślad strachu. Gdy tylko znalazł się w pobliżu Dziurawego Kotła, wyjął swoją różdżkę i dotknął nią kufra, nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy, gdy zobaczył, jak kurczy się on do rozmiarów pudełka na zapałki. Wciąż miał do zrobienia zakupy w mugolskim świecie - tak według książki, którą wcześniej czytał, czarodzieje nazwali niemagicznych ludzi - i nie miał ochoty targać za sobą kufra z miejsca na miejsce. Z różdżką i kufrem schowanymi w kieszeni opuścił Dziurawy Kocioł i wkroczył w mugolski świat.

 

Harry wszedł do najbliższego centrum handlowego, teraz gdy miał już pieniądze, nie zamierzał używać ubrań z drugiej ręki. Kupił sobie pięć par jeansów, dwie pary czarne, jedną szarą i kolejne dwie w różnych odcieniach niebieskiego. Kupił też dwa swetry. Koszule i podkoszulki, które zakupił w sklepie na ulicy Pokątnej wyglądały wystarczająco mugolsko, więc nie potrzebował ich więcej.

 

Harry kupił także produkty spożywcze, miał teraz apartament do własnego użytku, to że wracał do sierocińca nie oznaczało, że musiał spędzać w towarzystwie mugoli więcej czasu, niż było to absolutnie konieczne.

 

Mugol - podobało mu się to słowo, ukazywało dokładnie, jak bardzo odrażający byli, jak różni, wyznaczało ono tym robakom ich miejsce.

 

Kupił także kilka środków czystości, w sierocińcu zawsze trzeba było się dzielić, nie miał zamiaru robić tego więcej.

 

Skończywszy zakupy, Harry wsiadł do autobusu jadącego z powrotem do sierocińca. Nie był zadowolony, że zmuszony był tam powrócić, ale przynajmniej miał wiele książek do przeczytania, wiele nowych rzeczy do nauczenia się, zanim będzie mógł wrócić tam, gdzie naprawdę należał.

 

Pierwszą rzeczą, jaką zrobił Harry, było założenie hasła na swój kufer i po sprawdzeniu, że tylko za pomocą tego hasła można go było otworzyć, Harry zaczął organizować jego wnętrze. W pierwszej komorze położył wszystkie swoje szkolne podręczniki, pergamin, pióro i atrament. W drugim umieścił sprzęt do eliksirów, pomijając książki. W trzecim ułożył swoje szkolne mundurki i kilka par spodni, swetrów, koszul i podkoszulków. Planował trzymać resztę z nich w szafie w swoim nowym pokoju. Następnie uporządkował bibliotekę, co nie zajęło mu zbyt dużo czasu, jako że nie miał tak wielu książek. Posiadał też kilka mugolskich książek, ale nie myśląc, że będzie ich teraz często używał, postanowił zostawić je na szafce w swojej nowej sypialni.

 

Kiedy skończył porządkowanie biblioteki, nadszedł czas na bardziej skomplikowaną część - dekorowanie apartamentu. Nie żeby było to trudne do wykonania, ale nie miał żadnego doświadczenia w tego typu sprawach i posiadał tylko jedną szansę, nawet jeśli nie będzie zadowolony z końcowego wyglądu, będzie na niego skazany. Z tą świadomością, postanowił użyć tych samych kolorów, które wybrał dla swoich ubrań, wiedział przynajmniej, że mu się podobały, a istniały przecież dziesiątki różnych odcieni szarości, zieleni, niebieskiego i czerwieni.

 

Ściany w salonie/jadalni były jasnozielone, a dwa dywany czarne. Kanapa stała się szmaragdowo zielona, a dwa fotele przybrały odcień leśnej zieleni. Stoły zyskały szklane blaty, a dla ich nóg wybrał srebro. Zdecydował się, że obicie krzeseł powinno być w kolorze szmaragdowym tak jak kanapa a nogi dopasowały się srebrnym kolorem do stołu.

 

Dla ścian w gabinecie wybrał kolor szaroniebieski. Dywan zmienił na ciemnoniebieski a dwa fotele na czarne. Dla otomany zdecydował się na ciemnoszary z dwoma błękitnymi niczym niebo poduszkami.

 

Sypialnia była nieco trudniejsza, nie chciał, aby kolory były zbyt jaskrawe, ale wiedział też, że nie spodoba mu się ona w ciemnych kolorach. Pamiętając o tym, próbował osiągnąć akceptowalny kompromis. Sprawił, że ściany stały się jasnozielone, meble czarne z srebrnymi wykończeniami, a pościel ciemnozielona, poduszki zrobiły się szare z zielonymi szwami a kapa czarna z zielonymi szwami. Dla otomany wybrał głęboką zieleń i czarną poduszkę. Zadecydował, że wyszło bardzo dobrze, pokój był kolorowy, ale nie za bardzo.

 

Łazienka była w pełni wykonana, więc natychmiast przeszedł do kuchni, która była według niego najłatwiejsza. Ściany przybrały bardzo jasny czerwony kolor, niewiele odbiegający od bieli, a obicia krzeseł stały się intensywnie czerwone i na tym koniec.

 

Kiedy już skończył, rozpakował zakupy spożywcze, włożył ubrania do szafy oraz kosmetyki do łazienki i był gotów, aby zacząć cieszyć się swoim nowym mieszkaniem.

 

Harry spędził resztę miesiąca, ucząc się z nowych książek i przez większość czasu przebywając wewnątrz kufra. Wychodził każdego ranka, aby zjeść śniadanie i czasem także obiad. Robił to tylko po to, aby pani Brown zostawiła go w spokoju, tylko śniadanie było obowiązkowo jedzone wspólnie, więc nie uznał za specjalnie dziwne, gdy nie pokazał się na obiad i kolację. Jeśli tylko znajdował się w swoim pokoju o dziewiątej wieczorem, kiedy pani Brown robiła obchód, aby zobaczyć, czy wszyscy znajdowali się w swoich pokojach, mógł spędzać praktycznie cały swój czas ciesząc się swoim kufrem i ucząc się ile tylko mógł na temat magii.

 

Zanim się zorientował, nadszedł pierwszy dzień września i jechał autobusem na dworzec King's Cross.

 

Podążając za wskazówkami, które dał mu Dumbledore, Harry bez trudu znalazł odpowiedni peron. Kiedy w końcu przekroczył barierę i zobaczył czerwoną lokomotywę z napisem Ekspres do Hogwartu, nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy. Nareszcie, nareszcie był tam, gdzie było jego miejsce.

Forward
Sign in to leave a review.