Narodziny Czarnego Pana

Harry Potter - J. K. Rowling
M/M
G
Narodziny Czarnego  Pana
Summary
Ta praca nie należy do mnie tylko do LittleMissXanda.Praca nie jest zakończona.Dumbledore był pewien, że dokonał właściwego wyboru. Dziesięć lat później Harry pokazuje mu, jak bardzo się mylił. Nie szanując większości, Harry wyrabia sobie markę w Hogwarcie i pokazuje wszystkim, że jest kimś więcej niż tylko BWL. Robiąc to, przyciąga uwagę Czarnego Pana, sprawiając, że Voldemort wierzy, że Chłopiec-Który-Przeżył może być kimś więcej niż tylko wrogiem.
All Chapters Forward

Chapter 1

Rozdział 1: Chłopiec-Który-Przeżył

 

Nocą pierwszego listopada 1981 roku większość mieszkańców Magicznej Wielkiej Brytanii świętowała. Świętowano upadek najpotężniejszego Czarnego Pana, jaki żył w ciągu ostatnich pięciuset lat. Świętowano, wiwatują na cześć Chłopca, Który Przeżył. Jednak ani razu nikt nie pomyślał o cenie, jaką małe dziecko musiało zapłacić, aby mogli oni cieszyć się pokojem.

 

Ani razu nikt nie pomyślał o małym sierocie pozostawionym na progu domu rodziny, która go nie chciała. Ani razu nikt nie pomyślał, że ten mały chłopiec stracił tej nocy całą swoją rodzinę.

 

Tej właśnie nocy Albus Dumbledore zostawił małego, osieroconego chłopca na progu domu jego ciotki. Albus Dumbledore, który przez wielu postrzegany był jako największy czarodziej od czasów założycieli Hogwartu, był pewien, że podjął słuszną decyzję. Była to przecież rodzina chłopca, najlepiej będzie, gdy dorośnie on z dala od sławy, której miał doświadczyć, tak że gdy chłopiec w końcu trafi do Hogwartu, łatwiej będzie poprowadzić go we właściwym kierunku, ponieważ nie doświadczył nigdy wcześniej fanatyzmu Magicznego Świata. W całej swojej mądrości nie widział nic złego w tym planie, nie było według niego żadnej szansy, aby coś poszło nie tak.

 

Dziesięć lat musiało minąć, aby Albus Dumbledore zaczął pojmować, jak bardzo ten plan mógł pójść nie po jego myśli, a kilka dodatkowych aby naprawdę zobaczył, jak bardzo się mylił w kwestii tego, jak należało postąpić z młodym Harrym Potterem.

 

o.o.o.o.o

 

Albus Dumbledore i Severus Snape stali naprzeciwko domu, który zdecydowanie widział już lepsze czasy. Wyglądał na stary i zużyty oraz sprawiał wrażenie zimnego i opustoszałego.

 

Albus Dumbledore po raz kolejny sprawdził adres, potwierdzając, że rzeczywiście znajdowali się we właściwym miejscu. Nie był to byle jaki budynek, lecz sierociniec, jedyny sierociniec w jakim dotąd mieszkał chłopiec i Albus Dumbledore oraz Severus Snape stali tutaj teraz, aby porozmawiać z młodym Harrym Potterem.

 

Tak samo jak we wszystkich poprzednich latach zastępca dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie wysłała listy o przyjęciu do wszystkich dzieci zapisanych do tej szkoły, a kilku profesorów odwiedziło osobiście uczniów, którzy byli nowi w czarodziejskim świecie. Jednak w tym roku coś się zmieniło, był to rok, w którym Harry Potter miał powrócić do Czarodziejskiego Świata.

 

Dumbledore spędził kilka godzin, zastanawiając się, jak poradzić sobie z tą sytuacją. Czy lepiej byłoby wysłać list, czy któregoś z profesorów? A jeśli wysłałby profesora, który byłby najodpowiedniejszy? Po przeanalizowaniu kilku różnych opcji, doszedł w końcu do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli wybierze się tam osobiście. Jeśli pójdzie sam, będzie mógł nawet porozmawiać z młodzieńcem i zobaczyć, jakim jest dzieckiem. Podjąwszy decyzję, zaczekał do czasu urodzin Harry'ego i teleportował się na ulicę Privet Drive.

 

To, co miało być miłym popołudniem spędzonym na rozmowie z Harrym Potterem i jego rodziną, okazało cię czymś zupełnie innym.

 

Dursleyowie natychmiast powiedzieli dyrektorowi, że zostawili tego dziwaka, tak właśnie nazwali dziecko, na najbliższym posterunku policji i poinformowali go, że nie chcą mieć z dziwakami nic wspólnego, po czym zatrzasnęli mu drzwi przed nosem.

 

Pięć sekund zajęło Albusowi Dumbledore, największemu żyjącemu czarodziejowi, zrozumienie, co właśnie usłyszał. Kiedy w końcu zrozumiał, zrobił jedyną rzecz, o jakiej mógł pomyśleć - znalazł Severusa Snape'a, mistrza eliksirów w Hogwarcie, aby pomógł mu zlokalizować młodego Pottera. Może i był największym czarodziejem swoim czasów, ale nawet on musiał przyznać, że rozmawianie z oficerami policji i generalnie poruszanie się w mugolskim świecie nie było jego działką.

 

W końcu, po kilku godzinach i z niewielką pomocą magii, udało im się zlokalizować młodego Harry'ego Pottera w sierocińcu dla chłopców imienia Swiętego Benedykta.

 

W ten sposób znaleźli się w małym, zagraconym i przestarzałym gabinecie, rozmawiając z przełożoną sierocińca.

 

- Jesteście tutaj, aby zabrać młodego Harry'ego do szkoły dla uzdolnionych? Tak właśnie mówiliście? - zapytała pani Brown.

 

Dumbledore uśmiechnął się swoim typowym uśmiechem dziadka, a jego oczy migotały, gdy odpowiadał.

 

- Tak, to prawda. Był do niej zapisany od dnia swoich narodzin, jego rodzice także tam uczęszczali. Pani Brown, jeśli nie ma pani nic przeciwko, czy mogłaby mi pani powiedzieć, jak długo Harry jest tu w sierocińcu?

 

- Prawie dziesięć lat, tak mi się zdaje. Oficer policji przyniósł go, jeśli się nie mylę, piątego listopada 1981 roku. Był takim ślicznym chłopcem, takim spokojnym, nigdy nie słyszeliśmy, żeby płakał. Nie rozumieliśmy, dlaczego nikt nie chciał takiego dziecka... Ale potem...

 

Pani Brown nie kontynuowała, zdawała się być zagubiona w dawnych wspomnieniach i Dumbledore'a zaczęło nękać złe przeczucie. Wciąż pamiętał rozmowę odbytą nieco ponad pięćdziesiąt lat temu, która rozpoczęła się podobnie. Nawet Snape zaczął poświęcać toczącej się rozmowie więcej uwagi.

 

- Czy z dzieckiem było coś nie tak? - spytał spokojnie Dumbledore.

 

- Nie chodzi o to, że coś było źle. Powiedziałabym raczej, że "dziwnie" byłoby odpowiednim słowem. Nawet gdy był dzieckiem, te oczy zdawały się widzieć najmroczniejsze sekrety ukryte w naszych sercach. Wyprowadzało nas to z równowagi.

 

Dumbledore mruknął potwierdzająco i wziął kolejny łyk herbaty ze swojej filiżanki.

 

- Co jeszcze mogłaby nam pani powiedzieć o młodym Harrym?

 

Pani Brown wydała się być zakłopotana i złe przeczucie, które miał Dumbledore, tylko przybrało na sile.

 

- No więc... Harry jest doskonałym uczniem. Ma najwyższe stopnie w szkole, przeskoczył nawet kilka lat do przodu. Większość nauczycieli mówi, że Harry'ego można prawdopodobnie uznać za geniusza.

 

Albus wyraźnie się rozluźnił, może była zakłopotana, bo nie chciała, aby uznali, że wyolbrzymia fakty. Nie było prawdopodobnie żadnych podstaw dla jego złych przeczuć i Albus prawie przekonał sam siebie, że tak było rzeczywiście, zanim Severus zadał pytanie, które zniszczyło całą pewność, którą Albus mógł mieć.

 

- A przyjaciele?

 

Pani Brown nagle zakłopotała się jeszcze bardziej, ale zdołała uśmiechnąć się i powiedzieć:

 

- Ach... Harry nigdy nie był zbyt towarzyski... I wiecie, jakie są dzieci... Czasami potrafią być naprawdę okrutne...

 

Snape musiał powstrzymać warknięcie, które chciało wymknąć mu się z gardła. Nienawidził znęcania się, a bachor zdawał się podążać śladami swojego ojca.

 

- Znęca się nad innymi dziećmi? O to chodzi? - spytał w końcu.

 

- Ależ nie, wręcz przeciwnie. To inne dzieci często były wobec niego okrutne. Wiecie panowie, jak to jest, jesteśmy niewielkim sierocińcem, z niewielkimi funduszami, dzieci zrobią wszystko, aby zostać adoptowane. A tu nagle pojawia się Harry. Naprawdę piękne dziecko, anielsko piękne, wielu by powiedziało, a na dodatek wybitny uczeń, świetny we wszystkim, co robi. To naturalne, że inne dzieci zaczęły żywić do niego niechęć. Biły go, rozrywały jego ubrania, nawet raz zamknęły go w piwnicy i nie mogliśmy znaleźć go przez kilka dni...

 

- I nikt nic z tym nie zrobił? - spytał Dumbledore z niedowierzaniem.

 

- Co mieliśmy zrobić? Nie mieliśmy dowodów, żadnego z chłopców nie mogliśmy o nic oskarżyć. A Harry był całkiem sam, żaden z chłopców nie powiedział nic w jego obronie - broniła się przełożona. Powoli jej spojrzenie stało się nieobecne i profesorowie mogli ujrzeć w jej twarzy coś na wyraz strachu. - Ale sprawy się zmieniły - wyszeptała. Zdawało się, że mówiła bardziej do siebie niż do swoich towarzyszy. - Och, jak bardzo się zmieniły...

 

- Co się zmieniło, pani Brown? - zapytał delikatnie Albus. Jego złe przeczucie powróciło, jakkolwiek by się nie starał, nie był w stanie zignorować podobieństw pomiędzy tymi dwoma rozmowami. Ale wiąż mógł przekonać siebie, że było to tylko przypadkowe podobieństwo.

 

Snape był zbyt młody, by być tam z nim, ale wiedział, o czym myślał jego mentor. Albus opowiedział mu o niezwykle zdolnym uczniu, który uczęszczał do Hogwartu pięćdziesiąt lat temu i jeśli on mógł zobaczyć podobieństwo, posiłkując się tylko tym, co Albus mu powiedział, był pewien, że Albus widział je sam jeszcze wyraźniej.

 

- Weźmiecie go ze sobą, prawda? - spytała przełożona głosem niewiele głośniejszym od szeptu.

 

- Harry był zapisany od urodzenia, nic co pani nam powie, nie może nas powstrzymać przed przyjęciem go. Chcemy tylko wiedzieć o nim trochę więcej - odpowiedział Dumbledore, próbując ją uspokoić.

 

Pani Brown skinęła głową i powiedziała im wszystko, co wiedziała lub podejrzewała.

 

- Kiedy skończył siedem lat, wszystko się zmieniło. Nigdy nie zdobyliśmy żadnego dowodu. Z jakiej strony by nie spojrzeć wciąż był idealnym uczniem, geniuszem który oczarowywał nauczycieli. Ale z biegiem czasu dzieci zaczęły się go bać. Zaczęło się od Bena, nie było żadnych dowodów, ale jego ramie same się nie złamało, nieprawdaż? A Ben miał czternaście lat, mały Harry tylko siedem.

 

- Kilka miesięcy później pojechaliśmy odwiedzić farmę, żeby dzieci mogły zobaczyć zwierzęta i mały ogrodowy wąż dostał się do autobusu. Spodobał się Harry'emu i postanowił on go zatrzymać. Nie widzieliśmy w tym nic złego, wąż był mały, prawie zawsze siedział w kieszeni Harry'ego, nikogo nie krzywdził. Ale Steve, starszy sierota, przyjaciel Bena, w noc przed Bożym Narodzeniem wszedł do pokoju Harry'ego, ukradł zwierzę, zabił je, włożył do pudełka, zapakował i położył ten "prezent" na łóżku Harry'ego. Kolejnego ranka dzieci drwiły z niego. Powiedziały mu, że był takim dziwakiem, że nawet wąż popełnił samobójstwo, żeby nie być zmuszonym przebywać w jego towarzystwie. Przez cały ten czas Harry nie uronił ani jednej łzy.

 

- Tydzień po tym, jak to się stało, Steve trafił do szpitala, był w głębokiej śpiączce. Nikt nie wie, co się stało, musiał trafić do hospicjum, lekarze nadal nie wiedzą, co mu jest. Ale pamiętam uśmiech Harry'ego.

 

- Kolejnego roku znaleźliśmy dwóch chłopców zamkniętych w piwnicy, nie wiem, co się stało, ale zaczęli bać się własnego cienia, nigdy już nie byli tacy sami. I robili wszystko, co mogli, aby nie znaleźć się w tym samym pomieszczeniu co Harry. Trwało to sześć albo siedem miesięcy, tak myślę, a potem jeden z chłopców, Colin, popełnił samobójstwo. Powiesił się w swoim pokoju.

 

- Nie było absolutnie żadnego dowodu i nawet jeśli oskarżyłabym go o coś, kto by mi uwierzył? Większość ludzi widzi tylko jego anielską twarz, oczarowuje każdego. Jest jak prawdziwy upadły anioł.

 

Kiedy pani Brown skończyła byli w stanie wyraźnie zobaczyć, że jej twarz pełna była strachu, ale pomieszanego z innym uczuciem, które mogli prawie nazwać pełną podziwu grozą i to właśnie sprawiło, że obaj mężczyźni zadrżeli. Obaj widzieli podobne spojrzenia, ale o wiele bardziej intensywne, na twarzach Śmierciożerców.

 

Snape nie był zdolny powstrzymać dreszczu, który przebiegł mu po plecach, kiedy wspomniał swojego byłego pana. Albus wysilił się na uśmiech i zapytał, czy mogliby porozmawiać z Harrym. Tylko długie lata życia jako szpieg powstrzymały Snape'a przed pokazaniem, co czuł, gdyż pomysł, aby zobaczyć Pottera, nie spodobał mu się ani trochę. Jeśli o niego by to zależało, zostawiliby bachora tutaj i nigdy więcej nie postawili tu stopy, ale nie była to jego decyzja i wiedział on, gdzieś głęboko, że nie mieli innego wyboru Było jednak w Potterze coś, co wytrącało go z równowagi.

 

Kiedy pani Brown zaprowadziła ich do pokoju Harry'ego, byli zaskoczeni, kiedy pokazała im tylko drzwi, po czym odeszła. Było oczywiste, że nie chciała znajdować się w pobliżu Harry'ego.

 

Kiedy tylko weszli do pokoju i ujrzeli Harry'ego, obaj, Dumbledore i Snape, musieli się wysilić, by ukryć swoje zaszokowanie. Zazwyczaj, gdy myśleli o Harrym Potterze, obaj oczami wyobraźni widzieli sobowtóra Jamesa, jedynie z oczami należącymi do Lily. Byli gotowi na niewielkie różnice, ale nic nie mogło ich przygotować na to, co zobaczyli i obaj natychmiast zrozumieli, co miała na myśli pani Brown, mówiąc o upadłym aniele.

 

Siedział we wnęce okna, oparty plecami o ścianę, z lewą nogą wyciągniętą przed siebie a prawą zgiętą przy piersi, z prawą ręką opartą na kolanie i książką w lewej, głowę miał przechyloną nieco na bok i jego włosy, czarne jak noc, otaczały twarz o arystokratycznych rysach, które odziedziczone były niemal całkowicie po Blackach. Można było stwierdzić, że był Potterem, ale część jego cech była wyraźnie charakterystyczna dla Blacków, najwyraźniej odziedziczył je po swojej babci ze strony ojca, która pochodziła z tej rodziny, ale miał także ślady po Malfoyach i Rosierach, którzy przez lata połączyli się z Potterami przez małżeństwo - Dumbledore przypomniał sobie, że jego prababcia była jedyną dziewczynką w rodzinie Rosierów. Najwyraźniej Harry odziedziczył cechy z kilku rodzin, dając początek czemuś niepodważalnie pięknemu.

 

Snape także to zauważył, ale nie mógł zapomnieć o Lily Potter, która była uważana w swoich czasach za najpiękniejszą dziewczynę w Hogwarcie. I kiedy słońce padło na włosy Harry'ego, nie umknął jego uwadze ich krwisty, rudawy połysk. Ale najbardziej zaskoczyły go oczy chłopca, które może i miały ten sam kształt co oczy Lily, ale ich kolor w najmniejszym stopniu ich nie przypominał. Żaden z nich nie mógł powstrzymać dreszczu, który przebiegł im po plecach, kiedy spojrzeli w te oczy w kolorze śmierci, oczy o identycznej barwie jak zaklęcie Avada Kedavra.

 

Pierwszym, który pozbierał się z szoku, był Dumbledore, który szybko zmusił się do uśmiechu, żaden z profesorów nie przeoczył subtelnej zmiany, jaka zaszła na twarzy Harry'ego - przybrała ona teraz bardziej niewinny, dziecięcy wyraz. Natychmiast przypomniały im się słowa pani Brown: "... nawet jeśli oskarżyłabym go o coś, kto by mi uwierzył? ...oczarowuje każdego." Dumbledore przywitał go, próbując zagrzebać głęboko swoje złe przeczucie.

 

- Harry, przyjemnie jest znowu cię zobaczyć. Nazywam się Albus Dumbledore, a mój towarzysz to Severus Snape.

 

- Dzień dobry, miło panów poznać - odpowiedział Harry. Miał niemal melodyjny głos, a na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech. Snape był pewien, że gdyby nie ich rozmowa z przełożoną sierocińca, uwierzyłby, że ten uśmiech był prawdziwy.

 

- A więc, Harry, profesor Snape i ja przyszliśmy, aby zaprosić cię do specjalnej szkoły dla uzdolnionych dzieci.

 

Zmiana była natychmiastowa, wszelkie ślady niewinności, jakie były na jego twarzy zniknęły, zastąpione zimnym i kalkulującym spojrzeniem, coś czego Snape nigdy nie spodziewał się ujrzeć na twarzy jakiegokolwiek dziecka.

 

- Szkoły jakiego rodzaju? - spytał głosem wypranym z emocji.

 

- Ach, no więc jest to szkoła, której ja jestem dyrektorem, nazywa się Hogwart i jest to szkoła magii.

 

Albus szykował się już, aby dokładnie wytłumaczyć Harry'emu, że jest czarodziejem i zademonstrować kilka zaklęć, aby udowodnić, że rzeczywiście powiedział prawdę, gdy usłyszał cichy śmiech Harry'ego. Sądząc, że Harry pomyślał, że został okłamany, chciał już rozpocząć wyjaśnienia, kiedy zobaczył coś w oczach Harry'ego: zrozumienie i ulgę? Ale zanim mógł lepiej przeanalizować te emocje, zniknęły i Harry odpowiedział:

 

- A więc to, co potrafię robić, to magia... Wiedziałem, wiedziałem, że byłem inny niż oni.

 

Słowo oni wymówione było z taką dozą pogardy i obrzydzenia, że obaj profesorowie prawie wytrzeszczyli na niego oczy. Dumbledorowi natychmiast przyszedł na myśl Tom Riddle, ale widział, że ta sytuacja była inna, bo kiedy mały Tom Riddle powiedział coś podobnego w jego głosie brzmiała nienawiść, podczas gdy ton Harry'ego pełen był pogardy i wstrętu, jakby nie uznawał ich nawet za istoty ludzkie lub też godne jego uwagi i, prawdę mówiąc, Albus nie był pewien, co było gorsze.

 

- Tak? Co więc potrafisz zrobić? - zapytał spokojnym i jowialnym głosem Albus, kryjąc swój niepokój i zdenerwowanie.

 

Przez chwilę lub dwie Snape był pewien, że oczy Pottera zaglądały wgłąb ich dusz, oceniając ich, sprawdzając, czy byli godni zaufania. Snape wiedział, że był to rodzaj testu i kiedy oczy Pottera zamigotały, a na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech i zaczął wyglądać, zdałoby się każdemu, jak podekscytowane dziecko, Snape był przez chwilę pewien, że zdali ten "test". Pewność ta nie trwała jednak długo.

 

- Och, dziwne rzeczy dzieją się, gdy jestem smutny lub gdy się złoszczę - powiedział im Harry, a jego głos brzmiał tak niewinnie, że trudno było mu nie uwierzyć. - Nauczyciel kiedyś na mnie nakrzyczał i jego włosy nagle zrobiły się niebieskie. Czasem, kiedy jestem zły, przedmioty zaczynają się trząść, tego typu rzeczy - zakończył Harry, uśmiechając się radośnie.

 

I przez chwilę obaj mężczyźni uwierzyli w niewinny obrazek, który przedstawiał im Harry, przez chwilę obaj myśleli, że wszystko, co powiedziała im pani Brown było tylko przypadkowym zbiegiem zdarzeń, przez chwilę obaj widzieli tylko niewinne dziecko. Ale prawdą było, że przez chwilę widzieli tylko to, co Harry chciał, aby zobaczyli.

 

Jednak żaden z nich nie zapomniał, co usłyszeli od pani Brown, więc wizja, którą przedstawił im Harry, choć przekonywująca, nie zwiodła żadnego z nich. Obaj zostali wyrwani ze swoich myśli, gdy Harry znów się odezwał.

 

- Profesorze, jak mogę dostać się do tej szkoły? Czy muszę przejść jakiś test, abym mógł dostać stypendium? Lub coś podobnego?

 

Pytanie Harry'ego przypomniało obu profesorom, że Harry nie wiedział nic o swojej własnej przeszłości. Przez ułamek sekundy Dumbledore rozważał nie informowanie go o tym, ale pomysł ten zniknął niemal tak szybko, jak się pojawił. Chłopiec miał prawo wiedzieć, a fakt, że był Chłopcem, Który Przeżył, był niemożliwy do ukrycia. Westchnąwszy, profesor odpowiedział:

 

- Nie potrzebujesz stypendium, twoi rodzice zostawili ci wszystko, co mieli.

 

- Moi rodzice? - spytał pustym głosem Harry. Jego twarz pozbawiona była emocji. - Znał pan moich rodziców?

 

Dumbledore odetchnął głęboko, po czym wyczarował trzy krzesła, aby mogli usiąść. Nie umknęło jego uwadze zainteresowanie Harry'ego, gdy zobaczył jego różdżkę, ani też jego zdezorientowanie, ale kiedy Dumbledore wskazał mu ręką jedno z krzeseł, aby usiadł, zrobił to bez słowa. Dumbledore i Snape obaj zajęli swoje i wymienili krótkie spojrzenie, zanim Dumbledore zaczął mówić.

 

- Kilka lat temu, zanim się jeszcze urodziłeś, nasz świat był w stanie wojny. Pewien czarodziej zdobył władzę i wywołał wojnę. Twoi rodzice uczestniczyli w niej i dość szybko stali się celem ataku. Twoja mama zaszła w ciążę i twoi rodzice zdecydowali się ukryć, abyś mógł być bezpieczny. Ale, niestety, on w końcu was znalazł. Voldemort, tak nazywał się Czarny Pan, zabił twoich rodziców i próbował zabić też ciebie, ale klątwa, której użył, zwróciła się przeciwko niemu, przez co stracił swoje moce i zniknął. Lily, James i ty jesteście znani jako bohaterowie, którzy zakończyli wojnę i przynieśli Magicznemu Światu pokój.

 

Harry milczał przez chwilę, zdawał się zagubiony we własnych myślach. Albus i Severus nie byli pewni, jak kontynuować, oczekiwali bardziej emocjonalnej reakcji, nie każdego dnia przecież dowiadywałeś się, że twoi rodzice zostali zamordowani.

 

- Wojna się skończyła? Jakie były argumenty obu stron? - zapytał w końcu beznamiętnie Harry.

 

Żaden z profesorów nie odpowiedział od razu, nie spodziewali się takich pytań. Oczekiwali pytań dotyczących jego rodziców, nie wojny.

 

- Wojna się skończyła, tak - odparł Albus. - Jeśli chodzi o argumenty stron, jest to skomplikowany temat i coś, czym dzieci w twoim wieku nie powinny się przejmować.

 

Severus zyskał pewność, że była to niewłaściwa odpowiedź, gdy tylko Albus skończył mówić. Potter, który dotąd zachował przyjazny i zainteresowany wyraz twarzy, stał się nagle nieprzystępny i zimny, a wszelkie emocje znikły z jego twarzy. Severus poczuł się zaniepokojony, widząc zachowanie dziecka.

 

- Rozumiem - wyszeptał Harry zimnym tonem, który przyprawił Severusa o dreszcz. Ten ton głosu był niezwykle podobny do tego, którego używał Czarny Pan, kiedy jeden z jego zwolenników wywołał jego niezadowolenie, za czym zwykle podążało Crucio. - Czy mógłby więc pan mi powiedzieć, jak mogę zdobyć dostęp do tego, co pozostawili mi rodzice? Także czego będę potrzebował w szkole, gdzie mogę to kupić i resztę tego typu informacji?

 

W tym właśnie momencie Severus wiedział już, że utracili Pottera, choć jeśli miałby być ze sobą szczery, to nie wydawało mu się, by kiedykolwiek go mieli. Potter ani trochę nie był taki, jak się spodziewali i po raz pierwszy Severus zamarzył, aby Potter był dokładnie taki sam jak jego ojciec, James Potter.

 

- Ależ oczywiście, oczywiście - odparł Albus, ale jego oczy nie migotały tak jak zwykle. - Tutaj jest list ze wszystkimi potrzebnymi informacjami. Lista rzeczy, które będziesz musiał kupić, bilet kolejowy, informacje gdzie i jak złapać pociąg oraz godzina odjazdu. Profesor Snape może ci potowarzyszyć na ulicę Pokątną, gdzie możesz kupić swoje szkolne przyrządy.

 

Harry wziął swój list, otwarł go i przejrzał zawartość.

 

- Nie ma potrzeby, żeby profesor szedł ze mną. Na pewno ma on ważniejsze rzeczy do zrobienia, a ja nie chcę się narzucać. Poza tym, jestem przyzwyczajony do załatwiania wszystkiego samodzielnie.

 

- Jesteś pewien? - dopytywał się łagodnie Dumbledore. Nie mogli zmusić go, by wziął kogoś ze sobą, ale żaden z nich nie czuł się spokojny, pozwalając mu pójść samemu.

 

- Tak. - Była to jedyna odpowiedź, jaką dał im Harry i Dumbledore, powstrzymując westchnienie, wręczył mu klucz do jego skrytki u Gringotta, wyjaśnił, jak dostać się na ulicę Pokątną i znaleźć wejście do Dziurawego Kotła.

 

Harry podziękował im i po krótkim pożegnaniu obaj profesorowie opuścili pokój Harry'ego. Szybko powiedzieli pani Brown "do widzenia" i nie tracąc czasu, opuścili to miejsce. Żaden z nich nie zauważy pary oczu w kolorze śmierci, które śledziły ich z okna na trzecim piętrze, obaj zbyt skupieni na swoich myślach o Harrym Jamesie Potterze, Chłopcu, Który Przeżył, Wybawcy Czarodziejskiego świata.

Forward
Sign in to leave a review.