Obliviate (tłumaczenie)

Harry Potter - J. K. Rowling
Gen
G
Obliviate (tłumaczenie)
Summary
Harry przez całe życie miał pod górkę i przeżywał niemożliwe przeciwności losu: nienawistnych krewnych, ich nagłą decyzję o wyrzuceniu go z domu, a potem lata spędzone na ulicach Londynu.Udoskonalił sztukę przetrwania niemożliwych sytuacji. A jego magiczne moce wcale nie szkodzą jego szansom.A teraz? Możliwość uczęszczania do szkoły wypełnionej innymi magicznymi uczniami? Założenie własnego gangu? Walka z dyrektorami, którzy wydają się go nie lubić i nauka Oklumencji u swojego profesora?Życie jest teraz czadowe.Życie jednak nie jest "czadowe" dla Severusa Snape'a, który widzi małego chłopca pokrytego bliznami i wypełnionego traumą i martwi się o to, jak najlepiej wypełnić swoją przysięgę, by zapewnić chłopcu bezpieczeństwo, gdy wspomniany chłopiec ma talent do wywoływania niepochamowanego chaosu.Witam na roku pierwszym.
All Chapters Forward

Pierwszy tydzień

Hogwart był absolutnie szalony.

Wszystko w tym miejscu było szalone. Sam budynek wydawał się być zaprojektowany tak skomplikowanie, jak to tylko możliwe. Już pierwszego dnia czułby się nędznie, biegając beznadziejnie zagubiony z kolegami z klasy, gdyby nie jego drugi problem z Hogwartem - inni uczniowie.

Byli wszędzie. W każdym cholernym korytarzu, w który skręcił, stały jakieś dzieciaki i gapiły się na niego. Szeptali. Obserwowali. Myślał, że ślizgoni zostawią go w spokoju po pierwszej nocy - ale nie, oni zawsze gdzieś tam byli, obserwowali, gapili się.

Jedyną zaletą tego, że byli wszędzie, było to, że Draco nie miał problemów z żądaniem, by dali mu wskazówki, jak dotrzeć do ich klas.

Starsi ślizgoni wydawali się szczególnie chętni, by ich oprowadzać i próbować nawiązać rozmowę z ich grupą.

Draco napuszył się, zadowolony z dodatkowej uwagi, jaką otrzymywali. Ron był jednak kimś, kto miał właściwe priorytety - patrzył i trzymał różdżkę w dłoni, gdy tylko śledzili ich inni uczniowie. Zabini, który zdawał się szybko i łatwo z nimi integrować, śmiał się za każdym razem, gdy Harry rzucał klątwę na każdego, kto próbował się do niego zbliżyć.

Pierwsze zajęcia, które miał, Historia Magii, były tylko kolejnym dowodem, jakby tego potrzebował, że Hogwart był szalony. Zajęcia prowadził duch. Prawdziwy, nie mogący utrzymać czegokolwiek solidnego, przezroczysty duch. Harry podejrzewał, że kiedy zmarł oryginalny profesor Binns, nawet nie zdał sobie sprawy, że umarł, dlatego teraz jako duch uczył historii.

A już na pewno nie zdawał sobie sprawy, gdy inni uczniowie próbowali spędzić sporą część zajęć, szepcząc o Harrym.

- ...obrzydliwy. - To był szept, który usłyszał od jednej ze swoich współlokatorek, Millicent Bulstrode.

- ...niechciany. - To słowo, które usłyszał od Parkinson.

- ...zły. - Padło z ust chłopca z Gryffindoru, o którym Harry myślał, że nazywa się Finnigan.

Neville i Draco, po obu jego stronach, najwyraźniej również słyszeli szepty i drwiny, sądząc po ich zesztywniałych ramionach i sztywnych twarzach.

- Ej. - Ron, który siedział za jego stołem razem z Zabinim i Nottem, syknął na chłopaka z Gryffindoru. - Dlaczego nie zamkniesz gęby, zanim ja zamknę ją za ciebie?

Harry nie miał pojęcia, dlaczego Ron go bronił. Nie wiedział też, dlaczego zaproponował, że będzie jego sekundantem zeszłej nocy. Wkrótce będzie musiał z nim porozmawiać i dowiedzieć się, jaką grę prowadzi, bo Harry nie zamierzał później zawdzięczać mu przysług.

- Tak? - szepnął drugi chłopak. - Założę się, że jesteś tak samo zły. Słyszałem, jak twoi bracia rozmawiali o tym, że nigdy wcześniej nie było Weasleya w Slytherinie, więc jak to się stało, że ty jesteś?

- Odwal się. - szepnął Ron, odwracając się do przodu, a jego uszy przybrały szokujący odcień czerwieni.

Podsumowując, Historia Magii nie była ulubioną lekcją Harry'ego.

Transmutacja jednak pozostawiła go z prawdopodobnie najbardziej szczerym uśmiechem w jego życiu.

Kiedy wszedł do klasy, skierował się do stołu z tyłu, dopóki nie usłyszał, jak ktoś wykrzykuje jego imię. Spojrzał w górę i zobaczył Susan przy biurku z przodu, która gestem wskazywała na puste miejsce obok siebie.

Podszedł do niej, powoli i ostrożnie unikając kontaktu z innymi uczniami Hufflepuffu, którzy otwarcie się na niego gapili, i uśmiechnął się nieśmiało.

- Chcesz, żebym tu usiadł?

Susan przewróciła oczami i westchnęła.

- Harry. Mówiłam ci, że jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele siedzą razem na lekcjach.

Wzruszył ramionami i odłożył torbę.

- 'Obra. - Odpowiedział radośnie.

Susan chwilę gawędziła i opowiedziała mu o swoich zajęciach z eliksirów, które miała przed tymi. Podobno profesor Snape był "naprawdę bardzo surowy", ale przyznał jej dwa punkty za to, że wiedziała, kiedy najlepiej zbierać księżycowe ziele.

Harry został uratowany przed opowiedzeniem jej, jak poszła historia, kiedy profesor McGonagall weszła do sali i natychmiast zwróciła na siebie uwagę.

Była raczej onieśmielającą czarownicą. Proste plecy, surowe spojrzenie, usta ułożone w twardą linię.

- Witam na zajęciach z transmutacji. Te zajęcia będą bez wątpienia jednymi z najniebezpieczniejszych i najtrudniejszych, z jakimi zetkniecie się podczas nauki. Każdy, kto będzie rozrabiał w mojej klasie, zostanie wyproszony i nie będzie mógł wrócić, czy to absolutnie jasne?

Wpatrywała się intensywnie w salę, jej oczy padały na każdego ucznia.

Harry nie sądził, że dramatyzuje, kiedy zobaczył, jak jej oczy zwężają się jeszcze bardziej, gdy napotkały jego.

Spuścił głowę i przesunął kciukiem po blacie stołu, słuchając jej wykładu na temat teorii stojącej za dzisiejszą lekcją.

W końcu profesor McGonagall rozdała wszystkim zapałki i nauczyła ich zaklęcia zmieniającego je w igłę. Susan zachichotała, kiedy po prostu wskazał na swoją i pozwolił swojej magii natychmiast ją zmienić.

- Panie Potter! - Harry podniósł wzrok i zbladł na widok irytacji na twarzy profesor.

- Pa-pani profesor? - Zapytał cicho.

- Gdzie jest twoja różdżka? - Zapytała go, jej głos był tak twardy jak jej oczy.

- W mojej kieszeni. - Powiedział prawie szeptem.

Niektóre dzieci za nim zaśmiały się z jego odpowiedzi. Usłyszał szept chłopca. "Co za kretyn", a jego twarz rozgrzała się na tę obelgę.

Wiedział, że brzmiał słabo - nienawidził tego. Tak łatwo było się tym nie przejmować, gdy chodziło o dzieci i łobuzów, ale nigdy nie miał dobrego starcia z dorosłym. Zwłaszcza z osobą mającą władzę.

Snape nie był taki zły, ale w sumie był trochę draniem, więc tak naprawdę się nie liczył.

Profesor McGonagall pogardliwie zareagowała na jego odpowiedź i trzasnęła kolejną zapałką o jego biurko, sprawiając, że wzdrygnął się na myśl o Susan.

- Nie toleruję oszukiwania, panie Potter. To pięć punktów od Slytherinu. Zrób to jeszcze raz.

Stanęła obok jego biurka ze skrzyżowanymi ramionami. Harry zbladł i poczuł drżenie rąk, gdy reszta klasy szeptała o tym, że jest oszustem. Czuł na sobie ich spojrzenia, a myśl o tym, że wszyscy na niego patrzą, sprawiała, że miał ochotę wyskoczyć ze skóry.

Nie mogę. Nie mogę tego zrobić, kiedy wszyscy się gapią. Czuł, jak jego oddech zaczyna przyspieszać i na próżno próbował oczyścić umysł. Nie bądź słaby.

Poczuł ciepłą i drobną dłoń, która na chwilę dotknęła jego ramienia i otrząsnął się z paniki. Spojrzał na Susan, która uśmiechnęła się do niego zachęcająco. Jej turkusowe oczy miały w sobie zdeterminowany błysk, gdy skinęła głową w kierunku jego zapałki.

Harry wziął uspokajający oddech, ignorując gapiącego się profesora i wścibskich uczniów, i skierował swoją uwagę na zapałkę. Pomyślał o zdeterminowanym spojrzeniu Susan i starał się sprawić, by jego pewność siebie była podobna. Skierował palec na zapałkę, wyobraził sobie igłę i lekko pociągnął za magię.

Natychmiast zadziałało. To naprawdę była jedna z najłatwiejszych magii, jakie kiedykolwiek zrobił. Uleczenie złamanej kostki, gdy miał dziewięć lat, było znacznie trudniejsze niż zmiana tej małej zapałki.

Susan klasnęła, a szepty reszty klasy wzrosły wykładniczo. Profesor nie wydawała się jednak być pod wrażeniem, tylko prychnęła i powiedziała mu, że musi popracować nad używaniem różdżki przez resztę zajęć, po czym odeszła na drugą stronę sali.

Harry opadł na biurko z ulgą. Nie był pewien, co takiego zrobił, że profesor tak wcześnie go znielubiła, ale miał nadzieję, że reszta nauczycieli "nie-duchów" będzie inna.

Obok niego Susan uniosła rękę prosto w powietrze, jej zapałka leżała zignorowana na biurku.

- Panno Bones. - McGonagall skinęła. - Potrzebuje pani pomocy?

Susan pokręciła głową.

- Nie, pani profesor. - Uśmiechnęła się do profesor i chociaż jej twarz nie wyglądała na uprzejmą, Harry mógł dostrzec twarde spojrzenie w jej oczach, które sprawiało, że wydawała się nieco starsza, niż była w rzeczywistości. - Po prostu zastanawiałam się, czy zamierza pani zwrócić Harry'emu jego pięć punktów, skoro udowodnił pani, że tak naprawdę nie oszukiwał.

Harry schował głowę, nie chcąc, by spojrzenie profesorki padło z powrotem na niego. Reszta sali zamilkła, czekając na odpowiedź.

- W porządku. Panie Potter, dodam pięć punktów z powrotem do Slytherinu, ponieważ wygląda na to, że nie oszukiwałeś.

Harry był tak zaskoczony, że podniósł głowę i spojrzał na nauczycielkę w szoku. Był przekonany, że odmówi.

- Jednak. - Kontynuowała, zatrzymując swoje szare oczy na zielonych oczach Harry'ego. - Odejmuję piątkę ze Slytherinu za niezastosowanie się do jasnych instrukcji, których udzieliłam, by użyć różdżki i wypowiedzieć zaklęcie na głos. Ponadto. - Przeniosła wzrok na Susan. - Odejmuję trzy punkty Hufflepuffowi za ingerowanie w metody dyscyplinarne nauczyciela.

...taa, to było właśnie to, czego oczekiwał.

Harry poczuł się niemiło, że Susan straciła punkty w jego imieniu, ale poczuł też ciepło w środku, że próbowała stanąć w jego obronie. Uśmiechnął się lekko, na tyle, na ile mógł w tej chwili, i prawie się roześmiał, widząc wyraz czystego oburzenia na jej twarzy.

- Przepraszam Susan. - szepnął do niej później, pod koniec zajęć, gdy oboje zamienili zapałki w igły za pomocą różdżek.

Susan przewróciła oczami, gdy pochyliła się bliżej niego i szepnęła.

- Nie przepraszaj. To było bzdurne gówno.

Harry zakrztusił się, gdy to powiedziała. Nigdy wcześniej nie słyszał od niej przekleństwa. Brzmiało to komicznie z ust, które zwykle spędzały większość czasu chichocząc. Rzucił jej krzywy uśmiech, a ona mrugnęła do niego.

Kiedy rozległ się dzwonek na koniec zajęć, Harry był bardziej niż gotowy, by udać się na lunch, a kiedy Draco i Ron spędzili całą drogę na dyskredytowaniu McGonagall, ledwo słuchał. Powtarzał sobie, w jaki sposób Susan pomogła mu w klasie i miał szczery uśmiech na twarzy, gdy zdał sobie sprawę, że to właśnie musi oznaczać posiadanie najlepszego przyjaciela.

***

Reszta tygodnia zdawała się mijać szybko.

Chociaż szepty i spojrzenia nie zmniejszyły się zbytnio, Harry przyzwyczaił się do ignorowania ich.

I znacznie lepiej radził sobie z rzucaniem cichych klątw na tych, którzy nie wysyłali jego myśli w spiralę.

Czuł się coraz bardziej komfortowo w dormitorium Slytherinu i doceniał wysiłki Draco związane z harmonogramem mycia się, kiedy każdego ranka mógł wziąć gorący prysznic. Nie miał pojęcia, że będzie to tak niesamowite uczucie.

Poza transmutacją, którą Harry miał w poniedziałki i środy, reszta nauczycieli wydawała się podekscytowana jego magią i nikt inny nie zmuszał go do używania różdżki.

Właściwie - profesor Flitwick przyznał mu piętnaście punktów za czar lumos, który stworzył unoszącą się kulę światła, a profesor Quirrell jąkał się, zapraszając go na prywatne lekcje pojedynków. Nauczycielka astronomii, profesor Sinistra, była zachwycona, że znał większość konstelacji na pamięć. Spędziła dwadzieścia minut po zajęciach, z zapałem polecając mu książki o różnych historiach konstelacji, najwyraźniej zadowolona, że ma ucznia, który wie tak dużo o gwiazdach.

Nie zadał sobie trudu, by powiedzieć jej, że spędził wiele bezsennych nocy na przedmieściach Londynu, gdzie nic nie zasłaniało mu widoku nieba z ławki w parku.

Jego pierwsze zajęcia z eliksirów, w czwartek po obiedzie, pozostawiły go z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony nie wymagały od niego faktycznego używania magii, więc musiał pracować tak samo ciężko jak inni, aby uzyskać dobry wynik - co mu odpowiadało, jego inne zajęcia były nudne. Prawdziwym problemem w tej klasie był Finnigan.

Harry nie miał pojęcia, dlaczego chłopak był tak zdeterminowany, by mu przeszkadzać, ale wydawał się mieć jakiś naturalny instynkt, który prowadził go do naciskania, aż Harry prawie się złamał.

W szafce ze składnikami Finnigan syczał mu do ucha 'dziwak' kiedy tłoczył się za Harrym, blisko, zbyt blisko, pod pozorem sięgania po te same składniki.

Harry nic o tym nie powiedział, ale Draco zgłosił się na ochotnika, by zdobyć dla nich resztę składników, gdy wróci do ich kociołka.

Kiedy Neville popełnił błąd na zajęciach, który wysadził kociołek jego i Finnigana, Harry mógłby przysiąc, że widział, jak Neville mrugnął do niego okiem po tym, jak profesor Snape przydzielił im zero na cały dzień.

Jak już powiedział, miał mieszane uczucia co do lekcji eliksirów.

***

W piątek rano Harry obudził się wcześnie, z krzykiem zduszonym w gardle, kocami splątanymi wokół jego nóg i skórą drżącą od potu. Usiadł na łóżku, zerwał z siebie koce i desperacko wciągnął powietrze.

To był sen, tylko sen. Jesteś w Hogwarcie. To nie jest prawdziwe. Już nie. Nigdy więcej.

Po drugiej stronie pokoju ruda głowa Rona zerknęła na niego zza zawieszonego baldachimu.

- Wszystko w porządku, stary? - Zapytał sennie.

- W porządku. - Uciął Harry. - Wracaj spać.

Ron rzucił mu zaciekawione spojrzenie, po czym wzruszył ramionami i położył głowę z powrotem na poduszce.

Harry wciąż nie porozmawiał z nim o tym, dlaczego zachowywał się wobec niego tak miło. Już dwa razy, na lekcjach, drugi chłopiec docinał dzieciakom, które zachowywały się jak palanty. Raz, na zielarstwie, Ron rzucił nawet garścią błota w Bulstrode, kiedy ta potrąciła Harry'ego przed szklarnią. Hermiona chichotała obok niego, gdy Bulstrode zmieniła kolor na niepokojąco purpurowy z powodu błota na jej szatach.

Zastanawianie się nad intencjami Rona pomogło mu oczyścić umysł z koszmaru, który miał. Sprawdził czas i zobaczył, że jest 05:00, nikt nie był zaplanowany na prysznic przez następną godzinę, więc Harry zdecydował, że równie dobrze może wstać i przygotować się teraz.

Czuł się jak zombie przez cały prysznic i przegląd eseju z Eliksirów, który miał oddać dziś rano, a także podczas spaceru na śniadanie z innymi chłopcami. Jego umysł był zamglony, a oczy ciężkie.

Leniwie, skubiąc kawałek tosta, zastanawiał się, ile kłopotów będzie miał, jeśli opuści lekcje i prześpi cały dzień.

Już miał zapytać o to Draco, kiedy na stole przed nim wylądował duży puszczyk i wystawił nogę.

- Eee... - Rozejrzał się uważnie po innych dzieciach siedzących niedaleko niego. - Czy to dla mnie?

Sowa rzuciła mu spojrzenie, które wyraźnie mówiło, co myśli o jego zdolnościach umysłowych i potrząsnęła nogą prosto w jego twarz.

- No, otwieraj! - zawołał Draco, zerkając na niego przez ramię.

Harry rzucił mu spojrzenie, które sprawiło, że drugi chłopiec odsunął się nieco z zawstydzonym wyrazem twarzy.

Ostrożnie odwiązał gruby zwój, otworzył go, a potem wpatrywał się w niego pustym wzrokiem po przeczytaniu kilku pierwszych linijek.

- Co jest kurwa? - Wyszeptał (nowe wyrażenie, które usłyszał od profesora Snape'a i które nigdy nie przestawało rozśmieszać Neville'a, a Hermionę różowić z oburzenia).

- O co chodzi? - Zapytał Draco, ostrożnie nie podchodząc zbyt blisko.

- Nie wiem, jest napisane "zaproszenie do sojuszu", a potem wiele bzdur.

Draco, Ron i Nott ożywili się. Zabini dalej jadł jajecznicę.

- Naprawdę? - Zapytał Nott. - Od jakiej rodziny?

Harry spojrzał na dół listu, gdzie znajdował się podpis.

- Juliana Zabini?

Pozostali chłopcy odwrócili się i spojrzeli na Zabiniego, który wzruszył obojętnie ramionami i kontynuował szturchanie jajek na swoim talerzu.

- Matka przeczytała moje listy o Potterze i nalegała, byśmy wysłali formalną ofertę sojuszu między nim a moją rodziną.

Ron zmarszczył brwi.

- To takie czystokrwiste.

Ty też jesteś czystokrwisty. - Odpowiedział Zabini.

Przerywając nadchodzącą kłótnię, jeśli uszy Rona były czymś wróżącym, o czym do tej pory Harry zdążył się przekonać, odezwał się.

- Co to jest sojusz? - Zapytał Zabiniego.

Zabini spojrzał zamyślony na jego pytanie, ale to Nott odpowiedział.

- Sojusz to więź między jednostkami, ale czasami może być między rodzinami. Oznacza to, że zgadzacie się walczyć i bronić siebie nawzajem przed zewnętrznymi stronami i pomagać sobie nawzajem w osiąganiu celów, kiedy jesteście w stanie.

Harry rozważał to przez kilka chwil i w końcu doszedł do zrozumienia.

- Och, jak gang.

Miał wiele doświadczeń z gangami w Londynie. Na początku spędził dużo czasu i energii na unikaniu ich, postrzegali go jako mały i łatwy cel do pobicia i napadów. Następnie, po tym jak przeszedł kilka rund z kilkoma gangami i zostawił swoje ślady, poświęcił swój czas na unikanie ofert dołączenia. Nie chciał być podwładnym w gangu - ale nie miałby nic przeciwko byciu przywódcą jednego z nich. W gangach było dużo władzy i ochrony, jeśli miało się odpowiednich ludzi.

- Co to jest gang? - Zapytał Draco, marszcząc nos na nieznany mu termin.

- To tak, jak powiedział Nott, prawda? Ludzie, którzy będą z tobą walczyć i pomagać.

Zabini skinął mu głową.

- Dokładnie.

- Czym sojusz lub gang różni się od przyjaźni? - Wymamrotał Ron, marszcząc brwi w zakłopotaniu.

Draco westchnął dramatycznie, zanim odpowiedział.

- Sojusz...

Harry zakaszlał i rzucił mu ostre spojrzenie.

Draco z trudem powstrzymał się od przewrócenia oczami.

- Przepraszam, gang jest o wiele bardziej formalny. Przyjaźnie można zerwać, ale sojusze i gangi mają większe konsekwencje, jeśli je zerwiesz.

Harry zgodził się z tym wyjaśnieniem. Widział wiele nastolatków znalezionych w rzekach i śmietnikach po rzekomej próbie wycofania się z gangu. To był jeden z powodów, dla których nigdy nie chciał być czyimś podwładnym. Nie chciał by ktokolwiek miał władzę nad jego życiem i jego wyborami.

- Cóż, to głupie. - Powiedział Ron, kontynuując debatę z Draco. - Ja i Harry jesteśmy kumplami i nie wydaje mi się, żebym musiał wysyłać mu jakiś fantazyjny list, że będę za niego walczył.

Harry spojrzał na niego z niedowierzaniem, myśląc o wszystkich ich interakcjach.

- Kiedy stwierdziłeś, że jesteśmy przyjaciółmi?

Był przekonany, że Susan była jak dotąd jedyną osobą, która zadeklarowała, że jest jego przyjaciółką. Jasne, niektóre z pozostałych dzieciaków, jak Hermiona, Neville i wszyscy inni, byli dla niego dość mili, ale to nie znaczyło, że chcieli być jego przyjaciółmi.

Draco i Zabini prychnęli, podczas gdy Nott ukrył uśmiech za podręcznikiem do Zaklęć.

Ron odchrząknął i obronnie skrzyżował ręce na piersi.

- No nie wiem, może nie powiedziałem tego na głos, ale myślałem, że jesteśmy. - Mruknął, a jego policzki zabarwiły się na czerwono.

- Może powinieneś był wysłać "fantazyjny list". - Zabini zasugerował niewinnym tonem, którego zdradzał jego uśmieszek.

- Och. - Harry pomyślał, że w końcu zrozumiał, dlaczego Ron bronił go na lekcjach. - To dlatego wrzeszczałeś na Finnigana i rzucałeś błotem w Bulstrode? Dlaczego po prostu nie powiedziałeś, że chcesz być ze mną w gangu? Myślałem, że będziesz próbował poprosić mnie o jakąś przysługę.

Ron wyglądał na skrępowanego, ale Harry podziwiał, jak trzymał głowę podniesioną i patrzył na Harry'ego. Był uparty - Umiejętność, która mogłaby uratować mu życie, gdyby żył tak jak Harry.

- To znaczy, nie wiem zbyt wiele o gangach, ale jeśli oznacza to, że spędzamy ze sobą czas i robimy dla siebie różne rzeczy tylko dlatego, że jesteśmy kumplami, to tak, ja też chcę być w gangu.

Harry przyjrzał mu się uważnie, rozważając plusy i minusy dołączenia Rona do gangu. Jak dotąd były tylko plusy bycia z Ronem, ale nie był pewien, czy nigdy nie będzie żadnych minusów.

- 'Obra. - Powiedział w końcu. - Możesz się przyłączyć. Ale jeśli później spróbujesz coś spieprzyć, to z tobą skończę.

Ron przytaknął ochoczo i uśmiechnął się, po czym rzucił Draco zadowolone spojrzenie.

- Super. - Powiedział, zanim wrócił do swojego śniadania.

- Potter, ja też chciałbym być częścią twojego gangu. - Draco powiedział z nadąsanym wyrazem twarzy. - Nie mogę jeszcze rozszerzyć oferty na całą moją rodzinę, ponieważ ojciec zawsze jest ostrożny, jeśli chodzi o łączenie się z innymi. - Ron prychnął, jakby znajdując coś zabawnego w stwierdzeniu Draco. - Ale dano mi pozwolenie na dołączenie do kogokolwiek, kogo wybiorę, tak długo, jak będę w stanie odpowiednio się wytłumaczyć. - Draco kontynuował, ignorując przerwanie Rona. - I wierzę, że ojciec będzie zadowolony, słysząc, że do was dołączam.

Harry wzruszył ramionami, Draco był trochę elegancki i dystyngowany, ale ogólnie nie był złym człowiekiem. Zaplanował ten harmonogram do łazienki i dał mu czekoladową żabę po ich ostatnich zajęciach z McGonagall.

- Jasne, Draco, ale nie zapominaj, że nie jestem winien żadnych przysług nikomu z mojego gangu. - Spojrzał na Draco i Rona, jego oczy błysnęły niebezpiecznie.

- Oczywiście. - Powiedział Draco, jego elegancki ton nie zakrywał sposobu, w jaki jego blada twarz zbladła jeszcze bardziej pod wpływem spojrzenia. - Gangi pomagają sobie nawzajem ze względu na swoje zobowiązania, a nie za przysługi.

Ron skinął głową i szybko się zgodził.

Harry wrócił do leżącego przed nim listu i zastanowił się nad nim.

- Zabini? Dlaczego twoja mama miałaby chcieć być w gangu? Oboje próbujecie do niego dołączyć czy tylko ona?

Zabini odpowiedział w typowy dla siebie swobodny sposób typu "Nie obchodzi mnie ta rozmowa". - Matka związałaby się z tobą i twoimi sprawami, ale ja byłbym formalnym przedstawicielem rodziny Zabinich.

Nie wiedział zbyt wiele o Zabinim, poza tym, że nigdy się nie przejmował, uwielbiał porównywać plotki z Nevillem, zawsze próbował uprawiać hazard i wydawał się być kiepski z astronomii.

- Dlaczego miałbyś się przyłączyć? - Harry zapytał z zaciekawieniem. Wiedział, że większość gangów miała prawa inicjacyjne, ale ponieważ nigdy do żadnego nie należał, nie wiedział, na czym one polegały.

Ron również spojrzał na Zabiniego, jakby też był ciekawy, jak mógłby udowodnić swoją wartość dla ich gangu.

- Gdzie mieszkasz latem? - Zabini spytał, zupełnie nie na temat.

- Nie twój cholerny interes. - Harry warknął złośliwie.

Dziwak. Brudas. Sierota. Włóczęga. Dziwka.

Harry'emu zakręciło się w głowie od obelg, które, jak sobie wyobrażał, usłyszałby, gdyby inni chłopcy dowiedzieli się o jego życiu poza Hogwartem. Skulił głowę w kierunku klatki piersiowej, położył dłonie płasko na stole śniadaniowym i potarł kciukami o jego powierzchnię, desperacko próbując się uspokoić.

- Hej, Potter.

Zerknął na zakłopotanego Zabini i odwrócił wzrok, szybko oceniając innych uczniów znajdujących się najbliżej niego, potem w kierunku drzwi do głównej sali, a na końcu z powrotem do stołu.

- Przepraszam. Nie chciałem cię zdenerwować.

Harry opuścił twarz, ale uważnie obserwował Zabiniego przez rzęsy i wykonał swoją najlepszą imitację obojętnego prychnięcia.

- Nie jestem zdenerwowany. - Skłamał. - Po prostu to nie twoja sprawa, nie?

- Chciałem tylko powiedzieć, że jeśli dostaniesz pozwolenie od swoich opiekunów, to tego lata możesz zostać ze mną i Matką w naszej posiadłości we Włoszech. A gdybym był częścią gangu, Matka dałaby ci dostęp do naszej rodzinnej biblioteki. - zniżył głos i pochylił się bliżej Harry'ego. - Mamy wiele tomów, których nigdy nie znajdziesz w Hogwarcie.

Harry podniósł głowę, a jego umysł oczyścił się na tę nową informację.

- Naprawdę? - Odetchnął. - I nie będę ci nic winien? Mogę po prostu zostać i czytać?

Zabini uśmiechnął się ostro na jego zdyszane podekscytowanie.

- Jeśli będę w gangu.

Harry od razu przytaknął.

- Jasne. Możesz się przyłączyć, Zabini. Na tych samych zasadach, co Draco i Ron

Ron parsknął, a Draco roześmiał się z jego szybkiego entuzjazmu i akceptacji.

Zabini uniósł puchar w małym salucie i mrugnął do Harry'ego.

- Na zdrowie, mów mi Blaise, proszę.

- Chyba jesteśmy wszyscy. - Ron powiedział radośnie.

*Ahem.* - Draco oczyścił gardło i posłał ostre spojrzenie Nottowi, który wzruszył ramionami zza swojej książki.

- Nie wolno mi dołączyć do gangu bez zgody ojca. - Powiedział po prostu.

Harry uznał, że brzmi to rozsądnie i zapewnił go, że jeśli zmieni zdanie i wymyśli dobry powód, dla którego powinien dołączyć, będzie mógł być z nimi.

 

Forward
Sign in to leave a review.