Zmartwychwstanie

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
G
Zmartwychwstanie
Summary
Są granice, których przekroczenie jest niebezpieczne; przekroczywszy je bowiem, wrócić już niepodobnaFiodor Dostojewski, Zbrodnia i karaRegulus to klejnot w rodzinie Blacków. Od dziecka wychowywany w przekonaniu, że jest człowiekiem niezwykłym. Natomiast mugole to jednostki zwykłe, których na tym świecie jest zdecydowanie zbyt wiele. Dlatego jego największym marzeniem zostało dołączenie do Czarnego Pana, aby zmienić ten stan rzeczy. Niestety jego idea musiała w końcu zderzyć się z rzeczywistością. Zabijając swoją pierwszą ofiarę poczuł jakby tak naprawdę zabił samego siebie. Czy to oznacza, że jest taką samą zdradziecką wszą jak Syriusz?Jakby miał dość problemów wplątuje się w dziwną relację z byłą kandydatką na narzeczoną jego brata. Sonia na pierwszy rzut oka wydająca się idealną czystokrwistą czarownicą, za wszelką cenę próbuje pomóc Regulusowi się zmienić. Jednak okazuje się, że ona również skrywa brudny sekret. Czy pomimo różnic między tą dwójką może się zrodzić prawdziwa więź dusz?
All Chapters Forward

Miłość To Obosieczny Nóż

Horacy Slughorn przez wiele lat uważał Regulusa za jedno ze swoich największych odkryć. Lubił mu powtarzać, że z pewnością kiedyś stanie się wybitnym czarodziejem. Jakie więc ogromne rozczarowanie musiał przeżywać, widząc obecne rezultaty pracy Blacka. Profesor skrzywił się nieznacznie na widok czarnej brei wypełniającej jego kociołek. Nie dało się ukryć, że coś musiało pójść tu zdecydowanie nie tak.

Sam chłopak rozumiał w czym tkwił problem. Ważenie eliksirów jest zajęciem wymagającym precyzji oraz niezachwianej koncentracji. Pomimo wszelkich starań, nieodwracalnie utracił te dwie cenne umiejętności na rzecz wiecznego roztargnienia. W pewien sposób zdążył się do tego przyzwyczaić.

— No cóż panie Black... Przynajmniej tym razem nie spowodowałeś żadnego wybuchu. — Slughorn spróbował go pocieszyć. — To zawsze jakiś postęp, ale od grupy zaawansowanej oczekuję czegoś lepszego.

Następnie przeszedł do siedzącego obok niego Damona. Niestety interwencje Tamary nic nie dały i nie pozwolono jej nowemu chłopakowi, w tym roku wyjątkowo zmienić miejsca. Musiał dalej męczyć się ze zdrajcą krwi u boku, ale nie wydawał się zawiedziony takim obrotem spraw. W sumie mało co go obchodziło. Jego eliksir nie wyglądał dużo lepiej od papki Regulusa, a śmiał się równie wesoło jak podczas wygranych meczów Qudditcha.

— Doskonale panno Shafiq!  — Slughorn wykrzyczał z zachwytem, gdy dotarł do stolika Soni i Lucindy. — Dziesięć punktu dla Hufflepuffu! Chyba jeszcze nigdy nie miałem przyjemności widzieć tak idealnej konsystencji! Tobie również gratuluję Lucindo. Jak widać pochodzenie nie zawsze nas definiuje.

Regulus natychmiast się ożywił. Nawet jego własne wieczne porażki nie mogły obrzydzić mu widoku Ślizgonów przysłuchujących się zachwytom nad talentem charłaczki. Według nich opiekun Slytherinu powinien stać po ich stronie, a nie faworyzować osoby z brudną krwią. Wydawało się, że Tamara dłużej tego po prostu nie zniesie i rzuci swoim kociołkiem w kierunku znienawidzonych przez siebie dziewczyn. Na szczęście nic takiego nie nastąpiło i większość uczniów się rozeszła.

Black już miał zabrać swoje rzeczy, gdy wychwycił porozumiewawcze spojrzenie Soni posłane w jego stronę. To był ich tajny sygnał, więc cierpliwie poczekał aż do niego podejdzie. Wiele razy dyskutowali o tym w jego dormitorium oraz pustych korytarzach. Historia opowiedziana przez nieświadomą jej wagi Lucindę, mogła ocalić tysiące istnień. Grzebanie w brudach lat funkcjonowania Hogwartu nie mogło co prawda skończyć się dobrze, ale grzechem byłoby z tego nie skorzystać. Ten niepozorny ślad był jedyną szansą Regulusa na pokonanie Lorda Voldemorta.

— Myślisz, że to odpowiednia chwila? — zapytała cicho, łaskocząc go w ucho swoim oddechem.

— Nie mam pojęcia — nie chciał jej niepotrzebnie okłamywać. — Ale lepszej raczej i tak nie będzie.

Ścisnął jej dłoń, aby dodać jej otuchy. Wiedzieli, że wszystko będzie głównie zależeć od czystego przypadku, ale Sonia i tak nie mogła się powstrzymać przed opracowaniem strategii na każdą ewentualność. Właśnie z tego powodu tak bardzo zależało jej na zyskaniu sympatii Slughorna. Miałaby wtedy większe szanse wyciągnąć od niego informacje o Riddlu i Griffin bez wzbudzania podejrzeń. Cały miesiąc ciężko pracowała, aby uzyskiwać u niego najlepsze noty. Teraz miało się okazać czy wszystkie jej starania się opłaciły.

— Przepraszam profesorze. — To Regulus postanowił zacząć pierwszy i zatrzymał Slughorna w ostatniej chwili. — Mógłby pan poświęcić nam jeszcze kilka minut? Chciałem zapytać o coś związanego z Klubem Ślimaka.

— Oczywiście Regulusie. Dla ciebie zawsze mam czas — zapewnił go, posyłąjąc mu dobrotliwy uśmiech.

Chłopak poczuł ogromną ulgę. O dziwo, nie tylko z powodu osiągnięcia zamierzonego wcześniej celu. Miło było wiedzieć, że pomimo jego kilku ostatnich potknięć na zajęciach, nauczyciel się od niego zupełnie nie odwrócił. Ani przez chwilę nie wątpił, że dotarła do niego wiadomość o licznych zmianach w życiu swojego wychowanka. Najwyraźniej mu to nie przeszkadzało. Miło było mieć przy sobie kolejną życzliwą duszę.

Co prawda nie chwalił się wszystkim swoją wyprowadzką z domu, jednak o bliskiej relacji łączącej go z charłaczką mogli się przekonać na własne oczy. Sam wolał tego nie komentować przy innych uczniach. Już wystarczająco trudno było walczyć z własną rodziną i większością Ślizgonów. Nie potrzebował robić sobie kolejnych wrogów.

— Ubolewam, ale niestety nie mogę pojawić się na następnym spotkaniu. Muszę nadgonić materiał z kilku przedmiotów. Przez problemy osobiste narobiły mi się straszne zaległości.

— Rozumiem twoje motywacje, nauka jest bardzo ważna. Jednak nie mogę ukryć, że czuje się zawiedziony. Miałem szczerą nadzieję, że pojawisz się razem z panną Shafiq na moim skromnym przyjęciu. Obiecałem już swoim gościom, rozmowę z pierwszą niemagiczną osobą uczącą się w Hogwarcie. Byłoby mi naprawdę niezręcznie, gdybym musiał ich zawieść. — Pomimo starań nie mógł ukryć swojej prawdziwej natury imprezowicza i kolekcjonera znajomości.

— Nie musi się pan martwić. Z pewnością uda mi się przyjść z Lucindą — uspokoiła go, gdy utkwił w niej błagalne spojrzenie. — Nie mogłabym tego przegapić. Słyszałam dużo o pańskim klubie.

— Naprawdę?

—  Sprzątałam ostatnio w Izbie Pamięci razem z Lucindą i miałyśmy okazję przyjrzeć się kilku nagrodom prefektów. Zawsze interesowałam się sylwetkami wybitnych czarodziejów i ich drodze do sukcesu — nawet nie musiała udawać, aby przekonać go o prawdziwości swoich słów. — Chciałam wiedzieć więcej, więc zerknęłam do kronik. Niestety zabrakło tam kilku absolwentów Hogwartu. Lucinda twierdziła, że powinnam zapytać o to pana, ponieważ większość z nich była pańskimi odkryciami. Trudno było mi w to uwierzyć. Znać aż tyle ponadprzeciętnych osobistości!

— Tak, w czasie swojej kadencji w tej szkole, odkryłem prawdziwe diamenty. — Cały się ożywił jakby w jednej chwili odmłodniał o dziesięć lat. — Poczekaj chwilkę, panno Shafiq! Zawsze noszę fotografie moich ulubieńców przy sobie.

Zaczął szperać w pudłach, które trzymał na biurku jakby czekał na to jedno pytanie całe życie. Nastolatkowie spojrzeli po sobie lekko zbici z tropu. Slughorn wcale nie próbował się bronić przed wyjawieniem tajemnic swoich wychowanków. Sam pragnął im wszystko opowiedzieć na jednym posiedzeniu. W najoptymistyczniejszych scenariuszach nie przewidywali, że to będzie aż tak proste. Nie mieli jednak zamiaru z tego powodu nadmiernie narzekać. Zamiast tego pochylili się nad zdjęciami.

Wydawało się, że Slughorn może mówić w nieskończoność. Sonia słuchała ze szczerym zainteresowaniem, ale Regulusowi znacznie trudniej było się skupić na jego słowach. Przyłapał się na tym, że co chwila ucieka gdzieś myślami. Szczerze mówiąc, mało go obchodzili jego dawni uczniowie. Chciał dostać konkrety związane z Riddlem i Griffin i móc działać dalej. Niestety, zapytanie wprost byłoby zbyt podejrzane, więc musiał się przemęczyć.

— A to jeden z moich ulubionych uczniów. Mój kochany Tom — uśmiechnął się na samo wspomnienie. —  Zawsze marzył o uczeniu w Hogwarcie. Szkoda, że Dumbledore nie chciał go przyjąć w tak młodym wieku. Moglibyście się od niego naprawdę wiele nauczyć.

W jednej chwili Black się rozbudził i utkwił wzrok w starej fotografii. Było tam kilku uczniów, ale jeden znacznie się wyróżniał. Obok Slughorna stał wysoki chłopak o dość inteligentym spojrzeniu. Uśmiechał się do obiektywu w tak perfekcyjny sposób, jakby ćwiczył tą pozę kilka godzin przed lustrem. Jego szaty zdobiły oczywiście barwy Slytherinu. Nie było w nim niczego nadzwyczajnego, a jednak Regulus czuł podskórnie jakby powinien znać skądś tą twarz.

— Jego medal wisi w Izbie Pamięci — Sonia zwróciła się do Slughorna.

— Tak, wiele razy zasłużył się naszej szkole — poinformował ją z dumą. — Zatrzymał zamieszanie do którego doprowadził niezbyt mądry dobór zwierzątek domowych jednego z młodszych Gryfonów.  Nie widziałem go od kiedy ukończył Hogwart. Taki wielki zmarnowany potencjał.

— A kim jest ta dziewczyna, którą trzyma za rękę? — Slughorn od razu posmutniał.

Pytanie Soni było dość trafne. W pierwszej chwili Regulus tego nie zauważył. Za bardzo skupił się na młodym Ślizgonie. Rzeczywiście ściskał on palce innej uczennicy, która stała przy nim dość blisko. Ku jego zdziwieniu okazało się, że była to Gryfonka. Jej płowe włosy spływały falami na szkolny mundurek, a jasnoniebieskie oczy były skierowane na Toma z wyraźnym uczuciem. Byłaby całkiem ładna, gdyby nie niepojąca bladość skóry. Od razu nasunął mu się żałosny obraz Ottona Umbridge'a ze Świętego Munga.

— Amanda Griffin — głos mu się załamał, gdy przesunął kciukiem po papierze. — Nie sądzę, żebyście chcieli o niej słuchać. To dość przygnębiające.

— Nalegam, profesorze. Griffin to skrót od nazwiska Godryka Gryffindora, mam rację? — próbowała zachęcić Slughorna.

— Brawo, panno Shafiq. Zawsze masz rację. To była bardzo miła dziewczyna. Niestety, była poważnie chora. Choroba genetyczna, jej matka cierpiała na tą samą przypadłość. O ile wiem uzdrowiciele nie dawali jej żadnych nadziei na poprawę.

— Z tego powodu zmarła? — zapytał niezbyt delikatnie Regulus, który od razu domyślił się zakończenia tej historii.

— To właśnie dziwne — zmarszczył brwi. — Nie wiadomo co naprawdę się stało z tą biedaczką. Wyszła poza teren zamku i nie wróciła. Prawdopodobnie zasłabła w Zakazanym Lesie i dopadł ją jakiś potwór. A przynajmniej tak podejrzewał Dumbledore. Mówię wam, okropna historia. Tom nigdy się z tego nie pozbierał. Byli bardzo blisko, pomimo odwiecznej wrogości między Slytherinem, a Gryffindorem. Ciągle mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę mógł o nim usłyszeć.

— Rodzice musieli być z niego bardzo dumni — skomentowała Sonia z drżącym głosem.

— Niestety Tom był sierotą. Wychował się w mugolskim sierocińcu. Okazuje się, że niezwykłość możemy odnaleść w każdym miejscu — westchnął z nostalgią, a następnie odłożył fotografie na miejsce. — No cóż, chyba zabrałem wam wystarczająco dużo czasu. Zmykajcie już do Hogsmeade i dobrze się bawcie póki możecie. W końcu szczęśliwe chwile w życiu są tak bardzo ulotne.

Regulus chciał zaprotestować i poprosić o jeszcze więcej szczegółów, ale Sonia powstrzymała go ruchem ręki. Najwyraźniej uznała, że tyle informacji im w zupełności wystarczy. Zerknął na nią kątem oka przyzwyczajony do jej szybkiego toku myślenia. Z pewnością czegoś nie dostrzegał, a Puchonka wyciągnęła z tego więcej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. A on jak zawsze niezachwianie wierzył w jej ocenę sytuacji.

— Do widzenia, bardzo dziękujemy profesorze za tą pouczającą lekcję historii — pożegnał się ze Slughornem, zamykając za sobą drzwi.

Dopiero na schodach odważył się zapytać Sonię co o tym wszystkim myśli. Chciał również podzielić się z nią własnymi przemyśleniami na temat Toma Riddle'a i Amandy Griffin oraz ich zaangażowania w całą sprawę z potworem. Może i nie był urodzonym detektywem, ale nawet on był w stanie domyślić się, że zniknięcie tamtej Gryfonki nie było przypadkowym nieszczęściem. Dziedzic Slytherina ewidentnie próbował pozbyć się świadków. Kto wie, może ulubieniec Slughorna stał się jego kolejną ofiarą?

Omal nie potknął się o stopień, gdy dziewczyna prawie zupełnie zignorowała jego pytanie. Rzuciła tylko, że porozmawiają o tym później jak już wrócą z Hogsmeade. Zdecydowanie nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Przez chwilę przeszło mu nawet przez myśl, że rozchorowała się od nadmiaru pracy na zajęciach z eliksirów. W końcu dla Sofiji Shafiq mało co było ważniejsze od rozwiązywania łamigłówek.

Tajemnica jej dziwnego zachowania rozwiązała się sama, gdy podbiegła do nich zdyszana Lucinda Pettigrew. Regulus naprawdę nie miał pojęcia w jaki sposób mogła się aż tak szybko przemieszczać w takich wysokich obcasach. Jednak nie zamierzała narzekać na swój stan i od razu dopadła do przyjaciółki.

— Gdzie się tak długo podziewaliście? Straciliśmy dobrą godzinę pobytu w Hogsmeade — zrugała ich na powitanie Lucinda.

— Wybacz, musieliśmy porozmawiać o czymś bardzo ważnym ze Slughornem. Ale jesteśmy już gotowi do wyjścia. — Wzięła chłopaka pod ramię. — Regulusie, nie rób takiej miny. Obiecuję ci, że nie pożałujesz i później będziesz nam dziękował.

Ślizgon przewrócił oczami na to stwierdzenie. Naprawdę nie wiedział dlaczego obie robiły z tego takie zamieszanie. Rzeczywiście wyjście do Hogsmeade już w październiku było dość zaskakujące, ale bez przesady. Szczerze mówiąc wolałby spędzić ten czas w Pokoju Wspólnym Slytherinu, który wyjątkowo miałby tylko dla siebie. To byłby błogi dzień bez ciągłych przytyków ze strony Ślizgonów na każdym kroku.
Miały prawdziwe szczęście, że nie lubił odmawiać Soni, gdy jej na czymś zależało. Inaczej w żadnym razie nie dałby się namówić na ten beznadziejny pomysł. A w ten sposób opuścił z nimi teren zamku bez najmniejszego słowa protestu.

Siostra Petera Pettigrew przez całą drogę nawijała o wielkim skandalu na weselu Jamesa i Lily, który odbył się pod koniec wakacji. Podobno Potter z niewiadomych nikomu powodów rzucił się z pięściami na Remusa, a panna młoda wybiegła stamtąd z płaczem. Cały Hogwart żył tymi plotkami, ponieważ dzięki temu mogli choć na chwilę zapomnieć o niedawnym ogłoszeniu przez Ministerswo czynnej walki ze śmierciożercami.  Natomiast Regulus przysłuchiwał się ich rozmowie z lekką rezerwą. Miał większe zmartwienia niż wewnętrzne rozłamy w grupie Huncwotów.

Musiał przyznać, że ostatnim czego by się spodziewał to zażyła przyjaźń Soni i Lucindy. Oczywiście nie miał nic przeciwko, Shafiq mogła spędzać czas z kim tylko zechce. Problem tkwił w jej nieustannym naciskaniu, aby również spróbował dogadać się z jedyną przychylną mu Ślizgonką. Nieustannie powtarzała mu, że nie może unikać ludzi i zamykać się sam we własnym dormitorium w nieskończoność. Może i stracił dawnych znajomych, ale nadal mógł zyskać nowych, jeżeli tylko da im szansę. Nie wzięła tylko jednej rzeczy pod uwagę. Lucinda Pettigrew była dziewczyną jego brata z którym nie rozmawiał od ponad roku. Każda próba kontaktu z nią niebezpiecznie zahaczała o temat Syriusza, chociaż nigdy nie wymówiła przy nim tego imienia. Nie chciał niepotrzebnie zniszczyć swojej rezerwy do brata, którą sobie z takim trudem wypracował.

Kiedy przechodzili przez uliczkę prowadzącą do Pubu Pod Trzema Miotłami, Regulus gwałtownie się odwrócił z dziwnym wyrazem twarzy. Przez chwilę wydawało mu się, że usłyszał za sobą znajomy odgłos aportacji. Jednak nikogo tam nie było oprócz kilku zaskoczonych jego reakcją uczniów Hogwartu. Zaczęli do siebie szeptać, zapewne komentując jego dziwne zachowanie. Chłopak tylko pokręcił głową, musiał się po prostu przesłyszeć.

— Zanim się wściekniesz, chciałam ci powiedzieć, że nie miałyśmy złych intencji. Zrobiłyśmy to wszystko dla twojego dobra — zwróciła się do niego Sonia z wyraźnymi wyrzutami sumienia wypisanymi na twarzy, gdy w końcu stanęli przed gospodą.

— O czym ty niby mówisz? — zmarszczył brwi.

— Bez zbędnego gadania, niespodzianka! — wypiszczała Lucinda i wepchnęła go jednym ruchem przez drzwi.

To dziwne zachowanie go trochę zakłopotało. Taki okrzyk byłby całkowicie zrozumiały, gdyby urządziły mu przyjęcie niespodziankę. Tylko, że był całkowicie pewny, że dzisiaj nie miał urodzin. Ale zdecydowanie wolałby już taką opcję niż to co rzeczywiście był zmuszony zobaczyć w środku. Syriusz Black siedział sobie przy stoliku popijając Kremowe Piwo jakby nigdy nic. Przynajmniej dopóki nie zobaczył młodszego brata, równie zaskoczony jak on tym spotkaniem.

— Regulus? — Prawie zakrztusił się napojem. — Co ty tu najlepszego robisz? Miałem się tutaj spotkać z Luz...
A niech to.

Złość na Pettigrew mieszała się w nim z pierwotnym instynktem ucieczki. Zrozumienie spłynęło na niego niczym zimny kubeł wody. Dlatego Sonia uparła się, aby wyciągnąć go do Hogsmeade. Jej wywody o odnawianiu relacji w końcu nabrały sensu. Przeklinał się w myślach za to, że od razu się nie domyślił i nie znalazł dobrej wymówki. Od początku planowała razem z Lucindą zapędzić go prosto w pułapkę. Oczami wyobraźni widział zadowoloną z siebie minę Ślizgonki, która ostatecznie dopięła swego.

— No cóż... Jak tam mija ci życie? — zapytał niezręcznie były Gryfon.

Fizycznie mógł poczuć jak zaczyna się pocić pod podejrzliwym spojrzeniem oczu Syriusza. Cisza stawała się coraz bardziej niezręczna, ale Regulus nie miał zamiaru jej przerywać. To nie tak, że nie chciał nareszcie pogodzić się z bratem. Pragnął tego z całego serca od kiedy zrozumiał, że zawsze miał rację co do rodziców i śmierciożerców. Wielokrotnie próbował się do tego zmusić zanim on skończył szkołę. Jednak było coś znacznie potężniejszego od tęsknoty. Świadomość nieuniknionej pogardy w jego oczach, gdy dowie się prawdy. A wyglądało na to, że te obawy wcale nie były takie bezpodstawne.

Syriusz z oczywistych względów nie przypominał w niczym Soni. Nie potrafił od tak wybaczać na zawołanie. Wystarczyło tylko przywołać jego wieloletnią niechęć do wszystkich Ślizgonów, a najbardziej Severusa Snape'a. Był znany ze swoich tragicznych w skutkach żartów, ale nigdy nie skrzywdziłby nikogo celowo. Przynajmniej nie fizycznie. Miał własny kompas moralny, którego surowo się trzymał. Całe poczucie własnej wartości Regulusa, zniknęło w jednej krótkiej chwili.

— Zaniemówiłeś bo nie masz odwagi porozmawiać ze mną twarzą w twarz? — dopytał jakby sprawa nie była oczywista. — Luz nieustannie powtarza mi, że podobno się zmieniłeś i zasługujesz na drugą szansę. A ja ciągle widzę w tobie kogoś, kto nie potrafi przyznać się do prostego błędu. Zawsze byłeś tchórzem. To usiądziesz czy nie?

Nie miał ochoty go posłuchać, ale obolałe nogi prędko zdecydowały za niego. Wiedział, że powinien chociaż spróbować się wytłumaczyć. Podjąć najmniejszą próbę obrony własnej godności. Tylko, że wtedy musiałby brnąć dalej. Zdradzić z jakiego powodu doszło u niego do zmiany poglądów. Co Huncwot powiedziałby na to, że jego młodszy brat został mordercą?

— Nie przejmuj się, mam gdzieś co robisz. Ale nie mieszaj w to biednej dziewczyny, która nie wie w co się pakuje. Mnie nie oszukasz. Pewnie twoi nowi przyjaciele kazali ci mieć Sofiję Shafiq na oku. Inaczej nie wytrzymałbyś z nią nawet minuty w jednym pomieszczeniu. Podziwiam twoją zdolność do tak wielkiego poświęcenia w imię tej twojej chorej idei — mówił jakby święcie wierzył w każde swoje słowo, a następnie wskazał na postać stojącą przy krześle młodszego Blacka. — I jeszcze śmiałeś przyprowadzić ze sobą tą szkaradę.

Okazało się, że to nie był koniec nieszczęść Regulusa na dziś. Nie, to miał być dopiero początek. Chłopak wzdrygnął się na dźwięk głośnych wdechów i wydechów skrzata. Był tak pochłonięty wysłuchiwaniem oskarżeń ze strony Syriusza, że nie zauważył obecności Stworka. Oczywiście to jego aportację usłyszał wcześniej na ulicy. Najwyraźniej następnie wszedł za nim do Trzech Mioteł. W normalnych warunkach ucieszyłby się ponownie go widząc. Teraz jednak wywołał u niego jeszcze większy napad paniki. Naprawdę nie mógł sobie wybrać lepszego momentu.

— A podobno nie otrzymujesz kontaktu z rodzicami. Teraz widzę na własne oczy ile w tym prawdy. Lucindę możesz oszukać, ale nie mnie. To kolejna z twoich ślizgońskich sztuczek, prawda? — stwierdził z ironią Syriusz.

— To nie tak jak myślisz... — rozpaczliwie próbował z tego wybrnąć.

— Panicz Regulus, niech nie słucha tego zdrajcy. Pani Walburga kazała Stworkowi odnaleść panicza i przekonać do zmiany zdania — przerwał mu Stworek. — Czarny Pan był na Grimmuld Place 12 i pytał o panicza.

— ŻE COO? — Regulus i Syriusz wykrzyknęli równocześnie, zwracając na siebie uwagę połowy gospody.

— Stworku, opowiedz co tam się stało. Czy z rodzicami wszystko w porządku? — starał się ściszyć głos na ile było to możliwe.

— Czarny Pan pytał się o relację panicza Regulusa z tą brudną dziewuchą — Regulus ledwo się powstrzymał, aby go nie poprawić. — Państwo Black powiedzieli zgodnie z prawdą, że panicz musi trzymać się jej blisko, aby pomóc sprawie. Nie wiadomo co charłaczka może knuć. Czarny Pan pochwalił przebiegłość panicza i zapowiedział, że rodzina Black zostanie nagrodzona.

— A nie mówiłem? — Syriusz walnął ręką w stół.

Pomimo to Regulus odetchnął z ulgą. Nie obchodziło go, że rodzice bezczelnie okłamali Voldemorta, przynajmniej to ocaliło im życie. Najwyraźniej tak długo wmawiali sobie taką wersję wydarzeń, że sami w nią ostatecznie uwierzyli. Nawet wybitny legilimenta nie byłby w stanie wykryć w ich słowach najmniejszego śladu kłamstwa. Byli względnie bezpieczni.

— To wyjaśnia dlaczego nie spuszczasz jej nawet na krok. Na jej miejscu uciekałbym od ciebie póki jeszcze to możliwe. Przyznaj się, zastraszyłeś ją czy jest taką idiotką, że nie zauważyła co masz na ręce?

Oczywiście powiedział to specjalnie, aby wyprowadzić brata z równowagi. Stworek powtarzał tylko sformułowania używane codziennie w domu Blacków, natomiast on obraził Puchonkę specjalnie. Syriusz osiągnął swój cel i był w pełni tego świadomy. Udało mu się zburzyć skorupę bezpieczeństwa w której zamknął się Regulus, który w końcu zdobył się na spojrzenie mu prosto w oczy. Jedno było pewne. To  zabolało go do żywego.

— Możesz obrażać mnie ile chcesz, proszę bardzo. Nie krępuj się — zacisnął dłonie w pięści. — Ale ostrzegam cię, Soni lepiej w to nie mieszaj.

— Nie będę patrzył biernie jak bawisz się czyimiś uczuciami.

—Naprawdę, ze wszystkich osób na świecie, akurat ty nie powinieneś mnie oceniać. Kto by pomyślał, Lucindzie udało się ciebie oswoić. Powinna dostać za to Order Pierwszej Klasy. Nie patrzysz już na każdą, jakbyś chciał wepchnąć  jej język do gardła — jego głos ociekał trucizną zarezerwowaną wyłącznie dla starszego brata.

— Zapłacisz za to co powiedziałeś — warknął wyciągając różdżkę.

Regulus ledwo zdążył się uchylić przed promieniem zaklęcia, które posłał w niego Syriusz. Krzesło się wywróciło, a on sam upadł na ziemię. Pomieszczenie wypełniły krzyki gości oraz wściekłego nie na żarty właściciela gospody. Starszego Blacka jednak nie interesowały jego groźby. Nikt nie mógł powstrzymać go przed wyładowaniem negatywnych emocji żywionych do brata, które tak długo w sobie tłumił.

Regulus podniósł się z klęczek, a następnie cofnął się do ściany. Nie chciał z nim walczyć, ale nie dawał mu żadnego wyboru. Miał szczerą nadzieję, że zasady Hogwartu brały pod uwagę coś takiego jak obrona konieczna i nie skończy na dożywotnim szlabanie z Filchem. Wycelował różdżkę w brata, gotowy odbić w ostateczności jego następną próbę ataku. Przed przerodzeniem się bratejskiej bójki w walkę na śmierć i życie, ochroniła ich interwencja Stworka.

— Zawszony Syriusz nie ma prawa krzywdzić panicza Regulusa! Nie na warcie Stworka! — zaskrzeczał wyprowadzony z równowagi.

Skrzat domowy stanął pomiędzy braćmi Black, blokując promień mocy jednym ruchem ręki. Zaskoczony tym Syriusz na chwilę się zdekoncentrował, dzięki czemu dobrze zbudowanemu czarodziejowi udało się go rozbroić. Nie wydawał się zadowolony z tego, że chłopak wywołał zamieszanie w jego gospodzie. Biedak musiał się pogodzić z dożywotnim zakazem wstępu.

Tymczasem Regulus stał tam niczym skamieniały, nie wiedząc czy powinien zganić czy pochwalić Stworka za ratunek. Zanim podjął jakąś decyzję, skrzat ukłonił się i teleportował w inne miejsce. W tym samym momencie do Trzech Mioteł wpadły Lucinda i Sonia, które najwyraźniej usłyszały dochodzące ze środka hałasy. Puchonka niemal od razu rzuciła mu się na szyję, przesłaniając cały widok.

— Tak bardzo cię przepraszam! Lucinda była przekonana, że jak zostawimy was samych to się pogodzicie — załkała, delikatnie gładząc jego twarz z obawą. —  Nic ci się nie stało?

Pokręcił głową, lekko zamroczony pod wpływem natłoku wydarzeń. Pomimo złego samopoczucia, przygarnął dziewczynę bliżej siebie, szukając w jej oparciu stabilności. Powinien być na nią zły za wciągnięcie go w tą okropną sytuację, ale nie potrafił się na to zdobyć. Ona chciała tylko, żeby pogodził się z bratem. Naturalna potrzeba świadcząca o trosce o drugą osobę. To była wyłącznie jego wina, że niszczył wszystko czego się tylko dotknął.

Dopiero, gdy oddech Regulusa wrócił do normy, odsunęli się od siebie. Teraz widział już dokładnie postać Syriusza rozmawiającego po cichu z Lucindą. Wyglądało na to, że się kłócili. I to zapewne z winy Ślizgona. Pettigrew próbowała go zatrzymać, ale burknął tylko w odpowiedzi i zatrzasnął za sobą drzwi.

— Łapa! Błagam cię, zaczekaj! — wykrzyknęła, zanim ruszyła w pogoń za swoim chłopakiem.

Regulus nie dowiedział się już tego dnia czy Syriusz i Lucinda się pogodzili. Dziewczyna nie wróciła do zamku pomimo upływu kilku godzin. Nie mógł na nią też dłużej czekać w Pokoju Wspólnym Slytherinu bo umówił się z Sonią w części wspólnej Hufflepuffu. Więkoszość Puchonów nadal była w Hogsmeade lub uczyła się w bibliotece, więc była to idealna okazja na przeanalizowanie tego co dowiedzieli się od Slughorna.

— Jesteś pewna, że reszta Puchonów nie będzie na ciebie wściekła za wpuszczenie Ślizgona do ich azylu? — zapytał, gdy usiadł już na miękkiej kanapie w kolorach Hufflepuffu.

— Wątpię, w weekendy kręci się tu mnóstwo Gryfonów i Krukonów. Lara mówiła, że wszyscy są tutaj mile widziani. A Ślizgoni nie przychodzą tutaj tylko dlatego, że nie mają na to ochoty.

— Pewnie dlatego, że wszędzie stawiacie te swoje kwiatki. — Wziął do ręki jedną z doniczek.

Roześmiała się lekko na ten komentarz, a następnie przeszła już do konkretów. Musieli uporządować zdobyte dzisiaj informacje. Tom był Ślizgonem, a Amanda była potomkinią Godryka Gryffindora. Pomimo wrogich sobie domów, nie ukrywali swojego związku. Na zdjęciu wydawali się być szczęśliwi. A jednak Slughorn twierdził, że mająca poważne problemy ze zdrowiem dziewczyna, weszła sama do Zakazanego Lasu w nocy. Każdy wiedział, że takie zachowanie to czyste samobójstwo. Sonia podobnie jak Regulus, dostrzegła w tym wydarzeniu klucz do rozwiązania zagadki.

— To oczywiste, że ten uczeń na którego donieśli, ją zamordował — stwierdził logicznie.

— Nie sądzę, za to co zrobił wydaliliby go ze szkoły. A mało kto może ominąć zabezpieczenia zamku. Poczekałby z zemstą aż wróciłaby do domu. To musiał być ktoś inny — pokręciła głową nieprzekonana. — Weź pod uwagę, że ta osoba postanowiła to zrobić pod okiem samego Dumbledore'a, w podobno najbezpieczniejszym miejscu na świecie. To pewny pobyt w Azkabanie. Mało tego, dziewczynę, która i tak prędzej czy później miała umrzeć. Jaki to ma niby sens?

— To był akt czystej desperacji. — postanowił wypowiedziedzieć się z własnego doświadczenia. — Ścigał się z czasem bo mogła go wydać. Wiedziała o nim zdecydowanie zbyt wiele. Była świadkiem,więc musiał ją usunąć.

— Przez cały czas zakładaliśmy, że to oni są ofiarami. Spójrzmy na to z trochę innej strony. Czy Voldemort, którego znamy pozwoliłby przyłapać się uczniakom na gorącym uczynku skoro nie byli w stanie tego zrobić dorośli? Chwaliłby się swoim dziedzictwem, gdyby poniósł porażkę? Nie, uważał to za swój największy triumf. Bo w istocie nim był, oszukał cały Hogwart i został bohaterem. — Mógł się założyć, że pomyśleli o tym samym — Pomogła mu w tym Amanda, która wrobiła młodszego kolegę. Jestem pewna, że małoletni Gryfon nie otworzyłby sam Komnaty Tajemnic. Po prostu wykorzysłała swoją pozycję i autorytet wśród nauczycieli, aby ochronić swojego chłopaka przed wyrzuceniem ze szkoły. A kto wyciągnąłby ją z zamku bez wzbudzania żadnych podejrzeń? Za kim poszłaby bez wahania?

— Tom Riddle. Jasne, to on wpuścił tego potwora bo był dziedzicem Slytherina. A Griffin była jego wspólniczką. — Regulus wstał gwałtownie. — Przyznaj się ile kryminałów musiałaś przeczytałać, żeby rozgryść to tak szybko?

— Tak właściwie wcale nie musiałam — przygryzła wargę. — Voldemort sam nieświadomie mi o tym powiedział.

Regulus w jednej chwili przypomniał sobie opowieść Soni z bazy śmierciożerców. Wspominała, że dziedzica Slytherina wychowali mugole i zabił jakąś dziewczynę, którą znał ze szkoły. Kolejny raz okazało się, że Czarnego Pana miała pogrążyć jego własna ignorancja. Nie spodziewał się, że charłaczka może dotrzeć do informacji sprzed kilkudziesięciu lat o których mało kto w ogóle pamiętał. Tak samo jak nie dostrzegł niebezpieczeństwa w gadulstwie Slughorna czy wątpliwej lojalności własnej dziewczyny.

Wszystko do siebie pasowało, lecz niczego nie ułatwiało. To było lekko przerażające, widzieć czarnoksiężnika mającego teraz tysiące wyznawców, jako zwykłego ucznia. Może Regulus nie był odpowiednią osobą, aby to oceniać, ale Tom Riddle ze swoim wyglądem mógłby spokojnie konkurować z Syriuszem o miano najprzystojniejszego chłopaka w Hogwarcie. Co takiego się stało, że zmienił się nie do poznania?

— Skoro Amanda zniknęła, nigdy nie dowiemy się jak stworzył horkruksa i w czym go umieścił. Jesteśmy w punkcie wyjścia — załamany tym faktem Regulu, s ukrył twarz w dłoniach.

— Nie skreślaj sprawy tak łatwo — próbowała go pocieszyć. — Myślę, że ktoś kto zbliża się do końca, zawsze pragnie coś po sobie zostawić. Spisywanie myśli na papier pomaga w przepracowaniu bólu.  Tym bardziej, gdy posiada się mroczną tajemnicę, która cię przytłacza. Może znaleźlibyśmy coś w jej starym dormitorium?

— No tak, ale musielibyśmy się włamać do części Gryfonów i przeszukać wszystkie dormitoria. To niewykonalne.

— Bez przesady, tylko damskie. Mam przyjaciela w Gryffindorze. Jakoś się tam dostanę.

— Nie puszczę cię samej — od razu zaprotestował.

— Nie masz wyboru. Chłopcy i tak nie mogą wchodzić do pokojów dziewczyn. To muszę być ja.

Nic na to nie odpowiedział. Trudno było się kłócić, gdy istniała oczywista przeszkoda. Sofija Shafiq planowała włamać się do dormitoriów Gryfonów. Gdyby nie powaga sytuacji, to byłoby nawet całkiem zabawne. Jednak po chwili przemknęła mu po głowie mroczniejsza myśl. Czy naprawdę miał na nią aż taki zły wpływ?

— Ta mina nie ozncza niczego dobrego. — Sonia zdecydowała przesiąść się na kanapę tuż obok niego. — Mów co cię dręczy. Obiecuję, nie będę się z ciebie śmiać.

— Wplątuję cię w swoje sprawy i zmuszam do robienia rzeczy, których w normalnych warunkach byś się nie podjęła — zerknął na nią. — W niczym się nie różnię od Toma Riddle'a.

— To nieprawda — od razu zaprzeczyła i położyła głowę na jego ramieniu. — On ją zabił z premedytacją chociaż jej mu na nim zależało. Ty nie byłbyś w stanie się na to zdobyć. Nie skrzywdziłbyś mnie.

— Ciągle ranię ludzi, których kocham — stwierdził gorzko. — Sama widzisz do jakiego stanu doprowadziła Syriusza moja obecność. On mnie szczerze nienawidzi.

— To nie do końca tak, Lucinda dobrze mi to wytłumaczyła. To nie do ciebie ma żal, tylko do siebie. Uważa, że gdyby był lepszym bratem i spędzał z tobą więcej czasu to mógłby cię uratować przed tym losem. Wyperswadować z mózgu tą głupią ideę waszych rodziców. Boli go, że pozwolił ci stoczyć się na samo dno. Odbiera to jako własną porażkę. Dlatego tak bardzo zależało jej, abyście się pogodzili. Ma dość tego, że się za wszystko obwinia.

— Nie myślałem o tym w ten sposób — przyznał cicho Regulus.

Siedzieli tak w ciszy dłuższy czas. Chłopak chciał, aby waga tych słów dobrze w niego wsiąkła. Przysłuchiwał się tylko oddechowi Soni, który w końcu stał się bardziej równomierny. Zasnęła wykończona dniem pełnym zajęć i przygód w Hogsmeade. Odsunął się trochę i ostrożnie ułożył jej głowę na kanapie, a następnie lekko pocałował w czubek głowy. Nie mógł się powstrzymać, wyglądała tak słodko i niewinnie podczas snu.

Zdecydowanie wolałby widzieć taki obraz budząc się każdego dnia niż wrogie twarze swoich współlokatorów. No cóż, może kiedyś spełni swoje marzenie. Teraz musiał wrócić do części Ślizgonów póki jeszcze nie wybiła godzina nocna. Wyszedł na korytarz z dziwną nadzieją, którą obudziła w nim Sonia. Zdecydowanie powinien porozmawiać z Lucindą Pettigrew o stanie psychicznym Syriusza. W końcu wcale nie różnili się tak bardzo. Każdy z nich zasługiwał na otrzymanie drugiej szansy.

Forward
Sign in to leave a review.