Zmartwychwstanie

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
G
Zmartwychwstanie
Summary
Są granice, których przekroczenie jest niebezpieczne; przekroczywszy je bowiem, wrócić już niepodobnaFiodor Dostojewski, Zbrodnia i karaRegulus to klejnot w rodzinie Blacków. Od dziecka wychowywany w przekonaniu, że jest człowiekiem niezwykłym. Natomiast mugole to jednostki zwykłe, których na tym świecie jest zdecydowanie zbyt wiele. Dlatego jego największym marzeniem zostało dołączenie do Czarnego Pana, aby zmienić ten stan rzeczy. Niestety jego idea musiała w końcu zderzyć się z rzeczywistością. Zabijając swoją pierwszą ofiarę poczuł jakby tak naprawdę zabił samego siebie. Czy to oznacza, że jest taką samą zdradziecką wszą jak Syriusz?Jakby miał dość problemów wplątuje się w dziwną relację z byłą kandydatką na narzeczoną jego brata. Sonia na pierwszy rzut oka wydająca się idealną czystokrwistą czarownicą, za wszelką cenę próbuje pomóc Regulusowi się zmienić. Jednak okazuje się, że ona również skrywa brudny sekret. Czy pomimo różnic między tą dwójką może się zrodzić prawdziwa więź dusz?
All Chapters Forward

Charłak W Hogwarcie

Mało który uczeń ze starszych klas Hogwartu, chciałby zostać zaprowadzony przez samego dyrektora do grupy znacznie niższych od siebie pierwszoroczniaków. Tym bardziej na samym środku Wielkiej Sali w trakcie ceremonii rozpoczęcia roku, gdy wszystkie oczy są zwrócone prosto na ciebie. Sonia była tym rzadkim wyjątkiem od reguły, kktóry nie zwracał uwagi na takie szczegóły. Prawdopodobnie nawet wylanie na jej głowę całego wiadra ropy czyrakobulwy  przez zniesmaczonych jej obecnością Ślizgonów, nie byłoby w stanie zniszczyć humoru panny Shafiq. Była zbyt wdzięczna za to, że jej dotąd nieosiągalne marzenie miało się za chwilę ziścić.

Jej serce biło jak oszalałe, gdy przyglądała się z nieukrywanym zachwytem sufitowi. Przedstawiał nocne niebo, zupełnie tak jak wspominała Bathilda Bagshot w grubym tomie Historii Hogwaru. Zdążyła jeszcze przekartkować go kilka razy z Regulusem, przed wejściem do Express Hogwart. Mogłaby spędzić kolejne kilka godzin na szukaniu gwiazd od których Blackowie wzięli swoje imiona. Tak realistyczne dawało one wrażenie. Z tego stanu dziewczynę wyrwał dopiero podekscytowany okrzyk zza jej pleców.

— Soniu! Tutaj jestem! Dostałem się do Hogwartu! Tak jak przez cały czas mówiłaś! — Dwunastolatek podskoczył, aby zwrócić na siebie uwagę. — Pamiętasz mnie?

— Edan! — Uśmiechnęła się na widok chłopca i mocno go przytuliła. — Oczywiście, że pamiętam. Miałabym zapomnieć jednego z moich ulubionych uczniów?

— A nie ulubionego? — Zmarkotniał w objęciach swojej byłej nauczycielki.

— Dobrze wiesz, że kocham was wszystkich tak samo. Tak jak ty nie mogłeś wybrać ulubionej baśni braci Grimm bo każda ma swój niepowtarzalny zwrot akcji — przypomniała mu na co się oburzył.

— Jestem pewien, że ostatecznie postawiłem na Roszpunkę. To było naprawdę śmieszne, gdy ten nadęty książę spadł z tej wieży i stracił wzrok. Naprawdę boki zrywać! Wiedźma pokazała mu kto tu rządzi! Ale z drugiej strony Czerwony Kapturek...

Edan kontynuował swój monolog, a w tym czasie do dziewczyny ustawiła się kolejka. Szybko okazało się, że niektórzy z nowo przybyłych małych czarodziejów byli uczniami Soni. Ich przyjaciele również chcieli poznać dziwaczną korepetytorkę z Hogsmeade. Sam Dumbledore nie wyglądał na zbyt przejętego tą sytuacją i nie zamierzał nic z tym zrobić. Dopiero interwencja profesor McGonnagall poniosła temu kres. Jej groźna nagana skutecznie uciszyła grupkę nadpobudliwych dzieciaków.

— Teraz odczytam wasze imiona i nazwiska, a wy pojedynczo będziecie podchodzić do stołka i zakładać na głowę Tiarę Przydziału! Ona wybierze dom, który będziecie traktować jak rodzinę do zakończenia swojej edukacji w tej szkole.

Wszyscy od razu skupili się na czekającym ich teście. Sonia wyczuwała strach bijący od pierwszoroczniaków, którzy kompletnie nie wiedzieli czego się spodziewać. Ona nie miała takiego problemu. Przeczytała w życiu wystarczającą ilość książek, aby natrafić na dokładny opis przebiegu ceremonii. Jedyne czego rzeczywiście powinna była się obawiać to tego, że Tiara Przydziału w ogóle nie weźmie jej pod uwagę, a Dumbledore będzie zmuszony osobiście odprowadzić ją do jednego ze stołów.

— Dlaczego Ślizgoni gapią się na ciebie jakby mieli ochotę cię zamordować? — zapytał konspiracyjnie Edan, aby żaden z nauczycieli go przypadkiem nie usłyszał.

Bez skrępowania wskazał palcem na stół ozdobiony zielonymi barwami i wizerunkiem węża. Wcale nie musiał tego robić. Oczywiście, że do Soni dochodziły szepty siedzących tam uczniów. Powtarzali to w kółko jak zdarta płyta. Charłaczka w Hogwarcie. To musi być jakiś dowcip. Co ona tutaj robi?

Regulus od samego początku ostrzegał ją, że takie reakcje na jej przybycie do szkoły są nieuniknione. Informacje o oszustwach Shafiqów rozpowszechnione przez Bellatrix, trafiły nawet do Proroka Codziennego. Sonia w żadnym razie nie zamierzała ich dementować. Szczerze mówiąc, po raz pierwszy w życiu nie obchodziło jej co myślą o niej inni. Nie miała sobie nic do zarzucenia. Niczym się od nich nie różniła. Zamiast się wstydzić, wolała z ekstytacją rozmyślać o nowych możliwościach, które się właśnie przed nią otworzyły.

— Może się niecierpliwią bo chcą już zacząć ucztę. Podróż długo trwała, pewnie zgłodnieli — starała się znaleść wyjaśnienie, które zaspokoiłoby ciekawość chłopca.

— Dobra, poprawka, tego jednego co wygląda jakby siedział tam za karę, chyba nienawidzą bardziej  — wolał trzymać się własnej wersji historii.

Sonia przygryzła wargę z poczuciem winy. Spostrzeżenie Edana dość trafnie opisywało niezbyt przyjemną sytuację w której znalazł się młody Black. Co prawda nikomu nie chwalił się przeprowadzką do kuzynki, ale członkowie domu węża nie byli ślepi. Już w pociągu trzymali się od niego z daleka, gdy zorientowali się z kim siedział w przedziale. Żaden Ślizgon nie skomentował tej oczywistej zdrady ideałów, ale będąc już w Wielkiej Sali, nie zamierzali się dłużej powstrzymywać przed otwartym wyrażeniem co naprawdę o nim myślą. Miejsca na ławce obok Regulusa pozostawały niezmiennie puste, zostawiając wyraźną przerwę między głowami nastolatków. Ewidentnie podobał im się taki rodzaj cichej zemsty na fanie charłaków.

Sam pokrzywdzony nie wydawał się zbytnio przejęty ich wrogim zachowaniem. Jeszcze zanim Sonia była zmuszona go zostawić i pójść posłusznie za Dumbledorem, zapewnił ją o swoim wspaniałym samopoczuciu. Od razu zabrał się za czytanie grubego podręcznika do eliksirów, idealnie grając rolę kogoś całkowicie obojętnego na otoczenie. Jedyną odstępstwem od normy było nieświadome uderzanie nową różdżką o stół. Andromeda zafundowała mu ją niedawno w ramach rekompensaty za zaległe prezenty urodzinowe, ale w drewnie z głogu już zdążyły pojawić się oznaki nadmiernego użytkowania. Panna Shafiq poznawała ten nerwowy tik, który zapożyczył od brata. Oboje poddawali się mu, gdy czuli się niekomfortowo i nie wiedzieli co robić z dłońmi.

— Raz na jakiś czas zerkał na ciebie znad tej swojej książki. — Chłopiec zmarszczył śmiesznie nosek, najwyraźniej nie rozumiejąc sensu zwracania uwagi na jakąkolwiek dziewczynę w swoim wieku bez wyraźnego powodu. — Znacie się?

— Tak, to Regulus. Mój dobry przyjaciel.

— Serio? — zdziwił się. — To wszyscy Ślizgoni nie są źli?

— Nie należy ocenać człowieka wyłącznie po tym do jakiego domu trafił. Każdy z nich ma wady, ale i zalety. Musisz je tylko dostrzec. Sam się o tym zaraz przekonasz — zauważyła z uśmiechem, popychając go lekko do przodu, gdy profesor Macgonnagall w końcu wyczytała nazwisko Edana.

Kiedy zorientował się co się dzieje, w podskokach dobiegł do stołka. Sonia z prawdziwą dumą obserwowała dwunastolatka z Tiarą Przydziału na głowie, gdy ostatecznie nakrycie głowy wykrzyknęło nazwę Gryffindoru. Zawsze przeczuwała, że Edan odnalazłby się w roli Gryfona i bardziej docenił swoje zalety oraz zaakceptował słabości. Wśród dzieci podobnych do niego samego. Chłopiec od razu dołączył do nastolatków bijących mu głośne brawa, a następnie uniósł kciuk w górę w stronę swojej nauczycielki, zadowolony z przydziału.

Cała sala wstrzymała na chwilę oddech, gdy nadeszła kolej na Sofiję Shafiq. Uczniowie Hogwartu byli ciekawi jak tiara zareaguje na kogoś bez krztyny talentu magicznego. Charłaczce również zabrakło na chwilę powietrza w płucach, ale z zupełnie innego powodu. Nigdy nie była zwolenniczką dzielenia ludzi ze względu na cechy i zachęcania do rywalizacji. Z drugiej strony niezwykle fascynowało ją działanie tego magicznego przedmiotu. W końcu stary kapelusz należał kiedyś do samego Godryka Gryffindora. Kolejny artefakt po założycielach Hogwaru, który miała przyjemność zobaczyć na własne oczy w dość krótkim odstępstwie czasu. Ostrożnie umieściła go na swojej głowie.

Bardzo ciekawe, tego jeszcze nie było. Wzdrygnęła się na dźwięk zarozumiałego tonu, który szturmem dostał się do jej umysłu. No ale cóż nie mi to oceniać... Moim zadaniem jest tylko rozpracować twoją osobowość. Każda decyzja podyktowana jest dobrem innym. O sobie natomiast prawie wcale nie myślisz. Nadmiernie strachliwa, ale nadrabiasz siłą woli oraz pasją. Masz bysty umysł, a inteligencji i wiedzy może pozazdrościć ci wielu wykwalifikowanych czarodziejów. Ale to nie Ravenclaw jest ci pisany. Twoje serce mówi za siebie, żywy obraz cnót wyznawanych przez Helgę. Nie mogę podjąć innej decyzji.

— Hufflepuff! — wykrzyknęła Tiara Przydziału.

Dopiero teraz zauważyła, że cały czas miała zamknięte oczy. Przyłożyła dłoń do czoła, próbując dojść do siebie. Wcześniej nie wzięła pod uwagę, że atak na jej myśli przez Lorda Voldemorta, będzie miał taki duży wpływ na jej poczucie bezpieczeństwa. Najpierw odnalazła oczy Regulusa, który tylko lekko pokiwał głową. Przekaz był prosty, nie mogła siedzieć na tym stołku w nieskończoność. Niepewnymi krokami skierowała się do stołu Puchonów. Przynajmniej oni w przeciwieństwie do Ślizgonów nie wydawali się negatywnie nastawieni do jej obecności w tym miejscu. Prefektka nawet machnęła do niej przyjaźnie ręką, aby ją zachęcić.

— Witamy w Hufflepuffie, Sofijo. — Dziewczyna z ciemną karnacją i długimi kręconymi włosami uścisnęła jej dłoń. — Jestem Lara Landon, prefektka domu. Mam nadzieję, że będziesz czuła się tutaj dobrze.

Podczas uczty Sonia przekonała się na własnej skórze, że Lara nie kłamała co do swoich intencji. Puchoni byli nadzwyczaj przyjaźni i nikogo nie oceniali po pozorach. Oczywiście zadawali pytania, ale nie naciskali. Dzięki temu mogła w spokoju zjeść posiłek. Przy tym ani razu nie usłyszała żadnego przytyku na swój temat, choć mieli pełne prawo czuć się niesprawiedliwie potraktowani. Dziewczyna była świadoma, że nie byłoby jej tutaj, gdyby nie zaproszenie Dumbledore'a. Ale czy to sprawiało, że mniej doceniała możliwość nauki w Hogwarcie? W żadnym razie.

— Odprowadzę pierwszaki do Pokoju Wspólnego. Powinnaś pójść z nami, aby zobaczyć tajne przejście — uprzedziła ją prefektka na co Sonia tylko skinęła głową.

Pomogła jej zagonić dzieci do jednego rzędu, a następnie wyszły z Wielkiej Sali. W tym zamieszaniu panna Shafiq nie zdążyła nawet pożegnać się z Regulusem, który zniknął dość niespodziewanie. Znając jego styl bycia, nie chciał spędzać więcej czasu ze Ślizgonami przy jednym stole. Strasznie ją to martwiło. Nie mógł tak funkcjonować przez cały rok. Sonia obiecała sobie, że porozmawia z nim o tym jutro rano.

Już na samym początku korytarza, drogę zagrodziła im dwójka nastolatków. Ich mundurki wskazywały na przynależność do Slytherinu, a cwane uśmieszki na niecne zamiary. Biorąc pod uwagę nieobecne spojrzenie wiecznego pijaka i kręconw włosy do ramion Ślizgonki, Sonia szybko domyśliła się z kim ma do czynienia.

— Przesuń się Damon, nie chcesz mieć problemów już na początku roku — ostrzegła Lara.

— Ranisz moje uczucia, panno nie pamiętam twojego imienia. Chcieliśmy się tylko przywitać ze słynną Sonieczką o której Regulus tyle nam opowiadał. — Teatralnie chwycił się za klatkę piersiową i objął stojącą obok niego dziewczynę w opiekuńczym geście, niemal sam się przy tym wywracając. — Dziewczyno, w Slytherinie jesteś niemal gwiazdą!

— Łał, odziedziczyłeś Tamarę po Regulusie? Musisz być z siebie naprawdę dumny — prychnęła zniecierpliwiona Puchonka, nie dając Soni dojść do głosu. — Tylko uważaj, żeby ta władza nie uderzyła ci do głowy jeszcze bardziej niż robi to uzależnienie od Ognistej Whisky. Nie wiem czy stoczenie się jeszcze niżej, jest w ogóle wykonalne.

— Zasłużyłaś na nowe miano. Panna sztywna, idealnie do ciebie pasuje — ziewnął głośno.

— Przyznaj się jakie mugolskie rytuały odprawiłaś, aby Regulus stracił dla ciebie głowę? — Tamara zbliżyła się niebezpiecznie blisko Soni, mając już dość podchodów Damona. — Nie oszukasz mnie, nie masz w sobie nic wyjątkowego, brudasko.

— Naprawdę nie chcę się z tobą o to teraz kłócić. Rozumiem, że rozstanie z Regulusem musiało być dla ciebie trudne. Dogryzanie mi, raczej nie poprawi twojego poczucia własnej wartości. — Charłaczka pokręciła głową, przyglądając się uważnie jej wyniosłej postawie.

Oczywiście nie miała złych intencji, ale Ślizgonka i tak odebrała jej słowa niczym uderzenie prosto w twarz. Z gardła Damona wydobył się cichy chichot, nie mógł się powstrzymać. Przez chwilę Tamara skamieniała nie mogąc przyjąć do świadomości, że charłaczka publicznie się jej postawiła. Zaniepokojona jej stanem Sonia, miała już zapytać czy nie powinna zabrać ją do Skrzydła Szpitalnego. Jednak Lara wykorzystała tą okazję, aby wyminąć dwójkę nastolatków i poprowadzić grupę w stronę piwnicy.

— Dobrze ci radzę Soniu, unikaj konfrontacji z Tamarą Selwyn na ile to możliwe. Inaczej utrudni ci życie. Jest groźniejsza niż się na początku wydaje. Ślizgonki już takie są — ostrzegła ją prefektka, gdy dotarli do rzędów ułożonych z beczek.

Sonia musiała szybko ugryść się w język, aby nie podjąć się obrony honoru Ślizgonów. Jeżeli nie skupiłaby się w pełni na działaniach Landon, nie wiedziałaby jak dostać się do pokoju wspólnego Hufflepuffu. Lepiej było zostawić walkę z uprzedzeniami na inny moment.

Lara zaczęła wystukiwać znany sobie rytm, uderzając w odpowiednie beczki. Kiedy skończyła, ukazał się tam niewielki kanał prowadzący w górę. Weszła do niego bez zastanowienia, a Soni nie pozostało nic innego jak ruszyć za resztą Puchonów.

Pokój Wspólny Hufflepuffu przekraczał najśmiejlsze wyobrażenia Soni o tym miejscu. Chyba jeszcze nigdy nie widziała tak przyjemnego dla oka pomieszczenia. Pomimo umiesczenia w piwnicach, wpadało tu dużo światła dzięki oknom znajdującym się tuż nad ziemią. Od razu przyłożyła palce do szyby, aby przyjrzeć się rosnącym tam kwiatom. Tutaj będzie mogła w końcu odpocząć od ponurych dworów oraz ciemnych lochów w których spędziła większość lata.

To nie był koniec zachwytów charłaczki nad przestrzenią zarezerwowaną dla Puchonów. Nisko umieszczony sufit oraz okrągłe meble nadawały mu przytulny charakter wyjęty prosto z baśni. Uczniowie porozstawiali rośliny w doniczkach niemal w każdej wolnej przestrzeni. Bluszcz wspinał się po ścianach oplatając całe pomieszczenie w serdecznym uścisku. Obrazu dopełniał kominek nad którym wisiał portret samej Helgi Hufflepuff uśmiechającej się dobrotliwie do swoich wychowanków. Sonia nie miała żadnych wątpilwości. Już czuła się tutaj jak w domu.

***

Rano Sonię obudziło dopiero miauczenie domagającego się atencji Krzywołapa, który wdrapał się na jej łóżko. Od razu wyskoczyła spod kołdry, pospiesznie zakładając na siebie szatę z kolorami Hufflepuffu. Spóźnienie na śniadanie w Wielkiej Sali miała już gwarantowane. Nic nie mogła na to poradzić, łóżka w dormitoriach Puchonów były nadzwyczaj wygodne, więc nawet panna Shafiq zwykle cechująca się lekkim snem, nie potrafiła się im oprzeć. Zdecydowanie nie była jeszcze przyzwyczajona do szkolnego trybu życia.

Kolejne problemy pojawiły się już przy próbie znalezienia odpowiedniej drogi prowadzącej do Wielkiej Sali. Okazało się, że to wcale nie jest takie proste jak mogłoby się wydawać. Miała prawdziwe szczęście, że jej pierwsze zajęcia nie wypadały we wczesnych godzinach. Samo dotarcie do punktu wyjścia, graniczyło z cudem. Tego zadania nie ułatwiały jej też  ruchome schody używające podstępów na każdym kroku. No cóż, Sofija Shafiq uwielbiała podejmować się wyzwań.

Poszłoby znacznie szybciej, gdyby mijający ją uczniowie chcieli współpracować. Jednak każdy z nich miał swoje powody, aby jej nie pomagać. Nie chcieli mieć do czynienia z brudną charłaczką albo bardzo śpieszyli się do własnych sal lekcyjnych. Jeszcze inni uważali problem Soni za nadzwyczaj zabawny, ale z natury nieszkodliwy.

Swoje wybawienie dostrzegła w postaci szkolnego woźnego, który właśnie czyścił jeden z trofeów znajdujących się wcześniej szklanej gablocie. Wszystkie były obklejone jakąś dziwną substancją. W oczy rzucił się jej od razu prosty fakt, że robił to bez użycia różdżki. Kompletnie nie wiedziała jakim cudem tu trafiła, ale najwyraźniej znajdowali się w Izbie Pamięci. O ile się nie myliła, trzymali tutaj nagrody prefektów ze wszystkich lat.

— Przepraszam pana, mogłabym o coś zapytać?

Mężczyzna wzdrygnął się, najwidoczniej zupełnie nie przyzwyczajony, do tak uprzejmego zwracania się do niego przez uczniów. Jego kotka również nie wydawała się szczęśliwa z powodu zakłócenia jej spokoju. Pomimo to Sonia wpatrywała się w niego z nadzieją w oczach. Oczywiście, że Regulus opowiadał jej o Filchu, który zawsze miał zły humor i lubił wyładowywać negatywne emocje na uczniach Hogwartu. Ale nie wspominał  jej wcześniej, że woźny niej jest czarodziejem. Charłaczka nie mogła nic na to poradzić, że poczuła natychmiastową sympatię do kogoś kto był podobny do niej samej. Historie krążące po zamku zdecydowanie musiały być przesadzone.

— Co tutaj robisz? Czy nikt nie może dać mi pracować w spokoju? — warknął na nią wymachując groźnie ścierką.

— Zgubiłam się... Rozumie pan, jestem tutaj nowa — zaczęła się szybko tłumaczyć. — Jak dojść stąd do Wielkiej Sali?

— Pomyliłaś schody dziewczyno. Wielka Sala jest po drugiej stronie budynku, zaraz przy wejściu. Zapytaj obrazów skoro nie mogłaś bardziej uważać na Uczcie Powitalnej — niechętnie udzielił jej informacji.

— Może mogłabym pomóc? — zaproponowała, a Fich otworzył usta ze zdziwienia. — Znam się na ręcznym sprzątaniu, często robiłam to w domu.

I to był jej błąd. Wcześniej Filch nie połączył kropek. W końcu mijał mnóstwo uczniów na korytarzach, nie pamiętał z osobna każdej twarzy. Teraz już wiedział. Miał przed sobą nowo przyjętą do szkoły charłaczkę. Na jego twarzy natychmiast pojawił się grymas zazdrości o szansę, której jemu nigdy nikt nie dał.

— Mam lepszy pomysł — rzucił do niej szmatkę. — Ty posprzątasz po Irytku, a ja i Pani Norris zrobimy sobie przerwę. Tylko niczego nie kombinuj bo inaczej osobiście się postaram, żebyś otrzymała karną wycieczkę po Zakazanym Lesie.

Zanim Sonia zdążyła zareagować na tą oczywistą niesprawiedliwość, on opuścił już salę ze złośliwym uśmiechem na ustach. Dziewczyna ścisnęła przedmiot w dłoniach, próbując przełknąć otwarte wyraźenie pogardy dla jej osoby przez woźnego. Jak widać nawet w wymarzonym Hogwarcie, zawsze miał znaleść się ktoś kto wykorzysta jej dobroć przeciwko niej. Westchnęła wiedząc, że Regulus miał rację. Ewidentnie nie potrafiła się wpasować do szkolnego środowiska.

Pomimo początkowych wątpliwości, zabrała się do pracy. Musiała skończyć jak najszybciej, jeżeli nie chciała spóźnić się na numerologię. To nie tak, że wystraszyła się groźby Filcha. Szczerze mówiąc wycieczka po Zakazanym Lesie brzmiała dość intrygująco. Mogłaby zobaczyć hipogryfy czy testrale w ich naturalnym środowisku. Jednak chciała im wszystkim udowodnić, że ich wszystkie działania są bezcelowe. Nie była tą samą Sofiją Shafiq, która przyjechała tu z Norwegii. Zniesie to z podniesioną głową. Lord Voldemort jej nie złamał, więc nie dokona tego kilku szkolnych łobuzów i nadzwyczaj wredny woźny.

Kiedy dotrwała do połowy stosu pucharów, usłyszała za sobą skrzypnięcie otwieranych drzwi oraz stukanie wysokich obcasów o podłogę. Na początku zignorowała dziewczynę zbyt zajęta dokładnym oczyszczeniem wyjątkowo majestatycznej nagrody. Zapewne i tak niedługo stąd wyjdzie, aby zdążyć na zajęcia. Jednak nowo przybyła miała na ten temat inne zdanie.

— Pomóc ci z tym Shafiq? Wyrzutki społeczne powinny trzymać się razem.

Ta propozycja wystarczyła, aby obróciła się do opierającej się o ścianę niskiej Ślizgonki. Nie kojarzyła tej twarzy z wychowankami domu węża wśród których siedział wczoraj Regulus. Sonia była pewna, że nie pojawiła się na uczcie powitalnej. Jednak całkiem możliwe, że mignęła jej w pociągu, gdy Regulus na chwilę przeszedł do przedziału prefektów. W przeciwieństwie do Tamary nie patrzyła na nią z nienawiścią. Bardziej jak na interesujące zjawisko, które chciałaby zbadać osobiście. Tyle wystarczyło charłaczce, aby nie odbierać jej jako zagrożenie.

— Lucinda Pettigrew. Pewnie Regulus ci o mnie opowiadał w swoich do pożygu słodkich listach  — przywitała się prześwietlając ją od stóp do głów.

— Tak, wspominał mi o tobie — przyznała Sonia. — Ale naprawdę nie musisz...

Lucinda nie dała jej dokończyć zdania. Niespodziewanie machnęła różdżką i druga szmatka leżąca na parapecie, natychmiast przyfrunęła do jej dłoni. Z ust Puchonki wyrwało się westchnienie pełne podziwu. To była magia niewerbalna, która wymagała od czarodzieja talentu oraz pełnego skupienia. Blondynka uśmiechnęła się psotnie, widząc jakie wrażenie na niej wywołała.

—  Nie przejmuj się Filchem. On nikogo nie lubi. — Poklepała ją pocieszająco po ramieniu. — Pewnie pozazdrościł ci, że ciebie Dumbledore przyjął jako pełnoprawnego ucznia, a z niego zrobił przeciętnego woźnego. Na twoje szczęście spotkałaś mnie. Z drobną pomocą poradzisz sobie z tym dwa razy szybciej i przy okazji nie umrzesz z nudów.

— Chcesz użyć do tego mugolskich sposobów? — szczerze się zdziwiła.

— Nie martw się, mój tatko mugol wszystkiego mnie nauczył. Uważał, że nawet czarodzieje powinni umieć ubrudzić sobie ręce — podwinęła rękawy. — Choć kto wie, może robił to z czystej złośliwości bo sam nie mógł tego załatwić machnięciem patyka?

Pomimo początkowych obaw Soni co do twałości tego postanowienia pomocy, Lucinda naprawdę przyłożyła się do zadania. Dziwnie się na to patrzyło, biorąc pod uwagę jej ekstrawagancką szatę oraz makijaż. Z pewnością mogłaby oczyścić wszystkie przedmioty zaklęciem zbytnio się przy tym nie wysilając, a jednak tego nie zrobiła. Wolała dostosować się do możliwości charłaczki za co ona była jej nad wyraz wdzięczna.

Usta Ślizgonki nie zamykały się nawet na chwilę. Z pasją komentowała wszystkie historie prefektów, którzy otrzymali wyróżnienia za zasługi na polu magii. To wpominała o wybitnych osiągnięciach Franka Longbottoma z zakresu samoobrony, aby przejść do niezwykle pomysłowej Lily Evans z naturalnym talentem do rzucania niezwykłych zaklęć. Sonia chłonęła każdy szczegół o perypetiach uczniów, którzy skończyli już Hogwart. Najbardziej nie mogła się doczekać posłuchania o rocznikach z dawniejszych lat.

— A co takiego zrobiła Griffin?

— To było trudne do odkrycia, ale podołałam zadaniu. Podobno dostała nagrodę w tym samym roku co prefekt Slytherinu. Tom Marvolo Riddle i Amanda Griffin pomogli dyrektorowi pozbyć się potwora ze szkoły. No wiesz tego od Salazara Slytherina, który lubił powtarzać: Przestrzegam cię Godryku Griffindorze, oczyszczę tę szkołę ze wszystkich niegodnych zgłębiania tajemnych sztuk magicznych! — pogroziła jej palcem dla efektu.

— Ile lat temu dostali to wyróżnienie?

— Chyba w latach czterdziestych. Hagrid chodził wtedy do szkoły — wzruszyła ramionami odkładając medal na miejsce.

Panna Shafiq omal nie upuściła pucharu z wrażenia. Oczywiście znała legendę o Komnacie Tajemnic, którą oczywiście mógł otworzyć tylko dziedzic Salazara Slytherina. Nawet w Norwegii była dość popularna. Jednak nigdy nie miała powodu, aby się nad nią zbytnio rozwodzić. Przynajmniej dopóki nie poznała samozwańczego potomka założyciela domu węża.

Myśli biegały jej po głowie w szalonym tempie. Czuła całą sobą, że ta stara historia mogła być kluczem do tajemnicy horkruksów Voldemorta. Wszystkie jego przechwałki na temat pokrewieństwa ze Slytherinem nie mogły być przypadkiem. A co jeżeli w swoich szkolnych latach otworzył Komnatę Tajemnic w celu stworzenia horkruksa, a Riddle i Griffin pokrzyżowali mu plany? Trudno było określić ile miał wtedy lat, ale taka opcja wydawała się całkiem prawdopodobna. Sonia nie mogła przejść wobec tego obojętnie. Jak to mówią, żeby pokonać wroga, najpierw musisz go poznać.

— Skąd to wszystko wiesz? — zapytała ostrożnie Lucindę z szybciej bijącym sercem.

— Czytałam trochę o prefektach, gdy sama dostałam tą fuchę. Kiedy w coś się zaangażuję, daję z siebie wszystko — przyznała bez owijania w bawełnę. — Nie znalazłam o nich informacji w kronice, więc zapytałam Slughorna. On wręcz uwielbia wspominać o swoim ulubieńcu Tomie. Szczególnie po kilku butelkach Ognistej Whisky podczas spotkań Klubu Ślimaka.

Zaśmiała się na samo wspomnienie jakby opowiedziała śmieszną anegdotkę. A trzeba przyznać, że było to dość zastanawiające. Szkoła najwyraźniej próbowała zatuszować całą sprawę z potworem krążącym po korytarzach w latach pięćdziesiątych. Zapewne nie bez powodu. Puchonka koniecznie musiała omówić to wszystko z Regulusem. Może razem udałoby im się porozmawiać ze Slughornem po zajęciach z eliksirów i dowiedzieć się więcej o młodzieńczych latach Voldemorta.

— To był już ostatni — westchnęła Sonia, gdy przedarły się już przez stosy medalów. — Naprawdę dziękuję za pomoc Lucindo. Nawet nie wiem jak ci dziękować. Gdyby nie ty, napewno spóźniłabym się na numerologię.

— Chciałabym powiedzieć, że nie ma za co, ale jestem stuprocentową Ślizgonką i nie robię niczego bezinteresownie. Powiedzmy, że mam do ciebie taką tyci przyjacielską sprawę. — Utkwiła w pannie Shafiq spojrzenie zielonych oczu błyszczących czystą psotą.

— Przyjacielską? — dopytała Sonia, aby zyskać pewność, że się nie przesłyszała.

— Oczywiście jeżeli chcesz przyjaźnić się z półkrwi wiedźmą, którą musiała podać amortancję najprzystojniejszemu chłopakowi w szkole, aby ją zauważył. Choć myślę, że skoro zakochałaś się w Regulusie to nie jesteś zbyt wybredna. To co, dziewczyńska przyjaźń na mały paluszek? — zapytała słodkim głosikiem wyciągając dłoń w jej kierunku.

Dla większości ludzi propozycja Pettigrew brzmiałaby niedorzecznie. W końcu poznała Sofiję Shafiq jakąś godzinę temu. Nie wiedziały o sobie praktycznie nic, a wyraźnie różniły się od siebie jak ogień i woda. Jednak według Puchonki to właśnie takie drobne gesty budowały najbardziej trwałe więzi międzyludzkie. Nie liczył się kolor krawata od szkolnego mundurka czy zdanie Tiary Przydziału. Tylko to co miałeś w sercu. Kiedyś dała szansę uczniom Durmstrangu, a innym razem zaryzykowała pomagając nieprzytomnemu Regulusowi. Każda próba niosła ze sobą ryzyko, ale żadnej nie żałowała. Ostatecznie warto było próbować, aby znaleść dobro. Dlatego odwzajemniła gest Lucindy i wysłuchała jej nietypowej prośby.

Forward
Sign in to leave a review.