
Ten Jeden Krok
Sonia została wczoraj odnaleziona wraz z Ottonem Umbridgem w okolicach Little Hangleton i oboje w trybie natychmiastowym zostali przeniesieni do Świętego Munga. Kiedy Regulus Black przeczytał pierwszą linijkę listu od Andromedy tak gwałtownie wyskoczył z łóżka, że omal nie wystraszył swojej biednej sowy na śmierć. Nieustanny strach w końcu opuścił jego myśli, aby zastąpił go śmiech nieopisanego szczęścia. Sonia naprawdę dotrzymała obietnicy i dokonała niemożliwego. Żyła.
Teoretycznie nie powinien opuszczać swojego pokoju dla swojego własnego dobra. Ostatnie dwa tygodnie nie należały do najprzyjemniejszych okresów w życiu Regulusa, nie tylko ze względu na obawę o życie Soni.
Orion i Walburga byli wściekli, gdy dowiedzieli się o powrocie syna po kilku dniach nie dawania przez niego najmniejszego znaku życia. Z samego rana musiał wysłuchać długiej tyrady ojca o tym jak bardzo jest nieodpowiedzialny oraz szlochów matki, że mógł zostać zarżnięty w jakimś podejrzanym zaułku przez bandę niecywilozowanych mugoli.
Regulus przyjął każdy z tych zarzutów ze stoickim spokojem, nawet nie próbując się usprawiedliwiać. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że źle postąpił wychodząc z domu bez słowa pożegnania. Tym bardziej w tych niespokojnych czasach, gdy wybuch kolejnego światowego konfliktu czarodziejów był tylko kwestią czasu. Mógł być już pełnoletni, ale nie miał prawa skazywać rodziców na podejrzewanie spełnienia się najgorszego z możliwych scenariuszy. Dlatego z pokorą przyjął wyznaczoną karę.
Miał kategoryczny zakaz opuszczania domu przez całe wakacje, ale sam Ślizgon wolał się nie wystawiać na próbę cierpliwości państwa Black i nie opuszczać w tym czasie bez potrzeby swoich czterech ścian. Był tak zajęty studiowaniem planów śmierciożerców i kreśleniem własnych notatek, że wcale mu to uziemienie nie przeszkadzało.
Od czasu pisywał też z Andromedą, poprosił ją między innymi o zajęcie się Krzywołapem i sprawą pochówku Ingrid Shafiq. Chciał chociaż w ten sposób dotrzymać obietnicy, którą złożył pannie Shafiq w lochach Lestrange'ów. Jednak ten jeden list diametralnie zmienił jego nastawienie. Sonia naprawdę przeżyła. Nie obchodziło go czy ten krok przedłuży jego szlaban o kolejne miesiące, musiał natychmiast udać się do Świętego Munga.
— Regulusie, a dokąd to ty się znowu wybierasz? — Ledwo przekroczył próg pokoju, już zaatakował go surowy ton w głosie Walburgi.
Mechanicznie się spiął. Odpowiedzenie na to pytanie nie było wcale taka łatwe jak mogłoby się wydawać. Regulus nie był pewny ile jego matka wiedziała o ataku na dwór Shafiqów, ale nie pozostawał sobie zbyt dużo nadziei, że chociaż strzęp faktów nie dotarł do jej uszu. Bellatrix nigdy nie przepuściłaby żadnej okazji na podzielenie się z rodziną swoim wielkim triumfem. Jedno nierozważne słowo mogło nieodwracalnie przekreślić jego szanse na osiągnięcie celu.
— Dostałem wiadomość od śmierciożerców o bardzo pilnym spotkaniu — wymyślił na poczekaniu. — Nie mogę odmówić, wiesz o tym jak bardzo Czarny Pan ceni moją służbę. Jestem im niezbędny.
— Kiedy zacząłeś okłamywać własną matkę? — zmarszczyła brwi patrząc na niego niczym na wyjątkowo upartego gnoma ogrodowego. — Bella opowiedziała nam całą prawdę o twoich wielkich sukcesach. Podobno już na pierwszej misji zawiodłeś wszelkie oczekiwania. Nie mogłam w to początkowo uwierzyć. Mój syn miałby być nieudacznikiem? Kto by pomyślał, że akurat ty uczynisz naszą rodzinę pośmiewiskiem w oczach wszystkich rodów.
Regulusowi było znacznie trudniej znieść krytykę z ust matki niż mógłby się kiedykolwiek spodziewać. Zawsze był oczkiem w głowie rodziców. Nawet będąc jeszcze małym chłopcem, nigdy nie został przez nich chociaż zganiony za niewłaściwe zachowanie. To Syriusz był tym, który ich nieustannie zawodził. Okazywali mu to na każdym kroku, podkreślając perfekcję młodszego syna. Znalezienie się po drugiej stronie medalu było wręcz wstrząsającym doświadczeniem, ale koniecznym by dostrzec oczywistą niesprawiedliwość.
— Przepraszam mamo — wyszeptał starając się nie patrzeć jej w oczy, aby nie zadawać sobie więcej bólu. — Ale naprawdę muszę wyjść. To sprawa życia i śmierci. Postaram się wrócić najpóźniej za dwie godziny.
Wargi Walburgi wcześniej zaciśnięte w nieubłaganą kreskę, lekko się poruszyły. Nie była taka głupia. Musiała zdawać sobie sprawę co groziło za okazywanie nieposłuszeństwa rozkazom Czarnego Pana. Mogła być wściekła na syna, ale nie na tyle, aby ryzykować życiem jedynego dziedzica rodu Blacków.
— No dobrze Regulusie, ale jak wrócisz chcę poznać całą prawdę. Tylko bez żadnych twoich ślizgońskich sztuczek — pogroziła mu palcem.
Na jego twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. Naprawdę udało mu się ją przekonać do zmiany zdania i nie było to wcale takie trudne jak się obawiał. Uścisnął tylko matkę na pożegnanie oraz zbiegł po schodach, aby szybko dopaść do woreczka z proszkiem Fiuu. Wysypał sobie na rękę odpowiednio wymierzoną ilość drobinek. Czuł, że nic nie może już go powstrzymać przed zobaczeniem się z Sonią. Przynajmniej dopóki nie natrafił na niespodziewaną przeszkodę na swojej drodze.
— Nigdzie nie idziesz, chłopcze.
Omal nie wpadł na Oriona, który najwidoczniej właśnie wrócił z umówionego spotkania z głowami szanowanych rodów. Odbywały się regularnie raz w miesiącu, a ojciec nie ominął jeszcze ani jednego z nich. Co prawda zwykle nie interesował się codziennymi sprawami domowymi, zostawiając wszystko na głowie żony, ale jeżeli chodziło o honor rodziny, traktował swoje obowiązki nadzwyczaj poważnie.
Regulus patrzył z konsternacją na Oriona otrzepującego swoją szatę z resztek szady. To nie tak, że Regulus zupełnie zapomniał o spotkaniu. Po prostu spodziewał się, że Black teleportuje się prosto do swojej sypialni, aby odespać kilka godzin przynudnawych rozmów o finansach i obecnej sytuacji świata czarodziejów. Każdy wiedział, że nie znosił podróżować kominkiem bo uważał to za wieśniacki zwyczaj dla mniej uzdolnionych czarodziejów. Używał tego środka transortu tylko, gdy naprawdę mu się spieszyło. A zamiast okazać zmęczenie, łypał na syna jakby co najmniej ukradł mu najnowszy numer Proroka Codziennego. To nie zapowiadało niczego dobrego.
— Co się stało skarbie? — zapytała zdezorientowana Walburga.
Zamiast odpowiedzieć podszedł do żony i wcisnął jej w dłoń skrawek pergaminu. Nie minęły nawet dwie minuty, a Walburga chwyciła się za serce i wydobyła z siebie przeszywający duszę jęk. Orion musiał podtrzymać ją, żeby nie upadła.
— To nie do wiary. Nigdy więcej nie będziemy mogli pokazać się znajomym na oczy. Taki wstyd... — lamentowała w niebogłosy.
Chłopak mógł sobie tylko wyobrażać co zawierała wiadomość wysłana Blackom. Może ktoś przyłapał go przy domu Tonksów albo co gorsza w mugolskiej dzielnicy Umbridge'ów? Najlepszym rozwiązaniem byłoby uciec kominkiem póki jeszcze mógł, wykorzystując chwilową nieuwagę rodziców. Jednak to byłby objaw skrajnego tchórzostwa. A Regulus Black nigdy więcej nie chciał, aby strach kierował jego życiem.
— Czego się dowiedziałeś tato? — zapytał, chcąc mieć ten cios już za sobą.
— Rudolf Lestrange wpadł spóźniony do sali i przekazał mi pilny list od Belli — nie potrafił ukryć kotłującej się w nim złości. — Shafiqowie to oszuści. Sam się przekonaj.
Drżącymi rękami Regulus przejął pergamin z rąk matki. Pismo było strasznie niechlujne, ale po dłuższej analizie dało się je odczytać. Bella donosiła, że Sofija Shafiq jest charłaczką, o czym sama wiedźma najwyraźniej dotąd nie zdawała sobie sprawy. Dowiedziała się o tym od śmierciożerców będących świadkami przesłuchiwania Soni przez Voldemorta. A Lestrange nigdy nie należała do osób dyskretnych. To była tylko kwestia czasu. Cały świat czarodziejów dowie się o hańbie rodu Shafiq.
— Regulusie tak mi przykro! — Walburga załamała ręce. — Przez myśl mi nawet nie przeszło, że Ingrid mogłaby nas tak haniebnie oszukać i wcisnąć nam swój problem! Gdybym tylko znała prawdę, nigdy nie pozwoliłabym chociaż spojrzeć temu wynaturzeniu na nasz dom! Jak my to wszystko odkazimy?
Z punktu widzenia Walburgi, Regulus rzeczywiście mógł wydawać się jej szczerze wstrząśnięty tą informacją. Nie poruszał się, ledwo oddychając. Nie chodziło tutaj o zaskoczenie zdobytymi informacjami przez Bellatrix. Chłopak i tak podziwiał jak długo Sonia trzymała to wszystko w tajemnicy. Podjęła się nadludzkiego wysiłku za który teraz będzie musiała drogo zapłacić.
W zasadzie mógłby udawać, że tak właśnie było. Żył w nieświadomości. Rodzice z pewnością by mu uwierzyli. Jednak ostatecznie tego nie zrobił. Przypomniał sobie rozbrarająco czyste oczy Soni wpatrzone w jego oraz bicie własnego serca, gdy stała tak blisko niego. Słodka obietnica przyszłości bez sztucznych podziałów i uprzedzeń. Przerażało go to do czego właśnie miał zamiar się przyznać, ale te słowa w końcu opuściły jego usta.
—To nic zaskakującego. Wiedziałem o tym już wcześniej.
Te dwa zdania sparaliżowały wszystkich domowników o wiele bardziej niż wcześniejsza rewelacja. Nawet zwykle nierzucający się w oczy bez potrzeby Stworek, stłukł szklankę podczas sprzątania, niedowierzając w prawdziwość słów Regulusa.
Państwo Black nie wiedzieli jak powinni zareagować. Gdyby na miejscu Ślizgona był Syriusz, sprawa byłaby dość prosta. Kilka Cruciatusów z pewnością by wystarczyło, aby wszystko wróciło do normy. Ale bunt ich ukochanego, wymarzonego dziedzica? To po prostu nie mieściło się w ich skażonych przez nadrzędną ideę umysłach.
— I nie zmieniłem zdania. Nie zerwę naszych zaręczyn bo naprawdę ją kocham — dodał po chwili, aby upewnić się, że dobrze go zrozumieli.
Walburga najwyraźniej chciała coś na to odpowiedzieć, ale tylko poruszała wargami bez składu. Orion natomiast wyglądał jakby właśnie spojrzał prosto w oczy Bazyliszkowi. Regulus sam nie wiedział co jest gorsze. Krzyki czy ta pełna napięcia cisza. Ale jak to wcześniej stwierdziła Andromeda, nigdy nie będzie wystarczająco dobrego momentu na porzucenie dotychczasowego komfortu życia. Równie dobrze mógł to zrobić od razu i być szczery z rodziną i samym sobą. Choćby nie wiadomo ile bólu miało mu to przynieść.
— Syneczku — wychrypiała w końcu Walburga, wyciągając dłoń w jego kierunku. — Nie wiesz o czym mówisz. Ta charłaczka musiała wyprać ci mózg, nie winię cię. Zdrajcy krwi bywają podstępni. Ale kolejne kilka tygodni w odosobnieniu...
— Nie, mamo. Miałem naprawdę dużo czasu na przemyślenia. Nigdy nie widziałem świata wyraźniej niż teraz. Przyznaję, popełniłem wiele błędów. Ale poznanie Sofiji nie jest jednym z nich. Pozwoliła mi zrozumieć, że mugole i czarodzieje w gruncie rzeczy są tacy sami — mówił powoli, ale pewnie wyrażając swoje zdanie. — Syriusz nigdy nie był zdradziecką wszą. Był mądrzejszy od nas wszystkich razem wziętych. Widział to, czego ja nie mogłem dostrzec przez całe życie. Hańbą naszego rodu nie jest wychowanie zdrajcy krwi, tylko krzywdzące uprzedzenia przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Nagrodą za szczerość dla Regulusa było otrzymanie mocnego uderzenia w twarz od własnego ojca. Walburga krzyknęła ze zgrozą, ale nie zainterweniowała. W końcu taka bezczelność nie mogła tak po prostu ujść mu na sucho. Orion nie był w stanie wykrzesać z siebie niezachwianej nienawiści, koniecznej do rzucenia klątwy niewybaczalnej, więc zdecydował się na użycie przemocy fizycznej jako formy ostrzeżenia.
Policzek palił go okropnie, lecz Regulus nie przyłożył do niego ręki. Nie mógł ich za tą bezduszność winić. Podobnie jak on urodzili się w przeświadczeniu, że status krwi czyni ich lepszymi od innych ludzi na kształt bóstw. Wprowadzali tylko odwieczną regułę w życie.
Jednak stare przyzwyczajenia nadal dawały o sobie znać. Ogarniało go nieznośne uczucie, że zrobił coś niewłaściwego oraz powinien paść na kolana i błagać o wybaczenie. Zawrócić z tej niebezpiecznej ścieżki, póki jeszcze mógł zachować miłość rodziców, która zawsze oferowała mu stabilność w życiu.
Pozwolenie sobie na ulegnięcie chwilowej słabości, już nieodwracalnie zniszczyłoby wolę walki Regulusa. Na to nie mógł sobie pozwolić. Co znaczyło jego poświęcenie w obliczu ogroma innych ofiar? Syriusz znosił takie traktowanie dzień w dzień, niezrozumiany przez własną rodzinę. Zamiast spróbować się dostosować, wyrażał swoje zdanie bez lęku. Sonia oddała całe życie i serce matce, która nigdy nie potrafiła zobaczyć w niej nic innego jak powód swoich cierpień. Lata upokorzeń jej nie złamały, nadal miała w sobie wystarczająco siły, aby nieść innym dobro. Co on sam miałby do zaoferowania światu, gdyby uległ pod ciężarem kilku słów krytyki?
— Nie będziesz kalał naszego nazwiska przekonaniami zdrajców krwi — wysyczał Orion. — Nigdy więcej nie zobaczysz się z tą dziewczyną. Nie dopóki mieszkasz pod moim dachem.
— Rozumiem twoje warunki — wytrzymał surowe spojrzenie ojca. — W takim razie jestem zmuszony się stąd wyprowadzić.
— Co ty najlepszego mówisz kochany? Twoje miejsce jest tutaj z nami! — Walburga wysapała trzęsącym się głosem od nadmiaru emocji.
— Ojciec postawił sprawę jasno, mamo. Jeżeli dzięki temu spotkam się z Sonią, jestem gotowy podjąć to ryzyko. Nie wiem w czym macie problem, Syriusza potraktowaliście tak samo. Wyrzuciliście go na bruk. Nikt się nie przejmował czy ma dokąd pójść — słusznie im przypomnał. — Nie widzę powodu, abym zasłużył sobie na lepsze traktowanie. Sama powiedziałaś, że przynoszę wstyd nazwisku Black. Wyświadczę wam tym wielką przysługę.
— Pomyśl racjonalnie, kto cię przyjmie? — Orion próbował ratować sytuację. — Żaden Ślizgon nie będzie chciał mieszkać ze zdrajcą krwi, a innych znajomych o ile dobrze wiem, nie posiadasz. Zadbaliśmy już o to.
— Do kuzynki Andromedy — oświadczył doskonale zdając sobie sprawę, że to ich jeszcze bardziej zdenerwuje. — Odnowiłem z nią kontakt. Ostatnio całkiem dobrze się dogadujemy. Mamy podobne spojrzenie na życie.
Takiej odpowiedzi państwo Black najwyraźniej się nie spodziewali. W ogóle nie wzięli pod uwagę wydziedziczonej krewnej jako opcji. To wszystko zmieniało. Regulus gołym okiem widział ich wzrastającą panikę oraz desperację. Zupełnie stracili kontrolę nad ostatnim dziedzicem rodu Blacków, którego z tak długą czułością kształtowali na swoje podobieństwo. Bunt Syriusza mogli jakoś przeboleć, ale na odejście ostatniego syna nie mogli sobie pozwolić. To w ich oczach oznaczałoby koniec rodu Blacków.
Chłopak na samą taką myśl, poczuł ponurą satysfakcję. Nawet w takiej chwili Orion i Walburga przejmowali się bardziej reputacją niż nim samym. Żył w kłamstwie, które sam sobie zbudował. Strach oraz wyrzuty sumienia odeszły na dalszy plan, gdy zdał sobie sprawę ze swojego wielkiego postępu. Dla dawnego Regulusa takie zachowanie byłoby, wręcz nie do pomyślenia. Każde ich słowo było świętością, której nie należało podważać. Nie dopuszczał do siebie myśli, że są tylko ludźmi o ograniczonych horyzontach.
To było takie dziwne, nie być już w ich oczach cudownym dzieckiem bez wad. Świadomość tego faktu, była w pewien sposób wyzwalająca. To był koniec kierowania się sztywnymi zasadami, które sobie bezrefleksyjnie narzucał, a utrudniały mu życie w pełni. Ciągłej presji unikania wszystkiego co mogłoby skazić jego urojoną perfekcję. Przeznaczenie nie było już zapisane w gwiazdach. Zamiast tego trzymał je w garści i nie zamierzał tak łatwo puścić.
To pozwoliło mu znaleść wystarczającą ilość odwagi, aby zmusić się do wykonania kolejnych kroków w kierunku kominka. Na swoich palcach nadal mógł wyczuć odrobinki proszku Fiuu, które łaskotały go w skórę. Ostrożnie wyminął płaczącą matkę, która cały czas wołała jego imię w nagłym ataku płaczu. Prawdopodobnie nigdy nie pozbędzie się tego godnego pożałowania dźwięku z głowy. I tego, że to on był za jego powstanie odpowiedzialny.
— Wybierasz tą brudną charłaczkę zamiast własnego dziedzictwa? — wydusił Orion, patrząc na zdecydowaną postawę syna.
— Nie, tato. Po raz pierwszy w życiu wybieram siebie.
W tym chaosie odnalazł rozszerzone oczy Stworka. Regulus nie zniósłby pogardy ze strony skrzata, który praktycznie go wychował. Musiał zyskać pewność, że chociaż on będzie w stanie kiedyś mu wybaczyć. Utrzymywali kontakt wzrokowy przez zaledwie kilkanaście sekund, ale tyle wystarczyło na pożegnanie bez słów. Było tam niezrozumienie i nieopisana rana. Ale było też uczucie dla dziecka, które popełniało wiele błędów, ale pomimo to, wciąż się je kochało. Pokrzepiony tą wiedzą, uspokoił się. Tylko tego potrzebował, aby pójść naprzód.
— Zawsze będę was kochać. Choćby nie wiem co — zdobył się na to ostatnie wyznanie, zanim proszek Fiuu opadł mu z rąk, a dotychczasowy świat rozpadł się na kawałki.