Zmartwychwstanie

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
G
Zmartwychwstanie
Summary
Są granice, których przekroczenie jest niebezpieczne; przekroczywszy je bowiem, wrócić już niepodobnaFiodor Dostojewski, Zbrodnia i karaRegulus to klejnot w rodzinie Blacków. Od dziecka wychowywany w przekonaniu, że jest człowiekiem niezwykłym. Natomiast mugole to jednostki zwykłe, których na tym świecie jest zdecydowanie zbyt wiele. Dlatego jego największym marzeniem zostało dołączenie do Czarnego Pana, aby zmienić ten stan rzeczy. Niestety jego idea musiała w końcu zderzyć się z rzeczywistością. Zabijając swoją pierwszą ofiarę poczuł jakby tak naprawdę zabił samego siebie. Czy to oznacza, że jest taką samą zdradziecką wszą jak Syriusz?Jakby miał dość problemów wplątuje się w dziwną relację z byłą kandydatką na narzeczoną jego brata. Sonia na pierwszy rzut oka wydająca się idealną czystokrwistą czarownicą, za wszelką cenę próbuje pomóc Regulusowi się zmienić. Jednak okazuje się, że ona również skrywa brudny sekret. Czy pomimo różnic między tą dwójką może się zrodzić prawdziwa więź dusz?
All Chapters Forward

Zbuduj Zaufanie Na Nowo

Dla Regulusa Blacka domyślenie się, gdzie jego kuzynka mogłaby uwięzić Sofiję Shafiq, nie było zbyt trudnym zadaniem. Mógłby nawet rzec, że rozwiązanie było wręcz oczywiste. Każdy szanujący się ród czystej krwi posiadał prywatne lochy do których publicznie się nie przyznawał. Dwór Lestrange'ów nie był wyjątkiem. Przekonał się o tym będąc jeszcze dzieckiem, gdy bawił się w chowanego z Syriuszem i przypadkowo natrafił na niezbyt dobrze ukrytą komnatę. Od razu uznał, że Bella jest najfajniejszą starszą kuzynką na świecie. Teraz miał na ten temat trochę inne przemyślenia.

Poprawił swoją maskę i kaptur licząc, że nikt nie zwróci na niego uwagi. Włamywanie się do siedziby Lestrange'ów pełnego śmierciożerców graniczyło z szaleństwem. Zdrowy rozsądek raczej kazałby nie narażać się im jeszcze bardziej niż dotychczas. Jeden błąd wystarczył, aby pozbyli się go już na dobre. Jednak tym razem Regulus był naprawdę zdesperowany. Wiedział do jakich okropności byli zdolni. Dlatego nie mógł pozwolić, aby Sonia spędziła tam chociaż kilka minut dłużej. Każda groziła nieopisaną ilością bólu.

Regulus mógł już usłyszeć znudzone szepty z korytarza. Kiedy niepostrzeżenie dołączył do małej grupki, uśmiechnął się pod nosem w akcie cichego triumfu. Wcześniej domyślił się, że lochów będą pilnować świezi rekruci. Pilnowanie więźniów było poniżej godności wielkiej Bellatrix Lestrange, która zapewne była zajęta wykonywaniem ważniejszych zleceń. To nowicjusze zawsze musieli otrzymywać zadania, których nikt inny nie chciałby się podjąć. Black mógłby tylko pomarzyć o takim przydziale, ale oni pewnie by się z nim nie zgodzili. O wiele bardziej woleliby się wykazać. Biedacy nawet nie wiedzieli o co proszą.

— A cóż to za hałasy? Zachowujecie się jak banda pierwszoroczniaków! — warknął starając się zabrzmieć groźnie. — Myślicie, że służenie Czarnemu Panu to jakaś szkolna zabawa?

Rekruci wzdrygnęli się ze strachu jakby Regulus był co najmniej prawą ręką Czarnego Pana. Wyglądali na jeszcze młodszych od Ślizgona, gdy dołączył do śmierciożerców. Jedna dziewczyna, której aż z wrażenia spadła maska, mogła mieć najwyżej piętnaście lat. Natychmiast ją podniosła, zamiatając rudymi kosmykami włosów o posadzkę. Zmarszczyła słodko nosek, skrajnie zawstydzona.

— Przepraszam... My nie chcieliśmy... Tylko... odpoczywaliśmy chwilkę — mieszała się we własnych zeznaniach. — Stoimy tu od kilku godzin bez jedzenia i picia. Chcieliśmy, aby czas szybciej nam minął.

Gdyby natrafili na prawdziwego przełożonego, otrzymaliby co najmniej kilka razy Cruciatusem za lekceważające podejście do swoich obowiązków. Na szczęście Regulus nie miał zamiaru aż tak dobrze odgrywać swojej roli. Szczerze mówiąc, było mu żal tych dzieciaków. Na ich rękach nie było jeszcze Mrocznego Znaku. Najchętniej doradziłby im uciekać stąd póki jeszcze mogą. Jednak to byłoby bezcelowe, nie uwierzyliby mu zbyt zaślepieni wizją idealnego świata bez mugoli. Przynajmniej on by tak zrobił na ich miejscu.

— To wasz szczęśliwy dzień — prychnął i machnął ręką w stronę schodów. — Możecie iść na górę odpocząć przez pół godziny, a ja w tym czasie zajmę się więźniem. Mam do niego kilka ważnych pytań, które nie mogą czekać.

— Ale pani Lestrange mówiła... — zaprotestowała niepewnie rudowłosa.

— Nie obchodzi mnie co mówiła! Wynocha mi stąd natychmiast zanim stracę do was cierpliwość!

Skrajnie przerażeni nastolatkowie, uciekli w podskokach bez dłuższych protestów. Regulus odetchnął z ulgą, opierając się o kamienną ścianę. Kto by pomyślał, że to będzie takie łatwe. Nawet nie było tutaj innych więźniów, więc nie musiał się martwić o potencjalnych świadków. Trzydzieści minut zdecydowanie powinno mu wystarczyć, aby bezpiecznie wyprowadzić stąd Sonię.

Natychmiast zaczął przeszukiwać lochy w poszukiwaniu dziewczyny. Wszystkie pomieszczenia na które natrafiał były puste oraz prawdopodobnie nie sprzątane przez wiele lat. Samo patrzenie na nie, wprawiało człowieka w stan skrajnego obrzydzenia. Wędrówka młodego śmierciożercy zakończyła się dopiero na samym końcu korytarza.

Mechanicznie przypadł do celi jakby przyciągnięty przez potężną siłę magnetyczną. Dziwnie było widzieć charłaczkę za kratami. W snach to zawsze on się za nimi znajdował. Nic w tym dziwnego, to on zasługiwał na doświadczenie najgorszych rodzajów cierpienia, które oferował Azkaban. Z tego powodu Regulus uważał za czystą niesprawiedliwość, że musiało paść akurat na Sonię. Jej wina była nieporównywalnie lżejsza od jego własnej.

Tymczasem wyglądała jak cień człowieka. Nie chodziło tutaj o stan fizyczny. Czekoladowa sukienka z falbanami oraz krótka norweska kurteczka wyglądały prawie jak nowe. Co prawda mógł dostrzec kilka siniaków na rękach, ale znając Bellatrix i jej skłonności do przemocy, mogło być znacznie gorzej. Nie, to na bladej twarzy naznaczonej śladami wylanych łez, widział najwięcej zniszczeń. Zatopiona we własnych myślach, patrzyła pusto w ścianę nic niewidzącym wzrokiem. Pewnie nawet nie zauważyła jego przybycia.

— Słyszysz mnie Soniu? To ja Regulus — ściągnął maskę i upuścił kaptur, aby potwierdzić swoje słowa.

Na szczęście dziewczyna zareagowała na dźwięk jego głosu i wyrwała się z zamyślenia. Była kompletnie zaskoczona jakby nie do końca wierzyła, że Regulus naprawdę tu jest. Pomimo wątpliwości i towarzyszącym temu trudnościom, zdobyła się na wstanie z podłogi, aby zrównać się ze swoim rozmówcą.

— Reg, mógłbyś mi wytłumaczyć co ty tutaj najlepszego robisz? — zmarszczyła brwi w konsternacji.

— Czy to nie jest wystarczająco oczywiste? Przyszedłem cię ratować. — Ślizgon wyciągnął różdżkę, aby otworzyć zamek.

— Tak szybko zmieniłeś zdanie? Mówiłeś wcześniej, że nigdy mi nie wybaczysz i nie chcesz mnie więcej widzieć. Wydawałeś się naprawdę poważny — chciała się upewnić na wszelki wypadek, jakby właśnie próbował podważyć w jej obecności oczywisty fakt.

— Dawno powinnaś się nauczyć, że zdecydowanie za dużo mówię — słusznie zauważył. — Kolejnym razem uderz mnie w głowę moją własną różdżką. To powinno pomóc.

Bellatrix naprawdę nie postarała się jeżeli chodzi o zabezpieczenia. Zwykłe Alohomora załatwiło sprawę. Teraz pozostało tylko uciec z tego miejsca póki jeszcze mogą. Jego zapas szczęścia będzie musiał się kiedyś skończyć, więc Regulus nie zamierzał dłużej kusić losu. W pośpiechu przekroczył próg celi i chwycił Sonię za rękę, aby pociągnąć ją w stronę wyjścia. Nie przewidział tylko, że napotka na stanowczy opór.

— Wiem, że jesteś roztrzęsiona po tym wszystkim co cię spotkało — starał się być wyrozumiały na ile było to możliwe w tej sytuacji — ale nie mamy na to czasu. Pozbyłem się rekrutów na jakiś czas, ale w końcu tu wrócą. Nie mam zamiaru niepotrzebnie mieszać się w walkę.

— Problem w tym, że ja nigdzie się stąd nie wybieram, Regulusie — stanowczo mu się wyrwała.

Regulus wybałuszył oczy nie wiedząc czy śmiać się czy płakać na to absurdalne stwierdzenie. Nikt z własnej woli nie chciałby narażać się na śmierć z ręki śmierciożerców. A wyraźnie widział, że Sonia ledwo się trzymała podczas pobytu za kratami. Zaprzeczała własnym pragnieniom, a jednak biła od niej śmiertelna powaga. Bellatrix zdecydowanie musiała wyprać jej mózg wymyślnymi torturami. Innego wytłumaczenia nie widział.

Przynajmniej dopóki bliżej nie przyjrzał się czerwonym plamom znaczących jej skórę. Po dłuższym zastanowieniu doszedł do wniosku, że to wcale nie były siniaki. Raczej pierwsze objawy trochę mniej groźnej odmiany groszopryszczki, przykłuwającej do łóżka na dobre kilka tygodni. Jednak nieleczona prowadziła do wielu niezbyt przyjemnych dla pacjenta powikłań.

To wyjaśniałoby dlaczego młodzi rekruci pomimo wyraźnego rozkazu, stali tak daleko od więźniarki, którą mieli w końcu cały czas pilnować. Za bardzo obawiali się, że się od niej tym czymś zarażą. Co warto zauważyć, chorobą czarodziejów, której jako charłaczka nawet nie mogła mieć. Regulus nie wiedział jakim sposobem Sonia wywołała u siebie fałszywe plamy, ale naprawdę dobrze to wymyśliła. W tym ryzykownym zagraniu tkwił czysty geniusz. Ale nie na tyle wystarczający, aby zwieść nim Czarnego Pana.

— Naprawdę mi przykro, ale mam niepowtarzalną szansę na powstrzymanie wojny i nie mogę jej tak po prostu stracić. Jutro chcą mnie stąd przenieść do siedziby Lorda Valdemara. — Regulus skrzywił się już na samą myśl, że tak właśnie nazwie Czarnego Pana w obecności jego sług. - Niech zgadnę, znowu przekręciłam? Mniejsza z tym. Mam plan, który ma całkiem spore szanse się udać. A wtedy poznam jego słaby punkt.

— Plan pewnej śmierci — powtórzył pusto, świadomy do czego ma to ostatecznie zmierzać.

— Zrozum, Bellatrix zabiła moją mammę przeze mnie — wykrztusiła nie patrząc mu przy tym w oczy. — To musi się udać. Nie chcę, żeby się okazało, że umarła na darmo.

— Bardziej by ją zraniło, gdyby się dowiedziała, że jej jedyna córka nie chciała ratować własnego życia, chociaż miała na to okazję — zakpił.

— Choć raz pomyśl racjonalnie — kontynuowała swoje wyjaśnienia, widząc że go tym nie przekonała. — Jeżeli mnie stąd wypuścisz, Bellatrix od razu domyśli się, że to byłeś ty. Jak myślisz kogo w pierwszej chwili obwinią za przekazywanie poufałych informacji członkowi Zakonu Feniksa? Osobę, która była z nią najbliżej.

— I dobrze! Niech mnie zabiją — warknął trochę zbyt głośno uderzając pięściami w kraty. — Chętnie się z tobą zamienię. Przypominam ci, że zniszczenie Voldemorta miało być moim zadaniem. Nie możesz mi tego tak po prostu odebrać.

— Mam większe szanse od ciebie i dobrze o tym wiesz. Zabiliby cię od razu, bez mrugnięcia okiem. Natomiast, gdyby to mnie chcieli się pozbyć, zrobili by to dawno temu. A jednak nadal mnie tu trzymają.

Nienawidził kiedy miała rację. Szczerze mówiąc, gdyby kiedykolwiek potrafił przestać, Regulus właśnie teraz zakochałby się w niej po raz drugi. Ślizgon miał ochotę zacząć krzyczeć na całe gardło, że nie ma zamiaru dopuścić, aby złożyła z siebie dobrowolną ofiarę w zamian za jego własne bezpieczeństwo. Nawet w takich chwilach nie myślała o sobie. Sonia mogła być zgnębiona i upokorzona, ale nadal nosiła w sobie niewyobrażalną dla niego ilość nadziei. Załamywała się jak każdy człowiek lecz po każdym upadku, podnosiła się z coraz większą dawką szczerej determinacji. Nie mógł jej przekonać do zmiany zdania. Z góry był skazany na porażkę, a pogodzenie się z tym było dla niego zbyt trudne.

— To ja powinienem odpokutować za swoje zbrodnie, nie ty.

— Jesteś dobrym człowiekiem Regulusie. Lepszym niż myślisz — odpowiedziała na to łagodnie. —Przyszłeś tutaj chociaż mnie nienawidzisz. Naprawdę to doceniam. Mammy nie mogłam ocalić, ale ciebie i twoją rodzinę nadal mogę.

— Nie mogę ci na to pozwolić.

— Nie wierzysz, że zwykła charłaczka może poradzić sobie z pełnoprawnym czarodziejem? — rzuciła z wyrzutem.

Ten wyrzut ostatecznie zmusił śmierciożercę do zaprzestania protestów. W głosie dziewczyny poczuł urazę o której istnieniu, co prawda dopiero niedawno się dowiedział, ale teraz starał się ją lepiej zrozumieć. Na samo słowo charłak, niekontrolowanie drżała jej warga. Rana musiała być naprawdę głęboka, a on nie chciał jej jeszcze bardziej pogłębić. Drugi raz nie zamierzał popełnić tego samego błędu. Może nie przeżył tego co ona, ale wiedział jedno. Do życia potrzebowała akceptacji, a nie potępienia. Ten dar akurat był w stanie jej ofiarować.

— Oczywiście, że tak nie myślę. — Położył dłonie na jej ramionach. — Jesteś w końcu Sofiją Shafiq, charłaczką która pokonała grupę wyszkolonych śmierciożerców kilkoma mugolskimi urządzeniami i nieopisanym sprytem. Pytałaś czy kiedyś będę w stanie ci wybaczyć? Nie mogę, bo nie mam czego. Po prostu trudno przyjąć mi do świadomości, że cały czas miałem przed oczami prawdziwą ciebie i tak długo cię nie widziałem. Prawdę mówiąc, wszystko co robisz jest czystą magią. Dokonujesz rzeczy, których nie mógłbym sobie nawet wyobrazić. Zmieniłaś zadufanego w sobie czarodzieja w kogoś bardziej wartościowego. I wcale nie potrzebowałaś do tego różdżki.

Przez cały czas panna Shafiq nie odrywała od niego wzroku, spijając każde słowo z jego ust. Było w tym coś z niedowierzania, ale i niewypowiedzianego wzruszenia. Chyba nikt jeszcze jej tego nie powiedział. A wielka szkoda. Tym razem nie czekał aż ogarną go wątpliwości. Regulus Black pocałował Sofiję Shafiq jakby od tego zależało jego życie. Było w tym coś desperackiego, ale i delikatnego. Pozwolił się ogarnąć temu uczuciu, gdy odwzajemniła ten gest. Nigdy się tak nie czuł, gdy był z Tamarą. Zupełnie jak w domu. Prawdziwym domu. Właśnie tą chwilę jego nieuwagi wykorzystała, aby zatrzasnąć celę.

— Więc uwierz we mnie. Tylko o to cię proszę. Chociaż ten jeden raz.

Powiedzenie tego na głos byłoby dla niego zbyt bolesne, więc tylko kiwnął głową w niemym wyrazie zgody. Sonię najwyraźniej ogarnęła ulga na samą myśl, że Regulus nie będzie miał jej tego za złe. Chwyciła jego palce przez kraty. To było niczym obietnica, że wyjdzie z tego cało. I wtedy powiedzą sobie nawzajem te dwa słowa, które zniszczą ich dotychczasowe życie na kawałki.

— Do zobaczenia — wyszeptała. — Jeszcze jedno. Zajmij się pogrzebem mammy, dobrze? No i Krzywołapem.

— Obiecuję, Soniu.

Nigdy nie było mu tak ciężko iść, gdy musiał dać rekrutom wrócić do lochów i zostawić Sonię w tym piekle. Ale miała rację, pomimo najszczerszych chęci nie mógł postąpić inaczej. To była jej walka, którą musiała stoczyć samotnie. Jedyne co mógł zrobić to ją w niej wspierać i chociaż spróbować zaakceptować ten wybór.. Mieć nadzieję, że kiedy to wszystko się skończy, nigdy więcej nie wypuści swojego szczęścia z rąk.

Stworek bardzo się ucieszył, gdy panicz Black po kilkudziesięciu godzinach nieobecności w końcu wrócił do domu. Sam Regulus nie podzielał jego entuzjazmu, ale miło było mu wiedzieć, że ktoś jednak tu na niego czekał i zawsze będzie. Ku zdziwieniu skrzata domowego, chłopak mocno go przytulił jakby cofnął się w czasie i znów był tamtym beztroskim sześciolatkiem, któremu tak łatwo było wyrażać uczucia.

— Dobrze, że jesteś Stworku.

— Stworek zawsze będzie służył paniczowi Regulusowi — oznajmił z rozbrarającym przywiązaniem w oczach.

Regulus po cichu wrócił do swojego pokoju, nawet nie przywitawszy się z rodzicami. Nie chciał ich niepotrzebnie budzić w środku nocy. Kazanie o znikaniu na dwa dni bez żadnego uprzedzenia mogło poczekać równie dobrze do rana. Zamiast tego zabrał się za coś, czego nie robił od dawna, a bardzo by mu się teraz przydało. Ukląkł przy oknie i złożył ręce, aby się pomodlić. Czuł się co najmniej dziwnie robiąc to w pokoju skażonym swoimi starymi fascynacjami, ale to go nie zniechęciło.

— Wiem, że taki grzesznik jak ja nie ma prawa o nic prosić. Nawet nie potrafię pomodlić się tak jak trzeba. Taki jestem żałosny — zaczął stawiając sprawę jasno. — Ale nie pozwól, żeby Soni stało się coś złego. Popełniła kilka błędów, ale kto tego nie robi? Gdybyś patrzył tymi kategoriami, nikt nie byłby bez winy, prawda? A ona zawsze w Ciebie wierzyła i okazywała miłosierdzie najgorszym zbrodniarzom. Trwała wbrew wszelkim przeciwnościom. Jestem tego najlepszym przykładem. Jeżeli ktoś ma to przetrwać, to właśnie ona.

Zawsze kochał patrzeć na nocne niebo, ale tym razem robił to w inny sposób niż zazwyczaj. Nie było już obiektem chorego kultu własnej rodziny. Raczej łącznikiem z całkiem inną rzeczywistością, której zarówno czarodzieje jak i mugole nie mogli w pełni zrozumieć. Sekrety jasnych punkcików na niebie pozostawały nieuchwytne. Nikt nie mógł pozbawić ludzkości nadziei na to, że kryją w sobie coś więcej niż oferowała astrologia. Gwiazdy były dla Regulusa dowodem, że nawet w najciemniejszą noc, dobro nie gasło. To one będą prowadzić go przez mroki jego serca aż nie wzejdzie słońce.

— Nigdy nie myślałem, że kiedykolwiek to powiem, ale naprawdę ją kocham — przyznał szczerze. — Wiem, że na nią nie zasługuję, ale będę się starał być lepszy dla niej. Przestanę skupiać się wyłącznie na sobie. Nie obchodzą mnie konsekwencje, uratuję tylu mugoli ile będę w stanie.

Wypowiedzenie tej obietnicy na głos było wyzwalające. Przestało być to tylko luźnym pomysłem, a stało się faktem. Bierne przyglądanie się zbrodniom śmierciożerców nie zwalniało go z winy. Pozwalał im krzywdzić niewinnych ludzi na jego oczach. Sonia może i go okradła, ale przynajmniej zrobiła coś użytecznego z listą ataków, gdy on próbował całkowicie zignorować jej istnienie.

Koniec z tym. Nie pokona zła tkwiącego w swojej duszy, wiecznie go unikając. Musi stanąć z nim twarzą w twarz. Nie potrzebował być członkiem Zakonu Feniksa, aby zrobić coś dobrego. Po śmierci zapewne zostanie zapamiętany jako jeden ze sług Czarnego Pana, ale sam będzie wiedział, że ostatecznie zrobił to co było słuszne. Odzyska godność rodu Black.

— Mugol czy czarodziej, wszyscy jesteśmy tacy sami. W końcu to zrozumiałem. Będę walczył z czarną magią do ostatniego tchu. Zrobię wszystko co w mojej mocy, tylko mnie w tym wesprzyj. Wybieram Ciebie, nie Czarnego Pana. Nawet jeżeli ostatecznie mnie nie wysłuchasz, będę ci wdzięczny. Za to, że chociaż mogłem z nią spędzić tych kilka chwil.

Wstał z klęczek i od razu zabrał się do roboty. Nawet nie spojrzał na książki o czarnej magii, które przez miesiące odciągały go od tego co było naprawdę ważne, czyli od wartości każdego ludzkiego życia. Zamiast tego wyciągnął z kufra wiadomości od przełożonych śmierciożerców i zaczął szukać luk w ich planach. Spryt Ślizgona w końcu miał się na coś przydać.

Poznanie tajemnicy Czarnego Pana było teraz wyłącznie w rękach Soni. Pozostało mu niezachwianie wierzyć, że dziewczyna naprawdę wiedziała co robi, a modlitwy grzeszników są naprawdę tak cenne jak zawsze twierdziła.

Forward
Sign in to leave a review.