Zmartwychwstanie

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
G
Zmartwychwstanie
Summary
Są granice, których przekroczenie jest niebezpieczne; przekroczywszy je bowiem, wrócić już niepodobnaFiodor Dostojewski, Zbrodnia i karaRegulus to klejnot w rodzinie Blacków. Od dziecka wychowywany w przekonaniu, że jest człowiekiem niezwykłym. Natomiast mugole to jednostki zwykłe, których na tym świecie jest zdecydowanie zbyt wiele. Dlatego jego największym marzeniem zostało dołączenie do Czarnego Pana, aby zmienić ten stan rzeczy. Niestety jego idea musiała w końcu zderzyć się z rzeczywistością. Zabijając swoją pierwszą ofiarę poczuł jakby tak naprawdę zabił samego siebie. Czy to oznacza, że jest taką samą zdradziecką wszą jak Syriusz?Jakby miał dość problemów wplątuje się w dziwną relację z byłą kandydatką na narzeczoną jego brata. Sonia na pierwszy rzut oka wydająca się idealną czystokrwistą czarownicą, za wszelką cenę próbuje pomóc Regulusowi się zmienić. Jednak okazuje się, że ona również skrywa brudny sekret. Czy pomimo różnic między tą dwójką może się zrodzić prawdziwa więź dusz?
All Chapters Forward

Andromeda Tonks

Grimmuld Place 12 powinno być pierwszym miejscem do którego Regulus udałby się po ciężkim dniu, ale oczywiście tak się nie stało. Nie miał najmniejszej ochoty wracać do domu. Zamiast tego poprzednią noc spędził w jednym z pokoi gościnnych w Dziurawym Kotle. Barman wydawał się zaskoczony, gdy dziedzic Blacków zażądał noclegu z zaledwie kikoma galeonami w dłoniach, ale nie zadawał zbędnych pytań. Już gorszych typów zdarzało mu się tutaj przenocowywać.

Po zamknięciu drzwi prostym Colloportusem dla pewności, Regulus zachowywał się zaskakująco spokojnie. Sam był zdziwiony jaka wewnętrzna cisza go ogarnąła. Nie czuł potrzeby krzyku czy niszczenia przedmiotów, zdążył już wyrzucić z siebie wszystkie gwałtowne emocje podczas rozmowy z Sonią. Pozostała tylko dojmująca pustka, która pozostała po wyrwanym brutalnie zaufaniu. Ciągnęła go nieprzyjemnie w dół, a jednak tym razem nie doprowadziła do obłędu. Prawdopodobnie jego organizm zdążył się przyzwyczaić do licznych życiowych zawodów.

Położył się na łóżku chcąc odpocząć, ale sen nie nadchodził. Może nawet i lepiej, biorąc pod uwagę koszmary, które mogłaby podsunąć mu wyobraźnia. Poza tym Regulus miał myśli niczym przesłonięte mgłą, chroniącą go przed pogodzeniem się ze swoim niezbyt optymistycznym losem. Nie chciał niepotrzebnie torturować się nowo odkrytą wiedzą. Nie pozostało mu nic innego jak tępe patrzenie się w sufit aż do wschodu słońca.

Kiedy w końcu zszedł do zatłoczonego pubu, był zmuszony wziąść się w garść. Przynajmniej na tyle ile był w stanie się do tego zmusić. Regulus siedział grzecznie przy stoliku popijając Piwo Kremowe, gdy do jego uszu dotarł śmiech ludzi z sąsiedniego stolika. Taki beztroski, a przypominał ukłucia mugolskich igieł. Nadzwyczaj irytujący oraz niepotrzebnie bolesny. Dlaczego wszyscy wokół musieli być tacy szczęśliwi, gdy on otrzymywał cios za ciosem? Ślizgon poczuł silną potrzebę, aby zażyć świeżego powietrza. Inaczej mógłby zrobić coś naprawdę głupiego, czego potem bardzo by żałował.

Spacer ostatnio nie działał na niego zbyt uspokajająco, wręcz prowokował jego bombę emocji do wybuchu. Z drugiej strony nie wiedział co innego mógłby ze sobą teraz zrobić. Nie mógł chować się w nieskończoność. Pocieszał się myślą, że możw po prostu za bardzo skupiał się na samym sobie zamiast chłonąć krajobraz. Tak, na pewno w tym tkwił jego największy problem.

Szczerze mówiąc, po prostu nie był jeszcze gotowy na nieuniknioną rozmowę z rodzicami. Nie miał zamiaru mówić im o charłactwie Soni, ale w końcu kiedyś sami się tego domyślą. A potem wyczytają całą pogrążającą go prawdę z twarzy syna. W ich oczach będzie winny kłamstwa tak samo jak panna Shafiq. Wystarczający powód, aby wypalić podobiznę Regulusa z rodzinnego gobelinu. Każda wymówka odkładająca perspektywę takiego losu w dalszą przyszłość, była dla niego wystarczająco dobra.

Starał się dostrzec choć najmniejsze pozytywy przechadzki po Ulicy Pokątnej. Skupianie się na dobrych rzeczach, osłabiało wpływ tych złych. Może był obrażony na Sonię, ale nadal wysoko cenił jej złote rady. Tak było po prostu łatwiej żyć. Zaczął rozglądać się po wystawach. Sprawdzanie nowych dostępnych mioteł do Qudditcha zawsze napawało go ekscytacją. Przynajmniej dopóki nie zaczął przegrywać każdego meczu przez roztargnienie i co chwilę przypominającym o swoim istnieniu Mrocznym Znaku.

Wspomnienie o śmierciożercach natychmiast zniechęciło Regulusa do dalszego wpatrywania się w nowe modele Nimbusów. Musiał znaleść coś innego. Zdecydował się na sklepy z miksturami i eliksirami. Wszystkie pieniądze wydał na nocleg w Dziurawym Kotle, lecz i tak nie miał zamiaru nic kupować. Po prostu sprawdzi, które składniki mogłyby przydać mu się w Hogwarcie na zajęciach dla zaawansowanych. Później poszedłby też do biblioteki wypożyczyć kilka książek o czarnej magii. To był całkiem dobry plan.

Nie wziął pod uwagę tylko jednego, tam również byli ludzie. Na samą taką myśl Regulus, ostro się zganił. Jak tak dalej pójdzie to będzie miał gorszy problem z relacjami międzyludzkimi niż kiedykolwiek miała Sonia. Jednak nic nie mógł poradzić na to, że irytujące pytania same przychodziły do głowy. Ta kobieta wyglądała na czarownicę, ale co jeżeli wcale nią nie była?

Panna Shafiq wielokrotnie udowodniała mu, że tak naprawdę nie jest w stanie zauważyć najmniejszej różnicy między tymi jednostkami bo w istocie wcale jej nie było. Książki dla dzieci kłamały. Charłaki i mugolaki doskonale wtapiali się w tłum czarodziejów półkrwi i czystej krwi. Tak, to mogła być prawda. W końcu wszyscy zmówili się, aby go oszukiwać.

Zapewne na długo pozostałby w szalonej matni domysłów, gdyby nie dźwięk znajomego pisku przy wejściu do sklepu. Gwałtownie obrócił się za siebie. Stała tam skrzatka domowa rodziny Shafiqów z którą zdarzyło mu się wymienić kilka zdań, podczas licznych wizyt. Poprawka, była skrzatka domowa Shafiqów, miała na sobie dziecięcą różową kurteczkę i spódniczkę w stokrotki. Mimowolnie się uśmiechnął. Widać było w tym rękę Soni.

— Śnieżko, co ty tu robisz? — Natychmiast do niej podszedł zbyt zaciekawiony tym nieoczekiwanym spotkaniem, aby ją zignorować.

— Witam panicza Regulusa. Śnieżka bardzo tęskniła za paniczem i oczywiście za panienką Sofiją — ucieszyła się na jego widok. — Śnieżka robi zakupy dla pani Andromedy i pana Edwarda.

Na chwilę zaniemówił z wrażenia. Dawno nie słyszał imienia młodszej siostry Bellatrix, a tym bardziej nie miał przyjemność się z nią widzieć. Od kiedy została wydziedziczona przestała istnieć dla rodziny Regulusa. Jednak teraz było zupełnie inaczej. Andromeda była jedyną osobą, która mogłaby zrozumieć jego beznadziejną sytuację. Gwiazdy miały go poprowadzić. Chyba właśnie znalazł tą właściwą.

— Jak to się stało, że pracujesz teraz w domu Andromedy Tonks?

— Panienka Sonia dała ubrania Śnieżce. Pani Ingrid była bardzo zła dla Śnieżki. — Wzdrygnęła się na samo wspomnienie. — Panienka chciała ratować Śnieżkę i odesłała ją do rodziny Tonks. To właśnie  Andromeda Tonks leczyła panią Shafiq.

Trudno było poskładać to wszystko w całość, ale Regulus mniej więcej zrozumiał sens tej wypowiedzi. Cóż za zbieg okoliczności. Nie wiedział wcześniej, że jego kuzynka postanowiła zostać uzdrowicielką. Najwidoczniej kiedy Ingrid Shafiq przebywała w Świętym Mungu, Sonia musiała zapoznać się z Andromedą.

— Nie przeszkadzałoby ci, gdybym ci towarzyszył? — zaproponował w jednej chwili zmieniając wszystkie swoje plany. — Dawno nie widziałem się z kuzynką i chciałbym ją niezwłocznie odwiedzić.

— Bardzo chętnie paniczu! — Podskoczyła z dziecięcą ekscytacją. — Śnieżka jest pewna, że pani Andromeda będzie zachwycona na widok Regulusa.

Sam ślizgon miał co do tego poważne wątpliwości, ale nie zamierzał przyznawać się do tego głośno. Nie mógł stracić jedynej szansy na możliwość spotkania. Dlatego pomógł Śnieżce zrobić zakupy, a następnie pozwolił przeteleportować się skrzatce.

— Jesteśmy na miejscu paniczu!

Musiał przyznać, że nie tak wyobrażał sobie warunki mieszkaniowe Andromedy. Z dziwnych powodów zwanych też czasami krzywdzącymi uprzedzeniami rozpowszechnianymi przez rodzinę Black, spodziewał się zobaczyć mugolską, wręcz rozpadającą się ruderę. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak idiotyczne było to myślenie. W końcu mąż Andromedy pomimo wszystko skończył Hogwart co oznaczało, że był zdolny zapewnić chociaż podstawowy byt rodzinie.

Oczywiście nie przypominał dworu Malfoyów czy Grimmuld Place 12. To był raczej najzwyczajniejszy czarodziejski dom, który trzymał się trochę na uboczu. Wyglądał wyjątkowo schludnie oraz zachęcał do siebie jasnymi kolorami i licznymi oknami. Andromeda najwyraźniej z całych sił postarała się, aby w niczym nie przypominał jej własnej rodzinnej posiadłości.

Jednak pierwsze co rzuciło się w oczy Regulusowi, to sześciolatka bawiąca się w ogrodzie. Śmiała się głośno próbując złapać wyjątkowo szkaradnego gnoma. Była zdecydowanie zbyt wolna, ale w jednej chwili stwór został w tajemniczy sposób przyciągnięty do jej dziecięcych rączek. Z podekscytowania włosy dziewczynki zmieniły kolor z ciemnąbrozowego w krzykliwy róż.

— Córka Tonksów jest metamorfomagiem? — zapytał chłopak, z podziwem przyglądając się pierwszym wyczynom magicznym, jeszcze tak małego dziecka.

— Panienka Nimfadora jest bardzo utalentowana — zgodziła się skrzatka. — Pani Andromeda mówiła Śnieżce, że panienka odziedziczyła tą zdolność po panu Edwardzie.

Ciekawe co powiedziałaby Bellatrix na wieść, że mężczyzna, którego uważała za nic nie wartego mugolskiego śmiecia, posiadał naprawdę rzadką umiejętność magiczną. Poza tym paskudnym imieniem, zdolnym zniszczyć życie każdego dziecka, Nimfadora wydawała się naprawdę szczęśliwa. W porównaniu
dzieciństwo Regulusa wydawało się ponure i pozbawione barw.

— Śnieżka, wróciłaś! — Chwilowa nieuwaga Nimfadory, pozwoliła gnomowi uciec. — Co to za dziwny pan?

— Cześć Dora, możesz mówić do mnie Reg. — Pochylił się, aby podać rękę dziewczynce. — Jestem kuzynem twojej matki. Może ci o mnie... wspominała?

— Mama mówiła tylko, że jej rodzina jest do bani — wykrzywiła swoją dziecięcą buźkę. — Jesteś chory? Wyglądasz jak wampir.

— Mało ostatnio spałem — wyjaśnił. — Twoi rodzice są w domu?

— Tata nadal jest w pracy, ale mama ma dzisiaj wolne — poinformowała go usłusznie. — To właśnie ona. Mamo, jakiś pan do ciebie przyszedł!

Dziewczynka wskazała palcem na panią Tonks, która właśnie wyszła z domu. Widok Śnieżki i obcego czarodzieja rozmawiającego z jej córką, musiał ją zaalarmować. Regulus jak przez mgłę pamiętał nastoletnią Andromedę, ale nie trudno było dostrzec w tej kobiecie, podobieństwo do Bellatrix. Była jej łagodniejszą wersją, choć nadal miała w sobie coś z chłodu Blacków.

Widać było, że nie była zbytnio zadowolona z niezapowiedzianych odwiedzin. Co prawda nie poznała Regulusa na pierwszy rzut oka, ale szybko połączyła fakty. Na jej twarzy pojawiło się zrozumienie. Z lekkim niepokojem zerknęła na Nimfadorę, która zdążyła wrócić już do pogoni za gnomami. Śnieżka w tym czasie próbowała powstrzymać ją przed doszczętnym zniszczeniem kwiatów.

— To ty — zmierzyła go krytycznym wzrokiem. — Naprawdę wyrosłeś Reg.

— Miło cię widzieć. Ile to już lat Andrea?

— Dziesięć długich lat — odparła sucho jakby te słowa bolały, gdy przeszły jej przez gardło. — Mogłam spodziewać się twojej wizyty przyjmując Śnieżkę pod swój dach. Zawsze znajdujesz się w złym miejscu o nieodowiedniej porze. Sprowadzają cię dobre czy złe zamiary? Wolałabym wiedzieć czy powinnam potraktować cię kilkoma niezbyt przyjemnymi klątwami.

Nie powinien mieć pretensji z powodu jej nadmiernej ostrożności. Nie ważne jakie miała zdanie o swoim kuzynie. Śmierciożerca stojący u progu domu zdrajców krwi, nigdy nie zapowiadał niczego dobrego. Andromeda przede wszystkim musiała dbać o bezpieczeństwo córki. Nie widząc innego wyjścia, Regulus uniósł puste ręce nad głowę. Jeżeli chciał zasłużyć na zaufanie, musiał grać zgodnie z jej zasadami. A przynajmniej tak zrobiłby szlachetny członek Gryffindoru. Niestety, on nadal pozostawał przebiegłym Ślizgonem.

— Przyszedłem w pokojowych zamiarach — zapewnił. — Jak chcesz możesz skonfiskować mi różdżkę. Nie zależy mi na niej. Chcę tylko porozmawiać o naszej wspólnej znajomej, Sofiji Shafiq. Śnieżka mówiła mi, że leczyłaś jej matkę. To nie jedyna sprawa, która was łączy, prawda? Muszę przyznać, że mugolskie hotele mają w sobie coś wyjątkowego. Nie sądzisz?

Regulus nie byłby sobą, gdyby nie zawarł w swojej kapitulacji tej maleńkiej groźby. Kobieta na chwilę wstrzymała oddech co oznaczało, że zrozumiała aluzję. Po rozmowie ze Śnieżką chłopak miał pewne podejrzenia, ale teraz zdobył już całkowitą pewność. Andromeda Tonks współpracuje z Zakonem Feniksa. Ta wiedza dawała mu pewną przewagę, którą miał zamiar wykorzystać.

— Wejdź do środka. Nie możemy rozmawiać o tym na widoku — ściszyła głos do szeptu, a następnie wymownie spojrzała w stronę drzwi wejściowych.

Skończyło się na tym, że Andromeda zaparzyła herbatę sobie i Regulusowi, aby lepiej im się rozmawiało, a następnie postawiła filiżanki przy stoliku w salonie. Oczywiście oba napoje były gęste i czarne. Mogła zostać wydziedziczona, ale najwyraźniej niektórych zwyczajów nie potrafiła porzucić pomimo upływu lat. Black patrzył z pewnym sceptyzmem na tą wymuszoną uprzejmość. Postanowił jednak tego nie komentować.

— Przepraszam, że byłam dla ciebie taka ostra. Mamy niespokojne czasy, a ty... Wybacz, nie masz zbyt dobrej reputacji — przyznała szczerze, uważnie obserwując siedzącego naprzeciwko niej Regulusa. — Większość ludzi uważa, że do reszty straciłeś zdrowe zmysły.

— A ty co o mnie myślisz? — odbił pałeczkę.

— Myślę, że wziąłeś na siebie ciężar, którego nie potrafisz unieść — odpowiedziała po krótkim namyśle. —  Nie dziwię się, że stałeś się taki jaki jesteś. Dziedzictwo Blacków zdeprawowałoby każdego.

— Nie jestem z tego powodu dumny.

Po tych słowach Regulus odzyskał trochę pewności siebie. Może i Andromeda nie myślała o nim zbyt pozytywnie, ale przynajmniej nie uważała za bezuczuciowego potwora. Jeżeli dobrze to rozegra możliwe, że nie wyrzuci go za drzwi przy pierwszej lepszej okazji.

— A więc dlaczego chcesz rozmawiać ze mną o Soni? — dodała po chwili. —  W końcu odpowiedzi na nortujące cię tak pytania, równie dobrze mogłaby udzielić ona sama. Wiem, że macie dobrą relację.

— Wczoraj trochę się pokłóciliśmy i wolałbym dać jej trochę czasu — niechętnie uchylił kuzynce rąbka tajemnicy. — Poza tym tylko ty jesteś w stanie mi pomóc. Powiedzmy, że podobnie jak ty przed laty, stanąłem przed pewnym moralnym dylematem.

— Mówisz o swojej miłości do Soni tak? — zapytała lekko jakby mówiła o pogodzie.

— Skąd wiesz? Tak, to prawda — omal nie zakrztusił się herbatą.

— Rozmawiasz tylko z jedną osobą, drogi kuzynie — zasłoniła ręką usta, aby chociaż spróbować ukryć urywany śmiech. — Nie trudno zgadnąć co czujesz, gdy patrzysz na nią w niczym święty obrazek. Nawet bez Veritaserum. Drogi kuzynie, nie tylko ty byłeś dobry z eliksirów.

Zapomniał o jednym drobnym szczególe, który powinien uwzględnić w swoim planie. Nigdy nie lekceważ swojego przeciwnika. Andromeda Tonks też była Ślizgonką i nie zawsze grała fair. Musiała dolać mu do herbaty kilka kropel Veritaserum. A myślał, że ten tydzień nie może być już gorszy. Teraz to mógł na dobre zapomnieć o zdobyciu przewagi w tej konwersacji.

— Zaczynam naprawdę cię nienawidzić — te ponure stwierdzenie odzwierciedlało jego parszywy humor.

— Oboje doskonale wiemy, że gdybyś nadal mną gardził, to byś tutaj nie przyszedł. Musiałeś mieć w tym jakiś konkretny cel — Oparła głowę na dłoniach i patrzyła na niego niczym na nadzwyczaj ciekawy okaz testrala. —Nie miej mi tego za złe. Tak będzie łatwiej nam się porozumieć.  A nie jestem taka cierpliwa jak Sonia. Nie zniosłabym twoich zmiennych humorków.

— Gdyby Sonia tu była, powiedziałaby ci, że nie ma sensu marnować na mnie eliksiru. Podobno wszystko mam wypisane na twarzy — odciął się.

— Na czym polega ten twój moralny dylemat? — zapytała wiedząc, że kuzyn nie może skłamać. — W końcu Sonia jest czystej krwi, a rodzice nie muszą dowiadywać się o jej zdaniu na temat mugoli. Moja rodzina miała powody, aby odrzucić Teda. Ale dziedziczkę szlachetnego rodu Shafiqów? Jakoś tego nie widzę.

— To dość skomplikowana historia. Miałem na swoje nieszczęście, spotkać wczoraj Otisa Umbridge'a. Zdradził mi, dlaczego Sonia odrzuciła moje uczucia — nie cierpiał tego, że słowa wychodziły mu z ust wbrew własnej woli. — Chciałem odejść, ale zdążył mi zdradzić jej tajemnicę. Nie jest osobą za którą się podaje. Tak naprawdę jest...

Regulus zacisnął mocno zęby, aby spróbować zwalczyć działanie eliksiru. Nie chciał być takim samym zdrajcą jak Otis, który rozpowiada wszystkim tajemnice swojej przyjaciółki bez jej zgody. Nawet Veritaserum nie mogło go do tego wyznania zmusić. W najgorszym wypadku zmusi się do wymiotów. Pojawiły mu się mroczki przed oczami, ale pomimo to nie wypowiedział ani jednego słowa.

— Naprawdę imonujące. Mało kto potrafi oprzeć się eliksirowi prawdy — przyznała z niekłamanym podziwem. — Ale nie musisz się tak męczyć. Wiem, że jest charłaczką. Spędziłam z nią wystarczającą ilość czasu, a uzdrowiciele wiedzą takie rzeczy. Chciałam tylko sprawdzić czy znasz prawdę. W innym wypadku musiałabym uznać cię za skończonego fanatyka.

— Czy jestem kompletnym ignorantem skoro nie zauważyłem? — zapytał chlipiąc z bólu.

— No cóż, można ci wybaczyć. W końcu dołączyłeś do grupy bezwzględnych morderców i przeszedłeś kryzys tożsamości — podała mu rękę, gdy się zachwiał. — Pewne rzeczy mogły ci umknąć.

Widząc męczarnie młodego śmierciożercy, Andromeda ostatecznie stwierdziła, że wystarczająco się już nacierpiał i dała mu odtrutkę. Pomimo to wcale się nie uspokoił. Paradoksalnie poczuł się jeszcze gorzej. Pot spływał z czoła Regulusa mieszając się z niekontrolowanymi łzami. Czy tak czuła się Sonia, gdy Umbridge wyrwał z niej wieloletni sekret?  Ile razy pociągnął za wrażliwą strunę, nawet nie zdając sobie z tego sprawy? Jedyne co chciał teraz zrobić to ukorzyć się przed nią oraz błagać o przebaczenie.

A jednak duma dziedzica Blacków mu na to nie pozwalała. Wypierał to tak długo jak tylko mógł, ale ucieczka od druzgoczącej prawdy była niemożliwa. Andromeda miała inne siostry, a Regulus od wyprowadzki Syriusza, stracił przywilej posiadania starszego rodzeństwa. Nie potrafił nawet powiedzieć rodzicom, że zostanie śmierciożercą było największym błędem jego życia. Jak, więc miał poinformować ich, że zakochał się w charłaczce? Walburga i Orion załamaliby się, gdyby ich kolejny potomek wyrzekł się rodzinnego dziedzictwa. Serce biło mu niespokojnie w rytmie niemożliwego wyboru. Rodzina albo on sam.

— Jestem okropny. Kocham ją, a nie potrafię porzucić dotychczasowego życia — wyrzucał z siebie wszystkie swoje żale kuzynce, chociaż Veritaserum dawno przestało działać. — Nie zgadzam się już z przekonanami rodziców, a nie potrafię się sprzeciwić. Nigdy nie uwolnię się od dawnego ja, które brzydziło się każdego kto nie był czystej krwi. Widmo zmiany mnie paraliżuje.

— Może pocieszy cię to, że w twoim wieku byłam jeszcze gorsza. — Andromeda przykucnęła przy Regulusie z niepasującym do niej współczuciem w głosie.

— To niemożliwe — otarł nos rękawem.

— A jednak. Sam się o tym dzisiaj częściowo przekonałeś — przewróciła oczami. — Byłam zadufaną w sobie młodą czarownicą, która uważała się za lepszą od innych. Zamieniałam życie mugolaków w piekło, wręcz czerpałam z tego chorą satysfakcję. Rzucałam najstraszniejsze klątwy oraz warzyłam eliksiry, których nazw  bałabym się teraz wymienić nawet w myślach. Byłabym taka do dziś dzień, gdybym nie poznała Teda.

— W takim wypadku to musiała być wielka miłość od pierwszego wejrzenia — westchnął ironicznie Regulus.

— Wręcz przeciwnie, irytował mnie. Wiecznie miły dla wszystkich i pomocny Puchon. Nie podobało mi się, że nie mogłam zetrzeć mu uśmiechu z tej wesolutkiej twarzyczki. Pewnego dnia trochę przesadziłam i profesor Thurcy wlepił nam wspólny szlaban. Poczciwy był z niego chłopak, chciał zrobić wszystko za mnie. Próbowałam wepchnąć go za to do jeziora, ale w ostatniej chwili się mnie chwycił i wpadliśmy do niego razem. On umiał pływać, ja nie. W życiu nie czułam się tak upokorzona i splugawiona, a śmiałam się do rozpuchu.

Słysząc to, Regulus sam mimowolnie uśmiechnął się przez łzy. Zawsze zakładał, że Andromeda przypominała w młodości Syriusza. A okazało się, że miał z nią więcej wspólnego niż myślał. Patrząc na to co osiągnęła w życiu, trudno było uwierzyć w prawdziwość tej historii. Wydawała się jakby wyssana z palca. Jednak mieszanina nostalgii i smutku tryskająca z jej twarzy, mówiła wszystko.

— Tak to głównie wyglądało. Moje próby okazania mu dozgonnej nienawiści, kończyły się wspólnie spędzonym czasem. Aż w końcu nadszedł ostatni rok i bałam się, że stracę go na zawsze. Wtedy mnie pocałował — zarumieniła się na to wspomnienie. — Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że wszystko co robiłam, było tylko próbą ukrycia prawdziwych uczuć.

— Musiałaś postawić akurat na niego? Zawsze mogłaś spróbować z kimś innym, życie byłoby dla ciebie znacznie łatwiejsze, gdybyś o nim zapomniała — sam nie wierzył w to co mówił.

— Miłość tak nie działa Regulusie. — Wyciągnęła rękę, aby uścisnąć mu dłoń. — Nie możesz wybrać w kim się zakochasz. Czasami obdarowujemy uczuciem osoby, które są dla nas najmniej odpowiednie.

— Jak się tego pozbyć? — uporczywie czepiał się nieistniejącej nadziei. — Chciałbym tylko, żeby wszystko było oczywiste jak dawniej. Nie zastanawiać się co jest dobre, a co złe.

— W tym problem. To nie jest możliwe — uśmiechnęła się smutno. — Będziesz cierpiał dopóki nie ulegniesz własnym uczuciom. A potem? Będzie tylko gorzej. Stracisz rodzinę, dach nad głową i wszystko co przez całe życie uważałeś za najważniejsze. Będziesz zadawał sobie nieustanne pytanie: czy to poświęcenie w ogóle miało sens? Ale na końcu sam przekonasz się, że ostatecznie było warto. Miłość i życie w zgodzie z samym sobą są warte każdej ceny.

— Czy kiedyś żałowałaś, że wybrałaś Teda zamiast rodziny? — zapytał cicho.

— Szczerze mówiąc, nigdy — przyznała szczerze. — To on był moją prawdziwą rodziną. Niczego mi nie narzucał, po prostu był kiedy tego potrzebowałam.

Sonia zawsze była, pomyślał boleśnie Regulus. Nawet kiedy zdrowy rozsądek kazałby zostawić go samego ze swoją zgniłą od zbrodni duszą. Oczywiście, że nie powiedziała mu prawdy. W końcu nie miała innego wyboru jeżeli chciała przeżyć w świecie rządzonym przez ideę czystej krwi. Ale nadal była Sofiją Shafiq z niewinnymi oczami małego szczeniaczka.

Andromeda potrzebowała dobrych kilku szkolnych lat, aby zrozumieć własne uczucia. Regulus miał na to rok, pełen straconych marzeń i planów na przyszłość. Przeszedł to wszystko tylko dzięki cierpliwości Soni. Tak naprawdę Ślizgonowi nie robiło różnicy czy była czarownicą czy nie. Uśmiech panny Shafiq i tak był dla niego najczystszą formą magii. Tylko takiej potrzebował do szczęścia.

— Nie czekaj, idź do niej — zachęciła go Andromeda.

Nie musiała dłużej namawiać młodego Blacka do skorzystania z tej rady. Kuzynka spełniła swoje zadanie. Wskazała mu drogę, którą tak naprawdę znał już na pamięć. Bał się konsekwencji jej wyboru, ale była nieunikniona. Pożegnał się tylko z Andromedą, Nimfadorą i Śnieżką oraz obiecał wkrótce ponownie je odwiedzić.

Orion i Walburga poczekają, koniecznie musiał przeprosić Sonię za swoje okrutne słowa. Wczoraj Regulus był zbyt wytrącony z równowagi i kipiący złością, aby wyjaśnić powód swojego odejścia. Prawdopodobnie myślała, że po odkryciu prawdy nie chciał jej znać. Dlatego nie mógł pozwolić, aby dłużej żyła w przekonaniu, że wszyscy ją porzucili. To zupełnie tak jakby zostawił dziewczynę na pastwę dementorów. Może od razu nie będzie tak jak dawniej, ale przynajmniej razem to przepracują i spróbują znaleść najlepsze rozwiązanie.

Na początku był tak skupiony na swoim nowym celu, że nie dostrzegł niczego niezwykłego w znanym sobie otoczeniu. A zdecydowanie powinien zwrócić uwagę na brak pewnego bardzo ważnego elementu. Już chciał automatycznie zapukać w drzwi wejściowe domu Shafiqów jak robił to już wiele razy, gdy zdał sobie sprawę, że wcale ich tam nie ma. Była tylko wielka dziura od potężnego wybuchu, który pochłonął prawie całą ścianę. To było co najmniej niepokojące.  Co tu się wydarzyło i jakim sposobem ktoś pokonał zaklęcie krwi? Dziw, że budynek w ogóle jeszcze stał. Regulusa ogarnęły ciarki grozy, gdy spojrzał w górę. Na niebie znajdowała się dobrze znajoma czaszka z wężem, która była wyryta również na jego skórze. Znak śmierci.

Po wkroczeniu do środka przez zgliszcza pomieszczenia, niemal natychmiast rzucił się na ziemię. Powinien spodziewać się tego widoku, a jednak nie był na niego przygotowany. Niewiele myśląc obrócił leżące tam ciało twarzą do góry, aby następnie sprawdzić puls. Nic. Klatka piersiowa również nie mieściła w sobie żadnego dźwięku. Znał uczucie tej wszechogarniającej i przerażającej ciszy. Ingrid Shafiq nie żyła. Mało tego, wszystko wskazywało na to, że ktoś zamordował ją za pomocą zaklęcia niewybaczalnego, Avady Kedavry.

— Sonia... —  szepnął czując, że nagle zabrakło mu powietrza.

Nigdy tak szybko nie biegł, gdy wparował do pokoju Soni. Pomieszczenie wyglądał jakby odbyła się w nim wielka bitwa. Po podłodze walały się porozrzucane bez składu książki, mieszające się z odłamkami stłuczonoego lustra i resztkami eliksiru. Usłyszał miauczenie przestraszonego Krzywołapa ze zranioną łapką, który pocierał pazurami o jeden pokaźny tom. Regulus od razu po niego sięgnął. Widząc dwie pierwsze zaznaczone litery, nie był w stanie zabrać się za odczytanie reszty wiadomości. To były B i L. Ślizgon poczuł, że za chwilę straci przytomność. Nie było żadnych wątpliwości. Sofija Shafiq została porwana przez Bellatrix Lestrange.

Forward
Sign in to leave a review.