
Nawet Kochają Jakby Się Nienawidzili
Regulus Black naprawdę starał się walczyć ze swoimi dawnymi przekonaniami. W każdym człowieku próbował dostrzec chociaż namiastkę dobra. Na widok przyjaciela Soni zmierzającego w kierunku parku, również spróbował przyjąć właśnie postawę. Niestety Otis Umbridge nie ułatwiał mu tego zadania. Wiecznie gniewna mina zarezerwowana wyłącznie dla Ślizgona i szczerość do bólu, zniechęciłyby każdego śmiałka. Nie pozostało nic innego jak ograniczyć się do kulturalnej wymiany zdań.
Black wzdrygnął się, gdy charłak opadł obok niego na ławce. Następnie mimowolnie zerknął na okrywającą go kurtkę, całą obklejoną przez kocią sierść. Najwidoczniej przebywał z kotami tyle czasu, że nawet nie zauważał takich rzeczy. Lub druga jeszcze bardziej prawdopodobna opcja, robił to specjalnie i chciał wyprowadzić śmierciożercę z równowagi. Regulus powtarzał sobie w myślach, że musi wytrzymać i być nieskazitelnie miły. Jeśli będzie trzeba oszuka własną naturę, aby osiągnąć ten cel.
— Wyglądasz na całkiem zadowolonego z życia Black. Czas udawania wyrzutów sumienia się skończył?
— Doszedłem do wniosku, że użalanie się nad sobą to nie jest rozwiązanie problemu. Dzięki za troskę. — Regulusa wcale nie zdziwiło to chłodne powitanie.
Już przekraczając po raz pierwszy próg domu Otisa, przekonał się, że nigdy nie mogliby zostać przyjaciółmi. O dziwo nie miało to nic wspólnego z jego mugolskim stylem życia. Wręcz przeciwnie, Ślizgon nie mógł oderwać wzroku od tych wszystkich dziwacznych urządzeń o których opowiadała mu Sonia. Na dodatek pani Umbridge będąca mugolką wydawała się nadzwyczaj miła, a stado łasących się do chłopaka najzwyczajniejszych w świecie kotów, całkiem urocze.
Gorzej było z ich właścicielem. Nie porzucał defensywnej postawy, nawet głaszcząc swoje pupile. W wielu aspektach różnił się od Dolores, ale ironicznie oboje mieli takie same ulubione zwierzątka domowe. Umbridge po prostu nie chciał przyjąć do świadomości, że Black mógłby mieć dobre intencje w jakiejkolwiek sprawie. Długie godziny musiał mu tłumaczyć, że przyszedł tylko poradzić się co do prezentu dla Soni. Dosłownie godzinami. Cud, że w ogóle się dogadali.
— Rozmawiałeś ostatnio z naszą Sonieczką? — Otis dziwnie się spiął, gdy wymówił zdrobnienie imienia najlepszej przyjaciółki.
— Trzy dni temu — przyznał chłopak, odwróciwszy wzrok.
— O czym dokładnie? — dopytywał się dalej.
— Może powinieneś zapytać o to Sonię, a nie mnie? — Regulus naprawdę nie chciał odpowiadać na te dość krępujące pytanie bez potrzeby. — Przed tobą zapewne nie ma tajemnic. W przeciwieństwie do mnie. Jak sam mówiłeś, Blackom nie można ufać.
Rana wciąż była świeża, a Regulusa nieustannie wypełniał druzgoczący wstyd. Był całkowicie pewien, że wina leżała po jego stronie. Mógł przewidzieć, że dziewczyna właśnie tak zareaguje. Czego niby oczekiwał? Sonia była miłośniczką mugoli oraz członkinią Zakonu Feniksa. On natomiast śmierciożercą oraz całkiem niedawno, jednym z największych zwolenników czystości krwi. Pomogła Ślizgonowi w trudnym momencie, ale nie była mu nic winna. Musiał źle zinterpretować jej zachowanie. A teraz przez nierealne marzenia, stracił przyjaciółkę.
— Może to cię pocieszy, Sonia nie chce mieć ze mną nic do czynienia — Regulus zamrugał zaskoczony na tą wiadomość. —Podobno jej nie wspieram bo nie akceptuję waszej bliskości. Tak zaangażowała się w dobroczynność dla czystokrwistych, że nie myśli racjonalnie. Wolała ciebie ode mnie. Ale jeszcze będzie błagać o wybaczenie.
— Sonia sama wie co jest dla niej najlepsze. — Regulus poczuł się w obowiązku, aby bronić prawa wyboru panny Shafiq. — Naprawdę mi przykro z powodu waszej kłótni, ale najwyraźniej musiała mieć dobry powód, aby zerwać kontakt.
— Ten powód nazywa się Regulus Black i jest śmierciożercą, który w końcu ją skrzywdzi — uciął głosem ostrym niczym nóż. — Nie obchodzi mnie jej zdanie, nie będę na to biernie patrzył.
— Już ci mówiłem, że nie mam takiego zamiaru. Jeżeli nie potrafisz tego zrozumieć, droga wolna. Ja wiem swoje. — śmierciożerca powoli zaczynał tracić do niego cierpliwość.
— Jeszcze zmienisz zdanie. Zapewniam cię — w jego słowach i ponurym uśmiechu było coś upiornego.
Regulus w końcu wstał, nie mogąc tego dłużej słuchać. Nawet dobre wychowanie ma swoje granice, a ta konserwacja do niczego nie prowadziła. Otis atakował go dobrze znanymi wyzwiskami i zarzutami, które słyszał od niego już wiele razy. Co prawda rozumiał zasadność niektórych z nich, ale powtarzanie ich w kółko niczego by nie zmieniło. I tak czuł się ze sobą wystarczająco źle.
— Stój Black, jeszcze nie skończyłem. — Pomimo ostrzeżenia, nawet się nie obrócił. — Mówiłeś, że Sonia nie ufa ci wystarczająco. To dość smutne, gdy twoja ukochana trzyma cię na dystans. Nie chciałbyś poznać jej największego sekretu?
— Wiem już, że Sonia jest członkinią Zakonu Feniksa — rzucił na odchodne. — Prowokacja się nie udała.
— Łał, Sonieczka jest kopalnią niespodzianek. Nawet najlepszemu przyjacielowi nie powiedziała. Ale to do niej całkiem podobne — jak na dłoni było widać, że Otis sarkazmem próbował zatuszować zaskoczenie własną niewiedzą. — Nie, przygotowałem dla ciebie inną rewelację. Prawdziwy powód dla którego dała ci kosza.
Wbrew zdrowemu rozsądkowi, zatrzymał się w pół kroku. Charłak wydawał się zadowolony z tego jaki efekt wywarł na młodym Blacku tym jednym pytaniem. Doskonale wykalkulował jego słaby punkt. Zdrada przyjaciółki z dzieciństwa wydawała mu się zapewne rozsądną ceną za zniszczenie jej relacji ze Ślizgonem na dobre.
Przez głowę Ślizgona przeszło tysiące scenariuszy w których dalsze słuchanie Otisa zakończyłoby się naprawdę fatalnie. Miał nie mieszać się w życie prywatne Soni. Tym bardziej, gdy wyznanie nie wyszłoby z jej ust. Jednak to było silniejsze od niego. Kto powiedział, że Regulus Black kiedykolwiek zachowywał się racjonalnie jeżeli chodziło o Sofiję Shafiq?
Ta gorsza strona osobowości domagała się odpowiedzi na dręczące ją pytania. Szeptała Regulusowi do ucha, że to byłoby sprawiedliwe. On pokazał jej najciemniejsze zakątki swojego umysłu oraz otworzył przed nią całą duszę, a Sonia pozostawała dla niego skryta jak zawsze. Czuł jej pogłębiający się dystans od świąt. Pomimo to nie chciał dowiadywać się o jej sekrecie w taki chaniebny sposób. Ta bitwa nie wymagała rozstrzygnięcia. Otisowi wystarczyło tylko, że nadal tam stał.
— Naprawdę nie chciałem demaskować Soni, ale nie dała mi wyboru — wytłumaczył się Otis. — Inaczej nie zrozumiesz, że powinieneś zostawić ją w spokoju.
— Przestań przeciągać tą szopkę. Czego tak naprawdę ode mnie chcesz? — zirytował się. — Dawaj, wyduś to z siebie.
— Jest charłaczką jak ja. Oto, cała prawda.
— Bardzo śmieszne Umbridge — Regulus roześmiał się słysząc ten absurd.
— Oczywiście, że nią jest. Choć raz pomyśl logicznie, Black. Jak dziewczyna z czystokrwistej rodziny mogłaby się zaprzyjaźnić z kimś takim jak ja? Bo sama jest charłaczką.
— Próbujesz mnie oszukać, ale ci się nie uda. Nie jestem taki naiwny. Musisz wymyślić lepszą bajeczkę — przewrócił oczami, nie mogąc uwierzyć w głupotę Otisa.
— Słyszałeś, żeby wypowiedziała jakiekolwiek zaklęcie? — Regulus pomimo najszczerszych chęci nie mógł udzielić twierdzącej odpowiedzi. — Ani razu? Tak myślałem...
Przerwał, gdy Regulus uderzył go prosto w twarz. Niespodziewający się tego chłopak zatoczył się kilka kroków do tyłu, a następnie chwycił się za obolałe oko. W zasadzie sam się o to prosił, mówiąc takie rzeczy o Sofiji Shafiq przy Blavku. Jednak Ślizgon jeszcze nigdy nikogo nie pobił i nie czuł się dumny ze swojej gwałtownej reakcji. I tyle jeżeli chodzi o bycie miłym.
Nie czekał aż charłak dojdzie do siebie albo co gorsza będzie chciał odwdzięczyć się pięknym za nadobne. Nie miał czasu na te gierki. Musiał znaleść Sonię. Prawie kompletnie zapomniał, że najprawdopodobniej nie będzie chciała z nim teraz rozmawiać. Jednak to było znacznie ważniejsze. Nie uwierzy w ani jedno słowo Otisa, dopóki sama mu tego nie powie. Choćby wszystkie fakty świadczyły przeciwko niej, on był gotowy wyprzeć je wszystkie ze świadomości. Tak, miłość zdecydowanie nie była racjonalna.
W domu jej nie było. Pukał do drzwi bezskutecznie przez ponad kwadrans, a Sonia w końcu należała do tego typu osób, które otwierały każdemu, bez zbędnych pytań. Trzeba było opracować nowy plan. Regulusowi sporo pomagało to, że tym razem myśli nie spowijała mu mgła obłędu. Dlatego szybko doszedł do wniosku, że panna Shafiq musiała wyjść z domu. Musiał szukać dalej.
Uparcie szedł przed siebie, ale nadal nie mógł pozbyć się natrętnych myśli. Otisowi udało się zasiać w nim ziarnko zwątpienia, które powoli zaczynało zapuszczać korzenie. Fakty naprawdę były po stronie Otisa. Jego argumenty trzymały się kupy. I to go najbardziej przerażało. Prawda uderzająca go prosto w twarz.
To byłoby jeszcze gorsze od uświadomienia sobie prawdy o działaniach Soni, podczas odwiedzin Bellatrix. Wtedy przynajmniej miało to jakiś sens. Mógł ją z tego jakoś wybronić. Szpiegowanie dla Zakonu Feniksa wpasowywało się w dobrotliwy charakter dziewczyny. Jednak kłamanie na temat swojej tożsamości od początku ich znajomości, było czymś zupełnie innym. Sprzecznym ze wszystkim co o niej wiedział.
Ale czy ktokolwiek tak naprawdę znał prawdziwą Sofiję Shafiq? Oprócz niego, utrzymywała kontakt tylko z Otisem. Jej odcięcie od świata nigdy nie wydawało mu się podejrzane. W końcu zostawiła całe swoje poprzednie życie w Norwegii. O którym w zasadzie też za dużo nie wiedział. Był tak skupiony na sobie, że nie zauważał problemów innych ludzi, nawet ze swojego najbliższego otoczenia.
Znajomość wszystkich skomplikowanych mugolskich zwyczajów zwalił na jej przekonania o równości mugoli i czarodziejów. Tylko, że nawet zdrajcy krwi uczestniczący w lekcjach mugoloznactwa, nie wiedzieli tyle o niemagicznym świecie co ona. Ba, wykraczała znacznie dalej od wiedzy profesora tego przedmiotu, a Regulus był całkowicie pewny, że w skrajnie tradycyjnym Durmstrangu nigdy nie uczonoby o zwyczajach mugoli.
Jakby głębiej się nad tym zastanowić, Otis miał rację. Ślizgon nigdy nie widział, aby Sonia rzuciła jakikolwiek czar. Wszystko uparcie załatwiała mugolskimi sposobami choćby miało to potrwać kilka godzin dłużej. Wcześniej nie zwracał na to uwagi. Uznał po prostu, że fascynuje się mugolami podobnie jak roblili to Weasley'owie. A jednak to historia magii zawsze była jej prawdziwą miłością. W listach nieustannie pytała o lekcje w Hogwarcie. Pisała o nich z utęsknieniem jak na coś czego nie mogła mieć, a zajmowało wszystkie myśli.
Z każdym takim przemyśleniem, początkowe zagubienie Regulusa zaczynało zamieniać się w realny gniew. Wspinał się po jego ciele, atakując nerwy. Nie chciał wybuchnąć na środku ulicy, więc stłumił go w zarodku, zaciskając pięści. Zostało mu ostanie najbardziej prawdopodobne miejsce pobytu Soni. Biblioteka.
Nie pomylił się. Rzeczywiście właśnie tam ją zastał. Siedziała skulona w kącie, jak zawsze kierowana przyzwyczajeniem do chowania się przed światem. Wydawało się to nieodłączną częścią jej osoby. Jednak każda ludzka cecha miała swoje źródło. Czasami naprawdę głęboko ukryte, niewidoczne dla ludzkich oczu.
Na widok Regulusa zastawiła się książką. W normalnych warunkach chłopak po prostu by to zignorował i dał jej trochę przestrzeni. Tym razem nie było czasu na typowe uprzejmości czy ostrożne krążenie wokół tematu. Nie ważne, że bezpośredniość była raczej w stylu Gryfonów. Chciał wiedzieć od razu na czym stoi. W tym celu bezceremonialnie wyrwał jej księgę z ręki.
— Nie wysilaj się, nie rób ze mnie większego głupca niż rzeczywiście jestem — nie potrafił ukryć swojego rozdrażnienia. — Mówiłaś, że przeskoczyłaś kilka klas i szybciej skończyłaś Durmstrang. Jak to jest więc możliwe, że tak bardzo stronisz od używania magii?
To jedno oskarżenie doprowadziło ją do tragicznego stanu. Z twarzy Soni zniknęły wszystkie kolory, aby w jednej chwili stała się trupio blada. Niechciane wyrzuty sumienia uderzyły Regulusa niczym bicz. Ku jego irytacji , znacznie utrudniły mu zachowanie ofensywnej postawy. Dlaczego musiał stracić swoją popisową zdolność do powściągiwania wszelkich emocji w tak ważnym momencie?
— Otis tak ci powiedział? — głos Soni tak bardzo drżał, że ledwo można było ją zrozumieć.
— Raz w życiu powiedział coś użytecznego. Powiedz, że to nieprawda i nasza relacja nie opiera się na kłamstwie — w tej chwili niemal błagał ją o litość. — Nie okłamałabyś mnie, prawda?
Sonia dotknęła krzyżyka na szyi tak jak zawsze, gdy się stresowała. Cisza i niepewność w jej oczach, mówiły więcej niż słowa. Niemal mógł dostrzec chwilę w której maska czystokrwistej arystokratki nareszcie spadła. Została tylko dziewczyna, która została tyle razy złamana przez świat, że nie wiedziała nawet jak to jest być sobą. Regulus sam tego wielokrotnie doświadczył, a jednak poczucie zdrady sączyło się w nim podobne do trucizny.
Słyszał własny przyśpieszony oddech. Cały czas opowiadała mu o wzniosłych ideałach oraz nawóceniu. Kazała dążyć do bycia lepszym człowiekiem. Tymczasem Sonia była hipokrytką, łamiącą własne zasady. Co jeszcze okarze się wierutnym kłamstwem? Jego umysł chorobliwie zaczął wytwarzać coraz to gorsze od siebie teorie.
— Teraz rozumiem wszystko doskonale, chciałaś mnie wykorzystać — pokręcił głową, cofając się o kilka kroków. — Całe twoje wsparcie, dobroć, współczucie... tylko grałaś, aby wkupić się w łaski mojej rodziny. Mogłem się domyślić. Po co ktoś taki jak ty, rozmawiałby z mordercą? Chciałaś wyjść za czarodzieja czystej krwi, aby ukryć hańbę swojego rodu.
— Gdybym chciała to wybrałabym do tego Syriusza — przynajmniej tym razem była szczera. — Ten ślub to był pomysł mammy. Naprawdę myślisz, że z własnej woli weszłabym do domu ludzi, którzy zabiliby mnie przy pierwszej lepszej okazji? Próbowałam zniechęcić do siebie Syriusza wszelkimi sposobami! Nie myślałam, że to wszystko aż tak się skomplikuje!
— A wiesz co jest najgorsze? Naprawdę się w tobie zakochałem — jęknął z goryczą, chwyciwszy się za głowę. — Widziałaś moje najgorsze strony, a i tak dostrzegałaś we mnie dobro. Zawsze chciałem to wiedzieć. Czym sobie na to zasłużyłem?
— Byłeś pierwszą osobą, którą tutaj poznałam. Zawsze chciałam zmienić te okropne zasady panujące w starych rodach. To mógł być naprawdę każdy. A jednak los połączył nas w tej alejce — w oczach zabłysły jej autentyczne łzy, gdy spróbowała się do niego zbliżyć. — To był czysty przypadek, ale nie zamieniłabym go na nic innego. Przez tygodnie przyglądałam się twoim zmaganiom. Ktoś na wskroś zły nie żałowałby zwykłego mugola. Dostrzegłam w tobie szansę na zmianę. Zapomnieniu o podziałach krwi. Nie mogłam z niej zrezygnować, a nigdy nie pozwoliłbyś mi się do siebie zbliżyć, gdybyś wiedział, że jestem charłaczką. Nie myślałam... że zajdzie to tak daleko.
— Mam być z tego powodu szczęśliwy? Moja matka, przecież wpadnie w szał jak się dowie — wycedził w końcu i walnął pięścią w półkę. — Myślisz tylko o sobie. To jest ta twoja wiara Soniu? Chodzenie po trupach, aby osiągnąć cel? Ukrywanie prawdy bo tak ci po prostu wygodniej żyć? No tak, po co przyznawać się do bycia charłaczką, skoro można bezkarnie korzystać z przywilejów bycia czystej krwi.
Nie powinien, ale Regulus i tak nie mógł powstrzymać się od tych kpin. Nie robił tego tylko z czystej złośliwości. Wykorzystałby każdą okazję, aby wywołać u niej chociaż skrawek bólu, który sam odczuwał. Właśnie tego tak bardzo chciał uniknąć przez te wszystkie lata. Zakochania się w dziewczynie, której nie zaakceptowaliby jego rodzice. Wybierania między powinnością wobec rodziny, a sercem.
— Nic nie wiesz o mojej wierze i moim życiu! — nie tylko on stracił cierpliwość. — Pappa porzucił mnie przy pierwszej lepszej okazji, a mamma traktuje jak nic nie wartego śmiecia. Ale to ja muszę harować w dzień w dzień, aby zapewnić nam byt. I ktoś mi za to kiedyś podziękuje? Oczywiście, że nie. To ja powinnam się cieszyć, że nie wyrzuciła mnie na ulicę. Wiesz w ogóle jak to jest przegrać życie na samym starcie?
Regulus nigdy by nie podejrzewał, że Sonia Shafiq byłaby w ogóle zdolna do krzyku. A jednak, inaczej nie dało się tego nazwać. Uderzała go pięściami w klatkę piersiową, gdy wyrzucała z siebie wszystkie swoje żale. To musiało kiedyś nadejść. W końcu pękła. Regulus na chwilę się uciszył, aby chłonąć każde jej słowo.
— Mogę przeczytać wszystkie czarodziejskie księgi jakie istnieją, ale i tak różdżka będzie dla mnie zwykłym patykiem! Wiedza na nic się nie zda, nikt nigdy nie potraktuje charłaka poważnie. Dlaczego? Bo niby jestem w porównaniu z tobą ułomna. Nie pasuję do waszego świata, ale do mugoli również nie będę. W domu mnie nie chcieli, kraj wyśmiał, a tutaj mogę być tylko obiektem litości. Więc bardzo cię przepraszam, że pragnęłam zdobyć chociaż resztki szacunku ze strony czarodziejów!
W końcu nie wytrzymał i chwycił dziewczynę w połowie ruchu za ręce, aby przerwać jej bezsensowny atak. Sposób w jaki sposób o sobie mówiła, doprowadzał go do szału. Nie był w stanie od tak jej wybaczyć, ale nie mógł też zaprzeczyć prawdzie. Jak bardzo by się nie starał, nie potrafił gardzić Sofiją Shafiq. Dlatego nie mógł spokojnie słuchać tej samokrytyki. Skądś to znał. Najchętniej powiedziałby jej, że zawsze była i nadal jest idealna. Jednak słowa utknęły mu w gardle zbyt potężne, aby wypowiedzieć je w takich okolicznościach.
Był w pełni świadomy, że gdyby powiedziała mu o tym wszystkim na początku ich znajomości, nie chciałby jej więcej widzieć na oczy. Uznałby ją za obrzydlistwo podobnie jak wszystko co było choć trochę mugolskie. Tylko, że nie dało się już rozerwać łączącej ich więzi. Nie po tym jak wyciągnęła Regulusa z otchłani szaleństwa i dała życiowy cel. Nawet kłamstwa nie miały takiej mocy. Mógłby zaprzeczać ile tylko by zechciał, ale to właśnie ona była jego bratnią duszą.
— Nie mów tak — starał się chociaż trochę złagodzić swój głos. — To, że jesteś charłaczką nie ma tu nic do rzeczy. Rozumiem... dlaczego mnie okłamałaś. Ale to i tak boli. Nie wiem czy kiedyś przestanie.
Widział jak Sonia się z tym męczy, ale nie mógł zaoferować jej nic lepszego. W przeciwieństwie do niej, nie miał zamiaru kłamać ani dawać złudnych nadziei. Potrzebował czasu, aby poukładać sobie to wszystko w głowie. W tym stanie mógł ją tylko ranić. Najlepsze co mógł dla niej teraz zrobić, to odejść.
— Regulus... — wyjąkała zanim zniknął.
— Tak? — szepnął zatrzymując się w innym progu.
— W innym świecie też chciałabym móc pokochać całego ciebie. Ale w tym... jest to niemożliwe — pożegnała się z nim tymi ostatnimi słowami pełnymi rezygnacji.
Z bólem serca zostawił ją kompletnie samą na dnie rozpaczy. Wierzył, że to przetrwa. W końcu była zdecydowanie silniejsza psychicznie od niego. Regulus nawet nie mógł podejrzewać do czego ostatecznie doprowadzi jego samolubny czyn. Na razie patrzył w niebo, szukając tam rozwiązań swoich problemów. Jak to mówią Blackowie, gwiazdy go poprowadzą.