
Zranione Uczucia
Regulus wciąż niedowierzał, że minął już dokładnie rok od ostatnich wakacji. Trudno było pojąć jak bardzo człowiek może zmienić się w tak krótkim okresie. Ostatnio, gdy zmierzał razem z innymi uczniami, Expressem Hogwart na peron dziewięć i trzy czwarte, odliczał każdą minutę dzielącą go od celu. Teraz zdecydowanie wolałby, aby ta podróż nigdy się nie skończyła. Tylko on, dźwięk przewracanych stron i gwar nastolatków.
— Nadal czytasz Reg? Daj spokój, mamy wakacje, wyluzuj trochę. Pouczysz się na Owutemy w przyszłym roku — rzuciła Lucida, która właśnie wróciła z obchodu wszystkich przedziałów.
Usiadła obok niego i mocno się wychyliła, aby chociaż zerknąć na okładkę. Nie zważała na jego protesty. W końcu zielone oczy błysnęły jej z podeksytowania na widok tytułu. Chłopak od razu zamknął książkę, ale było za późno. Powiedzmy, że tym razem nie była to Zbrodna i Kara.
— Niegrzeczny pan prefekt. Tak nadużywać swoich przywilejów. Pani Pince cię zamorduje jak dowie się, że wykradłeś książkę z Działu Ksiąg Zakazanych poza teren szkoły — zaczęła szeptać do niego konspiracyjnie.
Miała szczęście, że przedział prefektów był prawie pusty. Większość z nich po wypełnieniu swoich obowiązków, od razu wróciła do swoich znajomych. Sam Regulus w zasadzie został tu tylko po to, aby unikać Tamary. Natomiast Lucinda wzgardzona przez Severusa po jej ostatnim wystąpieniu przed całą szkołą, równie dobrze mogła towarzyszyć bratu Syriusza w niedoli.
— Nie bądź taki. Po co zgłębiasz tajniki czarnej magii? — Przysunęła się jeszcze bliżej. — Słowo aurora, że nikomu nie powiem.
— Nie jesteś aurorem — przypomniał.
— No dobra, przyszłego aurora — natychmiast się poprawiła. — To uchylisz mi rąbka tajemnicy czy nie?
Musiał ją rozczarować. Regulusowi nie widziało się niepotrzebne mieszanie Pettigrew w swoje śledztwo. Samo szukanie sposobów na pokonanie Czarnego Pana po stronicach ksiąg było bardzo niebezpieczne. Jeden mały błąd mógł skutkować poważnymi konsekwencjami. Najprawdopodobniej niezbyt przyjemnym rodzajem śmierci.
Pomimo usilnych starań, nie posuwał się do przodu. Przede wszystkim nie wiedział dokładnie czego powinien szukać. Nigdy nie miał zbyt dobrej opinii wśród śmierciożerców, a listy Bellatrix stawały się coraz bardziej ogólnikowe. Rozpaczliwie potrzebował informacji.
Nie zamierzał się tak łatwo poddać. Był to winny ofiarom sług Lorda Voldemorta i tamtemu mugolowi z londyńskiej uliczki. Dlatego wytrwale szukał chociaż najmniejszej wskazówki, która mogłaby go nakierować. A najłatwiej było pokonać wroga jego własną bronią.
Widząc, że chłopak nie chce zdradzić tej tajemnicy, Lucinda trochę się naburmuszyła. Z nudów zaczęła bawić się różdżką. Na zmianę zaświecała światełko na jej czubku, aby po chwili je gasić. Blackowi nie przeszkadzały jej nerwowe tiki. Przynajmniej nie utrudniała mu tym lektury. Przez cały kwadrans mógł w spokoju zagłębiać się w "Najbardziej plugawych artefaktach magicznych ostatniego tysiąclecia". Niestety ta idylla nie mogła trwać wiecznie.
— Regulus! Przestań się przede mną ukrywać! — Tamara Selwyn niespodziewanie wparowała do przedziału z niezbyt zadowoloną miną. — Wyjaśnij mi co to ma wszystko niby znaczyć!
Wściekłym ruchem rzuciła Blackowi na kolana stos papierów. Trochę zdezorientowany tym wybuchem, zerknął na własne pismo. O ile dobrze pamiętał upchnął niewysłane listy oraz wiadomości od Soni w jednym z podręczników, który zostawił w przedziale okupowanym przez Ślizgonów. Tamara pod jego nieobecność musiała postanowić trochę pogrzebać mu w kufrze podróżnym. Byłby nawet zły za naruszenie prywatności, gdyby sam nie okłamywał jej miesiącami.
— Z tego powodu nie chciałeś zaprosić mnie do swojego domu i przedstawić rodzicom? Mówiłeś mi, że zaręczyny z tą dziewczyną to tylko gra dla pozorów, ale z waszych miłosnych listów wynika coś zupełnie innego! — wykrzyczała mu prosto w twarz. — Dla mnie nigdy nie byłeś taki czuły!
Lucinda wyminęła Selwyn w przejściu, aby dać trochę prywatności burzliwej parze. Posłała Regulusowi coś na kształt współczującego spojrzenia i szybko czmychnęła przez korytarz. Chłopak jej za to nie winił. Sam nie miał ochoty mierzyć się z atakiem zazdrości Tamary. Musiał jednak znaleść w sobie resztki odwagi. To była ostatnia okazja na przeprowadzenie szczerej rozmowy, którą od tak bardzo dawna odkładał. Co prawda inaczej wyobrażał sobie ten moment, ale na nic lepszego i tak nie mógł liczyć.
— Jesteś zupełnie taki sam jak twój brat! Bawisz się uczuciami innych ludzi nawet nie martwiąc się o konsekwencje! — po jej policzkach zaczęły spływać autentyczne łzy rozpaczy. — Syriusz wolał pokraczną Pettigrew, a ty wzdychasz do dziewczyny bez krzty charyzmy. Rodzice ledwo zauważają moje istnienie zbyt zajęci wiecznymi sprzeczkami. Co jest we mnie niby takiego obrzydliwego, że wszyscy muszą mną tak bardzo gardzić?
Rozpłakała się już na dobre, a Regulus nie widząc innego wyjścia, chwycił ją delikatnie i pomógł usiąść na miękkiej poduszce. Cała się trzęsła od nadmiaru emocji. Black nie wiedział jak miałby ją pocieszyć i czy w ogóle powinien próbować. Żadne jego słowa nie byłyby w stanie ukoić smutku kiełkującego w sercu Ślizgonki. Zamiast tego był zmuszony zadać jej następne ciosy. Nikt nie jest w stanie wiecznie ukrywać się przed bólem.
— Tam, naprawdę mi przykro — zaczął ostrożnie. — Nie usprawiedliwiam swojego zachowania. Ale to nie miało prawa się udać, sama dobrze o tym wiesz. To nie wina Soni. Nasz związek był pozbawiony uczuć od samego początku. Po prostu za późno to zrozumiałem.
— Po co mi uroda skoro i tak jestem tylko nagrodą do zdobycia? Też chciałabym, aby ktoś tak pięknie o mnie pisał — głos Ślizgonki łamał się z każdym wypowiedzianym słowem.
W żadnym scenariuszu Regulus nie spodziewałby się takiego wyznania z ust Tamary Selwyn. A jednak to wszystko naprawdę miało sens. Dziewczyna miała mnóstwo wad, ale nienawiść zaślepiła go na prawdziwe przyczyny jej nachalnego zachowania. Swoją obojętnością przyczynił się do zburzenia poczucia własnej wartości Ślizgonki oraz atakowania przez nią słownie każdej osoby, którą uznała za zagrożenie. Każdym odepchnięciem tylko potwierdzał wszystkie kłębiące się w niej wątpliwości. Licznymi pocałunkami starała się walczyć o jego uwagę. Naprawdę był potworem.
— To nieprawda — zapewniłem ją. — Świat nie kończy się na mnie i Syriuszu. Po prostu nie poznałaś jeszcze odpowiedniej osoby.
— A jeśli to nigdy nie nastąpi? — zwątpiła.
— Nie mogę ci niczego obiecać, ale cokolwiek się stanie, powinnaś przede wszystkim żyć w zgodzie sama ze sobą — delikatnie chwycił ją za rękę, aby dodać jej otuchy. — Nie udawaj kogoś innego. Jesteś wystarczająca. Nawet jeżeli byłem zbyt głupi, aby to dostrzec.
Tam otarła ręką łzy z twarzy, a następnie przytuliła się delikatnie do Regulusa. On również otoczył ją ramionami z dziwną melancholią. Nie było w tym nic romantycznego. Po prostu oboje poczuli przypływ ulgi na myśl, że to już koniec. Miały pozostać tylko wspomnienia. Lepsze i gorsze, a jednak budujące to kim są teraz i będą mogli być w przyszłości.
Niedługo potem pociąg w końcu dotarł na peron. Zamyślony Regulus ledwo to zauważył, choć Selwyn dawno zdążyła wrócić do swoich koleżanek ze Slytherinu. Sens wypowiedzianych słów odbijał mu się w głowie, gdy zbierał listy z podłogi. Uporządkował swoje życie przynajmniej w Hogwarcie. Jeden krok bliżej ostatecznego celu. Odzyskania kontroli nad swoim życiem.
Przyszedł do przedziału Ślizgonów tylko na chwilę po swój kufer, a i tak większość uczniów zdążyła obdarzyć go nieprzychylnymi spojrzeniami. Mógł się tego spodziewać. Rozstanie ze szkolną gwiazdą, raczej nie przysporzyło mu popularności. Pomimo to Black nie próbował się przed nimi wytłumaczyć ze swojego czynu. Nie obchodziło go co o nim myślą. Już nie.
Przez całą drogę na Grimmuld Place 12, Regulus przeglądał ostatnie strony księgi poświęcone medalionowi, który bezpowrotnie okradał swojego właściciela ze wspomnień. Nic co mogłoby się przydać w walce z Voldemortem. Kolejna porażka. Pocieszał się myślą, że w starej londyńskiej bibliotece czekały na niego całe regały kolejnych ciekawych pozycji. Jeśli mu się poszczęści i rodzice nie będą go tym razem wypytywać o każdy szczegół jego przedostatniego roku w Hogwarcie, może zajmie się tym nawet dziś wieczorem.
W dworze Blacków okazało się, że świat miał zupełnie inne plany. Do środka wpuścił go nie kto inny jak Stworek, który wylewnie powitał swojego panicza. Regulus uśmiechnął się do niego ze szczerą sympatią, choć domyślał się, że coś musiało być nie tak. Walburga nigdy nie przepuściłaby okazji, aby przywitać go osobiście i obsypać niezasłużonymi pochwałami.
Ta zagadka dość szybko się rozwiązała. Przeszedł go dreszcz zgrozy, gdy zobaczył Bellatrix Lestrange rozmawiającą o czymś żywo z jego rodzicami. A co jeśli właśnie opowiadała im o wszystkich porażkach, które odniósł w ciągu jednego roku? Albo o tym jak hańbi swoją rodzinę okazywaniem litości? Niezależnie od tematu, na pewno nie było to nic dobrego.
Powoli zbliżył się do stołu. Starał się nie robić gwałtownych ruchów jakby to mogło go ocalić przed zdemaskowaniem przez własną kuzynkę. Wykonał tą czynność tak skutecznie, że Blackowie zdali sobie sprawę z jego obecności dopiero na dźwięk odsuwanego krzesła.
— Och, już zdążyłeś wrócić Regulusie. Wybacz mi, prawie o tobie zapomniałam — zmartwiła się Walburga.
— Na szczęście Stworek nie pozwolił mi długo czekać — uspokoił ją, choć sam z trudem ukrywał poddenerwowanie.
— Poczekalibyśmy na ciebie, ale Bella złożyła nam niezapowiedzianą wizytę — wyjaśniła. — Właśnie miała nam opowiedzieć trochę o ostatnich działaniach waszej tajnej organizacji. Możesz kontynuować skarbie.
Regulus zerknął z ukosa na Bellatrix. Z jej twarzy trudno było cokolwiek wyczytać. Mógł jedynie stwierdzić, że nie wyglądała najlepiej. Włosy miała jak zwykle porządnie rozczochrane, a oczy błyszczały dziwną nie spożytkowaną jeszcze energią. Chłopak nie wątpił, że uznawano ją za elitę wśród śmierciożerców. Zawsze taka była. Oddawała się jednej sprawie całą sobą. Nawet Lord Voldemort musiał to docenić.
— Kiedy wasz synalek odrabiał sobie spokojnie prace domowe w Hogwarcie — kuzynka spojrzała na niego z politowaniem spod przymrużonych powiek — ja ciężko harowałam dla naszego mistrza. Możecie nie uwierzyć, ale nie wszystkim czarodziejom podoba się nasza idealogia przyszłości. Mamy coraz więcej problemów ze strony tak zwanego Zakonu Feniksa.
Oczywiście Regulus zdawał sobie sprawę z istnienia tej organizacji. Zrzeszała przeciwników Czarnego Pana, a według niektórych plotek, kierował nią sam Albus Dumbledore. Nie zdziwiłby się nawet, gdyby to była prawda. Tylko dyrektor Hogwartu miałby na tyle rozbudowaną sieć kontaktów, aby zebrać zwolenników w tak krótkim czasie.
— Jak często? — zapytał zaciekawiony.
— Więcej niż powinno — przyznała niechętnie. — Ich informatorzy są naprawdę dobrzy w swoim fachu. Aż za dobrzy. Zupełnie jakby doskonale wiedzieli o których godzinach przeprowadzamy ataki. Podejrzewamy, że mamy wśród naszych szeregów kreta.
Spojrzała na Regulusa oskarżycielsko. Jak na dłoni było widać kogo posądza o zdradę. Najwidoczniej jego dawna zażyła relacja z Bellą nieodwracalnie się popsuła. Zupełnie mu nie ufała. Ślizgon nie do końca wiedział czy się cieszyć, czy raczej płakać. Właśnie oskarżyła go w jego własnym domu i to przy nieświadomych niczego rodzicach.
Najchętniej wyzwałby ją teraz na pojedynek. Miała prawdziwe szczęście, że nie był narwany oraz lekkomyślny jak Syriusz. Regulus mógł zmienić strony, ale nadal posiadał spryt węża. Wiedział, że jednym nierozważnym słowem mogła doprowadzić do kolejnego wydziedziczenia z rodu Blacków w dość krótkim czasie. A Bellatrix nigdy nie była zbyt subtelna. Prowokacja byłaby w tym przypadku zgubna. Musiał cierpliwie poczekać na więcej informacji, aby opracować dobrą strategię.
— Zakon musiał popełnić też kilka błędów — starał się zachować dobrą minę do złej gry. — Nie mogą ukrywać się w nieskończoność. Tym bardziej, że w przeciwieństwie do nas nie zakrywają twarzy. Musieliście chociaż kilku zindentyfikować.
— To nie jest takie łatwe jak myślisz — prychnęła, a następnie nachyliła się do niego przez stół i ściszyła głos do konspiracyjnego szeptu. — Choć wszędzie poznałabym tych rudzielców od Prewettów. Natknęłam się na nich całkiem niedawno. Złapali kilku naszych. Zdrajcy krwi zawsze mają szczęście. Dorwałabym ich wspólniczkę, gdyby nie spryskała mnie jakimś mugolskim paskudztwem. Jestem pewna, że to ona zaplanowała tą zasadzkę. Pachniała uwielbieniem dla tego nic nie wartego plebsu. Kolejnym razem jak ją spotkam, pożałuje, że się urodziła. Zapewniam.
Regulus nie do końca rozumiał dlaczego kierowała te słowa akurat do niego. Natomiast Walburga i Orion wydawali się lekko zaskoczeni jej dziwnym zachowaniem, ale Bella nic sobie z tego nie robiła. Zdmuchnęła tylko zagubiony kosmyk włosów z twarzy i zacmokała cicho z zadowoleniem. Łatwo było domyślić się o czym właśnie myślała. Rozkoszowała się bliską wizją spełnienia swojej groźby. Dziewczyna naprawdę musiała zajść jej za skórę. Inaczej nie marnowałaby na nią czasu. Po prostu zabiłaby ją przy pierwszej lepszej okazji, bez większego zastanowienia.
Później Bellatrix trochę ochłonęła. Już w normalny sposób, zaczęła opowiadać o szczegółach zawalonej misji w mugolskim hotelu. Wszyscy śmierciożercy nadziali się na mugolskie ustrojstwa i dali się rozbroić stadku sów. To brzmiałoby całkiem zabawne, gdyby nie poważny ton kuzynki Regulusa. Podobno Mroczny Pan był wściekły z ich porażki. Szczególnie swojej najlepszej uczennicy. Przegrała z nastolatką, która nawet nie użyła różdżki do samoobrony. Musiała teraz odkupić się w oczach swojego mistrza. To wyjaśniało jej nienawiść, która powoli podchodziła już w obsesję.
— Musi być z rodu czystej krwi. Inaczej nie byłaby w stanie zdobyć daty i miejsca — uparcie nie odrywała wzroku od Regulusa. — Niektórzy z naszych młodych śmierciożerców nie potrafią dochowywać sekretów pomimo szczerych chęci. Prawda, drogi kuzynie?
Kolejna oczywista próba wytrącenia go z równowagi. Jej niedoczekanie. Black nie miał zamiaru dać wmówić sobie zdrady, której w końcu nie popełnił. Przynajmniej nie w ten sposób. Nigdy z nikim nie dzielił się planami śmierciożerców. Nawet Walburgę i Oriona trzymał z dala od tej części swojego życia. Choć rzeczywiście kartkę z listą zaplanowanych zamachów otrzymał jeszcze przed świętami. Ledwo na nią zerknął, nie przeczytawszy ani jednego słowa. Nie chciał wiedzieć ile jeszcze żyć zostanie odebranych zanim znajdzie sposób na pokonanie Czarnego Pana. Schował ją w swoim pokoju w najciemniejszej szczelinie, aby bezpowrotnie przepadła.
Już miał to powiedzieć Belli w ramach obrony, gdy niespodziewanie przerwała mu matka. Wyglądała na podekscytowaną. Rozkazała Stworkowi otworzyć drzwi oraz poczekać na gościa. Skrzat domowy ukłonił się swojej pani z należytym szacunkiem i zniknął w korytarzu. Nic niezwykłego. Pomimo to Regulus z jakiegoś powodu, nie mógł oderwać wzroku od miejsca w którym zniknął.
— Kogo zaprosiłaś mamo? — zapytał w końcu.
— Nikogo, ale to pewnie Sofija. Ostatnio często nas odwiedza. Mogłabym nawet stwierdzić, że prawie codziennie — odpowiedziała lekkim tonem. — Cieszę się Bello, że w końcu będziesz mogła poznać narzeczoną Regulusa. To naprawdę urocza i inteligentna dziewczyna. Na pewno się polubicie.
— O tak. Jestem tego pewna — uśmiechnęła się kpiąco, gdy z jej ust wyszło bezczelne kłamstwo.
Pierwsze uderzenie niepokoju omal nie pozbawiło Regulusa tchu. Sonia odwiedzała Grimmuld Place 12 prawie codziennie. Ta sama Sonia nie przepadająca za stylem życia Blacków oraz zasadami czystości krwi. Dziwne przeczucie wypełniające jego nerwy. Z własnej woli przychodziła rozmawiać z Walburgą i Orionem, kiedy jego nie było w domu. Lodowate zimno nieubłaganie zbliżającej się prawdy. Zakon Feniksa nie wiadomo skąd pozyskiwał wiadomości o wszystkich ruchach śmierciożerców. Coż za przypadek.
— Dobrze się czujesz, kochanie? — zapytała szczerze zaniepokojona Walburga.
— Wszystko w porządku — oparł się o stół, aby nie upaść razem z krzesłem.— Sprawdzę kto przyszedł. Stworek ma ostatnio problemy z odpowiednimi manierami.
— Nasz biedny Regulus. Musi pomagać służbie w prostych domowych obowiązkach. — skomentowała Bella. — Tylko się nie przewróć. Byłaby straszna szkoda, gdyby chłopiec zrobił sobie kuku.
Nie miał czasu na słuchanie złośliwych przytyków Bellatrix. Serce biło mu w niekontrolowanym rytmie, gdy ruszył za Stworkiem. Bił się z własnymi myślami, a jednak jego mózgu nie osnuwała żadna mgła jak przez wiele tygodni, gdy bał się o własne życie. Był całkowicie świadomy swojego celu. Musiał ratować Sonię zanim wejdzie prosto w pułapkę.
Chłopak natychmiast dopadł drzwi i w szaleńczym tempie zaczął odezpieczać wszystkie zasuwy i rygle. Palce mu się trzęsły, a kombinacje strasznie mieszały. Trwało to kilka długich minut, ale ostatecznie jego determinacja wygrała ten bój. Nie czekał na tradycyjne przywitanie Soni. Można by wręcz rzec, że dosłownie się na nią rzucił. Jedną ręką zasłonił jej usta chcąc ją skutecznie uciszyć, a drugą wskazał na schody.
— Ukryj się w pokoju Syriusza. Tam nie będą cię szukać. — Rozszerzyła oczy nie rozumiejąc, dlaczego Regulus tak zareagował. — Bellatrix tu jest. U nas w jadalni. Odwrócę ich uwagę.
Jeżeli już wcześniej wydawała się spięta, to teraz wyglądała jakby miała stracić przytomność w jego ramionach. To tylko potwierdziło domysły Regulusa. Sonia naprawdę włamała mu się do pokoju i grzebała w rzeczach. Może w innych miejscach również. A jego rodzice nawet się nie zorientowali. W tym wypadku był skonfliktowany. Powinien być śmiertelnie obrażony, czy raczej pod wrażeniem ryzyka, którego się podjęła?
Była członkinią Zakonu Feniksa. Oczywistością było, że czuł się przez to w pewien sposób wykorzystany, zdradzony i upokorzony. Ciekawe co jeszcze mogła sprzedać zakonowi bez jego wiedzy. Zupełnie jakby ograbiła go z prywatności i wbiła nóż w plecy. Jednak nigdy nie poznał jej od tej strony, a teraz wydawało się takie przewidywalne. Idealny obrazek z jego wyobraźni, zaczął zyskiwać głębię. Mimowolnie uniósł trochę kącik ust. Z zaskoczeniem zdał sobie sprawę, że podobają mu się te drobne niedoskonałości.
Soni w końcu udało się przetrawić tą informację i powoli ruszyła się z miejsca. W samą porę. Walburga i Bellatrix właśnie postanowiły sprawdzić, dlaczego to tak długo trwa. Panna Shafiq natychmiast przywarła do stopni całym ciałem. Zerknąłem z boku na schody. Na szczęście z tej perspektywy była całkowicie niewidoczna.
— Kto to był Regulusie? — zapytała podejrzliwie starsza kobieta.
— Nikt — odparł szybko.
— Może nie wiesz, ale jeszcze nie ogłuchłam. Ktoś tu wszedł, a zamki są otwarte. Czy ty okłamujesz własną matkę? —nie wiadomo było czy w tym pytaniu jest więcej gniewu czy niedowierzania, że Regulus byłby do tego zdolny.
— Przepraszam. Nie chciałem cię martwić. To raczej ci się nie spodoba — starał się udać skruchę, gdy powoli tkał swoje kłamstwo. — Syriusz przyszedł tu błagać o wybaczenie, ale go wyrzuciłem.
Ledwo przeszło mu to przez gardło, ale przynajmniej jego wymówka zadziała. Walburga zaczęła wykrzykiwać wymyślne określenia na temat swojego starszego syna, który według słów Ślizgona, śmiał ponownie przejść przez ten próg. Odwróciła się do Stworka.
— To prawda? — zwróciła się do niego.
Regulus złożył ręce jak do modlitwy i spojrzał na skrzata domowego niemal błagalnie. Trudno było stwierdzić czy zrozumiał przekaz. Wszystko zależało od niego. Czy odważyłby się okłamać swoją panią dla chłopca o którego dbał i opiekował się całe życie? Teraz miał się przekonać o sile tej więzi.
— Stworek widział zdrajcę krwi. Panicz Regulus go przepędził — przytaknął. — Nadal ma mnóstwo pcheł.
Mało brakowało, aby z wdzięczności nie uściskał skrzata. Na pewno będzie musiał mu to później jakoś wynagrodzić. Jego potwierdzenie było na tyle wystarczające, że Bellatrix postanowiła wrócić do domu. Najwidoczniej była obrzydzona myślą, że wychował się tu zdrajca krwi. Natomiast Walburga i Orion zapewne będą jeszcze przez długie godziny dyskutować w salonie o tym, jak Syriusz śmie kalać ich nazwisko. W innej sytuacji Regulusowi byłoby trochę wstyd, że wykorzystał brata. Oby tylko nigdy się o tym nie dowiedział.
Kiedy Sonia poczuła się już bezpiecznie, wyszła z kryjówki. Nadal ciężko oddychała przez zszargane nerwy, ale przynajmniej nic jej się nie stało. Zerknęła na Regulusa trochę zawstydzona. Na jej twarzy malowało się oczywiste poczucie winy.
— Strasznie cię przepraszam...
— Nie musisz przepraszać. Zrobiłaś to co uznałaś za słuszne — powiedział zgodnie z prawdą. — Choć następnym razem mogłabyś mnie wtajemniczyć. Nie musiałabyś się męczyć z moją rodziną.
Roześmiała się na tą sugestię. Chyba naprawdę kamień spadł jej z serca. Regulus również poczuł się znacznie lepiej, gdy była już bezpieczna. Nie mógł znieść myśli, że mógłby ją stracić. To byłby znacznie gorszy rodzaj bólu od tego, który wyrył mu na skórze Mroczny Znak. On tak prawdę naznaczył mu tylko skórę. A ten natomiast ugodziłby go w samo serce.
— Posłuchaj, strasznie ryzykujesz. Śmierciożercy nie wybaczają — nie mógł się powstrzymać, aby nie chwycić jej dłoni i nie zadać tego pytania. — To ty zatarłaś moje ślady po wypadku u Greengrassów?
Nie patrzyła mu w oczy, ale skinęła potwierdzająco głową. Regulus poczuł przyjemne ciepło jej palców ocierających się o jego. Ogarnęła go fala nagłej czułości, która już kompletnie zmyła wcześniejsze negatywne odczucia. Ocaliła go przed pewną śmiercią, zarówno psychiczną jak i fizyczną. Zapomniał o wysokim murze różnic, który ich dzielił. Musiał jej to powiedzieć.
— Wiesz, zerwałem z Tamarą — zaczął cicho. — Nie przeszkadza mi, że jesteś członkinią Zakonu Feniksa. Zależy mi na tobie bardziej niż myślisz. Chciałbym... spróbować pokochać całą ciebie, oczywiście jeżeli mi tylko na to pozwolisz.
Przez chwilę istniało tylko delikatne spojrzenie jej oczu, które zafascynowały Regulusa już podczas ich pierwszego spotkania. Wcześniej widział w nich tylko naiwność i strach, ale teraz była tam rozwaga oraz opanowanie. Naprawdę chciał wiedzieć co ją ukształtowało. Tak samo jak on podzielił się z nią swoimi bliznami. Wszystko było wręcz magiczne. Dopóki nie spuściła wzroku na jego Mroczny Znak, który odrobinę wystawał spod rękawa.
— Wybacz... Nie mogę. To nigdy nie zadziała — odwróciła się i wybiegła przez nadal otwarte szeroko drzwi.
Chłopak wpatrywał się w nie przez dłuższą chwilę. Przytłaczyło go uczucie kompletnej porażki oraz wstydu na samą myśl, że naprawdę powiedział to wszystko na głos. Znowu zrobił coś skrajnie głupiego. Powinien był zakopać swoje marzenia i nigdy się do nich nawet nie przyznać. Cieszyć się, że w ogóle z nim rozmawiała, a nie sięgać po nieosiągalne. Nie miał do tego prawa. Zaprzepaścił wszystko w jednej chwili. Regulus Black złamał serce Tamarze Selwyn. Tego samego dnia zrobiła to z nim Sofija Shafiq. W życiu za wszystko trzeba płacić wysoką cenę.