Zmartwychwstanie

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
G
Zmartwychwstanie
Summary
Są granice, których przekroczenie jest niebezpieczne; przekroczywszy je bowiem, wrócić już niepodobnaFiodor Dostojewski, Zbrodnia i karaRegulus to klejnot w rodzinie Blacków. Od dziecka wychowywany w przekonaniu, że jest człowiekiem niezwykłym. Natomiast mugole to jednostki zwykłe, których na tym świecie jest zdecydowanie zbyt wiele. Dlatego jego największym marzeniem zostało dołączenie do Czarnego Pana, aby zmienić ten stan rzeczy. Niestety jego idea musiała w końcu zderzyć się z rzeczywistością. Zabijając swoją pierwszą ofiarę poczuł jakby tak naprawdę zabił samego siebie. Czy to oznacza, że jest taką samą zdradziecką wszą jak Syriusz?Jakby miał dość problemów wplątuje się w dziwną relację z byłą kandydatką na narzeczoną jego brata. Sonia na pierwszy rzut oka wydająca się idealną czystokrwistą czarownicą, za wszelką cenę próbuje pomóc Regulusowi się zmienić. Jednak okazuje się, że ona również skrywa brudny sekret. Czy pomimo różnic między tą dwójką może się zrodzić prawdziwa więź dusz?
All Chapters Forward

Światełko W Tunelu

— Regulus, obudź się. Pora wstawać.

Zaspany chłopak jedynie obrócił się na bok. Wcale nie miał ochoty opuszczać łóżka. Jego ciało kategorycznie sprzeciwiało się takiemu rozwiązaniu. Był całkowicie wykończony wydarzeniami poprzedniego dnia. Chociaż równie dobrze mógłby odsypiać przez cały tydzień, a nadal czułby się nie gotowy na zmierzenie się ze światem i konsekwencjami swojego czynu.

Kiedy rano po raz pierwszy otworzył oczy był trochę zdezorientowany. To miejsce zdecydowanie nie było dormitorium Slytherinu, ani jego własnym pokojem. Gorączka co prawda dawno minęła, ale nadal trudno było mu zmusić mózg do wysilenia szarych komórek. Albo po prostu wolał choć przez chwilę żyć w błogiej nieświadomości. Nie zmieniało to faktu, że wydarzenia wczorajszego dnia w końcu musiały do niego dotrzeć. Sonia wiedziała.

Niespodziewanie ogarnęła go fala kojącej jego zmysły ulgi. Zdecydowanie zbyt długo obawiał się potępienia. Kto by pomyślał, że tak łatwo przyjdzie mu podzielenie się z kimś swoimi koszmarami na jawie. Słowa wychodziły z niego jakby od zawsze były gotowe opuścić jego usta. Niczego nie pominął. Nawet tamtego mugola, którego twarz nieustannie pojawiała mu się przed oczami.

Panna Shafiq nie skrzywiła się z odrazy ani razu. Po prostu uważnie słuchała jego historii. Zgodziła się nawet na jego nieśmiałą prośbę, aby mógł spędzić noc w pokoju gościnnym, skoro tak bardzo obawiał się wracać do domu. Najwyraźniej nie miała najmniejszego problemu z przebywaniem pod jednym dachem z nawróconym mordercą. Może i była ponadprzeciętnie inteligentna, ale jej skrajna naiwność niechybnie doprowadzi ją kiedyś do zguby.

Ta kobieta musi być aniołem, pomyślał wtedy Regulus nie mogąc oderwać od niej wzroku. Nie widział innego powodu dla okazywania mu takiej ilości dobroci, na którą w końcu nigdy sobie nie zasłużył. Do końca życia nie zdoła spłacić tego długu. W głębi serca powtórzył obietnicę daną Otisowi. Nigdy nie odważy się skrzywdzić dziewczyny, która pierwsza zobaczyła w nim człowieka.

Dlatego teraz niechętnie musiał spełnić jej tak trudną w realizacji zachciankę oraz wziąść się w garść. Z pewnością po tym wszystkim był jej to winien. Pocieszał się, że przynajmniej nie musiał się przebierać. Zasnął od razu po dotknięciu poduszki, a w domu Shafiqów i tak zapewne nie było żadnych męskich szat wyjściowych.

— Może chociaż jeszcze pięć minut? — zapytał z cichą nadzieją w głosie.

— Nie możesz spać przez cały dzień. To tylko pogorszy sprawę. Droga do wyzdrowienia nigdy nie jest prosta — pouczyła go.

— To nie ma większego znaczenia. Wystarczy, że ośmielę się wyjść na ulicę, a śmierciożercy mnie wyśledzą. Oni nie wybaczają zdrady, więc to może skończyć się tylko w jeden sposób. Może się zdziwisz, ale Severus nie jest tak miłosierny jak ty.

— Severus Snape nie będzie mógł cię obwiniać za to co wydaczyło się u Greengrassów. Stałeś do niego tyłem, więc nie ma żadnych dowodów na twoją winę — przerwała na chwilę jakby nie wiedząc czy powinna mówić dalej. — Nic ci się nie stanie, możesz mi uwierzyć na słowo. Zajęłam się wszystkim.

Na usta Regulusa cisnął się grad pytań, ale postanowił odpuścić. To musiała być tylko nieudolna próba uspokojenia jego zszarganych nerwów. Wątpił, aby Sonia mogła rozwiązać wszystkie jego problemy w ciągu kilku godzin. Nawet znając lokalizację dworu Greengrassów, nie byłaby w stanie dotrzeć tam w tak krótkim czasie. Tym bardziej, że nie było po niej widać braku snu. Szczerze mówiąc, wyglądała na bardziej wypoczętą niż on był kiedykolwiek w całym swoim życiu.

W końcu zrzucił na ziemię kołdrę w jaskrawe kwiatki niedbałym ruchem, przy okazji zrzucając filiżankę herbaty ze stolika. Rozbrzmiał dźwięk stłuczonego szkła. Nie za bardzo się tym przejął. W domu to Stworek dbał, aby jego pokój nie utonął w brudzie. Od tego właśnie były skrzaty domowe. Sprzątanie było ich sensem życia, więc wspaniałomyślnie zapewniał im tą rozrywkę. Skrzatka Shafiqów nie musiała mu dziękować.

Sonia dzielnie starała się uśmiechać podczas tego aktu wandalizmu, ale nie wezwała Śnieżki na pomoc. Naajwyraźniej oczekiwała, że sam posprząta za pomocą jej ukochanych mugolskich sposobów, skoro nie mógł używać magii poza Hogwartem. Naprawdę miała dziwne zwyczaje jak na czarownicę czystej krwi. Mogłaby się chociaż nad nim zlitować i po prostu użyć Reparo. Z drugiej strony przynajmniej nie kazała mu zamiatać. Tego upokorzenia za nic by nie przeżył.

Długo mu zajęło doprowadzenie pokoju do względnego porządku. Przez cały czas pocieszał się, że został tylko miesiąc do jego urodzin. Wtedy będzie mógł używać różdżki, gdy tylko zajdzie mu na to ochota.
Kiedy skończył, stanął przed drzwiami. Przyglądał się klamce bezskutecznie próbując zmusić się do wyjścia na zewnątrz. Powtarzał sobie, że takie zachowanie jest irracjonalne. W końcu śmierciożercy nie wyskoczą zza krzaków, aby go porwać. Prawda?

Jego rozważania przerwała Sonia, która w trakcie jego nieobecności, zdążyła włożyć jedną ze swoich klasycznych kurtek z bufkami. Regulus mimochodem zauważył, że w czekoladowym brązie było jej nadzwyczaj do twarzy. Podkreślał delikatność w jej oczach. Szybko się zrugał za tak bardzo żałosne w jego przekonaniu myśli.

Ostatni raz przyłożyła mu rękę do czoła, aby upewnić się czy temperatura mu spadła. Pokiwała tylko głową najwyraźniej zadowolona wynikiem. Ku zawodowi Blacka nie było żadnych przeciwskazań, aby mógł zaczerpnąć świeżego powietrza. Już miał niechętnie otworzyć dzwi, gdy Sonia go powstrzymała. Chłopak z konsternacją przyglądał się jak zamek pobiera jej krew z przyłożonego palca. A on myślał, że to jego dom jest dziwny.

Regulus wstrzymał oddech, gdy przekroczył próg. Spodziewał się najgorszego. Wiązek zaklęć niewybaczalnych albo nieobliczalnego noża Bellatrix. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Płatki śniegu niewinnie spadały na zatłoczoną ulicę jak każdego innego dnia. To było dość zaskakujące. Najwyraźniej Czarny Pan wcale nie wiedział absolutnie o wszystkich działaniach swoich podwładnych. Ruszył za Sonią trochę pewniejszym krokiem.

— Tak właściwie to dokąd idziemy? — zapytał w środku drogi, gdy już trochę się uspokoił.

— A jaki mamy dzień tygodnia? — Obróciła się, aby posłać mu rozbawiony uśmiech.

— Hmmm... — próbował sobie przypomnieć. — Może piątek?

— Przykro mi, nie trafiłeś. Mamy niedzielę.

— Chcesz iść do kościoła? Nie sądzę, aby to był dobry pomysł. — Zatrzymał się gwałtownie na myśl, że mógłby spotkać tam rozwścieczonych rodziców.

— Przepraszam, ale nie mogłam cię zostawić u siebie w domu. Dzisiaj mamma wraca ze szpitala, ale nie jestem pewna o której godzinie. Nie byłaby zbyt szczęśliwa na twój widok. Nie znosi niezapowiedzianych gości, a wtedy staje się nieobliczalna. Wolałabym cię nie stawiać w niekomfortowej sytuacji.

Regulusowi wydawało się to dość kiepską wymówką. Pomimo to na twarzy Soni malował się prawdziwy niepokój. Nie rozumiał czego się tak bała. Sam pamiętał panią Shafiq jako dziwaczną staruszkę z marnymi umiejętnościami porozumiewania się w języku angielskim, ale względnie niegroźną. Chwaliła swoją córkę na każdym kroku i marzyła o wydaniu ją za czarodzieja czystej krwi. Trudno było w takim wypadku uwierzyć, że nie pozwoliłaby jej przyprowadzić do domu członka rodziny Blacków.

— Dobra, powiem to jaśniej. — Najwyraźniej zauważyła jego sceptyczne nastawienie. — Moja mamma mentalnie zatrzymała się w zeszłym wieku. Twoi rodzice pewnie też. Gdyby zastała cię w pustym pokoju gościnnym z niepościelonym łóżkiem, na dodatek bez świadków, ustaliliby nam datę ślubu najpóźniej na jutro. A tego raczej byśmy nie chcieli.

Ten argument rzeczywiście przekonał Regulusa, który dziwnie zawstydzony taką wizją utkwił wzrok w płatkach śniegu. Naprawdę nie przemyślał możliwych konsekwencji nie stawienia się na Grimmuld Place 12 oraz pochopnym noclegu u Shafiqów. Nikt nie uwierzyłby w jego pokrętną historię o śmierciożercach. Sonia jak zawsze musiała myśleć za nich oboje.

— Otis może przychodzić do ciebie o każdej porze i jakoś nic mu się jeszcze nie stało — poskarżył się na tą wyraźną niesprawiedliwość, gdy przypomniał sobie o istnieniu jej przyjaciela.

— Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz. — Pokręciła stanowczo głową. — Zwykle spotykamy się u niego, a  ja zapraszam go tylko kiedy mammy nie ma w domu. Nie znosi go całym sercem.

— Niech zgadnę, jest półkrwi i nie jest godny przekroczyć progu domu?

— Nie do końca. Otis jest charłakiem.

Mało brakowało, aby nie potknął się o kamień na drodze. Chciał tylko zażartować, a takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Sam migdy by się nie domyślił, że miał do czynienia z przedstawicielem tego gatunku. W innym wypadku od razu zacząłby się zastanawiać czy jego przypadłość jest zaraźliwa.

Walburga dużo opowiadała mu o charłakach. W jej opowieściach były genetycznymi pomyłkami bez krzty magii, które hańbiły ród na dobre kilka pokoleń. Wystarczyło sobie tylko przypomnieć o wypalonym miejscu w rodowym gobelinie, które kiedyś zajmował Marius Black.

— Nie zdawałem sobie z tego sprawy. Nie wygląda na...

Mimowolnie zaczął porównywać swoje wyobrażenie o charłakach z rzeczywistością. W żadnych podręczikach o nich nie wspominano, ale utarło się przekonanie o ich odpychającym wyglądzie oraz ułomności. Łatwo było w to uwierzyć, gdy przebywało się na co dzień z Filchem. Otis może nie był okazem piękna i zdrowia, ale nie różnił się zbytnio od uczniów Hogwartu z czarodziejskich rodzin. W końcu odpowiedział sobie na dawne pytanie Soni. Jak odróżnić czarodzieja od mugola? W tym problem. To było wręcz niewykonalne.

— Na niedorozwiniętego? — w jej głosie było słychać autentyczny ból. — Większość czarodziejów tak uważa, ale mało w tym prawdy.

— To nie to samo co bycie mugolem? — Zaciekawił się.

— Nie do końca. Charłactwo zależy od danego przypadku. Niektórzy w ogóle nie czarują, a inni są w stanie wywołać kilka nieskładnych iskier. Rzucanie zaklęć jest dla nich czymś zupełnie nieosiągalnym. Mają też często ograniczony wzrok na dostrzeganie czarodziejskich istot. Na przykład Otis na początku uważał Śnieżkę za kota, ale to również nie jest reguła — przerwała na chwilę. — Znasz może jego siostrę Dolores Umbridge?

— Tak, była w Slytherinie kilka klas wyżej. Zawsze twierdziła, że jest czystej krwi.

— Pani Umbridge jest mugolką. O ile wiem zawsze wstydziła się swoich korzeni, więc wolała naginać prawdę.

Regulus poczuł się perfidnie oszukany i wcale mu się to nie podobało. Jego lista osób czystej krwi, którą prowadził przez tyle lat z takim zaangażowaniem, ostatecznie okazała się kompetnie bezużyteczna. Nawet współtowarzysze ze Slytherinu kłamali mu w żywe oczy. Jak wielu było w stanie wyrzec się swoich rodziców, aby zachować pozycję?

Wystarczyło tylko pomyśleć, że będąc jeszcze na pierwszym roku, uważał Dolores Umbridge za wzór do naśladowania. Jak bardzo się pomylił. Lucinda i Severus przynajmniej mieli na tyle odwagi, aby przyznawać się publicznie do bycia czarodziejami półkrwi. Oboje na swój własny sposób reprezentowali wszystkie cechy cenione przez Salazara Slytherina, ale pomimo to byli powszechnie pogardzani. Za mówienie prawdy o sobie samych.

— Czy brzydzisz się Otisa, gdy już o tym wiesz? — Sonia wydusiła z siebie niespodziewanie.

Nawet, gdyby chciał, nie byłby w stanie udzielić odpowiedzi. Rozumiał już, że jego sposób pojmowania świata był po prostu błędny. Nie był żadną wybitną jednostką z przyrodzonym prawem do rządzenia słabszymi, a mugole nie byli robakami. Ta świadomość jednak nie sprawiała, że był w stanie wyzbyć się dawnych odruchów i przyzwyczajeń. Byłby w stanie rozmawiać z Otisem, ale nie od tak zmienić sposób myślenia o nim. Potwory z dzieciństwa nie umierały tak łatwo.

— Już jesteśmy na miejscu. — Najwyraźniej ulżyło jej, gdy mogła przerwać tą niezręczną, ale dużo mówiącą ciszę. — Obiecujesz, że nie będziesz na mnie zły? Pomyślałam, że dobrze ci to zrobi.

To zdecydowanie nie był budynek, który odwiedzał w święta z rodzicami. Wtedy zdał sobie sprawę, gdzie Sonia podstępnie go zaprowadziła. Śmierciożercę prosto w tłum pełen mugoli zmierzających do kościoła. Postronny obserwator mógłby uznać, że to był fatalny pomysł. Sam Regulus obojętnie uznał, że mógł się tego od początku spodziewać. Sonia stawiana przed wyborem, zawsze decydowała się na mugolskie zwyczaje. W sprawach religii najwyraźniej nie było inaczej.

Na plus należało zapisać Regulusowi, że postanowił wspaniałomyślnie zmierzyć się ze swoim strachem. Wczoraj poczuł się zdecydowanie lepiej, gdy wyznał swojej przyjaciółce prawdę. Kto wie? Może terapia szokowa również wywrze na nim pozytywny wpływ? Wiedział jedno. Sofija Shafiq zawsze wiedziała co jest dla niego najlepsze.

Zanim się obejrzał już siedzieli razem w ławce. Regulus nie miał problemu z tym miejscem, wręcz przeciwnie. Kościół nie różnił się zbytnio od tych w których bywał. Choć musiał przyznać, że było tu zaskajująco cicho oraz spokojnie bez ruchomych witraży czy innych czarodziejskich gadżetów. To zbawiennie podziałało na jego zdecydowanie zbyt długo przebodźcowany umysł. Odpoczynek wydawał się czymś nieosiągalnym, a jednak.

Nie oznaczało to, że w jednej chwili zamienił się w nadzwyczaj religijną osobę. Słuchał uważnie fragmentów pisma, choć na pieśniach i formułkach już nie potrafił się aż tak bardzo skupić. Sonia była w tym zdecydowanie lepsza. Modliła się cicho, zaangażowana w każdą część mszy.

Regulus mimowolnie zaczął przesuwać wzrokiem po zebranych tu mugolach. To była jego indywidualna pokuta. Nie byłby w stanie ich dotknąć, ale mógł patrzeć na ich twarze. Każda z nich była inna, wyjątkowa na swój własny niepowtarzalny sposób. Za nimi kryły się myśli, uczucia, obawy, marzenia. Jak mógł kiedyś myśleć, że nie różnią się niczym od zwierząt? W tej perspektywie wydawali mu się tacy... ludzcy.

To niesamowite odkrycie zajęło jego myśli na naprawdę długi czas. Nie zauważył nawet, gdy niektórzy zaczęli podnosić się z ławek podczas ostatniej części mszy. Sonia zdawała sobie sprawę z jego rozkojarzenia, ale najwyraźniej nie miała z tym problemu. Rozumiała, że Regulus potrzebuje tej drobnej chwili refleksji nad swoimi błędami. Poza tym sama nie była w stanie wstać z klęczek, ani podnieść wzroku. Nikt nie byłby w stanie dostrzec w tym niewinnym geście, pewnego drobnego szczegółu. Nie tylko śmierciożercę prześladowały wyrzuty sumienia oraz uczucie bycia niegodnym przebaczenia.

Regulus wrócił do rzeczywistości dopiero, gdy niedzielna uroczystość dobiegła końca. Przygniatała go świadomość ciężaru własnych win, ale przynajmniej nie zamierzał się już oszukiwać. Syriusz od początku miał rację, nie był stworzony do zadawania bólu. Był na to zbyt wraźliwy. Nadeszła pora, zaakceptować swoje wewnętrzne ja. Choćby nie wiadomo, gdzie miałoby go zaprowadzić.

— Dziękuję Soniu, naprawdę. Za wszystko — szepnął cicho, gdy oboje byli już na zewnątrz.

— Pokazałeś mi biblliotekę. Też chciałam podzielić się z tobą czymś dla mnie ważnym. — Uśmiechnęła się lekko. — Jak chcesz możesz już wrócić do domu. Mam przeczucie, że Śmierciocosie nie będą cię szukać.

— Śmierciożercy. Lepiej nie mów tego przy nich dla swojego dobra — poprawił ją rozbawiony. — Chyba masz rację. Mama pewnie umiera z niepokoju. A masz coś jeszcze do zrobienia?

— Zapisałam się z Otisem na pomoc charytatywną dla bezdomnych i ubogich. No wiesz, z okazji świąt — wyjaśniła. — Zaprosiłabym cię, ale...

— Pełno tam mugoli, a Otis mnie nienawidzi — podsumował zwięźle Regulus.

— Zobaczysz, zmieni zdanie — uparła się. — Po prostu potrzebuje więcej czasu.

W końcu nadszedł czas na rozstanie. Uścisk dłoni trwał jednak zdecydowanie zbyt długo. Regulus naprawdę nie chciał się z nią rozstawać. Nawet nie umiał wyrazić jak bardzo był wdzięczny za ten niezłomny upór Sofiji Shafiq, który wyrwał go z otchłani beznadziei.

Święta były idealną okazją, aby pokazać jak bardzo docenia jej obecność w swoim życiu. Nawet jeżeli będzie musiał w tym celu ponownie porozmawiać z Otisem, dowie się jaki prezent wywoła szczery uśmiech na jej twarzy. Obecnie zrobiłby wszystko dla Soni, która dała mu chociaż cień szansy, na stanie się lepszym człowiekiem.

Forward
Sign in to leave a review.