Zmartwychwstanie

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
G
Zmartwychwstanie
Summary
Są granice, których przekroczenie jest niebezpieczne; przekroczywszy je bowiem, wrócić już niepodobnaFiodor Dostojewski, Zbrodnia i karaRegulus to klejnot w rodzinie Blacków. Od dziecka wychowywany w przekonaniu, że jest człowiekiem niezwykłym. Natomiast mugole to jednostki zwykłe, których na tym świecie jest zdecydowanie zbyt wiele. Dlatego jego największym marzeniem zostało dołączenie do Czarnego Pana, aby zmienić ten stan rzeczy. Niestety jego idea musiała w końcu zderzyć się z rzeczywistością. Zabijając swoją pierwszą ofiarę poczuł jakby tak naprawdę zabił samego siebie. Czy to oznacza, że jest taką samą zdradziecką wszą jak Syriusz?Jakby miał dość problemów wplątuje się w dziwną relację z byłą kandydatką na narzeczoną jego brata. Sonia na pierwszy rzut oka wydająca się idealną czystokrwistą czarownicą, za wszelką cenę próbuje pomóc Regulusowi się zmienić. Jednak okazuje się, że ona również skrywa brudny sekret. Czy pomimo różnic między tą dwójką może się zrodzić prawdziwa więź dusz?
All Chapters Forward

Życiowe Powołanie

Sonia pakowała swoją torbę pod czujnym okiem Otisa. Chłopak nie wyglądał na zbyt zadowolonego faktem, że nie zamierzała mu powiedzieć dokąd znowu się wybiera. Dopiero co wróciła z Hogsmead, a dzisiaj o ile wiedział, nie prowadziła już żadnych lekcji. Ona natomiast zdawała sobie sprawę jak musiało to w jego oczach wyglądać. Zapewne uważał ją za desperatkę do szaleństwa zakochaną w Regulusie Blacku. Jednak tym razem nie miała zamiaru wyprowadzać go z błędu.

— Nie jesteś moim ojciem, abym musiała się przed tobą spowiadać — rzuciła w jego kierunku starając się go nieudolnie zniechęcić.

– A co ty wiesz o tym jaka jest rola ojca? — Nie byłby sobą, gdyby nie wytykał Soni w twarz każdej jej najmniejszej wady. — Twój ledwo zauważał, że istniejesz. No chyba, że akurat go zawodziłaś swoją ułomnością.

Zdusiła łzy napływające mi do oczu. Powtarzała sobie, że Otis wcale tak nie myśli i na pewno nie miał zamiaru jej zranić. Po prostu był szczery aż do bólu. Zahartowany przez okrutne komentarze swojej siostry oraz zawód własnego ojca. Widział w tym sposób na odreagowanie rosnącej w nim złości do niesprawiedliwości życia. Nigdy nie pogodził się z decyzją matki o konieczności opuszczenia świata czarodziejów dla ich dobra.

Pomimo ich całkiem różnych poglądów i coraz częstszych kłótni nadal byli przyjaciółmi. Przeżyli ze sobą zbyt wiele, aby coś mogło ich rozdzielić. W końcu pozwolił jej nawet zamieszkać pod swoim dachem za co była mu dozgonnie wdzięczna. Niewyobrażałaby sobie spędzenia kilku miesięcy samotnie w swoim pokoju. Na dodatek zajmując się chorą Śnieżką, która ciągle próbowała wymierzać sobie kary za doprowadzenie do wypadku Ingrid.

— Wrócę za godzinkę lub dwie. Nic mi się nie stanie. Obiecuję.

— Jeżeli cię skrzywdzi to połamię mu wszystkie kości. Nie potrzebuję do tego różdżki — zakończył swoją tyradę i zatrzasnął drzwi z głośnym hukiem.

Odetchnęła z ulgą. W końcu się go pozbyła. Wyciągnęła z bocznej kieszonki torebki notkę od Andromedy. Wbrew temu co twierdził Otis, to właśnie tam zamierzała się udać. Do Zakonu Feniksa na tajne spotkanie przeciwników śmierciocosiów. Czuła, że nadszedł na to odpowiedni moment. Skończyła siedemnaście lat, a poza tym pod nieobecność mamy, obudziła się w niej długo ukrywana buntownicza natura. Zupełnie jakby otworzyły się przed nią nowe możliwości, dzięki którym mogłaby osiągnąć wszystko czego tylko by sobie wymarzyła.

Bez większego trudu Sonia użyła proszku Fiuu, aby kilka chwil później pochłonęły ją płomienie. Wylądowała na miejscu okropnie kaszląc. Nadal nie mogła przyzwyczaić się do nowoczesnych magicznych środków transportu używanych w Wielkiej Brytanii. Zdecydowanie wolała staroświeckie powozy ciągnięte przez abraksany.

— Och, panna Shafiq. Właśnie na ciebie oczekiwaliśmy — staruszek z długą białą brodą przywitał ją z uśmiechem na ustach.

Zaczerwieniła się, gdy zdała sobie sprawę z istnienia kilkunastu par oczu gapiących się prosto na nią. Najwyraźniej przerwała im w trakcie ważnych obrad. Jedyne czego pragnęła to zapaść się pod ziemię z upokorzemia. Niestety było już na to zdecydowanie za późno. Musiało to jakoś przetrwać.

Kiedy doszła do stanu używalności, otrzepała swoją sukienkę z sadzy i popiołu. Charłaczka rozejrzała się po drewnianej chacie z zaciekawieniem. Co prawda nie do końca tego się spodziewała, ale mniej więcej domyślała się z czego mógł wynikać wybór Dumbledore'a. Nikt nie spodziewałby się szukać dyrektora Hogwartu podczas przerwy świątecznej w takim miejscu. Dyskrecja była najważniejsza.

Sonia podeszła do długiego stołu, zaciskając dłoń na różdżce. W końcu musiała chociaż sprawiać pozory normalnej czarownicy. Tylko tego by jej brakowało, aby jeszcze bardziej wyróżnić się z tłumu. Zerknęła na jedyne puste miejsce, które zapewne zostawili specjalnie dla niej.

Zmierzyła niepewnym wzrokiem swoich sąsiadów. Po jednej stronie miała miło wyglądającą starszą panią, a po drugiej już trochę mniej przyjemnego czarodzieja z wielkim sztucznym okiem kręcącym się we wszystkie strony. Siadając obok niego powtarzała sobie z uporem, że nie można oceniać ludzi po ich wyglądzie choćby nie wiadomo jak przerażający by byli.

— Dobry wieczór, dyrektorze Dumbledore — przywitała się niezręcznie nie wiedząc do końca jak powinna się do niego zwracać. — Przepraszam za spóźnienie...

— Ależ skąd. Masz wspaniałe wyczucie czasu. To my zaczęliśmy zbyt wcześnie. Mundungus właśnie opowiadał nam wspaniałą anegdotkę na temat skłonności goblinów do przeglądania skrytek swoich klientów. To fascynujące ile nas wszystkich łączy.

Większość zebranych się roześmiała. Tylko surowo wyglądająca kobieta w okularach wydawała się zniesmaczona takim zachowaniem. Sama Sonia nie za bardzo zrozumiała na czym miał polegać ten żart, ale uśmiechnęła się grzecznie nie chcąc nikogo obrazić. Wszystko co słyszała o Dumbledorze okazywało się całkiem prawdziwe. Naprawdę był czarodziejem jedynym w swoim rodzaju.

— Ile wiesz o Zakonie Feniksa?

— To organizacja mająca na celu powstrzymanie fanatyków czystości krwi przed przejęciem władzy. Staracie się chronić przed nimi mugoli — wypowiedziała to co przez długi czas chodziło jej po głowie, gdy o tym myślała.

— Otóż to, Sofijo. A w jaki sposób to robimy?

Charłaczka spojrzała na niego niepewnie. Czyste jak niebo oczy dyrektora były całkowicie zajęte jej osobą. Zupełnie jakby lustrował jej duszę na wskroś. Była najmłodszą osobą przy tym stole, a jednak musiała być w jakiś sposób ważna. Tak twierdziła Andromeda. Jednak nawet bystry umysł Soni nie był w stanie podsunąć jej rozwiązania tej zagadki. Po prostu nie widziała żadnego scenariusza w którym mogłaby być w jakikolwiek sposób przydatna.

— Odpowiedź jest prosta. Wykorzystujemy nasze talenty najlepiej jak umiemy — wyjaśnił w końcu Dumbledore. — Ja na przykład wykorzystuję swoją pozycję Ministerstwie Magii oraz dbam o bezpieczeństwo zakonu. Alastor Moody załatwia nam pomoc u aurorów. Mundungus ma wtyki w najbardziej podejrzanych miejscach. Młodsi członkowie stanowią naszą siłę bojową.

— Przykro mi, ale nie nadaję się do walki — Sonia spuściła wzrok.

— Nic bardziej mylnego panno Shafiq. Możesz być wojowniczką na nie osiągalnym dla nas terenie. W walce intelektualnej masz zdecydowaną przewagę — zapewnił ją. — Potrzebujemy członków ze starych czarodziejskich rodów, którzy mogliby wyciągać informacje prosto ze źródła. Powiem to wprost. Proponuje ci zostanie naszym tajnym szpiegiem wśród śmierciożerców.

— Miałabym do nich dołączyć? Nigdy! — natychmiast zaprotestowała przerażona samą taką wizją.

— To nie jest w żadnym wypadku konieczne. Nie poprosiłbym o to tak młodej osoby — uspokoił ją. — Ale wiem o twoich relacjach z Blackami. Twoja matka również utrzymuje kontakty z dużą ilością czarodziejów o poglądach zupełnej czystości krwi. Mogłabyś bez żadnych podejrzeń przekazywać nam terminy ich spotkań oraz możliwe cele ataków. Tylko ktoś nie rzucający się w oczy i wystarczająco rozważny może podołać takiemu zadaniu. Oczywiście zrozumiem jeśli odmówisz. Ale bardzo zależy mi na twojej pomocy.

Serce Soni zaczęło bić w niekontrolowany sposób. Znowu wszyscy zaczęli się jej mimowolnie przyglądać. Czekali na odpowiedź z wyczekiwaniem, ale i pewnym nie wypowiedzianym napięciem. Jeszcze nikt nie obdarzył jej nigdy takim zaufaniem. Przyzwyczaiła się, że ludzie postrzegają ją jako nieporadną dziewczynę z licznymi kompleksami. Nieszkodliwą Sonię o miłym uśmiechu. Ścisnęła krzyżyk na piersi szukając oparcia. Co powinna zrobić?

Właśnie tego pragnęła. Pomagać bezbronnym ludziom, których życie było w ciągłym zagrożeniu przez krzywdzące oraz rasistowskie doktryny. W końcu nie czuć się zupełnie bezużyteczna. O dziwo nie bała się też możliwości śmierci. Podobno odpowiednio poukładane umysły były w stanie o wiele szybciej pogodzić się z taką ewentualnością. Tym bardziej, gdy doświadczyło się już na własnej skórze jednego z zaklęć niewybaczalnych. Avada Kedavra wydawała się błogim wybawieniem przy codziennej porcji Cruciatusów.

Niezmiennie od podjęcia działania, wstrzymywała ją tylko jedna obawa. Reakcja jej matki jeżeli kiedykolwiek się o tym dowie. W końcu miała zostać wypisana ze szpitala za kilka dni. Takie podejście mogło wydawać się wręcz absurdalne, ale Soni wcale nie było do śmiechu. Ingrid Shafiq od dziecka wbijała jej do głowy konieczność niepodważalnego posłuszeństwa wobec rodziców. Miała wykonywać, a nie myśleć. To byłoby coś zupełnie innego niż mały i ledwie widoczny bunt podczas jej nieobecność. Tego nie dało się tak po prostu oduczyć.

— Jesteś dorosła, panno Shafiq. Twoja przyszłość jest tylko i wyłącznie w twoich rękach, chociaż może ci się wydawać, że jest inaczej — odezwał się niespodziewanie Dumbledore jakby właśnie czytał jej w myślach. — Sama ponosisz odpowiedzialność za własne czyny. Nikt inny.

Przełnęła nerwowo ślinę na te słowa. Rzeczywiście często zachowywała się jak porządnie zastraszony skrzat domowy. Nawet Śnieżka ze swoimi napadami płaczu, miała w sobie więcej ikry oraz wolnej woli od niej. Sonia od razu zrugała się za tą słabość. Nie po to niemal codziennie wybierała się do Hogsmead, aby znowu wrócić do marnego egzystowania w swoim pokoju. Zupełnie jakby nie istniała. Pomimo wszystko chciała w końcu żyć pełnią życia oraz nie czuć przytłaczającej wszystko samotności. Skoro Andromeda była w stanie się na to odważyć, Sonia również mogła.

— Dobrze, zgadzam się — wyrzuciła z siebie zanim zdążyłaby zmienić zdanie.

Przy stole wybuchnęło zamieszanie. Członkowie Zakonu Feniksa byli zachwyceni perspektywą zwiększenia swoich szans na przewidywanie ruchów śmierciożerców. Tłocznie podawali jej dłonie do uścisku, aby pogratulować dołączenia do zespołu. Charłaczkę zdziwiło to jak bardzo jej ulżyło dzięki podjęciu tej jednej decyzji. Jakby pozbyła się ciężaru z którego nigdy nie zdawała sobie sprawy.

Teraz już bez skrępowania zaczęli opracowywać plany działania. Szczególnie aktywni i gadatliwi byli młodzi Prewettowie. Dwaj bracia mieli rude włosy oraz dużą ilość piegów rozrzuconą po twarzy. Można ich było rozróżnić jedynie po kształcie nosa oraz różnych uczesaniach.  Bez zbędnych uprzejmości przedstawili się Soni. Pierwszy z nich miał na imię Gideon, a drugi Fabian.

Zaproponowali jej odprowadzenie do domu oraz darmową przejażdzkę mugolskim transportem po zakończeniu spotkania. Podobno ich szwagier ubóstwiał wszystko co było nie magiczne. Zachęcona ich entuzjazmem oraz możliwością zapoznania się z tym intrygującym człowiekiem, ostatecznie się zgodziła. Już sobie wyobrażała minę Otisa, gdy zobaczy jej nowych znajomych. Odwróciła się ostatni raz do Dumbledore'a. Chciała się ostatni raz upewnić czy nie popełnił ogromnego błędu zapraszając ją tutaj.

— Profesorze, nie wiem czy jest pan świadomy...

— Nie martw się tym Sofijo. Wiem o tobie dokładnie tyle ile powinienem.

W jego głosie było słychać nutkę rozbawienia. Panna Shafiq postanowiła więcej się z nim o to nie spierać. Miała dziwne przeczucie, że Albus Dumbledore był bardziej domyślny niż mogłoby się na początku wydawać i zauważył jej niezbyt pewne ułożenie palców na różdżce, której ani razu nie użyła. Pomimo to nie wydawał się traktować jej inaczej. Nawet jeśli okazałoby się to prawdą, jej tajemnica byłaby u niego bezpieczna.

Po raz pierwszy widząc Artura Weasley'a przy mugolskim autobusie omal nie parsknęła śmiechem pod wpływem tej absurdalnej sceny. To było oczywiste, że pomimo fascynacji mugolskimi zwyczajami, kompletnie się na nich nie znał. Przebrany w strój strażaka właśnie próbował wepchnąć kierowcy kilka knutów do ręki. Ta niewinna pomyłka mogłaby się skończyć interwencją Ministerstwa Magii, więc Sonia szybko ruszyła mu na ratunek.

Długo musiała tłumaczyć biednemu czarodziejowi, że nie tak płaci się za przewóz autobusem i najpierw należy rozmienić monety w Banku Gringotta na mugolskie. Miał szczęście, że miała przy sobie pieniądze bo naprawdę wszyscy wpadliby w tarapaty. W ten właśnie sposób Sofija Shafiq stała się bohaterką dnia Gideona i Fabiana oraz zyskała nieopisany podziw samego pana Weasley'a.

— To niesamowite, że ktoś o czystej krwi wie aż tyle o mugolach! To może być początek nowej wspaniałej przyjaźni! — ekscytował się siedząc już bezpiecznie na siedzeniu. — Musi mi pani o wszystkim opowiedzieć!

— Ale tak zupełnie o wszystkim? To będzie dość trudne — uświadomiła mu siedząca obok niego Sonia.

— Nie ważne od czego zaczniesz! — poprawił przekrzywione okulary. — Interesuje mnie absolutnie wszystko. Najbardziej fascynuje mnie nadawanie mugolskim przedmiotom właściwości magicznych. Oni są tacy pomysłowi, a nikt ich nie docenia! Jestem pewny, że niektóre z nich przydałyby się nam w wojnie. Już sobie wyobrażam jak śmierciożercy walczą z czymś takim.

Gideon i Fabian rzucili się na Artura, aby zatkać mu usta zanim zdążyłby ujawnić tajemnice zakonu przypadkowym mugolom. To wyjaśniało dlaczego nie dopuszczono go do stołu narad. Zdecydowanie zbyt dużo gadał. Pomimo to jego słowa sprawiły, że w głowie Sofiji zapaliła się żarówka zwiatująca powstanie w jej głowie genialnego pomysłu. Miał zupełną rację. Śmierciocosie nie byli przygotowani na walkę z urządzeniami nie mających w sobie ani krztyny magii. Tego właśnie cały czas potrzebowała. Broni stworzonej specjalnie dla niej, która pomoże jej wykonać najważniejsze zadanie jej życia.

Forward
Sign in to leave a review.