
Huncwot Z Węża Rodem
Regulusa otaczało zimno oraz uczucie kompletnej beznadziei. Rozlewało się powoli po jego ciele niczym trucizna. Kiedy zebrał w sobie resztki sił, dopadł do krat błagając o litość. Nie chciał spędzić w tym okropnym miejscu ani chwili dłużej. Jednak nikt go nie słuchał. Jedynymi towarzyszami byli dementorzy wysysający z niego resztki szczęścia. Nie obchodziło ich czy zasługiwał na te tortury. Mógł na zawsze zapomnieć o wolności. Wyrok już został ogłoszony. Dożywocie.
Sonia wydała go aurorom. Potraktowała jak zwykłego zbrodniarza, którym naprawdę się okazał. Wysłała aurorów, aby go ukarali. Widzieli jego znak na ramieniu. Te myśli dręczyły go podczas bezsennych nocy. Prześladowały nie dając mu ani chwili spokoju. Śmierciożerca. Kłamca. Morderca. Chłopak miotał się po posadzce próbując pozbyć się nieznośnych demonów szepczących mu niezmienne sentencje do ucha.
Zobaczył jej jasną postać wśród dojmującej ciemności. W zasadzie zawsze tam była. Zapewne tylko po to, aby kpić sobie z jego cierpienia. Pokazać mu jego zepsucie moralne na tle jej nieskazitelności. Regulus pomimo bliskości tego ideału, wcale się nie oszukiwał. Zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę jest nieosiągalny.
— Przestań mnie dręczyć! — błagał próbując odwrócić wzrok od jej łagodnego uśmiechu. — Nie wystarczy ci, że muszę tu przez ciebie gnić?
— Nic nie zrobiłam. Sam się tu uwięziłeś Regulusie. — Uklękła i wyciągnęła rękę w jego kierunku. — To więzienie twoich własnych myśli i ograniczeń. Przyjmij swoją karę z pokorą, a będziesz wolny. Już zawsze.
Tylko Sonia mogłaby wypowiedzieć aż tak abstrakcyjne stwierdzenie. Cela wydawała się zbyt namacalna, aby mogła stanowić tylko wytwór chorej wyobraźni. Pokręcił głową nie chcąc przyjąć prawdy do świadomości. Nie był w stanie się stąd wydostać. Nie miał w sobie wystarczająco odwagi, aby coś zmienić.
_____________________________________
Regulus gniótł w dłoni świstek papieru, aby kompletnie nie odpłynąć w trakcie naprawdę długiego monologu Slughorna o swoich genialnych byłych wychowankach. Myśli Ślizgona ciągle męczył wczorajszy sen. Najwyraźniej czytanie Zbrodni i Kary przed ciszą nocną nie było raczej najlepszym pomysłem. Lektura budziła zbyt wiele drażliwych wspomnień, aby mógł przejść obok niej obojętnie.
Tamara mocniej ścisnęła ramię swojego chłopaka, aby go zdyscyplinować za to niedopuszczalne zachowanie. Nienawidziła bycia ignorowaną. Tym bardziej w tak bardzo wpływowym towarzystwie, które zebrało się specjalnie z okazji świątecznej imprezy Klubu Ślimaka. Wyglądała naprawdę zjawiskowo w krótkiej do kolan cekinowej sukience błyszczącej jadowitą zielenią. Pomimo ich wczorajszej kłótni potrafiła wykrzesać z siebie promienny uśmiech. W końcu dostała to czego tak bardzo chciała. Natomiast Regulus był zmuszony męczyć się na imprezie w której nawet nie chciał brać udziału.
Od pewnego czasu nieustannie czuł jakby jego życie było jednym wielkim teatrem. Nieumiejętnie próbował udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jednak Ślizgonów nie dało się tak łatwo oszukać. Ich wrodzony spryt po prostu na to nie pozwalał. Nie mówili tego wprost, ale zaczęli naprawdę nie znosić jego nowej wersji.
Regulus Black zachowywał się niczym tykająca bomba mogąca wybuchnąć w każdej chwili. Jego działania były zupełnie nieprzewidywalne, wręcz losowe. W jednej chwili potrafił normalnie rozmawiać z Damonem i innymi kolegami, a w drugiej zamykać się w dormitorium na kilka godzin nie chcąc nikogo wpuścić do środka. Przerażał swoim wyćwiczonym milczeniem lub agresywnym krzyczeniem bez powodu. Jednak prawdziwego szoku doznali, gdy przez przypadek wpadł na korytarzu na Lily Evans. Zamiast zgodnie ze swoim zwyczajem przezwać ją od szlam, pomógł jej pozbierać książki oraz grzecznie przeprosił za zamieszanie. Sam winowajca nie był pewien dlaczego tak postąpił. Plotka rozeszła się szybciej niż mógł się spodziewać. Tym czynem stracił resztki szacunku większości mieszkańców Slytherinu.
Sonia. Pomyślał ponownie zerkając na pogniecioną kartkę z jej charakterem pisma. To wszystko było jej wina. To ona zakwestionowała wszystko w co wierzył, aby następnie obudzić w nim dotąd nieznane uczucia. Dziewczyna mogąca znać jego mroczną tajemnicę, dziwnym trafem nękała go w prawie każdym śnie. Nie dało się zaprzeczyć, że łączyła ich namacalna więź od kiedy znalazła nieprzytomnego śmierciożercę w zaułku. A on będąc w Hogwarcie nie mógł nic zrobić, aby powstrzymać ją przed spełnieniem tych powtarzających się koszmarów. Przynajmniej tak myślał dopóki nie przeczytał wiadomości, którą podrzuciła mu niezauważenie w herbaciarni.
— Regulusie miałeś już przyjemność poznać Ambrozjusza? — Slughorn przywołał jednego z kręcących się gości do ich stolika. — Usiądź z nami drogi przyjacielu! Pan Black to jeden z moich najwybitniejszych wychowanków. A panna Sewyn...
— Panna Selwyn — Ślizgonka poprawiła go z ledwo ukrywaną urazą.
— No tak, zawsze zapominam... Pewnie dobrze kojarzycie właściciela najlepszego sklepu w całym Hogsmead?
— Na całym świecie, Horacy. — Czarodziej głośno się zaśmiał.
— Jak zawsze skromny. Nigdy się nie zmieniaj. I nie zapominaj przysyłać mi moich ulubionych słodyczy na urodziny. — Pogroził mu żartobliwie palcem.
Przekomarzali się wesoło niczym dobrzy starzy druhowie. Tam znudziła rozmowa ze zwykłym sprzedawcą, więc szybko czmychnęła do stolika przy którym bawiły się elegancko ubrane damy. Po chwili jej miejsce zajął mugolak Dirk Cresswell, który wręcz ubóstwiał Miodowe Królestwo. Regulus odetchnął z ulgą czując już w ustach smak zbliżającej się wolności. Udał przed Slughornem, że ma zamiar dołączyć do swojej dziewczyny. Jednak zamiast tego przepchał się przez zatłoczoną salę prosto do drzwi wyjściowych.
Regulus pośpiesznie zaczął rozpinać guziki przy kołnierzu swojej klasycznie czarnej szaty wyjściowej. Miał prawdziwą nadzieję, że Filch się do niego nie przyczepi. W końcu nadal był prefektem, a pani Norris darzyła go sympatią od kiedy podzielił się z nią paczką musów-świstusów.
Dopiero przechodząc przez liczne korytarze zdawał sobie sprawę jak bardzo głupio postąpił. Sonia chciała spotkać się z nim nocą w Hogsmead przy Wrzeszczącej Chacie, a nie miał żadnego planu na ucieczkę z Hogwartu. W zasadzie nawet nie wiedział czy jest to wykonalne. Nigdy się nad tym nie zastanawiał będąc wzorowym uczniem.
Syriusz oraz jego przyjaciele wydawali mu się jedynymi osobami, które mogłyby mieć o tym jakieś pojęcie. Niestety nie zamierzał prosić swojego brata o pomoc. Nie odzywali się do siebie od wakacji i nic nie wskazywało na to, aby mogło się to w najbliższym czasie zmienić. Ślizgon za bardzo bał się zrobić ten pierwszy krok w kierunku zgody, aby przyznać się do błędu. Już miał zamiar spróbować samotnie wymknąć się z terenu szkoły, gdy ratunek spadł mu z nieba.
— Uciekasz jak przestępca Black? Bardzo nieładnie. Tam nie da ci żyć jak zauważy, że zwyczajnie zwiałeź jej sprzed nosa.
Lucinda Pettigrew wydawała się bardziej rozbawiona niż wściekła złamaniem przez niego regulaminu. Sama również powinna być w tym momencie na spotkaniu Klubu Ślimaka. Nadal miała na sobie ciemną jak noc suknię ozdobioną sztucznymi pajęczynami. Przynajmniej taką nadzieję miał Regulus. Potrząsała lekko głową za którą podążały lekko zakręcone przy końcówkach włosy. W tym wydaniu Jamesowi Potterowi naprawdę byłoby trudno ją obrazić.
Nie mógł trafić lepiej. Już nie liczył się nawet jej status krwi. Nadal była siostrą Petera, jednego z Huncwotów. Na pewno mogłaby bez problemu poprosić go o pomoc w przeszmuglowaniu kolegi za mury szkoły. Liczył, że w jej słowniku istniało coś takiego jak solidarność prefektów. Jednak, gdy opowiedział jej o swoim pomyśle po prostu roześmiała mu się w twarz.
— To dopiero historia. Regulus Black prosi mnie o pomoc. A co będę z tego miała?
— Będę kontrolował korytarze do końca roku szkolnego — zaoferował.
— Odebranie największej radości w życiu jako forma zapłaty? Chyba sobie żartujesz. — Uniosła brwi zamyślona. — Masz szczęście, że dzisiaj dopisuje mi dobry humor. W przyszłym roku pożyczysz mi swoje notatki z historii magii przed egzaminami to będziemy kwita.
Regulus z chęcią przystał na ten układ. Doskonale zdawał sobie sprawę, że wszyscy zawsze spali na wykładach Binnsa. Sam ledwo zmuszał się do pisania walcząc z pokusą. Zdecydowanie przydałaby się im zmiana nauczyciela.
— To pójdziesz po Petera? — zapytał z nadzieją.
— Nie potrzebujemy go. — Machnęła lekcewająco ręką. — Mam znacznie lepszy pomysł. Poczekaj na mnie chwilkę, zaraz wrócę.
Ta chwilka trwała prawie cały kwadrans, ale zgodnie z obietnicą Lucinda wróciła cała czerwona ze zmęczenia. W rękach trzymała swoją różdżkę oraz dużą rozłożoną mapę. Regulus spojrzał na nią z zaciekawieniem. Na papierze poruszały się małe ślady stóp podpisane drobnym druczkiem. To była dokładna mapa całego Hogwartu. Chłopak jeszcze nigdy nie widział czegoś podobnego.
— Skąd to wzięłaś? — zaciekawił się.
— Nie zadawaj zbyt dużo pytań Black bo inaczej przekonasz się co to są prawdziwe kłopoty — ostrzegła go. — Po prostu chodź za mną.
Zeszli po schodach w ciszy. Ślizgonka najwaźniej doskonale wiedziała co robi. Z uwagą przyglądała się wizerunkowi jednookiej wiedźmy. W jej własnych zielonych tęczówkach można było dostrzec figlarny błysk ekscytacji na myśl o czekających ich ryzyku. Przez głowę Blacka przeszła myśl, że naprawdę miała w sobie coś z Huncwotów. Dość ironiczne patrząc na to kto był jej najlepszym przyjacielem.
W końcu zatrzymała się przy pomniku wyglądającym dokładnie jak na mapie. Stuknnęła w niego krótką zakrzywioną różdżką wypowiadając cicho magiczną formułkę. Regulus aż podskoczył, gdy zobaczył otwierający się garb wiedźmy.
— Wejdź tam, a następnie zejdź schodami w dół, a znajdziesz się w piwnicy Miodowego Królestwa. Właściciel bawi dziś u Slughorna, więc nie będziesz miał większego problemu.
— Dzięki za pomoc. Dalej dam sobie radę. — Natychmiast wepchnął się do dziury.
— Poczekaj jeszcze chwilkę. — Niespodziewanie go zatrzymała. — Sądzę, że powinieneś porozmawiać z Syriuszem. Nie okazuje tego grając rolę szkolnego śmieszka, ale na pewno bardzo za tobą tęskni.
— Od kiedy przejmujesz się uczuciami mojego brata? — zdziwił się słysząc to akurat z ust Luz.
— Powiedzmy, że wiem jak to jest stracić brata przez przydział do innych domów. — Spuściła wzrok na ziemię, aby następnie udać się w swoją stronę.
Szedł tajnym przejściem równocześnie rozmyślając. Mówiła o jego bracie z dziwną dla niej troską w głosie. O ile wiedział większość dziewczyn marzyła tylko o całowaniu się z Syriuszem, ale nie przejmowały się zbytnio jego stanem emocjonalnym. A panna Pettigrew chyba nigdy nawet nie zamieniła z nim jednego słowa. Regulusowi trudno było to ocenić bo zwykle nie zwracał na nią najmniejszej uwagi.
Po raz pierwszy dostrzegł w Lucindzie człowieka z krwi i kości, a nie tylko pomyłkę genetyczną. Niczym się od niego nie różniła. I to go przerażało najbardziej. W takich chwilach czuł się jak najpaskudniejszy człowiek chodzący po tym świecie. Bezuczuciowy potwór porównujący ludzi do robaków i zasługujący na pobyt w Azkabanie. Naprawdę nie cierpiał, gdy Sonia miała rację.
Omal nie potknął się o duże pudło. Mapa rzeczywiście nie kłamała. Dotarł prosto do piwnicy Miodowego Królestwa nawet szybciej niż mógłby się spodziewać. Regulus ściągnął z wieszaka jedną z nieużywanych zimowych szat. Nie chciał zamarznąć na śniegu, a poza tym i tak zamierzał ją później oddać. Następnie przeszedł przez sklep mając nadzieję, że żona pana Flume nie przyłapie go na gorącym uczynku.
Sonia zgodnie z tym co wcześniej pisała, czekała już na niego przed ogrodzeniem oddzielającym Wrzeszczącą Chatę od reszty wioski. Siedziała na ławce przyglądając się zniszczonemu budynkowi z typowym dla siebie skupieniem. W niczym się nie zmieniła. Dostrzegając jej łagodne spojrzenie prawie zupełnie zapomniał o swoich absurdalnych koszmarach i chorobliwym strachu towarzyszącym mu w Hogwarcie. Powróciły do niego wspomnienia z wakacji. W końcu nie chciałaby się z nim widzieć, gdyby znała chociaż skrawek prawdy. Na razie był bezpieczny. Mimowolnie na twarzy Regulusa pojawił się dawno nie widziany uśmiech.
— Na miejscu duchów nie wybrałbym takiego miejsca na lokum. — Usiadł obok niej. — Tym bardziej mając tuż obok przestronny Hogwart.
— Nie zrozumiesz ich. Sama egzystencja duchów jest zagadkowa. W końcu są tylko odbiciami zmarłych, którzy nie poszli dalej. Nawet magia nie jest w stanie wyciągnąć z nich licznych tajemnic — westchnęła. — Los wiecznego zawieszenia musi być dość przygnębiający, jakby się nad tym głębiej zastanowić.
— Naprawdę wierzysz, że jest nawiedzona? — spojrzał sceptycznie na ledwo stojącą ruderę. — Według mnie to tylko historyjka mająca zniechęcić ludzi do zadawania pytań.
— Szczerze mówiąc? Raczej nie ma tu żadnych duchów, ale wspaniale działa na wyobraźnię — przyznała.
Dopiero widząc ją po tak długim czasie, Regulus zdał sobie sprawę jak bardzo tęsknił za tą kojącą obecnością. Wcześniej nie mógł znieść stylu życia Soni, który nadzwyczaj go drażnił. Jednak ostatnio zaczął doceniać jej starania w daniu mu przestrzeni i nieograniczonej ilości czasu na pozbieranie się. W Slytherinie nawet nie mógł skupić się na własnych uczuciach pod natłokiem oczekiwań Tamary oraz innych Ślizgonów.
Musiał to nazwać po imieniu. Zabił człowieka i nie mógł tego cofnąć. Będzie zmuszony nauczyć się żyć z tym, że wszystko w co dotąd wierzył było okrutnym kłamstwem. Przekonać się czego tak naprawdę sam pragnie. Zrozumieć swoją własną skomplikowaną naturę i przede wszystkim zdecydować co robić dalej. Czuł, że wszyscy go oceniają co wywoływało w nim nieokiełznaną presję. Tymczasem ona nie pytała dlaczego. Po prostu była, a tego właśnie najbardziej potrzebował obecnie Regulus.
— Przepraszam, że zmusiłam cię do ucieczki z zamku. No i za podsłuchiwanie prywatnych rozmów. — Zaczerwieniła się na to wspomnienie. — Ale przestałeś wysyłać mi listy i zaczęłam się martwić...
— Nie martw się, nie jestem na ciebie zły. Powinienem być wdzięczny, że w ogóle przejmujesz się losem kogoś takiego jak ja. Człowieka z połamanym kompasem moralnym. — Na twarzy Blacka pojawił się dziwny grymas.
— Każdy nosi w sobie jakąś skazę. Tylko nie wszystkie widać gołym okiem— zapewniła ostrożnie chwytając go za ramię.
Palce Soni przypadkowo natrafiły akurat na Mroczny Znak, który Regulus skrywał pod rękawem niczym straszne piętno. Czekał z niepokojem aż znowu zacznie go dokuczliwie piec. Zdarzało mu się to nawet kilka razy dziennie. Jednak tym razem nic takiego się nie stało, wręcz przeciwnie. Ten krótki dotyk ukoił ból pod skórą, wywołując również całkiem miłe ciepło w sercu. Przez krótką ulotną chwilę był nawet w stanie uwierzyć, że jeden tatuaż nie może definiować całego życia. W istnienie nadziei na lepsze jutro.