
Miłosne Problemy Syriusza Blacka
— Nie jest źle, ale możesz jeszcze trochę poćwiczyć pisanie do naszego kolejnego spotkania. Oboje chcemy, żeby profesorowie w Hogwarcie doczytali się do twoich bazgrołów, prawda?
Edan był zbyt zajęty kreśleniem literek na pergaminie, aby odpowiedzieć swojej nauczycielce. Na jego czole odbijał się cały wysiłek, który wkładał w swoją pracę. Sonia naprawdę była dumna z jego wielkich postępów. Jeszcze miesiąc temu podczas ich pierwszych lekcji jedenastolatek po prostu siedział z założonymi rękami i odmawiał współpracy. Nie wierzył, że kiedykolwiek uda mu się czegokolwiek nauczyć. Miał trudności ze zwykłymi mugolskimi czynnościami, które mali czarodzieje opanowywali mając już siedem lat.
Jego rodzice byli zaniepokojeni, że w Hogwarcie po prostu się ośmieszy. Przypominał jej siebie samą, gdy była w podobnym wieku. No może oprócz tego niewyczerpanego zapasu energii. Nie dostrzegali, że problem tkwił w ich nadmiernym podkreślaniu nieudolności syna zamiast okazywania akceptacji takim jakim jest obecnie.
— Już skończyłem Soniu! Jutro przepiszę kolejną stronę — pisnął podekscytowany podając mi swoją pracę. — Obiecałaś, że jak już to opanuję to poczytasz mi baśnie! Nie zapomniałaś?
— Poprawka. Razem poczytamy. Połączymy przyjemne z pożytecznym. Masz może egzemparz baśni braci Grimm?
— A nie baśni Beedle'a? — zdziwił się.
— Te znasz już pewnie na pamięć. Coś tak czuję, że coś nowego może ci się o wiele bardziej spodobać — uśmiechnęła się do niego zachęcająco.
— Są bardzo brutalne?
— Okropnie — bez wahania zgodziła się z nim. — Macocha zmusza swoje rozpuszczone córki do obcięcia własnych pięt...
— Ale super! Tylko więcej mi nie zdradzaj! Chcę mieć niespodziankę. Do zobaczenia Soniu! — Przytulił ją na pożegnanie, a następnie pobiegł w podskokach do swojego pokoju.
Charłaczka schowała swoje rzeczy do torby. Nadal nie mogła się nadziwić jakie miała ogromne szczęście. W najśmielszych marzeniach nie myślała, że naprawdę uda się jej znaleść aż tak dobrze płatną pracę jak obiecywała Andromeda. W końcu większość czarodziejów mogła uważać, że jest za młoda na korepetytorkę.
Zdecydowanie nie doceniła otwartości Hogsmeade na młodych ludzi pełnych zapału. W niczym nie przypominała chłodu w obejściu norweskiej społeczności. Tutaj mało kogo obchodziło skąd pochodziłeś czy jakiej jesteś krwi. W miasteczku panowała zbyt duża różnorodność, aby czuć jakiekolwiek uprzedzenia. To poczucie względnego bezpieczeństwa sprawiło, że Sonia nawet nie starała się wymyślać wymówek dla których nie używała magii w prostych czynnościach, pomimo ukończonego niedawno siedemnastego roku życia.
Po wyjściu z domu Edana z przyjemnością przyglądała się spadającym na wydeptaną ścieżkę płatkom śniegu. Miło było go zobaczyć choć w ciągu kilku miesiący zdążyła się przyzwyczaić do ponurej jesieni Londynu. Nie było jakoś bardzo zimno, ale większość ludzi i tak chodziła już w zimowych szatach lub mugolskich kurtkach. Panna Shafiq była bardziej odporna na mrozy, ale pomimo to nie mogła się nacieszyć ciepłem swoich miękkich zimowych nauszników.
Korzystała z czasu swojej ograniczonej wolności jak tylko mogła. Po skończonych korepetycjach zawsze przechadzała się po różnych sklepach, aby obejrzeć różne czarodziejskie przedmioty lub słodycze. Kilka razy pytała Otisa czy nie chciałby pójść razem z nią, ale pani Umbridge ku jego irytacji uparcie trzymała go z daleka od miasteczka pełnego magii. Jednak tym razem dał swojej przyjaciółce trochę swoich pieniędzy, aby chociaż kupiła mu coś w Sklepie Zonka na pocieszenie.
Już z wejścia do uszu Soni doszedł głośny śmiech klientów sklepu. Najwidoczniej dzisiaj musiała wypadać data odwiedzin Hogsmeade w Hogwarcie, ponieważ w zdecydowanej większości byli to uczniowie. Najbardziej interesowali się magicznymi przedmiotami pomagającymi urwać się z lekcji. Sonia może i nie pochwalała przeznaczenia większości produktów Zonka, ale niechętnie doceniała pomysłowość ich wykonania. Trzeba było mieć prawdziwy talent, aby stworzyć coś podobnego bez większego wysiłku.
— Sofija? Nie spodziewałbym się ciebie tutaj, ale miło cię widzieć.
Zatrzymała się w pół kroku. Poznała ten naturalnie swobodny oraz pewny siebie ton głosu. To był Syriusz Black we własnej osobie. Dziewczyna mechanicznie się spięła, ale starała się zachować nerwy na wodzy. W końcu miała ostatnio naprawdę dużo okazji do opanowania przynajmniej podstaw rozmowy. Jednak to nie było to samo co pogawędka z jedenastoletnim Edanem. Przed oczami stanęła jej scena pierwszego spotkania z bratem Regulusa, którego ośmieszyła oraz przyczyniła się do wyrzucenia go z domu. Wystarczająco dużo powodów, aby się stresować. Pomimo to obróciła się do niego wymuszając na twarzy miły uśmiech.
— Witaj Syriuszu — wydukała po chwili ciszy. — To rzeczywiście niespodziewane spotkanie.
— A więc? Czego tutaj szukasz? Jak chcesz mogę ci pomóc — zaproponował.
— Naprawdę nie trzeba. Przyszłam tylko kupić coś przyjacielowi. Nie chcę ci się narzucać...
— Nie krępuj się, Remus jest tymczasowo w skrzydle szpitalnym. Natomiast James i Lily poszli na... — przerwał jakby nie mógł znaleść odpowiedniego słowa — na coś przypominającego randkę, więc zostałem na lodzie. To długa historia, nie będę cię zanudzał szczegółami. Poza tym prawdziwy dżentelmen powinien pomóc damie w opresji.
Na jego przystojnej twarzy pojawił się łobuzierski uśmiech. Zupełnie nie przypominał w tym wiecznie oficjalnego, ale równocześnie przedziwnie uczuciowego stylu bycia Regulusa. Nie zastanawiał się zbyt długo nad tym co ma w danej chwili powiedzieć, ale raczej wyrzucał z siebie ironiczne uwagi bez większego wysiłku.
— Nie jestem żadną damą w opresji, ale jak ci tak zależy... i tak nie mam nic lepszego do roboty...
— To wspaniale! Może nie uwierzysz, ale jestem stałym klientem — pochwalił się prowadząc Sonię po wystawach. — Mam reputację największego szkolnego żartownisia. Na drugim miejscu jest oczywiście Rogacz. To jakie produkty najbardziej lubi twój przyjaciel?
— Wydaje mi się, że ma słabość do tych, które mu szkodzą — przygryzłam wargę. — Nie miałam wcześniej okazji przeprosić cię za moje zachowanie w twoim domu. Naprawdę nie chciałam, aby to tak się skończyło.
— Przestań, powinienem ci wręcz dziękować. Bez moich rodziców w końcu czuję, że żyję — nagle ściszył głos. — Ale jak chcesz mi to jakoś wynagrodzić to mogłabyś mi pomóc w jednej sprawie.
— Nie możesz poprosić o to Jamesa? — zapytałam zaskoczona.
— Tylko nie jego — wzdygnął się. — Obkleliłby mój kufer różowymi serduszkami w akcie zemsty, gdyby się dowiedział. Chodzi o sprawy sercowe, a ty jesteś dziewczyną.
— Nie mogłeś zapytać o to gorszej osoby — pokręciłam głową.
— Wydajesz się całkiem mądra, a ja jestem naprawdę zdesperowany. Nakreślę ci sytuację. Podobałem się pewnej dziewczynie od pierwszego roku, ale nigdy nie zwracałem na nią zbytniej uwagi. Niedawno się to zmieniło. Moja paczka znajomych za nią nie przepada, więc to ukrywałem. Niestety od zeszłego roku jest na mnie obrażona bo naraziłem jej tak zwanego najlepszego przyjaciela na śmiertelne niebezpieczeństwo. Przy okazji ją też. Przez mój głupi żart oboje mogli zginąć. Teraz nie chce się do mnie odzywać twierdząc, że jestem bezuczuciowym dupkiem. Co mam zrobić, aby mi wybaczyła?
Rzeczywiście sprawa wydawała się poważna, ale nadal nie rozumiała dlaczego akurat ona ma rozwiązać jego problem. Sonia ledwo radziła sobie z własnym życiem, a co dopiero żeby móc udzielać rad innym. Jednak w jego oczach błyszczała prawdziwa desperacja. Dlatego pomimo wątpliwości postanowiła przedstawić mu najbardziej logiczne wyjście z tej nieprzyjemnej sytuacji.
— Sądzę, że powinieneś najpierw przeprosić jej przyjaciela. Nawet jeśli ci nie wybaczy przynajmniej ona przekona się, że żałujesz. Najlepiej jakby naprawdę tak było. — Wzdrygnął się niezadowolony na samą taką myśl.
— A może zamiast przepraszać gnojka, dam jej bukiet kwiatów i paczkę karmelowych pajęczyn i wszystko będzie jak dawniej?
— Wątpię, aby to był dobry pomysł. Pomimo pozorów kwiaty nie rozwiązują wszystkich problemów. A ona w ogóle je lubi? — zaczęłam powątpiewać.
— Nie, ale uwielbia pajęczyny — westchnął rozmarzony.
— I powiedz Huncwotom o swoich uczucuach. Ukrywanie związku w dłuższej perspektywie zawsze źle się kończy. Mogłabu dojść do wniosku, że się jej po prostu wstydzisz. Przynajmniej w literaturze, na rzeczywistości się nie znam.
— Wcale tak nie jest — natychmiast zapewnił Syriusz. — Po prostu boję się reakcji chłopaków...
Przez jego twarz niespodziewanie przebiegło niepasujące do niej przerażenie. Black szybko wepchnął jedno z pudełek w ręce Soni, aby potem szybkim sprintem wybiec ze sklepu. Dziewczyna przez dłuższą chwilę stała skamieniała z szoku, kompletnie nie wiedząc co ma o tym myśleć. Doszła do wniosku, że chyba niepotrzebnie przejmowała się tak bardzo rozmową z Syriuszem. Nawet nie zapytał o Regulusa albo chociaż skąd wie kim są Huncwoci. Zamiast tego podzielił się z nią historią, której nie zdradził nawet przyjaciołom. Niektórzy ludzie są naprawdę dziwni. I to jeszcze bardziej od niej.
Skończyło się na tym, że kwadrans później Sonia wyszła od Zonka z kilkoma opakowaniami kolorowych cukierków imitujących objawy smoczej ospy. Czego jeszcze czarodzieje nie wymyślą dla zdobycia kilku galeonów. Pomimo to Otisowi powinny się spodobać, a sama z chęcią sprawdziłaby sposób ich działania. Oczywiście nie na sobie, ale mogła trochę poeksperymentować. Nigdy nie wiadomo co może się w życiu przydać. W drodze do następnego miejsca znajdującego się na jej liście zadań, zastanawiała się już nad możliwymi kombinacjami składu słodyczy.
Dziewczyna skrzywiła się przekroczywszy próg herbaciarni Puddifoot. Dźwięk radosnego dzwonka okropnie ją przytłoczył. Różowe dekoracje oraz kolorowe kokardki przyprawiały ją natomiast o ból żołądka. Zupełnie jakby w lokalu panowały wieczne walentynki. Mało tego, wszędzie widziała całujące się pary. Po prostu nie znosiła przytłaczającej atmosfery tego miejsca. Nadal do końca nie wierzyła, że naprawdę zamierzała wcielić swój szalony plan w życie. Jednak wizyty młodych czarodziejów w Hogsmeade były naprawdę rzadkie. To mogła być jej jedyna szansa na powodzenie i nie zamierzała jej tak po prostu zmarnować.
Starała się iść bezszelestnie. Na szczęście sztukę nie zwracania na siebie uwagi zdążyła opanować już do perfekcji. Usiadła przy stoliku, a następnie zasłoniła sobie twarz gazetą udając zainteresowanie tekstem. Pomyślała nawet wcześniej o nietypowym dla niej zapleceniu włosów w warkocz, aby nikt od tyłu nie mógł ją poznać. Otis często powtarzał, że mogłaby być całkiem dobrym szpiegiem, gdyby nie dobrze rozwinięta moralność. No cóż, pewnie widząc co usiłował właśnie zrobić, przeżyłby prawdziwy szok.
— Przestań się tak uśmiechać Tam. Przyszedłem tu tylko dlatego, że miałem dość twojego narzekania — jęknął Regulus, który właśnie wszedł do herbaciarni z dziewczyną o kręconych włosach.
— To moje ulubione miejsce, a chłopak powinien spełniać zachcianki swojej dziewczyny. Prawda skarbie?
Serce Soni przyśpieszyło, gdy usłyszała za sobą dźwięk odsuwanych krzeseł. Powtarzała sobie, że Regulus nie miałby szans jej zauważyć. Zapewne nawet nie wiedział, że mógłby ją znaleść w Hogsmeade. Tym bardziej w takim miejscu. W końcu nie pisali do siebie listów od dłuższego czasu, a jakoś musiała pozyskiwać informacje.
Oczywiście nie była z siebie dumna. Zdawała sobie sprawę, że podsłuchiwanie innych nie jest zbyt wysoko na liście dobrych uczynków. Podobnie jak czytanie jego listów od Tamary Selwyn, gdy przebywała w jego domu. Niestety lepszego pomysłu nie miała, a robiła to wszystko dla dobra Regulusa. Chciała tylko pomóc. Na pewno kiedyś podziękuje jej za włożony w niego wysiłek. Charłaczka nadstawiła uszu, aby wyłapać jak najwięcej z rozmowy Ślizgonów.
— Tu jest obrzydliwie. Nie wytrzymam tu dłużej — warknął zniesmaczony.
— W zeszłym roku mówiłeś co innego. Ostatnio nic ci się nie podoba. To wina tej Sofiji Shafiq?
— Ile razy mam ci powtarzać, że cię z nią nie zdradzam! — Sonia modliła się gorączkowo, aby nie umrzeć ze wstydu.
— To dlaczego nie chcesz mnie ze sobą zabrać na jutrzejsze spotkanie u Slughorna?
— Bo sam nie mam ochoty tam iść. Niepotrzebne bzdury.
— Bo co? Będziesz się uczyć? — zdenerwowała się. — Opuściłeś się w nauce. Traktujesz mnie jak powietrze. Nie przychodzisz na treningi Qudditcha. Cały się rozpadasz, a ja nawet nie wiem co się z tobą dzieje! Nie tak powinien się zachowywać książę Slytherinu.
— Skoro tak ci to przeszkadza to droga wolna. Zerwij ze mną. Jak dla mnie możesz umawiać się nawet z moim bratem. Mam to wszystko gdzieś. Tylko daj mi wreszcie spokój.
— Nie rozśmieszaj mnie — przyciągnęła go do siebie, aby złożyć na jego ustach pocałunek. — Jesteśmy dla siebie stworzeni. Nigdy się ode mnie nie uwolnisz. Potrzebujesz mnie i dobrze to wiesz. Beze mnie byłbyś nikim. Zerem. Przegrywem. Czyżbyś zapomniał o naszej umowie?
— Doskonale pamiętam — w jego głosie można było wyczuć ból. — No dobrze, pójdę tam z tobą. Tylko nie narób mi wstydu. Znowu.
Wnioskując po dźwiękach, znowu zaczęła go całować. Z jakiegoś powodu Sonię to okropnie drażniło. Zapamiętała sobie, aby dopisać do listy swoich zadań wyciągnięcie Regulusa i przy okazji Tamary z niezdrowego związku. Najwyraźniej żadna ze stron nie żywiła do siebie żadnych ciepłych uczuć, ale pomimo to trwali w tej toksyczności. Kolejna zagadka do rozwikłania.
Na dodatek dowiedziała się, że Blackowi nadal się nie poprawiło. Coś nie dawało mu spokoju pomimo upływu czasu. Czuła ból słuchając jego bezdusznych komentarzy świadczących o zagubieniu we własnych myślach. Sam się powoli niszczył. Sonia naprawdę uważała, że jest w stanie przebić się przez ten mur niechęci i uprzedzeń zanim zrobi sobie poważną krzywdę. Wbrew zdrowemu rozsądkowi wierzyła niezachwianie w dobre serce Regulusa Blacka.
Po prostu potrzebowała dobrej okazji. Na przykład to spotkanie u Slughorna. Wyciągnęła z kieszeni karteczkę i zaczęła coś na niej szybko zapisywać. Może zdąży ją jakoś podrzucić chłopakowi zanim zdąży wyjść. No i jutro koniecznie musiała wziąść sobie dzień urlopu.