Zmartwychwstanie

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
G
Zmartwychwstanie
Summary
Są granice, których przekroczenie jest niebezpieczne; przekroczywszy je bowiem, wrócić już niepodobnaFiodor Dostojewski, Zbrodnia i karaRegulus to klejnot w rodzinie Blacków. Od dziecka wychowywany w przekonaniu, że jest człowiekiem niezwykłym. Natomiast mugole to jednostki zwykłe, których na tym świecie jest zdecydowanie zbyt wiele. Dlatego jego największym marzeniem zostało dołączenie do Czarnego Pana, aby zmienić ten stan rzeczy. Niestety jego idea musiała w końcu zderzyć się z rzeczywistością. Zabijając swoją pierwszą ofiarę poczuł jakby tak naprawdę zabił samego siebie. Czy to oznacza, że jest taką samą zdradziecką wszą jak Syriusz?Jakby miał dość problemów wplątuje się w dziwną relację z byłą kandydatką na narzeczoną jego brata. Sonia na pierwszy rzut oka wydająca się idealną czystokrwistą czarownicą, za wszelką cenę próbuje pomóc Regulusowi się zmienić. Jednak okazuje się, że ona również skrywa brudny sekret. Czy pomimo różnic między tą dwójką może się zrodzić prawdziwa więź dusz?
All Chapters Forward

Powrót Do Nienormalności

Tamara Selwyn miała wrodzony talent działania Regulusowi na nerwy w każdych okolicznościach. Jednak tym razem rozumiał mniej więcej, że rzeczywiście zasłużył sobie na takie podłe traktowanie z jej strony.  Pomimo to czułby się o wiele lepiej, gdyby w końcu łaskawie się zamknęła i dała mu spożyć posiłek w spokoju. Podróż do Hogwartu bywała naprawdę męcząca.

— Nadal nie wierzę, że mogłeś mi to zrobić i nie wspomnieć o tym nawet słowa! Nie odpowiedziałeś na żaden mój list! Bałam się, że coś ci się stało! — powtórzyła po raz tysięczny lekko trącając go w ramię. — A tymczasem czego się dowiaduję? Spacerujesz sobie po ulicach z jakąś obcą dziewczyną! Na dodatek przyszedłeś z nią na peron. Co miałam sobie pomyśleć?

— Wiem, źle zrobiłem. Nie chciałem ci tego przekazywać przez list — odpowiedział znudzony tą rozmową. — Nie musisz się martwić. To tylko chwilowe rozwiązanie. Jak wymyślimy coś z matką to zerwę umowę z Shafiqami. Sofija jest dość ugodowa. Nie obrazi się.

Uspokojona dziewczyna uścisnęła go za rękę w obecności wszystkich uczniów zebranych w Wielkiej Sali. Kilku Ślizgonów przyglądało im się z rozmarzeniem w oczach, zapewne chcąc być na jego miejscu. Bardziej ludzka strona Regulusa chciała wyznać Tamarze, że cały ich związek okrutnie bawił się jej uczuciami. Dać jej szansę na znalezienie prawdziwej odwzajemnionej miłości. Natomiast ta bardziej samolubna, zostawić ją w błogiej nieświadomości do czasu zakończenia szkoły. Wtedy nie byłaby mu już potrzebna. Tak, Regulus Black w istocie był prawdziwym okrutnikiem.

Choć trzeba przyznać, że nie zabrał Sofiji Shafiq na peron dziewięć i trzy czwarte po to, aby zdenerwować swoją dziewczynę. Chciał tylko pokazać jej pociąg na którego wspomnienie w oczach Sonii pojawiały się iskierki eksytacji. Regulus z niewiadomego powodu od niedawna upodobał sobie wywoływanie uśmiechu na jej twarzy. Sama myśl, że zobaczy ją dopiero w grudniu, doprowadzała go do dziwnej melancholii. Starał się, więc usilnie stłumić to uczucie. Podobnie jak wszystkie inne, żywo się w nim obecnie kotłujące.

— Jak wiemy przyszło nam żyć w trudnych czasach. Wojna wydaje się nieunikniona — Regulus w końcu mógł się skupić na słowach Dumbledore'a. — Lord Voldemort coraz aktywniej zaczyna manifestować swoją nienawiść do mugoli. Może nawet spróbować przeciągnąć na swoją stronę wasze młodociane i jeszcze nie do końca ukształtowane umysły. Pamiętajcie, aby zawsze wybierać to co uważacie za słuszne.

Wszystkie domy oprócz Slytherinu wydawały się oburzone samym podejrzeniem dyrektora, że wśród nich mogli się znajdować śmierciożercy. Rzeczywiście nie do pomyślenia. Regulus nerwowo, ale równocześnie ostrożnie zerknął na swoje ramię dokładnie zakryte przez rękaw szaty. Usłyszane słowa brzęczały mu w uszach dość ironicznie. Nikt nie mógł odkryć jego mrocznej tajemnicy, która niezmiennie każdej nocy wystawiała go na nieznośne tortury. Już do tego dopilnuje.

Po uczcie wszyscy zaczęli rozchodzić się do swoich dormitoriów. Regulus też miał ochotę odpocząć, ale musiał najpierw spełnić swój przykry obowiązek prefekta i razem z Lucindą zająć się pierwszorocznymi. Nie znosił zajmowania się dzieciakami, które nawet nie miały na tyle rozumu, aby pzed pojawieniem się w zamku zapoznać się z grubą księgą Historii Hogwartu. To zdecydowanie ułatwiłoby wszystkim życie.

— Dobra krasnoludki, proszę do mnie! — Lucinda zaklaskała, aby zwrócić na siebie ich uwagę. — Wyruszamy na wycieczkę do waszego nowego domu! Lodowatych i mokrych lochów, które wszyscy bardzo lubimy!

Rozemocjonowani jedenastolatkowie bez wahania ruszyli za nią wężykiem, a Regulus zamykał pochód.
Słyszał liczne pytania na temat Hogwartu na które odpowiedz chętnie udzielała swoim piskliwym głosikiem. Dziewczynki wydawały się zafascynowane jej speyficzną, zdecydowanie zbyt krótką szatą w skomplikowane wzory geometryczne oraz krzykliwym makijażem zakrywającym jej dawne kompleksy. W tej sytuacji nawet James Potter nie byłby w stanie zniszczyć jej pewności siebie.

— Na mnie już czas. Rozgoście się w swoich dormitoriach wężyki! — pożegnała się entuzjastycznie z nowymi Ślizgonami, a następnie rzuciła się na kanapę obok samotnego Severusa zapisującego coś na marginesach swojego podręcznika od eliksirów.

Regulus pomimo lekkiej zazdrości cieszył się, że Lucinda odwaliła za niego czarną robotę. Ze swoim złym humorem oraz zmiennymi nastrojami zapewne tylko wystraszyłby pierwszoroczniaków. Nie zmieniało to faktu, że ostatnio jako prefekt czuł się coraz bardziej bezużyteczny. Pocieszał się myślą bliskiego powrotu na boisko do Qudditcha. Pragnął znowu poczuć wolność unoszenia się w powietrzu na miotle.

W dormitorium czekali już na niego reszta jego współlokatorów.  Najlepszy przyjaciel Blacka, Damon Meliflua jeszcze nie spał. Najwyraźniej cały czas na niego czekał. Popijał Ognistą Whisky jakby nigdy nic. Relgulus chciał z nim porozmawiać już w pociągu, ale Tamara mu na to nie pozwoliła.

— Witaj Reg! Tam wypuściła cię już ze swoich szponów? To niesamowite, że przeżyłeś to doświadczenie. Twierdziła, że cię zamorduje. Powiedz chociaż, że tamta ślicznotka była tego warta? Nie widziałem jej wcześniej w Hogwarcie.

Nie za bardzo przywiązywał wagę do słów pijanego blondyna. Rzadko zdarzały się chwile w których był zakotwiczony w rzeczywistości. Regulus zawsze dziwił się jakim sposobem żaden nauczyciel jeszcze nie przyłapał go na gorącym uczynku.

— Uczyła się w Durmstrangu, niedawno przeprowadziła się do Londynu. Według mojej matki młoda geniuszka i idealna była partia dla Syriusza. Mieliśmy przez nich mały zgrzyt rodzinny — przewrócił oczami na wspomnienie tamtej katastrofy. — Uwierz mi, nie jest w twoim typie.

— Poczekaj — na jego gładkim czole niespodziewanie pojawiła się zmarszczka wskazująca na duży wysiłek umysłowy. — Twój brat został w końcu wydziedziczony? Już rozumiem dlaczego James Potter zabijał cię dzisiaj wzrokiem. Twój awans społeczny to wspaniała okazja do zorganizowania imprezy!

Black nie podzielał jego ekscytacji taką perspektywą. Nie miał ochoty stać się nowym celem nieśmiesznych żartów przywódcy Huncwotów. Choć powinien się tego spodziewać. W końcu był najlepszym przyjacielem Syriusza i przyjął go pod swój dach pełen zdrajców krwi. Tak łatwo mu nie odpuści, a Regulus nie zamierzał korzyć się przed bratem. Nawet jeżeli od początku miał rację co do śmierciożerców. Duma mu na to po prostu nie pozwalała.

— Zawsze myślałem, że ożenisz się ze swoją ulubioną kuzyneczką Bellatrix. W twojej rodzinie uszłoby to za całkiem normalne. A ja odziedziczyłbym po tobie Tam. Spełnienie marzeń — zażartował Damon.

— Proszę bardzo, możesz ją sobie wziąść — prychnął zabierając się za rozpakowywanie kufra.

— Gardzisz nią bardziej niż mugolami, a to już prawdziwy wyczyn. Całowała się tylko z twoim bratem. To nie taka znowu zbrodnia. Powiesz mi kiedyś co pomiędzy wami zaszło?

Na pewno nie zamierzał tego zrobić w dormitorium o tak późnej porze, gdy Damon ledwo kontaktował. Poza tym taki lekkoduch jak on nigdy by tego nie zrozumiał. Nigdy nie musiał walczyć o pozycję w grupie. Żałował, że w gniewie uchylił rąbka swojej tajemnicy Syriuszowi. Rzeczywiście wybrał Tamarę, aby później nie cierpieć. Uznawał to również za prywatne zwycięstwo. Dziewczyna, która całe życie obgadywała go za jego plecami i nazywała mięczakiem nie dorównującym Syriuszowi nawet do pięt, została jego dziewczyną. To była zbyt kusząca wizja, aby z niej wtedy nie skorzystać.

Z tą gorzko-słodką myślą starał się zasnąć. Miał nadzieję, że dobrze znajome łóżko zapewni mu noc bez koszmarów. Chociaż ten jeden raz dla odmiany. Oczywiście to byłoby zbyt piękne, aby mogło się wydarzyć naprawdę. Nigdy nie będzie w stanie uciec z tamtej mugolskiej uliczki choćby nie wiadomo jak bardzo by się starał. Nawet surowe zasady Slytherinu nie mogły mu tego zapewnić.

Następnego dnia Regulus nie mógł skupić się na zajęciach pomimo szczerych chęci. To kompletnie nie było w stylu Ślizgona, który zawsze żywo angażował się na zajęciach. Nie czerpał już z nich żadnej radości, a tak bardzo liczył odnaleść w nauce ucieczkę od problemów. Ostrzeżenia profesorów na temat czekających ich w przyszłym roku Owutemów, wydawały mu się dziwnie płytkie oraz nieważne. Ku własnemu przerażeniu po raz pierwszy w życiu nie udało mu się uwarzyć idealnego eliksiru. Śmierdził okropnie zgniłymi jajami, a jego kolor przypominał odcieniem skórę wiekowego skrzata domowego. Sam się skrzywił nie mogąc wytrzymać tego smrodu. Zmartwiony Slughorn zapytał się go nawet czy na pewno dobrze się czuje i zaproponował mu wizytę u pani Pomfrey. Grzecznie odmówił ledwo powstrzymując się przed wybiegnięciem z sali ze wstydu.

Podobny pech dopadł go na transmutacji, gdy zmienił kolor bwi Damona na krwistoczerwony zamiast ciemny brąz. Chłopak wydawał się tym rozbawiony, ale policzki Regulusa przybrały czerwony odcień nawet bez pomocy magii. Na dodatek stopa utknęła mu w znikającym stopniu przez co nie zdążył zjawić się na numerologi. Regulusowi wydawało się, że nic gorszego już nie może go dzisiaj spotkać.

— Nie przesadzaj Reg. Każdemu zdarza się gorszy dzień — starał się go pocieszyć Damon. — Trening Qudditcha powinien cię trochę rozruszać.

— Trening pierwszego dnia roku szkolnego? — zmarszył brwi zaskoczony taką decyzją. — Dlaczego nikt mnie wcześniej nie raczył o tym poinformować?

— Tak już bywa jak ktoś nie czyta od nikogo listów przez dwa miesiące. Bulstrode koniecznie chce wygrać w tym sezonie, a Gryfoni zarezerwowi boisko na wszystkie weekendy. To pewnie Potter się mści za swoją zeszłoroczną porażkę. Trzeba mu przyznać, że ma chłop całkiem niezłe znajomości. Według Bulstrode'a każdy trening będzie cenny na wagę złota.

Kapitan drużyny Slytherinu najwyraźniej zdawał sobie sprawę, że w tym roku tylko cud mógł utrzymać ich na szczycie tabeli. Pomimo najnowszego sprzętu, zawodnicy byli dość słabi. Nie było co się dziwić. Większość z nich się do niej po prostu wkupiła. Sam Regulus tylko raz wygrał z Jamesem, ale mało kto był w stanie pokonać Gryfona mającego naturalny talent do latania na miotle. Syriusz kiedyś mu opowiadał, że jego przyjaciel oswoił swoją miotłę niczym prawdziwy zawodowiec już na pierwszej lekcji. W zeszłym roku Regulusowi udałosię złapać znicza szybciej tylko dlatego, że zapatrzył się na Lily Evans, która ku jego irytacji wybuczała go z trybun.

Regulus z przyjemnością zrzucił z siebie szatę roboczą, aby zastąpić ją strojem do Qudditcha w zielonych barwach. Przez cały czas uważał, aby inni zawodnicy w szatni nie zauważyli przypadkiem jego tatuażu. Nikt nie zwracał na niego uwagi, wszyscy byli zajęci rozmowami o wakacjach, ale strach pomimo to buzował w nim przez cały ten czas. Jeden mały błąd dużo by go kosztował.

— Wypuścić złotego znicza!

Z lekkim opóźnieniem odbił się od ziemi i zaczął krążyć nad boiskiem, gdy reszta podawała sobie kafla. Ślizgoni jak zawsze grali brutalnie próbując nadrobić w ten sposób brak talentu. Black mógłby się założyć, że Damon machał nieustannie swoją pałką we wszystkie strony jakby grał na oślep. Tymczasem Bogden zamiast w bramkę, rzucał kaflem w resztę ścigających. Treningi drużyny Slytherinu wydawały się czasami zupełnie bezsensowne. Trudno byłoby zejść na gorszy poziom.

Nagle dostrzegł trzepotanie złotych skrzydełek. Natychmiast przyśpieszył i wyciągnął przed siebie dłoń, aby zacisnąć ją na zniczu. Powstrzymał go przeszywający ból ramienia. Voldemort nie był kimś kto łatwo dawał o sobie zapomnieć. W końcu nie bez powodu wyrył swój znak na skórze Regulusa. Dowód wierności aż do śmierci. Ledwo udało mu się w tym stanie wylądować. Chwycił się za obolałe miejsce licząc chociaż na chwilę ulgi.

— Regulusie? Co się stało?

Domyślał się co mogło to spowodować. Czarny Pan wzywał do siebie wszystkich śmierciożerców. Wcześniej Bellatrix mu o tym wspominała, ale był zbyt przejęty czekającymi go zaszczytami, aby pojął sens jej słów. Każdy dobrze wiedział, że nie mógł przyjść na spotkanie będąc w Hogwarcie co było wystarczającym powodem. Jednak nie zwalniało go to z tortur niewykonywania rozkazów. W pewien sposób była to dość skuteczna metoda na kontrolowanie jego poczynań. Zapewnieniu, że nigdy nie znajdzie nawet chwili wolnej od strachu o własne życie.

— Dokąd ty idziesz? — zdziwił się Bulstrode. — Nie możesz od tak sobie wychodzić z treningu Black! Nie wiem co się z tobą dzieje, ale masz wracać na miotłę i wziąść się w garść! Nie możemy przegrać!

Regulus nawet się nie obejrzał. Czuł, że słuchanie kapitana nie miało najmniejszego sensu podobnie jak wcześniejsze tyrady nauczycieli. Wszystko go drażniło, a tak zwani przyjaciele doprowadzali do szewskiej pasji. Widział ich zepsucie, które kiedyś uważał za całkiem normalne zachowanie. Równocześnie sam uważał się za kogoś niegodnego tak prostej czynności jak miłe spędzanie wolnego czasu z kolegami ze szkoły.
Nie cierpiał tego, że nie potrafił zachowywać się tak jakby nic się nie stało.

Marzył o tym, aby wszystko było łatwe jak dawniej. Znowu być Regulusem Blackiem, księciem Slytherinu, którego jedynym życiowym zmartwieniem było zdanie egzaminów z dobrym wynikiem. Tylko, że teraz zaczął zmieniać się w kogoś zupełnie innego i mu się to wcale nie podobało. Chciałby móc winić za to zgubny wpływ  zwyczajów Soni, ale to byłoby kolejne niepotrzebne kłamstwo. Sam pchnął się w objęcia śmierciożerców, aby na końcu przekonać się, że tak naprawdę w głębi serca nie potrafi być tacy jak oni. Sprzeczność nie do pogodzenia. Może Tiara Przydziału się nie myliła i miał w sobie coś z Gryfona. Głupią zdolność pakowania się w kłopoty.

Forward
Sign in to leave a review.