Zmartwychwstanie

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
G
Zmartwychwstanie
Summary
Są granice, których przekroczenie jest niebezpieczne; przekroczywszy je bowiem, wrócić już niepodobnaFiodor Dostojewski, Zbrodnia i karaRegulus to klejnot w rodzinie Blacków. Od dziecka wychowywany w przekonaniu, że jest człowiekiem niezwykłym. Natomiast mugole to jednostki zwykłe, których na tym świecie jest zdecydowanie zbyt wiele. Dlatego jego największym marzeniem zostało dołączenie do Czarnego Pana, aby zmienić ten stan rzeczy. Niestety jego idea musiała w końcu zderzyć się z rzeczywistością. Zabijając swoją pierwszą ofiarę poczuł jakby tak naprawdę zabił samego siebie. Czy to oznacza, że jest taką samą zdradziecką wszą jak Syriusz?Jakby miał dość problemów wplątuje się w dziwną relację z byłą kandydatką na narzeczoną jego brata. Sonia na pierwszy rzut oka wydająca się idealną czystokrwistą czarownicą, za wszelką cenę próbuje pomóc Regulusowi się zmienić. Jednak okazuje się, że ona również skrywa brudny sekret. Czy pomimo różnic między tą dwójką może się zrodzić prawdziwa więź dusz?
All Chapters Forward

Quo Vadis?

Sofija Shafiq z uporem wbijała wzrok w stojące przed nią lustro. Według rad Regulusa, które niespodziewanie głęboko wzięła sobie do serca, próbowała przezwyciężyć swoje słabości. Postanowiła zacząć od małych kroków. Zanim zmierzy się z żywymi ludźmi, musiała najpierw wygrać walkę z samą sobą. Powtarzała sobie, że nie ma w tym nic trudnego. Pomimo to ponosiła na razie tylko sromotne porażki. Nie potrafiła przestać się bać chociaż naprawdę tego pragnęła z całych sił.

Powody dla których nie chciała powiedzieć Blackowi o przyczynie swojego dziwnego zachowania były dość złożone. Długie oraz dość skomplikowane, aby wyjaśnić je prostymi słowami. Jednak to właśnie każdy wrzesień najbardziej odciskał piętno na życiu Soni. Nie tylko ten w którym nie poszła uczyć się magii w Durmstrangu razem z resztą swoich rówieśników. Tamten w porównaniu z innymi był całkiem znośny jakby się nad tym głębiej zastanowić. Po prostu nie dostała głupiego listu, ale miała jeszcze jakieś poczucie własnej wartości. Potem było coraz trudniej.

Może dlatego pierwszy rok jej życia, który na szczęście zaczął się dopiero w listopadzie, był podobno pozbawiony wszelkich trosk. Zupełnie dwie różne osoby. Dużo się śmiała, a buzia nigdy nie zamykała. Dziadek z tego powodu nazywał ją promyczkiem słońca w mroźnej rzeczywistości Oslo. Nic w tym dziwnego, była długo wyczekiwanym dzieckiem i jedyną dziedziczką starego czarodziejskiego rodu. Klejnotem w koronie rodziny Shafiq. Miała być idealna w każdym calu. Niestety dość szybko zawiodła wszystkie pokładane w niej nadzieje.

Pierwszy wrzesień przyniósł Ingrid i Richardowi myśl, że z ich córką zdecydowanie coś jest nie tak. Nie rozwijała się tak szybko jak inne dzieci. Rosła wolniej oraz płakała głośniej niż powinna. Poza tym łapała dziecięce choroby, których zwykle czarodziejów omijały. Zaczęli nałogowo zaczytywać się w księgach o prawidłowym rozwoju młodych czarodziejów. Bez większego zastanowienia, zaczęli wprowadzać te zasady w życie. Nie mogli pozwolić, aby ich córka nie była najlepszą możliwą wersją siebie. Wszelkie wady były dla słabeuszy.

Jednak prawdziwe piekło zaczęło się, gdy skończyła cztery lata, a nie wykazała jeszcze żadnych czarodziejskich umiejętności. Całe miasto huczało od plotek. W Norwegii bycie charłakiem równało się ze stratą wszelkiego szacunku w czarodziejskim społeczeństwie. Sonia dziwiła się dlaczego pappa przestał opowiadać jej bajki na dobranoc. O ile wiedziała nie zrobiła niczego złego, aby na to zasłużyć. Co prawda opowieści o rodach czystej krwi przyprawiały ją o ciarki strachu, ale lubiła spędzać z nim czas. Czuć, że jest kochana. Dlatego w nocy stała pod drzwiami jego sypialni mając nadzieję, że w końcu się nad nią zlituje. Zamiast tego otrzymała całą listę nakazów i zakazów mających ją naprawić.

Pierwsza miotła. Siedmioletnią już dziewczynkę ogarnęła trema na samą myśl, że od tego czy poleci czy nie, zależy dobre samopoczucie rodziców. Była na tyle inteligentna, aby zdawać sobie sprawę, że to miał być sprawdzian opracowany na podstawie tych okropnych ksiąg. Drżała lekko ściskając rączkę. Nie chciała tego robić, bała się wysokości. Jednak pod wpływem krzyków oraz słyszanych bez ustanku gróźb, nie miała większego wyboru. Oczywiście zaliczyła spektakularny upadek. Więcej niż jeden raz. Pomimo to Richard pozwolił jej przestać dopiero, gdy przy kolejnej nieudanej próbie złamała sobie kość. Oczywiście nikt nie wysłał jej do szpitala. Zamiast tego Sonia popijała mikstury, które w smaku przypominały wymiociny. Modliła się cicho o to, aby już nigdy nie wsiąść na miotłę.

Shafiqowie zrobili wszystko, aby zachować twarz. Rok przed tym zanim Durmstrang zdążyłby odrzucić kandytaturę ich córki, zobowiązali się do nauczania domowego. Wystarczyło tylko podpisać kilka dokumentów oraz mieć odpowiednie znajomości. Tak się składało, że posiadanie w rodzinie ministra magii w tym pomagało. Poszli nawet kupić w imieniu Sofiji jej pierwszą i jedyną różdżkę. W jej dłoniach był to jednak najzwyczajniejszy patyk. Nikomu o tym nie mówiła, ale często pod osłoną nocy próbowała wykrzesać z siebie magiczną iskrę. Bezskutecznie. Nie widzieli innego wyjścia jak wysłać ją do Wmigurok. Szkoły rehabilitacyjnej dla charłaków w Londynie.

We wrześniu została tam zamknięta niczym w więzieniu. Program zdecydowanie w niczym nie pomagał. Wielu czarodziejów stwierdziłoby, że zmarnowała tam dwa lata swojego życia. Nie było to do końca prawda. Zdobyła tam pierwszego prawdziwego przyjaciela oraz ukształtowała charakter. Sonia po raz pierwszy znalazła się w towarzystwie dzieci, które były takie jak ona. Dzięki temu zaczęła powoli akceptować swoją inność. Rozumieć, że bez magii też da się żyć. W tym celu przy drobnej pomocy Otisa oraz stosów książek uczyła się zwyczajów mugoli i starała się je naśladować. Nawet surowe kary od nauczycieli nie mogły powstrzymać jej przed zdobywaniem wiedzy na własnych warunkach. Chciała zmienić świat w którym żyła. Pokazać wszystkim, że mugole też mogliby zaoferować coś czarodziejskiemu światu.

W końcu wróciła do domu, ale pappa stracił już nadzieję na naprawienie córki. Pomimo głośnych protestów Ingrid Shafiq, spakował się z zamiarem odejścia na zawsze. O wiele łatwiej było obwinić matkę charłaczki o zdradę z mugolem niż zmierzeniem się z prawdą. To właśnie był jeden z tych wrześni, które Sonia najgorzej wspominała. Pamiętała jak przez mgłę, że w akcie desperacji próbowała go zatrzymać. Błagała na klęczkach, aby dał jej jeszcze jedną szansę. Będzie starać się bardziej. Oczywiście nic to nie dało. Na odchodne stwierdził, że Sonia nie jest jego córką. Wyparł się jej z taką samą łatwością jak niechcianej lalki. Miłość tak łatwo zmieniła się w obrzydzenie. To było pierwsze z tych kilku spojrzeń, które coś w niej nieodwracalnie złamało.

Ingrid kompletnie się załamała po stracie męża. Można by rzec, że straciła zdrowe zmysły. Nawet skrzaty domowe nie były w stanie się do niej zbliżyć, gdy rzucała niewybaczalnymi klątwami we wszystkie strony. Sonia wykorzystała pierwszą lepszą okazję, aby odebrać jej różdżkę. Tak było dużo łatwiej się nią zajmować. Dla mammy starała się być silna i zdusić własny ból do minimum. Pomimo wszystko z nią została. Jej postawa stanowiła dla niej iskierkę nadziei na przezwyciężenie uprzedzeń czarodziejów czystej krwi.

W pewnym stopniu zyskała dzięki temu więcej swobody. Kiedy mamma leżała w łóżku mogła robić co tylko zapragnęła. Nawet pójść na mszę do mugolskiego kościoła. Zbliżanie się do tego przeznaczondgo tylko dla czarodziei byłoby zdecydowanie zbyt ryzykowne. A bardzo lubiła panującą tam ciszę oraz skupienie. Zapewnienie bezwarunkowej miłości. Dla niej całkowita wiara w coś co nie można było zobaczyć, było prawdziwą magią, której chciała być częścią. Tym razem wybór należał wyłącznie do niej.

Niestety robiła też inne rzeczy na których niezbyt dobrze wyszła. W tamtym czasie uważała je za wspaniałe pomysły. Na przykład, gdy zyskała trochę pewności siebie, zaczęła pożyczać sobie domową sowę bez pytania nikogo o zgodę. Wizja zaciśniania kontaktów z żywymi ludźmi wydawała się wtedy tak pociągająca. Niewele myśląc Sonia zabrała się za pisanie listów do sąsiadów w swoim wieku. Otis ostrzegał ją, że w ten sposób skazuje się na szybką oraz powolną śmierć. Jednak była niepoprawną idealistką i wierzyła w ludzi. To był jej pierwszy i najpoważniejszy błąd.

Z emocjami wypisanymi na twarzy otworzyła pierwszą odpowiedź od Bogdena Meliflua dokładnie dwudziestego pierwszego września. O ile wiedziała był najstarszym synem bliskiego przyjaciela jej taty z czasów szkolnych. Dlatego nie od razu napisała, że jest charłaczką. Wolała zamaskować to swoim nauczaniem domowym, aby wybadać grunt. W liście nie znalazała niczego podejrzanego. Chłopak najwyraźniej był tylko zaskoczony, że nigdy wcześniej nie mieli okazji się poznać. Załączył też bogaty opis Durmstrangu. Bez chwili zawahania odpisała, że chętnie spotka się z nim w czasie przerwy świątecznej. Pomimo, że chciał przyprowadzić ze sobą swoich przyjaciół. W końcu im więcej tym weselej. Prawda? Dopiero w ostatnim liście zdradziła, że nie jest czarownicą. Serce podskoczyło jej z radości, gdy nie zmienili swoich planów. Głupia naiwna piętnastolatka.

Obecnie patrząc w lustro, Sofija widziała w swoich oczach wyraźne odbicie tamtego mroźnego dnia. Wspomnienie bolało o wiele bardziej niż Crucio. Powód dla którego musiała przeprowadzić się z mamą do Londynu. Chętnie cofnęłaby się w czasie, żeby zmienić przeszłość. Powstrzymać dawną siebie przed wywołaniem katastrofy. Zamiast tego w nim zatonęła. Najgorsza z możliwych tortur, które fundowała sobie prawie każdego dnia.

Oczywiście spotkanie na kompletnym bezludziu wywołało w Sofiji Shafiq drobny niepokój. Jednak uspokajała się myślą, że po prostu chcieli mieć więcej prywatności. Zapewne tak normalni nastolatkowie zawiązywali więzi. Po prostu przyszła na umówioną godzinę. Czekała w ciszy dopóki nie usłyszała jednego słowa zza swoich pleców.

- Imperio.

Zanim zareagowała było już za późno. Każda myśl wyleciała jej z głowy, pozostała tylko pustka. Straciła kontrolę nad własnymi kończynami, ale wszystko odczuwała bardzo wyraźnie. W obliczu różdżek przeciwników była całkowicie bezradna. Zdana na łaskę Bogdena, który najwyraźniej świetnie się bawił jej kosztem. Słyszała śmiechy, gdy zmusił ją do rozebrania się do samej bielizny. Przynajmniej tyle dobrego, że czarodzieje czystej krwi nigdy nie wybierali niczego wyzywającego. Nie zmieniało to faktu, że było jej po prostu lodowato, a padający śnieg nie poprawiał jej stanu. Jeden odważniejszy czarodziej mocno ją kopnął, przez co upadła na ziemię.

Nie mogła się osłonić, gdy zaczęli obrzucać ją czymś co przypominało błoto. Słyszała ich śmiechy, gdy nawzajem żartowali sobie z jej nieporadności. Twierdzili, że teraz jest wystarczająco brudna jak krew w żyłach mugoli. Jeden chłopak zastanawiał się czy nie powinni całkowicie pozbawić jej resztek godności. Bogden szybko go zbył. Nigdy nie splamiliby się dotknięciem charłaczki. Jeszcze by się zarazili. Jego spojrzenie bez żadnych oznak ludzkich odruchów, śniło jej się po nocach. Wydał ostatni rozkaz, a potem odszedł.

Dziewczyna nie kontrolując własnego ciała, zaczęła powoli zbliżać się do rzeki którą na odchodne rozmrozili. Myśli włączyły się gwałtownie w głowie Soni. Umiała pływać, ale nie mogło jej to w żaden sposób pomóc. Woda otaczała ją ze wszystkich stron. Rozpaczliwie próbowała zwalczyć zaklęcie siłą woli. Znała je punktu teorytecznego perfekcyjnie. Praktyka natomiast ją przerastała. Zaczęła się dławić wodą. Jedyne co mogła, to modlić się o szybką śmierć.

Nie. W końcu jednej myśli udało się przebić przez bańkę nieświadomości. Nie mogła tutaj umrzeć. Mamma by sobie bez niej nie poradziła. Odzyskała władzę nad ruchami, dziękując Bogu, że Bogden zostawił jej ubrania nietknięte na śniegu. Śnieżka, która dopiero straciła skrzacią matkę zostałaby na łasce humorów Ingrid. Udało się jej jakoś dostać z powrotem na brzeg. Dyszała ciężko łapiąc powietrze. Wyglądała jak tysiąc nieszczęść. Cała była oblepiona błotem i brudem z rzeki. Nie zastanawiało się długo. Włożyła na mokre ciało swetr, spodnie oraz zimową kurtkę. Leżała tak z kilka godzin napawając się magicznym ciepłem napływających do jej nerwów i osuszającym bieliznę. Nie śpieszyła się do domu, spodziewając się co tam zastanie.

Całe miasto się z niej śmiało, gdy przechodziła koło domów, wyglądając jak błotny potwór. Nie tylko czarodzieje świadomi już kim jest dzięki gadulstwu Bogdena, ale nawet nic nieświadomi mugole rzucali jej spojrzenia pełne pogardy. To wszystko przyklejało się do niej trwalej niż ten cały brud, który przez tyle następnych dni próbowała z siebie zmyć. Nie mogąc znieść tego ciężaru, patrzyła w ziemię próbując uciec od okrutnych ocen ludzi oraz rąk popychających ją we wszystkie strony. W nocy nie mogła zasnąć dręczona przez niekontrolowane chichoty wydobywających się z ich gardeł. W Oslo, a nawet całej uprzedzonej do charłaków Norwegii, była nieodwracalnie skończona. Uczniowie Durmstrangu już o to zadbali.

W końcu Sofija Shafiq odeszła od lustra mając już dość wspomnień na dziś. Wytrzymała pięćdziesiąt osiem sekund. Prawie minuta. Wystarczyło tylko wytrwale ćwiczyć, a może kiedyś osiągnie swój cel. Zrozumiała co powinna wtedy odpowiedzieć Regulusowi. Tamta grupka czarodziejów przypomniała jej o Bogdenie i jego przyjaciołach. Paraliżowali ją samą swoją obecnością. Serce zawsze pamięta zarówno dobre jak i złe chwile życia.

Znajomość z Blackiem wydawała się Soni śmiertelnie niebezpieczna, a obiecała sobie od tamtego dnia unikać wszelkich kłopotów. Tak samo uważał Otis, który chciał ją ustrzec przed kolejnym upokorzeniem. Uważał ją za słabeuszkę niezdolną do samodzielnej obrony. Trudno było mu się dziwić. Regulus mógł ją złamać tak samo jak kiedyś zrobił to Bogden. Jednak była zdolna ponieść to ryzyko.

Nie ufała Regulusowi Blackowi w najmniejszym stopniu. Tylko prawdziwi głupcy wierzyliby w każde słowo padające z ust Ślizgona. Miał swój własny interes. Inaczej nawet by się do niej nie odezwał. Chciał ją w pokrętny sposób wykorzystać. Nie wziął pod uwagę jednego. Sofija Shafiq miała zamiar przy tym uczynić go swoim zwycięstwem.

Ciągle wierzyła w głębi duszy, że jest w stanie pokonać ideę czystej krwi. Wystarczyło tylko inaczej się do tego zabrać. Charłaczka nie miała szans przemówić mu do rozsądku. Jednak zdrajczyni krwi uchylająca lekko drzwi na prawdziwe życie mugoli mogłaby tego dokonać. Potrzebowała tylko czasu oraz cierpliwości. Widziała w Regulusie duży potencjał na zmianę. Pomimo wszystko miał serce pod tą skorupą okropności. A zmiany w postrzeganiu świata są jak domino. Popchnij jeden klocek, a po jakimś czasie upadną wszystkie. Uśmiechnęła się na tą myśl. On wróci do Hogwartu, a ona będzie przez ten cały czas ćwiczyć. Każdy potrzebował jakiejś motywacji w brnięciu do przodu.

Forward
Sign in to leave a review.