Zmartwychwstanie

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
G
Zmartwychwstanie
Summary
Są granice, których przekroczenie jest niebezpieczne; przekroczywszy je bowiem, wrócić już niepodobnaFiodor Dostojewski, Zbrodnia i karaRegulus to klejnot w rodzinie Blacków. Od dziecka wychowywany w przekonaniu, że jest człowiekiem niezwykłym. Natomiast mugole to jednostki zwykłe, których na tym świecie jest zdecydowanie zbyt wiele. Dlatego jego największym marzeniem zostało dołączenie do Czarnego Pana, aby zmienić ten stan rzeczy. Niestety jego idea musiała w końcu zderzyć się z rzeczywistością. Zabijając swoją pierwszą ofiarę poczuł jakby tak naprawdę zabił samego siebie. Czy to oznacza, że jest taką samą zdradziecką wszą jak Syriusz?Jakby miał dość problemów wplątuje się w dziwną relację z byłą kandydatką na narzeczoną jego brata. Sonia na pierwszy rzut oka wydająca się idealną czystokrwistą czarownicą, za wszelką cenę próbuje pomóc Regulusowi się zmienić. Jednak okazuje się, że ona również skrywa brudny sekret. Czy pomimo różnic między tą dwójką może się zrodzić prawdziwa więź dusz?
All Chapters Forward

Spadająca Gwiazda

Sonia nie czuła się zbyt komfortowo na Ulicy Pokątnej w otoczeniu tak wielu czarodziejów. Największy ruch panował zawsze pod koniec sierpnia, ale niektórzy woleli zabrać się za szkolne zakupy już w lipcu.  Automatycznie kuliła się w sobie, gdy mijała kogoś po drodze. Wydawało jej się, że wszyscy się na nią nieprzychylnie patrzą. Charłak. Czy mogą siłą ją stąd wyrzucić? Jej biedne nerwy mogły temu nie podołać. Przez chwilę myślała nawet, aby dać sobie spokój i zamknąć się w domu na następną dekadę. Jednak wytrwale powtarzała sobie, że musi to wszystko przetrwać przynajmniej dla Otisa.

Przeglądała zakupione eliksiry w torebce, nie chcąc wyglądać podejrzanie. W ramach alibi obiecała mamie, że uzupełni ich domowy zapas. Co było dość trudne bo cały pozostały majątek po mężu, Ingrid przeznaczała na strojne ubrania i nikomu tak naprawdę nie potrzebne wyposażenie domu na pokaz. Ledwo starczało na porządny posiłek, a bankructwo było tylko kwestią czasu. Na szczęście jej córce udało się zdobyć wszystko po przecenach. Sprzedawcy byli bardzo wyrozumiali ze względu na jej niedawną przeprowadzkę.

Już chciała wrócić do Dziurawego Kotła, gdy poczuła uderzenie w okolicach pleców. W ostatniej chwili udało jej się uratować buteleczki przed rozbiciem. Sama przypłaciła to, nie całkiem bezbolesnym upadkiem na ziemię.

— Na Merlina! Przepraszam panią bardzo! Naprawdę nie chciałem! — krzyknął przerażony około jedenastoletni chłopczyk z miotłą, gdy przez przypadek wpadł na Sonię.

— Nic się nie stało. Obrywałam już z gorszych rzeczy. — Uśmiechnęła się nerwowo. — To chyba najnowszy model, prawda?

— Prezent od mamy z okazji dostania się do szkoły magii! — Podekscytował się. — Nie mogę się doczekać aż zacznę poznawać wszystkie te zaklęcia! Moi rodzice nie są magiczni, więc to dla mnie nowość. Opowiesz mi jak to jest chodzić do Hogwartu?

— Nie chodziłam do Hogwartu, ale każdy absolwent tej szkoły, którego miałam przyjemność poznać, uznaje go za drugi dom. Bardzo mi przykro, jestem umówiona z przyjacielem.

Pomachał jej na pożegnanie i dołączył do swoich kolegów kupujących podręczniki.  Nie zdawał sobie sprawy jaką wielką przykrość sprawił tym Sonii. Dlatego nie lubiła takich miejsc jak Ulica Pokątna. Przypominały jej o wszystkim czego nigdy nie będzie mogła doświadczyć. Nie chciała czuć tej rozdzierającej serce zazdrości, gdy przypatrywała się ukradkiem roześmianym dzieciom pokazującym sobie nawzajem różdżki. To nie była ich wina, że urodziła się wybrakowana.

Z ulgą przeszła przez czarodziejski mur prowadzący z powrotem do mugolskiego świata. Dziurawy Kocioł może i nie był jej ulubionym miejscem w Londynie, ale idealnie nadawał się na potajemne spotkania. Otis już tam na nią czekał. Dziewczyna rozpogodziła się na jego widok. Wszędzie poznałaby swojego dawnego towarzysza niedoli w Wmigberuk. Z zainteresowaniem wpatrywał się swoimi lekko wyłupiastymi niebieskimi oczami w Proroka Codziennego. Wyróżniał się wśród klientów swoim idealnie dobranym mugolskim strojem. Dla syna mugolki to była codzienność. W końcu łaskawie podniósł na nią swoją pucołowatą twarz naznaczoną nastoletnim trądzikiem.

— Przyszłaś całe trzy minuty przed czasem, Sonieczko. Jestem tobą naprawdę rozczarowany. Stać cię na więcej.

Zignorowała jego ironiczne przytyki. Kiedy wstał, po prostu uściskała go serdecznie, co od razu odwzajemnił. Czuła od niego znajomy zapach miętowej herbaty, a palcami wyczuła kilka kocich włosów. Dla niego każda okazja była dobra na zabawę z puszystymi przybłędami. Wszyscy alergicy go za to nienawidzili.

Otis był dla niej jak młodszy brat, którego nigdy nie miała. W zasadzie przyjaźń z nim była jedyną pozytywną stroną chodzenia do rehabilitacyjnej szkoły dla charłaków. Spędziła tam tylko rok, ale bez humoru Umbridge'a nie wytrzymałaby w tym koszmarnym miejscu nawet jednego dnia. Do dziś miewała koszmary o swoim pobycie w Wmigberuk.

— Urosłeś Otis, muszę to przyznać. Kiedyś sięgałeś mi ledwo do ramion — zauważyła, gdy ponownie usiedli przy stoliku. — Nie mów mi tylko, że się na mnie obraziłeś? Przyszłabym się z tobą spotkać od razu po przeprowadzce, ale wiesz jaka jest moja mamma.

— Zrozumiałem. Napisałaś mi o tym cały esej — westchnął dalej kartkując gazetę. — Nie obraź się, ale według mnie jesteś zdecydowanie za dobra dla tej wiedźmy. Nawet Dolores miewa więcej przejawów dobroci. Powinnaś zgłosić ją do Św. Munga. Zadbaliby o jej zdrowie, a ty mogłabyś zamieszkać ze mną. Moja mama nie miałaby nic przeciwko. Niby nie narzeka, ale tęskni za damskim towarzystwem w domu.

— Nie mogę jej tego zrobić. — Uutomatycznie pokręciła głową. — Złamałabym jej serce, gdybym zostawiła ją na starość w psychiatryku. Mogła mnie porzucić tak jak pappa, a jednak pomimo wszystko tego nie zrobiła. Nie doceniając tych wszystkich wyrzeczeń byłabym po prostu niewdzięcznicą.

— To twoje kreowanie się na ofiarę losu kiedyś doprowadzi mnie do szału. No dobra, chcesz być do końca życia traktowana jak skrzat domowy, to sobie bądź. Nie zatrzymuje cię. To nie moja sprawa. Obiecaj mi tylko, że wyperswadujesz jej z głowy kolejne odwiedziny u Blacków. To jak pchanie się w paszczę węża, a ty jesteś w tej dziedzinie specjalistką.

Sonia zaczerwieniła się ze wstydu na to wspomnienie. Zrobiła z siebie wtedy kompletną idiotkę. Na początku nie potrafiła nawet spojrzeć na Walburgę czy Oriona i traktowała nic niewinnego Syriusza jak powietrze, a na końcu zwyzywała ich młodszego syna od fanatyków. Miała szczęście, że Ingrid tego nie słyszała bo przez kilka dni nie mogłaby podnieść się z łóżka po tych wszystkich Cruciatusach. Jednak nie potrafiła się powstrzymać słysząc te wszystkie okropne słowa na temat mugolaków z ust Regulusa. Dlatego przeżyła głęboki szok, gdy wysłał im list zapewniający, że z chęcią zastąpi Syriusza i bliżej się z nią zapozna. Na samą myśl dostawała gęsiej skórki.

— Syriusz nie jest taki zły. Okazał się zdrajcą krwi. Żałuję, że tak negatywnie go oceniłam. Przeze mnie wyrzucili go z domu. Chyba będę musiała go za to przeprosić kiedy tylko nadarzy się okazja — przyznała chcąc to z siebie w końcu wyrzucić. — A jeżeli chodzi o Regulusa to nie wiem co o nim myśleć. W zasadzie mogłabym mu pomóc...

— Nawet o tym nie myśl. Za dobrze cię znam — przerwał jej gwałtownie Otis. — Nie pamiętasz jak to się skończyło ostatnim razem? Ludzie od tak się nie zmieniają. Tym bardziej Blackowie.

— Ale tym razem to trochę co innego. Zdaje mi się, że on sam nie wierzy w to co mówi. Ktoś kto przyjaźni się swoim skrzatem domowym nie może być na wskroś zły. Wystarczyłoby udowodnić mu, że mugole niczym nie różnią się od czarodziejów. Po prostu jesteś uprzedzony do Ślizgonów.

— Przyznaję się do tej zbrodni. Zawsze taka byłaś. Panicznie boisz się krzywdy ze strony ludzi, ale równocześnie ciągnie cię do typów spod ciemnej gwiazdy. — Przysunął do niej gazetę. — To powinno cię zainteresować. Słyszałaś już o śmierciożercach? Podobno grupka z nich w nocy zaatakowali bezbronnych mugoli, tutaj, w Londynie. Aurorzy z jakiegoś dziwnego powodu, nie ruszyli nawet palcem, aby ich powstrzymać. Ciekawe dlaczego.

Natychmiast zabrała się za przeczytanie artykułu. Rzeczywiście nie za bardzo orientowała się kim są ci cali śmierciocosie, choć najwyraźniej Ministerstwo Magii miało z nimi dość dużo problem. Zamieszki rozegrały się niedaleko centrum miasta. Przygryzła wargę, gdy podano liczbę ofiar. Przeżegnała się szybko, na co Otis przewrócił oczami. Podobno zginęło co najmniej trzydziestu mugoli, a kilku nawet trafiło do Św. Munga w stanie krytycznym. W Oslo znacznie lepiej radzono sobie z fanatykami czystej krwi, ale w Norwegii używanie przez  aurorów klątw niewybaczalnych było całkowicie legalne. Sama zawsze uważała, że to nie w porządku. Odpowiadanie na przemoc przemocą, prowadziło tylko do nieprzerwanego koła cierpienia i śmierci. Niestety jej przyjaciel miał na ten temat inne zdanie.

— Avada Kedavra w ich dowódcę, Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, załatwiłaby sprawę. Nie było cię tu, kiedy zaczął swoją działalność. Co prawda nie krzywdzi charłaków, ale nie ma litości dla szlam i niemagicznych. Na takich jak oni jest tylko jeden skuteczny sposób. — Użył dość wymownego gestu. — Ilu jeszcze ma zginąć, abyś w końcu to zrozumiała?

— Skoro jesteś taki mądry, dlaczego sam tego nie zrobiłeś? Sama ci odpowiem. Zabijanie nie jest takie proste jak myślisz. — Wstała widząc na zegaku, że zaczęło robić się późno. — Muszę już iść. Pozdrów ode mnie twoją mamę.

— Pamiętaj! Tylko nie zbliżaj się do Regulusa Blacka! — zawołał jeszcze zanim zdążyła zamknąć za sobą drzwi gospody, ale Sonia nic na to nie odpowiedziała.

Spotkanie z Otisem Umbridgem pomimo wszystko ją odprężyło. Nie musiała ukrywać przed nim swojej przypadłości i uważać na każde swoje słowo. W takich chwilach czuła się wolna jak ptak. Chciałaby, żeby mogło być tak zawsze. Jednak to nie było możliwe. Nikt nie przepadał za charłakami. Tym bardziej czystokrwiści, którymi nieustannie się otaczała. Automatycznie chwyciła się za gardło czując, że znowu brakuje jej powietrza. W Londynie będzie inaczej niż skończyło się to w Norwegii. Nigdy więcej nie powtórzy tego okropnego błędu.

Przez miesiąc obserwacji najbliższej okolicy zdążyła sobie wyrobić zwyczaj chodzenia niezbyt często używanymi mrocznymi uliczkami, aby unikać tłumów. Brzmiało to dość głupio, ale wolała już natknąć się na złodzieja czy śmierciocosia niż znowu ocierać się o szaty obcych czarodziejów. W samotności czuła się tak bezpiecznie jakby odprężała się w swoim pokoju czytając ulubioną książkę. Otoczenie nawet przypominały jej trochę opisy ze Zbrodni i Kary. Połowicznie odpłynęła w świat fantazji. Przed oczami widziała wydarzenia kryminału jak żywe. Raskolnikowa zmierzającego w maligmie do domu po popełnionej zbrodni. Może dlatego nie krzyknęła, gdy już będąc w rzeczywistości, natknęła się na bezwładne ciało.

Przez chwilę stała całkowicie oniemiała. Przeszło jej przez myśl, że może to jedna z ofiar zamieszek o których pisali w Proroku Codziennym. Szybko odrzuciła tą myśl. Żaden mugol nie doszedłby tak daleko. Prawdopodobniej był to zwykły człowiek, którego spotkało coś złego. Nie widząc innego wyjścia, postanowiła to sprawdzić. Niepewnie pochyliła się nad chłopięcą sylwetką i odsunęła delikatnie włosy zasłaniające twarz. To był Regulus we własnej osobie. Nie trudno było domyśleć się czym młody Black zajmował się akurat ostatniej nocy, biorąc pod uwagę jego poglądy oraz specyficzne zainteresowania. Większość ludzi bez zastanowienia w takiej sytuacji uciekłoby ze strachu. Tylko, że Sofija Shafiq nigdy nie była do końca normalna.

Czuła się rozdarta. Z jednej strony nie chciała się mieszać w sprawy Blacków, a z drugiej nie mogła zostawić chorego człowieka na pastwę losu. Wyraźnie wyczuwała, że Ślizgon miał rozpalone czoło i drgawki. Nie było pewności czy ktoś inny znajdzie go zanim nie będzie za późno. Przypomniała sobie przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, który nie zostawił nawet wroga swojego kraju na śmierć. Wręcz przeciwnie, zaniósł go do swojego domu, aby ranny mógł wyzdrowieć. Zakpiłaby ze swojej wiary, gdyby zostawiła tutaj Regulusa. No cóż, Otis będzie miał kolejny dobry powód, aby wyśmiewać się z jej wzniosłych ideałów przez najbliższe kilka miesięcy.

Wiedziała, że w żaden sposób o własnych siłach go nie podniesie. Zmuszenie Regulusa do odzyskania przytomności było koniecznością. Dlatego ponownie sięgnęła do torebki w poszukiwaniu odpowiedniego eliksiru. Nie musiała nawet patrzeć na listę. Po kolorze i kontystencji była w stanie stwierdzić, który do czego służy. Następnie siłą wlała mu niebieski płyn do gardła. Zanim zdążył się porządnie rozkaszleć, dziewczyna odsunęła się na względnie bezpieczną odległość. Bycie miłym było czasami obrzydliwe.

—Mam dość robaków! — Zaczął machać rękami jakby się od czegoś odganiał. — Gdzie on jest? Widziałem go przed chwilą...

Nie spodziewała się usłyszeć od niego nic mądrego. Widziała już podobne ataki, ale to nie zmieniało faktu, że mu współczuła. Z oczu biła mu czysta gorączka, a na dodatek najwidoczniej miał zwidy. Spojrzała na niego z zaciekawieniem. Ludzie w maligmie mówili różne rzeczy, których potem żałowali. Nie zamierzała wykorzystywać jego stanu. Jednak musiała niechętnie przyznać, że trochę ją kusiło się z nim podroczyć.

— Trzymaj, od razu zrobi ci się cieplej. Chyba się zmieścisz — Ściągnęła, a następnie podała mu swoją kurteczkę w bufki na co spojrzał na nią wilkiem. — Nie narzekaj, to czarodziejski materiał zatrzymujący ciepło w ekstremalnych warunkach. Tobie bardziej się przyda niż mi.

Zgubił gdzieś swój płaszcz, więc nie miał innego wyboru jak zgodzić się na ten drobny uszczerbek na męskiej dumie. Idealnie pasowała na drobną sylwetkę Blacka. Pomimo wcześniejszych protestów przycisnął ją do siebie, gdy fale ciepła zaczęły rozchodzić się po ciele. W innych okolicznościach i czasie byłoby to całkiem zabawne.

— Dasz radę iść sam? — Charłaczka doszła do wniosku, że nadzieja zawsze umiera ostatnia.

Nie było na to żadnych szans. Regulusowi ledwo udało podnieść się na nogi i mało brakowało, aby nie uderzył głową w ścianę. Obawiała się, że bez pomocy mógł zrobić sobie krzywdę. Naprawdę intrygowało ją co takiego robił ostatniej nocy, że skończył samotnie na ulicy w maligmie. Otis zapewne powiedziałby w tej chwili: A nie mówiłem, że wszyscy Blackowie są tacy sami? Tymczasem Sonia jednego była stuprocentowo pewna. Należało potępiać grzech, a nie samego człowieka. Choćby nie wiadomo ile jeszcze razy miał się potknąć.

Niechętnie pozwoliła, aby się na niej oparł. To było coś zupełnie innego od uścisku dłoni Regulus na Grimmuld Place 12. Pod jego ciężarem i głośnym oddechem, czuła się krucha niczym porcelanowa lalka. Każdy gwałtowny ruch mógł doprowadzić ją do ataku paniki. Musiała trzymać emocje na wodzy dopóki nie odprowadzi go bezpiecznie do domu. Wcale jej tego nie ułatwiał, swoim nagłymi napadami śmiałości w stosunku do niej. Pomimo to wspólnymi siłami posuwali się jakoś do przodu.

— Sofija, to znowu ty. Kto by pomyślał, ciągle mnie prześladujesz — wyszeptał z bezczelnym uśmiechem wymalowanym na twarzy. — Tym razem to sen czy rzeczywistość?

— Mam na imię Sonia — powtórzyła z irytacją już nie wiadomo, który raz. — Jesteśmy w rzeczywistości. Taka odpowiedź cię zadowala?

— Wszędzie te robaki... Próbowałem nienawidzić, ale nie umiem.... Zawiodłem... Upadłem na samo dno... Czy to znaczy, że sam jestem nic nie wartym robakiem? — Sonii ledwo udało się go przytrzymać, gdy w jednej chwili zmienił mu się nastrój.

— Nawet jeśli tak jest, to wszyscy nimi jesteśmy. — Próbowała dostosować się do jego sposobu myślenia. — Nie ma ludzi doskonałych. Wiesz co? Powinieneś przeczytać Zbrodnię i Karę. Przypominasz mi głównego bohatera. Zadaje równie irytujące pytania.

— A pomimo to ją przeczytałaś. A więc mnie też uważasz za pociągającego? Po prostu przyznaj, że masz ochotę mnie pocałować. — Zbliżył swoją twarz niebezpiecznie blisko, drażniąc się z dziewczyną.

— W innym życiu. Powiedz to jeszcze raz, a zostawię cię na pastwę twoich robaków. — Tym razem panna Shafiq szczerze się roześmiała nie mogąc sobie tego wyobrazić.

Obecnie chwiejący się Regulus Black ubrany w jej różową bufiastą kurtkę, nie mógł wydawać się nikomu atrakcyjny. Tym bardziej dla Sonii, której to słowo było całkowicie obce. Choć podejrzewała, że jego koleżanki z Hogwartu miały na ten temat inne zdanie. Wyraziste kości policzkowe, długie i niezwykle niesforne włosy oraz arogancki uśmiech, potrafiły zdziałać prawdziwe cuda. Kiedy charłaczka na niego patrzyła, czuła tylko nieokreślone uczucie w brzuchu oraz bijącą od niego gorączkę. Nic szczególnego. A jednak, byli na siebie skazani przez złośliwy los.

Na szczęście w końcu się uciszył, dzięki czemu stał się o wiele bardziej znośny. Oczy lekko mu się przymykały jakby miał ochotę ponownie zapaść w sen. Pomimo to dotarli do Grimmuld Place zanim zdążyło do tego dojść. Nie musiała nawet pukać. Rozpłakana Walburga Black przejęła od niej swojego ledwo żywego syna. Dziękowano jej wylewnie, ale Sonii przynajmniej udało się w jakiś sposób wymigać od uścisków. Komunikacja z ludźmi nie była jej najmocniejszą stroną. Nieporadnie tłumaczyła, że musi wracać już do domu bo mamma będzie się martwić. Tyle wystarczyło, aby dali jej odejść w spokoju.

Nie tak miał wyglądać ten dzień. Nie żałowała tego co zrobiła, ale zdecydowanie wyszła ze swojej strefy komfortu. Myślała, że podawanie ręki to niepisana granica, której nie powinna przekraczać. A jednak, dała radę podnieść, a nawet przytrzymywać Regulusa. Ciekawe odkrycie. Zaczęła badać palcami skórę na swojej dłoni. Tyle klątw i uderzeń już wytrzymała. Ale ile jeszcze byłaby w stanie znieść?

Natychmiast przed oczami stanęły jej lekcje prowadzone w Wmigeruk, które miały ją naprawić. Otis był odporniejszy, ale ona o prawdziwości każdej z nich, przekonała się właśnie na tej skórze. Charłaki są niedorozwinięte. Kpiące śmiechy uczniów Durmstrangu. Bez magii jesteś nikim. Zaklęcia wywołujące ból przed którymi nie potrafiła się w żaden sposób obronić. Zawsze będziesz celem. Czystokrwiści udający, że nie przeszkadza im to kim jest. Nie unikniesz upokorzeń. Woda dostająca się do płuc oraz pustka w głowie. Jesteś dla nich obrzydlistwem. Niczym uzasadnione przekonanie, że charłactwem można się zarazić tak jak chorobą zakaźną.

Pokręciła głową, zaciskając palce na łańczuszku. Nie da się złamać. Wiara dawała jej siłę, aby przetrwać. Po prostu potrzebowała długiej kąpieli. Dopiero w tej chwili przypomniała sobie, że zostawiła kurtkę Blackowi. No cóż, znajac go, sam później odda jej zgubę. A ona i tak ją wyrzuci. Niektóre rzeczy pozostają niezmienne.

Forward
Sign in to leave a review.