
Zbrodnia I Kara
Regulus Black nigdy nie przejmował się zbytnio koszmarami. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to tylko wytwory jego wyobraźni nad którymi ma pełną kontrolę. Tym razem sny były zupełnie inne. Wiercił się w łóżku od kilku dni nie mogąc uwolnić się od obrazów brutalnej napaści śmierciożerców. Ciągle widział przed oczami wyobraźni twarz swojej ofiary jak żywą. Przerażony bezskutecznie próbował się obudzić, ale nie mógł. To była jego nowa rzeczywistość przed którą nie było żadnej drogi ucieczki.
Mugol drwił sobie bezlitośnie z jego poczucia wyższości nad innymi ludźmi. Chłopakowi od tego wszystkiego pulsowała już głowa. Nie było sensu się bronić przed tymi oskarżeniami. Naprawdę był nic nie wart. Proste zadanie go przerosło. Mało tego, od razu uciekł z miejsca zbrodni niczym pospolity tchórz. Zrzucił z siebie zabrudzony płaszcz, nie licząc się z przeszywającym go zimnem, oraz prędko wyrzucił nóż, aby pozbyć się dowodów. Pomimo to czuł, że to nie wystarczało. Winę miał wypisaną na twarzy. Równie dobrze mógł od razu pójść do Ministerstwa Magii i przyznać się do popełnienia morderstwa z zimną krwią.
Mroczny znak pulsował na jego ręce przypominając mu dobitnie, że sam tego chciał. Jego rodzice wcale nie zmuszali go do zostania śmierciożercą, wręcz przeciwnie. Zostawili mu wolną wolę w tej sprawie. I co z nią zrobił? Wmówił sobie jaki to on nie jest wyjątkowy, a teraz świat się na nim okrutnie za to mścił. Jego gwiazda zaliczyła spektakularny upadek z nieba. Może Gyfoni mieli od początku rację i Ślizgoni naprawdę rodzili się na wskroś źli?
Czas dla niego nie istniał. Ledwo zauważał zatroskaną matkę próbującą jakoś ulżyć mu w cierpieniu. Żadne eliksir nie pomagał, ponieważ problem tkwił w jego głowie. Jego mózg nie potrafił przetworzyć wydarzeń tamtej nocy. Regulus wypowiadał tylko nieskładne zdania o robakach, które według niego pełzały bezustannie po podłodze, próbując go dopaść. Ukarać za krzywdy, które im wyrządził. W głębi serca tego chciał. Przynajmniej nic by już więcej nie czuł.
Przyciskał sobie do piersi różową kurtkę Sonii. Jej ciepło dawało mu chociaż odrobinę ukojenia. Te śmieszne bufki mu się z nią kojarzyły. Niczym przez mgłę pamiętał ich niedawne spotkanie. O czym rozmawiali? Nie pamiętał zbyt dokładnie. Ale chyba próbowała go przekonać, że bycie robakiem nie jest takie złe. Naprawdę była całkiem zabawna. Tak w zasadzie, to kiedy ostatnio się uśmiechał? Prawdopodobnie w innym życiu.
Minęła kolejna ciężka noc. Czarodzieje mieli to do siebie, że zazwyczaj dość szybko pokonywali choroby. Dlatego w końcu musiał nastać ten dzień w którym gorączka młodego Blacka spadła. Walburga odetchnęła z ulgą, gdy czoło jej syna przestało przypominać z dotyku rozgrzany piec. Przyniosła mu nawet kilka czekoladowych żab na poprawę humoru. Nawet ich nie tknął.
Regulus może i fizycznie wyzdrowiał, ale sam nie czuł żadnej różnicy. Nadal prześladowały go sny na jawie, a wszystko co robił wydawało się pozbawione sensu. Ogólnie ciężko mu się myślało. Zaczęły go nawet drażnić rzeczy, które dawniej tak lubił. Węże ozdabiające każdy skrawek jego pokoju przypominały mu nieustannie o tym nieszczęsnym tatuażu z czaszką. Z drugiej strony nie chciał się ich pozbywać. To była część jego tożsamości. Zapewne kiedyś się do tego przyzwyczai.
Rano niechętnie wstał z łóżka. Wszystkie mięśnie i kości okropnie go bolały. Najchętniej nadal pozostałby w stanie półsnu, ale nie mógł tego robić w nieskończoność. Niechętnie przejrzał, więc stos nieotworzonych listów przyniesionych przez sowę w ostatnim czasie. Większość z nich była od Tamary Selwyn. Ślizgon przez dość długą chwilę zastanawiał się, kim ona w ogóle jest. A no tak, jego dziewczyną. Kompletnie wyleciało mu to z głowy. Wypadałoby odpisać, albo chociaż przeczytać jej zażalenia. Może następnym razem. Jedyna dziewczyna, która go obecnie obchodziła to Sofija Shafiq.
Regulusowi udało się niedawno ustalić w jakich okolicznościach ją ostatnio spotkał. Podobno to ona znalazła go wtedy na ulicy i pomogła wrócić do domu. Powoli zaczął go ogarniać niepokój na samą myśl o tym, co mógł jej wtedy wyznać. Co jeżeli już wie, że jest śmierciożercą? To sprawiało, że dostawał niekontrolowanych dreszczy. Strach przed karą przysłonił mu wcześniejsze wyrzuty sumienia. Nie zamierzał trafić do Azkabanu. Przynajmniej nie tak łatwo. Sam ją o wszystko wypyta. I tak koniecznie musiał odwiedzić dom rodziny Shafiq, aby oddać jej kurtkę. Wspaniała wymówka godna dżentelmena. Nawet się nie zorientuje.
Od razu zabrał się za realizację swojego planu. Wyszedł z domu nawet nie pytając rodziców o pozwolenie. Zbył Stworka, który próbował go zatrzymać. Miał już szesnaście lat, więc dlaczego miałby się przejmować taką drobnostką? Jednak po chwili na własnej skórze przekonał się, że rzeczywiście nie był to najlepszy pomysł. Wystarczył jeden niewinny przechodzień, aby wytrącić go z równowagi.
— Jesteś czarownicą czy mugolką? — rzucił pytaniem nawet się nad tym zbytnio nie zastanawiając.
— Przepraszam? — Kobieta spojrzała na niego jak na kryminalistę. — Proszę mnie zostawić, nie chcę kłopotów. Mam dzieci.
Zachichotał nie mogąc się powstrzymać. Chyba naprawdę musiał mieć na sobie jakieś piętno mordercy skoro nawet mugolka nie była w stanie patrzeć na niego bez cienia strachu. Powinien tryskać dumą, gdy podrzędna istota przyznawała się do swojej marności w stosunku do czarodzieja czystej krwi. Tymczasem nie pragnął niczego tak bardzo jak ją przytulić oraz przyznać, że taki bezduszny drań jak on nie zasługuje na rozmowę z tak czystym i niewinnym człowiekiem. Jednak powstrzymywał go wrodzony wstręt do brudnej krwi.
W końcu uciekła przerażona jego wyrazem twarzy. Regulus czuł, że za chwilę wybuchnie płaczem jak małe dziecko. Zdecydowanie zwariował. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, może przynajmniej dzięki temu obniżą mu wyrok w Azkabanie.
Ruszył przed siebie, nie widząc większego sensu w czekaniu aż znajdą go aurorzy. Jeżeli Sonia go przejrzała, to na pewno już na niego doniosła. Nie widział powodu dla którego mogłaby postąpić inaczej. W przeciwieństwie do niego miała silny kompas moralny. Widział krzyżyk na jej szyi. Dla niej mógł być tylko mordercą, którego należało ukarać dla przykładu. Nie miałby o to do niej najmniejszych pretensji. W pełni sobie na to zasłużył.
Kiedy dotarł na miejsce, energicznie zapukał do drzwi. Sam się trochę dziwił, że udało mu się tutaj dojść w tym paskudnym stanie. W zasadzie podróż kominkiem byłaby o wiele łatwiejsza i szybsza niż dojście na miejsce pieszo. Niestety przypomniał sobie o tym zdecydowanie za późno. Otworzyła mu Sofija Shafiq we własnej osobie. Ze zdziwieniem zauważył, że przykładała sobie zraniony palec do ust.
— Przepraszam, mamma nie ma ochoty... Ach, to ty Regulusie. — Sonia podniosła na niego zmęczony wzrok. — Myślałam, że przyjdziesz trochę wcześniej. Możesz wejść, ale staraj się iść cicho.
Nawet nie wiedziała jak bardzo się ucieszył, że nie uciekła na jego widok z krzykiem. Ślizgon rozejrzał się po korytarzu, ale nie zauważył niczego niezwykłego. Oczywiście pomijając niepasujące do siebie w żaden sposób meble oraz kilka ruchomych obrazów. Raz przechodził obok słodko różowej szafy, aby następnie stanąć przed gotyckim lustrem. Widząc w nim swoje odbicie gwałtownie się zatrzymał. W mig wróciły mu zdrowe zmysły.
Reczywiście wyglądał jak siedem nieszczęść. Jego wesołe ogniki w tęczówkach zastąpił rozgorączkowany wzrok paranoika, a nawet zauważył wory pod oczami. Włosy przypominały kupę siana, ale najbardziej przeraził go własny strój. Jakim cudem tego wcześniej nie zauważył? Źle pozapinał guziki od nowego płaszcza oraz włożył na siebie spodnie, których używał do Quidditcha. Dla ułatwienia zawiązał sobie wokół pasa kurkę Soni. A na dodatek kiedy spojrzał w dół okazało się, że buty do siebie nie pasowały. Nie mówiąc już o skarpetkach. Zupełnie jakby uciekł ze Świętego Munga. I właśnie w ten sposób staczał się Black.
— Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? — jęknął zrozpaczony.
— Dwie sekundy nie zrobiłyby raczej większej różnicy. Tym bardziej, że przeszedłeś chyba połowę miasta — wzruszyła ramionami niewzruszona jego stanem. — Nie przejmuj się, widywałam gorsze sukienki wieczorowe. Powiedzmy, że w Norwegii panuje dość specyficzna moda męska.
Łatwo było jej powiedzieć. Sama za każdym razem wyglądała nienagannie. Nawet w domu, musiała być odstrojona jakby właśnie wybierała się na uroczyste przyjęcie. Zaczął się na poważnie zastanawiać czy Sonia posiadała w swojej szafie choć jedną sukienkę bez bufek. Chętnie by się o tym przekonał.
Z wyraźną niechęcią otworzyła mu drzwi do swojego pokoju, a następnie je zakluczyła. Regulus mimowolnie zaczął przyglądać się tej dziwacznej mugolskiej czynności. Hogwart przyzwyczaił go do używania w podobnych sytuacjach Alohomory. Po co tyle się męczyć, gdy miało się do dyspozycji różdżkę? Przynajmniej będąc już pełnoletnim czarodziejem, którego nie obowiązuje kara za stosowanie magii poza szkołą. Taka mała drobnostka.
— Od razu lepiej. Przynajmniej nie będziesz miał okazji zrobić nic głupiego.
— Próbujesz mnie uwięzić? — prychnął kpiąco.
— To tylko zabezpieczenie. Jak chcesz to weź sobie klucz skoro tak cię ciekawi, poradzę sobie bez niego — podała Blackowi drobny przedmiot starając się nie dotykać przy tym jego dłoni. — I tak mogę się założyć, że nie umiesz go używać. Nie przetrwałbyś w mugolskim świecie nawet minuty.
— To bezpodstawne oskarżenia. Ogólnie przyszedłem oddać ci twoją kurtkę. Przepraszam, że nie zrobiłem tego wcześniej. Nie czułem się najlepiej — spróbował rozpaczliwie zmienić temat, aby nie musieć przyznawać jej racji.
— Zauważyłam. Później ją wyrzucę, raczej mi się już nie przyda.
Nastała chwila niezręcznej ciszy. Regulus nie do końca wiedział co miał robić dalej. Inaczej to sobie zaplanował. Ale czy on w ogóle był w stanie myśleć racjonalnie? Tym bardziej, gdy chodziło o Sofiję Shafiq. Nawet na niego nie patrzyła zbyt zajęta własmymi palcami. Skrajnie nieśmiała, ale nadzwyczaj inteligentna, stanowiąca dla niego duży problem. W końcu dojdzie do prawdy. To nie było trudne. Bał się pytać wprost. No chyba, że zdobędzie jej zaufanie. Odsunie od siebie wszelkie podejrzenia będąc dla niej miłym. Nie pozostało mu nic innego jak improwizować.
— Dziękuję, że pomimo wszystko nie zostawiłaś mnie tam na śmierć. W końcu wcale nie musiałaś tego robić. Zawsze jeden fanatyk czystej kwi mniej — starał się na początku bezpiecznie wybadać grunt.
— Naprawdę uważasz, że mogłabym tak sobie pomyśleć? Nie gardzę tobą. Jesteś przede wszystkim człowiekiem Regulusie. Każde życie jest równie cenne. Bez wyjątków — w jej głosie rozbrzmiała lekka uraza.
Mogła nie zdawać sobie z tego sprawy, ale Regulus poczuł się jakby go spoliczkowała. Serce zaczęło mu niekontrolowanie bić. A co jeżeli to stwierdzenie stanowiło komentarz do tego co zrobił? Tak, wprost nazwała go mordercą. Dlatego zakluczyła drzwi. Nie chciała, aby stąd uciekł. Zaplanowała to. Ogarnęła go panika. Kiedy aurorzy po niego przyjdą? Zauważając jego zdenerwowanie oraz bardzo prawdopodobną możliwość utraty przytomności, Sonia odruchowo go przytrzymała.
— Źle się czujesz? Powiedziałam coś nie tak? Oddychaj spokojnie. Nic ci tu nie grozi.
Trudno byłoby mu nie wierzyć pannie Shafiq, gdy obdarowywała go szczerą troską bijącą z jej niewinnych oczu. Działały na niego jak zaklęcie odurzające. Zdecydowanie powinna to robić częściej. Wszystko byłoby wtedy łatwiejsze. Przez chwilę nawet zapragnął opowiedzieć jej wydarzenia tej okropnej nocy, a następnie błagać na kolanach o wybaczenie. Głupie wyrzuty sumienia. Nawet nie zauważył, gdy usadziła go wygodnie na łóżku.
— Gdyby moja mamma cię teraz widziała... — westchnęła bezradnie. — Nie masz gorączki. To raczej kwestia strategii obronnej przed traumą...
— Co? — zapytał nie za bardzo rozumiejąc jej tok myślenia.
— To dla ciebie. Sądzę, że ta książka może ci zrozumieć przez co przechodzisz.
Zerknął na okładkę zamglonym wzrokiem. Nie wyróżniała się niczym niezwykłym. Tylko wielkim napisem Zbrodnia i kara. Dość wymowny tytuł. Może rzeczywiście była dla niego stworzona. A może czytanie jej miało być dla niego karą. Tego nie wiedział, ale wolał nie sprzeciwiać się komuś, kto jednym słowem mógł go wysłać do Azkabanu.
— Mugolska czy czarodziejska?
— Przekonasz się jak przeczytasz. — Czyli znając ją, zdecydowanie mugolska. — No to wstałeś z łoża śmierci tylko po to, aby oddać mi kurtkę? To... szlachetne z twojej strony. Ale liczę, że to nie jedyny powód.
— Wiesz tak sobie pomyslałem, że skoro i tak jesteśmy na siebie skazani to moglibyśmy spróbować się jakoś dogadać. Jestem mistrzem prowadzenia konwersacji, a ty najwyraźniej masz problemy z nawiązywaniem kontaktów międzyludzkich. Mogę pomóc ci się otworzyć. Domyślam się, że nie masz też zbyt dużo przyjaciół.
— Rzeczywiście jeszcze nie do końca wyzdrowiałeś. To bardzo miło z twojej strony, ale nie potrzebuję twojej tak zwanej nauki— roześmiała się. — Mam przyjaciół. Śnieżkę, Otisa i ostatnio nawet zaczęłam dogadywać się z myszką mieszkającą w piwnicy. Tyle wystarczy mi na całe życie.
— Rzeczywiście powalająca liczba. A co powiesz na taką propozycję. Pozwolisz się podszkolić, a ty w zamian będziesz mogła opowiadać mi o mugolach ile tylko zechcesz. Zgoda?
Oczy zaczęły jej błyszczeć, gdy w końcu ta kolejna czysto samobójcza dla niego, ale tak konieczna w jej przypadku zachęta, przeszła mu przez gardło. W ciągu ostatnich tygodni zrobił tak wiele niezgodnych ze swoimi zasadami rzeczy, że Regulusowi w zasadzie było już prawie wszystko jedno co usłyszy. Wystarczyło mu tylko, aby Sonia go nie wydała. Za nic by się nie przyznał, że perspektywa częstszego widywania tej dziewczyny, była obecnie jedyną rzeczą, która potrafiła go jeszcze choć odrobinkę cieszyć.