
Największa Hańba I Duma Rodu Black
Regulus nie miał zielonego pojęcia co aż tak złego mógł zrobić Syriusz w ciągu kwadransu, aby sobie na to zasłużyć, ale niemal od razu został wyrzucony z Grimmuld Place prosto na ulicę. Przez całą drogę odprowadzały go potępiające krzyki Walburgi Black, która nawet nie dała mu się spakować. Zatrzaskując za nim drzwi rzuciła tylko, że ma już nigdy więcej nie pokazywać się jej na oczy. Niby można było spodziewać się takiego zakończenia, ale i tak atmosfera była dość napięta. Tylko Stworek wyglądał jakby właśnie dostał przedwczesny świąteczny prezent.
Panie Shafiq również opuściły dom Blacków w pośpiechu. Na wściekłej twarzy Ingrid była wymalowana najgłębsza uraza. Pomimo błagań Walburgi o wybaczenie, nie zamierzała zostać u nich ani jednej chwili dłużej. Według Regulusa w tej sprawie nie było za bardzo czym się martwić. Do jutra i tak zapewne o wszystkim zapomni. Odprowadził wzrokiem żegnającą się grzecznie Sonię, najwyraźniej czującą się winną przebiegu całej tej sytuacji. Kiedy ich spojrzenia się spotkały niemal zapomniał, że rzeczywiście przyczyniła się do wydziedziczenia Syriusza. No właśnie, prawie to duże słowo. A w nocy jego całkowicie urojona nienawiść w stosunku do niej, jeszcze bardziej wzrosła.
Skradał się cicho do drzwi z kufrem w ręce, aby nikogo nie obudzić. W wypadku porażki mógł liczyć tylko na pomoc Stworka. Sam w duchu potępiał się za to co zamierzał właśnie zrobić. Ściskał gorączkowo w drugiej dłoni mały pergamin papieru będącym jedynym wyjaśnieniem dlaczego zawsze posłuszny rodzicom Regulus, zdecydował się na taki desperacki krok. Za wszelką cenę musiał pożegnać się z Syriuszem chociaż ten ostatni raz. Nawet wbrew woli rodziny oraz własnym zasadom. W zasadzie tylko silna braterska miłość zmuszała go do parcia do przodu.
Kiedy poczuł lekki chłód letniej nocy, trochę się uspokoił. Ominął najpoważniejszą przeszkodę. Jeżeli się pośpieszy Walburga i Orion nawet nie zauważą jego zniknięcia. Trochę szybszym krokiem zmierzył w kierunku dobrze sobie znanemu zaułkowi. Pomimo późnej pory, kilka osób przechadzało się ulicami. A w głowie Ślizgona odbijało się nieznośne pytanie Sofiji. Jak odróżnisz czarodzieja od mugola? Rzeczywiście tego nie potrafił przez co nie wiedział czy powinien się nimi brzydzić. Doprowadzało go to do szewskiej pasji.
- Wiedziałem, że przyjdziesz młody. Nawet zepsuty kompas moralny czasami wskazuje dobry kierunek. - Próbował go przytulić jakby nigdy nic się nie stało, ale Regulus wpierw rzuciwszy walizkę na ziemię, zamachnął się na niego pięścią omal nie trafiając prosto w oko. - Musisz jeszcze trochę popracować nad celnością.
- Przestań z tymi twoimi kawałami! To nie jest Hogwart! - wykrzyczał rozdrażniony. - Ty w ogóle rozumiesz co takiego narobiłeś?
- Jakoś nie żałuję, że rodzice wyrzucili mnie z tego domu wariatów. Moje życie bez nich od razu stało się tysiąc razy zabawniejsze. A minęło dopiero kilka godzin od tego wspaniałego wydarzenia. - Uśmiechnął się najwyraźniej będąc zadowolonym sam z siebie.
Aż dotąd Regulus żywił głupią nadzieję, że chociaż trochę żałuje swojego postępku. Jednak w jego twarzy nie dostrzegał nawet śladu poczucia winy. Wcześniej przeglądając rzeczy swojego brata nie mógł uwierzyć, że już go nie mai nie dało się tego cofnąć. Czuł, że gdyby próbował go zmienić zamiast cały czas wyśmiewać, nic takiego by się nie stało. Widział jakich wartości przez te lata nauczyli go James Potter, Remus Lupin i Peter Pettigrew. Nie zareagował. Pozwolił, aby zszedł na złą drogę. A teraz obaj musieli za to zapłacić. Z jego oczu zaczynały płynąć łzy na samą myśl, że już nigdy nie będzie mógł zamienić z nim nawet jednego słowa. Zdawał sobie sprawę, że kilka żenujących plakatów i gryfońskich ozdób to jedyne co mu właściwie po nim pozostanie. A dla Huncwota był to tylko powód do żartów.
- To znaczy, że planowałeś to od samego początku? - głos drżał mu w niekontrolowany sposób. - Chciałeś, żeby cię wydziedziczyła?
- Może nie zaplanowałem tego akurat akurat na dzisiaj, ale nie wytrzymałem w obecności tej gderliwej jędzy. Nie dziwię się, że Sofija jest beztalenciem w relacjach międzyludzkich skoro nie daje jej dojść do głosu. Nie byłem przygotowany na przeprowadzkę, więc poprosiłem cię o pomoc. Nie zawiodłem się na tobie.
- Tylko dlatego kazałeś mi tutaj przyjść? Pochwalić się swoimi osiągnięciami?
- Nie żartuj sobie. James już na nas czeka. Dla ciebie też znajdzie się jakiś kąt. Gdzie twoja walizka? - rzucił niedbale Syriusz.
Regulus pokręcił głową z niedowierzaniem, cofając się od niego o kilka kroków. Na ten widok z twarzy Gryfona w końcu zniknął uśmiech. Najwyraźniej przez cały czas myślał, że młodszy brat jest po jego stronie i pragnie tego samego co on. Rzeczywiście zrobił coś zakazanego, ale dla Regulusa był to tylko akt litości dla jego głupiego zachowania. A okazało się, że raz okazana słabość mogła go pociągnąć razem z nim prosto w otchłań. Za nic nie zamierzał zostać zdrajcą krwi.
- Nigdzie z tobą nie pójdę. Aż tak nisko jeszcze nie upadłem - wycharczał w końcu. - Tym bardziej do tego całego Jamesa Pottera, który zadaje się ze szlamami. I tak zawsze to jego uznawałeś za brata. Po co ci dziwak ze Slytherinu, gdy możesz mieć swoją bandę prosto z rynsztoku? Nie jestem tobą i nigdy nie będę. Nie zniżyłbym się do takiego poziomu.
- Wcale tak nie myślisz. Matka i ojciec wyprali ci mózg. Naprawdę tego właśnie chcesz? Zostać śmierciożercą? Zabijać niewinnych ludzi za coś na co nawet nie mają wpływu? Życie to nie bajka naszej matki. Nie zniesiesz nawet minuty patrząc na umierającego człowieka. Stałbyś się bezuczuciowym potworem.
- Jak widać, wcale mnie nie znasz, bo dokładnie tego chcę - z trudem przeszło mu to przez gardło po czym pomiędzy braćmi nastąpiła niezręczna cisza.
- A więc nie jesteś już moim bratem. Żegnaj Regulusie. Jeszcze wrócisz do mnie z płaczem, ale ja ci już nie pomogę. Nie tym razem - wypalił w końcu Syriusz.
- Żegnaj Syriuszu. Miłego życia.
Kiedy zniknął wraz ze swoją walizką, Regulusa poczuł ucisk w piersi. Oddałby wszystko, aby traktować to tak lekko jak Syriusz. Wcale nie chciał, aby tak się to skończyło, ale nie dano mu żadnego innego wyboru. Nie mógł tak po prostu za nim pójść. Zbyt wiele spraw ich dzieliło. Jednak to spotkanie nie poszło na marne. Mógł się przekonać, że dla Syriusza nie było żadnej nadziei. Już bez żadnych oporów wrzucił zmięty list do kosza na śmieci i nawet się nie obejrzał. Jedyne co mu pozostało to wrócić do domu i pogodzić się z nową rzeczywistością w której był jedynym synem Blacków. Jego największą nadzieją i dumą.
***
Następnego dnia przekonał się, że Walburga nie rzucała słów na wiatr. Na gobelinie znalazła się kolejna starannie wypalona czarna dziura w miejscu portretu Syriusza Blacka. Zupełnie jakby nigdy nie istniał. Tak powinno być, ale nie czuł się z tym do końca komfortowo. Wydawało się to dość śmieszne, biorąc pod uwagę jak niedawno tłumaczył Sonii dlaczego wydziedziczeni Blackowie się nie liczyli. Sam przeczył własnym słowom, ale trzymał się ich jak kotwicy ratunkowej. Inaczej nic nie miałoby dla niego już sensu.
- To istna tragedia Regulusie! Ingrid nigdy mi tego nie wybaczy - lamentowała teatralnie.
- Nie mógł sobie wybrać lepszego dnia na splamienie naszego honoru! Śmiał stwierdzić, że już zakochał się w jakimś mieszańcu! W obecności tak dobrze urodzonych dam! Uwierzysz skarbie, że mógł zrobić to własnej matce, która powołała go na ten świat? Powinien całować mi stopy, niewdzięcznik jeden!
Oparł rękę na jej ramieniu, aby dodać jej chociaż odrobinę otuchy. Dla jego matki to musiało być okropne przeżycie. Nie miał nawet serca poinformować jej, że Sonia nie była taka idealna jak myślała. W końcu nie miał na to niezbitych dowodów. Wydawała się niewiniątkiem, ale potrafiła się odpowiednio zabezpieczyć. Zadawanie prowokacyjnych pytań nie było jeszcze zbrodnią póki nie wypowiadała swojego zdania wprost.
Ogarniały go okropne wyrzuty sumienia na samą myśl, że w pewien sposób również zawiódł zaufanie matki. Okazał litość zdrajcy, a nawet przywiązanie. Musiał się jakoś odkupić. Tak nie powinien się zachowywać przyszły śmierciożerca. Mało brakowało, aby doszedł do przerażającego wniosku, że wcale nie nadawał się do tej roli i nie jest wyjątkowy. No właśnie, co się stanie, gdy dojdzie do zabijania mugoli? Zacznie im współczuć albo co gorsza pomagać? Jednak szybko zaprzeczył szeptom w swojej głowie. To zupełnie jak z polowaniem na zwierzęta. Na początku jest trudno, ale potem jest tylko lepiej. Najważniejsze, aby zacząć proces jak najszybciej. Zanim całkowicie zmięknie lub zdąży zmienić zdanie.
- Bella dała już coś znać o decyzji Czarnego Pana? Przyjmie mnie czy nie? - -wypowiedział w końcu pytanie, które miał na końcu języka od wielu miesięcy.
- Skarbie, naprawdę nie mamy na to teraz czasu - westchnęła chwytając się za głowę. - Jeżeli Ingrid opowie o tym wydarzeniu ważnym personom, nikt nie będzie chciał mieć z nami do czynienia. Nazwisko Shafiq nadal dużo znaczy w naszym świecie. Od pokoleń pełnili najważniejsze funkcje w Durmstrangu oraz norweskim Ministerstwie Magii. Natomiast my po historii z Andromedą, a teraz Syriuszem... To taki wstyd...
- Mogę to załatwić - zaproponował niewiele się nad tym zastanawiając.
- Niby jak? Tego nie da się naprawić - Walburga pokręciła głową.
- Mamo, nie doceniasz mojego uroku osobistego. Wyjaśnię pani Shafiq, że nie wiedzieliśmy o poglądach Syriusza i sami jesteśmy oburzeni jego zachowaniem. W ostateczności mogę nawet zaproponować siebie w zamian za niego, do czasu aż nie znajdziemy innego wyjścia z tej sytuacji. Nie zrobi to jej żadnej różnicy. Nasz honor zostanie uratowany.
Regulus na początku nie wierzył, że przeszło mu to przez usta. Kto by pomyślał, że od Soni Shafiq będzie zależała jego przyszłość. Jeszcze tak niedawno wizja małżeństwa z obcą mu osobą wprawiała go w przerażenie. Zdesperowani ludzie najwyraźniej chwytali się wszystkiego co było tylko pod ręką. Wcale nie chodziło tu o chęć bycia uczciwym w stosunku do swojej dziewczyny. Zdecydowanie nie mógł z taką okropną opinią stanąć przed dziedzicem Slytherina, więc musiał w tym celu kolejny raz nagiąc zasady oraz spędzić trochę czasu ze zdrajczynią krwi. Potem jakoś się wyplącze z tego błędnego koła i będzie już idealnym czarodziejem czystej krwi. W imię większego dobra.
Jak za machnięciem różdżki kompletnie zapomniała o wcześniejszych pretensjach do Syriusza. Walburga niemal natychmiast go uściskała i stwierdziła, że jest najlepszym co ją w życiu spotkało. Promieniała dumą na wieść o chęci pełnego zaangażowania swojego syna w sprawy rodu Black. W jej oczach wydawał się idealnym dziedzicem. Tymczasem Regulusowi zawstydzonemu tym wybuchem miłości, tak naprawdę zależało tylko na kilku ostatnich wypowiedzianych przez nią słowach.
- Wcześniej myślałam, że jesteś na to jeszcze trochę za młody. Zostanie śmierciożercą to nie byle jaki kaprys. Nawet ja i twój tata nie jesteśmy całkiem pewni czy wspieranie Lorda Voldemorta się opłaca i wolimy przyglądać się jego działaniom z boku. Ale dzisiaj twoim dojrzałym podejściem udowodniłeś mi, że naprawdę jesteś gotowy na samodzielne podjęcie tej decyzji. Jeśli ojciec również się zgodzi, a w to nie wątpię, będziesz mógł umówić z Bellą datę spotkania z Czarnym Panem.
Serce zaczęło mu bić jak oszalałe, ale dzielnie udawał niewzruszonego tą wiadomością. Nie mógł się doczekać, gdy w końcu wyśle list do Bellatrix. Zapewne będzie zachwycona wiadomością, że jej ulubiony kuzyn będzie walczyć u jej boku w tej wojnie. Planowali to od samego początku. Regulus zawsze był zafascynowany barwnymi opisami bohaterskich czynów śmierciożerców, oczyszczających świat z brudu, narażając przy tym własne życie. Nadszedł czas, aby dołączył do tej opowieści. Wbrew temu co uważali o jego wytrzymałości psychicznej Syriusz czy Sonia. Tak mówili ludzie słabi, a on był człowiekiem czynu. Zdawał sobie sprawę w co się pakuje i każdą komórką swojego ciała zaakceptował swój już wcale nie tak daleki los.