Zmartwychwstanie

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
G
Zmartwychwstanie
Summary
Są granice, których przekroczenie jest niebezpieczne; przekroczywszy je bowiem, wrócić już niepodobnaFiodor Dostojewski, Zbrodnia i karaRegulus to klejnot w rodzinie Blacków. Od dziecka wychowywany w przekonaniu, że jest człowiekiem niezwykłym. Natomiast mugole to jednostki zwykłe, których na tym świecie jest zdecydowanie zbyt wiele. Dlatego jego największym marzeniem zostało dołączenie do Czarnego Pana, aby zmienić ten stan rzeczy. Niestety jego idea musiała w końcu zderzyć się z rzeczywistością. Zabijając swoją pierwszą ofiarę poczuł jakby tak naprawdę zabił samego siebie. Czy to oznacza, że jest taką samą zdradziecką wszą jak Syriusz?Jakby miał dość problemów wplątuje się w dziwną relację z byłą kandydatką na narzeczoną jego brata. Sonia na pierwszy rzut oka wydająca się idealną czystokrwistą czarownicą, za wszelką cenę próbuje pomóc Regulusowi się zmienić. Jednak okazuje się, że ona również skrywa brudny sekret. Czy pomimo różnic między tą dwójką może się zrodzić prawdziwa więź dusz?
All Chapters Forward

Wojna Idei

Regulus Black czuł się dość pewnie w swojej szacie wyjściowej. Jakimś dziwnym trafem, nawet w najbardziej fantazyjnych ubraniach czarodziejów, wyglądał niczym prawdziwy arystokrata. Natomiast Syriusz cały czas narzekał, że już mugole mają większe poczucie stylu. Oczywiście po cichu, aby rodzice przypadkiem tego nie usłyszeli i nie postanowili potraktować go jeszcze kilkoma klątwami niewybaczalnymi tak na wszelki wypadek.

Pomimo to Ślizgon miał przeczucie, że jego brat nie podda się tak łatwo. Syriusz nie należał do typu ludzi, których dało się łatwo zdominować. Wystarczyło sobie przypomnieć chociaż kilka z licznych psikusów przygotowanych przez Huncwotów. Jeszcze żadna kara go nie złamała. On zawsze miał asa w rękawie nawet jeżeli wydawało się, że ma się nad nim całkowitą kontrolę. Trzeba było mieć nadzieję, że tym razem przynajmniej niczego nie wysadzi.

Orion zawołał Syriusza na dół, a Regulus w tym czasie jeszcze ten jeden ostatni raz przejrzał się w lustrze. Oczy błyszczały mu młodzieńczą energią, a lekko przydługie czarne włosy idealnie do niego pasowały. Niby zdawał sobie sprawę, że to miała być teoretycznie chwila chwały jego brata. On sam był tylko dodatkiem. Nie mógł jednak się powstrzymać przed próbą zrobienia dobrego wrażenia na Sofiji Shafiq. Za bardzo zależało mu na rozmowie z absolwentką Durmstrangu.

W końcu zszedł ze schodów, gdzie niecierpliwie czekała jego rodzina. Walburga w swojej czarnej sukni przypominała trochę pogrzebową choinkę, a Orion w szacie wyjściowej, upiornego klauna. Widać było, że Gryfon ledwo powstrzymywał się przed skomentowaniem stylu rodziców. Dlatego młodszy brat posłał mu ostrzegające spojrzenie pełne wyższości. Mógł sobie być denerwującym sobą, ale dopiero po zakończeniu tej formalności.

Kiedy wybiła godzina umówionego spotkania jego matka zabrała się za otwieranie wszystkich zasuw i rygli. Po raz pierwszy pomyślał, że może takie zabezpieczenia domu były lekką przesadą. Mimowolnie poprawił szatę ze zdenerwowania. Nie mógł się doczekać poznania szanownych gości z Norwegii.

- Walburga Black, wyrosła moja droga!

Młody Black nie do końca tego się spodziewał. Zamiast dostojnej czarownicy, w progu stanęła starsza kobieta oparta na metalowej lasce. Na nosie miała staromodne okulary, a jej granatowa sukienka z bufkami dziwnie się układała. Szczerze mówiąc wyglądała dość żałośnie. Orion i Walburga natychmiast wymienili z nią kilka uprzejmych słów.

- To jedna z tych najsłynniejszych czarownic czystej krwi? Ledwo trzyma się na nogach - szepnął mu do ucha Syriusz i tym razem musiał przyznać mu niechętnie rację.

- Sonieczko, nie bój, przywita się ładnie.

Wypchnęła do przodu chowającą się cały czas za nią dziewczynę. Regulus zaczął się jej przyglądać z nieskrywaną ciekawością, a nawet zafascynowaniem. Niczym wąż oceniający swoją przyszłą ofiarę. Jej kremowa sukienka z bufami kontrastowała z wystrojem domu i ubraniami reszty zebranych. Stała lekko zawstydzona, ale równocześnie z wrodzoną gracją. Była dość wysoka, najwyżej tylko minimalnie od niego niższa. Długie ciemne brązowe włosy opadały jej lekko na twarz. Pomimo jej usilnych starań patrzenia w podłogę, chłopak był w stanie dostrzec jej piwne oczy o wyrazie przypominającym mu przestraszonego szczeniaczka. Rzeczywiście Ingrid miała rację, była naprawdę śliczna. Jednak zupełnie inna od pyskatych oraz energicznych Ślizgonek, które znał ze szkoły. Ostatecznie stwierdził, że jest nawet zabawna z tą swoją skrajną nieśmiałością.

- Syriusz Black, miło poznać. - chłopal podszedł do niej i wyciągnął rękę w jej kierunku pomimo, że najwyraźniej go nudziła swoim wrodzonym brakiem energii.

Wtedy stało się coś za co Regulus zobaczył ją w całkiem innym świetle, a nawet zaczął podziwiać. Co prawda uścisnęła dłoń z uroczym uśmiechem, ale nie uraczyła go nawet jednym spojrzeniem. Przyglądała się ścianie pustym wzrokiem, nie wypowiadając przy tym nawet jednego słowa. Jeszcze nikt nie dał tak wyraźnego kosza Syriuszowi Blackowi, który sam w tej sytuacji wyglądał jakby właśnie uderzyła go w twarz. Nie wiedział w co próbowała grać z jego starszym bratem, ale zdecydowanie chciał rozwiązać tą intrygującą zagadkę.

- Sofija Shafiq - poinformowała go krótko i mechanicznie od niego odskoczyła jakby miał poparzyć ją żywym ogniem.

Syriusz najwyraźniej na poważnie zaczął się zastanawiać co zrobił nie tak. Jego czarujący uśmiech jeszcze nigdy go nie zawiódł. Normalnie miałby, gdzieś co myśli o nim Sofija, ale uraziła jego męską dumę, co było dla niego o wiele bardziej motywujące niż kilka Cruciatusów. Dlatego próbował bezskutecznie nawiązać z nią rozmowę. Na jego wywody o Quidditchu czy narzekanie na nauczycieli, tylko zagryzała wargę i kiwała głową na potwierdzenie każdego jego słowa. Ewidentnie nawet nie próbowała go słuchać.

Jej matka nie zauważała tego niemego buntu zbyt zajęta plotkowaniem ze starymi znajomymi. Szybko przenieśli się do salonu zostawiając swoje dzieci same, aby mogli się bliżej poznać. Nie mogli zdawać sobie sprawy jak dobrze bawił się Regulus przyglądając się tej sytuacji. Po raz pierwszy to on miał okazję wyśmiać nieporadność brata, który nawalał na całej linii. Jakoś nie miał zamiaru mu pomagać. Niech sobie trochę pocierpi.

- Panienka Shafiq potrzebuje czegoś od Stworka? - niespodziewanie odezwał się skrzat domowy, który do tej pory ukrywał się w cieniu.

- Nie zwracaj uwagi na to coś - rzucił obojętnie Syriusz. - Chodzi po domu i nie robi nic pożytecznego.

Tym komentarzem strzelił sobie sam w kolano. Na niewzruszonej dotąd dziewczęcej twarzy pojawiło się coś na kształt niechęci do chłopaka traktującego w taki sposób służbę. Tym razem z dobrotliwym uśmiechem przykucnęła obok Stworka i potrząsnęła jego pomarszczoną dłoń bez najmniejszego śladu obrzydzenia.

- To bardzo miłe z twojej strony Stworku, ale na razie niczego nie potrzebuję. Widzę, że jesteś bardzo oddany swojej pracy. Musisz bardzo kochać rodzinę Black. Prawda?

- Panienka Sofija jest bardzo miła dla Stworka - zaskrzeczał z zadowoleniem. - Stworek bardzo szanuje panią Walburgę, pana Oriona i panicza Regulusa. Ale Syriusz nie zasługuje na panienkę. Stworek widział na własne oczy jak wyciągał sobie wczoraj wieczorem pchły z włosów. Za nic ma sobie dobre wychowanie i biega po Hogwarcie jak niewychowany pies. Pani Walburga popłakałaby się na wieść o stoczeniu się jej pierworodnego na dno upadku.

- To wcale nie tak... On kłamie, nie mam żadnych pcheł! Ten skrzat mnie nienawidzi! - wykrzyknął rozpaczliwie Syriusz cały czerwony na twarzy ze wstydu, a Regulus nie potrafiąc dłużej wytrzymać, wybuchnął głośnym śmiechem. - Przepraszam, muszę iść do łazienki... odświeżyć się...

- Niech panienka Sofija go nie słucha. Stworek dobrze wie, że zapomniał o jeszcze kilku pchłach - dodał, aby jeszcze bardziej go upokorzyć.

- Zamknij się wreszcie!

Kiedy odszedł, panienka Shafiq była jedyną osobą w pomieszczeniu, która się nie śmiała. Od razu rozluźniła się, gdy zniknęło potencjalne zagrożenie. Sama miała chyba zamiar dołączyć do matki, gdy niespodziewanie mijając schody, gwałtownie się zatrzymała. Z jej gardła wyszedł cichy pisk, a twarz pobladła bardziej niż zwykle. Przeżegnała się szybko, całkowicie przerażona. Regulus dotąd opierający się machimalnie o poręcz, szybko do niej podbiegł martwiąc się, że jeszcze mu tutaj zemdleje.

- Co się stało? Źle się poczułaś? - zapytał próbując się dowiedzieć z jakiego powodu tak gwałtownie zareagowała.

- Nic mi nie będzie. Pomimo pozorów wcale tak łatwo nie mdleję. - Przekrzywiała lekko głowę przyglądając się jednemu konkretnemu punktowi na ścianie. - Ścinaliście te głowy kiedy jeszcze żyły czy czekaliście... na naturalny zgon?

- Och, przepraszam, rzeczywiście to może być dziwne dla kogoś z zewnątrz. - Zrozumiał, że musiało chodzić jej o kolekcję głów skrzatów domowych. - Oczywiście, że po śmierci. Zapewniam, nie jesteśmy barbarzyńcami. Same skrzaty uważają to za ogromny zaszczyt. Stworek tylko o tym marzy.

- No cóż, podobno nie powinno się oceniać cudzych zwyczajów. - Niespodziewanie się do niego odwróciła. - A co by się stało, gdyby jakiś skrzat domowy nie chciał tak skończyć? W ogóle mają jakiś prawdziwy wybór czy to tylko pozory wolnej woli?

Pod speszonym, ale pełnym niespodziewanej inteligencji spojrzeniem piwnych oczu, doszedł do wniosku, że chyba jednak pomimo wszystko lubi małe szczeniaczki. Działało na niego uspokajająco niczym gorąca czekolada w zimie. Nie dziwił się, że Stworek był dla niej taki miły. Nie odezwałaby się, gdyby naprawdę nie zależało jej na szczerej odpowiedzi Regulusa. Tylko, że tak właściwie to nigdy nawet się nad tym nie zastanawiał. Dlatego powiedział to co pierwsze przyszło mu do głowy.

- Trudno mówić o braku wolnej woli, gdy same tego chcą. Posłuszeństwo mają w genach.

- Raczej zapisane w zbiorowej świadomości przez swoich panów - upierała się dalej przy swoim. - Zawsze są wyjątki od reguły. Mają się poświęcać bo ty uważasz, że mają poddaństwo we krwi? Stworek by cię tak nie lubił, gdybyś naprawdę tak myślał. Powtarzasz tylko słowa swoich rodziców. Prawda...

- Regulus - szybko uzupełnił jej myśl. - Każdy Black ma imię od gwiazd lub ciał niebieskich.

- Zauważyłam, Ślizgon z gwiazdozbioru Lwa, prawda? A twój brat jest w Gryffindorze. Dość ironiczne - mówiła prosto z mostu błądząc wzrokiem po ścianach.

- Skąd wiesz? - Podniósł brwi zaskoczony.

- To proste, jesteś z rodziny Black. Oni od dawna trafiają do Slytherinu, a ty nie wyglądasz mi na buntownika. Gdyby Tiara Przydziału zaproponowałaby ci Gryffindor, nie zgodziłbyś się nie chcąc zawieść oczekiwań rodziny. Poza tym na pierwszy rzut oka widzę twoją postawę pełną dumy z tego kim jesteś i przebiegłość w oczach. - Rozpracowała go niczym zadanie na numerologię. - A twój brat sam mi przed chwilą powiedział, że jest Gryfonem.

- Jednak słuchałaś. - Uśmiechnął się do niej zaciekawiony tą niespotykaną strategią.

- Oczywiście, że tak. Jak ktoś nie patrzy ci w oczy, to nie oznacza jeszcze, że cię nie widzi. Sztuka całkowitej obojętności na wszystko, wymaga dużej pracy i zachodu. Ty najwyraźniej tego nie potrafisz.

Od razu zrozumiał aluzję. Od kiedy tu przybyła, przez cały czas bezczelnie się na nią gapił. Regulusa wcale nie speszył ten komentarz. Wstydził się jej znacznie mniej niż własnej dziewczyny. Bo czego miałby się niby bać? W życiu nie widział osoby mniej przerażającej od Sofiji Shafiq. Nie dało się nie zauważyć dobra i ciepła bijącego jej z oczu. Jeszcze nikt nie patrzył na niego w taki sposób. Bez śladu pogardy do jego sposobu myślenia czy względzie na jego pochodzenie. Po prostu był dla niej tylko zwykłym człowiekiem. Naprawdę była całkiem zabawna.

Poczuł duży zawód, gdy w końcu Syriusz doszedł do siebie i wrócił z łazienki. Dziewczyna automatycznie na jego widok zamilkła. Nie widząc innego wyjścia nastolatkowie w końcu ruszyli do jadalni, aby zjeść posiłek. Tam ich niczego nieświadomi rodzice rozpływali się nad tym jak razem ładnie wyglądali Sofija i Syriusz. Gdyby tylko wiedzieli.

Starszy z braci Black pod czujnym wzrokiem matki, niechętnie pomógł pannie Shafiq usiąść przy stole niczym prawdziwy dżentelmen, którym w zasadzie nigdy nie był. Sama w tym czasie zainteresowała się bardzo pierścionkiem na swoim palcu. Natomiast on, kiedy usiadł obok niej, zaczął podrzucać swoją różdżkę dla zabawy.

- Bardzo ładnie mówisz po angielsku Sofijo - grobową ciszę przerwała Walburga. - Ledwo mogę poznać, że nie jesteś stąd.

- Mój dziadek był Brytyjczykiem. Uczył mnie języka kiedy byłam jeszcze mała - stwierdziła cały czas patrząc w talerz. - Poza tym byłam kiedyś w Londynie przez rok. Miałam czas, aby się podszkolić.

- A to z jakiej okazji? - zaciekawiła się.

- Sonieczka brała lekcja magii wyższy dla poziom - jej mama nawet nie dała jej dojść do słowa. - Jest niesamowita czarownica. Chce posłuchać o jej wyczyna?

Każde jej słowo zawierające silny akcent, kaleczyło biedne uszy Regulusa, który nie wiedział czy po tym doświadczeniu będzie taki sam. Jednak w o wiele gorszym stanie była jej córka. Kuliła się na krześle przytłoczona zainteresowaniem kierowanym w stosunku do jej osoby. Założyłby się również o sto galeonów, że trzęsła się ledwo zauważalnie bojąc się nieuniknionego. Syriusz kompletnie tego nie zauważał zbyt zajęty samym sobą. Ale Ślizgon w przeciwieństwie do niego dokładnie przyglądał się każdemu jej ruchowi.

- Sofija rzeczywiście jest bardzo obiecująca. Prawda Syriuszu, że byłaby idealną żoną? - zapytała retorycznie Walburga z zadowoleniem wypisanym na twarzy.

- Może mógłbym to ocenić, gdyby chociaż raz się do mnie odezwała... - Regulus w tym momencie poczuł uścisk dłoni swojej zdesperowanej matki na ramieniu.

- Co panie na to, abym pokazał im drzewo genealogiczne Blacków? - wtrącił się zanim jego brat zdążył powiedzieć coś głupiego. - Syriusz na pewno zrobiłby to osobiście, ale ja zdecydowanie lepiej znam naszą rodzinną historię.

Niestety pani Shafiq najwyraźniej nie miała na to najmniejszej ochoty, gdyż za bardzo zależało jej na rozmowie z Syriuszem. Jeszcze zdąży tego pożałować, pomyślał z goryczą Regulus. Natomiast Sofija podekscytowała się tym pomysłem. Nie mogąc już cofnąć swoich słów, wstał od stołu i pociągnął ją za sobą. Wyraźnie czuł drżenie jej palców w swojej dłoni.

- Syriusz, zamierzał mnie obrazić, prawda? - szepnęła do niego cicho, gdy znaleźli się już w bezpiecznej odległości przy gobelinie.

- Skąd ten pomysł Sofijo? Syriusz jest pierwszorzędnym przykładem uprzejmości. - Przewrócił oczami wyraźnie zdenerwowany na samą myśl o tym co mogło się za chwilę tam wydarzyć pod jego nieobecność.

- Mam na imię Sonia, a nie Sofija. - Wyrwała rękę z jego uścisku obrażona. - Poza tym nie pozwoliłam ci się dotykać. Czyli ta maskarada jednak nie jest pomysłem Syriusza?

Po raz pierwszy dzisiaj w końcu zachowała się jak członkini rodu czystej krwi. Nawet nie zapytał ją o Durmstrang, gołym okiem widział, że znała się na czarnej magii w takim samym stopniu jak udający świętych Puchoni. Dla Regulusa była jedną wielką sprzecznością. On na jej miejscu byłby dumny ze swoich osiągnięć, a nie się ich wstydził. Miał coraz mniejsze pojęcie z kim miał właściwie do czynienia.

- No dobra - starał się uspokoić i wrócić do tematu. - To jest wujek...

- Nie przyszłam tu słuchać o osiągnięciach czarodziejów. - Wskazała stanowczym ruchem palca na jedną z wielkich czarnych plam. - Chcę posłuchać historii wydziedziczonych Blacków.

- Że co? - Odsunął się od niej zaskoczony.

- Dokładnie to co powiedziałam, Regulusie.

- Oni nie mają żadnej historii. Są naszą hańbą o której powinno się zapomnieć. Czystość krwi przede wszystkim - wypowiedział wyuczone zdanie.

- Fanatyk - prychnęła pod nosem. - To opowiesz mi, czy sama mam to zrobić?

Zagadka rozwiązana. Jego matka wpuściła z własnej woli do domu zdrajczynię krwi, cóż za ironia. Gdyby Syriusz wiedział, zapewne by tak jej nie wygrażał, wręcz przeciwnie, dogadaliby się. Regulus powinien od tego momentu zacząć nią po prostu gardzić tak jak zawsze go uczono. Jednak nie potrafił zmusić się do tego uczucia. Kiedy szydził z mugolaków lub zdrajców krwi w Hogwarcie nazywali go typowym Ślizgonem i odchodzili niewzruszeni. Sonia była inna. Ewidentnie próbowała go zmusić do samodzielnego myślenia. A chłopak chciał tą bitwę poglądów wygrać.

- Fineas Black, pomagał mugolom. Cedrella Black, wyszła za zdrajcę krwi. Iola Hitchens, związała się z mugolem. Eduardus Limette Black, przygarnął pod swój dach mugolskie dziecko. I najnowszy nabytek Andromeda Black, obecnie Tonks - wymienił jej imię z wyraźnym obrzydzeniem, ale i dziwnym sentymentem. - Idealna czarownica. Aż do czasu, gdy jej rodzina nie odkryła jej związku z mugolakiem. Nie chciała z niego zrezygnować pomimo, że dano jej szansę poprawy. Sama wybrała swój marny los. Jak oni wszyscy. Zadowolona opisem życiowych przegrywów?

- A Marius Black? - Wskazała na jedynego wydziedziczonego członka rodziny, którego nie wymienił.

- Charłak - wyjaśnił jednym krótkim słowem na co gwałtownie zbladła.

- Ile miał lat kiedy zauważyli? - zapytała z dziwnym wyrazem twarzy.

- Chyba z trzy, wtedy zaczynają się ujawniać magiczne umiejętności u dzieci. Ale zapewne trzymali go w domu do jedenastego roku życia na wszelki wypadek, gdyby się pomylili.

- I co się potem z nim stało?

- Drzewo śledzi losy tylko prawowitych członków rodziny. Może ktoś się zlitował i go przygarnął, a może umarł na ulicy. Nigdy się już tego nie dowiemy. Ale dzięki temu nasze drzewo pozostało nieskalane.

Przez chwilę Sonia patrzyła się zamyślona w czarną plamę. Już zdążył zauważyć, że była zdecydowanie zbyt emocjonalna. Nie potrafiła działać dla wyższego dobra. Jej moralność była taka prostolinijna, że wręcz naiwna. Nie dostrzegała, że poświęcenie jednostek stanowiących zwykły brud mogło przyczynić się całemu społeczeństwu. Na pewien sposób było mu jej żal.

Po chwili z powrotem przeniosła na niego swój intensywny wzrok, który wcześniej z taką dziecinną łatwością odkrył jego największy sekret. Naprawdę Tiara Przydziału chciała umieścić go w Gryffindorze, a on odmówił. Nie mógł tego zrobić matce, po tym jak trafił tam już Syriusz. Wybrał Slytherin bo był dla niego najlepszy. A teraz znowu czuł się jak na tamtym stołku w Hogwarcie. Kiedy ktoś dostrzegał w nim coś znacznie więcej niż o sam kiedykolwiek chciał się dowiedzieć.

- Rzeczywiście kiedy patrzysz na ten gobelin, to wygląda idealnie - ton jej głosu wskazywał, że podjęła się trudnego dla siebie zadania i miała zamiar zaangażować się w nie całym sercem. - Ale życie to nie gobelin. Wypalenie członka nie sprawi, że przestanie być twoją rodziną. Nawet magia tego nie potrafi. Rodowody to seria przypadków. Nie dasz rady zapanować nad wszystkimi gałęziami choćbyś odcinał je w dzień, w dzień. Nie wszystkie jego choroby widać gołym okiem. Wystarczy jedno kłamstwo na temat biologicznego ojca czy prawdziwych przekonań i całe twoje dziedzictwo się sypie.

- Czy próbujesz mi przez to coś powiedzieć? - Uniósł brwi.

- Dokładnie, Regulusie. Jak odróżnisz czarodzieja od mugola?

- To proste. Czarodziej może czarować. Mugol nie.

- Ty też nie możesz czarować do skończenia pełnoletności. Czy to oznacza, że jesteś mugolem?

- Oczywiście, że nie - kompletnie nie wiedział już do czego miało to zmierzać.

- Jak złamią ci różdżkę niczym nie będziesz się od niego różnił. A nawet będziesz ich w świecie nieporadny, oni mają swoje urządzenia, które mogą kiedyś nas pokonać - ciągnęła dalej z zapałem. - Unikasz mugolaków, a na ulicy codziennie mijasz zwykłych ludzi na ulicy. Stykasz się z brudem. Z wynalazkami szlamu. Wdychasz to samo powietrze I nic nie możesz na to poradzić. Jeżeli niepełnoletni mugol zdobędzie różdżkę, w twoich oczach stanie się natomiast czarodziejem. Jak więc odróżnisz po samym wyglądzie, czarodzieja od mugola?

Szczerze mówiąc wolał ją, gdy milczała i trzęsła się jak znerwicowany skrzat domowy. Regulus czuł się jakby wbijała mu w skórę igły z każdym swoim irytującym spostrzeżeniem. Najbardziej denerwowało go, że nie potrafił znaleść dobrej odpowiedzi. Miał w głowie kompletną pustkę. Przekroczyła jego strefę komfortu w której zawsze czuł się bezpieczny. Otoczony tylko przez ludzi, którzy myślą tak jak on. Miał wielką ochotę po prostu wykopać tą zdrajczynię krwi ze swojego domu, aby przestała kwestionować wszystko w co wierzył. Ale było już za późno. Zasiała w nim ziarno zwątpienia. Bez tej wiedzy nie mógł już żyć dalej jak dotąd. W tej chwili poprzysiągł sobie w myślach, że znajdzie odpowiedź na to pytanie. Dziedzic Slytherina mu jej udzieli, gdy uczyni go swoim sługą. Wszystko nabierze większego sensu.

- SYRIUSZU BLACKU! HAŃBO MOJEGO ŁONA! - Sądząc po wrzaskach Walburgi, nie tylko on został wyprowadzony z równowagi przez podważanie słuszności jego ukochanej ideologii.

Forward
Sign in to leave a review.