Zmartwychwstanie

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
G
Zmartwychwstanie
Summary
Są granice, których przekroczenie jest niebezpieczne; przekroczywszy je bowiem, wrócić już niepodobnaFiodor Dostojewski, Zbrodnia i karaRegulus to klejnot w rodzinie Blacków. Od dziecka wychowywany w przekonaniu, że jest człowiekiem niezwykłym. Natomiast mugole to jednostki zwykłe, których na tym świecie jest zdecydowanie zbyt wiele. Dlatego jego największym marzeniem zostało dołączenie do Czarnego Pana, aby zmienić ten stan rzeczy. Niestety jego idea musiała w końcu zderzyć się z rzeczywistością. Zabijając swoją pierwszą ofiarę poczuł jakby tak naprawdę zabił samego siebie. Czy to oznacza, że jest taką samą zdradziecką wszą jak Syriusz?Jakby miał dość problemów wplątuje się w dziwną relację z byłą kandydatką na narzeczoną jego brata. Sonia na pierwszy rzut oka wydająca się idealną czystokrwistą czarownicą, za wszelką cenę próbuje pomóc Regulusowi się zmienić. Jednak okazuje się, że ona również skrywa brudny sekret. Czy pomimo różnic między tą dwójką może się zrodzić prawdziwa więź dusz?
All Chapters Forward

Wyrzutek Prosto Z Norwegii

Sofija Shafiq z typowym dla siebie skupieniem przyglądała się rozpościerającemu się pod nią zarysem Londynu. Wydawał się tak inny od zimnego oraz surowego krajobrazu Norwegii. Miał w sobie tyle różnych tajemniczych zaułków oraz uliczek, że łatwo mogłaby się w nich zgubić niczym w mitologicznym Labiryncie. Pomimo to żywiła nadzieję, że nie było tam żadnych Minotaurów. Spotkała już wystarczającą ilość potworów w swoim życiu.

Jeszcze rok temu przez głowę by jej nie przeszło, że będzie odbywać taką podróż i to w takim celu. Jej matka kochała Norwegię, więc ta decyzja była dość dużym szokiem dla jej jedynej córki. Jak widać ostatni skandal naprawdę musiał ją zaboleć. Natomiast Sofija za każdym razem wspominając te ostatnie bolesne wydarzenia, czuła się okropnie winna. Gdyby siedziała wtedy cicho nic by się nie stało, a tak zostały pośmiewiskiem całego czarodziejskiego społeczeństwa w całym kraju. No cóż, może tutaj będą mogły zacząć od nowa.

- Zaraz będziemy wysiadać z powozu Śnieżko. Oddychaj głęboko, dasz sobie radę. - Starała się uspokoić trzęsącą się w kącie małą skrzatkę domową.

- Panienka Sonia jest pewna, że to jest bezpieczne? Te konie strasznie trzęsą. One zabiją panią Ingrid, panienkę Sonię i Śnieżkę - zaczęła szlochać rozpaczliwie.

Sonia starała się przywołać ją do siebie. Nie chciała, aby obudziła jej matkę zbyt wcześnie. Miała dość mocny sen, ale zawsze była okropnie nerwowa po pobudzce. Zupełnie inaczej od ojca po którym odziedziczyła spokojną naturę. Jeszcze tego brakowało, aby zrobiła Śnieżce awanturę podczas lotu. Kiedy skrzatka w końcu do niej dotarła, dziewczyna delikatnie posadziła ją sobie na kolanach dzięki czemu od razu się uspokoiła.

Kołysała ją lekko aż dotarły na miejsce, a abraksany zatrzymały się niedaleko rodowego domu Shafiq. O ile dobrze wiedziała, wcześniej należał do kuzyna jej ojca, który zmarł około dziesięć lat temu. Od tego czasu dom stał pusty oraz zaniedbany. Zapewne w środku nie było wiele lepiej. Odłożyła skrzatkę na podłogę w ostatnim momencie przed dojściem Ingrid Shafiq do siebie.

— Hva skjer? [ Co się dzieje?] — krzyknęła po norwesku staruszka, starając się zrozumieć co się wokół nie dzieje. - Sonieczko, nie trzymaj niepewność! Kto porwał?

Pani Shafiq nie mówiła perfekcyjnie po angielsku, ale nie była to żadna pomyłka. Od kiedy mąż zostawił ją samą, zaczęła mieć poważne problemy z pamięcią. Wymyślała też sobie niestworzone bajeczki w które bezgranicznie wierzyła. Nie była już pierwszej młodości, a włosy miała już całkiem siwe. Jednak Sonia wiedziała, że to nie wina wieku, tylko próba wyparcia hańby rodu Shafiq. W zasadzie też chciałaby umieć tak po prostu o tym zapomnieć i pozbyć się strachu za każdym razem, gdy wychodziła samotnie na ulicę.

— Mamma nie matw się. Właśnie dotarłyśmy do Londynu. Przeprowadzka. Pamiętasz? — mówiła powoli, aby kobieta mogła to sobie poukładać w głowie.

— Oczywiście, że pamiętam! Masz za wariatka? — wykrzyknęła podirytowana. — Śnieżka, pomóż pani i Sonieczce wyjść!

Skrzatka natychmiast wyskoczyła z powozu, aby pomóc swojej pani z bagażami. Sonia uważała, że równie dobrze mogłaby to zrobić sama, ale nie chciała się kłócić. Ingrid uważała, że Śnieżka będąca jeszcze dzieckiem, powinna zacząć przykładać się do roboty. Nawet jeżeli walizki były dwa razy większe od skrzatki, a sama mogła przenieść je za pomocą różdżki. Tak już niestety było z rodami czystej krwi. Kompletnie nie radzili sobie z życiem.

Kiedy panna Shafiq również opuściła środek transportu, na widok ludzi zaczęła się lekko denerwować. Niby wiedziała, że nic jej tu nie grozi, ale i tak mocniej ścisnęła wisiorek z krzyżykiem na swojej piersi. To zawsze pomagało jej dojść do siebie w stresujących sytuacjach. Pomimo to potrącając przechodniów nadal słyszała w głowie pogardliwe określenia, które towarzyszyły jej od trzeciego roku życia. Błoto. Ułomna. Dziwoląg. Niedorozwinięta. Wybrakowana. Hańba rodu. Charłak.

Otrząsnęła się z drgawek, gdy jej matka w końcu poradziła sobie z otwarciem drzwi. Okazało się, że nie wystarczyło zwykłe Alohomora. Musiała przyłożyć rekę swojej córki do zamka, aby odczytał z żył krew właściciela. Nastolatka pisnęła cicho, gdy poczuła taki ból jakby igły wbijały się w jej palce. W takich sytuacjach zdecydowanie wolała zwyczajne, ale zupełnie bezpieczne mugolskie zamki. Miała spore wątpiwości czy to zaklęcie w ogóle działało w przypadku charłaków. Czystość ich krwi była kwestią sporną wśród czarodziejów. Pomimo jej obaw, po kilku minutach drzwi w końcu stanęły przed nimi otworem.

Wkroczyły to dość specyficznego salonu. Wszędzie wisiały pajęczyny, a na półkach gołym okiem można było dostrzec mnóstwo kurzu. Pani Shafiq będąca bardzo wrażliwa nawet na najdrobniejsze pyłki, zaczęła okropnie kichać oraz kaszleć. Sonia starała się jej jakoś pomóc dojść do głównej sypialni, ale i tak zdążyła w tym czasie z tysiąc razy oskarżyć Śnieżkę o skrajne lenistwo. Biedny skrzat sprzątał tak szybko, że wyglądał jakby miał zemdleć z przemęczenia.

— Odpocznij sobie chociaż przez chwilę mamma - przemówiła do niej łagodnie, gdy starsza kobieta znalazła się już w miękkim łóżku. — Śnieżka wszystkim się zajmie i rozpakuje twoje rzeczy. Zobaczysz, kilka godzin sprzątania i nie poznasz tego miejsca.

Sama nie wierzyła w swoje słowa, ale chciała chociaż na chwilę ją uspokoić. Chyba podziałało, ponieważ chwilę później znowu chrapała jak zaklęta. Wykorzystując okazję, Sofija skonfiskowała jej różdżkę tak na wszelki wypadek. Jeszcze zrobiłaby sobie krzywdę przez sen. Wsunęła ją, więc do specjalnego paska przy sukience obok własnej bezużytecznej różdżki, którą kupił dla niej ojciec w ramach sprawiania pozorów normalności córki. Buk, 8 cali, włos z głowy willi, elastyczna. Nie miała serca się jej pozbywać.

Obejrzenie wszystkich pokoi zajęło jej około godziny. Okiem znawczyni stwierdziła, że Śnieżka będzie miała zapewnioną pracę co najmniej na najbliższy tydzień. Chętnie by jej pomogła, ale kompletnie nie znała się na sprzątaniu, więc zapewne tylko by przeszkadzała. Dlatego od razu zajęła się rozpakowywaniem własnego kufra w pokoju, który najbardziej przypadł jej do gustu. Lubiła małe przestrzenie z mnóstwem tajemnych schowków. Zdążyła już odkryć co najmniej cztery, ale zawsze była całkiem dobra w rozwiązywaniu takich zagadek.

Na początku z lubością zaczęła wyciągać stosy książek. Znajdowały się w nich zarówno czarodziejskie podręczniki dla samouków oraz mugolskie powieści różnych gatunków. Zawsze ciągnęło ją bardziej do niemagicznej literatury mającej w sobie jednak całą paletę wyobraźni nieosiągalnej dla czarodziejów. Oczywiście Ingrid nie wiedziała o pasji córki bo wszystkie jej skarby wylądowałyby najpewniej w koszu na śmieci. Na honorowym miejscu postawiła gruby egzemplarz Biblii Tysiąclecia, a obok niego kryminał psychologiczny "Zbrodnia i Kara" Dostojewskiego. Na pierwszy rzut oka nic do siebie nie pasowało. Zupełnie jak Sonia czująca się obco zarówno w świecie czarodziejów jak i mugoli. A pomimo to udało się jej stworzyć ten unikalny system zrozumiały tylko dla niej.

Dopiero potem zabrała się za kociołki oraz inne pomoce naukowe. Kiedy nie chodzi się do szkoły, nie posiada się żadnych znajomych w swoim wieku i nie wychodzi się z domu dla własnego bezpieczeństwa, ma się bardzo dużo wolnego czasu. W ten sposób charłaczka opanowała materiał, który uczniów Szkoły Czarodziejstwa i Magii w Hogwarcie kosztował wiele nieprzespanych nocy. Oczywiście z wiadomych powodów nie była w stanie nauczyć się transmutacji i zaklęć, ale znała przynajmniej całą teorię. Inna sprawa, że samo patrzenie na rysunki ruchów ręką sprawiało jej ogromny ból. O wiele bardziej wolała swoją ukochaną Historię Magii, która nie wymagała żadnych czarodziejskich zdolności, a tylko pojętną głowę.

Kiedy kończyła już układać ubrania w szafie, nagle usłyszała okropny huk i pisk stworzenia uderzającego o szybę. Rzuciła się gwałtownie ku oknu wiedząc, że istnieje tylko jedna osoba, która mogłaby wysłać jej list po przeprowadzce. Sonia Shafiq może i była odcięta przez całe życie od świata, ale jej najlepszy przyjaciel z Wmigurok każdego dnia ratował ją przed popadnięciem z tego powodu w całkowity obłęd.

Witamy w Londynie Soniu,
Piszę do Ciebie na szybko bo nie chcę, aby mama zauważyła jak wysyłam listy sową. Od kłótni z tatą i Dolores nie może znieść widoku jakichkolwiek czarodziejskich urządzeń. Chyba naprawdę źle to zniosła. Nie zmieniajmy jednak tematu. Naprawdę cieszę się, że będziemy się mogli w końcu zobaczyć. Kontakt listowny to nie to samo co rozmowa twarzą w twarz. Odpisz mi najszybciej, którego dnia możemy się spotkać. Muszę pilnie poinformować cię o pewnej nowej niebezpiecznej grupie czarodziejów. Londyn zmienił się od czasów kiedy ostatnio byłaś w Anglii.
Twój najlepszy przyjaciel ( nie ważne, że jedyny)
Otis Umbridge

Z uśmiechem na twarzy przesuwała palcami po niedbałych literach zapisanych na pergaminie przez Otisa. Też bardzo za nim tęskniła. W końcu minęły już cztery lata od ich ostatniego spotkania. Najchętniej od razu ruszyłaby zobaczyć przyjaciela. Jednak najpierw musiałaby zapytać o pozwolenie mamę. Dla niej kompletnie nie ważne było, że Sofija skończyła już szesnaście lat. Nadal traktowała ją jak małe nieporadne dziecko. Na dodatek ułomne umysłowo. Zapewne było tak ze względu na jej przypadłość, której nadal nie potrafiła zaakceptować. Pomimo to zbierając w sobie resztki odwagi, zeszła na dół, aby mieć to już za sobą.

— Źle, ty bezużyteczna skrzacie! — wrzasnęła Ingrid przesuwając palcem po parapecie i poprawiając równocześnie okulary na nosie. — Nie widzisz, że dostaję przez Śnieżka... A psik!

— Przepraszam... — Dziewczyna starała się bezskutecznie zwrócić na siebie uwagę matki.

— Zaraz ci pokazać, gdzie miejsca! Moja różdżka zniknęła! Ukradła mi ją? — Chwyciła najbliższy wazon najwidoczniej chcąc wymierzyć jej karę.

— Nie! — krzyknęła w końcu Sonia stając w obronie przez cały czas trzęsącego się stworzenia. - Dałaś mi ją na przechowanie, aby nic się jej nie stało. Widzisz? Cała i zdrowa. Śnieżka nie ma nic z tym wspólnego.

— Oczywiście Sonieczko, przecie właśnie to miała na myśl. — Odrzuciła wazon, który w ostatnim momencie złapał skrzat domowy.

— A tak ogólnie, to mam takie małe pytanko. — Próbowała odwrócić uwagę matki od tych dramatycznych wydarzeń. — Mogłabym jutro wybrać się na Ulicę Pokątną? Przydałby się nam nowy zapas eliksirów.

— Może inny czas, umówiła już nas na obiad u Black. Walburga pisać, że ich najstarszy syn ideal się dla ciebie nadał.

Zabrakło jej aż powietrza z wrażenia. Wiedziała o nich na tyle dużo, aby zdawać sobie sprawę w jakie bagno ją wpakowała. Rodzina Black brzydziła się nawet stanąć koło czarodzieja półkrwi, a co dopiero zaprosić do swojego domu charłaka. Zniszczyliby ją żywcem. W pierwszym momencie pomyślała, że to musi być jakiś dowcip. Nawet własna matka by jej tego nie zrobiła. A przynajmniej, gdyby była w stanie odróżnić prawdę od fikcji. Poczuła jakby usuwał się jej grunt pod nogami.

— Mogłabyś pokazać mi ten list? — Starała się zapanować nad drżeniem głosu.

Tym razem na jej nieszczęście, nie okazało się to zwykłym wymysłem. Naprawdę to zrobiła. Wcześniejsze szczęście wynikające z listu Otisa natychmiast wyparowało, gdy zaczęła czytać uroczystą odpowiedź Walburgi na pismo jej matki. Wynikało z tego, że przedstawiono ją jako idealną czarownicę czystej krwi. Mało tego, która przedwcześnie skończyła naukę w Durmstrangu i jest mistrzynią czarnej magii. Na to ostatnie nieznacznie się uśmiechnęła. W życiu nie przeczytała większych bzdur na swój temat.

— Nigdzie nie idę. — Pokręciła głową i oddała Ingrid list. — Powiedz, że jestem chora albo nie chciało mi się wysłuchiwać kłamstw na swój temat. Syriusz Black obejdzie się beze mnie.

Już zamierzała ponownie schować się w swoim pokoju jak tchórz bojący się własnego cienia, ale nagle poczuła straszny ucisk w gardle. Zaklęcie obwiązywało jej szczelnie szyję, a z każdą sekundą coraz mocniej się zaciskało. Upadła na ziemię i zaczęła się krztusić. Śnieżka natychmiast do niej podbiegła, aby swoim zwyczajem zacząć nad nią lamentować. Kiedy ból przeszedł z trudem łapała powietrze. Właśnie dlatego nie lubiła oddawać matce różdżki. Czasami odzyskiwała zdrowe zmysły.

— Nie wystarczy ci, że przez ciebie jestem zmuszona do życia w takich warunkach kiedy mogłam żyć w pałacach? — wysyczała niczym wąż plujący jadem, tym razem bez żadnego błędu i płynnie. — Powinnaś mi być wdzięczna, że nie zostawiłam cię na pastwę losu jak twój ojciec. Miał na tyle rozumu, aby odciąć się od wynaturzenia, które spłodził. Twoim obowiązkiem jest spłacić dług. Pójdziesz do Blacków i będziesz się ładnie uśmiechać do ich synów. Nie jesteś pełnoletnia, więc jeżeli szybko to załatwimy to nawet nie zauważą twojego magicznego beztalencia. Będziesz wypowiadać moje kłamstwa jakbyś w nie wierzyła całym sercem. Jesteś czystej krwi. Zrozumiałaś?

Znowu poczuła ucisk w gardle, więc tylko pokiwała głową przez łzy chcąć mieć to już za sobą. Szczerze mówiąc wolała już Crucio bo nie była wtedy w stanie zrozumieć kierowanych w jej kierunku obelg. Wiedziała, że wtedy Ingrid znowu zamieni się w troskliwą, ale lekko zwariowaną, kochaną pomimo wszystko mammę. Sofija migdy nie potrafiła się postawić. Nie miała w sobie ani odrobiny Gryfonki. Kiedy rówieśnicy ją prześladowali po prostu czekała cierpliwie aż przestaną. Wierzyła, że w jakiś sposób sobie na to wszystko zasłużyła. Kłamstwo powtarzane tysiące razy w końcu staje się prawdą.

— Skoro już to wyjaśniła Sonieczko — znowu powróciła do cukierkowego głosiku - wybrać sobie coś z szafa. Masz tyle ładna sukienek. Na pewno spodoba się w nich Syriusz.

W głowie nadal odbijały się jej uderzenia obcasów o posadzkę. Przycisnęła kolana do piersi i zaczęła się kołysać, aby się uspokoić. Czuła się dokładnie jak wykorzystywany skrzat domowy. Dlatego odesłała chcącą jej jakoś pomóc Śnieżkę, aby sobie odpoczęła chociaż przez chwilę. Przez cały czas chwaliła dobroć panienki Soni. Jednak ona sama nie uważała się za osobę szlachetną.

Pomimo usilnych starań myśl o Syriuszu wprawiała ją w coś na kształt złości. Zdawała sobie sprawę, że nie ponosi winy za kłamstwa jej matki zamieszczone w liście, ale nie potrafiła wyrzucić z siebie tego palącego uczucia. Nigdy nie miała głębszych relacji z mężczyznami oprócz Otisa, który był dla niej raczej jak brat. Dlatego wyobrażała sobie to spotkanie niczym okrutną transakcję. Była popsutym towarem, który Ingrid Shafiq próbowała wepchnąć pierwszej nadającej się osobie licząc, że nie zauważy przynajmniej do czasu zapłaty.

A skoro tak traktowała ją rodzona matka to co dopiero ktoś z rodziny Blacków? Wszyscy czarodzieje mówili, że nawet własne dzieci męczyli Cruciatusem przynajmniej raz dziennie. Zawsze serce ściskało jej się na samą taką myśl. Właśnie taka była Sonia Shafiq. W każdym złoczyńcy widziała dobro, ale samej siebie nie potrafiła w żaden sposób pokochać. Dlatego nie wymagała tego od otoczenia. Jedyne czego chciała to po prostu przetrwać nie krzywdząc przy tym innych.

Jedyny ratunek widziała w spełnieniu prośby matki, ale przy okazji próbie zniechęcenia do siebie starszego z Blacków. Będzie się uśmiechać, ale nie uraczy go ani jednym spojrzeniem. Na zadane pytania będzie odpowiadać mimochodem. Po prostu będzie nijaka jak zawsze. Mama nie będzie mogła jej winić jeżeli mu się nie spodoba. Raczej będzie czuła się osobiście dotknięta jego odmową. Tak, dokładnie tak zrobi. Ścisnęła krzyżyk z nową energią w sercu. Pozostało jej jedynie modlić się, aby jakoś przetrwać jutrzejszy dzień. Tylko, że nie każda modlitwa daje nam to czego dokładnie chcemy.

Forward
Sign in to leave a review.