
Książę Slytherinu
Czerwiec 1977 rok
Zdecydowana większość uczniów Hogwartu zawsze smuciła się, kiedy nadchodziło zakończenie roku szkolnego. Musieli pożegnać się ze swoimi przyjaciółmi na długie dwa miesiące i nie używać w tym czasie żadnego najdrobniejszego zaklęcia niczym zwykli mugole. Zupełnie inaczej odbierał to w tym roku Regulus Black, który naprawdę cieszył się na powrót do domu. Właśnie w tym roku miał spełnić swoje największe marzenie dzięki pomocy swojej ulubionej kuzynki Belatrix Lestrange. Miała mu załatwić rozmowę z Czarnym Panem, aby mógł stać się Śmierciożercą. Odliczał każdą minutę w pociągu zmierzającym powoli do Londynu. Nie mógł się doczekać.
— Reg, o czym ty tak nieustannie myślisz? — zapytała siedząca obok niego dziewczyna o kocich rysach twarzy, przyglądająca mu się z ciekawością. — Mam nadzieję, że o mnie.
— Oczywiście, że tak — skłamał.
Jeżeli ktoś zapytałby się wtedy Regulusa za co kocha swoją dziewczynę Tamarę Selwyn, nie uzyskałby zbyt długiej odpowiedzi. Oczywiście nie oznaczało to, że była brzydka. Wielu jego kolegów ze Slytherinu po prostu mu zazdrościło. Uwielbiali jej naturalnie kręcące się w drobne sprężynki włosy oraz wesołe usposobienie. Każdy marzył o chociaż jednym spojrzeniu bystrych piwnych oczu. Tymczasem Black w zasadzie mógł skrócić wszystko co lubił w Ślizgonce do dwóch cech. Miała czystą krew oraz pochodziła z zamożnej rodziny. Tyle w zupełności mu wystarczało do bycia w miarę zadowolonym z tego związku.
— Będziesz do mnie pisał codziennie?— chciała się upewnić, przytulając się do jego ramienia. — Nie wiem czy wytrzymam bez ciebie aż tak długo. Oczywiście nie chce się wpraszać, ale byłoby mi bardzo miło, gdyby...
— Nie, nie zaproszę cię do mojego domu — zaczął jej tłumaczyć chyba już po raz dwudziesty w tym miesiącu. — Jesteśmy razem dopiero od kilku tygodni, a moi rodzice nawet jeszcze o nas nie wiedzą. Syriusz w zasadzie też i lepiej, żeby tak zostało. Jeszcze kilka razy o to zapytaj, a zacznę myśleć, że spotykasz się ze mną, aby wkraść się w łaski mojej rodziny.
— Nie po to załatwiłam nam wolny przydział, abyś poddawał w wątpliwość moją miłość do ciebie. — Zamknęła mu usta namiętnym pocałunkiem.
Nie wierzył w ani jedne słowo płynące z jej kłamliwych ust, ale starał się dobrze odgrywać swoją rolę. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Tamara jeszcze rok temu zalecała się na poważnie do jego starszego brata jak z resztą większość żeńskiej części uczniów Hogwartu. A on dał jej spektakularnego kosza w imię swojej reputacji szkolnego łamacza serc. Chyba te kilka wymienionych pocałunków musiało mocno wpaść jej w pamięć. Nawet dzisiaj Regulus przyłapał ją na posyłaniu tęsknych spojrzeń Syriuszowi. W zasadzie nie miał o to do niej pretensji. W końcu chodził z nią tylko, aby wzmocnić swoją pozycję wśród Ślizgonów. Niech dziewczyna też ma coś z życia.
Jednak po kilku chwilach spędzonych w jej objęciach zaczął się gorączkowo modlić, aby pociąg wreszcie się zatrzymał i uwolnił go z tej pułapki, zanim nie będzie za późno. Mógł próbować oszukiwać innych, ale nie był takim luzakiem jak starszy z Blacków. Nie potrafił romansować z każdą dziewczyną na swojej drodze, a potem o tym od razu zapomnieć jakby nigdy nic. Co by się stało, gdyby matka zobaczyłaby go na peronie w pognieconych ubraniach? Tym bardziej z Selwyn, która nawet nie była bliska spełnienia wysokich wymagań jego rodziny? Nie przeżyłby takiego wstydu. Kiedy zaczęła powoli odpinać guziki jego koszuli przeraził się już nie na żarty.
— Fujka, jesteś obrzydliwa Tam. Minus dwadzieścia punktów dla Slytherinu za technikę. Nie widzisz, że Regulus ledwo jest w stanie oddychać? — Na dźwięk dobrze znanego piskliwego głosiku prefektki Slytherinu omal nie rzucił się na kolana w akcie bezgranicznej wdzięczności.
Koścista dziewczyna w ich wieku przypominająca trochę szczura z krótkimi blond włosami, przysunęła swoją świecącą jasno różdżkę do ich twarzy jakby chciała się upewnić, że nikt się pod nich nie podszył. Twierdziła, że to przyzwyczajenie przydaje się przyszłym aurorom. Z intensywnie zielonymi oczami i trochę małym ostrym noskiem, Lucinda Pettigrew idealnie wpisywała się w wyobrażenia mugoli o wiedźmach.
— Nie możesz odejmować nam punktów po zakończeniu roku szkolnego, mieszańcu. — Tamara przewróciła oczami najwyraźniej podirytowana.
— Rzeczywiście nie mogę, ale zapiszę to sobie w specjalnym notesiku i we wrześniu to naprawimy — stwierdziła wesoło. — Mogę zabrać Regulusa?
Rzeczywiście Ślizgon powinien był razem z Lucindą pilnować porządku w pociągu. Niemiły obowiązek prefektów domu z którego próbował się bezskutecznie wymigać. Nie miał zamiaru pokazywać się z czarownicą półkrwi u boku. Co prawda nie byli oni tacy źli jak mugolaki, ale akurat ona miała za ojca mugola. Na pewno nim przesiąkła. Nie miał jednak zbyt wielkiego wyboru. Jeżeliby z nią nie poszedł to prędzej czy później naskarżyłaby na niego opiekunowi domu. Poza tym była to idealna okazja na ucieczkę przed panną Selwyn.
Resztę podróży spędził na cichym obserwowaniu poczynań Pettigrew, która najwyraźniej wcale nie potrzebowała jego pomocy. Wykonywała swoje obowiązki z taką pasją, że nawet on musiał to w końcu przyznać. Przeszła chyba dosłownie wszystkie przedziały i dokładnie je przeszukała. Ominęła tylko Huncwotów co było dość rozsądnym posunięciem. Przyjaciele Syriusza może i byli zawodowymi śmieszkami, ale do Ślizgonów zdecydowanie nie pałali sympatią. Nawet dla siostry Petera nie robili wyjątków.
Szesnastolatek po dwóch godzinach krążenia po pociągu w końcu doczekał się dotarcia na peron 9 i 3/4. Nawet nie żegnając się z nadmiernie żywiołową blondynką, szybko ruszył do wyjścia. Przepychał się przez tłum nastolatków w celu odnalezienia rodziców. Zawsze specjalnie teleporotowali się na miejsce, aby nie narażać się na kontakt z mugolami. Tym razem najwidoczniej musieli mieć małe opóźnienie bo większość uczniów zdążyła się rozejść. Nieliczni żegnali się jeszcze z przyjaciółmi. W tym Syriusz, który ostatni raz uściskał Jamesa na pożegnanie. Po upewnieniu się, że nikt nie patrzy, podszedł do swojego młodszego brata.
Młodzi Blackowie mieli jedną ważną braterską zasadę: spędzamy razem każde wakacje, ale w szkole się nie znamy. Wynikało to ze sprzeczności światów do których należeli. Syriusz jako Gryfon lubił otaczać się różnymi typami ludzi bez względu na ich pochodzenie, gdy Regulus prowadził wstępną selekcję. Zanim zamienił z kimś słowo, najpierw pytał o status krwi. Dopiero potem decydował w jaki sposób powinien rozmawiać z tą osobą. Na przykład Huncwotów uważał za znośnych, ale nie godnych jego uwagi. Syriusz zwykle po wysłuchiwaniu takich wywodów, łapał się z bezradnością za głowę nazywając go maniakiem.
— Hej młody. Słyszałem, że miałeś bardzo intensywną we wrażenia randkę — spróbował zażartować, aby rozluźnić atmosferę.
— Nie waż się nawet tego komentować — wysyczał Ślizgon.
— Nie miałem takiego zamiaru — zapewnił. — Tylko ciekawi mnie po co chodzisz z kimś kogo wyraźnie nie możesz znieść. Krzywisz się strasznie za każdym razem, gdy ją widzisz. Zupełnie jak ja na widok Stworka.
— Bo właśnie nie chcę się do niej przywiązywać! — W końcu wybuchnął zirytowany i walnął prawdą prosto z mostu. — I tak to rodzice wybiorą mi przyszłą żonę, więc po co miałbym chodzić z kimś kogo mógłbym polubić? Nie mam zamiaru skończyć jak Andromeda.
— Nie wierzę — wyszeptał Gryfon ocierając sztuczną łzę po chwili ciszy. —Mój brat pod tą skorupą obojętności jednak ma jeszcze jakieś uczucia. Ostatnio mówiłeś z taką pasją podczas mowy pogrzebowej, gdy zabiłem w twojej obecności muchę. Opłakiwałeś ją przez tydzień. Piękne czasy.
Już chciał przypomnieć mu, że miał wtedy tylko siedem lat, ale właśnie w tym momencie przed nimi zmaterializowali się państwo Black. Regulus dziękował Bogu za to, że nie przybyli tutaj kilku sekund wcześniej i nie usłyszeli jego wyrzutów. Po raz pierwszy to nie Syriusz miałby poważne kłopoty. Niczego nieświadoma Walburga niemal natychmiast się na niego rzuciła. Orion natomiast z niesmakiem przyglądał się swojemu pierworodnemu.
— Witaj synu.
— Witaj ojcze, matko — odpowiedział tonem wyjątkowo wypranym z jakichkolwiek emocji po czym wszyscy teleportowali się z powrotem do domu.
Na miejscu Regulus stwierdził, że Grimmuld Place 12 w niczym nie zmieniło się od poprzedniego roku. Wyglądało równie mrocznie i przerażająco jak zawsze. Inaczej nie wyobrażałby sobie nazywać tego miejsca domem. Z lubością przyglądał się dawno nie widzianym elementom wystroju. Przywitał się również z obrazami swoich przodków, którzy już od wejścia zaczęli krytykować postawę wiecznie krzywiącego się Syriusza. Pewne rzeczy pozostawały bezzmienne. Bracia chcieli rozejść się już do swoich pokoi, aby rozpakować kufry, ale Walburga zatrzymała ich jednym stanowczym ruchem ręki.
— Później odpoczniecie chłopcy, najpierw musimy porozmawiać o bardzo ważnym czekającym nas wydarzeniu. Dotyczy to was obu, więc radzę nie protestować.
Młodszy chłopak nawet nie miał takiego zamiaru. Domyślał się o co może chodzić matce. Zapewne chciała ogłosić swoją aprobatę dla jego planów zostania śmiercożercom i w tym celu zaprosić Bellatrix. Czuł wielkie podekscytowanie na myśl o coraz bardziej zbliżającym się spotkaniem z idolem. Dziedzic Slytherina musiał być najwspanialszą osobą chodzącą po tym świecie. Zupełnie jak w bajkach z dzieciństwa.
Uśmiechnął się do Stworka, który natychmiast otworzył przed nim drzwi do jadalni. Natomiast trochę ociągającemu się drugiemu z Blacków, zatrzasnął je tuż przed nosem. Biedak uderzał w nie pięściami aż w końcu nie mając innego wyjścia, teleportował się o kilka kroków. Miał taką minę jakby zamierzał własnymi rękami zamordować skrzata domowego. Na szczęście Syriusz był psem, który dużo szczeka, ale nie gryzie.
— Skoro już wszyscy po tych ciężkich próbach zdołaliści tutaj dotrzeć — skomentował złośliwie Orion — to łaskawie wysłuchajcie tego co matka ma wam do powiedzenia.
— Niedawno dostałam list od mojej dobrej przyjaciółki z Norwegii o jej przeprowadce do Londynu. Obie uznałyśmy, że to doskonała okazja, aby poznać was z jej córką. Jest chyba mniej więcej w wieku Regulusa. — Wspomniany poruszył się niespokojnie na krześle. — Ingrid mówiła o niej same dobre rzeczy. Bardzo śliczna, prymuska, skończyła szkołę we wcześniejszym terminie oraz dobrze wychowana panienka. Rodzina Shafiq jest jednym z najbardziej szanowanych rodów czystej krwi. Idealnie nada się dla ciebie Syriuszu.
Gryfon omal nie zwrócił czekoladowych żab z Hogwart Express na te słowa. Natomiast na twarzy Regulusa, który nie potrafił się powstrzymać, pojawił się kpiący uśmieszek. Na szczęście to nie była jego kolej. Co prawda ta informacja nie była tym na co liczył młody Black, ale będzie miał przynajmniej okazję na pośmianie się z ewidentnie nie zadowolonego z tego pomysłu brata.
— Nie będę zabawiać jakiejś rozpuszczonej panienki z obsesją na punkcie czystej krwi. Lepiej wyznaczcie do tego Regulusa, na pewno się z nią dogada — stwierdził Syriusz na co Walburga wstała gwałtownie od stołu.
— Regulus jest na to za młody, a poza tym zasługuje na wszystko co najlepsze. A ty jesteś naszym pierworodnym synem i twoim zadaniem jest przyniesienie dumy rodowi! Będziesz adorował Sofiję Shafiq czy ci się to podoba czy nie!
— Nigdy w życiu bym nie pomyślał, że własna matka będzie kazać mi zdobywać damskie serca — zakpił całkowicie tracąc nad sobą panowanie. — I co zrobisz jak się nie zgodzę? Powiesisz moją głowę na ścianie przy kolekcji skrzatów domowych? Może być, byle zdala od Stworka.
— Regulusie — wyharczał Orion wyciągając różdżkę. — Marsz do pokoju. Twój brat najwyraźniej potrzebuje lekcji pokory i dorosłości.
Na początku się zawahał, ale widząc ostre spojrzenie matki posłusznie ruszył w stronę schodów. Po drodze słyszał odgłosy rzucanych zaklęć oraz krzyki bólu Syriusza. Cały czas powtarzał sobie, że rodzice robią to dla jego dobra. Jeżeli jego brat się nie podporządkuje w końcu nadejdzie taki dzień, że będą zmuszeni go wydziedziczyć. A Regulus by tego nie zniósł. Nie chciał zostać sam.
„Nie wchodzić bez wyraźnego pozwolenia Regulusa Arkturusa Blacka”
Niemal natychmiast rzucił się zmęczony na łóżko. Przyglądał się sufitowi próbując uspokoić myśli. Czuł się bezpieczny w swoim azylu do którego nikt oprócz niego samego nie miał wstępu. Kolory Slytherinu go uspokajały, a herb rodu Black wiszący na ścianie dodawał pewności siebie. Nabierał powoli przekonania, że postąpił słusznie nie angażując się w tą kłótnię. Dobrzy śmierciożercy musieli umieć działać dla wyższego dobra. Naprawdę powinien wysłać sowę do Bellatrix.
Mimowolnie jego myśli odpłynęły w stonę Sofiji Shafiq. Dla Syriusza jej nazwisko mogło brzmieć obco, ale Regulus doskonale je znał. Znajdowało się w spisie Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki rodów czystej krwi. Każdy Ślizgon znał go na pamięć. Jego brat mógł narzekać na regorystyczne zasady rodziców, ale tym razem naprawdę postarali się znaleść mu najlepszą partnerkę. Prawdziwe pytanie czy ta dziewczyna będąca szkolną prymuską w ogóle zechce chociaż spojrzeć na kogoś takiego. To będzie istna komedia i tragedia w jednym.
Nagle coś do niego dotarło. Mieszkała wcześniej w Norwegii. To oznaczało, że musiała chodzić do Durmstrangu. Regulus wiele o nim słyszał. Podobno nauczano tam czarnej magii. Może to spotkanie nie będzie dla niego stratem czasu? Jako przedwczesna absolwentka powinna być mistrzynią w tej dziedzinie. Może przy odrobinie szczęścia podzieliłaby się z nim chociaż odrobiną swojej wiedzy? Mógłby chociaż trochę zaimponować Czarnemu Panu. Po raz pierwszy dzisiejszego dnia zaczął pokładać nadzieję w umiejętnościach podrywu brata. Nawet przez myśl mu nie przeszło jak bardzo mylił się tak pochopnie oceniając Sofiję Shafiq.