Odłam Losu |Harry Potter|

Harry Potter - J. K. Rowling
F/M
M/M
G
Odłam Losu |Harry Potter|
Summary
"... Los pisze scenariusze krwią śmiertelników, by zaspokoić chore żądze Śmierci tańczącej z Życiem w mrocznym tańcu, pomiędzy którym zawieruszyła się drobna dusza... " ~Zupełnie inna historia Harry'ego Pottera, niezgodna z kanonem poza głównymi postaciami, wolno pisana~Praca przenoszona z wattpada, zachęcam do odnalezienia jej na tamtej platformie, pojawia się tam dużo bardziej regularnie i to tam wrzucam ważne informacje dotyczące rozdziałów. Znajdziecie ją pod tym samym tytułem <33
All Chapters Forward

|5|

Kotwica. To musiała być kotwica. Wszystko pasowało do siebie zbyt idealnie, jego wspomnienia pomieszały się z faktami jakich się dowiedział, tworząc mozaikę z odpowiedzią. Teraz wydawała mu się krzyczeć prosto w twarz, szydząc z tego, ile czasu zajęło mu dojście do prawdy. Słyszał w oddali dawną, wręcz zapomnianą rozmowę z Czasem, w której jego brat tłumaczył mu jego nowy twór, na tyle ważny by poinformować o nim Wyrocznię Świata. Jak mógł nie wpaść na to wcześniej?

-Widzisz Losie, życie śmiertelnika jest bardzo kruche, naprawdę na tyle kruche by jedno wydarzenie mogło zmienić jego bieg. Czasem jesteś okropnym Odłamem Losie, kiedy kierujesz ich na drogę ku zagładzie - wydawało mu się, że jego uszy napełnia sarkastyczny śmiech jego brata - Dlatego ustanowiłem w nim coś by troszkę powstrzymać twoją moc i twoje wpływy.

-Ah tak Czasie a co takiego zrobiłeś? Wiesz, że moja moc jest prawie nieograniczona - pamiętał swoją sarkastyczną odpowiedź. Był wtedy bardzo młody, wydawało mu się, że nie ma rzeczy, która jest w stanie go powstrzymać, bo to on ma władzę w rękach. Pamiętał jak bardzo był zapatrzony w siebie. Jak bardzo wstydził się za siebie w tym momencie.

-Nie bądź taki pewny siebie Losie. Stworzyłem coś obiektywnie genialnego! - jego brat poprowadził go do biurka w jego komnatach. Chwycił jeden pergamin i podsunął mu pod oczy - To coś tak skomplikowanego, że aż prostego. Potrzebowałem do tego malutkiej próbki twojej mocy i mocy Przeznaczenia, ale efekt jest tego warty. Mam nadzieję, że się nie obrazisz - jego oczy sunęły po papierze, na którym rozrysowane były włókna z nitki życia śmiertelnika. Precyzyjne szkice ukazywały połączenie każdej mocy, która płynie w istocie w momencie narodzin. Jego uwagę zwróciła pojedyncza nić, której nigdy wcześniej nie widział, mieniąca się srebrem jego mocy, bielą mocy Przeznaczenia i smugą jasnego błękitu, którego nigdy wcześniej nie widział na oczy.

-Co to takiego Czasie? - patrzył jak jego brat z podnieceniem powiększa magicznie rysunek, ukazując nitkę z innej perspektywy, przez co biało srebrno niebieska smuga stała się rzeką płynącą tuż obok fundamentu stworzonego przez Życie.

-To jest właśnie ograniczenie twojej mocy. To jest kotwica Losie - przejechał z dumą palcem po swoim dziele. Jego wspomnieniowa wersja zmarszczyła brwi. Patrzył, jak kolory mieszają się ze sobą na papierze - Jest to ostateczny cel w życiu śmiertelnika. Coś co napędza jego historię do działania. Nakłada się ją w momencie, w którym śmiertelnik przychodzi na świat. Kawałek twojej mocy wybiera cel życia śmiertelnika, który może chodź nie musi się spełnić. Co ważne cel ten jest bardzo ciężko zmienić i tylko tak naprawdę, któreś z nas mogło by tego dokonać. Żaden śmiertelnik nie może posiadać takiej mocy. Kawałek mocy Przeznaczenia ugruntowuje kotwicę, dzięki czemu jest ona stałym elementem życia śmiertelnika. To dzięki mocy Przeznaczenia kotwica ma swoje zastosowanie. Działa to na takiej samej zasadzie jak Wielkie Przepowiednie. Tak jak Przepowiedni, Kotwicy nie da się odczepić od życia śmiertelnika - ironiczne, że w przeciągu kilku minut dwa teoretycznie nienaruszalne fundamenty z życia jednego śmiertelnika zostały wyłamane - Moja moc wprawia w ruch całą konstrukcję dzięki czemu śmiertelnik bez względu na wydarzenia w jego życiu zostanie na swoim torze czasowym. To właśnie tam osadzony jest drugi koniec kotwicy. Niesamowite prawda?...

Wspomnienie urwało się w połowie, przywracając go do Wiedzy Ogólnej. Cholerna kotwica. Tak bardzo oczywista odpowiedź na jego pytania teraz odbijała się echem w jego umyśle, kpiąc z niego okrutnie. Naprawdę był wykończony, jeśli zapomniał o tak ważnej części życia każdego śmiertelnika. Potrzebował długiego odpoczynku.

Jego gonitwę myśli przerwał czuły dotyk na jego dłoni. Zaskoczony spojrzał trzeźwo na Miłość, która stała u jego boku, ze zmartwieniem przyglądając się jego twarzy. Kompletnie o niej zapomniał, stojąc zawieszony pomiędzy rzeczywistością, a wspomnieniami.

- Losie? Wszystko w porządku? - jej głos był cichy, niemal szeptała. Wiedział, że musiał ją zmartwić, kiedy odtwarzał w głowie wspomnienie stojąc bez ruchu zapatrzony w przestrzeń.

-Nie...To znaczy tak wszystko w porządku - trochę się zaplątał marszcząc brwi - Po prostu coś sobie przypomniałem. To nic, nie martw się.

-Już wiesz czym jest głębina prawda? - w jej głosie pobrzmiewała niepewność, tak jakby bała się zadać to pytanie. Naprawdę musiał ją wystraszyć.

-Tak Miłości. Teraz już wiem - spojrzał na nią z nowym zapałem w oczach - Ty tego nie pamiętasz, ale kiedyś dawno, dawno temu Czas wymyślił sposób by trochę ustabilizować życie śmiertelników by nie było ono w pełni zależne od nas. Chciał zrobić coś co uwolniłoby Wyrocznię Świata od kontrolowania każdego jednego życia śmiertelników. Więc stworzył mechanizm kotwicy.

-Kotwicy? - zamyśliła się na moment - Ah moja poprzedniczka mówiła mi o niej! Czy to nie jest Ten Mechanizm? Który sprawia, że śmiertelnik ma zawsze jakiś cel w życiu dzięki czemu jego tor czasu jest stabilny?

-Dokładnie ten! Jakbyś odpowiadała na ocenę w szkole dostałabyś ode mnie piątkę z plusem.

-Więc głębina to kotwica, rozumiem. Ale co dalej?

-Pamiętasz ten kawałek elfickiego skryptu?

-No tak przecież to o niego nam ciągle chodzi. „Głębina z prochem odmierzającym sekundy i refleksy białej szaty tańczące wokoło niej tworzą bieg historii tej". Ale jak to się ma do Przeznaczenia i Czasu? - zaczynał się robić lekko poirytowany, że musi jej tłumaczyć wszystko od początku do końca. Zaraz jednak przypomniał sobie, że jej przecież nie było z nimi, kiedy Czas stworzył mechanizm kotwicy, więc dla niej nie było to coś ważnego. Kiedy przybyła do The Silvmonts Hall kotwica już od dawna była naturalną częścią ich życia. Nawet on przez chwilę o niej zapomniał.

-To moc Przeznaczenia, Czasu i moja składają się na działanie kotwicy. To dzięki nam jest ona w stanie działać.

-Twoja moc? Dlaczego więc nie ma jej w zapiskach elfickich? - sam przez chwilę musiał się nad tym zastanowić. Jednak odpowiedź przypłynęła do niego bardzo szybko, jak fala uderzająca o brzeg.

-Myślę, że to wina subtelnych różnic, których niewprawione oko nie dostrzeże. Moc moja i moc Przeznaczenia są do siebie niemal bliźniaczo podobne, może dlatego, że jesteśmy bliźniakami - zaśmiał się cicho, jednak zaraz spoważniał - Wpływamy na śmiertelników w bardzo podobny sposób, więc zdarza się, że jesteśmy brani za jedność. Za jednocześnie Los i Przeznaczenie. Jednak jak sama pewnie wiesz nasze moce u podstaw bardzo się od siebie różnią, o czym nie każdy wie, głównie z mojej winy. Przecież w Świecie Ziemskim nie ma za dużo zapisków o mnie i wolę, żeby tak właśnie zostało - Miłość zamknęła usta, pewnie chcąc zadać kolejne pytanie - Nie wszystko co dotyczy Wyroczni Świata musi opuszczać naszą rezydencję prawda? - zjawa pokiwała niechętnie głową, chociaż sama zostawiła chyba największy ślad w Ziemskiej kulturze - Jak sama pewnie wiesz, moja moc nigdy nie była, nie jest i nie będzie czymś ostatecznym. Lubię o sobie myśleć jak o drogowskazie na drodze śmiertelnika. Jestem po to by ukierunkować jego życie, ale na pewno nigdy nim nie steruje. Moja moc podsuwa tylko sugestie, można powiedzieć luźne pomysły, którymi śmiertelnik może, ale nie musi się kierować. Zostawiam mu zawsze prawo wyboru, wolną wolę, pozwalam na autonomię w decyzjach.

Natomiast moc Przeznaczenia jest bardziej ostateczna. Nawet nie bardziej, ona po prostu jest ostateczna. Cokolwiek Przeznaczenie napisze śmiertelnikowi, zostaje z nim, dopóki się nie spełni. Jego moc jest bardziej stanowcza i ostra, dlatego samo Przeznaczenie używa jej rzadko w kwestii śmiertelników, bo realnie, ile ostatecznych decyzji może podjąć jedna jednostka. Raczej skupia się on na tworzeniu przepowiedni, kontrolowaniu przepływu ilości ostatecznych decyzji dla jednego stworzenia. Jednak mimo tych różnic i przez moją małą ingerencję w zapiski śmiertelników to mocy Przeznaczenia przypisuje się również moją rolę w Wyroczni Świata.

-Oh Losie - Miłość patrzyła na niego ze współczuciem wymalowanym na twarzy - Czy to cię nie irytuje? Że twoje zasługi są przypisywane komuś innemu? - nie chciał, żeby jego wytłumaczenie zabrzmiało jak wyżalanie się. Po prostu chciał jej przekazać wiedzę, której jeszcze nie posiadała. Nie miał żadnego żalu przez to, że był cieniem swojego brata. Wiedział, że tak po prostu było i nie chciał okłamać Miłości. Jednak ona musiała to odebrać w inny sposób.

-Ani trochę. Dla mnie liczy się to co robię tutaj, a nie to co myślą o mnie śmiertelnicy w świecie, który kontroluje - pokiwała głową, zanurzając się w swoich myślach.

Wiedział, że dla niejednego Odłamu brak posiadania swojej księgi w Świecie Ziemskim było czymś absurdalnym, jednak jego cieszył ten stan rzeczy. Nie chciał by jego moc była czymś powszechnie znanym, wtedy jego działania przestałyby wskazywać drogę, a narzucałyby ją poprzez jego autorytet. Wolał siedzieć w cieniu i nie wychylać się ze swojego miejsca, dzięki temu mógł osiągnąć spokój.

-Dobrze Losie, ale skoro już wiemy co oznacza ten tekst, co robimy dalej? Jakie są nasze kolejne kroki? - rozpromienił się. Nawet nie wiedział, w którym momencie „ja" i „moje kolejne kroki" zmieniło się w jego głowie na „my" i „nasze kolejne kroki". Uśmiechnął się do swojej towarzyszki i splótł ich palce razem, rozglądając się po swoim sektorze. Jakie były ich kolejne kroki?

***

Dziwnie było przechadzać się po tym świecie, kiedy wszystko stało w miejscu, zamrożone i puste. Czuła się bardzo odrealniona, kiedy minęła uśmiechniętą parę trzymającą się za ręce.

Richard Forbes i Beatrice Graham przypomniała sobie. Byli w związku już parę dobrych lat i chodź jeszcze tego nie wiedzieli Beatrice była w ciąży z ich pierwszym dzieckiem. Im dłużej im się przyglądała tym bardziej zaczynała nienawidzić ich roześmianych twarzy. Jej rządza wzrosła, kiedy przypomniała sobie historię rodzinny pani Graham. Paskudny uśmiech wpłynął na jej krwawo czerwone usta. Rak wątroby krążył już w jej żyłach od kiedy przyszła na świat. Ahh słodcy niewinni Grahamowie mieli tą niezwykle dziwną przypadłość, że ich choroba nie dość, że była przekazywana z pokolenia na pokolenie to dodatkowo dziwnym trafem zawsze, w każdym jednym przypadku, była wykrywana w przedostatnim lub nawet ostatnim stadium, kiedy nie było już odwrotu. Osobiście rzuciła na nich tą klątwę, okrutne zaklęcie, które aktywowało się po przyjściu na świat żeńskiego potomka, tak by klątwa zawsze została przekazana dalej. Już od pokoleń kobiety tego rodu wydawały się padać jak muchy zaraz po porodzie, zawsze córki. Niesamowicie smutny zbieg okoliczności jak określali to lekarze śmiertelnicy. Biedna Beatrice. Jej uśmiech tylko się poszerzył. Spojrzała kobiecie prosto w oczy nie czując już do niej tak dużej nienawiści. Już za niedługo dostarczy jej dużo rozrywki. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że stanęła przed parą, zamiast kontynuować swój spacer do jej słodkiego, upragnionego celu. Do jej wisienki na torcie, podanej na srebrnym talerzu.

Drogę oświetlał jej jedynie ostry sierp księżyca jednak to jej wystarczało. Nie potrzebowała latarni Życia, żeby wiedzieć, gdzie zmierza.

Mijała kolejne domy wolnostojące, przyglądając się zastygłych twarzach ludzi. Naprawdę czasem ciężko było jej ich zrozumieć, ich irracjonalne lęki i obawy, szczególnie przed nią samą. Wydawali się nie rozumieć, że ona była tylko zapłatą za życie jakie mieli okazje przeżyć. Na co dzień napawała się ich strachem, czerpiąc z niego niesamowitą energię, jednak nie dzisiaj. Dzisiaj była wielkim filozofem, który chciał rozwikłać zagadkę jaką stanowili dla niej śmiertelnicy. Dzisiaj nie mogła pojąć ich strachu przed nią, przecież była tylko kolejnym i zarazem ostatnim punktem na ich liście, a jednak wszyscy śmiertelnicy wydawali się jej obawiać. W tamtym momencie była ślepa na to jak przerażającą i szaloną jest istotą. W tamtym momencie po prostu nie rozumiała czego śmiertelnicy mogli się w niej bać. Jednak byli to tylko śmiertelnicy. Jedynie oni się jej obawiali. Nieśmiertelni mieli ją w głębokim poważaniu. Poczuła jak wściekłość zalewa jej wnętrzności.

Jej irytacja zaczęła w niej kiełkować już sekundy po tym jak dowiedziała się, że jej ofiara jakimś cudem zdoła się przed nią obronić. Cholerny Los i jego Następca wszystko jej popsuli. A może była to Wielka Przepowiednia, którą jakimś cudem złamał ten czarnoksiężnik? Nie była w stanie stwierdzić, chociaż to nie był pierwszy raz, kiedy ten człowiek złamał coś czego złamać nie miał nikt.

W głębi siebie wiedziała, że błędem było tak hojne obdarowanie śmiertelników wiedzą na jej temat. Pamiętała, że sama Wiedza odradzała jej posyłania tomiku poezji jej autorstwa do Świata Ziemskiego, z uwagi na informacje jakie w sobie zawierał o jej mocy. Zignorowała ją wtedy i do teraz odczuwała skutki tego błędu. Jej błahy tomik poezji sprawił, że czarodziej o niecnych zamiarach stworzył na jego podstawie siłę jakiej do tej pory nikt nie znał. Stworzył lekarstwo na nią samą. Mroczne, ciemne lekarstwo, które, żeby mogło powstać musiało użyć jej mocy, otwarcie z niej kpiąc. Horkruks. Do teraz pamiętała jaki uśmiech posłało jej Przeznaczenie na Kryzysowym Spotkaniu, kiedy cała sytuacja wyszła na jaw. To samo Przeznaczenie, które nie omieszkało się stworzyć na ten temat przepowiedni i to nie byle jakiej, ale Wielkiej Przepowiedni. Cholerny filar historii. Jej pusty śmiech zabrzmiał głośno wśród ciszy Świata Ziemskiego. Była tak głupia. Do tej pory pamiętała słowa przepowiedni, które za każdym razem przypominały jej jak wielką porażką była.

 

 

Dzień wiekopomny nadchodzi

Nową, mroczną siłę spłodzi

Siła do tej pory tajemnicą owiana

Zostanie w końcu pokonana

Mroczne zaklęcie, duszę rozszczepi

Życie nową siłą pokrzepi

Historia na zawsze zostanie zmieniona

Gdyż Śmierć, Życiem zostanie zastąpiona

Jeden niewinny tomik poezji sprawił, że jej panowanie zostało zachwiane. Z wielkim trudem przekonała Czas by nie skazywał jej na banicję, mimo tego, że najchętniej sama uciekłaby z The Silvmonts Hall. Przekonał go argument, że przecież tylko magiczne istoty są w stanie ją pokonać świadomie. Nie obyło się bez krzyku i głosowania w tej sprawie, jednak ostatecznie Los pokierował magiczny rząd na trop tej mrocznej siły i udało im się zakazać stosowania tego typu magii. Była mu winna za to przysługę. Albo nawet kilka. Chciała naprawić swój błąd, jednak nie wiedziała jak. Co raz się stało, na zawsze zostanie.

Pamiętała dzień, kiedy Lord Voldemort stworzył swój pierwszy horkruks. W tamtej chwili Tom Riddle był jednym z jej ulubionych czarodziejów, sam nasycał jej żądze, niekiedy nawet nie musiała mu tego sugerować. Lubiła patrzeć, jak torturuje innych, wiedziała, że jest on wybitną jednostką. Jednak to się zmieniło i o ironio zmienił to jeden dziennik. Jeden niewinny dziennik, taki sam w jakim zapisała swoje wiersze, którymi później postanowiła obdarować świat.

Pamiętała, że nie zabił tej dziewczyny bezpośrednio, zabił ją bazyliszek, jednak to on nim sterował. Na początku była bardziej niż zadowolona, jej podopieczny dokonał zabójstwa. Jednak później odczuła ból. Ból, którego nie potrafiła opisać żadnymi słowami. Jakby ktoś wbił w jej całe ciało miliony ostrzy. Tak narodził się jego pierwszy horkruks. Dziennik taki jak jej, który został skalany czarną magią, kpił z niej za każdym razem, kiedy sobie o nim przypomniała.

Myślała, że na tym poprzestanie. Jeden horkruks wystarcza by ją pokonać. Jednak on nie miał zamiaru się wycofać. Zakpił z niej aż sześć razy. Za każdym razem ból był jeszcze większy niż poprzednio jakby ktoś chciał jej dobitnie uświadomić jak wielki błąd popełniła. Każdy kolejny magiczny artefakt, który stał się horkruksem tańczył przed jej oczami, śmiejąc się jej w twarz.

Jednak teraz Lorda Voldemorta nie było. Przynajmniej nie fizycznie. Została po nim jedynie kupka popiołu i dusza, której ona nie pozwoli tak łatwo wrócić na ten świat. Jej irytacja przybrała na sile, kiedy jej myśli zaprzątał mroczny Lord. Szczerze go nienawidziła za to, ile bólu i szyderstw na nią sprowadził. Tak szybko z jej ulubieńca stał się jej największym wrogiem.

W oddali zobaczyła stary kościół, który wyglądał tak samo mrocznie jak go zapamiętała, co szczerze ją ucieszyło. Mrok był jej miejscem, jej największym przyjacielem. Czuła się w nim jak w domu, obserwując wszystko i wszystkich, analizując sytuację, tylko po to by wyjść z niego w najmniej spodziewanym momencie. Minęła kolejnego śmiertelnika i stanęła przed swoim celem. Domem ze spadzistym dachem, w którego oknach dalej paliło się światło. Z dziury w drzwiach unosił się popiół, który teraz zatrzymany w powietrzu wyglądał jak smuga księżycowej łuny.

Przeszła przez kamienną ścieżkę i weszła przez otwór w ścianie do środka domu. Jej uwagę od razu zwróciła jej ostatnia ofiara. Po prawej stronie znajdowało się ciało Jamesa Pottera, który leżał w tej samej pozycji w jakiej go zapamiętała. Jego okulary lekko zsunęły mu się z nosa kiedy upadł na ziemię, a jego oczy wyrażały strach. Jego włosy musiał rozwiać wiatr, wpadający przez wyrwę, bo układały się w powietrzu, zastygłe w czasie, jak on sam. Zimny i martwy. Stanął na drodze nieodpowiedniego człowieka. Chociaż czy Lord Voldemort był w jakimkolwiek stopniu człowiekiem? Zignorowała tą myśl kierując się do wejścia na piętro.

Weszła po schodach na górę, podnosząc swój czarny welon z twarzy, przez co jej oczy zaświeciły się od światła. Jej obcasy stukały głośno o drewnianą podłogę.

Już z daleka widziała swój cel. Jej żądza opanowała całe jej ciało. Niemal biegiem znalazła się w pokoiku dziecięcym, stając przy kołysce, w dokładnie tym samym miejscu, w którym Los otrzymał swojego Następcę od Ostateczności. Patrzyła na chłopca w kołysce, podziwiając jego jasne, zielone oczy. Były naprawdę ładne, w kolorze zaklęcia, które sama stworzyła. Jego włosy zastygły w zaprzeczającej grawitacji pozycji, rozwiane na wszystkie strony, przez siłę z jaką Czas zatrzymał Świat Ziemski.

-Chyba czegoś co brakuje mały, nie sądzisz? - przyglądała się jego czołu naznaczając je delikatnymi różowymi kreskami, kiedy jeździła paznokciem po jego bladej skórze. Mimo tego, że jego oczy były zamrożone, wydawało jej się, że pojawił się w nich nagły błysk światła. Tak jakby dalej odczuwał jej dotyk pomimo zamrożenia. Wiedziała, że nie powinna tu teraz być. Wiedziała, że Los przejęłaby ją, gdyby dowiedział się, że dotknęła jego Następcy przed nim. Wiedziała, że nie powinna go dotykać, bo mogłoby to stworzyć anomalie. Jednak te oczy... Zahipnotyzowały ją do głębi. Wiedziała, że nie powinna tego robić, jednak jej rządzą przybrała na sile. Odsunęła się od kołyski stając w snopie światła, przez co naszyjnik na jej szyi zabłyszczał niebieską poświatą. Składał się on z drobnych kamieni, pięknych i oszlifowanych na błysk zawieszonych na wzór kolii na srebrnym łańcuszku. Jednak naszyjnik ten miał jeden drobny mankament, dlatego zazwyczaj Śmierć skrywała go pod swoim ciemnym welonem.

Kolejny błąd na jej drodze, kolejna wielka porażka w jej życiu. Jedna z form, w której powinien znajdować się centralny kamień była pusta, a srebro bardzo kontrastowało z ciemnoniebieskimi kamieniami po bokach. Najważniejszy kamień z jej kolekcji stał się kolejnym wielkim artefaktem w świecie czarodziejów. Jej Kamień Wskrzeszenia przepadł w momencie, kiedy jej dawna poprzedniczka oddała go Środkowemu Bratu. Przeklęty mężczyzna ze złamanym sercem. Przeklęta poprzedniczka, której chciwość wygrała nad rozsądkiem.

-Los chyba powinien się dowiedzieć o jego małym błędzie, który mógłby go kosztować wszystko - rzuciła w przestrzeń przypominając sobie słowa złamanej przepowiedni. Z tego co zrozumiała z Kryzysowego Spotkania Czas i Los starali się upozorować pomyślny przebieg spełniania Wielkiej Przepowiedni, tak by nie ujawniać swojej interwencji przed śmiertelnikami. To było jak najbardziej zrozumiałe. Jednak Wielka Przepowiednia wyraźnie mówiła o naznaczeniu chłopca przez czarnoksiężnika.

Zjawa patrzyła na blade czoło chłopca marszcząc brwi. Jeśli Wspaniała Trójka Braci Trwających naprawdę chce upozorować pomyślne wypełnienie się przepowiedni, musi postarać się bardziej. Jednak nie to było teraz najważniejsze.

Odwróciła się w bok do ściany, przy której ją zostawili. Jej deser. Ciało rudowłosej kobiety leżało w nienaturalnej pozycji, siła zaklęcia, a może upadku, musiała złamać jej kręgosłup. Jej skroń była naznaczona krwią, tak samo jak jej prawa ręka. Sam jej zapach przyzywał zjawę do niej i do jej soczystej nitki życia, tak powoli wynurzającej się z jej ciała. Wystarczyło tylko mocniej pociągnąć i kobieta będzie jej na zawsze.

Oblizała swoje krwiste wargi podchodząc bliżej do jej ciała. Miała nadzieję, że ten deser poprawi jej humor. Kucnęła przy kobiecie, a na jej bladą twarz wpłynął cień sadyzmu. Nie kontrolowała już siebie i swoich decyzji. Jej ostre paznokcie wbiły się w rdzeń kręgowy kobiety. Musiała włożyć w to trochę siły, czuła jakby kobieta mimo zamrożenia stawiała przed nią opór, walcząc o swoje życie.

-Oh słodka Lily, nie opieraj się przede mną, twój czas się skończył - jej głos brzmiał głucho, tak jakby pochodził z innego wymiaru - Dostępujesz ogromnego zaszczytu, właśnie kończysz swój żywot zabijana przez samą Śmierć. Czysz to nie jest cudowne! - w końcu jej paznokcie wbiły się głęboko w skórę kobiety, tak że mogła dosięgnąć jej nitki życia. Musiała włożyć palec jeszcze głębiej, miała wrażenie, że czuje kość pod palcem. Jej usta napełniły się śliną. Tak bardzo kochała to uczucie. W końcu jej paznokieć wyczuł malutką szpulkę z nitką kobiety, obrośniętą przez macki rdzenia magicznego.

Zjawa wiedziała, że wyciąganie całej szpuli nie było konieczne, wystarczyłoby tylko pociągnąć za wystającą nić, jednak w ten sposób było ciekawiej. Smaczniej. Nie dała rady rozerwać jej skóry, musiała sobie pomóc swoim nożykiem. Przy rozcięciu zauważyła krew, która nie mogła jeszcze wypłynąć z jej ciała, jednak jej zapach od razu wypełnił jej nozdrza. Jeszcze na pewno tu wróci by zobaczyć, jak szkarłat oblewa jej zwłoki.

Zanurzyła dwa palce w karku kobiety dosięgając jej upragnionej szpuli. Może postawi ją sobie w swoich komnatach, oprawioną w czerwoną ramkę? Szarpnęła ręką, jednak nie udało jej się wyrwać nitki. Zaczynała się znowu irytować, więc pomimo chęci zabawy znowu sięgnęła po swój srebrny nóż. Odcięła precyzyjnie żyły i mięśnie oplatające szpulę, jak i macki rdzenia magicznego, które najmocniej trzymały nitkę przyczepioną do ciała. Jej krwawe usta znowu naznaczył szeroki uśmiech, kiedy w całości wyciągnęła nitkę życia kobiety. Przyglądała się jej przez chwilę dostrzegając w mroku jak brudne ma ręce. Jej palce były pokryte w całości krwią, nawet nie zauważyła tego wcześniej. Smak krwi nie miał sobie równych.

Ostatni raz spojrzała na rudowłosą, wyjmując palce z ust.

-Przyniosłaś mi dzisiaj wiele rozrywki droga Lily, przysłużyłaś się słusznej sprawie - odpowiedziała jej cisza jednak nie przejęła się tym za bardzo, w jej głowie śmiertelniczka uśmiechnęła się do niej, dziękując za ten zaszczyt. To jej wystarczało. Zabrała z ziemi swój nożyk i schowała go razem z nitką życia w fałdach koronkowej sukni. Czuła się spełniona.

Ostatni raz spojrzała na Następcę Losu i na jego wyjątkową matkę, zanim nie wyszła na zewnątrz. Musi powiedzieć Losikowi o jego błędzie. Będzie zabawa! Otworzyła swój portal i zniknęła w ciszy nocy.

Zalążek sztormu uformował się na horyzoncie, majacząc w oddali. Jeden mały ruch, mały krok i niewinna chmura może rozpętać piekło. Czy coś zostanie w zgliszczach jakie pozostawi?

Forward
Sign in to leave a review.